czwartek, 12 kwietnia 2018

Humory króla - rozdział 5


Eryk

- Przepraszam, to nie będzie przyjemne. – Doktor Arim z wielką troską zajmuje się moimi obrażeniami. Stara się być delikatny, ale i tak krzywię się z bólu. Zmiana opatrunków to kolejny koszmar z listy wielu nieprzyjemności, których doświadczyłem z ostatnim czasie. Na szczęście Simon tego nie widzi. Znowu zacząłby panikować. Ma obsesję na moim punkcie. Nie chcę, by cierpiał. 
- Wytrzymam. – Zaciskam zęby i wstrzymuję oddech. Nadal nie czuję się najlepiej. Samo siedzenie jest już nie lada wyczynem.
- Gotowe! – oświadcza dumny z siebie ordynator. – Było bardzo źle?
- Nie – kłamię.
- Eryku… Mam do ciebie pewną prośbę – uśmiech na twarzy mojego ortopedy powoli zanika. Mężczyzna poważnieje. Musi chodzić o coś naprawdę ważnego.
- Jeśli coś jest potrzebne, to proszę się nie krępować i dopisać do listy zakupów. Vee z pewnością to załatwi. – Budowa kliniki jest dla mnie bardzo ważna. Chcę, by wszystko było na jak najwyższym poziomie. Modernizacja służby zdrowia zawsze jest kosztowana, a doktor Arim boi się ryzykować. Ja się nie boję. Nie dbam o koszty.
- Nie chodzi o klinikę, lecz o ciebie – medyk dość szybko wyprowadza mnie z błędu. - Rzadko mamy okazję pobyć sam na sam, a ta sprawa nie może dłużej czekać.
- O mnie? Zrobiłem coś złego? – dopytuję.
- Eryku… - lekarz wpatruje się we mnie z takim napięciem, że naprawdę zaczynam się bać. – Pamiętasz rozmowę, którą odbyliśmy krótko po tym, jak próbowałeś… - urywa w połowie zdania. - Tuż przed twoim wyjazdem do Wiednia. Pamiętasz to, prawda? – kontynuuje swój wywód.
- Doktorze, nie musi pan niczego przede mną udawać. Wiem, co zrobiłem – spuszczam wzrok, wpatrując się w swoje ręce. – Chciałem się zabić i gdyby nie pan… Gdyby nie pana wsparcie i pomoc, nie wykluczam, że zrobiłbym to po raz drugi – wyznaję szczerze. Wynik tamtej operacji odebrał mi resztki sił do walki. Straciłem skrzypce, za którymi do dzisiaj bezgranicznie tęsknię. - Wymusił pan na mnie obietnicę, że więcej nie będę próbować. Dotrzymałem słowa – uśmiecham się smutno, choć tylko Vee wie, jaką cenę zapłaciłem za złożenie tej głupiej przysięgi. Dlaczego Arim wraca do przeszłości akurat teraz?
- W ciągu ostatniego tygodnia dwa razy musiałem walczyć o twoje życie – twarz ordynatora wyraża ogromne cierpienie. Nie patrzy już na mnie, jak na swojego pacjenta, ale…
- Doktorze…
- Nie przerywaj mi, proszę. Powiem, co mam do powiedzenia. Nie powstrzymasz mnie. Wiesz, że gdybym mógł, już dawno zabrałbym cię do swojego domu. Zawsze byłeś i będziesz jednym z moich synów. Niestety, adopcja księcia nie jest taka prosta… - mężczyzna ociera łzy rękawem szpitalnego fartucha. – Jestem już stary i mam swoje lata. Musisz się z tym liczyć. Obiecaj mi, że już nigdy więcej nie będę musiał cię reanimować.
- Ale ja… - Przecież to nie moja wina, że zostałem postrzelony. Skąd więc…?
- Jesteś królem, Eryku. Duma rozsadza mnie od środka widząc, że wyrosłeś na tak wspaniałego mężczyznę. Chciałbym być świadkiem rozwoju królestwa. Od dawna marzyłem o tym, by zobaczyć, jak pokierujesz losem poddanych. Wiem, że osiągniesz oszałamiający sukces i zrobię co w mojej mocy, by cię wspierać, ale… - robi pauzę. - Żądam obietnicy. Przysięgnij, że nigdy więcej nie będziesz umierał na moich rękach. Zadbasz o ochronę, abym nie musiał ponownie wyrywać cię śmierci.
- Doktorze… - Nie wiem, co mam powiedzieć. Nie sądziłem, że komukolwiek, poza Vee i Simonem, aż tak bardzo na mnie zależy.
- Słowo dane przez króla ma moc prawa, prawda? – Przytakuję skinieniem głowy. – No właśnie. W takim razie czekam na nowe prawo, królu Eryku. Chcę to od ciebie usłyszeć.
Wzruszenie odbiera mi mowę. Tak, był czas, że bezustannie marzyłem o tym, że ktoś tak dobry i cierpliwy, jak doktor Arim, zabierze mnie do siebie. On wiedział… Od początku wiedział, że jestem maltretowany i krzywdzony. Już wtedy, choć byłem dzieckiem, które pilnowało się na każdym kroku, by trzymać język za zębami i nie wydać swojego oprawcy, jako jedyny się mną opiekował. Spędzał noce przy moim łóżku, nauczył mnie grać w szachy, częstował słodyczami. Za każdym razem, gdy Alan mnie bił, pobyt w szpitalu sprawiał, że nie tylko moje ciało zostawało uleczone. To troska i ciepło Arima przywracała mi chęć do życia.
- Przysięgam. – Słowo stało się prawem. – I dziękuję, gdyby nie pan…
- Nie mów nic więcej, bo zupełnie się rozkleję – mężczyzna wybucha wesołym śmiechem, choć z pewnością przydałyby mu się chusteczki. Ulżyło mu po tej rozmowie. Cieszę się, że choć tyle mogłem dla niego zrobić.
- To był mój pierwszy, oficjalny dekret – uśmiecham się do mojego przybranego ojca. – Jak wypadłem w roli króla?
- Idealnie – chwali mnie. – Skoro obowiązki mamy już za sobą, pora na odpoczynek. Zjesz coś? – Arim układa na moich kolanach niewielką tacę, na której stoi filiżanka herbaty oraz ciastko.
- Dziękuję, ale nie jestem głodny. – Herbata pachnie kusząco. Jednak biszkopt… Próbuję dyskretnie odsunąć talerzyk, bo sam zapach aromatu waniliowego przyprawia mnie mdłości.
- Śniadania także prawie nie tknąłeś… - Doktor  umieszcza talerzyk z ciastkiem z powrotem na stoliku.
- Który z nich na mnie naskarżył?
- Simon i Vee chcą wyłącznie twojego dobra. Nie wydaje mi się, by…
- To Simon, prawda? – przerywam wywód mojego lekarza.
- Tak – przytakuje, lekko się przy tym uśmiechając. – Skąd wiedziałeś?
- Ciastko upiekł pan Moor. Zrobił to na polecenie Vee. – Niechętnie sięgam w kierunku królewskiego pierścienia, który założono mi na palec w chwili koronacji i zaczynam się nim bezwiednie bawić. Potrzebuję czegoś, co odwróci moją uwagę od przykrych wspomnień.
Dzisiejszy poranek nie należał do zbyt miłych. W nocy nie mogłem spać. Za każdym razem, gdy zamykałem oczy, widziałem twarz tego mężczyzny, który celował w serce mojego ukochanego. To było straszne. Nad ranem Simon nie mógł już znieść mojego zachowania. Położył się obok mnie na łóżku, choć wyraźnie kazałem mu, by dał mi spokój. Nie posłuchał. Przytulił mnie i szeptał do ucha, że bardzo kocha. Dopiero wtedy zasnąłem.
Jestem podły…
Jak to się stało, że nie umiem radzić sobie bez niego?
Czyżbym był aż tak słaby?
Jeśli nie wezmę się w garść i nie stanę szybko na nogi, Simon nie zgodzi się na rozstanie. Obiecałem sobie, że nigdy więcej nie narażę go na niebezpieczeństwo. Jestem pewny, że będzie mu przykro, lecz prędzej czy później zrozumie. Vee nie chce go wyrzucić. Sam się tym zajmę. Odczekam jeszcze kilka dni, a gdy poczuję się lepiej, porozmawiamy. Powiem mu, że nasz wspólny czas dobiegł końca. Zostałem królem. Mam masę obowiązków. Nie dam rady bawić się w jakiś głupi „związek”, który od samego początku był skazany jedynie na porażkę.
 Oby serce nie pękło mi z żalu, widząc, jak odchodzi…
- O wilku mowa – śmiej się doktor, gdy mój były kochanek wraca, by dalej mnie dręczyć. Ściska w dłoniach jakąś miseczkę. Znowu będzie mnie karmił…
- Jak się czujesz, skarbie? – pyta z troską, gdy Arim zostawia nas samych.
- Prosiłem, abyś tak do mnie nie mówił. – Kreuję się na poważnego i obojętnego. Ta taktyka sprawdziła się idealnie, gdy mieszkałem z dziadkiem. Potrafię to zagrać. Przez lata doskonaliłem się w tej umiejętności, więc dlaczego przy nim jest mi tak ciężko? To tylko miłość… Simon zrozumie…
- Eryku, ja także cię o coś prosiłem, prawda? – sprytnie odbija piłeczkę, odgarniając jednocześnie moje potargane włosy do tyłu. – Spójrz, co dla ciebie mam. – Uśmiecha się tak, że aż zapiera mi dech w piersiach. Jego oczy uwodzą zielenią i radością. Właśnie tak je zapamiętam…
- Nie jestem głodny.
- Nie szkodzi. Wystarczy, jeśli zjesz tylko troszeczkę. – Jak zawsze jest głuchy na wszelkie argumenty…
- Nie! – Bycie stanowczym przychodzi mi w ogromnym trudem. Po badaniu i nieprzespanej nocy, najchętniej oddałbym się w jego ręce. Marzę o tym, by mnie przytulił lub pocałował. Jego bliskość działa lepiej niż kolejne tabletki i kroplówki.  – Gdzie jest Vee?
- Bawi się w króla. – Dobry humor nie opuszcza Simona od chwili, gdy Arim ogłosił, że najgorsze mam już za sobą. – Proszę, zjedz coś. – Przysuwa łyżkę do moich ust. Cokolwiek to jest, nie dam rady niczego przełknąć. Nie teraz.
- Jestem zmęczony – odwracam głowę. Simon wzdycha lekko, po czym sięga po moją dłoń i całuje mnie w rękę.
- Eryku, nie bój się. Nie zostawię cię samego. Będę przy tobie do końca życia. Wiesz, że kocham cię ponad wszystko.
Słysząc jego słowa, nie umiem opanować wzruszenia. Zamykam oczy, a mimo to czuję łzy, spływające mi po policzkach.
Dlaczego?
Dlaczego nie mogę być szczęśliwy? Nie chcę być królem. Marzyłem o tym, by zacząć od nowa. Wieść zwykłe, nudne życie. Zamieszkać gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna. Czytać książki. Kochać i być kochanym.
- Nie płacz. Proszę, nie płacz… - Simon siada obok mnie na łóżku, po czym chowa w swoich ramionach. Udaje mi się przylgnąć do niego tak silnie, jakby od tego zależało moje życie. Potrzebuję go. Tak bardzo…
Gdy ponownie unoszę powieki, jest już znacznie później. Zasnąłem? Mój mężczyzna, który nadal mocno mnie obejmuje, także jeszcze śpi. Mam okazję, by lepiej mu się przyjrzeć. Przemęczenie daje mu się we znaki. Wygląda na znacznie starszego, choć w moich oczach zawsze będzie piękny.
- Jak się czujesz, królu? – Vee również nie jest w szczytowej formie. Wycieńczony i nieogolony, wstaje z fotela i sprawdza aparaturę medyczną.
- Lepiej. – Nie chcę znowu wałkować tego tematu. Egzystuję od jednej do drugiej porcji środków przeciwbólowych, lecz wolę to przemilczeć.
- Miło mi to słyszeć. – Mężczyzna przeciąga się leniwie, po czym zdejmuje czarny krawat i rzuca go na fotel.
- Mógłbyś przynieść mój komputer?
- Komputer? – Nie rozumiem, dlaczego moja prośba tak bardzo go dziwi? Skoro i tak jestem przykuty do łóżka, to pomogę mu w ogarnięciu najpilniejszych spraw. Nie chcę, by on także się rozchorował z powodu nadmiaru obowiązków. – Po co ci komputer, Eryku?
- Zajmę się pracą. Sam wiesz, że w obecnej sytuacji nie możemy pozwolić sobie na bezczynność. Trzeba…
- Wszystkim się zająłem – zapewnia mnie, odczepiając jednocześnie kroplówkę od mojej prawej ręki. Po chwili namysłu wymienia ją na nową.
- Vee, z samym konsorcjum było nam trudno, a królestwo wymaga…
- Rządzenie królestwem to łatwizna. – Mój przyjaciel czochra mnie po włosach. – Ty tylko odpoczywaj, a ja zajmę się resztą, ok?
- Powiedz mu, żeby coś zjadł – zaspany Simon włącza się do dyskusji.
- Widzisz, królu, nie ma się czym przejmować, skoro nawet mamusia błysnęła świetnym pomysłem i…
- Vee… - Głos mojego ukochanego zabrzmiał jak ostrzeżenie. Obydwaj wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Jeszcze kilka dni temu nie umieli wysiedzieć razem z jednym pokoju. Skąd taka zmiana?
- Ukrywacie coś przede mną? – W pierwszej kolejności przyglądam się Vee. Znam go na tyle dobrze iż wiem, że nie lubi kłamać. Twarz mężczyzny nie wyraża żadnych uczuć. Jest jak kamienna maska, za którą schował wszystkie emocje. – Powiesz mi, o co chodzi?
- Królu… Zaufaj nam. Jeśli coś będzie nie tak, od razu ci o tym powiemy.
- Nie przekonałeś mnie. – Mam wrażenie, że wwiercam się w jego duszę, a mimo to Vee zachowuje spokój i opanowanie.
- Eryku, nie patrz na mnie tak podejrzliwie. Znasz mnie i wiesz, że wszystko co robię, robię wyłącznie po to, by cię chronić.
- Wiem. – Uśmiecham się do Vee, choć wygląda to pewnie jak jakiś wymuszony grymas. To wina mojej rozbudzonej wyobraźni. Bezustannie podsyła mi obrazy niekończących się katastrof i tragedii. Skoro Vee mówi, że wszystko jest dobrze, to nie ma się czym przejmować.
- W takim razie zjedzmy coś, by to uczcić. Pan Moor przygotował coś wyjątkowego. Jestem głodny, a ty, Simon? – Zerkam w kierunku zielonookiego, ciekawy jego reakcji. Od razu przyjmuje to za dobrą monetę i całuje mnie przelotnie w policzek.
- Pokarmię cię, bo masz unieruchomione ręce. – Mój były ochroniarz nie traci ani chwili. Odbiera od Vee porcelanową miseczkę oraz łyżkę, którą ten wyciąga ze specjalnego pojemnika. Przywiózł go ze sobą z domu? Dom… Chciałbym wrócić do apartamentu…
- Wolę, żeby to Vee mnie karmił. – Z ciężkim sercem obserwuję, jak Simon wycofuje się na swój fotel. Prawdopodobnie robi tak dlatego, bo liczy na to, że blondyn będzie miał więcej szczęścia.
- Kiedy będę mógł opuścić szpital? – dopytuję między kolejnymi kęsami.
- Jak będziesz zdrowy. Jedz – pogania mnie jasnowłosy, wpychając do ust kolejną porcję jakiejś kremowej zupy.
- Pomożesz mi się umyć? – spoglądam na Vee z nadzieją.
- Ja ci pomogę – ofiaruje się Simon. Spinam się na samą myśl, że miałby mnie rozebrać i dotykać. Nie jestem na to gotowy. Poza tym mam na ciele nowe blizny, których nie powinien oglądać.
- Pomogę, jeśli zjesz to do końca – chytry uśmieszek zdradza wredny charakter Vee, który potrafi wykorzystać każdą sytuację na swoją korzyść. Waham się, co gorsze. Jednak mój przyjaciel jest nieugięty. Bez mrugnięcia okiem nafaszerował mnie, jak indyka na święta.
- Duszno mi… Dlaczego tu nie ma okna? – opadam na poduszkę, bo nie jestem w stanie dłużej siedzieć. – Kręci mi się w głowie…
- To dla twojego bezpieczeństwa – podpowiada Vee, który nie czeka na lekarza i od razu sięga po stetoskop. – Rozłóż łóżko – instruuje Simona, robiąc mi zastrzyk.
- Nie wiem, czy to dzień, czy noc… - przymykam powieki, bo wszystko zdaje się wirować.
- Śpij – szepcze mój ukochany, gładząc mnie po twarzy.
- Sen niczego nie zmieni. Obudzę się tutaj, a ty odejdziesz…

17 komentarzy:

  1. Jakie odejdziesz? Rany... Eryk yo naprawdę potrafi namieszać. Tu chce odesłać Simona jakby to miało go chronić co jest totalną bzdurą, a za chwilę mówi że żyć bez niego nie może...

    Ps. Jak mówiłam o znęcaniu się nad Simonem to miałam na myśli fizyczne znęcanie się a nie psychiczne :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, projekt znęcanie zostanie wzięty pod uwagę w późniejszym terminie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. CO SIĘ DZIEJE POD KONIEC. CZUJĘ SIĘ ZAGUBIONA! :O

    Wegi
    Ps. Pewnie chcą Erykowi jakoś wyperswadować to całe porzucenie Simona bo to jest ZŁY pomysł. BARDZO ZŁY

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedny, mały Eryk... Nic więcej nie zdradzę :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Już zbyt długo jest mały i biedny... :c proszę zmienić płytę!

      Wegi

      Usuń
    3. OBOŻE A CO JEŚLI ZNALEŹLI SPOSÓB SPOSÓB NA ZAKRYCIE/USUNIĘCIE BLIZN ALBO MU WIELKI TATUAŻ ZROBIĄ :O

      Wegi
      Ps. Sorka za Caps, ale jestem podekscytowana ;D

      Usuń
    4. Blizny zostają. Nie znikną w magiczny sposób. Przykro mi.

      Twój Kitsune

      Usuń
    5. Mi teraz też:c

      Wegi

      Usuń
    6. Nie smuć się. To tylko blizny. Nic strasznego.

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Onje... Eryk... Omae wa mo shindeiru
    Eryk- Nani?!?
    *W tle wybuchy kozacka muzyka itp.*
    Biedny Simon nie doceniany :( ALE SIMON MOŻE ZAWSZE WYMYŚLEĆ JAKIŚ PODŁY PLAN NA RZETELNIE NA WESOŁO XDDD

    Czekam na nexta a rozdział jak zawsze fajny ^^

    Yumiko ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jestem także martwy"?

      Wegi

      Usuń
    2. Nowy rozdział już jutro, ale nie zdradzę co to będzie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Eryk jak zwykle głupoty gada, odesłanie Simona to bardzo zły pomysł. Nie, żebym wierzyła w realność tego pomysłu. Simon się nie da odprawić z kwitkiem xD

    Weny!
    Miki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, co zrobi Simon... Nie mogę zdradzić :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Oho! Nafaszerowali go czymś i pewnie gdzieś wywiozą Xd Eryk trzymaj się i nie wymyślaj głupot o odsyłaniu Simona!

    K-chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nigdzie go nie wywiozą :D Zresztą wkrótce same się przekonacie :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, Erick pragniesz aby Simon zagadrnął cię w ramiona i nie potrafisz żyć bez niego a tutaj myślisz o odesłaniu go...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń