niedziela, 29 kwietnia 2018

mpreg 35

„Bezsenne Noce


Odkąd Freddy powrócił ze strefy mroku, każdy dzień wygląda praktycznie tak samo. Wredny jaszczur przyjeżdża po Eli około południa. Jasnowłosy rzuca swoje prace i z wypiekami na twarzy wsiada do jego samochodu. Jedyny plus jest taki, że wraca przed wyznaczoną przeze mnie godziną policyjną. Nie mam pojęcia co robią. Nie pytałem. Raczej się nie nudzą, bo po powrocie Króliczek jest tak zmęczony, że ledwo udaje mu się doczłapać do łóżka. Zasypia na długo przed tym, nim jego głowa dotyka poduszki. Kilka razy dopominałem się o kontakt z dzieckiem, lecz Eli jest nieugięty. Rysuje od samego świtu, a potem znika. Gdy go nie ma, zdarza mi się podziwiać te małe arcydzieła. Być może oszalałem, lecz dostrzegam w nich głównie smutek. Są jakieś inne. Poważne. On także zrobił się bardzo poważny. Zachowuje się tak, jakby ktoś przywiązał mu do nogi wielki głaz, a potem wrzucił do jeziora. Nie, chwileczkę. Chyba się zapędziłem. W taki sposób zamierzam pozbyć się Freddiego, by jego ciało nie zostało zbyt szybko odnalezione. Mój współlokator to zupełnie inna bajka. Dzieje się z nim coś złego.
Przez pierwsze cztery dni wydawało mi się, że jest jedynie zmęczony. Jednak minęły kolejne cztery dni, a sytuacja zdaje się być coraz bardziej napięta. Na nim także odciska to swoje piętno, bo przez większość nocy wierci się niespokojnie na łóżku, a przecież nigdy się tak nie zachowywał. Chciałem z nim o tym porozmawiać, lecz wieczorem po prostu pada, a rano… Kto normalny wstaje o czwartej? Poprzedniej nocy nastawiłem budzik, jednak na niewiele się to zdało. Dla mnie to środek nocy. Nie dam rady prowadzić z nim jakiejś rzeczowej rozmowy o tak wczesnej porze.
Im bardziej Eli oddala się ode mnie, tym większą czuję pustkę. By poradzić sobie z uczuciem tęsknoty i osamotnienia, rzucam się w wir pracy. Nie wiem, czy kiedykolwiek przedtem pracowałem aż tak ciężko. Gdy rodzice zapytali, co robię, zbyłem ich mówiąc, że piszę. To nie do końca jest prawda. Tak czy inaczej, to dopiero projekt. Jest jeszcze za wcześnie, by podzielić się z nimi efektami. Przyjdzie na to czas w odpowiedniej chwili.
Nowa książka to także spore wyzwanie. Będzie zupełnie inna od tych, do których przyzwyczaiłem moich czytelników. Ostatnio wspomniałem o tym pomyśle mojej agentce, gdy zadzwoniła, by streścić mi przebieg postępów dotyczących filmu. Od czasu tamtej rozmowy bezustannie zasypuje mnie wiadomościami. Rozmawiała już w moim imieniu z wydawnictwem. Naciska, abyśmy się spotkali i omówili szczegóły.
Jak mam myśleć o takich rzeczach, skoro dwa metry ode mnie to boskie stworzenie bezustannie rzuca się po pościeli?! Dziś jest inaczej. Budzi się po północy i nieporadnie wstaje. Odkładam komputer na stolik, by w razie czego ruszyć mu na ratunek. Nigdy nie wiadomo kiedy będę potrzebny.
- Eli, wszystko w porządku? – pytam, widząc, jak półprzytomny kieruje się do wyjścia.
- Tak. Muszę się napić wody – informuje mnie, wychodząc do kuchni. Nie potrafię pohamować uśmiechu na jego widok. Zaspany, potargany, z bosymi stopami, wydaje się ucieleśnieniem wszystkich moich dotychczasowych fantazji.
- Przyniosę ci – ofiaruje się, lecz chyba tego nie usłyszał.
Gdy mija piętnaście minut, podczas których chłopak nie wraca na górę, postanawiam pójść go poszukać. Tak jak podejrzewałem, zamiast wrócić do łóżka, udał się do ogrodu. Zapalił światło w altance i okrył się kocem. Ma zamknięte powieki. Znowu śpi?
- Wiesz, nie sądziłem, że to będzie takie trudne… - mówi do dziecka. – Staram się, ale nic mi nie wychodzi. Jeśli niczego nie wymyślę, nie wiem, jak sobie poradzimy – wzdycha. – Jutro chyba odpuszczę. Jestem zmęczony. Ty też, prawda? Już dawno obiecałem, że postaram się wyspać, ale mam tyle na głowie… Och dziecinko, oddałbym wszystko, by móc cię już przytulić… - wzrusza się i zaczyna płakać. – Zazdroszczę ci. Mnie nikt nie chce przytulać – śmieje się przez łzy. - Kiedy się urodzisz, to się zmieni. Kocham cię tak bardzo, bardzo mocno. Nie sądziłem, że takie uczucie jest w ogóle możliwe – rozmarza się. - Max też cię kocha – dodaje jakby niechętnie. - Na swój sposób.
Na swój sposób?! Co to w ogóle znaczy?! Oczywiście, że kocham własne dziecko ponad wszystko! Gdybyś mi pozwolił, to udowodnił bym to dawno temu, ale nie. Musisz zgrywać upartego i ryczeć w nocy, zamiast powiedzieć, co cię trapi! Wredny jesteś, Króliczku. Gdy patrzę, jak beznadziejnie teraz wyglądasz, to serce mi się ściska z bólu.
- Chyba nie dam rady wrócić na górę… Zostaniemy tutaj, dobrze? Okryję cię kocem, żeby nie było ci zimno. Niedługo i tak musimy wstać. – Z niedowierzaniem obserwuję, jak zwija się w kłębek na ciasnej sofie. Jeśli liczył na to, że go tak zostawię, to bardzo się myli… Podchodzę bliżej i bez słowa biorę ciężarnego na ręce.
- Max, ja sam pójdę. Tylko chwilę odpocznę… - mamrocze.
- Śpij – szepczę, spoglądając na niego z góry. Jest wymęczony i ma lekko spuchnięte powieki. Zwykle w takich chwilach zaczyna się wyrywać i bronić. Tym razem jest inaczej. Przylgnął do mnie, jakby podświadomie szukał oparcia.
Układam go w swoim łóżku i szczelnie otulam ramieniem. Z początku chcę wykorzystać okazję i dotknąć dziecka, lecz dochodzę do wniosku, że to byłoby nie fair. Wielokrotnie prosił, abym tego nie robił. Chyba nadeszła pora, by zacząć słuchać, a nie kierować się swoimi wybrykami.
Po zaledwie kilku minutach fiołkowooki obraca się w moich ramionach i układa głowę na mojej klatce piersiowej.
- To nie jest moje łóżko – mruczy sennie, nie unosząc powiek.
- Tak? – udaję zaskoczonego.
- Ostatnio nie mogę spać – narzeka, jednocześnie obejmując mnie prawym ramieniem, które przerzuca przez moją klatkę piersiową. Jego palce zaciskają się na bluzie dresowej, której nie dążyłem zdjąć. Czyżby próbował zabezpieczyć się na wypadek mojej ucieczki? Mój drogi, wołami mnie stąd teraz nie ruszą.
- Nie bój się. Wszystko będzie dobrze… - Nie mam pojęcia, dlaczego wypowiadam akurat te słowa, lecz na ich dźwięk Eli wtula się we mnie jeszcze mocniej.
- Przytul mnie – domaga się czułości. Zaczynam gładzić go po głowie, przeczesując jasne pasma jego włosów. Wystarczy pięć minut, by zaczął równomiernie oddychać.
- Śpij, mój piękny… Śpij…
Leżąc w całkowitej ciemności, zastanawiam się, kiedy ostatnio czułem się tak, jak teraz? Ciepło drugiego człowieka… Czy to zawsze było aż tak intensywne doznanie? Jestem na to za stary, a jednak czuję motyle w brzuchu. Zabawne…
Gdy jest przed siódmą, tata zakrada się do naszej sypialni. Otwiera drzwi i staje w progu. Widząc wtulonego w moje ramiona blondyna, w pierwszej chwili chce mi coś powiedzieć. Po jego minie widzę, że nie będzie to nic miłego. Przykładam palec do ust i nakazuję mu, by milczał. Eli ma spać. Mężczyzna wycofuje się na korytarz, burcząc pod nosem, że jestem niepoważny. Mówi także coś na temat mojego wieku oraz tego, że kolejny raz pcham się z łapami nie tam, gdzie powinienem… Żałuję, że nie mogę wykrzyczeć mu prawdy prosto w oczy. Zresztą jakie to ma teraz znaczenie? To tylko słowa, a liczą się czyny. Tym razem zrobiłem coś dobrego i jestem z siebie zadowolony.
Na szczęście rodzice dość szybko wychodzą z domu, zostawiając nas samych sobie. Ojciec z pewnością podzielił się z mamą „porannym odkryciem” i po powrocie czeka mnie długie kazanie. Niech sobie mówią, co chcą. Nie obchodzi mnie ich zdanie. Nie obchodzi mnie niczyje zdanie!
- Która godzina? – zaspany głos Króliczka przerywa moje rozmyślania.
- Nie wiem. Chyba dziewiąta – w tej pozycji nie mogę dosięgnąć do mojego telefonu.
- Tak długo spałem? – Eli z niedowierzaniem unosi się lekko do góry. Jego włosy są w nieładzie. Ma odcisk od mojej bluzy na policzku. Nigdy nie widziałem nikogo piękniejszego…
- Skarbie, nie sądzisz, że powinniśmy porozmawiać? - moje pytanie sprawia, że chłopak spuszcza wzrok. Unoszę wiec jego brodę do góry, a następnie przesuwam długie pasma rozpuszczonych włosów na jego ramię. Gdy mój kciuk zaznacza kontur jego dolnej wargi, chowa twarz, ponownie wtulając ją w moją klatkę piersiową.
- Nie mamy o czym – odpowiada ponuro.
- W nocy płakałeś. Jeśli Freddy zrobił ci coś złego, to… - mordercze wizje od razu pojawiają się przed moimi oczami. Widzę siebie, ciągnącego zwłoki tego padalca przez ciemny las. Dochodzę do urwiska i zrzucam je ze skarpy, śmiejąc się przy tym jak szalony.
- Max, Freddy nie ma z tym nic wspólnego – nieco zirytowany blondyn uwalnia się w moich objęć i siada na łóżku.
- Więc o co chodzi?
- O nic – obejmuje się ściśle ramionami.
- Eli... Mam dosyć tej gry w półsłówka. Mów! – rozkazuję mu.
- Nic złego się nie dzieje. Po prostu… Nie wiem, jak mam ci to wytłumaczyć –zastanawia się na głos. – Czasami trudno jest być samotnym ojcem, rozumiesz? Pojawiają się różne trudności, przeciwności losu, z którymi trzeba się zmierzyć.
- Po pierwsze, nie jesteś samotnym ojcem, bo masz mnie. A po drugie, gdybyś mi powiedział, co to za trudności, jestem pewny, że razem znaleźlibyśmy rozwiązanie. – Zachowanie spokoju w tej chwili sporo mnie kosztuje. Ja mu dam „samotny ojciec”. A ja?! Od kiedy stałem się zbędny i przezroczysty?!
- Nieważne. Zapomnij, że cokolwiek powiedziałem – bagatelizuje sytuację i próbuje zejść z łóżka. Łapię go za ramiona i wpycham w poduszki.
- Chcę wiedzieć, o co chodzi. Nie radzę ci niczego przede mną ukrywać, jasne? – Przez dłuższą chwilę patrzymy sobie prosto w oczy. Wiem, że Eli waha się nad tym, czy powinien wtajemniczać mnie w swoje sprawy. Muszę znaleźć jakiś sposób, by się przede mną otworzył.
- Max… Puść… - odpycha mnie od siebie, lecz ja ani myślę, by się ruszyć.
- Co robiłeś z Freddym przez te dni? – Zazdrość… Nie ma to jak pozwolić pierwotnym instynktom dojść do głosu…
- Nic.
- Eli! – warczę, będąc o krok od wybuchu. Jeszcze kilka sekund i bezpowrotnie przekroczy granicę.
- Serio nic. Podwiózł mnie w kilka miejsc, a potem po mnie przyjechał. Nie wiesz, że jest środek sezonu? Freddy ma masę obowiązków w pensjonacie.
- Podwiózł cię? Dokąd? – Ten dzieciak i jego tajemnice doprowadzą mnie do szału! Czy on nie może wyjaśnić wszystkiego jak człowiek? Przecież wie, że nie jestem specjalnie domyślny.
- Szukałem mieszkania. Zanim na cokolwiek się zdecyduję, muszę sprawdzić jakie mam opcje, zapoznać się z umowami.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – Uczucie ulgi rozlewa się w moim wnętrzu. Byłem pewny, że usłyszę coś, po czym będę musiał postąpić dość radykalnie. Na przykład przykuć go do siebie kajdankami, by ciągle mieć go na widoku.
- Bo to nie ma z tobą nic wspólnego – odpowiada spokojnie.
- Jak to nie ma?! Znikasz na całe dnie. Włóczysz się z tym typem, który nie robi nic innego, jak tylko kombinowanie, jakby cię rozebrać, a ty mi mówisz, że nie mam z tym nic wspólnego?! – dyszę ciężko, ledwo nad sobą panując. – Postaw się chociaż raz w mojej sytuacji!
- Max, Freddy taki nie jest. Wbrew pozorom, dobry z niego przyjaciel. – Nie wytrzymam! Przysięgam, że nie wytrzymam! Narzucał mu się, próbował siłą wymusić pocałunek, a on go jeszcze broni?! – Zaoferował mi pomoc, a ja się zgodziłem. Jestem mu bardzo wdzięczny.
- A nie mogłeś poprosić mnie?! Przecież jestem tuż obok!
- Ciebie? – fiołkowe oczy spoglądają na mnie w taki sposób, jakbym przepoczwarzył się z człowieka w jakiegoś kosmicznego stwora.
- Co tak patrzysz? Nie udawaj zaskoczonego! – Jego wzrok bardzo mnie krępuje.
- Max… Ale ty… - przerywa w połowie zdania, jakby się bał dokończyć myśl.
- No co ja?! Co złego znowu zrobiłem?!
- Nic. Po prostu zawsze powtarzałeś, że prędzej cię piekło pochłonie, niż w czymś mi pomożesz, więc… Nie sądziłem, że mógłbyś tak się dla mnie poświęcić. Poza tym jestem dorosły i sam…
- Jesteś głupi, a nie dorosły. – Kładę się obok chłopaka i mocno go przytulam. – Przepraszam… - szepczę w jego włosy. – Naopowiadałem ci jakiś bzdur. Jak mogłeś w to uwierzyć?
- Brzmiałeś bardzo przekonywująco – droczy się ze mną. Nie jest zły. Najwidoczniej życie nauczyło go, by brać sprawy w swoje ręce i nie liczyć na czyjąkolwiek pomoc.
- Wiem. Przepraszam. Następnym razem, gdy zacznę wydziwiać, powiedz wszystko mojemu ojcu. Zapewniam cię, że on skutecznie ustawi mnie do pionu.
- Ostatnio groził, że będziesz spał w garażu. Myślisz, że mówił prawdę? – rozważa konspiracyjnie.
- Koniecznie chcesz to sprawdzić, tak? Króliczku, co ja z tobą mam… - przygarniam jego drobne ciało bliżej siebie.
- Max, milion razy tłumaczyłem ci, że nie jestem żadnym gryzoniem! – wścieka się, marszcząc ze złości swój mały nosek.
- Możesz zaprzeczać do woli, ale ja i tak wiem swoje – zaczynam się szczerze śmiać. Wizja morderstwa pozostanie jedynie niespełnioną fantazją. Masz więcej szczęścia niż rozumu, Freddy… - To co, gdzie dziś jedziemy? – pytam z nadzieją w głosie.
- Nigdzie – pada miażdżąca odpowiedź.
- Eli, rozmawialiśmy już o tym. Zawiozę cię gdziekolwiek zechcesz, wystarczy, że powiesz. – Moja propozycja ma także drugie dno. Muszę jak najszybciej ograniczyć czas, który złotowłosy spędza z Freddym. Lepiej dmuchać na zimne.
- Pan Robinson poprosił, żebym wykonał szkice pewnych obrazów. Powinienem się tym jak najszybciej zająć. No i ma padać. Nie mogę się przeziębić. To mogłoby zaszkodzić dziecku – spogląda na swój brzuszek. Żałuję, że nie wolno mi dotykać maleństwa…
- Rozumiem – robi mi się smutno. Znowu jestem zbędny. Do tego nie potrafię odkleić wzroku od tej słodkiej wypukłości, z którą on obchodzi się z takim uwielbieniem. – W każdym razie jestem do twojej dyspozycji i… - Eli bierze mnie za rękę i przykłada ją do dzidziusia. Wstrzymuję oddech, zaskoczony takim obrotem sytuacji.
- Czujesz, jak rośnie? – uśmiecha się do mnie, rozanielony.
- Mój synek… - szepczę wzruszony.
- Albo córka – przypomina mi o tej drugiej możliwości.
- Albo córka – powtarzam po nim. – Można to łatwo sprawdzić i rozwiać wszystkie wątpliwości.
- Ja nie mam żadnych wątpliwości. Kocham moje dziecko i…
- Nasze – tym razem to ja łapię ciężarnego za słowo. – Nie zapominaj o mnie. Ja też jestem tatą.
- Nie powiedziałem, że ty… - nie umiem się powstrzymać i przysuwam dłonie do jego policzków. Jestem mu taki wdzięczny za ten cud, który w sobie ma. Nie odrzucił go, choć ciąża wywróciła jego świat do góry nogami. Wszystkie jego plany, marzenia, praca, mieszkanie, nawet samochód… To wszystko przepadło. Poświęcił się dla niego i ani razu nie obejrzał wstecz.
- Max… - Te błyszczące oczy… Chciałbym, by już zawsze patrzyły tylko na mnie…
- Pocałuj mnie – błagam. Tak, właśnie tak. Ja go błagam o tę niewinną pieszczotę.
- Ja… Nie… - moja prośba ewidentnie nim wstrząsnęła. Nie tego się spodziewał. – To nie jest dobry pomysł – szybko otrząsa się z chwilowego zagubienia. Robi się poważny i znowu zaczyna trzymać mnie na dystans. W dodatku burczy mu w brzuchu. – Dzidziuś jest głodny – informuje mnie, zeskakując z łóżka i używając tego argumentu jako wymówki. Niech mu będzie. Jeszcze wrócimy do tematu pocałunków.
- Zrobię ci śniadanie. Na co masz ochotę? – Właśnie tak, Max. Bądź dla niego miły. Króliczki są z natury płochliwe, a ty chcesz go oswoić.
- Z tego co pamiętam, kiepsko gotujesz – ciężarny żartuje sobie ze mnie, wyglądając przez okno. Nad miasteczko nadciągają ciężkie, deszczowe chmury. Będzie padać przez kilka dni.
- Nie kiepsko, skarbie, lecz wcale. To istotna różnica. Mimo to doceń moje dobre chęci. Mogę ci zrobić kanapkę z dżemem i masłem orzechowym, albo z masłem orzechowym i dżemem. Wybieraj. – Eli parska śmiechem, słysząc jakie są jego opcje.
- Poproszę z samym dżemem, bez masła, dobrze? I nie mów do mnie „skarbie” – upomina mnie. – Gryzoniu też nie – dodaje pospiesznie, uprzedzając moje myśli.
- Uparciuch z ciebie, moja drogocenna trusiu. – Z trudem udaje mi się uniknąć poduszki, którą Eli we mnie cisnął.
- Ty tylko synonimy! – krzyczy za mną.
- Idealnie do ciebie pasują – odpowiadam, opierając się o zamknięte drzwi naszej sypialni.
Ale mnie wzięło… Wpadłem po same uszy…

piątek, 27 kwietnia 2018

Prawdziwy Romantyk, część IV


Budzę się czując na twarzy promienie powolnie zachodzącego słońca. Pod ich wpływem śpiący obok mnie Nefryt marszczy swój śliczny nosek. Czarna magia natychmiast radzi sobie z tym niedopatrzeniem. Nie chcę, by mój najdroższy wampir musiał znosić takie niedogodności. Zwłaszcza w chwili, gdy odpoczywa. W dodatku nagi. 
Całuję moje cudo w policzek i okrywam kołdrą, by nie wodził mnie na pokuszenie. Jak to się stało, że ta mała, różowa pijawka pogrywa sobie ze mną w taki sposób? Jestem królem demonów! Tymczasem to chuchro wodzi mnie za nos na każdym kroku! I jeszcze hipnotyzuje! Kochany, czeka nas naprawdę poważna rozmowa…
Zirytowany wczorajszym zachowaniem mojego kochanka kradnę mu jeszcze jednego całusa, a następnie każę Normanowi podać sobie śniadanie.
- Panie… - mój sługa kłania się nisko, sięgając po karafkę z winem.
- Zabierz to. Nie będę więcej pił – z niechęcią przyglądam się szkarłatnemu trunkowi. To z jego przyczyny Nefryt nie chce mnie pocałować.
- Mam podać inny gatunek wina? – dopytuje Norman, nie ukrywając zdziwienia.
- Nie. Nie podawaj mi więcej żadnego alkoholu.
- Wino z naszej winnicy przestało ci smakować, panie? Mam zamówić…
- Nie – przerywam mu. – Z powodu wina los barona i jego dzieci jest nadal niepewny.
- To nie wino zawiniło, królu Cassianie, lecz trucizna, którą wampir własnoręcznie wlał im do gardeł. A teraz z jego powodu odmawiasz sobie nawet tej drobnej przyjemności, prawda? – Cholerny bazyliszek, za dobrze mnie zna.
- Może – odpowiadam wymijająco, bawiąc się sztućcami.
- Jeszcze trochę i wejdzie ci na głowę, panie. Nim się spostrzeżesz, odbierze ci królestwo i doprowadzi je do ruiny.
- Nie przesadzasz trochę? – rzucam Normanowi zirytowane spojrzenie. – Jak do tej pory Nefryt bezustannie nam pomaga. Najwidoczniej miał powód, skoro postąpił z baronem tak okrutnie.
- Jednak nie wykazał chęci, by się nim z tobą podzielić, prawda? – Mój sługa zaczyna sprzątać naczynia ze stołu. – Panie, daj sobie przemówić do rozsądku. Wiem, że łączy was więź, lecz musisz go jakoś ujarzmić. Od chwili, gdy Sin wysłał mu zaproszenie, zachowuje się wprost nieznośnie! Pamiętasz o tym, że uwiódł tego nieszczęśnika Milo?
Widelec, który trzymałem w prawej dłoni zostaje przeze mnie mocno wygięty, a następnie zmiażdżony. Norman przypomniał mi o czymś, o czym do teraz myślę z wielką niechęcią. Wiem, że między Nefrytem a Milo do niczego nie doszło. Wampir pił jedynie jego krew, a samo to wystarczy, abym pałał żądzą mordu!
- Zawołaj mnie, gdybym był potrzebny – ciskam białą serwetkę na stół i przenoszę się z jadalni z powrotem na górę. 
Nefryt nadal pogrążony jest w letargu, a ja nie umiem znaleźć sobie miejsca. Krążę wściekle po niewielkim salonie. Słońce wydaje się dziś zachodzić wyjątkowo opieszale.
- Szlag by to wszystko trafił! – krzyczę sam do siebie, po czym udaję się do łazienki. Może chociaż prysznic przyniesie chwilowe ukojenie moim spiętym mięśniom. Odkręcam wodę i pozwalam, by ciepły strumień zmył ze mnie silny stres, któremu bezustannie jestem poddawany. Na ukochanego z pewnością nie mogę liczyć… - Wampiry i ich głupie zasady… - mruczę pod nosem, owijając biały ręcznik wokół bioder.
- Które zasady uważasz za głupie? – Na dźwięk jego cichego głosu przechodzą mnie rozkoszne dreszcze.
- Obudziłeś się… - Z zaskoczeniem odkrywam, iż Nefryt nie patrzy mi w oczy, lecz wpatruje się w moją nagą klatkę piersiową. Sposób, w jaki to robi, od razu podnosi ciśnienie mojej krwi. Ma na sobie jedynie ulubiony, szmaragdowy, jedwabny szlafrok. Zieleń wydobywa jasny odcień jego skóry i podkreśla błękit nieba, zatopiony w jego oczach.
- Cassian… - szepcze zmysłowo, po czym przygryza dolną wargę, odsłaniając swoje malutkie kły. Wampir wyciąga nieśmiało rękę i przesuwa zimnymi palcami po mojej rozgrzanej skórze, która momentalnie zaczyna płonąć. To chyba pierwszy raz, gdy zrobił coś tak erotycznego…
- Podobam ci się? – wstrzymuję oddech, by wyraźnie usłyszeć, co odpowie.
- Może… - kokietuje mnie.
Nie potrafię nad sobą zapanować. Łapię go za nadgarstek i przyciągam bliżej siebie, po czym opieram plecami o marmurową ścianę.
- Cassian! Będę cały mokry! – oburza się, gdy wciągam go pod strumień wody.
- Pocałuj mnie – żądam, wpatrując się wygłodniale w jego ponętne usta.
- Jeszcze ci nie wybaczyłem – nieśmiertelny burczy wściekle, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Jedwab przykleja się do jego boskiej skóry. To ponad moje siły…
- Więc zrób to teraz. Wybacz mi, bo oszaleję, jeśli nie będę mógł cię całować. – Mój głos przypomina raczej skowyt frustracji. Centymetry ode mnie znajduje się najcudowniejsza istota, jaką w życiu widziałem, której pragnę… - Błagam cię, wybacz mi… - pochylam się nad moim ukochanym i trącam go nosem po policzku.
- Wybaczenie ma swoją cenę, wasza wysokość… Pocałuję cię dopiero wtedy, gdy dostanę coś w zamian… - Nefryt uśmiecha się przebiegle.
- Mój mały materialista – zaczynam się śmiać, ponownie próbując dosięgnąć jego warg. – Czego pragniesz? Więcej diamentów? Pereł? A może nowych sukni? – próbuję odczytać myśli mojego wybranka. – Dla ciebie zrobię wszystko.
- Wszystko? – różowowłosy może i zachowuje się dziecinnie, lecz w takich sprawach potrafi być wyjątkowo zawzięty. Doskonale wie, czego brakuje mu do szczęścia. Podejrzewam, że poprosi o coś wyjątkowo drogiego. Nawet jeśli zażąda zawartości królewskiego skarbca, oddam mu go z prawdziwą przyjemnością.
- Wszystko – wzdycham bez entuzjazmu, szykując się na najgorsze.
- Chcę drugiego jednorożca.
- Co?! Mowy nie ma! Wiesz ile czasu i wysiłku kosztowało zdobycie pierwszego?! – Gdy Nefryt po raz pierwszy wspomniał o jednorożcu, byłem pewny, iż jedynie żartuje. Wtedy także byliśmy pokłóceni. Nie posłuchałem jego rady. Naraziłem nas na wielkie niebezpieczeństwo. Mój anioł wpadł w histerię, a potem zaszył się w swoich pokojach. Wytrzymałem tydzień. Skubany, już wtedy miał mnie w garści!
- Mam rozumieć, że to twoje ostateczne słowo, tak? – obraża się na mnie. Jego twarz przybiera bardzo nieszczęśliwy grymas.
- Skarbie, kocham cię i wiesz, że nigdy niczego ci nie odmówiłem – staram się postępować bardzo łagodnie, bo Nefryt nienawidzi, gdy na niego krzyczę. Jednak poziom absurdu, który obecnie osiągnęliśmy powoduje, że bardzo ciężko jest mi utrzymać nerwy na wodzy.
- Widzę mężczyznę, który pojawi się w zamku, mniej więcej za miesiąc. On ci pomoże. Jednak stanie się tak wyłącznie wtedy, jeśli spojrzysz na niego otwartym sercem. Jeśli go zignorujesz, szansa przepadnie na zawsze – oczy Nefryta robią się poważne. Dzieje się tak za każdym razem, gdy ma wizję. To jedyna chwila, w której widać jego prawdziwy wiek. Spojrzenie godne „czcigodnego mędrca” mocno kontrastuje z jego „dziecięcą” powierzchownością. Jaki by nie był, kocham go zdecydowanie za mocno.
- Aniele…
- Jeśli nie dostanę jednorożca, możesz zapomnieć o dotykaniu mnie przez długie, bardzo długie lata – celuje palcem w moją klatkę piersiową.
- Rzuciłbym ci pod nogi cały świat, gdybyś o niego poprosił – wyznaję szczerze. – Kocham cię ponad wszystko.
- Ja ciebie też, mój panie. – Nefryt uśmiecha się uroczo, pozbawiając mnie resztek zdrowego rozsądku. Przyciągam go do siebie i w końcu łączę nasze wargi. Pocałunek smakuje tak słodko i odurzająco. Nie sądziłem, że zaledwie dwudniowa abstynencja może zadziałać aż tak silnie na moje zmysły.
- Och… - Mój ukochany wydaje się równie spragniony, jak i ja. Ma mocno przyspieszony oddech. Nie przeszkadza mu nawet, że całkowicie przemókł. Sięgam po jego nadgarstki i dociskam je do kamiennej ściany jedną ręką. Druga jest mi potrzebna do rozsupłania paska od jego szlafroka. – Cassianie… - wpatruje się we mnie tak bezbronnie. Dobrze wiem, o co za chwilę zostanę poproszony.
- Tylko troszeczkę… - mruczę z zadowoleniem, ponownie kusząc go do pocałunku. Nie wyrywa się, a to bardzo dobry znak. W dodatku tak chętnie rozchyla usta… Smakuje krwią i pożądaniem, a to najbardziej niebezpieczne połączenie, z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia. – Mówiłem ci już, że jesteś najcudowniejszy, zjawiskowy, perfekcyjny…
- Mówiłeś także, że jestem rozpieszczony i kapryśny – wypomina mi, chyba tylko po to, by mocniej mnie podkręcić.
- Tylko ja mam prawo cię rozpieszczać. I całować. Jesteś mój – chowam wampira w swoich ramionach i bardzo mocno przytulam.
- Gdybym był żywy powiedziałbym, że mnie udusisz – rozbawiony Nefryt odsuwa się ode mnie.
- Mógłbym cię zjeść, a nie udusić. Jestem w tobie tak mocno zakochany, że to aż boli.
- Nie chcę, abyś cierpiał z mojego powodu – te nieprzemyślane słowa sprawiają mu przykrość. Mój kochanek dotyka mojego policzka, po którym przesuwa opuszkami. Jest tak subtelny, iż ta pieszczota przypomina muśnięcia skrzydeł motyla. Na ułamek sekundy zamykam oczy, aby przenieść nas prosto do łóżka. – Dlaczego to zrobiłeś? Pomoczymy pościel… - zaczyna narzekać, lecz zamykam mu usta kolejnym pocałunkiem.
- Jestem spragniony. Pozwolisz, abym zlizał z ciebie każdą kroplę wody? – wodzę wzrokiem po tym nagim cudzie.
- Cassian! – Nefryt otwiera szeroko oczy, gdy zaczynam pieścić jego sutek językiem. – Posuwasz się za… - atakuję jego usta, by nie słyszeć kolejnych protestów.
- Obejmij mnie – żądam. – Chcę być blisko ciebie. – Wampir niepewnie zaplata ramiona wokół mojej szyi, odganiając moje kruczoczarne włosy do tyłu. – Jesteś taki piękny… - nie umiem oderwać od niego wzroku, powtarzając tysięczny raz ten sam, nieco wyświechtany komplement. Brakuje mi słów, by wyrazić, jak bardzo mi się podoba lub ile dla mnie znaczy. Jest całym moim światem. Znowu zaczynam go całować. Najpierw powoli, by uśpić jego czujność. Lubi, gdy jestem wobec niego grzeczny. Zadowolony z takiego obrotu sytuacji, beztrosko przymyka powieki, odprężając się. Moje dłonie śmiało wodzą po jego ciele, zaznaczając kontur żeber, lub krzywiznę biodra. Gdy mam pewność, że Nefryt jest już odpowiednio odurzony, rozsuwam szeroko jego uda, by zrobić sobie więcej miejsca. Ponieważ nie jestem natarczywy, a moje działania w żaden sposób go nie krępują, pozwala mi na więcej. Och skarbie, właśnie na to czekałem…
- Cass…! – to był ostatni protest, który stłumiłem wsuwając język głębiej w jego chętne usta. Z pewnością nie są to jedyne „atrakcje”… Zbliżam do niego swoje biodra, by pokazać mu, jak moje ciało reaguje na jego bliskość. Nefryt nie wie, jak postąpić. Otwiera oczy, szukając u mnie jakiejś podpowiedzi.
- Zaufaj mi. – To wszystko, co mogę mu w tej sytuacji powiedzieć. Małymi kroczkami postaram się przełamać jego opór. Jak do tej pory nie miałem z tym większych problemów. Wystarczy być cierpliwym i wiedzieć, kiedy można bardziej go przycisnąć.
Moje pocałunki stają się mniej wymagające. Skubię zębami dolną wargę wampira, by nie wyrywać go z miłosnego transu, a tak naprawdę zależy mi na tym, by poddał się mojemu dotykowi. W tym celu obejmuję prawą dłonią oba nasze członki i zaczynam je masować. Intensywność tych pieszczot balansują pocałunki, które nadal mi oddaje. Choć jego piąstki zaciskają się na moich włosach, a ciało przestaje spełniać jego polecenia, Nefryt uśmiecha się do mnie, jęcząc mi prosto w usta. Wygina kręgosłup, wijąc się pode mną.
- Już dość… Przestań… Dłużej tego nie zniosę… - skomle o spełnienie.
- Ugryź mnie – kuszę go swoją krwią, której pożąda równie mocno, jak i mnie. – Śmiało, gryź… - odsłaniam szyję. Mój kochanek nie potrafi się dłużej powstrzymać. Jego chłodny język sunie po mojej rozgrzanej skórze, szukając idealnego miejsca. Drżę, gdy Nefryt bawi się ze mną w taki sposób. W końcu wbija we mnie kły, poddając mi się bez reszty. Mogę więc bez przeszkód dać nam obu rozkosz… Żar mego ciała silnie kontrastuje z chłodem wampirze skóry. To jest zbyt dobre i trwa zdecydowanie za krótko.
- Aaach… - z ust mego oblubieńca wydobywa się westchnienie spełnienia. Jego oddech wariuje, a usta mają kolor szkarłatu. Nie potrafię ukryć złośliwego uśmieszku, który pojawia się na mojej twarzy. Jestem spocony, ale taki szczęśliwy. Za to Nefryt marszczy swój nosek, okazując mi dezaprobatę.
- Jeszcze raz? – pytam z nadzieją w głosie, bo nie miałbym nic przeciwko, by ponownie się przy nim zatracić.
- Pobrudziłeś mnie – z niechęcią spogląda na swój brzuch, na którym widnieją białe ślady.
- Nie wierzę, że akurat o to masz do mnie pretensje. Tak trudno przyznać, że ci się podobało?
- Nie powiedziałem, że mi się nie podobało – Nefryt siada na pościeli, wpatrując się w spustoszenie, którego dokonaliśmy. – Po prostu… Cały się lepię! – skarży się.
- Wyglądasz zjawiskowo – zapewniam go, całując chciwie. – Chodź, umyję cię – przenoszę nas z powrotem do łazienki i odkręcam letnią wodę. Wampir z pewnością chciałby, abym postawił go na podłodze, ale nie jestem w stanie uwolnić go ze swoich objęć. – Obejmij mnie nogami w pasie.
- Wolałbym sam… - protestuje od razu.
- Proszę, pozwól, abym się tobą opiekował. Mówiłeś, że to moja wina, iż jesteś brudny. Umyję cię z prawdziwą przyjemnością – zapewniam mojego wybranka. W tym celu sięgam po niewielką, szklaną butelkę, w której znajduje się jakiś obrzydliwie drogi płyn, który Nefryt jakiś czas temu wyjątkowo sobie upodobał. Ponoć powinien pachnieć oceanem, lecz w zetknięciu z nieśmiertelną skórą wydaje się bardzo przeciętny. Nalewam odrobiną na dłonie, a następnie przesuwam nimi po jego plecach. – Nigdy nie sądziłem, że to możliwe, by kochać kogoś aż tak mocno. Tyle lat byłeś obok mnie. Już wtedy musiałeś wiedzieć, że czuję do ciebie coś więcej…
- Demony nie łączą się w pary z wampirami - zostaję upomniany.
- A powinny – śmieję się, dotykając jego pośladków.
- Dość! – niespodziewane Nefryt uwalnia się z moich objęć i materializuje za moimi plecami, by zdjąć z półki płyn, którego przed chwilą używałem. – Teraz ja umyję ciebie – odgryza mi się. – Ale najpierw… - gryzie się w palec i likwiduje ślady na mojej szyi.
- Chciałem, aby zostały – protestuję od razu.
- Nie tym razem. Nad ranem przyjadą goście. Nie będą zadowoleni, gdy zauważą, że spałeś w łóżku z wampirem.
- Będę spał z wampirem? Serio? – udaję zdziwionego, choć to kolejna wizja w bardzo krótkim czasie. W dodatku ciężko mi skoncentrować się na słowach, które wypowiada mój skarb, gdy jego dłonie wodzą po mięśniach na… - Kocham cię.
- Ja ciebie też. – Niebieskooki jest zamyślony. Pewnie znowu widzi przyszłość.
- Ja ciebie bardziej – droczę się z nim, by nie skupiał się na czymś, co jeszcze nie nastąpiło, a już go rani. – Mogę ci to udowodnić, jeśli chcesz… - klękam przed nim i obejmuję w pasie ramionami.
- Chcę. Chcę tylko ciebie. Twoich dłoni na moim ciele. Twoich ust, szepczących, że kochasz mnie ponad wszystko. Chcę, żebyśmy mogli po prostu żyć, nie będąc przez nic rozdzieleni. Ani przez słońce, ani twoje obowiązki, czy fakt, że należymy do zupełnie innych światów… - Oczy Nefryta zachodzą łzami. Woda rozmazuje te krwawe ślady, zmieniając je na jasnoróżowe stróżki.
- Jesteś całym moim światem. Zawsze byłeś. Wiesz, że odkąd cię ujrzałem, nie widziałem już nikogo więcej. Tylko ty, mój aniele. Tylko ty…
Boję się wizji Nefryta. Boję się, że pewnego dnia zobaczy coś, co bezpowrotnie złamie mu serce. Nie mogę go stracić. Umarłbym z rozpaczy. By odgonić złe myśli skupiam się wyłącznie na dawaniu mu przyjemności. Biorę jego członka do ust i zaczynam mocno ssać. Nefryt krzyczy z rozkoszy, aż w końcu dochodzi, osuwając się na mnie.
- W twoich ramionach czuję się bezpieczny – różowowłosy całuje mnie w usta, a następnie opiera się czołem o moje czoło. – Dziękuję.
- To ja ci dziękuję, mój piękny. Strzegłeś mnie odkąd byłem dzieckiem, broniłeś, uczyłeś. Nigdy nie zdołam ci się za to odwdzięczyć.
- Cassianie, nie zrezygnuję z drugiego jednorożca – zastrzega szybko, cmokając mnie w nos.
- Dałbym ci nawet księżyc, gdybyś tego zażądał – zdradzam się z własną hojnością.
- Dziękuję. Jesteś kochany – Nefryt obdarza mnie cudownym uśmiechem, na widok którego serce zaczyna mi bić znacznie szybciej.
- Idź się ubrać – wyrzucam go z łazienki.
- Nie chcesz, żebym ja… - przekrzywia na bok głowę. Gdy jest taki rozbawiony i chętny do zabawy, tym trudniej utrzymać ręce przy sobie.
- Uciekaj, bo zmienię zdanie – ostrzegam go. Korzysta więc ze swojej szybkości i znika w przeciągu sekundy, zostawiając po sobie echo śmiechu, który odbija się od zimnych ścian. I tak robimy spore postępy. Może za jakiś czas okaże się, że sam zechce, abym go dotykał? To byłaby ciekawa odmiana.
Gdy jestem już ubrany i znacznie lepiej panuję nad swoimi żądzami, odnajduję Nefryta w jego garderobie.
- Jeszcze nie gotowy? - z zaskoczeniem odkrywam, że wampir ma na sobie jedynie biały szlafrok, który zabrał z łazienki.
- Waham się pomiędzy tym – wskazuje na ciemnobordową, atłasową suknię – a tym – zestawia ją ze zwykłym, czarnym swetrem.
- Dlaczego się wahasz? – pytam, obejmując go od tyłu ramionami i całując w czubek głowy.
- Zniszczy się, jeśli udamy się do lochów… - spogląda ze smutkiem na wieczorową kreację, która kosztowała mnie majątek.
- Do lochów? – powtarzam po nim.
- Nie udawaj. Przecież od wczoraj nie myślisz o niczym innym.
- Kochanie, po prostu zaskoczyło mnie, że potraktowałeś barona z taką surowością. – Oby wreszcie udało mi się wyciągnąć z niego fakty, które tak skrzętnie ukrył.
- To nie twoja wina, Cassianie. Wiem, że to Norman zatruwa twoje myśli oskarżeniami, które kieruje w moim kierunku.
- Norman wcale nie… - Wzięcie Normana w obronę może się obrócić przeciwko mnie, więc przemilczam to, co chciałem powiedzieć. – No dobrze, ja także chciałbym wiedzieć, dlaczego baron i jego dzieci tkwią nieprzytomni w naszych lochach. Możesz mi to wytłumaczyć?
- Dziwię się, że sam się nie zorientowałeś – Nefryt dogryza mi zniesmaczony tym, że toczymy tę przedziwną rozmowę w jego ulubionym pomieszczeniu.
- Co przez to rozumiesz, najdroższy? – dopytuję, coraz bardziej skołowany.
- Baron i jego pomioty nie są już ludźmi…

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Who Knew


Dla tych wszystkich, którzy usłyszeli z ust ukochanej osoby „na zawsze”…

„Who Knew”

I wish I could touch you again
I wish I could still call you friend
I'd give anything

- Miałam dziś ciężki dzień, a ty? – młoda kobieta przymyka powieki i gasi światło. Jej niewielka sypialnia tonie w mroku. Układa się wygodnie na poduszce. Chce się zrelaksować. Od kilku dni myślała tylko o tym, by usłyszeć jego głos. Tęskniła za ciepłem i bliskością, które jej zapewniał. Choć był daleko, potrafił sprawić, że nawet zwykła rozmowa telefoniczna wydawała się jej magicznym doświadczeniem.
- Ja też, kochanie. – Lubiła, gdy nazywał ją tak czule. Był pierwszym mężczyzną, z którym przekroczyła barierę intymności. To on dostrzegł w niej kobietę. – Śpisz już? Jest późno… - W dodatku troskliwym. Często mawiał, że to tylko przy niej. Otworzyła drzwi, o istnieniu których nie miał pojęcia.
- Nie. Nie chcę spać. Opowiedz mi, co dziś robiłeś. – Jest ciekawa wszystkiego, co jest z nim związane. I uwielbia barwę jego głosu. Słuchając słów, które do niej wypowiadał, coś się w niej topiło. Uśmiechała się na samą myśl, że tylko on potrafił doprowadzić ją do takiego stanu.
- Nie ma o czym opowiadać. – Mężczyzna nie jest nastawiony zbyt entuzjastycznie. Słychać napięcie w jego słowach. Próbuje to przed nią ukryć, lecz ona za dobrze go zna.
- Proszę… - szepcze zalotnie, by zmiękczyć jego serce. Czasami to działa cuda. Niestety, są także chwile, gdy bywa przykry, lecz tych chwil nigdy nie wspomina.Udaje sama przed sobą, że nic takiego nie miało miejsca.
- Po prostu poleż razem ze mną, dobrze? Bardzo tego potrzebuję. Potrzebuje ciebie. Spełniłaś tak wiele moich marzeń…

Kiedy go poznała, byli jeszcze dziećmi. Ona z pewnością była dzieckiem. Może i pełnoletnia, lecz jej uczucia stanowiły wybuchową mieszankę nastoletnich fantazji oraz oczekiwań względem dorosłego życia. On był inny. Wydawał się jej bardziej dorosły. Kochał książki, czytał wiersze, lecz nade wszystko kochał muzykę. Często powtarzał, że to jego największa miłość. W takich chwilach wydawało się jej, że prędzej czy później przyjdzie taki dzień, że to ona stanie się dla niego najważniejsza, a muzyka odejdzie w cień. Ostatecznie to do niej pisał „niesamowicie tęsknię, tęsknię, tęsknię!”, albo wysyłał różne kawałki, z którymi mu się kojarzyła. Pewnej nocy stwierdził nawet „w tym się zakochasz”. I zakochała się. Zakochała się…

"Głupia, po co o tym myślisz?!" – skarciła samą siebie, stojąc w korku. To był szary i brzydki dzień. Za brudnym oknem roztopiony deszcz i chlapa. Niedługo miało się ściemniać. Mimo tych niedogodności, musiała udać się do sklepu. Czasu było coraz mniej, a suknia ślubna wciąż nie kupiona. W dodatku nękały ją tamte wspomnienia, które za żadne skarby nie chciały się od niej odkleić…

- Włosy upniesz do góry? A może wolisz na dół? No i co z butami? Masz jakieś? – Ostatnia prosta, a ona nie czuła od nikogo wsparcia. Matka postrzegała ceremonię wyłącznie jako zadania do wypełnienia. Jej zadania. Rozliczała ją z każdej rzeczy, jak w czasach, gdy była dzieckiem. Porównanie własnego ślubu do odrabiania lekcji wydawało się takie nieadekwatne, a jednocześnie tak idealnie pasowało… „Odrobiłaś polski? A matematykę? I referat jeszcze nie napisany”…
Zamawiając wizytę w salonie fryzjerskim z góry zaznaczyła, że chciałaby luźny, romantyczny warkocz.
- Z pani włosów to nie wyjdzie – usłyszała w odpowiedzi. Skończyła więc z nieciekawą fryzurą, która nikomu się nie podobała. Zmowa milczenia nakazała najbliższym nie komentować „jej wyboru”, bo przecież to ten „wielki dzień”. A może nikogo to nie obchodziło?

I took your words
And I believed
In everything
You said to me

„Szczerość… Bądźmy wobec siebie szczerzy… Mówmy sobie o wszystkim…” Oszukała go raz, czy dwa. Nie dlatego, że nie potrafiła dotrzymać słowa. Zależało jej na nim tak bardzo, że nie radziła sobie z emocjami. Chciała znacznie więcej, niż jej dawał. I wstydziła się do tego przyznać. Każda minuta w jego towarzystwie czyniła ją bardziej zachłanną. Zabiegała więc o jego uwagę, bo co innego mogła w takiej sytuacji zrobić? On wiedział o świecie znacznie więcej niż ona, a tak niechętnie dzielił się tą wiedzą. Ostatecznie kto to widział, by panienki z dobrego domu zadawały się z takim „elementem”? Bez szkoły, stałej pracy, koneksji… Nie był dla niej dobrą partią. W mieście ponoć huczało od plotek, związanych z romansami jego ojca. Nawet jej wybranek często powtarzał, że przechadzając się ulicami, zdarza mu się przyglądać ludziom. Był święcie przekonany, iż pewnego dnia wypatrzy swoje rodzeństwo. Ale kogo obchodził jego ojciec? Liczyło się wyłącznie to, że był obok. Rozumiał ją. Nawet te części jej, o których ona sama jeszcze nie wiedziała.

They knew better
Still you said forever
And ever
Who knew

Wszyscy jej powtarzali, że ta miłość nie ma sensu. W ich oczach był „tym złym”, osobą, która bawiła się jej uczuciami. Nie wierzyła im. Nikomu nie wierzyła. Gdy zamykała oczy, czuła miłość, którą wypełnione było jej serce. Delikatne uczucie otulało ją, niczym woal. Wynagradzało długie lata samotności i oczekiwania. Przecież do każdego w końcu uśmiecha się szczęście. On był jej szczęściem.
A dziś? Minęły lata od tamtych wydarzeń. Nie potrafiła już przypomnieć sobie brzmienia jego głosu, a to właśnie za nim tęskniła najbardziej.

Bukiet składał się z samych róż, które kwiaciarka miała elegancko przystroić. Efekt końcowy nie rzucał na kolana. Był przeciętny. Idealnie pasował do zwykłej, prostej sukienki i tych nieszczęsnych włosów. Kolejne rozczarowanie. 

You took my hand
You showed me how
You promised me you'd be around

W nocy poprzedzającą ślub przypomniała sobie uczucia, które jej towarzyszyły, gdy zdała sobie sprawę, że jej „przyjaciel” stał się kimś więcej. Nie potrafiła przestać o nim myśleć, a gdy to robiła… Nigdy wcześniej nie uśmiechała się w ten sposób.
Były także inne noce. Na przykład ta, gdy nie bacząc na nic, zadzwonił do niej tylko po to, by usłyszeć jej głos. Albo ta, gdy w słuchawce słyszała przejeżdżające samochody. No i ta, którą spędzili razem na polu, wpatrując się w gwiazdy...

Makijaż był ostatnim elementem, który miał spiąć poszczególne elementy w jedną, spójną całość. Gdy zobaczyła się w lustrze – mając na sobie sukienkę, buty, brzydko ułożone włosy i ściskając ten smutny, szary bukiet, zaczęła szlochać. Nie tak miał wyglądać „jej dzień”. Bez przyjęcia w ogrodzie, białych strojów i bez niego przy boku, czuła się dziwnie.
- Nie umiem tego zrobić… Nie umiem o tobie zapomnieć... – wyszeptała sama do siebie, ocierając niechciane łzy.

I'll keep you locked in my head
Until we meet again
Until we
Until we meet again
And I…

Ktoś, kogo podziwiała, powiedział kiedyś, że ludzie się nie zmieniają. Nie miał racji. Ona się zmieniła. On nie.
Kiedy odszedł, zabrał ze sobą fragment serca, który do dziś uznawała za najcenniejszy. Stąd nie potrafiła przeboleć straty. Przyszły mąż był dla nie ważny, lecz jednocześnie czuła bunt. Wiedziała, że gdyby jej dawny ukochany jakimś cudem pojawił się dzisiaj w kościele, nie wahałaby się ani chwili. Rzuciłaby dla niego wszystko. Był szaleństwem, słodkim zapomnieniem, drżeniem serca w bezsenne noce. Był jej pierwszą miłością, o której nigdy nie zapomni.
Dziś musi się z nim pożegnać. Odłożyć go razem z innymi drobiazgami do niewielkiego pudełka, które trzyma na samym dole szafy. Ma w nim schowane muszelki, swój dawny pamiętnik, pierwszy list miłosny. A teraz i on stanie się częścią tego „skarbu”.

***
Pink „Who Knew” 

Świat nie kończy się na yaoi.