środa, 25 września 2019

Humory króla - rozdział 13

Simon

Idę za Vee, który pewnym siebie krokiem opuszcza apartament na najwyższym piętrze i kieruje się do windy. Korzysta ze magicznej karty, by otworzyć drzwi. Dzięki niej ma swobodny dostęp do wszystkich pomieszczeń. Ja dostałem zwykłą. Mogę więc wejść do apartamentu, lecz na tym kończą się moje „uprawnienia”.
- Dlaczego wybraliście hotel? – przełamuję ciszę, by zadać blondynowi nurtujące mnie pytanie.
- Kaprys jego wysokości – odpowiada, śmiejąc mi się w twarz.
- Eryk nie miewa kaprysów – dogryzam mu, dając do zrozumienia, że nie dam się zbyć byle czym.
- Jeszcze się zdziwisz… – prycha wymownie.
- Jeśli nie chcesz lub nie możesz powiedzieć, to nie mów. Nie musisz być od razu opryskliwy – odcinam mu się.
- Tylko się nie popłacz.
- Nie przeciągaj struny, bo to się dla ciebie źle skończy – ostrzegam.
- Grozisz mi? – Zadowolony z siebie niebieskooki dumnie unosi podbródek. Chociaż jest przemęczony, pokonanie go w walce wręcz z pewnością nie będzie proste. Mimo to w każdej chwili jestem gotów, by zetrzeć mu z twarzy ten wredny uśmieszek.
- Simon, naucz się lepiej panować nad emocjami. Zdradza cię mowa ciała.
- Czyżby? – Krzyżuję ramiona na piersi.
- Wiem, że nie marzysz o niczym innym, jak znaleźć się ze mną sam na sam i dostać niezły wycisk, lecz mam ważniejsze sprawy na głowie. Spełnianiem twoich fantazji zajmiemy się później. A teraz chodź i zachowuj się grzecznie.
Vee zabiera mnie do apartamentu, który znajduje się kilka pięter niżej. Wygląda identycznie jak piętro, na którym mieszkamy. Nawet wykładzina i kolor ścian jest taki sam. Jedyną różnicę stanowi srebrny numer umieszczony nad elektronicznym zamkiem. Mój wspólnik kolejny ram mnie zaskakuje. Zamiast użyć karty, delikatnie puka. Po drugiej stronie słychać czyjeś kroki. Ktoś odblokowuje zamek. W tej samej chwili Vee szapie za klamkę.
- Szefie, coś się stało? – Zaalarmowany mężczyzna, który znajduje się w środku, na widok Vee cofa się do tyłu. Ma w ręku pistolet z tłumikiem, którym mierzy mu prosto w twarz.
- Schowaj to – lodowaty ton Vee świadczy o tym, że ten drugi popadł w tarapaty. – Zawołaj resztę. Pora, abyście poznali swojego podopiecznego. – Wejdź – zwraca się do mnie, puszczając przodem.
Nieznajomy, który nas przywitał, od razu rzuca mi uważne spojrzenie. Ja również nie kryję ciekawości i lustruję do z góry na dół. Ubrany jest w ciemny garnitur oraz białą koszulę. Wysoki. Ciemnowłosy. I dość młody. Nie ma więcej niż dwadzieścia dwa lub trzy lata. To on ma mnie pilnować?
- Szefie, to ty? – Z pokoju obok dobiega kobiecy głos. Po chwili dołącza do nas niewysoka blondynka w granatowej garsonce oraz wyjątkowo wysokich szpilkach. – Kto to jest? – Od razu zwraca na mnie uwagę.
- To wasz nowy podopieczny – Vee rozsiada się w fotelu, zostawiając mnie samemu sobie. Czuję się jak padlina, wystawiona na widok polujących sępów.
- Zoe! Chodź poznać naszego pluszaka! – Kobieta nie ukrywa ekscytacji, nawołując koleżankę.
- Pluszaka? – Powtarzam po niej, zerkając jednocześnie na Vee, który bawi się swoim telefonem i nie zwraca uwagi na otoczenie.
Tymczasem z pokoju po lewej stronie wyłania się kolejna agentka. Jest o głowę niższa od koleżanki. Ma na sobie ciemnozielony dres, a na nosie czarne okulary w ciemnych oprawkach. Tuż za nią pojawia się wysoki i mocno umięśniony mężczyzna. Hadry wyraz twarzy uwydatnia zmarszczki na jego czole.
- No dobrze – Vee chowa telefon do kieszeni. – Skoro jesteśmy już w komplecie, najwyższa pora, abyście poznali Simona – wskazuje na mnie dłonią. – Od tej chwili jest waszym podopiecznym.
- A pan Johnes? – Pyta olbrzym.
- To już nie wasza sprawa. Niańczycie Simona, jasne? – Dodaje z naciskiem. – Nie chciałbym być w waszej skórze, jeśli coś mu się stanie – grozi ochroniarzom palcem.
- Nie martw się, szefie. Pluszak będzie z nami bezpieczny! – Blondynka podchodzi do swojej koleżanki i szturcha ją łokciem w bok. – Fajny, prawda?
- Wszystko mi jedno – Zoe wydaje się znudzona sztucznym zamieszaniem.
- Pluszaku, poznaj swoją ekipę – Vee zaczyna się śmiać. – To Elena – wskazuje na ślicznotkę w garsonce. – I jej partner, Porter.
- To ja. Miło mi – chłopak w garniturze uśmiecha się do mnie, prezentując idealnie białe zęby oraz dołeczki w policzkach.
- To to Nico i Zoe – kontynuuje Vee.
- Dlaczego mamy go pilnować? Przecież nieźle strzela. Widzieliśmy w telewizji. – Nico nie pała do mnie zbytnią sympatią i zupełnie się z tym nie kryje.
- Bo tak powiedziałem. – Po słowach Vee zapada głucha cisza. – Jeszcze jakieś uwagi?
- Nie – szepcze Elena, spuszczając wzrok. Autorytet niebieskookiego jest nie do podważenia.
- Waszym priorytetem jest chronienie Simona. Mówię o tym po raz ostatni. Zrozumiano? – Vee miażdży wzrokiem czwórkę swoich ludzi, wymagając od nich żelaznej dyscypliny.
- Tak jest, szefie. Przepraszam. Pluszak będzie z nami bezpieczny. – Nico ostro spuszcza z tonu i z podkulonym ogonem łasi się o względy tlenionego.
- Nie jestem pluszakiem! Przestańcie tak o mnie mówić! – Oburza mnie nowe, dziecinne przezwisko, którym zostałem „ochrzczony” przez Elenę.
- Na twoim miejscu już bym się przyzwyczaił – wtrąca się Vee. – Nie martw się. Pozory mylą. Choć nic na to nie wskazuje, to sprawdzeni profesjonaliści, którzy znają się na swojej robocie i wiedzą, że jesteś bezcenny. Od tej chwili będziesz ich priorytetem. Dzieckiem, które będą prowadzić za rączkę, aby się nie przewróciło.
- Nawet o tym nie myśl… – warczę, gotowy skoczyć mu do oczu za tak głupie analogie. Zgodziłem się tylko ze względu na stan zdrowia Eryka. Nie oznacza to jednak, że potrzebuję ochrony. Sam potrafię o siebie zadbać. Zawsze tak było. Przejściowe kłopoty nie potrwają wiecznie. Im szybciej Vee to sobie uświadomi, tym lepiej.
- Prosiłem, abyś się zachowywał, prawda? – Vee ziewa przeciągle, po czym wraca do komenderowania zebranymi wokół nas ludźmi. – Na razie zostajemy tutaj. Gdyby coś się zmieniło, dam wam znać.
- Tak jest! – Nico traktuje Vee jak generała. Jeszcze chwila i zacznie mu salutować.
- Po pogrzebie spędzicie więcej czasu z Simonem, abyście mogli go lepiej poznać. Do tego czasu mam dla was inne zadanie – przebiegły bazyliszek znowu wpadł na jakiś durny pomysł. – Przekopcie się przez jego przeszłość. Dam dodatkową premię osobie, która znajdzie najbardziej kompromitujące informacje…
- Vee! – jestem gotowy skręcić mu kark. – Przysięgam, że jeszcze chwilę i będziesz tego bardzo, ale to bardzo…
- Zapomniałem o najważniejszym. Od dzisiaj to ja nazywam się Johnes, a co za tym idzie, przejmuję wszystkie obowiązki, które wynikają z tego faktu. – Blondyn nie przejmuje się wybuchem agresji z mojej strony. Beztroski i zrelaksowany, szczebiocze o swoich niekończących się intrygach, w których odgrywamy rolę pionków na szachownicy.
- A pan Johnes? – Zoe po raz pierwszy zabiera głos w dyskusji.
- Pan Johnes wraca do nazwiska rodowego. W sprawie premii decyduje godzina nadania maila. Powodzenia – macha swoim ludziom na pożegnanie, kierując się do wyjścia. Jestem na niego tak wściekły, że samo patrzenie w jego stronę wydaje się niemożliwe. Vee nie ma takich oporów. Wprost przeciwnie. Uśmiecha się wesoło, nucąc coś pod nosem.
Zaciskam palce w pięści i zaczynam liczyć do dziesięciu. Buzująca adrenalina błaga o to, abym znalazł dla niej ujście. Nie mam pojęcia, jak udaje mi się znieść resztę naszej „podróży” i nie wyjść przy tym z siebie. Wpadam do apartamentu gotowy rozwalić pierwszą rzecz, która wpadnie mi w ręce. Powstrzymuje mnie widok Eryka, skulonego na białej sofie z salonie. Mój ukochany jest blady. Jego zmęczony wzrok i sino podkrążone oczy uwypuklają kiepskie samopoczucie. Do tego nie chce jeść. Nie może spać. Jutro czeka go pogrzeb rodziców.
- Jak się czujesz, skarbie? – Zagaduję ukochanego, siadając tak blisko króla, jak tylko mogę. Najchętniej wziąłbym go na ręce, przytulił i spróbował odegnać czarne myśli, które zakłócają jego spokój, lecz jestem całkowicie bezsilny.
- Dobrze. – Eryk raczy mnie kolejnym kłamstwem, w które jego zdaniem powinienem uwierzyć i nie zadawać zbędnych pytań.
- Poznałem swoich ochroniarzy. Nazywają mnie „pluszakiem” – żalę się, licząc na to, że chociaż on wesprze mnie w tak ciężkiej chwili.
- Pluszakiem? – Srebrnooki unosi jasną brew, okazując zdziwienie. – „Pluszak” idealnie do ciebie pasuje.
- Ja też mu to mówiłem – przechwala się Vee, zajmując miejsce na wprost mnie. Nonszalancko zakłada nogę na nogę. Pan Moor z trudem powstrzymuje złośliwy chichot.
- Dzięki. Wiedziałem, że mogę na was liczyć – nie potrafię powstrzymać cierpkich słów.
- Poczekaj aż Vee każe im prześwietlić twoją przeszłość, chłopcze. Dopiero wtedy będzie wesoło. – Starszy mężczyzna naigrywa się ze mnie, podając Erykowi filiżankę z herbatą.
- Przepraszam, ale nie będę tego pił. – Jego wysokość kuli się w sobie jeszcze bardziej, obejmując wątłe ciało wychudzonymi ramionami.
- Nic na mnie nie znajdą – pewny swego, uprzedzam niechciane komentarze. Choć serce boli mnie z żalu i bezsilności, nic nie mogę zrobić. Muszę być silny i wytrzymać. Dlatego też gram swoją rolę głuchego i ślepego kochanka, który ma za zadanie nie dokładać zmartwień tej mizernej kupce nieszczęścia, którą mam na wyciągnięcie ręki.
- To się jeszcze okaże. Nie mów „hop”, bo możesz przypadkowo skręcić sobie kark. Zoe właśnie włamała się do wojskowej bazy danych. Zobaczmy co my tu mamy… – Vee pogrąża się w lekturze moich akt osobowych, które z pewnością przeglądał nie jeden raz. – Misja z Pradze? Ciekawe, ciekawe…
- Praga to jedno z tych miejsc, o których wolałbym zapomnieć – mamroczę do samego siebie.
- Dlaczego? – Eryk nie potrafi poskromić ciekawości. To miłe, że nawet w tak ciężkich chwilach wzbudzam w nim zainteresowanie. Wielka szkoda, że nic więcej…
- Chcesz wiedzieć? – Przysuwam się do ukochanego, by móc szeptać mu na ucho. – Powiem ci, ale to będzie nasz sekret, dobrze? – Wykorzystuję sytuację do maksimum i dotykam smukłej szyi. Srebrnooki drży pod wpływem mojego dotyku. Zachowuję się jak na gentelmana przystało i udaję, że nie zauważyłem. Odsuwam pasma jego jasnych włosów i pochylam się do przodu. Te środki ostrożności wydają się niezbędne. Mały monarcha z pewnością uważa, że robię to ze względu na Vee, lecz to nieprawda. Vee zna prawdę. Za to Eryk… W jego oczach dostrzegam migoczące iskierki ciekawości. Bliskość mojego ciała wydaje się go odprężać. Jest tak słodki, że trudno mi nad sobą zapanować. – By chronić klienta, kazałem go przebrać za kobietę. Przemknęliśmy przez miasto trzymając się za ręce i udając parę, by zmylić jego brata, któremu uwiódł żonę.
- Kłamiesz. – Eryk ocenia mnie bardzo surowo. Odsuwa się ode mnie, pogłębiając dzielący nas dystans.
- Nie mam powodów, aby cię oszukiwać. Możesz zapytać Vee, jeśli mi nie wierzysz. Z pewnością wie już znacznie więcej o całej sprawie.
- Wiem wszystko – zadowolony z siebie niebieskooki śmieje się pod nosem, wskazując na ekran telefonu.
- Po co każesz im grzebać w mojej przeszłości? Nie powiesz mi przecież, że nie czytałeś moich akt.
- Czytałem – opiekun króla ma znakomity nastrój. – Zabiłeś człowieka na oczach całego świata. Naprawdę uważasz, że bzdury o wzorowym przebiegu służby wojskowej wystarczą, by zamknąć usta dziennikarzom śledczym?
- Nie chcę tego słuchać! – Wzburzony Eryk zrywa się ze swojego miejsca i oddala do naszej sypialni głośno trzaskając drzwiami.
- Zdenerwował się… – komentuję ponuro, głośno przy tym wzdychając.
- Pogadam z nim. – Vee chowa telefon do kieszeni. – Jeśli jest coś, co może skompromitować Eryka w oczach świata, to powiedz mi to teraz.
- Skompromitować?! Co masz na myśli?!
- Rzeczy takie jak romanse z żonatymi facetami, nieślubne dzieci, handel narkotykami. Wszystko co rzuci cień na nasze życie.
Vee wpatruje się we mnie z kamiennym wyrazem twarzy. Nie blefuje. Serio liczy się z tym, że ukrywam jakiś brudny sekret.
- Psujesz zabawę – cedzę przez zęby, ściszając głos, by nikt inny nas nie słyszał. – Daj szansę swoim ludziom. Niech oni coś na mnie znajdą, skoro ty nie umiesz.
- Kto powiedział, że nie umiem? Twoja rodzina je mi z ręki. Dzięki ich opowiastkom znam cię lepiej sądzisz – kpi.
- Nie mam nic więcej do dodania.
- Skoro tak to idę do Eryka. Postaram się go nieco uspokoić, bo tobie kiepsko to wychodzi. – Vee klepie mnie po ramieniu, prowokując kolejną awanturę. Nie daję się podpuścić. Wytrzymam. Dla dobra ukochanego wytrzymam wszystko.

***

Moi Drodzy :)

Pierwszy tydzień studiowania mam już za sobą. Pora więc wrócić do rzeczywistości i zająć się pisaniem. Bardzo za Wami tęskniłem. Jeszcze raz dziękuję Wszystkim za ciepłe słowa wsparcia. Nie macie pojęcia jak wiele to dla mnie znaczy. Zazwyczaj staram się unikać pisania o swoim życiu na blogu, bo wiem, że to mało interesujący temat. Pozwoliłem sobie zrobić wyjątek, bo tego potrzebowałem. Poza tym głupio by było tak znikać. W każdym razie studia są trudne i bardzo czasochłonne. Mam zajęte wszystkie weekendy do końca czerwca 2020 roku, choć nie tylko. Czeka mnie dużo zajęć praktycznych oraz inne atrakcje, o których w tej chwili boję się myśleć. Nadal nie wiem czy dobrze zrobiłem. Nie wiem też, czy sobie poradzę. Zwłaszcza z anatomii, której nie znam, a muszę poznać. To są właśnie uroki kierunków medycznych. Pociesza mnie jednak fakt, że wykładowcy w większości wydają się kompetentni i sympatyczni. Na poprzedniej uczelni było znacznie gorzej, a jakoś wytrwałem, więc może nie będzie źle :)

Wasz Kitsune 

piątek, 13 września 2019

Nowe studia, czyli o decyzji, którą podjąłem w zeszły piątek :D

Moi Drodzy :)

Korzystam z ostatnich chwil wolnego czasu. Od jutra muszę się pakować, bo wracam do domu. Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Zwłaszcza wakacje. Planowałem, że potrwają nieco dłużej, ale...
Od poniedziałku zaczynam nowe studia.
W życiu tak to już jest, że spotykają nas różne dziwne rzeczy. To właśnie jedna z takich chwil :D Marzymy o czymś, odkładamy w czasie, w nieskończoność rozważamy różne "za" oraz "przeciw" i bach! W przeciągu kilku sekund wszystko się zmienia. Czy jest to zmiana na lepsze? Zobaczymy.
Wiem tylko tyle, że trochę się boję. Nowi znajomi, nowe przedmioty, zupełnie inna ścieżka "kariery", którą i tak wyobrażam sobie inaczej.
Nie oznacza to jednak, że porzucę bloga. Dalej będę pisać. Liczę na to, że jeszcze we wrześniu uda mi się ukończyć nowego ebooka. Do napisania zostało już tylko zakończenie.
Powiem Wam szczerze, że dużo ostatnio myślałem o pisaniu. Najprzyjemniejsza część to publikacja rozdziałów - zarówno dla Was, jak i dla mnie. Oczywiście chciałbym napisać więcej opowiadań. Zabrać Was do nowych miejsc, przedstawić nowych bohaterów i ich historie. To wszystko wymaga czasu, a z tym jest różnie. Liczę jednak na to, że studia nie będą na tyle absorbujące, abym nie mógł oddawać się ulubionej pasji :)
Niestety, pisanie ma też swoje ciemne strony. Jako "amator" jestem zdany wyłącznie na siebie. Najbardziej boli mnie fakt, że inni nie traktują mnie poważnie. Obojętne, czy chodzi o wykupienie reklamy, czy też różne kwestie dotyczące "profesjonalnego pisania". Trzeba być NAPRAWDĘ cierpliwym lub poczekać aż druga strona będzie miała "lepszy dzień". W każdym razie nie jest to miłe. Efektem jest pogłębiająca się frustracja i zniechęcenie. W tym miejscu chciałbym Was poprosić, abyście nie traktowali moich przemyśleń jako "żalenia się", bo tak nie jest. Robię to dla siebie. To mini-podsumowanie. Duże zmiany w życiu zazwyczaj mają swoje odzwierciedlenie także w innych dziedzinach. Wierzę, że te zmiany będą tylko na lepsze.
To tyle ode mnie. A co słychać u Was?  Rzucacie się na głęboką wodę? A może czekacie aż tafla się uspokoi? Dajcie znać.

Wasz Kitsune

PS Nowy rozdział Humorów króla pojawi się już niedługo.

poniedziałek, 2 września 2019

mpreg 76

„Bezsenne Noce


Popołudnie w domu rodziców pozbawia mnie resztek bezcennej energii. Mam wrażenie, że jadę na wewnętrznym autopilocie, który nakazuje mi spakować nasze rzeczy do bagażnika i ruszyć przed siebie. Odpalam silnik jednocześnie prowadząc ze sobą wewnętrzną walkę. Źle oceniałem własnego ojca. Mam ponad trzydzieści lat, a Peter Ford nadal nade mną czuwa, dbając o to, abym był szczęśliwy. Czy kiedykolwiek zdołam mu dorównać? Jakim będę ojcem? Czy moje dzieci będą ze mnie dumne? Czy zdołam zbudować im bezpieczny, pełen miłości dom?
Eli również jest milczący. Udaje, że podziwia widoki za oknem, a tymczasem zagłębiony jest we własnych myślach, którymi nie ma ochoty się dzielić. By łatwiej nam było powrócić do normalności decyduję, że udamy się na zakupy spożywcze. Potrzebujemy przede wszystkim świeżych owoców oraz warzyw, bo nasza lodówka świeci pustkami.
- Na co masz ochotę? – pytam nastolatka, który podąża za mną niczym cień.
- Nie wiem.
- Jesteś zmęczony? – znowu dopada mnie paranoja.
- Możemy jechać nad jezioro?
- Oczywiście, kochanie.
- Dziękuję – szepcze blondyn.
Ponieważ Eli nie jest w nastroju na gastronomiczne szaleństwa, zgarniam z półek kilka pojemników malin, truskawek, borówek oraz jeżyn. Kupuję także banany, sałatę, pomidory i ogórki na wypadek, gdyby miał ochotę na coś lekkiego. Do jutra powinno wystarczyć. Odzyskałem samochód, więc w razie czego przyjadę tu jeszcze raz.
Celem naszej wycieczki jest pensjonat.  Liczę na to, że mrożony jogurt sprawi Króliczkowi odrobinę przyjemności i przywróci uśmiech na jego anielskiej twarzy.
- Poczekaj tu na mnie – proszę. – Przyniosę ci deser.
- Dziękuję.
- Może wynajmiemy łódkę i popływamy po jeziorze? – proponuję.
- Innym razem, dobrze?
- Dobrze – przytakuję, oddalając się w kierunku kawiarni.
W kolejce do kasy dostrzegam perfekcyjny lek na moje sponiewierane nerwy. Eli pewnie się nie zgodzi… Obiecałem, że nie będę pić alkoholu.
Czerwone wino kusi mnie do tego stopnia, że wbrew sobie i zdrowemu rozsądkowi, decyduję się przygarnąć perfekcyjnie schłodzoną butelkę.
- Proszę – wręczam chłopakowi kubeczek wypełniony mrożonym substytutem lodów, a także wodę i sok.
- Dziękuję – Eli uśmiecha się lekko. Tęsknił za tym sojowym paskudztwem.
- Kupiłem ich znacznie więcej. Zabierzemy je do domu, żebyś miał na zapas.
- Dziękuję – Eli ponownie się do mnie uśmiecha.
- Skarbie – wzdycham ciężko, siadając obok ukochanego na trawie. – Będziesz się bardzo gniewał, jeśli napiję się wina? – pokazuję ukochanemu butelkę, którą ze sobą przyniosłem. – Wiesz, że rzadko sięgam po alkohol, ale rozmowa z ojcem…
- Nie musisz mi tego tłumaczyć – przerywa mi. – Pij, jeśli masz ochotę.
- Jesteś pewny?
- Tak.
- Masz ze sobą prawo jazdy? – upewniam się, że nie będziemy mieć problemów z powrotem do naszego gniazdka.
- Mam. Bardzo chętnie przejadę się twoim nowym samochodem.
- Właśnie dlatego kocham cię nad życie – cmokam Króliczka w policzek.
Czas płynie błogo i powoli. Rozkoszuję się drogim trunkiem, przeczesując jednocześnie długie pasma jasnych włosów Eli, który położył głowę na moich kolanach. Ciężarny przymyka powieki, wpatrując się w błyszczącą od słońca taflę jeziora.
- Max? – przerywa ciszę, przekręcając się na plecy, by móc patrzeć mi prosto w oczy.
- Tak?
- Czy po ślubie będę mógł przyjąć twoje nazwisko?
To pytanie zaskakuje mnie do tego stopnia, że prawi upuszczam trzymany kieliszek na trawę.
- Skarbie… Tak, ale… Jesteś pewny? – nie mogę się otrząsnąć.
- Nie zgadzasz się? – Nastrój Eli od razu się zmienia. Jest smutny i to przeze mnie.
- Nie ukrywam, że bardzo bym tego chciał. Nic o tym nie mówiłem, bo zarzuciłbyś mi próbę samczej dominacji  – zaczynam się nerwowo śmiać, lecz równie szybko poważnieję. – Nie musimy podejmować tej decyzji już teraz, prawda?
- Po ślubie chcę przyjąć twoje nazwisko. Zgadzasz się czy nie? – Króliczek stawia sprawę na ostrzu noża.
- Będę zaszczycony – odpowiadam zgodnie z prawdą.
- Dziękuję. – Eli wydaje się znacznie spokojniejszy. Czemu nagle jest to dla niego tak ważne?
- Powiesz mi teraz co się dzieje? – Z nadzieją czekam aż wtajemniczy mnie w swoje sprawy.
- Chcę się odciąć od rodziny Bennettów. Rodzice już dawno o mnie zapomnieli. Nigdy nie interesowali się tym co robię, gdzie jestem, czy żyję. Zmiana nazwiska wiele ułatwi. – Eli jak zawsze na pierwszym miejscu stawia pragmatyzm. Mnie nie oszuka. Doskonale wiem, jak bardzo cierpi.
- Skarbie…
Nie wiem jak skomentować jego cierpkie słowa. Od samego początku miałem świadomość, że relacje Eli oraz jego bliskich są dość skomplikowane. Rodzice zostawili go pod opieką starszej córki i zniknęli. Chłopak kiedyś wspomniał, że nie pamięta jak wyglądają. Nasz ślub może posłużyć jako doskonała okazja, by naprawić to, co zostało zepsute.
- Już raz ci to proponowałem, ale nie wziąłeś moich słów na poważnie. Możemy ich odszukać, jeśli chcesz. Wynajmę prywatnych detektywów.
- Nie – odmawia kategorycznie. – Są mi zupełnie obcy. Natomiast siostra… – na idealnej twarzy pojawia się grymas bólu. – Przepraszam, ale nie jestem gotowy, by opowiedzieć ci o przeszłości. Zwłaszcza teraz – obejmuje brzuch.
- W porządku. Nie musisz nic mówić. To nie ma znaczenia. Nie mamy wpływu na przeszłość.
- Masz rację. Liczy się wyłącznie to, co jest teraz. A teraz jestem bardzo, ale to bardzo szczęśliwy. – Eli przytula się do mnie, Sam słyszałeś, że od dziś mam nową mamę i nowego tatę. Będę też mieć dziecko i męża – uśmiecha się do mnie porozumiewawczo.
- Nie czekajmy. Wyjdź za mnie już teraz – proszę, przyciągając go bliżej.
- Teraz? – dziwi się.
- Jestem gotowy w każdej chwili. Wystarczy, że powiesz tak.
- Max, obiecałeś, że poczekasz – szepcze, spuszczając wzrok. Jego oczy wpatrują się w moje usta. Czuję ciepło, które od niego promieniuje.
- Po co mamy czekać?
- Bo tak będzie uczciwie. – Eli jest nieugięty. – Twoi rodzice również potrzebują chwili na złapanie oddechu. Odniosłem wrażenie, że nasze zaręczyny były dla nich pewnym zaskoczeniem.
- To moja wina – wzdycham ciężko. – Wyobrażasz sobie, że spisali mnie na straty?! – udaję zszokowanego, co bawi Króliczka prawie do łez. – Nie śmiej się, kochany! To po części twoja wina! Trzymasz mnie na tak krótkiej smyczy, że nawet rodzona matka uznała, że nie mam u ciebie żadnych szans.
- Rzeczywiście. Twój tata nie wydawał się zaskoczony.
- Bo on to wszystko ukartował! – żalę się. – Wydawało mu się, że rzuca mi koło ratunkowe, a nie kłody pod nogi, ale to już nieważne! Liczy się tylko to, że jesteśmy razem – łapię ciężarnego za rękę.
- Lubię z tobą być. Z prawdziwym tobą, który jest miły, opiekuńczy, zabawny.
- To wyłącznie twoja zasługa. Masz w sobie coś takiego, co każe mi być lepszym.
Romantyczne chwile nad jeziorem, spacer z ukochanym, którego trzymam za rękę. Czy to sen? Nawet powrót do naszego gniazdka wydaje mi się całkowicie nierealny. Mamy dom. Mamy siebie. Być może to wino przeze mnie przemawia, lecz nie wyobrażam sobie, by mogło być bardziej idealnie.
- Dzidziuś chce gofry – informuje mnie złotowłosy, kończąc zapełniać zamrażalnik pojemnikami z jogurtem. – A ty na co masz ochotę?
- Nie jestem głodny. Za to chętnie pomogę ci przy gofrach. Może w końcu nauczę się je przyrządzać.
- Skorzystam z gotowych – Eli pokazuje mi paczkę ze sklepowymi wafelkami, którą wyciąga ze spiżarni. – Nie są tak smaczne jak domowe, ale szczerze wątpię, czy wygłodniałe maleństwo wytrzyma kolejną godzinę bez kolacji.
- Nasz synek rośnie. Nic dziwnego, że jest głodny.
- Nie słuchaj taty – Eli zwraca się do brzuszka. – Równie dobrze możesz być dziewczynką.
- Przyznaj, że wolisz córkę – droczę się z nim, podchodząc bliżej.
- Kocham nasze dziecko bez względu na płeć – odpowiada nieco urażony.
- Masz pojęcie jak pięknie wyglądasz, gdy się na mnie wkurzasz? Twoje oczy skradły sporo gwiazd…
- Głupek! – obrywam kuchenną ściereczką.
- Mąż, a nie głupek – poprawiam go, wyciągając z szafki porcelanową miseczkę.
- Mąż… – Eli powtarza po mnie to słowo, po czym uśmiecha się tajemniczo. – Dobrze, dobrze. Koniec flirtów. Kolacja jest ważniejsza. Potrzebuję dosłownie trzech minut – fiołkowooki kontynuuje swój dialog z dzieckiem. Przesypuje owoce do podanej przeze mnie miseczki, a następnie polewa je słodkim syropem. – Pyszne – mruczy zadowolony, nakładając je na kupnego gofra.
Po kolacji mój wybranek jest już zmęczony. Dla niego to także był długi dzień. Bierze prysznic i chowa swoje ponętne ciało pod ulubioną piżamą.
- Mogę? – pytam, ostrożnie obejmując go ramieniem.
- Mhm… – mamrocze w odpowiedzi. Gaszę światło. Najwyższa pora, aby odpoczął.
Równy oddech Króliczka świadczy o tym, że zasnął. Za chwilę pójdę w jego ślady. Ociężałe powieki nie będą się bronić. Wprost przeciwnie. Z rozkoszą pożegnam dzisiejszy dzień. To co najtrudniejsze mamy już za sobą. Teraz nic już nie stanie na drodze naszego szczęścia.
- Zawsze obejmujesz mnie przed zaśnięciem... – Głos Króliczka trafia bezpośrednio do mojego serca. – Jesteś jedynym mężczyzną, przy którym czuję się tak bezpiecznie, mój mężu…
- Radzę ci się przyzwyczaić, bo będę to robić do końca życia.
- Już się przyzwyczaiłem. Nie będę ukrywać, że jest inaczej – Eli wtula się we mnie tak ściśle, że robi mi się gorąco. Sięga po moją rękę i układa ją na swoim brzuchu. – Jesteś czuły, opiekuńczy. W dodatku bardzo cię pożądam…
- Ja ciebie też, najdroższy.
- Chcesz się kochać?
- A ty chcesz? – Jestem gotowy spełnić każdą jego zachciankę.
- Nie mam siły – chichocze. – To był długi dzień.
- Bardzo długi – przyznaję mu rację.
- Martwiłem się, że znowu pokłócisz się z ojcem z mojego powodu.
- Tata i ja często się spieramy. Typowy konflikt pokoleń. Zaczęliśmy się spierać zanim pojawiłeś się na świecie. Nie musisz się tym przejmować – całuję go w skroń.
- Opowiedz mi… – zachęca mnie do zwierzeń.
- No więc – chrząkam –  wszystko zaczęło się dość niewinnie. Pewnego dnia doszedłem do wniosku, że chcę zostać pisarzem. Napisałem pierwsze opowiadanie, które pokazałem ojcu. Byłem z siebie bardzo dumny. Znacznie bardziej niż wtedy, gdy wygrywałem kolejne starcia na macie…
Na tym kończę wspominanie przeszłości. Mój „mąż” zasnął.