sobota, 20 lipca 2019

mpreg 73

„Bezsenne Noce


Wreszcie zwiedzamy dom! Jestem szczęśliwy i podekscytowany, bo bardzo długo czekałem na ten moment.
- Salon wymaga sporo pracy – zauważam markotnie, rozglądając się po opustoszałym pomieszczeniu. Poza sofą oraz obrazami Eli praktycznie nic tu nie ma. Za to wszędzie walają się kartonowe pudła, których zawartość pozostaje dla mnie wielką niewiadomą. – Niby coś kupiłem, ale sam widzisz, jak to wygląda.
- Jeśli kiedyś porzucisz pisanie to w branży dekoratorskiej nie masz szans. – Króliczek wypowiada to zdanie ze śmiertelną powagą. Patrzy mi przy tym prosto w oczy. Po chwili wybucha śmiechem. – Czasami jesteś taki uroczy – chichocze, oceniając mój wkład w budowę naszego gniazdka.
- Tak się składa, mój słodki, że to karkołomne zadanie zostawiam tobie. Kolorowe poduszki, zasłony, setki innych drobiazgów, na które ja nawet bym nie spojrzał – wyliczam. – Ty zajmiesz się tym wszystkim – wskazuję na rozgardiasz, który nas otacza. – Ja wyburzyłem ściany i załatwiłem ekipę, która zajmie się tarasem. Reszta należy do ciebie.
Ciężarny uważnie ogląda pobojowisko. Podejrzewam, że gdyby miał pod ręką kartkę papieru i ołówek, naszkicowałby gotowy projekt. Może dzięki temu zadaniu łatwiej się oswoi. Wprowadziłem sporo zamieszania. Dom, zaręczyny, ślub. Do tego odzyskałem jego obrazy, które zdobią główną ścianę. Prawda jest taka, że poza mną nie ma nic stałego. Brak pracy, przeprowadzka, związek. Czy da sobie z tym radę?
- Czy to kominek? – Blondyn podchodzi bliżej swojego znaleziska i próbuje odsunąć przeszkodę w postaci bliżej nieokreślonego mebla.
- Nie! – powstrzymuję go. – Są zbyt ciężkie. Ja się nimi zajmę – wyręczam go.
- Max, przestań mi matkować. Wiem na co mogę sobie pozwolić.
- Nic z tego, skarbie. Gdybym ci pozwolił na takie rzeczy, po godzinie byłbyś padnięty. Zachowaj energię na później… – spoglądam na niego znacząco.
- Dziwne – wzdycha kokieteryjnie. – Nie tak dawno temu za nic nie mogłem przekonać cię do seksu, teraz jesteś bardziej napalony niż ja.
- Mało o mnie wiesz – całuję chłopaka w policzek. – Bądź grzeczny – upominam go. – Jeśli będziesz dalej zachowywać się tak nieodpowiedzialnie, nici ze zwiedzania. – Przyciągam go do siebie. Moje dłonie od razu odnajdują jego pośladki. Lekko je ściskam, wywołując pomruk akceptacji u mojej drugiej połówki. – Wytrzymasz jeszcze piętnaście minut?
- Nic nie obiecuję.
- To i tak więcej niż zakładałem. W każdym razie musisz przejrzeć to, co znajduje się w kartonach – odkładam w czasie erotyczne plany i wracam do rzeczywistości. – Wszystko co uznasz za zbędne oddamy. Resztę dokupimy i po sprawie – przechwalam się swoją pomysłowością.
Entuzjazm Eli nieco przygasa. Nie ma to nic wspólnego z panującym bałaganem. Mały artysta wpatruje się w swoje płótna. Ja również poświęcam kilka chwil, by się nimi nacieszyć. Bije od nich radość i blask. Pomimo tego, że barwy są dość intensywne i krzykliwe, udało mu się zachować harmonię. Ma wielki talent. Liczę na to, że przy odpowiednim wsparciu, za kilka lat zrobi oszałamiającą karierę.
- Idealnie pasują do naszego domu, prawda?
- Tak – przytakuje. – Dziękuję, że je odzyskałeś. Są dla mnie bardzo ważne.
- Kochanie, powinieneś już wiedzieć, że dla ciebie zrobię wszystko.
- Znam cię, Max. Co ukrywasz? – Eli znacząco unosi brwi, czekając na to aż wyjawię swój sekret.
- Zapraszam – wskazuję dłonią na sypialnię dla gości. Blondyn niespiesznie rusza przodem. Już po chwili otwieram drzwi do zupełnie pustego pokoju.
- Nie ma kartonów – zauważa od razu.
- Nic tu nie ma. Użyjesz marchewkowych czarów i szybko to zmienisz?
- Uważaj, abym nie użył ich na tobie – grozi mi palcem.
- Nie zrobiłbyś tego. Masz złote serce – uśmiecham się. – Podoba mi się, gdy tak konstruktywnie podchodzimy do meblowania, a tobie?
- Salon, ten pokój. Co jeszcze zostało?
- Nasza wspólna pracownia. Będziesz zaskoczony efektem, zobaczysz. Ściany i sufit zbudowane zostaną ze specjalnych paneli, więc przygotuj się na dowolnie operowanie światłem. To innowacyjny projekt, ale moim zdaniem idealny na nasze potrzeby – podniecony, czekam na jego reakcję. – Jutro pokażę ci projekt. Jest w 3D. Muszę tylko dorwać mój komputer. Czytałem same pozytywne recenzje. Rozmawiałem także z właścicielem firmy oraz osobami, które zdecydowały się na taki pawilon. Zachęcali mnie gorąco do budowy. Jedynym problemem jest sam dom. Trudno stwierdzić, czy połączenie starego budynku oraz szklanej konstrukcji będzie do siebie pasowało. Idealną opcją byłaby rozbiórka, lecz budowa nowego zajęłaby wieki. Nie możemy tyle czekać.
- Max, spokojnie. Nie musisz rezygnować ze swoich planów z mojego powodu.
- Króliczku, kiedy wreszcie to do ciebie dotrze? Nasz związek jest dla mnie wyjątkowo ważny i dlatego będę się starał ze wszystkich sił, abyś…
- Max, przepraszam, ale nie mam wygórowanych wymagań. Nie znam się na budowie domu. Nie mam pojęcia o nowoczesnych, trójwymiarowych panelach świetlnych. Do szczęścia potrzebuję jedynie ciepłego, spokojnego miejsca do spania i trochę słodyczy.
- Rozumiem – mamroczę pod nosem.
- Nie, nie rozumiesz. – Eli uśmiecha się z wyrozumieniem. – Ufam ci. Wiem, że bardzo się starasz. Skoro uznałeś, że ta budowla jest nam niezbędna, to tak jest.
- Jesteś aniołem! – komplementuję go.
- Bez przesady. – Moje słowa wprawiają ciężarnego w zakłopotanie. – Ta budowla będzie bardzo duża?
- Całkiem spora. Wykorzystamy drzwi prowadzące z salonu do ogrodu. Jednak to nie wszystko. Dodatkowo powstanie spory taras. Musimy jedynie wybić kuchenne okno i wylać trochę betonu. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to od przyszłego tygodnia będziemy mogli jeść śniadanie na zewnątrz.
- To świetny pomysł. – Króliczek przytakuje mojej wizji.
- Cieszę się, że ci się podoba. Teren przez domem nie prezentuje się zbyt interesująco.
- Bo ja wiem? Mi się podoba.
- Konsultowałem się z ogrodnikiem. Jego zdaniem w pierwszej kolejności trzeba pozbyć się dziko rosnących krzewów i powycinać drzewa. Wykarczowanie terenu to jedyny sposób, aby trawnik wyglądał przyzwoicie.
- Trawnik? Taki jak u twoich rodziców? – Uśmiech na twarzy mojego ukochanego powoli gaśnie. – Chcesz zlikwidować sad?
- Przecież sam widziałeś, że to istna dżungla. Zamówimy odpowiedni sprzęt i po kłopocie.
- Ale tam rosną jabłonie i grusze… Naprawdę musimy się ich pozbywać?
- To tylko kilka starych drzew – uspokajam go.
- Na których niedługo pojawi się cała masa pysznych, pachnących owoców. Będziemy mogli przerobić je na sok lub zanurzyć w karmelu – rozmarza się.
- Ale trawnik… – Zaczynam się wahać. Idealnie wypielęgnowane i przystrzyżone źdźbła, które przypominają miękki, zielony dywan, to duma każdego faceta. Mój wybranek zdaje się nie dbać o takie szczegóły. Po jego minie widzę, że zakochał się w tych dziko rosnących chwastach. W dodatku kusi mnie jabłkami w karmelu. Mały spryciarz. Dobrze wie, że zrobię dla niego wszystko.
- A jeśli kupię ci najbardziej ekologiczne, czerwone i soczyste…
- Nie! – przerywa mi, ostro wyznaczając granicę. – Najpierw powinniśmy spróbować uporządkować teren i poczekać do jesieni na owoce. Jeśli się okaże, że jabłonie zdziczały, dopiero wtedy pozwolę ci je wyciąć.
- Kochanie, to będzie wymagało sporo czasu i pracy. Powinniśmy…
- Powinniśmy zabrać koc i urządzić sobie piknik w ogrodzie! – Eli klaszcze w dłonie, zadowolony z własnego pomysłu.
- Może być piknik – kapituluję.
- Oczywiście potem będziemy się kochać – dodaje, lekko się przy tym uśmiechając, jakby mówił o pogodzie.
- W ogrodzie?! – wpadam w przerażenie. – Nie wydaje mi się, że to dobry pomysł.
- Zmienisz zdanie, zobaczysz. – Pewny swego blondyn rusza przed siebie. Obserwuję go przez chwilę. Nie umiem oderwać wzroku od jego kołyszących się bioder. Przymykam oczy. Wizja nagiego Eli na tle błękitnego nieba sprawia, że mam trudności z oddychaniem. – Pójdziemy obejrzeć ogród? – pyta niewinnym tonem, udając przy tym, że nie wie o czym właśnie myślę.
- Idziemy na górę do pokoju dziecka – decyduję, ciągnąc fiołkowookiego za sobą.
Nasz synek będzie miał uroczą sypialnię. Obejrzałem masę katalogów. Zarówno meble, jak i dodatki, muszą perfekcyjnie do siebie pasować. Zależy mi na tym, aby dziecko wychowywało się w jak najbardziej komfortowych warunkach. Póki co zapewniłem mu jedynie sporej wielkości pokój oraz oddzielną łazienkę.
- Co powiesz na szare ściany i jasnobłękitne meble? – konsultuję mój pomysł z ukochanym. – Znalazłem bardzo stylowy komplet, który bardzo mi się podoba.
- Przepraszam, ale nasze dziecko ma już meble. Jo, mój przyjaciel, zaprojektował coś wyjątkowego. To ma być prezent dla maluszka. Nie mogłem odmówić.
- Eli, wiesz, że zależy mi na tym, abyśmy podejmowali wszystkie decyzje razem. Zwłaszcza te dotyczące dziecka.
- Wiem – Króliczek przytakuje smutno. – Jo zaproponował mi to w chwili, w której powiedziałem mu, że jestem w ciąży. Nie mogę odmówić, zwłaszcza teraz, bo bardzo go tym zranię. Proszę, nie gniewaj się.
- Nie gniewam – udaję, że ta nagła informacja wcale mnie nie dotknęła.
- Jo jest dla mnie jak rodzina. Od zawsze bardzo mi pomagał. Początki ciąży nie były łatwe, a tylko on okazał mi wsparcie.
- Skarbie, nie mów tak o nim, bo już jestem zazdrosny. – Zamykam mu usta pocałunkiem. – Nigdy sobie nie wybaczę, że traktowałem cię tak brutalnie. To ja powinienem przy tobie być. Wspierać, gdy źle się czułeś.
- Teraz mnie wspierasz – osiemnastolatek uśmiecha się przez łzy.
- To za mało – dukam, ledwo nad sobą panując.
- W każdym razie meble są śliczne. Bardzo stylowe. I tylko nasz dzidziuś będzie posiadał taki komplet. Nie masz nic przeciwko, prawda?
- Skarbie… – Ponownie przytulam ukochanego. – Jak mógłbym? Jeśli ty jesteś zadowolony, to ja tym bardziej. – Na mojej twarzy pojawia się szczery uśmiech, na który Eli czekał od samego początku.
- To dobrze, bo chciałbym także namalować coś dla dziecka. Szary kolor jest nudny.
- Namalować? – Przyglądam się białym powierzchniom, które on z pewnością potraktuje jako swoje płótno. – To może być męczące. Wolałbym, abyś więcej odpoczywał.
- Nie przesadzaj. Nic mi nie jest. Marz mi się coś spektakularnego, jak latający balon, albo leśna kraina. Gdybyśmy postawili łóżeczko tutaj – Eli wskazuje wybrane przez siebie miejsce – tu mogłoby powstać drzewo. Na jego gałęziach siedziałyby ptaki. Takie detale mają wpływ na rozwój dziecka i pobudzają jego wyobraźnię.
Przez chwilę wpatruję się w ciężarnego, który pląsa po pokoju i snuje swoje wizje. Wydaje się uradowany. Nie mam serca, by czegokolwiek mu odmówić. Wprost przeciwnie. Eli ma rację. Nasze dziecko z pewnością zasługuje na to, abyśmy okazali mu jak najwięcej miłości. Jego miłość wyraża sztuka. Barbarzyństwem z mojej strony byłby fakt, gdybym go odwiódł od tego pomysłu.
- Jestem pewny, że wybierzesz coś szczególnego.
- Pojedziesz ze mną do sklepu z farbami? – Fiołkowe oczy rozświetlają setki iskierek.
- Pój-Pójdę  – jąkam się, czując bolesny uścisk w sercu. Czy on zawsze był aż tak piękny? Mam wrażenie, że promienieje.
- Czy podjęliśmy już wszystkie ważne decyzje? – Króliczek mruży oczy, wpatrując się we mnie niczym urwis przyłapany na gorącym uczynku.
- Nie wiem. Została jeszcze nasza sypialnia.
- Liczyłem, że to powiesz – rozbawiony nastolatek zgrabnie mnie wymija.
Sypialnia… Wielkie łóżko, na którym od dawna powinien leżeć. Nagi i spragniony… Chcę zerwać z niego szlafrok, a następnie wsłuchać się z symfonię jęków, które z siebie wyda, gdy będę go brał…
- Tutaj nie musimy już niczego zmieniać.
- To zależy – chrząkam nerwowo. – Jeśli coś ci się nie podoba, to…
- Bardzo mi się podoba.
- Brakuje drzwi – plotę co mi ślina przynosi na język. Eli dobrze wie, że ich nie mamy. Wspominałem już o tym. Po prostu chwilowo potrzebuję czegoś, co odwróci moją uwagę od ponętnego ciała, ukrytego pod warstwami miękkiego materiału.
- Jesteśmy sami. Na razie nie są nam potrzebne.
Kolejny raz mimowolnie spoglądam w kierunku łóżka. Co się ze mną dzieje? Nigdy wcześniej nie czułem się tak jak teraz. Czy to wyłącznie pożądanie tak na mnie działa? Nie, to coś znacznie głębszego. Seks jest przyjemny, jednak w tej chwili zadowoliłoby mnie nawet to, gdybym mógł bez końca trzymać go w ramionach lub wpleść palce w jasne włosy i obserwować, jak przymyka powieki, ciesząc się moim dotykiem.
- I znowu kartony… – Eli zwraca uwagę na coś, o czym zupełnie zapomniałem. – To meble? – zgaduje, mylnie interpretując zawartość kilkunastu sporych pudeł, które ostatnio przysłała mi April.
- Nie – odpowiadam enigmatycznie, ciekawy jak zareaguje.
- Jednak kupiłeś te niebieskie?
- Nie. To prezenty dla ciebie.
- Dla mnie? – Tym razem nastolatek najpierw kieruje wzrok w stronę tajemniczych pakunków, a potem wpatruje się we mnie, szukając podpowiedzi.
- Chciałem je ładniej opakować, ale potrzebowałbym kilometrów ozdobnego papieru i co najmniej tygodnia czasu, więc mam nadzieję, że nie będziesz miał mi tego za złe.
- Max, co jest w tych kartonach? – Króliczek zaczyna się irytować. To zrozumiała reakcja. Prawdopodobnie uczucie podniecenia, związane z otrzymywaniem prezentów jest mu zupełnie obce. Kiedy ostatnio dostał jakiś prezent? Coś wymarzonego, o czym śnił po nocach? Idę o zakład, że to musiało być dawno temu. Potrzebuję więcej czasu, by zmienić jego myślenie. To się nie stanie z dnia na dzień, ale z prawdziwą przyjemnością podejmę się tego wyzwania.
- Otwórz i sam się przekonaj – zachęcam go.
Eli obejmuje brzuch i nie rusza się ze swojego miejsca. Na jego czole pojawia się znajomo wyglądająca zmarszczka, która informuje mnie o tym, że nie ruszy się ze swojego miejsca.
- Skarbie, w środku nie ma jadowitych węży – żartuję.
- Węży?! – złotowłosy paraliżuje mnie wzrokiem.
- Spokojnie – zaczynam się śmiać. – Zobaczysz, że będziesz zadowolony. April zapewniała mnie, że ona i jej wspólnik wzorowo wykonali powierzone im zadanie. Chodź – biorę chłopaka za rękę i podchodzimy do jednego z kartonów.
- Ja tego nie otworzę – prycha Eli, trzymając się za moimi plecami.
- Dobrze, w takim razie ja to zrobię. – Z mocno bijącym sercem zrywam taśmę zabezpieczającą. Króliczek z zaciekawieniem zerka mi przez ramię. Na razie widać jedynie folię ochronną, którą powoli przesuwam, by wydobyć bordowe pudło. – Proszę. To dla ciebie – podaję swój dar ciężarnemu.
Eli niepewnie przejmuje ode mnie prezent.
- Ciężkie – zauważa. Mimo tych niedogodności odbiera je ode mnie i siada z nim na podłodze, by zajrzeć do środka.
- Nie mam pojęcia, czy to tom pierwszy, ale zapewniam cię, że April zdobyła wszystkie.
- To twoje książki? – pyta z nadzieją w głosie.
- Nie – przecząco kręcę głową. – To coś znacznie lepszego. Śmiało, otwórz.
Przez kilka sekund zgrabne palce trudzą się z fantazyjnym opakowaniem. Napięcie sięga zenitu. Eli unosi wieko.
- Ojej! – piszczy, zaskoczony swoim odkryciem.
Tak jak przypuszczałem, nie udało się nam trafić na tom pierwszy, lecz jedenasty o czym informują złote, tłoczone litery. Elegancko wydany album spoczywa na atłasowej wyściółce, która podkreśla jego prestiż. Mały artysta raz czy dwa wspominał, że to wydanie szczególnie go interesuje. Pomyślałem więc, że sprawię mu przyjemność. Zadzwoniłem do zaprzyjaźnionego wydawnictwa, lecz dyrektor działu marketingu bezradnie rozłożył ręce. Powiedział, że wybrane przez Eli albumy dawno temu zostały wyprzedane, a o dodruku nie mam co marzyć. Wtedy wkroczyła April ze swoimi znajomościami i dokonała niemożliwego. Poprosiłem ją, by przy okazji kupiła wszystkie książki o malarstwie, jakie uda się jej zdobyć. Dostarczono je kilka dni temu.
- Zadowolony? – czekam na reakcję Króliczka, lecz on wpatruje się w obwolutę jak zahipnotyzowany. – Kochanie? – Po kolejnej chwili zaczynam się martwić. – To nie te albumy? Może coś pomyliłem? – drapię się po głowie. – Kochanie? – siadam obok Eli na podłodze. – Wszystko w porządku? – dotykam jego ramienia.
- Max… – cichy szept przerywa ciszę.
- To nie te albumy? – utwierdzam się w przekonaniu, że chyba źle zapamiętałem szczegóły. Eli co prawda pokazywał mi zdjęcia, ale to było dawno temu. Pobieżnie rzuciłem na nie okiem. Malarstwo jest dość popularne. Nic więc dziwnego, że taki ignorant jak ja strzelił gafę i kupił nie to co trzeba.
Króliczek drżącą dłonią próbuje dotknąć okładki.         Następnie równie szybko cofa rękę. Broda mu drży.
To musi być ten album!
- Nie otworzysz? – popędzam go.
- Max… – chłopak unosi głowę i spogląda mi prosto w oczy. – Skąd go masz?
- Mówiłem ci już. April, moja agentka, wykonała kilka telefonów i pomogła mi je zdobyć. Cała ta seria jest teraz twoja. Cieszysz się?
Znowu nastaje cisza. Nic nie wskazuje na to, że Eli jeszcze w tym roku wydobędzie tę książkę z pudełka. Wkraczam więc do akcji i robię to za niego. Ostrożnie układam album na jego kolanach, po czym odpycham bordowy karton, by mieć więcej miejsca. Otwieram książkę na losowo wybranej stronie.
- Nie chcesz go przejrzeć? – dziwię się.
- Chcę, ale…
- Co się dzieje, Króliczku? Nie podoba ci się mój prezent?
- Podoba – Eli wzdycha – ale nie mogę tego przyjąć. Jego cena…
- Jest nieistotna! Liczy się wyłącznie to, że masz być szczęśliwy.
- Max, tak nie wolno. Mówiłem ci, że ucieszyłoby mnie, gdybym mógł go wyłącznie przejrzeć. Nie musiałeś od razu wydawać tak dużo.
- Nonsens! – denerwuję się. Nie lubię rozmawiać o pieniądzach. – Mówiłem ci, że spełnię każdą twoją zachciankę, tak?
- Ta jest wyjątkowo kosztowna. Nie prosiłem, abyś kupował mi coś tak drogiego.
- Wiem – odpowiadam nonszalancko. – Właśnie dlatego uwielbiam prezenty niespodzianki. Musisz przyznać, że tym razem mi się udało.
- Owszem. – Eli spuszcza głowę. Jest wyraźnie przytłoczony skalą mojej rozrzutności.
- Kochanie, sądziłem, że się uśmiechniesz i mnie pocałujesz – narzekam.
- To trudne, zważywszy na fakt, że nie mam nic, co mógłbym ci dać.
- Dasz mi dziecko. O niczym nie marzyłem tak bardzo, jak o tym małym bąbelku – z czułością dotykam jego brzuszka. – Dajesz mi siebie. Swoje serce. Rodzinę. Dzięki tobie czuję się spełniony. Kochany. Pożądany. Akceptowany. Wreszcie mogę powiedzieć, że znalazłem swoje miejsce i ono jest właśnie tutaj, przy twoim boku.
- Max! – Eli rzuca mi się na szyję.
- Nie płacz, bo ucierpi twoja bezcenna książka, a kupno nowej może przerosnąć nawet April – pocieszam go.
- Dziękuję. Jesteś dla mnie taki dobry – zostaję pocałowany w policzek.
- Nie możesz tu siedzieć, bo się przeziębisz – podnoszę go razem z albumem z podłogi. – Do listy zakupów musimy obowiązkowo dopisać dywan.
- Gdzie mnie niesiesz? – Roześmiany jasnowłosy ściska swój skarb.
- Do łóżka – kładę ciężarnego na poduszkach, by było mu wygodniej. – Oprzyj się – poprawiam pościel by plecy go nie bolały.
- Sądziłem, że mamy inne plany… – Eli przygryza dolną wargę.
- Nie musimy się spieszyć. Obejrzyj swoją książkę, a ja poszukam innych tomów.
- Za dobrze mi z tobą.
- To dopiero początek naszej wspólnej drogi, ukochany. Dałeś mi szansę. Udowodnię ci, że na nią zasłużyłem.

piątek, 12 lipca 2019

mpreg 72

„Bezsenne Noce


Późne popołudnie w naszym nowym domu. Robię się głodny, lecz po porannych przygodach z goframi nie mam ochoty na kulinarne eksperymenty. Gotowanie nie jest na moje nerwy. Gdybyśmy nie mieszkali na wsi, bez problemu zamówiłbym obiad z dostawą. Na prowincji taka opcja nie wchodzi w grę. Leżę więc w łóżku obserwując śpiącego ukochanego. Za bardzo go wymęczyłem i mam wyrzuty sumienia. Po części to jego wina. W czasie seksu bardzo się zatraca. Świat zewnętrzny przestaje dla niego istnieć. Być może to także moja wina. Przez większość ciąży nie dbałem o jego potrzeby. Kochaliśmy się zaledwie kilka razy. Błędnie założyłem, że uda się nam nadrobić straty, ale to niemożliwe. Zwłaszcza w niecałe dwa dni. Im więcej czasu spędzam przy jego boku, tym mocniejsza staje się nasza więź. No i pożądanie ani na chwilę nie daje o sobie zapomnieć.
- Max? – Nastolatek unosi powieki, po czym rozgląda się po sypialni. Wydaje się zdziwiony. Najwidoczniej nie przyzwyczaił się do nowego otoczenia. Widok jego fiołkowych oczu na tle białej pościeli zapiera dech w piersiach.
- Mamy własny dom, pamiętasz?
Promienny uśmiech rozświetla twarz Króliczka. Po chwili ponownie zakopuje się w pościeli, chowając pod ciepłą kołdrą. Widzę jedynie jego lewą dłoń, na której błyszczy brylantowa obrączka.
- Chowasz się przede mną? – udaję smutnego.
- Nie – odpowiada wesoło.
- Tęsknię – żalę się, niezadowolony z tego, że nie mogę na niego patrzeć.
- To chodź do mnie. – Eli chwyta za brzeg swojego okrycia i unosi je do góry, zachęcając mnie do zmniejszenia odległości między naszymi ciałami. Nie mam za grosz silnej woli. Nie potrafię odmówić tak kuszącej propozycji. – Od razu lepiej – komentuje blondyn, gdy kładę głowę na jego poduszce.
- Dobrze się czujesz? – pytam nieco zmartwiony. – Nic cię nie boli?
- Max, przestań panikować – Eli wywraca oczami. Już wcześnie zauważyłem, że drażnią go takie pytania.
- Nie panikuję – zaprzeczam, gryząc się w język. Gdybym powiedział mu o wszystkich obawach, które bezustannie próbuję w sobie zwalczyć, to by dopiero było.
- Z racji ciąży musimy być nieco ostrożniejsi. To nic nadzwyczajnego. – Króliczek uśmiecha się promiennie na samo wspomnienie o naszym maluszku. Dobry nastrój nie opuszcza go nawet na chwilę.
- Nie mogę się doczekać aż urodzisz – wyznaję szczerze, wpatrując się w jego oczy.
- Mówisz tak ze względu na seks, czy też dlatego, że chcesz mieć więcej dzieci?
- Obie opcje brzmią równie kusząco – zaczynam się śmiać.
Eli poważnieje. Wygrzebuje się z pościeli, po czym siada obok mnie. Jego twarz ma dość nieodgadniony wyraz. Rozpuszczone włosy opadają miękko na jego ramiona, zasłaniając obojczyki.
- Jesteś piękny – szepczę, urzeczony tak zjawiskowym widokiem.
- Piękny? – Ciężarny przechyla głowę odrobinę w lewo. Wydaje się nieco zamyślony. – A jaki ty jesteś? – pyta niespodziewanie.
- Ja? – Nie mam pojęcia dlaczego nagle rozmawiamy o mnie.
- Nie pozwalasz mi się dotykać – wypomina mi.
- To nieprawda! – zaprzeczam gorączkowo. Eli wyciąga rękę i nieśmiało układa ją na moim torsie.
- Nie lubisz, gdy to robię?
Przełykam głośno ślinę, bo nie spodziewałem się, że nasza z pozoru niewinna rozmowa przybierze taki obrót. Czy nie lubię, jak on mnie dotyka? Skąd przyszedł mu tak niedorzeczny pomysł?
- Uwielbiam! – udaje mi się wydukać przez ściśnięte gardło. W tym samym czasie jego palce nie przestają pieścić mojej skóry. Rysują wzory, kierując się w dół. – Skarbie… – łapię chłopaka za nadgarstek w desperacki sposób.
- Chcę cię dotykać – z ust Eli wydobywa się ciche westchnienie. Cofam rękę. Jestem jak zahipnotyzowany. W tej chwili zrobiłbym dla niego wszystko.
Króliczek odsuwa kołdrę i niespiesznie bada mięśnie na moim brzuchu. Prowokuje mnie. Uwodzi. A ja nie potrafię mu się oprzeć.
- Lubię twoje ciało.
- Tak? – Chyba pierwszy raz w życiu czuję się tak niepewny siebie. Jego uważny wzrok jest jak najsłodsza tortura. Mój oddech staje się ciężki, a serce nieznacznie przyspiesza.
- Bardzo je lubię. – Mój narzeczony w pełni wykorzystuje swoją szansę, popychając mnie delikatnie na plecy. – Połóż się. Będzie ci wygodniej.
- Dlaczego tak nagle zdecydowałeś, by się nade mną pastwić? – Zagaduję go, by zyskać odrobinę na czasie. Muszę chociaż spróbować odzyskać panowanie nad sobą co w obecnej sytuacji jest naprawdę trudne.
- Nie pastwię się – Eli przygryza dolną wargę, ukrywając złośliwy uśmieszek. – Mówiłeś, że jesteś mój. Najwyższa pora, abym poznał cię lepiej.
- Znasz mnie wystarczająco dobrze, zapewniam cię – wstrzymuję oddech, gdy z premedytacją odsłania kolejne centymetry mojej nagiej skóry. Przez kilka długich sekund patrzy mi prosto w oczy, a następnie syci wzrok wpatrując się w moje ciało. – Proszę… Nie dręcz mnie tak…
Nie jestem przyzwyczajony do tego, by ktoś miał nade mną tak silną władzę. Zwłaszcza w łóżku. To ja rozdaję karty. Jednak Eli… Co on ze mną wyczynia? Wpatruje się we mnie z taką uwagą, jakby podziwiał jakiś obraz. Nie jest wyłącznie kochankiem. On skanuje moją skórę zapamiętując każdą linię, każdą krzywiznę, każdy mięsień. Jeśli potrwa to jeszcze kilka chwil dłużej to albo się zbłaźnię od zbytniego podniecenia, albo rzucę go na materac, by kolejny raz posiąść to niesamowite stworzenie.
- Chyba mam słabość do twoich mięśni. – Rozmarzony Króliczek oblizuje usta. Wydaje się zadowolony ze swojej inspekcji.
- Gdybym wiedział, że tak się to skończy, więcej bym ćwiczył – śmieję się nerwowo, niepewny losu, jaki mnie czeka.
- Podobasz mi się taki, jaki jesteś. – Eli ściąga ze mnie kołdrę. Liczę na to, że nie zauważy lekkiego rumieńca, którym pokryły się moje policzki. Jednak jego uwagę pochłania coś zupełnie innego. – Co to jest? – wskazuje na tatuaż, który zrobiłem jakiś czas temu.
- Króliczek – odpowiadam z wahaniem.
- Nie miałeś go wcześniej, prawda?
Mój ukochany wygląda na naprawdę zdziwionego. Prawdopodobnie odtwarza w pamięci wszystkie sytuacje, w których widział mnie nagiego, co dodatkowo podgrzewa gorącą atmosferę.
- Nie. Zrobiłem go, gdy załatwiałem sprawy w wydawnictwie.
Następuje chwila niezręcznej ciszy. Eli nie potrafi oderwać wzroku od nowej ozdoby. W końcu samo patrzenie przestaje mu wystarczyć. Wyciąga rękę i dotyka wrażliwej skóry. Wodzi palcami po konturze. Czuję się tak, jakby po mnie rysował.
- Dlaczego? – pyta, chcąc zaspokoić ciekawość.
- Bo uświadomiłem sobie, jak bardzo cię kocham. Zazwyczaj gdy zasypiasz, przytulasz się do mojego boku. Teraz będziesz miał pewność, że to wyłącznie twoje miejsce – odpowiadam. Wyznanie prawdy relaksuje mnie do tego stopnia, że sięgam po jego rękę i splatam palce naszych dłoni. – Z początku chciałem cię poprosić, abyś to ty coś na mnie namalował.
- Odmówiłbym – szepcze blondyn. – Tatuaże bolą.
- Wiem – uśmiecham się do niego czule. – Mimo to zaryzykowałem. Podoba ci się?
- Sam nie wiem… Rysunek jest w porządku, ale… Obiecaj, że na tym koniec. – Eli robi się spięty. Rozdrażniłem go?
- Kochanie, o co chodzi? – pytam, zaniepokojony jego zachowaniem.
- Obiecaj, że nie zrobisz więcej tatuaży – naciska na mnie.
- Eli, nie gniewaj się na mnie.
- Nie gniewam – syczy przez zaciśnięte zęby.
- Więc czemu się złościsz? Obiecałem już, że na tym rozkosznym króliczku kończy się mój romans z tuszem. Co jeszcze mam zrobić? Usunąć go laserem?
- Nie!
- Nie? Nic z tego nie rozumiem – zagubiony, szukam u niego jakiejś wskazówki, by naprowadził mnie na właściwe tory.
- Tatuaż mi się podoba. Jest naprawdę ładny.
- Ale? – ciągnę złotowłosego za język.
- To dość intymne miejsce – Eli wskazuje na moje biodro. – Wolę nie myśleć o tym, że ktoś obcy dotykał cię akurat tutaj.
- Jesteś zazdrosny?! O mnie?! – Z niedowierzaniem siadam obok niego.
- A ty byś nie był? – sprytnie odwraca sytuację. Przez kilka sekund wizualizuję ową scenę. Mój Króliczek leżący przez jakimś obcym facetem z opuszczonymi nisko spodniami…
- Jesteś mój! – warczę zaborczo, nie potrafiąc się otrząsnąć.
- Nie martw się, Max. Tatuaże odpadają. Nie podnieca mnie ból – osiemnastolatek studzi mordercze zapędy, które we mnie drzemią.
- Zrobiłem to tylko raz, bo… – Zaczyna brakować mi słów. To niesamowite, że ukochana osoba może wzbudzać w nas tak wiele emocji, których w żaden sposób nie da się zamienić na jakiekolwiek słowa. – Nie masz pojęcia, jak wiele dla mnie znaczysz. Chciałem cię poprosić o rękę. Wahałem się i…
- A obrączka? – Eli wskazuje na swoją rękę. – Czemu nie kupiłeś jej także dla siebie?
- Skarbie… – kręcę głową, rozbawiony jego naiwnością. – Brylanty idealnie do ciebie pasują, ale ja… – Nie wyobrażam sobie, abym miał nosić podobne błyskotki.
- To brylanty?! – Jego reakcja sprawia, że parskam śmiechem. – Aż strach to nosić.
- A czego się spodziewałeś? Mój ukochany zasługuje na wszystko co najlepsze – puszę się dumnie.
- Zapłaciłeś fortunę… – jęczy, porażony moją rozrzutnością.
- Jesteś bezcenny, więc to chyba oczywiste – pochylam się, by dosięgnąć do jego ust. – Radzę ci się szybko przyzwyczaić, bo zamierzam pławić się z tobą w luksusie. – Niespiesznie całuję usta przyszłego męża. W tej samej chwili zaczyna mi burczeć w brzuchu.
- Jesteś głodny? – Troska Króliczka jest wzruszająca.
- Bardzo – zapewniam go, próbując ukraść kolejny pocałunek.
- To musi poczekać – nastolatek dotyka moich ust opuszkami palców. – Dzidziuś też chce jeść.
- Najpierw nakarmimy dziecko, a potem chciałbym pokazać ci dom.
- Powinniśmy także zadzwonić do twoich rodziców. Pewnie się martwią.
- Rodzice wiedzą, że jesteś ze mną.
- Nie powiedziałeś im, gdzie jesteśmy?
- Nie powiedziałem – przyznaję mu rację. – Jeśli będziesz miał ochotę to wpadniemy do nich jutro w odwiedziny, abyś mógł zabrać swoje rzeczy. – Znowu zaczyna mi burczeć w brzuchu.
- Najpierw obiad – decyduje Eli, uciekając z łóżka.
- Poczekaj! – wołam za nim, lecz jest za późno. Króliczek zdążył już chwycić swój szlafrok i szczelnie się nim owinąć.
- Pospiesz się – pogania mnie, kierując się ku schodom. Nie mam innego wyjścia. Muszę go posłuchać.
Nie umiem przestać się uśmiechać, gdy widzę Eli krzątającego się po naszej kuchni. Jego obecność tutaj jest tak naturalna, że nie wyobrażam sobie, by na jego miejscu byłby ktokolwiek inny.
- Co będziemy jeść? – Ciężarny otwiera świecącą pustkami lodówkę. – Podgrzejemy naleśniki?
- Niekoniecznie. Możemy poszukać czegoś smacznego w spiżarni – proponuję.
- Mamy spiżarnię? – dziwi się. – Gdzie?
- Właśnie dlatego od wczoraj nalegałem na to, abyś obejrzał dom.
- Byłem zajęty – Eli puszcza mi oko. – Więc gdzie jest spiżarnia?

***
 Moi Drodzy,

Wiem, rozdział jest trochę krótki. Następnym razem bardziej się postaram. Po prostu mam gorszy okres, mało czasu. Po takiej przerwie zawsze mi się wydaje, że wszystko co napisałem nie ma najmniejszego sensu. W każdym razie wracam na dobre tory :D 

Wasz Kitsune