„Grzech”
Czuję żar, pod wpływem którego krew zaczyna się we mnie gotować... Przesuwam językiem po lekko drżących wargach wampira. Wrażenie jest nieziemskie... Chłód bijący od jego skóry przypomina zimny napój w upalny dzień...
- Jack... Ty... - przerywa pocałunek, odsuwając się o kilka centymetrów. Moje palce zaciskają się na puklach czerwonych włosów, uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. - Jack... - oczy, których kolor można by przyrównać do leśnego mchu, ogrzewanego przez słońce, wpatrują się we mnie bezradnie. Nie jestem w stanie wydusić z siebie ani słowa, oszołomiony nieznanymi dotąd doznaniami.
Alarmujące myśli o tym, że właśnie pocałowałem wampira, krzyczą w mojej głowie... Znienawidzony wróg, którym latami pogardzałem, oskarżając o całe zło tego świata... Nie, nie chcę teraz o tym myśleć. Czy to możliwe... Ponownie przysuwam się bliżej. Muszę zyskać pewność, którą da mi tylko kolejny pocałunek.
- N-Nie... - w ułamku sekundy odskakuje ode mnie, jakby został porażony prądem. Przykłada dłoń do ust, sprawdzając, czy nie wyrządziłem mu żadnej krzywdy.
Znacznie szybciej niż ja odzyskuje nad sobą panowanie. Próbuje wymacać klamkę, by opuścić pracownię. Nie mogę mu na to pozwolić. Powinniśmy porozmawiać!
- Zaczekaj... - staram się go powstrzymać, zanim będzie za późno.
- Jack? Jesteś tu? - w oddali słychać odgłos dzwonków wietrznych, których delikatny dźwięk oznacza tylko jedno... - Jack? - drzwi, prowadzące na taras same się otwierają, wpuszczając do środka zimne podmuchy wiatru oraz pojedyncze, złote liście klonu.
- Demon... - szept Sina niesie się na wietrze. Choć jest bardzo cichutki, czuję go aż pod skórą, która od chwili pocałunku stała się niesamowicie wrażliwa.
- Przyszedłem odebrać eliksiry – do pracowni wchodzi jeden z moich najlepszych klientów.
- Cassian, czekałem na ciebie – nie mógł wybrać bardziej nieodpowiedniej chwili... No trudno, skup się, Jack. Oddasz mu eliksiry, zabawisz chwilą rozmowy i będziesz mógł kontynuować badania nad wampirem.
- Nie wątpię – raczy mnie spojrzeniem swoich czarnych oczu, które połyskują groźnie. - Sin! - podchodzi do nieśmiertelnego, który nadal tuli się do ściany. - Co tu robisz?! Tak się martwiliśmy, że zostałeś złapany! - demon kładzie swoje dłonie na drobnych ramionach czerwonowłosego. Ukłucie zazdrości każe mi podejść do niego i kazać się odsunąć. Mimo to nie ruszam się z miejsca.
- Trzeba czegoś więcej, niż kilku ludzi Organizacji, by mnie złapać – odpowiada mu wampir, prezentując pewny siebie uśmiech.
- Całe szczęście, że nic ci nie jest. Nefryt szalał z niepokoju! - odgarnia swoje długie, ciemne włosy na ramię. Nefryt? Ten Nefryt?!
- Znacie się? - przyglądam się całej scenie coraz bardziej zirytowany. Nie podoba mi się, że ten dwumetrowy kolos tak beztrosko dotyka mojego podopiecznego.
- Znamy – mój gość nie spuszcza z niego wzroku. - Dużo razem podróżowaliśmy. Poza tym Sin uratował mi życie. Jestem jego dłużnikiem.
- Ty zrobiłbyś dla mnie to samo!
- To prawda – głaszcze go swoją wielką dłonią po jedwabistych włosach, zupełnie jakby rozmawiał z dzieckiem. - Dobrze, że cię znalazłem. Musisz wrócić ze mną do zamku.
- Coś się stało? - dopytuje zielonooki.
- Stało się to mało powiedziane! Opowiem ci po drodze, odbiorę tylko zamówione eliksiry – odwraca się w moją stronę. - Pośpiesz się, Jack. Czekają na mnie.
- Za chwilę będę gotowy – informuje go Sin. Korzystając ze swojej wampirzej szybkości, wraca po kilku sekundach, ubrany w swój czarny płaszcz. Ma także torbę, którą przewiesza przez ramię, posyłając Cassianowi lekki uśmiech. On serio chce odejść! O nie kochany, nic z tego...
Wyciągam z sejfu kryształowe fiolki, które wcześnie spakowałem w specjalny pojemnik i podaję księciu. Czarnooki przegląda zawartość pojemnika, nie kryjąc uznania dla mojej pracy.
Cassian należy do ścisłej elity wśród demonów. Mówi się, że jego moc nie ma sobie równych. Nic dziwnego, jest przecież wojownikiem, który brał udział w wielu walkach. O jego zręczności i sile krążą legendy.
- Miałeś rację, Sin – zwraca się do swojego przyjaciela. - Jack rzeczywiście potrafi sprostać nawet najbardziej wymagającym klientom.
- Sin polecił ci moje usługi? - nie umiem ukryć zdziwienia.
- Tak. Zaufałem mu, chociaż jak dobrze wiesz, wampiry i demony nie pałają do siebie głębszymi uczuciami.
- Cieszę się, że jesteś zadowolony.
- Miałbyś poważne problemy, gdybym nie był – zaczyna się śmiać, lecz po chwili od razu poważnieje. - No dobrze, zbierajmy się.
- Do zobaczenia, Jack – wampir uśmiecha się do mnie wesoło, chowając ogniste pasma włosów pod czarnym kapturem.
- Dokąd się wybierasz? - pytam, przysiadając na biurku. Staram się wyglądać na spokojnego i zrelaksowanego, by ukryć emocje, które każą mi głośno przeciwstawić się ich pochopnej decyzji.
- Nefryt tam na mnie czeka – odpowiada uradowany. - Wrócę za kilka miesięcy. Dbaj o siebie i Henryka – odwraca się do mnie plecami, lecz od razu go powstrzymuję.
- Nie pozwoliłem ci odejść!
- Co takiego? - oburza się książę.
- To, co słyszałeś. To ja jestem jego opiekunem i jeśli mówię, że zostaje ze mną, to tak właśnie będzie.
Demon podchodzi do mnie pewnym krokiem i bez problemu unosi w górę, szarpiąc za ubrania.
- Coś ty powiedział? - cedzi przez zęby, coraz bardziej wściekły. Henryk twierdzi, że po skrytobójczym ataku na jego ojca, gołymi rękoma rozprawił się ze spiskowcami. Wierzę, że tak właśnie było. Cassian nie cofnie się przed niczym, bo nie zna uczucia strachu.
- Sin zostaje ze mną – mierzymy się wzrokiem. Oczy demona odsłaniają mrok jego duszy. Jest naprawdę groźnym przeciwnikiem. Niestety w tej walce nie ma ze mną żadnych szans. Sin musi mi się podporządkować.
- Powtórz to – gdyby zacisnął swoje dłonie na moich ramionach, najpewniej pogruchotałby mi kości.
- Masz problemy ze słuchem, demonie? - nie powinienem go prowokować, ale to silniejsze ode mnie. Chcę by poczuł odrobinę goryczy w odwecie za zazdrość. - Wampir zostaje.
- Jack, lubię cię, ale nie powstrzyma mnie to przed wyrwaniem ci serca – ostrzega.
- Pozwól mi odejść! To dla twojego dobra! - czerwonowłosy próbuje wtrącić się w naszą potyczkę, lecz jest bez szans.
- Nefryt i ja zapewnimy Sinowi bezpieczeństwo. David nie rzuca słów na wiatr, Jack. Jeśli go złapie, wasza rodzina może mieć poważne problemy.
- Przestań się popisywać i postaw mnie na ziemi. Wiesz równie dobrze jak ja, że w posiadłości nic mu nie grozi.
- Tu nie chodzi tylko o bezpieczeństwo. Sin chce się związać z Nefrytem – przypomina mi. - Jego wybranek należy do bardzo kapryśny. Jeśli Sin będzie zwlekać, ktoś inny zajmie jego miejsce.
- Tym bardziej uważam, że lepiej mu będzie ze mną – bronię swojego zdania.
- Jack! Nie bądź taki! Nie rozumiesz? Związek z Nefrytem uwolni cię od obowiązku oddawania mi krwi! Poza tym lubię go i chcę z nim być!
- Lubisz, ale nie kochasz! Czy miłość nie jest jednym z wymogów zawarcia kontraktu?! - cytuję zapis Wielkiej Księgi, która jest wyznacznikiem prawa.
- Nefryt jest dla mnie bardzo ważny. Kocham go! - Kocha? Sin kocha innego wampira?! Niemożliwe!
- A Nefryt? - walczę do końca, bo widzę, iż ta dwójka coś przede mną ukrywa.
- Nefrytowi bardzo na mnie zależy.
- Nie byłbym tego taki pewny, Sin – przerywa mu ciemnowłosy książę. - Pamiętasz chłopaka, którego obserwowałem w zeszłym roku? Okazało się, iż ten człowiek ma w sobie tak silną moc, że zagraża swojej rodzinie. Przyjąłem go na ucznia. Nefryt rozpowiada, że się w nim zakochał i chce przemienić go w wampira.
- Kłamiesz! Nefryt złożył obietnicę! - irytuje się nieśmiertelny.
- Przykro mi Sin. Jeśli się nie pośpieszysz, możesz go stracić – demon wygląda na szczerze zmartwionego.
- Jack... Błagam cię... Pozwól mi odejść... - spogląda mi pokornie w oczy. Te same oczy jeszcze kilka minut temu wpatrywały się we mnie zupełnie inaczej... Chcę, aby ponownie pozwolił mi się pocałować. Jeśli zwiąże się z kimś innym, nie będę miał na to żadnych szans.
- Muszę wybrać to, co jest najlepsze dla rodziny. Tu jesteś bezpieczny. Jeśli zostaniesz złapany, możemy mieć spore problemy. Dlatego nie zgadzam się na to, abyś opuścił posiadłość.
- Nienawidzę cię! - krzyczy, po czym wybiega z pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Pierwszy raz miałem okazję widzieć go aż tak wzburzonego.
- Cholera... - mruczę cicho, przeczesując włosy palcami.
- Podjąłeś trudną decyzję, która złamała mu serce – odwracam się do Cassiana, o którego obecności zupełnie zapomniałem.
- Myślisz, że dobrze zrobiłem?
- Nie wiem. Jako przywódca rodziny, jesteś za nich odpowiedzialny. Jednak Sin ma swoje plany. Nie dziwi mnie, że tak zareagował.
- Ten cały Nefryt... Mówiłeś, że chce przemienić człowieka w wampira, aby się z nim związać. Jeśli nie kocha Sina, to ich związek nie miałby przyszłości.
- To zależy jak na to spojrzeć.
- Nie rozumiem.
- Sinowi nie zależy na uczuciach, a na krwi. Jest głodny. Im rzadziej go karmisz, tym jest słabszy. Z wojownika zamienia się w zwierzynę.
- Staram się, ale on jest taki uparty i nie chce ode mnie pić!
- Widać przyzwyczaił się do odmowy – drwi.
- Karmiłeś kiedyś wampira?
- Ja? Nawet tak nie żartuj – prycha. - Demon nie poniża się do roli czyjegoś obiadu.
- Odmawiałem Sinowi krwi, to prawda, ale to było dawniej. Teraz chcę mu ją dać.
- Porozmawiaj z nim. Może zmieni zdanie.
- Każda nasza rozmowa kończy się w sposób, który przed chwilą widziałeś. Nie umiemy się dogadać.
- Przed chwilą uparcie postawiłeś na swoim, co oznacza, że albo tak bardzo zależy ci na dobru rodziny albo... - celowo nie kończy zdania, wlepiając we mnie swoje smoliste tęczówki.
- Albo?
- Jack, ty chyba nie... - złośliwie wykrzywia usta.
- Co? - dopytuję.
- Nic. Sam się domyśl. Muszę już iść – kładzie mi dłoń na ramieniu. - Jeśli skrzywdzisz Sina, zabiję cię.
- Dzięki. Będę to miał na uwadze – odprowadzam go aż na taras.
- Cassian! Zaczekaj! - zdyszany wampir pojawia się przed swoim przyjacielem.
- Myślałem, że nie przyjdziesz się ze mną pożegnać – gani jego zachowanie.
- Przepraszam. Bałem się, że nie zdążę ci tego dać – wkłada mu w dłoń jeden z aksamitnych woreczków, który znajdował się w jego torbie. - Daj to Nefrytowi, proszę.
- Mogę? - czerwonowłosy przytakuje, a książę rozwiązuje rzemyk. Wyjmuje ozdobę do włosów, którą niedawno sam miałem okazję podziwiać.
- Sin! Przecież to jest...! Skąd ją masz?
- To symbol mojej miłości i oddania. Powiedz mu to, dobrze? - zaciska ostrożnie palce demona na złotej ozdobie.
- A jeśli... ? - wojownik jest coraz bardziej poruszony.
- Jeśli wybierze kogoś innego? No cóż... Ma do tego prawo.
- Uważaj na siebie. Jestem pewny, że David nie odpuści i prędzej czy później zaatakuje dom.
- Wiem. Chronię posiadłości od pokoleń. Poradzę sobie.
- Jeśli będziesz potrzebować pomocy, daj mi znać.
- Dziękuję, przyjacielu.
- Zobaczymy się wkrótce.
- Opiekuj się Nefrytem, dobrze? - woła za nim, gdy demon unosi się w powietrzu.
- Obiecuję!
Jest mi zimno, więc szybko wracam do środka. Nie zamykam drzwi, czekając aż obrażony wampir zechce do mnie dołączyć. Robi to bardzo niechętnie. Nie musi nic mówić. Po jego minie wnioskuję, że czeka nas niezła przeprawa.
- Sin, nie gniewaj się na mnie. Nie mam innego wyjścia – chcę jak najszybciej odbudować dobre stosunki między nami.
- Idę do Henryka – informuje mnie, nie racząc nawet spojrzeć w moim kierunku. - I jeszcze jedno – odwraca się gwałtownie – jeśli spróbujesz ponownie mnie pocałować, wyrwę ci język – uśmiecha się słodko.
Przełykam głośno ślinę i jakby nigdy nic, idę za nim do kuchni, gdzie Henryk nadal zajmuje się szczeniaczkiem.
- To mały labrador – informuje Sina od wejścia. Piesek również prezentuje się o wiele lepiej. Został nakarmiony, a teraz macha wesoło ogonem, leżąc na kocu przed kominkiem. Wampir ostrożnie podchodzi bliżej, lecz nie stara się go dotykać.
- Jak się masz? - maluszek rzuca mu nieufne spojrzenie, chowając ogon pod siebie. Byłem pewny, że będzie próbował uciec do Henryka, lecz ta czarna kulka niepewnie staje na łapki, a potem powoli podchodzi do swojego wybawcy. Sin ani drgnie, czekając na dalszy rozwój wypadków. Szczeniaczek dokładnie go obwąchuje. Wampir wyciąga białą dłoń w jego kierunku i przesuwa opuszkami po małym łebku. Różowy język psiaka zaczyna lizać wnętrze dłoni nieśmiertelnego.
- Lubi cię, paniczu – służący wręcza Sinowi kawałek biszkopta, którym ten częstuje psa. - Jak chcesz go nazwać?
- Nie wiem. Muszę się zastanowić – głaszcze go znacznie śmielej.
- Panie, przyszły nowe zamówienia na eliksiry – wskazuje na koperty, które położone są na stole. - Chciałem ci je przynieść, ale miałem pełne ręce roboty z tym zmarzlakiem. Musiałem go wykąpać i nakarmić. Przygotowałem mu także miejsce do spania w twoim pokoju, paniczu.
- Myślisz, że będzie chciał ze mną spać? - dziwi się długowieczny.
- Chcecie zatrzymać psa? A jeśli ktoś go szuka? - próbuję go pogłaskać, lecz maluch nie chce do mnie podejść. Udaje mu się także oszczekać moją dłoń.
- Jednak znasz się na ludziach – chwali go Sin. - Powiedziałeś, że mogę go zatrzymać, jeśli będę spać w domu. Chcesz się wycofać z danego słowa? - pyta, chowając swoje znalezisko z daleka ode mnie. Psa i mnie nie połączyła miłość od pierwszego wejrzenia... Kolejny punkt dla Sina.
- Nie, jeśli dotrzymasz swojej części umowy – odbijam piłeczkę.
- Nazwę cię Vero - decyduje po chwili, spoglądając mu w oczy.
- Vero? To zupełnie do niego nie pasuje – zauważam.
- Vero... Czy nie tak miał na imię pies księcia Klaudiusza? – przypomina sobie służący. - Dobry wybór, paniczu.
- Też tak uważam.
Piesek zaczyna ziewać.
- Jest zmęczony. Położę go spać. Zajmiesz się nim rano, Henryku?
- Oczywiście. Z prawdziwą przyjemnością.
- Dobranoc – zabiera szczeniaka i wychodzi.
- Panie... - Henryk siada przy stole, wskazując mi miejsce na wprost siebie. - Widzę, że chcesz mi coś powiedzieć.
- Pewnego dnia zabiję tego cholernego krwiopijcę, zobaczysz! A kiedy wieczorem się obudzi, zabiję go jeszcze raz! I tak bez końca!
- Zacznij swoją opowieść od chwili, w której wyszliście razem z kuchni.
- Kazałem mu napić się krwi. Nie był zbyt chętny. A potem pojawił się Cassian i zaczął straszyć nas Davidem oraz jakimiś bzdurami o Nefrycie i niedotrzymanych obietnicach. Sin chciał z nim odejść, ale demon tak mnie wkurzył tym swoim gadaniem, że zrobiłem się zazdrosny i...
- I? - czeka na dalszą część mojej relacji.
- I przyszliśmy tutaj – napięcie natychmiast ze mnie wyparowuje, gdy zdaję sobie sprawę z tego, co mu przed chwilą wyznałem. Jeśli Sin także mnie słyszał, to...
- Spokojnie, panie. Panicz Sin nie ma w zwyczaju podsłuchiwać. Mógłby to robić, lecz oduczył się tego brzydkiego zwyczaju już dawno temu - uspokaja mnie.
- Tak? To dobrze – boję się unieść wzrok, chociaż ciekawość zżera mnie od środka, bo nie wiem czy w tej całej tyradzie Henryk zdołał wychwycić wzmiankę o zazdrości, czy nie.
- Rozumiem – rzuca enigmatycznie.
- Tyle tyle? - spoglądam na niego zaskoczony. - Nic więcej nie powiesz?
- A co mam powiedzieć, panie?
- Nie wiem... Wszystko będzie dobrze albo jakiś inny banał – odczuwam tak silne napięcie, że wstaję z miejsca i zaczynam krążyć po kuchni.
- Jesteś opiekunem i człowiekiem panie, a panicz Sin wampirem, który deklaruje, iż kocha innego wampira. Uważasz, że uwaga typu „wszystko będzie dobrze” załatwi sprawę?
- Nie – mamroczę, czując jak policzki zaczynają mnie palić.
- Panie, sytuacja robi się poważna. Gdy poprosiłem, abyś odpowiedział sobie na pytanie czego chcesz...
- To nie ma z tym nic wspólnego! - przerywam mu.
- Nie? Więc skąd twoja zazdrość?
- Nie wiem! Jesteś zadowolony?! Nie wiem! Może coś mi zrobił?! Może zaczarował tym swoim wampirzym wzrokiem?! Skąd mam wiedzieć?! Odkąd dałem mu swoją krew, nie umiem przestać o nim myśleć! - wybucham, dzieląc się z moim jedynym powiernikiem prawie wszystkimi sekretami. Nie jestem aż tak odważny, by wyznać, iż ukradłem pocałunek lub odczuwam silne pożądanie, gdy pozwalam mu pić krew.
- To zmienia postać rzeczy – jego spokojny ton wyprowadza mnie jeszcze bardziej z równowagi.
- Mylisz się! Nadal go nienawidzę! To potwór, którego... ja... Nie! To niemożliwe, niemożliwe!
- Spokojnie, panie. Napijmy się czegoś mocniejszego – pośpiesznie nalewa nam po szczodrej porcji alkoholu.
- Nie pomaga – marudzę, opróżniając szklaneczkę.
- Panie, musisz nabrać dystansu do swoich obowiązków. Jak wiesz, służę w rodzinie od lat i miałem pod opieką wielu z twoich poprzedników. Każdy z nich reagował inaczej na karmienie wampira. U jednych oddawanie krwi wzbudzało entuzjazm, u innych smutek. Pamiętasz Filipa? Za każdym razem odczuwał nieopisane szczęście. Z tobą jest podobnie. Oddałeś krew zaledwie kilka razy. Jestem pewny, że szybko do tego przywykniesz.
- Więc skąd ta zazdrość?
- Lubisz ład i porządek. Przestrzegasz wszystkich zasad oraz pilnie wypełniasz obowiązki. Panicz Sin próbuje nagiąć nieco prawo, by związać się z Nefrytem. Łamie zasady, które dla ciebie są ważne. Jestem pewny, że zazdrościsz mu tego, iż ma wybór, którego ty nie miałeś. To cała tajemnica.
- Gdy mówisz o tym w ten sposób, widzę wszystko z zupełnie innej perspektywy.
- Nie martw się panie, wszystko będzie dobrze – uśmiecha się do mnie, celowo używając zwrotu, na który od samego początku czekałem.
- Dziękuję. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił – obejmuję go. Tak długo jak mam przy sobie Henryka, nie zginę.
- Po to tu jestem, panie – zapewnia mnie. - Pora spać. Miałeś dziś pracowity dzień, który zakończył się samymi sukcesami. Sprowadziłeś wampira do domu, perfekcyjnie wykonałeś zamówienie, wykazałeś troskę o rodzinę. Świetnie się sprawdzasz w swojej roli.
- Naprawdę tak myślisz?
- Tak. Przecież wiesz, że nie mam w zwyczaju kłamać. Zasłużyłeś na odpoczynek.
Pokrzepiony miłymi słowami mojego jedynego przyjaciela, uśmiecham się do siebie, zadowolony. Jak mogłem być tak głupi, by zwykły stres wziąć za pożądanie? Całe szczęście, że mam przy sobie kogoś tak oddanego i doświadczonego jak Henryk, który rozwiał moje obawy. Zasypiając, czuję się znowu sobą. Bo przecież opiekun nie pożąda wampira, prawda?