środa, 18 marca 2020

mpreg 86

„Bezsenne Noce



Chcę jak najszybciej znaleźć się w domu! Wstaję więc z sofy i idę wprost do pokoju, w którym mieszkał Eli. Otwieram drzwi od garderoby i zapalam światło, by łatwiej mi było spakować rzeczy, o które mnie prosił. W tej samej chwili spotyka mnie kolejna niemiła niespodzianka. Otóż uświadamiam sobie, że mój narzeczony ma bardzo niewiele ubrań. Te, które kazał mi przywieźć, to zaledwie kilka ciemnych swetrów. Dobrze pamiętam chwile, gdy miał je na sobie. Zwłaszcza ten czarny, pod którym się chował. Nie chcę, by Eli ponownie go nosił. Albo okropny szary, równie brzydki i o wiele za duży. Nie ma opcji, abym je zabrał ze sobą.

Poza swetrami zostaje parę koszulek, jakieś spodnie, w które teraz i tak nie wejdzie. Nie są to ubrania, w których chciałbym go oglądać. W naszym nowym domu sytuacja wcale nie wygląda lepiej. Mamy mnóstwo miejsca, lecz półki są praktycznie puste. Eli nie ma ich czym zapełnić. To moja wina. Pora to zmienić.

Opuszczam mieszkanie w szampańskim nastroju. Wizja wielkich zakupów w ekskluzywnym domu towarowym każdemu poprawiłaby humor. Zwłaszcza, jeśli ma się do dyspozycji naprawdę sporą sumę pieniędzy.

Znalezienie wolnego miejsca parkingowego późnym popołudniem to nie lada wyczyn. Krążę ponad dwadzieścia minut zanim udaje mi się zaparkować. Wsiadam do windy i jadę na samą górę, do działu męskiego. Szerokim łukiem omijam niezwykle chętne do współpracy asystentki, które proponują mi swoje usługi. Ich główne zadanie polega na tym, by wskazać drogę powrotną zagubionym klientom, którzy trafili tu przez przypadek lub włóczą się bez celu, marnując ich bezcenny czas.

- Szukam dyrektora – informuję jedną z bardziej natrętnych kobiet. – Jestem umówiony.

- Pan dyrektor jest na spotkaniu z projektantami, którzy…

- Dziękuję, poradzę sobie – przerywam kobiecie wyuczoną formułkę. Nie dam się spławić. Przez szybę dostrzegam Harrisa, który instruuje swoich podwładnych, by ci poprawili ustawienie manekinów na głównej wystawie. Podchodzę bliżej, uśmiechając się.

- Max, miło cię widzieć – mężczyzna uśmiecha się do mnie, wyciągając rękę na przywitanie.

- Ja również bardzo się cieszę. Liczyłem, że cię dziś spotkam. Potrzebuję pomocy – od razu przechodzę do rzeczy. Harris nie jest typem osoby, która lubi zbędne konwenanse. Woli działać. To nasza cecha wspólna, dzięki której świetnie się dogadujemy. Nie mówiąc już o tym, że ma wysublimowany gust. Nie od dziś wiadomo, że dobrze skrojony garnitur potrafi zdziałać więcej niż najlepszy bestseller.

- Zapraszam cię do mojego królestwa – wskazuje na przymierzalnię, do której zabierani się wyłącznie posiadacze naprawdę grubego portfela.

Z wyrazem wyższości na twarzy mijam zaskoczone asystentki, które wymieniają między sobą pytające spojrzenia. Drogie panie, Max Ford nie celebrytą z pierwszych stron gazet. Za to lubi luksus. No i co ważniejsze – przybył tu po prezenty.

- Dawno cię nie widziałem, Max. Gdzie przepadłeś? – Harris nalewa nam kawy do porcelanowych filiżanek.

- Przeprowadziłem się na wieś.

- Ty? Na wieś? – Mężczyzna nie jest w stanie powstrzymać uśmiechu. - Z tego co pamiętam, gardziłeś swojskim, sielankowym życiem. Co cię zmusiło do podjęcia tak drastycznej decyzji?

- Tak jakoś wyszło – śmieję się nerwowo, by ukryć lekkie zawstydzenie.

- Znamy się już jakiś czas. Mów szczerze. Kto cię szantażuje? – Harris świetnie się bawi moim kosztem.

- Nikt mnie nie szantażuje. To bardziej skomplikowane – unikam szczegółów, by nie zachowywać się jak zakochany małolat.

- Jak ma na imię?

Szybki jest! Wpatruje się we mnie błękitnymi oczami, czekając na to co powiem.

- Eli – chrząkam, bo zaschło mi w gardle. – Poprosiłem go o rękę, więc już teraz pomyśl o tym, co założysz na nasz ślub.

- Gratuluję! – Harris wstaje ze skórzanego fotela i mocno mnie obejmuje. – Wiedziałem, że ten dzień w końcu nadejdzie. Nie masz nic przeciwko, że podzielę się z Susan tą wspaniałą wiadomością? Ona również dzielnie trzymała za ciebie kciuki – dyrektor natychmiast wysyła wiadomość do swojej dziewczyny.

- Możesz od razu dodać, że zostanę ojcem. – Na samo wspomnienie o dziecku, na moich ustach pojawia się szeroki uśmiech.

- Max! Nie wierzę! – Harris ponownie mnie obejmuje. – To spełnienie twoich marzeń!

- Przepraszam, że nie powiedziałem ci wcześniej. Nie chciałem tego robić przez telefon, a ze względu na przeprowadzkę…

- Nie musisz się tłumaczyć – przerywa mi. – Wszystko rozumiem.

- Dziękuję.

- Więc, gdzie się poznaliście? Długo ze sobą jesteście? I co najważniejsze, kiedy urodzi się dziecko? – Zostaję zasypany gradem pytań.

- To świeża sprawa. W każdym razie ślub planujemy na grudzień, gdy maleństwo będzie już z nami.

- Syn czy córka?

- A jak myślisz? – Pękam z dumy na samą myśl o malutkim dziedzicu.

- Dostałeś od losu cały pakiet – zostaję poklepany po ramieniu.

- Nie masz pojęcia, jak dług na to czekałem.

- Max, jeśli mnie pamięć nie myli, to kilka razy wspominałeś coś o zaręczynach.

- I sam wiesz, jak kończyły się moje związki. Z Eli jest inaczej. To ideał – chwalę narzeczonego.

- Cieszę się, że wszystko tak dobrze się układa. Nawet pofatygowałeś się do mnie z wyprzedzeniem, a nie na ostatnią chwilę, jak często ci się zdarzało, by wybrać smokingi na wasz wielki dzień, zgadłem?

- Nie do końca… - robię przepraszającą minę.

- Nowa miłość nie zmieni starych przyzwyczajeń, co? – Dyrektor działu mody męskiej kręci głową z politowaniem.

- Pomyślimy o tym, obiecuję.

- Tydzień przed uroczystością?

- Nie bądź taki zasadniczy! Sam wiesz, że pewnych rzeczy nie da się przewidzieć. Te wszystkie gale i uroczystości to wina April. – Zrzucam część odpowiedzialności na moją agentkę, która ma w zwyczaju informowanie mnie o różnych wydarzeniach z opóźnieniem. Ponoć robi tak dla mojego dobra. Mój niezawodny trik polegał na tym, że unikałem tego typu imprez jak ognia. April łatwo mnie przejrzała i przestała wysyłać zaproszenia. Wolała działać z zaskoczenia, mówiąc na przykład „za trzy dni bankiet”. Gdyby nie pomoc i anielska cierpliwość Harrisa, zapewne wyróżniałbym się na tle śmietanki towarzyskiej mając na sobie ulubione dresy i bluzę. Idę o zakład, że mój mało wyszukany strój nie powstrzymałby April, by zaciągnąć mnie na miejsce choćby siłą.

- Zaczynam się bać.

- Nie masz czego. Jesteś najlepszy, więc bez problemu pomożesz mi skompletować dla Eli nową garderobę, prawda? – Zdradzam prawdziwy cel mojej wizyty w luksusowym domu towarowym.

- Pewnie, że ci pomogę. To będzie czysta przyjemność.

- Świetnie! Bierzmy się do pracy! – Jestem gotowy na wszystko, by moja tajna misja odniosła sukces.

- No dobrze. W takim razie gdzie jest Eli? Przyjechał razem z tobą? Wybrał już coś konkretnego?

- Eli? Jego obecność jest niezbędna? – Odpowiadam pytaniem na pytanie.

- Przymierzenie jest najlepszym sposobem, by dopasować ubrania, więc…

- Eli jest na wsi. Musi odpoczywać – wypalam bez zastanowienia.

- Znasz jego wymiary? – Harris dalej uważa, że przyjechałem do niego przygotowany. Marzyciel…

- Nie znam.

- A wiesz chociaż jaki styl preferuje? Jakie kolory lubi?

- Nie wygłupiaj się, ok? Gdybym wiedział takie rzeczy, nie zawracałbym ci głowy! – Irytuję się, bo drażni mnie to, że mój perfekcyjny plan ma spore luki, których nie brałem pod uwagę. – Eli potrzebuje ubrań. Dużo ubrań. Naprawdę dużo, jasne? I nie mam na myśli czarnych, bezkształtnych swetrów, tylko coś mięciutkiego. I ciepłego, bo powiedział, że jest mu zimno.

- Na kiedy ich potrzebujesz?

- Jak to na kiedy? – dziwię się. – Najlepiej na teraz – uśmiecham się nieśmiało.

- Max, dobrze wiesz, że to niemożliwe. Bez odpowiedniego rozmiaru i…

- Daj spokój, nie potrzebujesz żadnego rozmiaru! Poradzisz sobie. Spójrz – wyciągam z kieszeni telefon, by pokazać mu zdjęcia, których mam już całkiem sporą kolekcję. – Eli jest drobny i niewysoki. Tylko brzuszek mu rośnie. I ma puste półki w szafie.

- Co konkretnie chcesz kupić? – Harris nie odrywa wzroku od ekranu, lustrując mojego Króliczka fachowym spojrzeniem.

- Mówiłem ci już. Wszystko. Chcę kupić wszystko. Buty, piżamy, kurtki, koszule, swetry, spodnie – wyliczam. – Po prostu wszystko. I dużo. Obiecałem, że przywiozę jakieś ubrania, więc proszę, pomóż mi – wpatruję się błagalnie w przyjaciela.

- Zobaczę co da się zrobić. I zabieram twój telefon – dyrektor kieruje się w stronę drzwi. – Poproszę o pomoc konsultantki. Zapisz mi nowy adres. Obawiam się, że większość twojego zamówienia zostanie dostarczona przez kuriera w przeciągu kilku najbliższych dni.

- Poczekaj! – wołam za nim. – To jeszcze nie wszystko. Ja też potrzebuję nowych ubrań. Nie obraziłbym się, gdybyś dorzucił kilka sukienek dla mamy. Ucieszy się.

- Nie wątpię – mężczyzna kwituje moje zachcianki kwaśnym uśmiechem.

- To nadal nie wszystko – dodaję znacznie ciszej. – Jest jeszcze dziecko…

- Max, nie przeginaj! – ostrzega mnie, nieco rozjuszonym tonem.

- Masz znajomości na innych piętrach. Eli nie lubi zakupów, a w waszym domu towarowym pełno jest markowych sklepów, które dobrze znasz. Wyprawkę możesz przysłać kurierem.

- Tak też zamierzam zrobić.

- Macie pluszowe króliczki? Albo kocyki i śpiworki?

- Dostaniesz cały komplet. Ubranka, zabawki, akcesoria. Zadowolony?

- Poproś o neutralne kolory. Eli będzie zły, jeśli ubranka będą wyłącznie niebieskie.

- Nie znasz płci i wmawiasz sobie, że to będzie syn? – Cios Harrisa trafia mnie prosto w brzuch.

- To będzie syn, zobaczysz! – upieram się przy swojej wersji.

- Jak on z tobą wytrzymuje? – Mężczyzna ponownie wpatruje się w zdjęcie Eli, które wyświetla się na ekranie mojego smartfona.

- To prawdziwa miłość.

- Na to wygląda… - Dyrektor mruczy coś pod nosem, po czym zostawia mnie samego na bardzo długo.

Jestem jedną z ostatnich osób, które opuszczają podziemny parking. Mój samochód został szczelnie wypełniony papierowymi torbami, w których znajdują się prezenty. Całe szczęście, że Króliczek nie widział rachunku. Dostałby zawału. Chociaż moim skromnym zdaniem zasługuje na wiele więcej. Dobrze, że Harris podzielił wszystko na części. Jeśli Eli będzie na mnie bardzo zły, zaprowadzę go na trochę do rodziców, by móc w spokoju odebrać resztę zamówienia od kuriera i niepostrzeżenie upchnąć nowe ciuchy na wieszaki. Tak, to dobry plan. Musi się udać.

- Skarbie, śpisz już? – Dzwonię do ukochanego, by sprawdzić jak się czuje.

- Max, gdzie jesteś?

- W samochodzie. Właśnie wyjeżdżam z miasta.

- Dopiero teraz?! – Króliczek nie jest zadowolony. – Jest wpół do jedenastej.

- Nie denerwuj się. Za dwie godziny będę w domu.

- Słyszałeś o ograniczeniach prędkości?

- Będę za trzy godziny. Zadowolony? – Gryzę się w język, by bardziej go nie drażnić. Mam sportowy samochód. Nie będę wlókł się do domu żółwim tempem.

- Takim postępowaniem dajesz zły przykład maleństwu. Chcesz, by nasze dziecko ryzykowało równie lekkomyślnie?

- Skarbie, nie gniewaj się – kajam się, by uzyskać przebaczenie.

- Więc nie wyprowadzaj mnie z równowagi! – Mały wojownik trzyma mnie na krótkiej smyczy.

- Przepraszam. Nie chciałem. – Pełen skruchy czekam na to, co mi powie, lecz Eli milczy. – Skarbie, dobrze się bawiłeś z rodzicami?

- Tak. Było bardzo miło – Króliczek ziewa. Pewnie jest zmęczony.

- Cieszę się. A teraz połóż się do łóżka i odpoczywaj.

- Poczekam aż wrócisz i mnie przytulisz.

- Eli, proszę, chociaż raz zrób o co proszę. Boje się, że zaśniesz w jakimś nietypowym miejscu i zrobisz sobie krzywdę.

- Tu mi dobrze.

- Proszę, połóż się do łóżka.

- Bujam się na fotelu. Dziecko bardzo to lubi.

Bujany fotel był strzałem w dziesiątkę. Eli już w sklepie był nim zachwycony. Co zrobić, by zechciał mnie posłuchać i odłożył tego typu atrakcje do jutra?

- Wiem, że to lubi, ale boję się, że z niego spadniesz i zrobisz sobie krzywdę. – Moje argumenty zupełnie do niego nie docierają. Mały uparciuch.

- Zsuwając się pupą na podłogę? Niemożliwe.

- Twoja pupa jest zbyt śliczna, by narażać ją na niebezpieczeństwo. Skarbie… - zaczynam ostrożnie dobierać słowa, by jakoś go przekonać.

- Dobrze, już dobrze. – W słuchawce słychać jedynie ciche westchnienie. – Jestem w łóżku. Zadowolony?

- Okryłeś się kołdrą?

- Tak.

Co za ulga! Po powrocie zacznę go bardziej pilnować. Będę jego mężem. Powinien liczyć się z moim zdaniem, a nie wiecznie stawiać na swoim.

- Zamknij oczy – proszę.

- To prawie jak hipnoza… No dobrze, zamykam. Zadowolony? – Eli ponownie ziewa.

- Śpij.

- Nie, chcę z tobą – marudzi.

- Kiedy się obudzisz, będę obok – zapewniam go. – Kocham cię.

17 komentarzy:

  1. Uuuu, będzie bura :D Max się nigdy nie nauczy :) Jedna z niewielu przyjemności w obecnym czasie to Twoje cudowne opowiadania, jak się strasznie cieszę, że wróciły - mimo, że powód dobijający. Od razu mi lepiej, a miałam dziś tak całkiem zjechany humor. Dzięki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :)
      Zastanawiam się, czy pisać dalej, czy przerzucić się na coś innego. Nie chcę Was zanudzić.

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Wszystko zależy od Twojej inwencji - nic na siłę. Pisz to co czujesz, że do Ciebie woła. My się delektujemy ale Tobie to też musi sprawiać przyjemność.

      Usuń
  2. To ma zostać,to musi zostać :)!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. To opowiadanie jest genialne. Ten facet Max jest taki beznadziejnie uroczy... Nie porzucaj tego opowiadania proszę!
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie porzucam. Ja nigdy niczego nie porzucam. Są większe i mniejsze przerwy, ale wszystko zostanie ukończone. Potrzebuję jedynie czasu. Chodzi mi głównie o to, że nie chciałbym zamęczyć Czytelników problemami Maxa :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. No nie wiem... :D U mnie właśnie świeci gołym tyłkiem :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Ha ha ha ha :D Pociągnij temat proszę :D

      Usuń
  5. Ej, co te rozdziały takie krótkie i jednowątkowe się zrobiły? Stać cię na więcej. Gdybyś we wcześniejszym komentarzu nie napisał że w drodze kolejny rozdział sfochałabym się na kolejne dwa rozdziały :P :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie rozdziały mają mniej więcej taką samą długość, czyli ok. 8 stron. Wynika to z faktu, że pojawiały się głosy, że publikuję za długie fragmenty tekstu. Poza tym tak jest też wygodniej wyłapać błędy. No i mogę je wrzucać znacznie częściej.

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. wolałam te początkowe, bardzo długie rozdziały :)

      Usuń
  6. Coraz bardziej podoba mi się Eli :-) . Wg mnie robi się taki..... No nie wiem jak to określić żeby było dobrze. Cwany? Pewniejszy?

    OdpowiedzUsuń
  7. Ech, byle dobrze się darzyło.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    och chyba to króliczek znów się zdenerwuje nam, może to jednak nie taki zły pomysł z tymi ubraniami ale jednak... może Eli bardzo zależy na tych jego ubraniach, no i jeszcze Max dla dziecka kupił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń