„Humory księcia”
Eryk
Kłamca! Podły kłamca!
Udaje milutkiego, a tymczasem jego język wdarł się w moje usta i
wymusza uległość. Nie chcę... Walczę, ale nie mam szans... Nie
umiem... Nie, gdy przesuwa nim po mojej dolnej wardze. Serce
gwałtownie przyspiesza. Przymykam oczy... Dziwne, zupełnie nieznane
uczucie...
Chyba się trochę
uspokoił, bo nie jest już taki agresywny. Ssie moją dolną wargę.
Przyjemnie... Znowu jest delikatny. Otwieram oczy, bo chcę go
widzieć, chociaż powieki wydają mi się takie ciężkie. On też
wpatruje się we mnie.
Ma ładne oczy. Zielone.
Swoim kolorem przypominają liście drzewa lipowego, pod którym
uwielbiam się chować. Zieleń opromieniona przez słońce...
Puszcza skrępowane nadgarstki i przesuwa opuszkami po moich ustach,
z którymi tak brutalnie się obchodził... Opieram ręce na jego klatce
piersiowej. Serce bije mu równie szybko. Czy zdołam go odepchnąć?
Pewnie nie. Boję się, że za chwilę zrobi mi coś złego/ Coś, co
będzie bolało. Wolę siedzieć cicho i nie prowokować go jeszcze
bardziej. Traci nad sobą panowanie w przeciągu sekund. Kolejny raz
wykorzystał fakt, iż jest silniejszy i rzucił się na mnie. Nie
podoba mi się sposób w jaki mnie traktuje. Nie jestem jego zabawką! Nie ma prawa dotykać mnie bez pozwolenia! Ani całować!
Przesuwa się na bok, by
nie opierać swojego ciężaru na moim drobnym ciele. Nie ruszam się
z miejsca. Chciałbym uciec, ale nie mam jak. I tak zaraz by mnie
dopadł. Z trudem odrywam od niego wzrok i przyglądam się koronie
drzewa, bo nie wiem jak się zachować. Czekam na to, co zrobi.
Wyciąga rękę i gładzi mnie po włosach. Jest zupełnie inny niż
ja. Bije od niego ciepło, którego nie znam. Ciepło drugiego
człowieka. Już nie pamiętam jak to było, gdy ktoś mnie tak
dotykał. To musiało być całe wieki temu... Mam ochotę mrużyć
oczy i poddać się chwili. Chyba oszalałem...! Zaczynam zachowywać się jak kot, którego straciłem... On też czasami pozwalał
mi się głaskać, bo sprawiało mu to przyjemność.
Jeszcze zanim go poznałem,
przejrzałem dokumenty, które schowane były w komputerze dziadka.
Pewnie nadal uważa, że nie mam do nich dostępu, bo zabezpieczył
je hasłem, którego od lat nie zmienia. To z nich dowiedziałem się,
że skończył szkołę oficerską z wyróżnieniem, że był
szpiegiem i brał udział w różnych misjach na całym świecie,
lecz musiał zrezygnować, bo go zdekonspirowano. Zajął się
chronieniem bogatych. Ma ciekawą przeszłość. Odwiedził wiele
krajów, poznał różnych ludzi, a jest tylko trochę starszy ode
mnie. Niedawno skończył dwadzieścia pięć lat. Wygląda też
inaczej niż na zdjęciu, które dołączone było do dokumentów.
Mundur sprawiał, że wydawał mi się poważniejszy i starszy. Tylko
włosy ma takie same, brązowe i krótko przystrzyżone. Gdy biegamy
rano, a on ma na sobie zwykłą bluzę, wygląda jak młodszy brat
mężczyzny ze zdjęcia. A teraz leży tuż obok, pod drzewem...
Wyciąga dłoń i chwyta mnie za rękę. Przysuwa ją do siebie i
ogląda, jakby badał znaleziony skarb. Powoli, dokładnie... Ma duże, ciepłe dłonie. Krępuje mnie ta sytuacja.
O czym myśli? Czego ode mnie chce? Nie dość mu, że ciągle przy
mnie jest? Że nie daje mi chwili wytchnienia? Nie mam już swojego
życia. Stale jest obok. Nawet w moim ulubionym miejscu...
- Znowu milczysz.
Powiedz coś – prosi cicho. Śmiało patrzę mu
w oczy.- Muszę już wracać – odpowiadam.
Siadam na trawie i zbieram
moje rzeczy. Przebywanie z nim tutaj za bardzo mnie przytłacza.
- Gniewasz się na
mnie?
- Tak.
- Dlaczego? Tym razem
poprosiłem. Nie zgodziłeś się. Uznałem, że wolę działać
wbrew tobie, ale starałem się, by było ci przyjemnie.
- Jasne, dzięki za
wytłumaczenie sytuacji – kpię.
- Nie oznacza to, że
nie zależy mi na twoim dobru.
- Nie tylko tobie na
nim zależy, więc ustaw się w kolejce - prycham.
- Czemu taki jesteś?
Czemu nie pozwalasz mi się do siebie zbliżyć? Czemu nikomu na to
nie pozwalasz?
- Bo wiem jak to się
skończy – wstaję i otrzepuję ubranie.
- Daj mi szansę.
Wystarczy, że odrobinę mi zaufasz, a zyskasz przyjaciela.
- Przyjaciela? Nie
rozśmieszaj mnie.
- A co w tym
śmiesznego? - Niczego nie rozumie? Męczy mnie jego naiwność.
- Simon, nie będziesz moim
przyjacielem niezależnie od tego, czy obdarzę cię zaufaniem, czy
nie.
- Skąd wiesz?
- Bo wiem. I wiesz co
jeszcze wiem? To nie moja wina, ale twoja.
- Moja? Niby dlaczego
moja? - dziwi się.
- Za jakiś czas sam przyznasz mi rację – zapinam
marynarkę i odchodzę w stronę domu.
- Eryku, zaczekaj.
Porozmawiaj ze mną.
- Nie mamy o czym
rozmawiać - traktuję go szorstko, by pogłębić dystans między nami.
Właśnie. Nie mamy o czym
rozmawiać. Kusi mnie, aby mu zaufać, lecz to i tak niczego nie
zmieni. Od samego początku stoję na przegranej pozycji. Jestem
pewny, że jeśli obdarzyłbym go zaufaniem i opowiedział całą
historię, nie uwierzy mi. Nikt mi nie wierzył... Nawet widząc co
mi zrobił... To nie ma sensu. Muszę realizować mój plan. W
przeciwnym razie całe królestwo będzie zagrożone...
W bibliotece czeka na mnie
Jane. Uśmiecha się nieśmiało na mój widok. Ja też staram się
uśmiechnąć. Staram się. To dobre określenie... Simon miał
rację. Niewiele się śmieję. Nie pamiętam już jak brzmi mój
własny śmiech lub kiedy ostatnio szczerze się roześmiałem. To musiało być całe wieki temu, zanim on... Nie, nie myśl
o tym.
- Książę, przyszła
korespondencja. - Otwórz i przeczytaj listy - proszę dziewczynę.
- Wszystkie?
- Tak, wszystkie. Nie mam przed tobą żadnych tajemnic, Jane - zapewniam ją.
- Dobrze, książę – pyta o to za każdym razem. Jest taka skromna i pracowita. Chciałbym się jej jakoś odwdzięczyć.
Siadam przy swoim
ulubionym biurku. Kiedyś to było miejsce pracy dziadka. Dawno,
bardzo dawno temu... Teraz to ja przejąłem jego obowiązki, a on
tylko wdraża w życie moje pomysły... Nie daje nic od siebie, za to
dużo zabiera innym... Na szczęście to już nie potrwa długo.
Niech się cieszy, póki może, bo przyjdzie taki dzień, że
wszystkiego go pozbawię...
- Książę, twój
dziadek prosił, abym ci przypomniała, że dziś wieczorem masz być
obecny na kolacji. Przyjdzie hrabia Ryszard z rodziną.
- Dziękuję, Jane –
tylko tego było mi trzeba. Kolejnych godzin dodatkowej pracy,
najpierw na siedzeniu i słuchaniu, a potem rozwiązywaniu problemów
rodziny hrabiego. Jestem zmęczony. Liczyłem na to, że położę
się wcześniej spać. Ostatnio za każdym razem, gdy zasypiam, śnią
mi się koszmary. Bieganie z Simonem rano po nieprzespanej nocy
dodatkowo mnie dobija. Jak on to robi, że jest taki wesoły i pełen
energii? No tak, większość dnia spędza na oglądaniu kolorowych
zdjęć w gazetach, podczas gdy ja muszę dokonać karkołomnych
obliczeń i analiz. Takiemu to dobrze... Ciekawe, czy szpiegował w
podobny sposób? To by wyjaśniało dlaczego tak łatwo go
zdekonspirowano...
Jane otwiera z impetem
drzwi do biblioteki i podbiega do mnie zdenerwowana.
- Co się stało? -
pytam, zaalarmowany dziwnym zachowaniem mojej asystentki.
- Wasza wysokość...
Ja nie chciałam... Naprawdę... - zaczyna się tłumaczyć.
Wstaję z fotela i kładę
jej dłonie na ramionach, po czym sadzam na swoim miejscu, bo jest
bardzo roztrzęsiona.
- Spokojnie. Czym się
tak zdenerwowałaś? - staram się nie pogarszać
sytuacji. Nawet Simon wydaje się zainteresowany, bo odkłada
magazyn i z zaciekawieniem spogląda w naszym kierunku. Patrzę Jane
prosto w oczy. Cała drży.
- Książę Eryku... To
było wśród korespondencji... Ja otworzyłam... - podaje mi
kartkę drżącymi dłoniami. W końcu wybucha cichym płaczem.
- Jane, nie płacz,
proszę – uspokajam ją. Rozkładam list, który mi
podała. Na samym środku widnieje tylko jedno zdanie „Niedługo
cię zabiję”. Ktoś poszedł na łatwiznę, wycinając litery z
gazety. W dodatku krzywo je przykleił. Zupełny brak klasy... - To
tylko głupi żart. Nie płacz.
- Ale... Ale... Książę,
to przecież anonim!
- Co?! - Simon podrywa
się z sofy i biegnie w naszą stronę. Wyrywa mi list z ręki i
zaczyna uważnie studiować. Ciekawe, czy da radę? Ostatecznie to
aż trzy wyrazy, a czytanie nie jest jego mocną stroną...
- Nie bój się. To nic
takiego – podaję dziewczynie pudełko chusteczek, by otarła łzy.
W drugim końcu pokoju mój ochroniarz szaleje z telefonem w dłoni, wzywając agentów, policję,
dziadka. Pomieszczenie powoli zaczyna się zapełniać. Każdy po kolei
chce obejrzeć anonim. Wszyscy są zdenerwowani. Pojawia się ekipa,
która zabezpiecza odciski palców. Wypytują Jane o to, w której
był kopercie, kto go dostarczył. Patrzą na mnie tak podejrzliwym
wzrokiem, jakbym to ja go wysłał, albo już nie żył. Nie tak
szybko, moi drodzy. Najpierw muszę zająć się obowiązkami,
dopiero potem przyjemności...
- Przepraszam, ale czy
moglibyście zajmować się tą sprawą gdzieś indziej?
Przeszkadzacie mi w pracy – upominam zebranych, którzy niechętnie
przenoszą się do sali konferencyjnej. Simon bardzo chciałby
z nimi pójść, bo to typowe „męskie zadanie”, ale musi mnie pilnować. Biedaczek, jest taki rozdarty...
- Możesz iść – zapewniam go, licząc na odrobinę spokoju.
- Obiecujesz, że nie ruszysz się stąd na krok? Nie
wyjdziesz z tego pokoju bez mojej wiedzy, tak? - upewnia się.
- Obiecuję - wywracam oczami, widząc jak się pali do "prawdziwej" pracy.
- W razie czego zadzwoń
do mnie – wybiega, by dołączyć do zebranych agentów, którzy dumają nad moim losem.
Zostajemy z Jane sami.
Nadal jest nieco roztrzęsiona. Każę służbie podać herbatę.
Sadzam Jane na sofie i podsuwam jej filiżankę.
- Dziękuję... - odruchowo sięga po spodeczek. - Ojej,
książę, to ja powinnam to zrobić... - zaczyna się tłumaczyć.
- Ciii... Nie denerwuj
się. Nie ma czym - siadam obok niej, zadowolony z dodatkowej chwili przerwy.
Chciałbym, by udzielił
się jej mój spokój. Pijemy herbatę w milczeniu, lecz widzę, że
dziewczyna chciałaby mnie o coś zapytać.
- Śmiało, Jane. Pytaj
– zachęcam.
- Książę, to
prawdziwy anonim – zaczyna przerażona – a jeśli ktoś cię
skrzywdzi? Przecież próbowano cię porwać – znowu ma łzy
w oczach.
- Dziadek zatrudnił
mnóstwo agentów. Nie ma się czego bać. W sumie to powinienem być
wdzięczny osobie, która to przysłała. Chłopaki wreszcie mają
jakieś zajęcie. Widziałaś, jacy są podnieceni? Wieczorem
nie zasną od nadmiaru adrenaliny - staram się obrócić wszystko w żart, lecz kiepsko mi idzie.
- Nie boisz się,
książę? A jeśli ta osoba będzie chciała coś ci zrobić?
- Jane, nie wychodzę
z domu bez ochrony. Dodatkowo większość dnia spędzam tutaj, w
tym pokoju. Okna są kuloodporne. Wszędzie jest monitoring Ten dom
to istna twierdza. Tylko idiota starałby się tu zaatakować.
- A jeśli nie? - dziewczyna nie
daje za wygraną.
- Nie boję się. To
tylko nieudolna próba zastraszenia. Poza tym to nie pierwszy raz,
gdy ktoś grozi mi śmiercią - bagatelizuję problem.
- Kto jeszcze groził ci
śmiercią? - Simon zawsze wybiera najbardziej nieodpowiedni
moment... - Kto to jest? Ty wiesz, prawda?
- Nikt ci nie mówił,
że nieładnie podsłuchiwać? - karcę go za nagły powrót.
- Odpowiedz na moje
pytanie – naciska zdenerwowany.
- Nie wiem kto to jest.
Poza tym spytaj dziadka o inne anonimy. Ma ich całe pudło.
Większość wysłały dzieciaki, bo widziały to w telewizji.
Trafił się też zdegradowany funkcjonariusz, któremu odebrano
prawo jazdy za jazdę po pijanemu. Tak się ich boję, że nie masz
pojęcia – dzięki drwinom udaje mi się go zbyć, bo nie chcę
mówić prawdy.
- Jane – biorę
dziewczynę za rękę – nie martw się, bo nie ma
czym. Nic złego się nie stanie. Od dzisiaj ktoś będzie cię
zawoził i odwoził do pracy, dobrze?
- Dobrze, książę
Eryku. Bardzo dziękuję.
- Boisz się jeszcze? - całą moją uwagę koncentruję na asystentce.
- Nie.
- Przez chwilę
martwiłem się, że zostawisz mnie samego - przyznaję niechętnie.
- Nie zostawię, książę
Eryku – patrzy mi prosto w oczy, ściskając mocno dłoń.
Ulżyło mi. Lubię ją i
nie chcę, aby odchodziła tylko z powodu nic nie znaczącego
kawałka papieru.
Gdy zostajemy sami z
Simonem, odszukuję stronę ulubionej kwiaciarni i wybieram bukiet
kwiatów.
- Co robisz? - pyta, zaglądając mi przez ramię.
- Kupuję kwiaty dla
Jane. Na przeprosiny - nawet z takich drobiazgów muszę się tłumaczyć?
- Kwiaty? Nie sądziłem,
że jej samopoczucie jest dla ciebie takie ważne... - wpatruje się w monitor z niezadowoleniem.
- Nie
chcę, aby odeszła z pracy - tłumaczę swoją decyzję.
- Masz jeszcze mnie –
oburza się.
Odrywam wzrok od monitora
i przyglądam mu się przez chwilę. Hmm... Mały atak zazdrości?
Aż żal nie wykorzystać sytuacji... Przekręcam ekran w
jego stronę.
- Proszę, wybieraj.
- Mam wybrać kwiaty
dla Jane? - upewnia się.
- Nie, kwiaty dla Jane
sam wybrałem. Wybierz bukiet dla siebie.
- Dla mnie?
- Może ten różowy?
Podoba ci się? - wskazuję na sporych rozmiarów kompozycję.
- Przestań sobie ze
mnie żartować. To nie jest śmieszne – ostrzega – i nie chcę od ciebie żadnych
kwiatów!
- Jesteś pewny? Taka
okazja może się więcej nie powtórzyć. Dodam też liścik -
kuszę go słodkim głosem.
- Eryku... - prowokowanie go jest takie proste.
- Eryku... - prowokowanie go jest takie proste.
- Książę Eryku. Masz
rację, liścik odpada. Znowu zapomniałem, że nie umiesz czytać
– obracam monitor w swoją stronę i składam zamówienie.
- Lubisz ją, prawda? -
pyta nagle, siadając obok mnie na biurku.
- Jane? Bardzo ją
lubię.
- A Klaudia?
- Klaudia? Masz na
myśli poprzednią asystentkę? - czuję się tak, jakbyśmy wywoływali złego ducha.
- Tak. Ją też
lubiłeś? - czemu nagle tak się nią interesuje?
- Nie – ucinam temat.
- To dlaczego chciałeś
się z nią przespać? - No proszę, z Simona niezły plotkarz...
- Podobała mi się –
sprzedaję mu pierwsze lepsze kłamstwo.
- Naprawdę? Klaudia ci
się podobała? - nie wygląda na przekonanego.
- Od pierwszej chwili.
Chciałem ją wykorzystać na tym biurku – spoglądam mu odważnie
w oczy. Widzę, jaki jest rozdarty. Nie wie, czy mówię prawdę,
czy tylko się z niego nabijam.
- Klaudia to piękna
kobieta. Przypomnisz mi jakiego koloru miała oczy? - wredny typ...
- Niebieskie -
strzelam.
- Nie, brązowe - poprawia mnie.
- Chyba czas pomyśleć
o nowych okularach – wzdycham.
- Co się wydarzyło
między tobą a Klaudią? - naciska na kolejne zwierzenia.
- Nic, ale o tym też dobrze wiesz – odpowiadam
zgodnie z prawdą, robiąc przy tym smutną minę.
- Chodzi mi głównie o
tę część, którą celowo pomijasz – podpowiada Simon.
- Wybacz, lecz jestem dżentelmenem. Nie mam w zwyczaju rozmawiać o swoich romansach z
osobami postronnymi. To źle by o mnie świadczyło.
- Mógłbyś zdradzić
to i owo przyjacielowi – zachęca mnie do zwierzeń.
- Przyjacielowi?
Mógłbym. Tak się składa, że ty nim nie jesteś.
- To cios w samo serce!
Nie widzisz jak mi na tobie zależy?
- Masz rację, nie
widzę - przytakuję mu.
- Przypieczętujmy
naszą przyjaźń pocałunkiem – uśmiecha się na dźwięk słów tej absurdalnej propozycji, która mrozi mi
krew w żyłach. Nie daję tego po sobie poznać. Opieram się
wygodnie o oparcie fotela.
- Kwiaty wystarczą – nie wyprowadzi mnie z równowagi... Pomimo wzburzenia, zachowam spokój i opanowanie...
Naszą rozmowę przerywa
telefon. Mężczyzna od razu odbiera.
- Tak? Dobrze. Zaraz
tam będę – spogląda na mnie nieufnie. – Muszę porozmawiać z
ludźmi z ochrony. Policja zbadała odciski palców z anonimu. Nic
nie znaleźli. Zostań tutaj, dobrze?
- Widzisz ile mam
jeszcze pracy? - pokazuję mu pokaźny stos papierów do przejrzenia.
– Powinienem to jak najszybciej skończyć, bo po kolacji czeka mnie
rozwiązywanie problemów hrabiego.
- Wyglądasz na
przemęczonego. Nie chcesz się położyć na godzinę? Masz przekrwione oczy...
- Dziadek pozwolił mi
już dzisiaj na jedną przerwę. O drugiej nie mam co marzyć.
- Przykro mi –
wyciąga rękę w moją stronę, ale szybko ją cofa. - Będziesz
tutaj aż do kolacji, tak? - upewnia się jeszcze raz.
- Tak – odpowiadam
zirytowany – Idź już, bo mi przeszkadzasz.
- Pamiętaj. Nigdzie
nie wychodź.
Zeskakuje z biurka i
kieruje się w stronę drzwi. Nagle się cofa, jakby czegoś zapomniał, staje
za fotelem i obejmuje mnie ramionami.
- Zamiast kwiatów
wolałbym czekoladki – szepcze mi do ucha, a potem całuje w
policzek – tak słodkie, jak ty.
- Simon! - krzyczę,
gdy ucieka w stronę drzwi, chowając się przed lecącym w jego
stronę tomem kodeksu karnego. - Zapłacisz mi za to! - odgrażam
się.
- Nie mogę się
doczekać, książę!
W ciągu ostatnich dwóch
miesięcy moja celność poprawiła się o 44%. Nie jest to
zadowalający wynik, lecz powoli zbliżam się do perfekcji.