środa, 12 maja 2021

Humory Króla - rozdział 25

 Simon

Jasne promienie porannego słońca wdzierają się do sypialni przypominając, że pora wstawać. Spoglądam na zegarek Jest kilka minut po siódmej. Nowy dzień witam z uśmiechem na twarzy oraz Erykiem ciasno wtulonym w moje ramiona. Ostrożnie odsuwam kołdrę, bo chcę na niego popatrzeć. Wygląda tak rozkosznie. Jego wysokość ułożył głowę na mojej klatce piersiowej. Obejmuje mnie w pasie, jakby się bał, że od niego ucieknę.

Przez kilka minut leżę w ciszy, zasłuchany w jego oddech. Zamykam oczy. Wreszcie czuję spokój. Po tak długim czasie… Eryk to trudny przeciwnik. Najpierw zagnał mnie do narożnika, a potem zmusił, abym poszedł na całość. Nie żałuję tej decyzji. Była odważna, przyznaję, lecz dzięki temu mój ukochany wyznał mi miłość. Dotykał mnie. Kochaliśmy się tak długo aż zasnął. Chciałbym z nim zostać, lecz obowiązki wzywają.

Wymykam się z łóżka. Na moje miejsce kładę poduszkę. Dzięki temu jeszcze przez jakiś czas nie zauważy, że mnie nie ma. Podchodzę do okna i przesuwam zasłony. Zabieram telefon oraz czyste ubrania z szafy i na palcach podchodzę do drzwi. Eryk potrzebuje odpoczynku. W ostatnim czasie miał problemy ze spaniem. Chciałbym z nim zostać, ale mam różne zadania do wykonania.

Biorę prysznic w sąsiednim pokoju. Ubieram się i schodzę do kuchni, aby zrobić sobie kawę. Wstawiam wodę. Nerwowo bawię się telefonem. Liczyłem na jakąś wiadomość od Vee. Od wczoraj nie odezwał się ani słowem. Powinienem do niego napisać? Trochę mi głupio. Mam świadomość, że on doskonale wie, co dzieje się między mną i Erykiem. Chociaż na początku traktował mnie z wrogością, nie zostałem wyrzucony z apartamentu. Pozwolił mi zostać, bo jego podopieczny miał do mnie słabość. Nie zareagował, gdy spałem w jego łóżku. Poprosiłem, aby dał nam odrobinę przestrzeni, ale przez to, że w ostatnim czasie ciągle byliśmy razem, dziwnie się czuję, gdy go nie ma.

Zamiast skupiać się na wczorajszej nocy lub milczeniu Vee, postanawiam przygotować śniadanie. Liczę na to, że mały uparciuch chociaż odrobinę zgłodniał. Moja kuchnia niezbyt mu smakuje. Poza tym jest bardzo wymagający. Odkąd go poznałem odnoszę wrażenie, że je z przymusu. Nie czerpie przyjemności z poznawania nowych smaków. Pan Moor umiał go lepiej podejść. Przygotowywał wyszukane potrawy lub piekł torty. Staram się, lecz brakuje mi kunsztu, aby osiągnąć podobny poziom mistrzostwa.

Idę na górę. Eryk nie ruszył się nawet o centymetr. Wspólne śniadanie będzie trzeba odłożyć na inny dzień. Na szczęście spędzimy ich razem naprawdę sporo.

Czas płynie leniwie i powoli Wdrażam się w nowe obowiązki, które nie należą do najłatwiejszych. Muszę przestudiować wiele dokumentów. Wczytać się w obowiązujące prawo. Wreszcie przebrnąć przez opracowane przez Eryka procedury. Nie da się ukryć, że mój ukochany to geniusz. Opracował system, który wyklucza popełnienie błędów. Jest prosty i logiczny. Problem stanowi prawo królestwa, które jest mocno rozbudowane. Składają się na nie dekrety królewskie, dekrety zaaprobowane przez króla, dekrety powstałe z inicjatywy poddanych, dekrety przedsiębiorców, rozwiązania zaproponowane przez prawników. Na to wszystko nakłada się prawo międzynarodowe. Vee obiecał, że Eryk uporządkuje ten prawny bałagan. Nie mam złudzeń, że nie stanie się to z dnia na dzień. Takie rzeczy wymagają czasu, a nowy król nie ma go zbyt dużo.

Zaabsorbowany studiowaniem dokumentów nie zwracam uwagi na upływający czas. Głód przypomina, że najwyższa pora pomyśleć o obiedzie. Zegar w salonie wskazuje trzecią. Zaglądam do sypialni. Eryk nadal śpi. Jego oddech jest równy i spokojny. Czy to możliwe, że nadal jest zmęczony?

Około osiemnastej zaczynam się denerwować. Co powinienem zrobić? Obudzić go? Może zadzwonić do Vee lub doktora i poprosić o jakąś radę? Do Vee trochę boję się dzwonić. Wpadnie w szał i zacznie mnie oskarżać, że uszkodziłem bezcennego „pisklaka”. Z Arimem też nie będzie łatwo. Jestem pewny, że zapyta co się stało. I co mu wtedy powiem? Że wymęczyłem Eryka seksem i teraz jest nieprzytomny? To nie jest dobry pomysł.

Wracam do sypialni i siadam na brzegu łóżka. Jestem w kropce. Nie chcę przerywać snu jego wysokości, bo najwidoczniej bardzo go potrzebuje. Z drugiej strony wolałbym się upewnić, że nie zrobiłem mu nic złego. Wzdycham cicho, szukając wyjścia z patowej sytuacji.

Po mniej więcej piętnastu minutach intensywnych rozmyślań Eryk niespodziewanie unosi powieki. Uśmiecham się, bo zdążyłem się za nim porządnie stęsknić.

- Simon… – Szepcze, pocierając zaspane oczy. – Gdzie jesteśmy? To nie jest dom.

- Dom?

Wciąż wspomina apartament. Nie chcę mu przypominać o wybuchu. Bezpieczniej będzie zmienić temat.

- Jak się czujesz? Martwiłem się, bo bardzo długo spałeś.

- Tak? – Jasnowłosy próbuje poprawić się na poduszkach. Dopiero wówczas przypomina sobie o wczorajszej nocy. Marszczy brwi, opadając na pościel. – Która godzina?

- Dochodzi dziewiętnasta.

- Naprawdę? – Zaskoczony król ponownie próbuje się podnieść.  – Wszystko mnie boli. Dlaczego?

- Żałujesz?

- Nie – odpowiada po namyśle. – Vee już wrócił?

- Jeszcze nie. I nie odezwał się do mnie przez cały dzień – żalę się.

- Możesz mi podać mój telefon?

Bez słowa spełniam jego prośbę. Z zaciekawieniem obserwuję, jak Eryk odblokowuje ekran. Od razu dostaje powiadomienie o przychodzących wiadomościach, które odczytuje. Uśmiecha się. On także wysyła Vee wiadomość. Z zazdrością obserwuję, jak jego palce przesuwają się po klawiaturze.

- Dlaczego do mnie nigdy nie piszesz? – Dąsam się, próbując wywalczyć odrobinę uwagi.

- Bo ciągle jesteś obok.

Mój ukochany odkłada telefon na pościel i spogląda mi prosto w oczy. Nic nie mówi. Nie potrafię odgadnąć o czym myśli. Mam za to wielką ochotę, aby go pocałować, lecz boję się, jak zareaguje.

- Czemu tak mi się przyglądasz? – Pyta w końcu, odgarniając do tyłu potargane włosy.

- Bo bardzo cię kocham.

- Wiem.

- Ty też mnie kochasz.

Eryk nie odpowiada. Liczyłem na to, że znowu usłyszę od niego te dwa magiczne słowa, lecz chyba nie zamierza mnie nimi rozpieszczać. Zamiast tego uśmiecha się tajemniczo i przymyka powieki. Moje ciało samo się porusza. Pochylam się nad nim i kradnę pocałunek. Rozchylam jego usta językiem, rozkoszując się słodkim smakiem. Szarooki nie pozostaje mi dłużny. Owija prawą dłoń wokół mojej szyi. Jego palce błądzą po moim karku. Rozpływam się pod wpływem jego dotyku.

- Powiedz to – nalegam, przerywając pocałunek.

- Co takiego? – Udaje, że nie wie o co chodzi.

- Powiedz, że mnie kochasz. Chcę to znowu usłyszeć.

- Już to wiesz.

- Nie szkodzi. Powiedz mi to jeszcze raz – upieram się przy swoim.

- Simon… – Chłopak ociera się nosem o mój noc, domagając się kolejnych pieszczot.

- Nie – odmawiam. – Przestań mnie rozpraszać i skup się na chwilę. Rozmawiamy o ważnych rzeczach.

- Nie chcesz mnie pocałować? – Robi smutną minę.

- Chcesz się wycofać? O to chodzi?

- Nie.

- Czemu nie możesz…

- Simon, ja nie jestem taki jak ty – przerywa mi. – Moje uczucia względem ciebie są szczere i głębokie. Nie wymagaj ode mnie, abym ciągle to powtarzał. To bardzo intymne słowa. Wiele dla mnie znaczą. Ty wiele dla mnie znaczysz. Nie chcę, aby nam spowszedniały.

Stanowisko Eryka sprawia, że zaczynam inaczej patrzeć na całą sprawę. Jego argumenty z pewnością są słuszne. Ja też nie chcę nadużywać słowa miłość. Zwłaszcza, jeśli odnosi się ono do naszego związku.

- Masz rację, skarbie.

W naszą rozmowę wtrąca się Vee, przysyłając kolejne wiadomości.

- Jak zawsze wybrał odpowiedni moment – mamroczę pod nosem, opadając na poduszkę.

- Jesteś zazdrosny – Eryk idealnie interpretuje moje zachowanie.

- Jestem. Zapytaj go kiedy wraca, bo jaśnie pan przez cały dzień nie zaszczycił mnie ani jednym słowem – nie szczędzę zgryźliwości w kierunku królewskiego opiekuna.

- Jutro około południa. Vee prosił, abym ci przekazał, że pozdrawia.

- A ja jego nie. Niech nie wraca – zaborczo zagarniam króla w ramiona. – Poradzimy sobie bez niego – całuję go w skroń.

- Ty pewnie sobie poradzisz, ale ja nie. Potrzebuję go.

- Wiem, że go potrzebujesz i to mnie tak wkurza!

- Wydawało mi się, że lepiej się dogadujecie.

- Bo to prawda. Vee nie da się nie lubić. Fajny z niego gość. Jednak gdy pomyślę, że mógłby mi cię odebrać… Masz pojęcie, co wtedy czuję? Jesteś mój, skarbie! Tylko mój! Nie pozwolę, aby ten wredny, oślizgły…

Eryk zaczyna się śmiać, rozbawiony moim atakiem zazdrości.

- Simon, Vee i ja nigdy nie będziemy razem.

- Vee wielokrotnie groził, że mi ciebie odbierze.

- Nie ma takiej opcji. Nie musisz się tym martwić.

- Skąd wiesz?

- On widzi we mnie brata, którego stracił. Między nami nie ma pożądania. Kiedy go poznałem byłem w takim stanie, że gdyby serio chciał się ze mną przespać, po prostu by to zrobił. Nie musiałby się starać, aby mnie uwieść. Co więcej, z łatwością by mnie od siebie uzależnił. Nie zrobił tego. Nasza relacja jest dziwna i pokręcona, ale nie ma w niej nic romantycznego, rozumiesz?

- I tak jestem zazdrosny – dąsam się.

- Jestem tylko twój. – Eryk lekko się rumieni wypowiadając te słowa. Teraz, gdy dobrze rozumiem ich sens, jest mi znacznie łatwiej.

- Skoro tak, to może zjesz coś, co przygotował twój mężczyzna? – Spoglądam na niego z nadzieją, która równie szybko przemija. Po wyrazie jego twarzy widzę, że czeka mnie kolejne ciężkie starcie.

- Może później, dobrze? – Próbuje mnie udobruchać.

- A czemu nie teraz? Prawie nie jesz. Nie jesteś głodny?

- Nie jestem.

- To niedobrze.

- Zawsze tyle jadłem.

- Schudłeś tak bardzo, że żebra ci wystają.

- Trudno – bagatelizuje problem.

- Nie smakuje ci to co przygotowuję? A może masz ochotę na coś innego? Vee z pewnością przywiezie wszystko na co będziesz miał ochotę.

- Simon, ja naprawdę nie jestem głodny.

- Nie możesz nie jeść! – Tracę nad sobą panowanie. 

- Nie powiedziałem, że nie będę jadł. Po prostu teraz nie mam na to ochoty. – Eryk przymyka powieki. Okrywa się szczelnie kołdrą. – Marzy mi się kąpiel, ale tu nie ma wanny.

- Jest. W pokoju po drugiej stronie korytarza.

- Naprawdę? – Na twarzy mojego ukochanego pojawia się uśmiech. – Już wstaję.

- Nie wstajesz. Zostajesz tutaj i poczekasz aż po ciebie przyjdę.

- Nic mi nie jest. Poradzę sobie. – Uparciuch próbuje postawić na swoim, lecz jestem nieugięty.

- Ustąp i pozwól, abym się tobą zajął. Na tym polega związek – puszczam do niego oko.

- Związek… – Powtarza po mnie. To słowo brzmi dla niego obco. Nie szkodzi. Sprawię, że je oswoi.

Dziesięć minut później porywam moje jasnowłose szczęście z łóżka i niosę do łazienki. Stawiam chłopaka na podłodze. Obejmuję go w pasie, aby nie stracił równowagi.

- Dziękuję. Zawsze o mnie dbasz.

- To czysta przyjemność, gdy jesteś tak blisko.

Eryk spuszcza wzrok. Próbuje uporać się z guzikami od piżamy. Po krótkiej chwili zarówno góra, jak i dół, lądują na podłodze.

- Nie pamiętam, abym to wczoraj zakładał.

- Trochę ci pomogłem – przyznaję.

- Trochę?

- Nie lubisz spać nago.

- Masz rację, nie lubię.

- Może za jakiś czas zmienisz zdanie. Nie miałbym nic przeciwko – całuję króla w policzek.

- Na twoim miejscu raczej bym na to nie liczył. Mówiłem ci już, że nie chcę, aby patrzył na moje blizny.

Jeśli zaprzeczę i powiem, że widok jego pleców nie robi na mnie wrażenia, okłamię go. Nie chcę kłamać. Wolę całować.

- Jesteś piękny. Bardzo piękny – zapewniam go między kolejnymi pocałunkami. – Nie umiem oderwać od ciebie oczu. Najchętniej ciągle bym się w ciebie wpatrywał.

- Nie wierzę w ani jedno twoje słowo – chichocze. Ma dziś znacznie lepszy humor. Uśmiecha się częściej niż przez cały ostatni tydzień. Jego zachowanie sprawia, że automatycznie ja też znacznie lepiej się czuję.

- Zapraszam do wanny, wasza wysokość.

- Jak dobrze. – Szarooki wyraźnie się relaksuje. Nie przeszkadza mu fakt, że przesadziłem z płynem do kąpieli. Nie zwraca uwagi na pianę, która jest wszędzie, łącznie z podłogą. Wpatruje się we mnie. – Nie chcesz do mnie dołączyć? – Pyta, widząc że siadam na pufie obok wanny.

- Nie mogę. Nie umiem trzymać rąk przy sobie. Zwłaszcza, gdy jesteś nagi i bezbronny. Poza tym po wczorajszych szaleństwach potrzebujesz odpoczynku. Nie powinieneś się forsować. Nie odzyskałeś jeszcze pełni sił. Za to z przyjemnością dotrzymam ci towarzystwa, skarbie.

- Nic mi nie jest – Eryk wydaje się odrobinę niepocieszony. Ukrywa swoje emocje pod maską obojętności, lecz mnie nie nabierze.

Chciałbym go jakoś pocieszyć i chyba wiem, co mi w tym pomoże.

- Za chwilę wrócę, dobrze?

Opuszczam łazienkę i udaję się do kuchni. Wyciągam z lodówki owoce, które wcześniej przygotowałem, a także truskawkową babeczkę z kremem. Vee przywiózł ją wczoraj ze sklepu licząc na to, że Eryk się ucieszy. Nie ucieszył się. Może dzisiaj wykaże więcej entuzjazmu. Muszę wmusić w niego jakiekolwiek jedzenie. Nie wierzę w to, że nie jest głodny. Stres spowodowany pobytem w szpitalu, pogrzebem oraz stratą domu zrobił swoje. Teraz wystarczy odbudować w nim poczucie bezpieczeństwa. To karkołomne zadanie, ale ktoś musi się go podjąć. Padło na mnie.

Na widok jedzenia Eryk jedynie wzdycha i odwraca głowę. Nie poddaję się. Odstawiam tacę na pufę i sięgam po widelczyk.

- Pokarmie cię.

- Skoro musisz.

Jasnowłosy je bardzo niechętnie. Widać, że przyniesione przeze mnie ciastko niezbyt mu smakuje. Malutkie kęsy. Smutek na twarzy, bo na talerzyku zostało sporo ciasta.

- Skarbie, co się dzieje? – Zmartwiony, odkładam widelczyk.

- To chyba ja powinienem zadać to pytanie. Robię co mi każesz. Jem to obrzydliwe ciastko.

Poddaję się. Jego nieszczęśliwa mina oraz zrezygnowanie psują romantyczną atmosferę, na której tak bardzo mi zależało.

- Nie jest takie złe – bronię słodkiego wypieku. – Identyczne zjadłem na śniadanie. Smakowało mi.

- Mówiłem ci, że nie jestem głodny.

Porzucam wygodną pufę i siadam na podłodze tuż przy wannie. Opieram głowę na ręce i wpatruję się w srebrne oczy. Eryk także na mnie patrzy. Nieśmiało wyciąga rękę i dotyka mojego policzka. Jego drobne gesty przesiąknięte są uczuciem, pod wpływem którego staję się kimś innym. Nagle mam w sobie siłę, aby walczyć z całym światem, bo mój mały król był bezpieczny i zadowolony.

- O czym myślisz? – Chłopak niespodziewanie przerywa ciszę.

- O tobie. Zawsze myślę wyłącznie o tobie.

Eryk przysuwa się do krawędzi wanny, aby być bliżej mnie. Przymyka powieki, gdy gładzę go po jasnych włosach.

- Jestem zmęczony. Taki zmęczony, a przecież tak długo spałem – szepcze.

Wiem co ma na myśli. Ostatnie wydarzenia mocno się na nim odbiły. Szarpał się z nimi, ale to wszystko go przerosło. Zwłaszcza utrata domu.

- Zanieść cię do łóżka?

- Tak.

Otulam ukochanego ręcznikiem. Suszę mu włosy. W pierwszej chwili mam zamiar zanieść go powrotem do naszej sypialni, lecz szybko zmieniam zdanie. Chcę mu udowodnić, że nie jest ważne, gdzie się śpi, lecz z kim. Dlatego też zostajemy tutaj. Eryk rozgląda się niepewnie. Jego palce dotykają pościeli. Czuje się tu obco i nieswojo. Na szczęście ma mnie. Otulam go ramieniem oraz ciepłą kołdrą.

- Nic dziś nie zrobiłem . Mam masę obowiązków, które zrzuciłem na innych.

- W jeden dzień robisz więcej niż twój poprzednik w ciągu ostatnich lat. Możesz sobie pozwolić na leniuchowanie. Pamiętasz jeszcze, że przyjechaliśmy tu po to, abyś odpoczął?

- Nie odchodź. Zostań… – To ostatnie słowa, które wypowiada.

Przez jakiś czas obserwuję jak śpi. Gdy robi mu się zbyt gorąco, odsuwa się ode mnie. Wykorzystuję okazję i uciekam z łóżka.

Odnoszę tacę z jedzeniem do kuchni. Zmieniam pościel w naszej sypialni. Odbieram także enigmatycznego smsa od Vee, który informuje mnie o swoim porannym powrocie. W pierwszej chwili mam ochotę napisać mu coś wyjątkowo zgryźliwego, komentując jego milczenie, lecz odpuszczam. Wolę skupić się na czymś bardziej produktywnym.

Po dwudziestej drugiej ja także robię się zmęczony. Miło jest wziąć prysznic, a następnie wślizgnąć się pod kołdrę obok ukochanej osoby. Eryk od razu reaguje na mój dotyk. Zaborczo obejmuje mnie w pasie ramieniem. Układa głowę na mojej klatce piersiowej. Najważniejsze, że odpoczywa.

***

Następnego dnia szarooki wstaje wyjątkowo wcześnie. Próbuje wymknąć się z łóżka, lecz przytrzymuję go ramieniem, a następnie zagarniam pod siebie i zaczynam całować.

- Proszę, puść – stara się mnie powstrzymać, zasłaniając moje usta swoimi palcami.

- Nie chcesz się ze mną kochać?

- Vee niedługo wróci. Do tego czasu chcę zająć się ważniejszymi dokumentami. Nie mogę pozwolić, aby robił za mnie wszystko, bo on też jest bardzo zmęczony.

- Dlaczego twoje argumenty zawsze brzmią tak racjonalnie? – Wzdycham, odsuwając się od ukochanego.

- To wynika z doświadczenia oraz…

- Z doświadczenia? – Zaczynam się śmiać. – Skarbie, masz dopiero dziewiętnaście lat.

- Wiek nie ma tu nic do rzeczy.

- Ma. Oczywiście, że ma. Powinieneś więcej korzystać z życia, a nie wiecznie pracować.

- Pomyślę o tym później, dobrze? Teraz musze zająć się tym, co uważam za ważne.

- A ja nie jestem ważny? – Dąsam się.

- Jesteś najważniejszy. Właśnie dlatego wstałem wcześnie rano, aby potem mieć czas wyłącznie dla ciebie.

- Dziękuję. Z pewnością wykorzystamy go co do minuty.

- Idę się ubrać.

Eryk bierze prysznic. Odmawia śniadania. Na miejsce pracy wybiera salon. Z okien dobrze widać podjazd. Podejrzewam, że będzie wypatrywać Vee. Tęskni za nim. Przyzwyczajenie się do ciągłej obecności królewskiego opiekuna jest słodko-gorzkie. Na zmianę przechodzę przez niekończącą się fazę zazdrości przeplataną elementami przyjaźni i nienawiści. Lubię go, choć czasami trudno mi to zaakceptować.

Vee zjawia się dopiero około jedenastej. Podjeżdża pod dom kuloodporną limuzyną. Podejrzewam, że ściągnął ją celowo, aby przewieść Eryka do stolicy. To nie koniec atrakcji. Niebieskooki ubrał się wyjątkowo starannie. Ma na sobie elegancki garnitur oraz okulary przeciwsłoneczne. Jego włosy wydają mi się odrobinę ciemniejsze. Wystylizowane. Do tego zarost. Wygląda zupełnie inaczej niż w chwili, gdy go poznałem. Wita nas uśmiechem godny gwiazdy filmowej. Nie dość, że palant, to jeszcze kameleon!

Mój ukochany od razu porzuca komputer i biegnie w kierunku drzwi. Nie może ich otworzyć, bo są zabezpieczone kodem, którego nie zna. Vee łaskawie odblokowuje zamek, widząc swojego ulubieńca przyklejonego do szyby.

- Jak się masz, pisklaku? – Pyta wesoło, czochrając króla po jasnych włosach. – Mamusia dobrze się tobą opiekowała?

Eryk coś mu odpowiada, lecz stoję zbyt daleko, aby go usłyszeć.

- Mam dla ciebie niespodziankę. Zamknij oczy i nie podglądaj. – Mężczyzna pozbywa się okularów króla, a następnie zasłania mu oczy.

- Nie lubię niespodzianek. Przestań się wygłupiać i po prostu mi powiedz.

- Ta ci się spodoba – zapewnia chłopaka.

Vee spogląda na samochód. Ktoś otwiera drzwi po stronie pasażera. Wszystko wskazuje na to, że będziemy mieli towarzystwo. Na wszelki wypadek sięgam po broń, z którą się nie rozstaję. Odpinam  kaburę. Na szczęście nie muszę wyciągać pistoletu, bo z auta wysiada dobrze znana mi postać. Vee cofa dłonie, aby Eryk mógł się przywitać.

- Pan Moor! – Chłopak od razu podbiega do służącego.

- Dzień dobry, wasza wysokość. Piękną mamy dzisiaj pogodę, prawda?

- Jak się pan czuje? – Głos Eryka zaczyna się łamać.

- Bardzo dobrze. Doktor Arim troskliwie się mną zajął. Książę Alan kiepsko strzela.

- Tak się martwiłem… – Młodziutki monarcha ociera łzy. Wbrew pozorom, ma wrażliwe serce. Pan Moor chyba to docenia, bo przytula chłopaka, pocieszając go.

- Wasza wysokość, proszę nie płakać. To nie pierwszy raz, gdy zostałem postrzelony. No już, już. Proszę wytrzeć oczy. – Z kieszeni marynarki wyciąga chusteczkę, którą podaje Erykowi.

- Dziękuję. I przepraszam. To moja wina. Gdyby nie ja, to nic złego by się panu nie stało.

- Panie, na tym polega moja praca. W każdym razie czuję się już dobrze, więc mogę wrócić do wypełniania swoich obowiązków.

- Wrócić? – Eryk lekko się obraca i zerka w kierunku Vee, który wzrusza jedynie ramionami. Coś mi się wydaje, że nie tylko ja zostałem zwolniony.

- Jeśli chodzi o twoją szczodrą ofertę emerytalną, panie, to została ona przeze mnie odrzucona. Nie zamierzam rezygnować. Zwłaszcza teraz, gdy losy królestwa spoczywają w twoich rękach.

- Ale…– Eryk nadal zerka w kierunku Vee, szukając u niego wsparcia.

- Niedługo rozpocznie się nowy sezon operowy. Kupiłem bilety na wszystkie ważniejsze przedstawienia. Na twoim miejscu, panie, nie liczyłbym, że ta dwójka będzie chętnie rozmawiać o niuansach przedstawień, o których nie mają zielonego pojęcia.

Eryk jest w kropce. Nie wie, jak postąpić. Pan Moor, jako jedyny, podziela jego zainteresowania. Jeśli odejdzie, straci nie tylko lojalnego przyjaciela, ale i będzie czuł się osamotniony, bo Vee i ja nie podzielamy jego pasji.

- Wasza wysokość, daruj, że o tym wspominam, lecz kto ubrał cię to coś, co masz na sobie?

- Staruszku, nie krytykuj mojego wyczucia stylu! – Niebieskooki sprytnie włącza się do rozmowy. – Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to limitowana kolekcja, która kosztowała krocie.

- Nie wątpię – służący z niezadowoleniem mruczy coś pod nosem po łacinie, wywołując uśmiech na twarzy dziewiętnastolatka. – Chodź ze mną, panie. Muszę na własne oczy zobaczyć te limitowane paskudztwa.

Gdy pan Moor i Eryk znikają we wnętrzu domu, Vee i ja zostajemy sami.

- I co tam, mamusiu? Dbałaś o naszego pisklaka? – Zaczepia mnie. Nie reaguję. – Mam nadzieję, że rozsądnie podszedłeś do tematu.

- To co jest między mną i Erykiem, to nasza prywatna sprawa – warczę ostrzegawczo.

- Spałeś z nim – stwierdza fakt.

- Nie będę o tym rozmawiać, zwłaszcza z tobą – wycofuję się do wnętrza domu. Vee podąża za mną, bo oczywiście nie zamierza odpuścić.

- Będziesz ze mną rozmawiać. O wszystkim. Ty i ja nie mamy przed sobą tajemnic. Tak to działa. Więc śmiało, mów jak na spowiedzi. Chcę wiedzieć co się wydarzyło.

- Co chcesz wiedzieć? – Zmieniam taktykę. – Czy było mu dobrze? Ile razy to robiliśmy?

- Nie, idioto. Chcę wiedzieć, czy powiedział, że cię kocha. Swoją drogą, niezły z ciebie zboczeniec. Nie sądziłem, że jesteś gotowy zdradzić tak intymne szczegóły.

Nie wiem jak on to robi, że przy nim zawsze wychodzę na idiotę. Robię się czerwony na twarzy i zaczynam liczyć oddechy, by nie rzucić się na niego i nie zniszczyć mu garnituru, w którym naprawdę nieźle wygląda. Wredny bałwan!

- Powiedział. Raz. I nie chce tego powtórzyć. Zadowolony?

- Grunt, żeby mały zaczął jeść i trochę doszedł do siebie. Moor opowie mu o zmianach w zamku. Pogadają o wystawach, galeriach, muzyce. To go zrelaksuje. Jutro porozmawia z Jane, która nadal będzie pełnić funkcję osobistej asystentki. Przy odrobinie szczęścia, wszystko się ułoży.

Vee odpina marynarkę i rozsiada się przy kuchennym stole.

- Zrobisz mi kawę?

- Jasne. – Bez słowa sprzeciwu podchodzę do ekspresu. – Pan Moor powiedział Erykowi, że nie pierwszy raz został postrzelony – przypominam sobie o istotnym szczególe, który nie daje mi spokoju.

- Dziwi cię to? Przecież nie pracuje w naszej branży od wczoraj.

- Kim on tak naprawdę jest? – Ciągnę Vee za język.

- Ochroniarzem. Takim jak ty i ja. Nie nosi broni ze względu na Eryka. Mały potrzebował kogoś normalnego. Znalazłem Moor’a, który świetnie odnajduje się w roli podwójnego agenta. Eryk o tym nie wie, więc bądź grzeczny i nic mu nie mów. – Mężczyzna przeciąga się leniwie. – Jestem zmęczony.

- Ty? Zmęczony? Nie wierzę – kpię z mojego towarzysza, stawiając przed nim kubek z parującą kawą.

- No cóż, biorąc pod uwagę, że mały wygląda na wypoczętego, dużo nie zdziałałeś. Tymczasem ja przez dwie noce nie zmrużyłem oka. To naucza, aby w przyszłości nie oglądać się za młodszymi od siebie.

- Jasne… Nie nabierzesz mnie na swoje gierki. Jesteś pracoholikiem, podobnie jak Eryk. Nie wyglądasz na kogoś, kto ma czas i chęci na związek.

- Związek? – Vee prawie krztusi się kawą. – Pomyślę o tym za jakiś milion lat. A teraz – wstaje z krzesła – idę się położyć. Okazuje się, że pilnowanie króla, na którego wszyscy polują, to zajęcie wyjątkowo relaksujące.

Chociaż jestem wściekły, to zaczynam się głośno śmiać. Eryk i Vee naprawdę przypominają braci. Wiele ich łączy. Obydwaj mają alergię na słowo „związek”.

- Nie zdradzisz nic więcej? Przed chwilą mówiłeś, że mamy sobie wszystko mówić.

- Nie, to ty masz mi wszystko mówić – zostaję poklepany po ramieniu. – W przeciwnym wypadku nasza „przyjaźń” ewoluuje w coś mrocznego i niebezpiecznego, a tego przecież nie chcesz, nie?

środa, 5 maja 2021

Humory Króla - rozdział 24

Simon

- Jesteś mój – szepczę w jego usta. – I dzisiaj ci to udowodnię.

Eryk słusznie odczytuje moje słowa jako ostrzeżenie. Niestety, jest za późno, abym pozwolił mu uciec. O wiele za późno…

Kolejny pocałunek jest znacznie bardziej brutalny. Przelewam w niego tęsknotę, która towarzyszy mi od dawna. Od tygodni byłem odpychany, wyrzucany, pomijany, ale koniec z tym! Więcej nie dam się odepchnąć!

- Puszczaj! – Wojowniczy srebrnooki szarpie się w moich ramionach.

- W ten sposób nic nie zdziałasz – ograbiam go ze złudzeń.

Obezwładnienie tak słabego fizycznie przeciwnika to żadna sztuka. Bardziej martwi mnie, aby nie zrobił sobie krzywdy stawiając opór.

- Puszczaj, słyszysz!

Słyszę. Po prostu nie zamierzam ustąpić. Nie tym razem. Chwytam za nadgarstek króla. Jego skóra jest zimna. Za chwilę go ogrzeję. Łapię mojego małego uciekiniera za rękę i ciągnę za sobą do łazienki. Kopniakiem zatrzaskuję drzwi. Opieram chłopaka o wykafelkowaną, białą ścianę, która od razu kojarzy mi się ze szpitalem. Prawie go wtedy traciłem…

- Simon, co ty wyprawiasz?! O wszystkim powiem Vee!

- Mam nadzieję, że to zrobisz, kochanie. Opowiedz mu wszystko co z tobą zrobię. Z najdrobniejszymi szczegółami.

Uśmiecham się na samą myśl, że za chwilę to niepokorne stworzenie znajdzie się w moich ramionach. Eryk nie jest przekonany do tego pomysłu. Zamiera, gdy wsuwam ręce pod jego bluzę.

- Zimni ci? – Pytam z troską.

- Nie możesz mnie zmusić! – Buńczuczny monarcha z całych sił stara się odsunąć moje dłonie. Nie lubi być dotykany.

- Nie zamierzam cię zmuszać. Sam mi się oddasz. Tak jak za pierwszym razem.

Eryk szeroko otwiera oczy. Jest zszokowany. Zdążył zapomnieć o przyjemności? Najwyższa pora, aby odświeżyć mu pamięć…

- Zostaw! Puść!

- Kochanie, nie denerwuj się.

- Nie dotykaj mnie! Gdzie jest Vee?! Chcę do Vee!

Wstrzymuję oddech.

Vee…

Twój opiekun celowo zostawił nas samych. Wyjechał, aby dać nad odrobinę prywatności. Nie mogę ci o tym powiedzieć, bo nie chcę, abyś znienawidził go równie mocno, jak obecnie nienawidzisz mnie. To nasza ostatnia szansa. Jeśli nie zdołam przełamać w tobie oporu, będę musiał odejść. Vee stanie u twego boku. Dlatego zdecydowałem, że nie będę wyłącznie patrzył aż na zawsze zamkniesz się w swojej skorupie. Nie jesteś typem osoby, która będzie tęskniła za miłością. Wprost przeciwnie. Zaangażujesz się całym sobą w pracę. Poświęcisz się dla mnie. Znowu. Co więcej, będziesz z siebie zadowolony. W twoim odczuciu to jedyne słuszne wyjście. Zależy ci, aby mnie chronić. A ja nie chcę twojej ochrony. Masz mnie kochać. Patrzeć na mnie z uczuciem. Chcę być twoim partnerem. Przyjacielem. Kochankiem. A nie kimś, kogo otoczysz pancernym murem. Nie zdołasz schować mnie przed światem. Ja ciebie też przed nim nie schowam. Nie oznacza to jednak, że nie możemy razem zbudować miejsca wyłącznie dla nas. Żeby to zrozumieć, musisz to poczuć. Musisz mnie poczuć. Przypomnieć sobie, że życie ma wiele kolorów. Nie tylko tych ciemnych i złych, których tak bardzo się boisz.

Zdejmuję Erykowi okulary i odkładam na umywalkę. Chwytam za ściągasz jego bluzy. Szarooki jest tak chudy, że prawie się w niej topi. Po bluzie przychodzi kolej na koszulkę, która miał pod spodem. Potem na dresy i jego bieliznę.

- Mam wrażenie, że minęły wieki odkąd widziałem cię nagiego.

- Simon, proszę cię, przestań. Ja tego nie chcę!

- Czego nie chcesz? – Udaję zatroskanego. Wyciągam rękę i odgarniam jego jasne włosy do tyłu. Niechcący trochę go potargałem.

- Proszę, nie dotykaj mnie…

Ton jego głosu jest cichy i nieco błagalny. Broda mu się trzęsie. Oczy zachodzą łzami. Biedactwo.

Część mnie nienawidzi się za to co muszę zrobić. Eryk ma za sobą wyjątkowo przykre chwile. Podkreślają to ślady na jego skórze. Rana po postrzale. Ledwo widoczne siniaki. No i plecy. Kiedy pierwszy raz go rozebrałem, wywarły na mnie piorunujące wrażenie. Wżarły się w mój mózg, nie pozwalając zapomnieć. Przyjdzie taka chwila, skarbie, że Alan odpłaci za twój ból. Przysięgam. Nie stanie się to dziś lub jutro. Nic nie uczy cierpliwości tak jak zemsta. Każda komórka w moim ciele domaga się sprawiedliwości. Krwawej sprawiedliwości. Takiej, która zrównoważy cierpienia małego chłopca, wleczonego przez oprawcę w głąb lasu, gdzie go katował. Eryk do teraz boi się ciemności. Przeraża go. Sprawię, że na mój widok Alan będzie czuł tysiąc razy silniejsze przerażenie.

Klękam przed królem i zdejmuję mu buty.

- Trzęsiesz się z zimna – zauważam. – Chodź – wstaję i popycham chłopaka pod parujący strumień. – Lepiej?

Nie odpowiada. Robi krok do tyłu. A po nim kolejny aż dochodzi do ściany. Drżącymi palcami dotyka płytek.

- Dlaczego się mnie boisz? – Pytam, wpatrując się w jego hipnotyzujące oczy. – Nie zrobię ci nic złego. Wiesz o tym, prawda? Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek.

- Simon…

- Potrzebujesz mnie, a ja potrzebuję ciebie.

Zaczynam się rozbierać. Moje ubrania zdążyły już nieco namoknąć od wody. To zabawne, ale nawet tego nie poczułem. Byłem zbyt skoncentrowany na tym małym „pisklaku”. Vee często go tak określa. Ma rację. Jest jak pisklę. Nieco nieporadny i niepewny siebie, a przy tym taki uroczy. Przy nas dorośnie i nauczy się latać.

Młody monarcha uważnie śledzi każdy mój ruch. Jego spojrzenie pali nagą skórę, wyzwalając we mnie dzikie pożądanie. Gdy nasze oczy się spotykają, jego policzki pąsowieją. Spuszcza wzrok. Nie jestem mu obojętny.

- Tak długo kazałeś mi czekać…

- Możesz odejść! Nikt nie każe ci tu być! – Wzburzony blondyn przytacza swój ulubiony argument.

- Odejść? – Bez zastanowienia podchodzę bliżej i sięgam po drobną dłoń, którą przykładam do swojej klatki piersiowej. – Wyrwij mi serce. Jest tylko twoje. Inaczej się mnie nie pozbędziesz.

- Simon… – Po raz kolejny wydaje się zszokowany. Jeszcze tyle musi się o nas nauczyć.

Nie chcę więcej rozmawiać. Wolę mu pokazać, jak wiele dla mnie znaczy. Podchodzę do ukochanego, który uparcie wpatruje się w podłogę. Unoszę jego brodę do góry. Srebrne tęczówki przepełnia mieszanina różnych emocji. Widzę w nich strach, ale i złość.

Gdy pracowałem jako jego ochroniarz często miałem okazję mierzyć się z „atakami” humorzastego księcia. Potrafił być wobec mnie wyjątkowo uszczypliwy. I rzucał czym popadnie. Przypominał dzikiego kota, który wybiera tylko sobie znane ścieżki lub drapie do krwi, gdy chce się go pogłaskać. Intuicja słusznie podpowiadała, że drapieżny tygrys jest w środku słodkim puszkiem. Dobrym. Wrażliwym. Inteligentnym. Odważnym. Jednym uśmiechem przywłaszczył sobie moje serce. Oswoiłem go. Jest mój. Cały mój.

Eryk odtrąca moją rękę. Z niedowierzaniem kręcę głową. Opieram dłonie o płytki na wysokości jego głowy i lekko się pochylam, by móc swobodnie patrzeć mu prosto w oczy.

- Wreszcie jesteś zadziorny – mruczę z uznaniem.

- Zadziorny?!

- Przyznaj, że odgrywanie roli grzecznego i potulnego już dawno zaczęło cię nudzić.

- Nie odgrywam żadnej roli! Kompletnie oszalałeś!

Dziewiętnastolatek podejmuje ostatnią próbę walki, lecz i ona skazana jest na porażkę. Odrywam prawą dłoń od płytek i chwytam króla za gardło. Zamiera z przerażenia. Wykorzystuję moją przewagę i kciukiem przesuwam po jego drżących ustach. Gdy rozchyla wargi, całuję go mocno i namiętnie, napierając ciałem na jego ciało. Tym razem ze mną nie walczy. Poddaje się pieszczocie. Gdy pozwalam mu nabrać powietrza i minimalnie się od niego odsuwam, sam szuka moich ust.

Mój kochany, wróciłeś do mnie…

Z satysfakcją obserwuję, jak zatraca się w pocałunkach. Odurzają go znacznie bardziej niż wino, które tak lubi. Podejrzewam, że nie miałby nic przeciwko, gdyby nasz wspólny wieczór zakończył się w tym miejscu. Niestety, ja chcę czegoś więcej.

Pewnym ruchem unieruchamiam ręce Eryka. Przyciskam je do jego brzucha, trzymając za przedramiona. Powtarzam sobie w myślach, że muszę to robić z wyczuciem. Jego ciało nie jest w najlepszej kondycji. Przez to, że sporo schudł, jego ręce przypominają dwa cienkie patyki pokryte pergaminową skórą.

Nieufny kochanek szybko orientuje się w sytuacji. Otwiera oczy i posyła w moją stronę miażdżące spojrzenie.

- Puść! – Rozkazuje.

- Nie – odpowiadam ze spokojem. – Przez długi czas robiłem to co mi kazałeś, ale miarka się przebrała, więc teraz ty zrobisz to czego ja chcę.

Lubieżnie oblizuję usta, klękając przed szarookim, który nie może się ruszyć.

- Taki piękny i taki uparty… Poskromię cię z prawdziwą przyjemnością.

Trącam jeżykiem jego męskość, by przygotować go na to, co za chwilę zrobię. Młody monarcha przygryza wargi. Chciałem być delikatny i pójść na ustępstwo, ale skoro on tak stawia sprawę, to trudno. Zasysam się ja jego członku i wsuwam go sobie głęboko do ust. Mój ukochany drży z podniecenia. Wije się i szarpie, lecz trzymam go na tyle mocno, że po chwili kapituluje. Może wydaje mu się, że w ten sposób uśpi moją czujność. Najbardziej boli mnie fakt, że zamyka oczy i odwraca głowę. Jego długie, mokre włosy zasłaniają mu twarz. Ciche westchnienia i urwany oddech są jedyną nagrodą, na którą mogę liczyć. Nie poddaję się. Za długo byłem biernym obserwatorem. Teraz będzie inaczej. Eryk może być królem i pociągać za sznurki, lecz w domu to ja będę miał nad nim władzę. Przynajmniej do chwili aż zmądrzeje i zacznie zachowywać się jak zakochanego faceta przystało.

Uwalniam jego ręce, bo liczę na to, że mnie dotknie. Niestety, uparciuch ma inne plany. Skąpi mi jakichkolwiek pieszczot. Nie otwiera też oczu, doprowadzając mnie do szału swoim dziecinnym zachowaniem. Łapię go za biodra i przyciągam bliżej, by znalazł się głębiej w moich ustach. Z jego ust wyrywa się niekontrolowany jęk, gdy osiąga spełnienie. Dopiero wtedy nieśmiało unosi powieki. Odnoszę wrażenie, że minęły wieki odkąd widziałem go w podobnym stanie. Zaróżowione policzki, przyspieszony oddech i ten wzrok przysłonięty mgłą namiętności. Uwielbiam go.

Podnoszę się z podłogi. Jest to nieco trudne, bo muszę też podtrzymywać Eryka, aby nie upadł. Do tego odzywa się we mnie zaborcza potrzeba, aby był ciągle blisko. Chcę się nim nacieszyć, a jednocześnie odseparować go od wszystkiego. Niech patrzy tylko na mnie. Marzę wyłącznie o tym, aby znaleźć się w epicentrum jego świata, tak jak on znajduje się w moim.

- Kocham cię.

Moje wyznanie pozostaje bez odpowiedzi. Wynika z tego, że powinienem się bardziej postarać. Przyjmuję wyzwanie.

Zastanawiam się co najpierw chciałbym z nim zrobić. Mógłbym zabrać go do łóżka, lecz jestem na to zbyt podniecony. Wpijam się w słodkie usta. Cieszy mnie, że sam zdecydował się je rozchylić. Na tym jednak poprzestaje. Niby opiera rękę o moją klatkę piersiową, lecz palce zaciska w pięść.

- Skarbie – szepczę mu do ucha. – Obróć się.

Moja prośba sprawia, że gwałtownie przytomnieje. Jest nagi, a łazienka jasno oświetlona. Nie chce, abym widział blizny, które „zdobią” jego plecy.

- Tylko na chwilę – zapewniam go.

- Nie!

- Skarbie… To dla twojego dobra. Nie chcę sprawić ci bólu. W taki sposób będzie ci łatwiej.

Gładzę chłopaka po policzku. Moje słowa nie przynoszą mu ukojenia. Wprost przeciwnie. Zdenerwowałem go. Jeśli naszą relację przyrównamy do gry, to znowu trafiłem na pole z napisem „START”, a byłem tuż przy mecie.

Pochylam się nad Erykiem i obdarzam jego twarz mnóstwem pocałunków. Cierpliwie czekam aż ponownie zechce mi zaufać. Jego ciało relaksuje się bardzo powoli. Obejmuję go w pasie, a następnie unoszę w górę. Dziewiętnastolatek opiera dłonie na moich ramionach. Łapię go za pośladki i zmuszam, aby owinął nogi wokół moich bioder. Dopiero wtedy zaczynam go naprawdę całować. Chcę na nowo wzniecić między nami ogień.

- Co robisz?! – Chłopak odsuwa się ode mnie, gdy palcami muskam jego sekretne wejście.

- Obejmij mnie za szyję – proszę.

Eryk niechętnie spełnia prośbę. Otula mnie ramionami. Mimo naszej bliskości, nadal nie czuję jego palców na skórze. Chowa przede mną twarz, więc nie widzę, jak reaguje, gdy wsuwam z niego najpierw jeden, a potem dwa palce. Staram się być delikatny, choć sporo mnie to kosztuje. Moja twarda męskość bezustannie ociera się o jego płaski brzuch. Każde muśnięcie jest torturą.

- Spójrz na mnie – błagam go, dochodząc do kresu moich możliwości.

- Nie chcę – odpowiada, wtulając się szczelniej w moją szyję.

- Patrz na mnie – warczę, wsuwając się w jego ciasne wnętrze.

Powoli odchyla głowę. Unosi wzrok. Jego twarz ma nieodgadniony wyraz. Przygryza dolną wargę i wstrzymuje oddech. Hipnotyzuje mnie swoim widokiem do tego stopnia, że zapominam o delikatności. Moje biodra samowolnie wykonują pchnięcie. Młody monarcha cicho jęczy, ponownie się chowając.

- Już dobrze – chciałbym go jakoś udobruchać. Przez chwilę gładzę go po mokrych włosach. Jego gorący oddech parzy moją skórę, a długie palce wbijają się w ramiona.

- Nie mów tyle – prosi seksownym głosem.

Jego słowa przywołują tak wiele wspomnień. Nienasycony Eryk, który bezustannie powtarzał jedno i to samo słowo. Ile bym dał, aby teraz je usłyszeć…

Mój kochanek cichutko pojękuje, próbując dostosować się do szaleńczego tempa, nad którym nie mam kontroli.

- Skarbie… – Dyszę ciężko, próbując zwrócić na siebie jego uwagę. – Proszę… Nie chowaj się… Skarbie…

Eryk niechętnie odkleja się od mojej szyi. Jego oczy są czerwone. Usta nieco spuchnięte. Oczy iskrzą od emocji, które w nas buzują. Jest piękny. Idealny.

- Tylko mój... – Dwa bezgłośne słowa uciekają z jego ust.

- Tylko. Twój. – Powtarzam po nim, dając mu kolejne spełnienie.

***

Staram się zachować spokój, gdy szarooki układa głowę na moim ramieniu lub wodzi opuszkami po konturze smoka. Milczymy, od czasu do czasu patrząc sobie ukradkiem głęboko w oczy. Ciepła woda obmywa nasze złączone ciała. Wiem, że nie jest mu zbyt wygodnie. Rozsądek nakazuje, abym zadbał o jego komfort.

Czekam jeszcze kilka minut aż rytm jego serca zsynchronizuje się z moim, po czym wyłączam wodę. Zanoszę króla w kierunku szafki z ręcznikami. Różnica temperatur sprawia, że trzęsie się z zimna. Okrywam go białym, puchatym szlafrokiem.

- Lepiej? – Przełamuję ciszę między nami. Eryk nie odpowiada. Przytakuje skinieniem głowy.

To będzie trudniejsze niż myślałem.

Nie podejmuję kolejnej próby rozmowy. Wyciągam z szuflady suszarkę. Eryk mnie nie odpycha. Dzięki temu, że znalazłem sobie zajęcie, oswajam się na nowo z bliskością, za którą tak tęskniłem. Czuję w nozdrzach kuszący zapach jego skóry, gdy zatapiam twarz w jego długich włosach i całuję w kark.

- Zaniosę cię do łóżka – informuję chłopaka o swoich planach.

Gdy Eryk leży wśród puchatej pościeli i śledzi wzrokiem każdy mój ruch, tracę rezon.

- Przyniosę wino – decyduję spontanicznie, by choć na chwilę wyrwać się spod jego uroku.

- Nie idź – łapie mnie za rękę.

- Dobrze. Zostanę.

Gaszę światło. Odsuwam kołdrę i kładę się do łóżka. Wzdycham głośno, bo emocje powoli ze mnie opadają.

- O czym myślisz? – Pytam Eryka, który zrobił się cichszy niż zwykle.

- Naprawdę chcesz wiedzieć? – Odpowiada po dłuższym zastanowieniu.

- Chcesz się wymknąć z łóżka i zadzwonić do Vee, aby przybył ci z pomocą? – Smutno oceniam sytuację, za którą odpowiadam. – Nie żałuję tego co się stało. Wyrzutami sumienia zajmę się później. Teraz wolę rozkoszować się chwilą.

- Zmieniłeś się. Vee ma na ciebie spory wpływ.

- Owszem. Jestem o niego cholernie zazdrosny, jakbyś nie zauważył.

Znowu zapada cisza.

Wyciągam się na łóżku i wpatruję w sufit.

- Jednak napiłbym się wina. – Eryk odsuwa się ode mnie. Ma zamiar pójść do kuchni.

- Zostań tu. Ja pójdę po wino.

Wycieczka do kuchni nieco się przeciąga. Nie mogę znaleźć korkociągu. Przeszukuję wszystkie szuflady, bo nie mam pojęcia, gdzie Vee go odłożył.

- Mam cię, skubańcu! – Wredna zguba leżała sobie spokojnie na suszarce od naczyń, tuż przed moim nosem.

Nie zapytałem Eryka na jakie wino ma ochotę. Biorąc pod uwagę jego nastrój, lepsze byłoby wytrawne. Sięgam po pierwszą lepszą butelkę i staram się ustalić jaki rodzaj trunku w sobie kryje. Enigmatyczna nazwa, rok produkcji i to by było na tyle. Odkładam butelkę na miejsce i sięgam po inną. Sytuacja wygląda podobnie.

- Niech będzie to – zirytowany, decyduję się na pierwszą lepszą butelkę, która wpada mi w ręce.

Wracam na górę. Odstawiam kieliszek na szafkę nocną i pokazuję Erykowi etykietę.

- Może być?

- Może.

Pozbywam się korka i napełniam kieliszek.

- Nie napijesz się ze mną? – Jasnowłosy z zainteresowaniem czeka na to co powiem.

- Nie, skarbie. Znasz zasady. Odpowiadam za twoje bezpieczeństwo – uśmiecham się.

- Jak chcesz.

Eryk odbiera ode mnie swój ulubiony napój. Bez zastanowienia opróżnia pół kieliszka, po czym patrzy mi prosto w oczy.

- Jestem dorosły – przypomina, widząc moje karcące spojrzenie.

- Wiem.

- Więc w czym problem?

- Nie jadłeś kolacji. Upijesz się.

- Nie upiję. Poza tym nawet jeśli tak się stanie, to tym lepiej dla ciebie, prawda? – Przełyka pozostałą porcję alkoholu.

- Sprowokowałeś mnie – bronię się.

- Teraz też cię prowokuję. Co zamierzasz ze mną zrobić?

- Jest wiele rzeczy, które chciałbym z tobą zrobić. Bardzo wiele.

- Chcę jeszcze – wyciąga rękę w moją stronę, żądając aby powtórnie napełnił kieliszek.

- Nie. – Odbieram mu kieliszek i stawiam obok butelki.

Niepocieszony monarcha wywraca oczami. Mości się na poduszce i zaczyna bawić frotowym paskiem od szlafroka, który na sobie ma.

 - Powinniśmy porozmawiać.

- O czym? – Irytuje się.

- Na przykład o tym, jak się czujesz? – Zaczynam ostrożnie badać teren.

- Dobrze.

- Na pewno? Nie chciałem sprawić ci bólu.

- Nic mi nie jest – Eryk bagatelizuje problem.

- Czyżby? Jesteś rozdrażniony.

- Nalej mi jeszcze wina.

Nie ukrywam, że jego prośba działa mi nieco na nerwy. Pijąc takim tempem za chwilę straci przytomność. A najgorsze jest to, że to ja zaproponowałem mu alkohol. Byłem pewny, że dzięki temu nieco się odpręży i odbędziemy szczerą i jakże potrzebną rozmowę. Odmówić? Ustąpić? Co powinienem zrobić?

Przypominam sobie, że Vee w takich chwilach zawsze mu ustępuje. Niechętnie korzystam z jego „rady” i ponownie napełniam kieliszek, który od razu ode mnie odbiera.

- Zjesz coś? – Sam nie wiem po co wspominam o jedzeniu, bo odpowiedź łatwo jest przewidzieć.

- Nie.

- Jesteś na mnie zły?

- Jestem.

- Jak bardzo jesteś zły?

Eryk nie odpowiada. Przysuwam się do niego i kładę głowę na jego kolanach. Spogląda na mnie z góry. Sięgam po jego rękę i zaczynam całować palce. Byłem pewny, że mi na to nie pozwoli. Seks jednak coś zmienił. Uśmiecham się, przyciągając jego rękę do swojej klatki piersiowej.

- Nic więcej nie powiesz?

- Jestem zmęczony. Idę spać.

Szarooki ponownie opróżnia kieliszek i odstawia go na nocną szafkę po swojej stronie łóżka. Poprawia poduszkę. Jego zachowanie sprawia, że teraz ja jestem rozdrażniony. Mój plan nie przewidywał takiego scenariusza. Mieliśmy się kochać, a potem żyć razem długo i szczęśliwie. Coś się spieprzyło i nie wiem od czego zacząć, aby to naprawić.

- Nie skończyliśmy naszej rozmowy.

- Skończyliśmy.

- Nie! 

Podrywam się ze swojego miejsca i niczym wielki zwierz pochylam nad moją ofiarą. Jego jasne włosy rozsypały się na poduszce. Szlafrok nieco się rozchylił, ukazując jasną skórę, którą mam ochotę pożreć. Moje ciało przechodzi silny dreszcz, świadczący o nowej fali podniecenia, którą to chuchro we mnie wzbudziło. Sięgam do paska od jego szlafroka i nieco go poluzowuję.

- Co robisz?

- Mało mi ciebie – wyznaję nieco skruszony. – Skoro i tak czeka mnie egzekucja, nie chcę niczego żałować. – Rozsuwam materiał na boki, obnażając ciało mojego kochanka.

- Jeszcze nie zdecydowałem co z tobą zrobię.

- Jesteś królem. Masz do dyspozycje wiele środków. – Robię pauzę, bo dekoncentruje mnie jego wygląd. Półprzymknięte powieki. Lekko rozchylone usta. Przyspieszone bicie serca. Wyciągam rękę i dotykam jego klatki piersiowej. – Mógłbyś okazać łaskę mężczyźnie, który jest w tobie nieziemsko zakochany.

- Mógłbym… Gdybym chciał…

- Powstrzymaj mnie, bo za chwilę lista moich przewinień będzie jeszcze dłuższa.

- Przecież i tak mnie nie posłuchasz.

- Tak dobrze mnie znasz – zaczynam się śmiać, po czym pochylam się nad jego klatką piersiową. Językiem wyznaczam szlag, który prowadzi od lewego obojczyka aż do prawego sutka. Eryk automatycznie zaciska usta, aby nie wydobył się z nich żaden dźwięk. – Nie pójdziesz dziś spać. Będziemy się kochać tak długo aż mi wybaczysz.

- Nie wierzę ci. Składasz dużo obietnic, które po chwili łamiesz.

- Ja? Niemożliwe! – Udaję oburzonego. – Wymień chociaż jedną obietnicę, którą złamałem.

- Obiecałeś, że dasz mi czas.

- I dałem. Dostałeś naprawdę dużo czasu. Poza tym to nie do końca moja wina. Zobacz, widzisz moją rękę? – Wskazuję na prawą dłoń, która gładzi chłopaka po brzuchu. – Kazałem jej przestać i mnie nie słucha.

- Ja też kazałem ci przestać i nie posłuchałeś.

- Jesteś piękny i działasz na mnie jak magnes. Widząc cię, bezustannie mam ochotę na seks. A kiedy cię nie widzę o niczym innym nie myślę.

- Teraz też mnie chcesz? – Ku mojemu zdziwieniu, on chyba ze mną flirtuje.

- Wątpisz w moje słowa? – Dziwię się. – Właśnie tak na mnie działasz. – Łapię Eryka za rękę i przykładam ją do mojego w pełni pobudzonego członka. – Potrzebujesz innych dowodów?

Szarooki z zawstydzeniem cofa dłoń.

- Nie rób tak! – Gani mnie.

- A tak mogę? – Rozsuwam jego kolana i zaczynam wodzić palcami po wewnętrznej stronie lewego uda. – Odpręż się. Obiecuję, że tym razem zrobimy to powoli.

- Mhm – mruczy w odpowiedzi.

Nie chcę go straszyć. Nie chcę, aby się mnie bał. Zależy mi na nim cholernie mocno. I on też chyba wreszcie to czuje. Nie broni się przed moim dotykiem. Pozwala się pieścić. Nie ucieka, gdy staram się dać mu rozkosz. Z każdą chwilą robię się coraz bardziej śmiały. Uważnie obserwuję reakcję mojego króla. Wszystko w jego zachowaniu jest inne niż zapamiętałem. Stał się bardziej zachowawczy. Nie chce lub nie umie się w pełni otworzyć. Z typową sobie elegancją łapie za prześcieradło.

- Powiedz, że mnie chcesz – próbuję wyrwać go w obłoku namiętności i sprawić, aby zwrócił na mnie uwagę.

- Mówiłeś… Mówiłeś, że nie będziesz mnie słuchać…

- Kłamałem.

Chwytam za uda Eryka. Dociskam jego ugięte nogi do klatki piersiowej, unosząc  biodra nieco w górę. Mój członek ociera się o jego odsłonięte pośladki.

- Powiedz to – nalegam. – Powiedz, że mnie pragniesz. Powiedz.

- Simon…

- Jesteśmy tylko my. Ty i ja. To jest nasz świat.

- Pragnę cię – szepcze tak cicho, że ledwo go słyszę.

Kochamy się powoli, tak jak mu obiecałem. Eryk bezustannie patrzy mi prosto w oczy, nawet gdy się całujemy. Gdy dochodzi, oplata mnie ramionami, przyciągając bliżej siebie. Ja też go obejmuję i trzymam w ramionach całą wieczność.

Przymykam powieki, gdy delikatnie gładzi mnie po twarzy.

- Tylko mój – powtarza słowa, które wypowiedział chwilę po postrzale.

Otwieram oczy. Dopiero teraz dociera do mnie ich sens.

- Ja też cię kocham – wyznaję swoje uczucia.

- Hmm? – Udaje zaskoczonego, uciekając wzrokiem w bok.

- Chciałeś mi to powiedzieć w czasie lotu do Włoch, prawda? Byłeś gotowy zacząć ze mną nowe życie. Wierzyłeś w nas. Co się od tamtej chwili zmieniło?

Srebrne oczy zachodzą łzami, które spływają po jego policzkach.

- Nie płacz. Wiem, że się boisz, ale zapewniam cię, że nie masz czego. Cały czas będę przy tobie. Do końca życia będę cię kochał najmocniej jak potrafię. Każdego dnia. W każdej godzinie. W każdej minucie.

Eryk ściera mokre ślady. Uśmiecha się do mnie. I to jest najpiękniejszy i najbardziej słodki uśmiech, jaki w życiu widziałem. Tak długo za nim tęskniłem.

- Złożyłeś obietnicę – przypominam sobie. – Zgodnie z prawem, twoje obietnice mają moc prawną, prawda?

- Wtedy nie byłem królem.

- Byłeś, władco mojego serca.

Chłopak wtula się w moje ramiona a ja ściśle go obejmuję. Leżymy w ciszy. Gaszę światło, bo za oknem powoli robi się szaro.

- Kocham cię – niespodziewanie słyszę słowa, na które zupełnie nie byłem przygotowany. – Kocham cię, Simon. Chciałem ci to powiedzieć. Naprawdę chciałem. Tak jak mówiłeś, mieliśmy zacząć nowe życie. A potem wszystko się posypało.

- Nie posypało. Zmieniły się okoliczności, ale to nie jest ważne. Mamy siebie i tylko to się liczy.

- Nieprawda! Mogłeś zginąć! Nie rozumiesz tego? Nie jesteś przy mnie bezpieczny! Powinieneś odejść i…

Nie chcę słuchać tych bredni, więc zamykam mu usta pocałunkiem.

- Nie wyciągnąłeś odpowiednich wniosków, chociaż od kilku godzin staram się jak mogę, abyś w końcu zrozumiał.

Ściągam z nas kołdrę i zrzucam ją na ziemię. Obejmuję Eryka w pasie. Teraz wystarczy żebym obrócił się na plecy. Mój ukochany znowu może patrzeć na mnie z góry, lecz jego wzrok jest teraz taki inny. Łapię go za pośladki naprowadzając go na moją męskość.

- Nie masz dość? – Pyta przewrotnie.

- Jak mógłbym mieć ciebie dość? Jesteś piękny. I seksowny. Poza tym to ty zawsze powtarzałeś „jeszcze”.

- Może i tak było. Nie pamiętam – chichocze. Serce mi rośnie, słysząc ten wesoły dźwięk.

- Śmiało, skarbie. Możesz mnie wykorzystywać do woli. Nie mam nic przeciwko.

- Chciałbym, ale jestem już troszeczkę zmęczony. Musiałbyś mi pomóc. – Unosi biodra, abym mógł się w nim zagłębić.

- Co mam zrobić?

- Przytul mnie. Mocno. I nigdy nie puszczaj. Obiecujesz?

- Obiecuję. A w zamian za to ty mi obiecasz, że od teraz będziemy żyć razem, jak prawdziwa para.

Ostrożnie poruszam biodrami. Eryk marszczy jasne brwi. Takie tempo go nie satysfakcjonuje. Odrobinę przyspieszam.

- Jesteś za daleko – narzeka.

Siadam na łóżku. Eryk oplata mnie niczym bluszcz. Łapię go za pośladki, aby nie gubił rytmu.

- Otworzysz się na mnie? – Próbuję wymusić kolejne obietnice.

- Postaram się.

- Właśnie to chciałem od ciebie od dawna usłyszeć.

- Simon… – Nieco odgina się do tyłu. – Pocałuj mnie.

Muskam usta króla swoimi, lecz na tym poprzestaję. Przypomina mi się bowiem, że to ja miałem mieć nad nim władzę. Popycham Eryka do tyłu, aby mógł wygodnie położyć się na materacu. Wysuwam się z jego wnętrza.

- Nie! – Próbuje odsunąć moją głowę, bo już wie, co zamierzam. Zaczynam go ssać, przytrzymując jego ręce. Wygina plecy w łuk. Jego głos także się zmienia. Z każdą sekundą traci nad sobą panowanie. – Simon! – Krzyczy, gwałtownie dochodząc.

- Teraz jesteś bardziej mój, ale to mnie nadal nie satysfakcjonuje.

- Już nie mogę… – marudzi.

- Noc się jeszcze nie skończyła. Nie dam ci spać.