czwartek, 25 kwietnia 2019

"Wpadka" powraca!

Moi Drodzy :)

Część z Was zapewne pamięta, że napisałem drugi mpreg. Opublikowałem na blogu dwa rozdziały, lecz ku mojemu zdziwieniu, nowe opowiadanie nie zyskało przychylności Czytelników. Nie jestem sadystą (brakuje dowodów potwierdzających tą teorię :D). Nie zamierzam torturować Was rozdziałami, których nie chcecie czytać. Wycofałem publikację "Wpadki", ale... Skoro strona Beezar.pl została naprawiona, trzeba to wykorzystać. W związku z powyższym, jak tylko skończę sprawdzać tekst, chętni będą mogli przygarnąć ebooka. Będzie dostępny tylko tam.
Już teraz możecie zapoznać się ze sporym fragmentem. Wrzuciłem trzy pierwsze rozdziały. Mam nadzieje, że to wystarczy, aby wyrobić sobie opinię o tym, jaki to będzie tekst.

No właśnie. Pozwólcie, że napiszę parę zdań streszczenia. Po pierwsze - "Wpadka" to nie "Bezsenne noce". Oba opowiadania nie są ze sobą w żaden sposób powiązane.
Generalnie chodzi o to, że pewien alfa zapłodnił omegę i teraz musi zmierzyć się z konsekwencjami wpadki :D
Kolejna ważna rzecz - tak, historia dotyczy omegi i alfy, ale to nie są wilkołaki. Wiecie, jak to u mnie jest - zainspirowałem się, wykorzystując motywy, które mi pasowały. Wilkołaki mnie nie kręcą. Z góry przepraszam tych z Was, którzy poczuli się rozczarowani.

To chyba wszystkie ogłoszenia na dziś. Dam znać, gdy tylko uporamy się z poprawkami.
Przypominam, że w Empiku (i innych księgarniach internetowych) dostępny jest ebook "Romantyczne opowiadania homoerotyczne. Tom1". Przed zakupem porównajcie ceny, bo różnią się one o kilka złotych, w zależności od wybranego przez Was sklepu. Nie mam na to żadnego wpływu.
Kilka godzin temu dodałem nowy rozdział Prawdziwego Romantyka. Razem to aż cztery nowe rozdziały. Nikt mi nie zarzuci, że nie dbam o moje małe Gąski :)

Jeśli macie jakieś pytania lub spostrzeżenia, którymi chcecie się ze mną podzielić - piszcie :)

Miłego wieczoru :)
Wasz Kitsune


Prawdziwy Romantyk, część XVII


W pierwszej chwili chcę biec za Nefrytem, lecz postanawiam dać nam obydwu chwilę oddechu. Tu nawet nie chodzi o niego, a o mnie. To ja muszę jak najszybciej zapanować nad emocjami, bo jestem w totalnej rozsypce.
Dlaczego powiedziałem mu te przykre rzeczy? Przecież wcale tak nie myślę. Kocham go. Czemu więc celowo zraniłem jego uczucia? Zadałem ból, choć dobrze wiem, że Nefryt jest wyjątkowo wrażliwy. Moim obowiązkiem jest chronienie go, a co zrobiłem? Okazałem się draniem bez uczuć.
Resztę nocy spędzam wpatrując się w granatowe niebo. Nie widać gwiazd. Nefryt od zawsze był moją gwiazdą. Przełamał ciemność, która mnie otaczała. Co by się ze mną stało, gdyby nie pojawił się w moim życiu? Mój mały, srebrny płomyczek…
Do świtu pozostaje jedynie kilka minut. Z niepokojem obserwuję drzwi prowadzące do naszej sypialni. Powinien za chwilę tu być. Czy zdążę go przeprosić za swoje zachowanie? Czy mi wybaczy, jeśli przysięgnę, że nigdy więcej nie skrzywdzę go w taki sposób?
Wstrzymuję oddech, gdy pierwsze promienie jasnego słońca przebijają się przez nocne chmury.
Nie wrócił… Nie wybaczył mi…
Nakładam zbroję i ruszam do apartamentów, które dawniej należały do mojego ukochanego. Uwielbiał spędzać w nich czas. Zazwyczaj czytał książki lub szkicował mapy. Nie zliczę, ile nocy spędziłem w jego towarzystwie. Obserwowanie zwyczajów nieśmiertelnego od zawsze wydawało mi się fascynującym zajęciem. Udawałem, że uczę się zaklęć. Tymczasem całą swoją uwagę poświęcałem wyłącznie niebieskookiemu. Wtulał się w ulubiony welurowy fotel. Jego długie włosy spływały po szczupłych ramionach. Skóra była blada i chłodna. Za każdym razem, gdy mnie dotykał, a robił to wyjątkowo rzadko, jeszcze długo czułem przyjemne mrowienie. Chciałem wiecznie trzymać go za rękę. Przytulić. Pocałować. Jednak Nefryt nie wykazywał zainteresowania tak przyziemnymi sprawami. Był milczący i zdystansowany. Mimo to pozwalał mi przesiadywać w swoich pokojach, zupełnie jakby było to czymś naturalnym. Już wtedy wiedział, że będziemy razem.
Razem…
Gdzie jesteś, ukochany?
Zdenerwowany i zmartwiony, przemierzam zamek w poszukiwaniu mojej zguby. Wysyłam niewielkie cząstki czarnej energii, by pomogły mi znaleźć śpiącego wampira. Czuję go. Wiem, że jest gdzieś blisko.
- Norman! – Przywołuję sługę, który natychmiast pojawia się u mego boku. – Znajdź Nefryta! – Rozkazuję, nie tracąc czasu na zbędne tłumaczenia.
- Jak sobie życzysz, panie. – Mężczyzna kłania się nisko. O nic nie pyta. Słowa wydają się zbędne. Doskonale wie, że wampir jest dla mnie wszystkim.
Znamię, które pojawiło się na moim ciele w chwili złożenia przysięgi, zaczyna lekko szczypać. Sam już nie wiem, czy to wina rozbuchanej wyobraźni, która karmi się strasznymi wizjami, potęgowanymi niedawną kłótnią z moim aniołem, czy też stało mu się coś złego. Odchodzę od zmysłów, czekając na powrót Normana.
Mój opiekun potrzebuje mniej więcej godziny, by ponownie przeszukać cały zamek. Gdy powraca do sali tronowej bezradnie rozkładając ręce, wpadam we wściekłość.
- Mówiłem, że masz go znaleźć!
- Wasza wysokość, wybacz śmiałość, ale jedyne miejsce, do którego nie mam dostępu, to twoja sypialnia.
- Uważasz, że przeoczyłbym Nefryta, gdyby spał w naszym łóżku?! – Posyłam podwładnemu zszokowane spojrzenie.
- Nie wiem, panie. Zwykle nie masz problemu, by go zlokalizować. Dlaczego powierzyłeś mi to zadanie?
- Bo pomimo łączącej nas więzi ten mały wrażliwiec zapadł się pod ziemię! – Tłumaczę krnąbrnemu opiekunowi.
 - Wrażliwiec? – Norman z zaciekawieniem powtarza po mnie to słowo. – Mogę wiedzieć co mu zrobiłeś, panie, że od ciebie uciekł?
- Zraniłem go – wyznaję szczerze. – Nie chciałem tego! Przysięgam, że nie chciałem! Sam wiesz, jak drażliwy jest na swoim punkcie. Zdenerwował mnie dziecinnym zachowaniem. Siedzimy na bombie zegarowej. Wilbur i jego spiskowcy. Niewyjaśnione morderstwa – zaczynam wyliczać. –  A on co? Drwi z niebezpieczeństwa! Bezustannie naciska, abym zdobył drugiego jednorożca. Zwykle nie mam nic przeciwko jego zachciankom i z przyjemnością kupię mu całe stado magicznych wierzchowców, ale nie będę zajmować się bzdurami w chwili, gdy wrogowie chcą polować na mojego wybranka! – Dyszę ciężko, na nowo rozdrapując świeże rany.
- Panie, nie wierzę, że potraktowałeś go aż tak brutalnie! – Norman nie ukrywa zdziwienia.
- Od kiedy los Nefryta leży ci na sercu? – Moja reakcja przepełniona jest szyderstwem. – Nie sądziłem, że doczekam dnia, w którym staniesz w obronie nieśmiertelnego.
- Wasza wysokość, znowu mnie nie rozumiesz. Nie chodzi mi o niego, lecz o ciebie. Przeklęta krew wydłuża życie.
- Nie mów tak! Zabraniam ci! Krew Nefryta nie jest przeklęta! – Norman nawet w tak trudnej dla mnie chwili nie potrafi okazać wsparcia. Nienawidzi mojego anioła, choć nigdy nie zaznał od niego niczego złego.
- Wasza wysokość, nie denerwuj się. Wampir trochę się boczy, ale szybko mu przejdzie. Wróci, gdy zgłodnieje.
- Do czego zmierzasz? – Pytam opiekuna, czując jednocześnie bardzo nieprzyjemne dreszcze. Czarna energia zaczyna się ponownie kumulować ostrzegając, że to co usłyszę może mi się bardzo, ale to bardzo nie podobać.
- Ty i on jesteście razem od niedawna. Wasza więź jest jeszcze krucha. Jeśli odmówi picia twojej krwi, osłabnie, a wtedy…
- Nie chcę tego słuchać! – Krzyczę. Oddalam od siebie ohydne wizje Normana. To prawda, że tylko ja mogę karmić Nefryta. Bez krwi będzie straszliwie cierpiał, ale to nie wszystko. Może postradać zmysły, a nawet rzucić się w ogień.
- Głodny wampir zawsze oznacza kłopoty, a tych ostatnich mamy pod dostatkiem. Będę go szukać aż do skutku – Norman klepie mnie po ramieniu. – Za bardzo cię lubię i szanuję, panie, abym mógł pozwolić, by twojej różowej księżniczce coś się stało.
- Dziękuję – mamroczę pod nosem, nieco spokojniejszym tonem.
- Nie panikuj, króli Cassianie. Poczekajmy do zachodu słońca, wtedy z pewnością wyjdzie ze swojej kryjówki.
Pokrzepiony słowami przyjaciela staram się ze wszystkich sił nie obnosić z moim smutkiem i zwątpieniem. Wprost przeciwnie. Razem z Wilburem i jego prawnikiem ponownie udajemy się do lochów, by jeszcze raz obejrzeć miejsce zbrodni. Natrętny gość ani na chwilę nie odpuszcza. Zadaje mi setki pytań i namolnie zadręcza towarzystwem. Pewnie liczy, że przebywając u mego boku dostrzeże coś niezwykłego. Ma pecha. Długie lata ukrywałem moje uczucia względem nieśmiertelnego. Mam w tym sporą wprawę. Tanie sztuczki to za mało, by mnie podejść.
Gdy słońce zaczyna zachodzić, odchodzę od zmysłów. Odprawiam Wilbura, który musi zadowolić się pospiesznie złożoną obietnicą, że wznowimy śledztwo z samego rana. Przenoszę się do sypialni i wstrzymuję oddech. Czekam, choć tak naprawdę nie wiem na co. Jak zareaguje Nefryt? Wróci? Czy będzie chciał ze mną rozmawiać? Nerwowo krążę po salonie. W głowie huczy mi od niewypowiedzianych myśli. Najpierw przeprosiny, a co później? Nie przygotowałem żadnego prezentu. Z drugiej jednak strony obawiam się, że Nefryt nie będzie chciał niczego ode mnie przyjąć. Co mam zrobić?! Co zrobić?!
Słońce znika za horyzontem, pozostawiając po sobie gasnącą łunę światła. Niebo ciemnieje. Wpatruję się w białe drzwi pokryte złoceniami. Czekam… Zamykam oczy, by łatwiej mi się było skoncentrować. Tysięczny już raz wysyłam wiązki energii, które mają mi pomóc w zlokalizowaniu wampira. Czuję go. Musi być gdzieś blisko, ale gdzie?
Załamany rzucam się w wir dalszych poszukiwań. Odwiedzam wszystkie pokoje należące w przeszłości do Nefryta. Zaglądam do każdej dziury, łącznie z lochami. Przeczesuję ogród oraz wszystkie ulubione miejsca mojego wybranka. Około północy jestem już zmęczony. Bezsilność daje mi się we znaki. Zaciskam dłonie w pięści, czując ich mimowolne drżenie.
- Norman! Pomóż mi! – Postanawiam wspomóc się mocami opiekuna, bo nie ufam już sobie i własnym zdolnościom. Przedtem wystarczyło, że pomyślałem o Nefrycie i od razu byłem przy jego boku. Co się zmieniło? Piłem jego krew. Jak to możliwe, że nie potrafię zlokalizować nieśmiertelnego?
Mój powiernik robi co może. Gdy powraca bez żadnych wieści, wpadam w otępienie. Nie jem. Nie śpię. Jedyne co do mnie dociera, to silny lęk. Boję się, że Nefryt już nigdy nie wróci. Pójdzie w ślady swojego ojca, nie dając mi szansy na odpokutowanie winy. Co się wtedy ze mną stanie?  Czy zdołam odnaleźć jego duszę dryfującą po zaświatach?
Piątej nocy dopada mnie totalne zobojętnienie. Jest mi wszystko jedno czy żyję, czy umieram. Wyobraźnia karmi się wspomnieniami o ukochanym. Wszędzie widzę jego piękną twarz. Słyszę słodki śmiech, który mami zmysły. Spanikowany Norman bezustannie przeczesuje zamek. Przeraża go myśl, że jeśli wampir się nie odnajdzie, porzucę królestwo, by popędzić za ukochanym. Ma rację. Tak właśnie zamierzam zrobić.
Około czwartej nad ranem postanawiam odwiedzić jednorożca. Magiczny ogier to oczko w głowie mojego lubego. Choć śnieżnobiały wierzchowiec ani razu nie pozwolił się dotknąć, Nefryt kocha go całym sercem. Każdej nocy rozpieszcza ulubieńca cukrowymi gwiazdkami, które hojnie rozsypuje na łące. Oswojone stworzenie rży wesoło na mój widok.
- Dobry konik… - Słyszę znajomy szept, który przyprawia mnie o miażdżący ból serca. Wstrzymuję oddech, zakradając się w kierunku rumaka. Niecałe dwa metry od niego stoi niewielka postać, ukryta pod czarną peleryną. Malutka, biała dłoń sięga do płóciennego woreczka, z którego wyciąga kolejną porcję słodkości. Zniecierpliwiony rumak nerwowo porusza łbem, dając w ten sposób do zrozumienia zakapturzonemu towarzyszowi, by ten nie tracił czasu i podzielił się z nim łakociami. Otwieram usta, chcąc zawołać ukochanego, lecz nie jestem w stanie wypowiedzieć ani słowa. Zrywam się do przodu, by pochwycić drobne ciało. Zaskoczony wampir nie jest w stanie dość szybko zareagować. Otulam go ramionami i przyciągam do siebie, by więcej nie uciekał. Uścisk jest tak mocny, że wyrządziłbym mu krzywdę, gdyby nie fakt, że na jego ciele nie pojawią się siniaki.
- Cass… - Nefryt próbuje zaprotestować, lecz nic nie może zrobić. Pod każdym względem jestem od niego silniejszy. Wykorzystuję przewagę i przenoszę nas od razu do sypialni.
Ostrożnie układam wampira na białej pościeli, a następnie odwiązuję wstążkę, by ściągnąć z jego głowy kaptur, pod którym pysznią się splątane pasma jego długich włosów. Czerń tkaniny powoduje, że skóra wampira wydaje się niezwykle jasna. Wręcz transparentna. Na jej tle wyróżniają się sine cienie, które nie dodają mu uroku. Przesuwam po nich opuszkami. Nefryt drży pod wpływem delikatnej pieszczoty. Wygląda inaczej niż kilka dni temu. Jego błękitne oczy straciły swój blask. Co gorsze, mój wybranek uparcie nie chce na mnie spojrzeć.
- Aniele… Błagam… - Proszę o odrobinę litości.
Nefryt wzdycha ciężko, po czym niechętnie unosi wzrok. Przez kilka sekund wpatrujemy się w siebie z niedowierzaniem. Szczęście gdzieś wyparowało, pozostawiając po sobie żarzące się zgliszcza. Pochylam się nad ukochanym i muskam jego usta swoimi. Już wcześniej zauważyłem, że skóra Nefryta zrobiła się znacznie zimniejsza. Czy to wina głodu, czy też bezpowrotnie złamałem mu serce? Wampir zamiera, nieprzygotowany na pocałunek. Powinien choć przymknąć powieki. Tymczasem bezustannie wpatruje się we mnie. Jest niczym bezbronne, zagubione dziecko, którym ktoś powinien się zaopiekować. To zadanie należało do mnie, ale czy po wszystkim, co miało miejsce między nami, zechce mi wybaczyć? Jest tylko jeden sposób, by to sprawdzić. Dotykam lodowatego policzka, po czym znacznie pogłębiam nasz wciąż niewinny pocałunek. Wampir mruczy coś niezrozumiałego w odpowiedzi.
- Kocham cię… Tak bardzo cię kocham! – Wyznaję łamiącym się głosem. – Zrób ze mną co zechcesz. Torturuj, wtrąć do lochów, połam kości.
- Cassianie…
- Tylko nigdy więcej nie zostawiaj samego – kończę przerwaną myśl. – Wolę umrzeć niż żyć bez ciebie.
Moje słowa budzą w nieśmiertelnym czułość. Z troską dotyka mojego policzka, muskając go opuszkami. W niebieskich tęczówkach wampira dostrzegam swoje odbicie. Ostatnie dni odcisnęły na mnie swoje piętno. Jestem szczuplejszy i przemęczony. Całe szczęście, że remedium na moje bolączki znajduje się tak blisko…
Niespodziewanie Nefryt gryzie się w palec i każe pić swoją krew. Dobrze wiem, że doskwiera mu silny głód. Dlaczego więc zdecydował się spotęgować nieprzyjemne doznania? Przecież jest całkowicie wyczerpany. Nie powinien dzielić się ze mną tak drogocennym darem, bo w ten sposób wzmaga jedynie własny głód.
- Nie. – Odsuwam dłoń różowowłosego. – Nie mogę.
- Nie chcesz… - Nefryt spuszcza wzrok, ukrywając rozczarowanie.
- Chcę – zapewniam go pospiesznie. – Jednak nie w chwili, gdy sam jesteś głodny. Proszę – podsuwam mu swój nadgarstek, lecz wampir nie reaguje. – Skarbie… - Unoszę jego podbródek do góry, by ponownie spojrzał mi w oczy.
-  Przytul mnie. – Nieśmiertelny mości się w moich ramionach. Zamyka oczy. Martwię się jego wyglądem. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek wcześniej prezentował się równie mizernie.
- Jeśli dobrowolnie nie zaczniesz pić, zmuszę cię do tego – ostrzegam ukochanego, gładząc go po skołtunionych włosach. Nefryt wtula twarz w zagłębienie mojej szyi. Zimnym oddechem drażni moją skórę. Przyciągam go bliżej, dając w ten sposób do zrozumienia, że zgadzam się na wszystko. Po chwili wbija we mnie ostre kły. Nie zadaje mi bólu. Wprost przeciwnie. Z gardła wyrywa mi się cichy jęk satysfakcji. – Tęskniłem za tym - zwierzam się.
Spragniony długowieczny bardzo ze sobą walczy. Instynkt każe mu zaspokoić głód, lecz wrodzona dobroć powstrzymuje mordercze zapędy. Po zaledwie kilku chwilach Nefryt ponownie gryzie się w palec, by zlikwidować rany. Podsuwa mi go także do ust, dzieląc się ze mną nieśmiertelnością. Jego krew ma dziś wyjątkowy smak. Pobudza mnie do życia. Napełnia energią. Kilka minut temu byłem wrakiem człowieka. Po tej krótkiej sesji jestem jak nowy.
- Kocham cię – szepczę, szukając jego oczu. Nefryt niespiesznie unosi się do góry. Chwytam go za kark i przysuwam bliżej. Namiętny pocałunek po tak długiej rozłące jest wszystkim, czego potrzebuję. Mój wybranek nieśmiało rozchyla usta pozwalając, by zawładnęło nami pożądanie.
- Jestem zmęczony. – Wampir odsuwa się ode mnie, pozostawiając niedosyt. Ukradkiem zerkam na tarczę zegara. Za wcześnie na spanie.
- Aniele…
- Jutro porozmawiamy – ucina temat. – Ty także powinieneś odpocząć. – Nefryt uśmiecha się do mnie blado. Moje zbolałe serce przypomina sobie o brutalnej rozłące. By zapobiec kolejnym ucieczkom postanawiam wzmocnić barierę wokół naszej sypialni. Teraz nie tylko nikt nie będzie mógł tu wejść. Nefryt nie zdoła jej sforsować. Nie wyjdzie stąd, jeśli tak postanowię.
- Nie zasnę wiedząc, że znowu możesz zniknąć – tłumaczę swoje postępowanie.
- Cassianie, tylko śmierć jest w stanie uwolnić cię ode mnie. Nie oznacza to jednak, że zawsze musimy przebywać razem. – Niebieskooki bagatelizuje sytuację.
- Twoje miejsce jest przy mnie! – Wypominam mu. – Masz być zawsze blisko!
- Przez cały czas byłem blisko. Czułeś moją obecność, prawda?
- Czułem się porzucony i opuszczony! Dlaczego zostawiłeś mnie na tak długo?! Zraniłem cię nieprzemyślanymi słowami. Nie masz pojęcia jak silne wyrzuty sumienia odczuwałem i odczuwam. Jednak twoje zniknięcie… - Nabieram gwałtownie powietrza, by zneutralizować paraliżujący mnie ból. – Nefrycie, nie umiem i nie chcę bez ciebie żyć! – Desperacja i żal w moim głosie sprawiają, że w moim kochanku zachodzi jakaś zmiana. Zaczyna patrzeć na mnie inaczej. Stara się zachować kamienną twarz, lecz przychodzi mu to w trudem.
- Akurat o to nie musisz się martwić, wasza wysokość. Dzięki przysiędze masz mnie na własność. Należę tylko do ciebie. – Wampir uśmiecha się do mnie, walcząc z opadającymi powiekami. Jest wyczerpany, a jego ciało bezwładne.
- Śpij, piękny – zaczynam gładzić go po głowie. – Jutrzejszej nocy opowiesz mi ze szczegółami o tym, gdzie byłeś. Jeśli odmówisz, zostaniesz uwięziony…

poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Prawdziwy Romantyk, część XVI


Tragiczna śmierć barona oraz jego dzieci przysparza mi zarówno sprzymierzeńców, jak i wrogów. Ci pierwsi uważają, że dosięgła ich ręka sprawiedliwości. Zdradzili króla, więc w konsekwencji ponieśli zasłużoną karę. Druga grupa nie jest już tak łaskawa. Ich zdaniem własnoręcznie dopuściłem się brutalnego mordu. A jeśli nie zrobiłem tego sam, to wyręczył mnie wampir.
Wilbur DiMarone, który od ponad tygodnia jest moim honorowym gościem, opłacił naprawdę wiele osób, by te niecne pomówienia rozprzestrzeniały się od domu do domu. Jego szpiedzy są niczym plaga, która rozprzestrzenia się po wszystkich zakamarkach. Ludzie plotkują zarówno w zamku, jak i na targu. Chora pasja zatruwa umysły służby, arystokracji, mieszczan, a nawet wojsko. Podejrzewam, że w promilu kilkuset kilometrów nie znalazłbym nikogo, kto „z pierwszej ręki” nie usłyszał o bestii wysysającej z ludzi krew. Potwór czeka, by król skinął palcem, aby dalej zabijać. Muszę być wyjątkowo czujny, by nie dać się złapać w lepką pajęczynę pomówień i oskarżeń. Jeśli mądrze tego nie rozegram, nie zdołam się uwolnić. Przylgnie do mnie łatka króla-mordercy, nie mówiąc już o polowaniu na sługę nocy.
Właśnie, wampir… Oprócz szpiegów, którzy bezustannie krążą wokół mnie, sen z powiek spędza mi przedziwne zachowanie Nefryta. Codziennie zaraz po przebudzeniu zakłada jedną ze swoich pięknych sukni, a następnie spaceruje po zamku, zabawiając rozmową napotkanych gości. Dorobił się pokaźnego grona adoratorów, których onieśmiela swoim blaskiem i urodą. To moja wina, że nie potrafią oderwać od niego wzroku. Ubrany z przepychem, obczepiony klejnotami, swoim wyglądem przypomina porcelanową laleczkę. Jak dotąd nie miałem nic przeciwko jego zachciankom i kupowałem wszystko, czego zapragnął. Nie sądziłem, że nadejdzie dzień, w którym hojność obróci się przeciwko mnie…
Ukochany po raz kolejny poddaje moją cierpliwość bardzo ciężkiej próbie. Trudno jest mi się pogodzić z myślą, że Nefryt kokietuje obcych, na których wcześniej nie raczył choćby zerknąć. Zwykle unikał ludzi. Wolał się trzymać na uboczu, bo drażniły go wizje, których często doświadczał z ich powodu. Jak więc mam go poskromić, by zechciał być odrobinę ostrożniejszy? I pozwolił się dotknąć?
- Mój drogi… - Zwracam się do wybranka, który upina włosy przy pomocy ulubionych spinek, wysadzanych diamentami.
- Tak? – Wampir unosi na mnie wzrok, posyłając słodki uśmiech, który mogę obserwować dzięki odbiciu w lustrze.
- Dokąd się wybierasz? – Pytam, zachodząc go od tyłu i kładąc ręce na szczupłych ramionach.
- Jestem umówiony – odpowiada lekko podekscytowanym tonem, którego dawno u niego nie słyszałem.
- Umówiony? – Dziwię się, pochylając nieco niżej, by złożyć pocałunek na odsłoniętym ramieniu.
- Cassianie… - Nefryt mruży groźnie oczy. Dawki bliskości są mi precyzyjnie wydzielane. Mogę go przytulić wyłącznie wtedy, gdy pije moją krew. Pozwala mi także na drobny pocałunek na dobranoc i na tym koniec. Biorąc pod uwagę, że kocham go bezgranicznie mocno i marzę wyłącznie o tym, by móc go dotykać, to gorsze niż tortury!
- Proszę… – Wydaje z siebie jęk frustracji. – Ta kara jest zbyt sroga! Nie wytrzymam dłużej! – Skarżę się, ciasno oplatając filigranowe ciało ramionami.
- A co z moim jednorożcem? – Niebieskooki przypomina mi o kolejnej zachciance.
- Skarbie… Nie wiem, czy zauważyłeś, ale w zamku roi się od szpiegów i wrogów, którzy lada chwila mogę spróbować wyrządzić ci krzywdę. Wilbur rozpowiada plotki, a…
- Wilbur? A nie Norman? – Prycha wściekły, sięgając w stronę kuferka z biżuterią.
- Aniele, to nie są żarty. Oni celowo mnie prowokują, a ty jesteś zupełnie bezbronny – przytaczam najbardziej oczywiste argumenty. Nawet dziecko zrozumiałoby ich przesłanie. Dlaczego więc Nefryt ma z tym kłopot?
- Chcesz mi przez to powiedzieć, że to była kolejna obietnica bez pokrycia, tak?
Na idealnej twarzy mojego oblubieńca pojawia się grymas zawodu.
- Nie, oczywiście, że nie! Dam ci wszystko, czego zapragniesz. – Wzdycham ciężko, kapitulując.
- Dziękuję. – Nefryt uśmiecha się do mnie w taki sposób, że zapominam o wszystkich problemach. – Mógłbyś mi pomóc?
- Co mam zrobić? – Bez chwili zawahania ruszam mu z odsieczą.
- Chciałbym, abyś połączył pozostałe nefryty, by stopiły się z medalionem. – Długowieczny otwiera niewielką szkatułkę, z której wyciąga swój największy skarb. Należą do nich bransoletka, którą mu podarowałem, spinka do włosów od Sina, a także kilka mniejszych kamieni. Wszystkie one mienią się niezwykłym blaskiem. Mój wybranek twierdzi, że były prezentem od jego ojca. Co ciekawe, na dnie szkatułki znajduje się łańcuszek z przywieszką, którego wcześniej nie widziałem.
- Skąd to masz? – Pytam, sięgając w kierunku złotej błyskotki.
- To? – Nefryt wyjmuje wisior i dotyka go z czułością. – Dostałem.
- Od kogo?
- Jesteś zazdrosny? – Wampir uśmiecha się z wyrozumieniem.
- Bardzo! – Przytakuję, czując jednocześnie, jak opanowuje mnie ciemność. Nefryt unosi wzrok i z niedowierzaniem odkrywa, że mówię prawdę.
- To prezent od ojca. Widzisz? – Sięga po moją dłoń, na której układa swój wisiorek. Splot jest wyjątkowo skomplikowany. Złoto również wydaje się stare. Poza tym na medalionie wygrawerowana jest litera „N”.
- Od ojca… – Moje serce powoli zwalnia swój szaleńczy bieg.
- O mojego ojca też będziesz zazdrosny? – Ukochany brutalnie ze mnie drwi.
- Tak – mamroczę pod nosem, odkładając medalion na blat toaletki, a następnie przytulając do siebie różowowłosego. – Aniele, nie zdajesz sobie sprawy, jak wiele dla mnie znaczysz – szepczę. – Kocham cię tak bardzo, że…
- Ja kocham cię mocniej. Nigdy o tym nie zapominaj. – Wampir oplata moją klatkę piersiową, a następnie delikatnie ociera się wargami o moje usta. Chłód jego skóry wprawia mnie w przyjemne drżenie. Nie dane jest mi cieszyć się jego bliskością. Nefryt odsuwa się ode mnie. Z ekscytacją czeka na efekt końcowy scalenia. Czarna energia otula kamienie, a następnie miażdży je na drobne cząsteczki, które rozlewają się po złotej blaszce.
- Zadowolony? – pytam wybranka, pokazując mu gotowe dzieło.
- Bardzo – cieszy się mój ukochany. – Mógłbyś mi go zapiąć? – Nefryt odsuwa swoje bujne włosy na bok, odsłaniając smukłą szyję, po której od razu zaczynam go całować, próbując jednocześnie uporać się z powierzonym zadaniem. Gdy wisiorek znajduje się na swoim miejscu, wampir obraca się do mnie przodem i wpija w moje wargi. Czuję gorący dreszcz przenikający przez całe ciało. Ta malutka pijawka w przeciągu kilku sekund pozbawia mnie resztek samokontroli. Przytulam go silnie i zaborczo, przenosząc nas bezpośrednio do łóżka. Wampir mruczy przeciągle, aprobując ten wybór. Oplata mnie ramionami i chętnie rozchyla usta. Jego język ociera się o mój wymuszając, abym lekko przystopował. Gdy rozpinam kilka perłowych guziczków, by pozbyć się sukni, ucieka z moich objąć.
- Jesteś niegrzeczny – upomina mnie, z trudem łapiąc oddech.
- Wracaj! – Wydaję z siebie żałosny jęk dezaprobaty.
- Panuj nad sobą, mój panie! – Nieco urażony nieśmiertelny potępiająco grozi mi palcem.
- Proszę, wróć do łóżka. – Siadam na posłaniu. Mimowolnie zaciskam palce na pościeli, by uporać się z narastającym gniewem.
- Nie. – Nefryt odwraca się do mnie tyłem, po czym znika w garderobie. – Podziękowałem za medalion, prawda? Na nic więcej nie licz.
- Ta zabawa źle się dla ciebie skończy! – Ostrzegam. – Celowo podsycasz we mnie pożar! I bez tego jest mi wystarczająco ciężko – narzekam, wyładowując furię na poduszkach, które rozrzucam po pokoju.
- Cassianie, musisz się jeszcze tak wiele nauczyć… - Słodki głosik z wnętrza garderoby jest jak kubeł zimnej wody. Udusiłbym go, gdyby nie fakt, że nie można go zabić!
- Ty mały, wredny, upierdliwy… - mamroczę pod nosem, wyruszając na poszukiwania mojej pijawki. – Piękny… - komplementuję nowy strój, który dla siebie wybrał. Srebrna, atłasowa suknia opina perfekcyjne ciało. Jej lejący się materiał oraz bogato naszyte klejnoty sprawiają, że Nefryt aż lśni.
- Wredny i upierdliwy wampir nie ma już dla ciebie czasu. – Różowowłosy wymownie spogląda na zegar. – Spieszę się.
- Nie odchodź! – Błagam, łapiąc go za nadgarstek. – Powiedziałem także, że jesteś piękny – dodaję, licząc na łagodniejszy wymiar kary. – Najpiękniejszy…
- To ci nie pomoże, Cassianie. Nie będziemy się kochać. – Nefryt mruży oczy i rzuca mi oziębłe spojrzenie.
- Dlaczego mnie nie chcesz? – Pytam, nie potrafiąc pogodzić się z przegraną. Męska duma cierpi z powodu odrzucenia.
- Nigdy nie powiedziałem, że cię nie chcę. – Na twarzy mojego ukochanego pojawia się przelotny uśmiech. – Jednak zanim ci się oddam, musisz się nauczyć bardziej mi ufać, mój panie.
- Ufam ci! – Zapewniam żarliwie. – Ufam ci bardziej niż komukolwiek!
- Bardziej niż Normanowi? – Wampir krzyżuje ramiona na piersi, lecz po chwili znowu zaczyna poprawiać suknię. Czuję się jak zbędny natręt, od którego za chwilę będzie chciał się uwolnić. Wiedziałem, że prędzej czy później nawiąże do mojego opiekuna. Nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił.
- Skarbie, rozmawialiśmy o tym tysiące razy… On i ty… Błagam, nie stawiaj mnie w tak niezręcznej sytuacji. Od samego początku wiedziałeś kim jestem i jaką rolę pełni Norman. Nie mogę się go pozbyć.
- Cassianie, ty nadal nie rozumiesz. Chcę, abyś zaufał mi w równym stopniu, w jakim ufasz jemu. I nauczył się mnie słuchać – dodaje po chwili. – Tymczasem zachowujesz się tak, jakbyś zawsze miał we wszystkim rację. Narzucasz swoje zdanie, nie licząc się z moimi uczuciami. Nie oddam ci się tak długo, aż nie zaczniesz traktować mnie jak na prawdziwego wybranka przystało!
Przemowa Nefryta wprawia mnie w osłupienie. Te oskarżenia są zupełnie niedorzeczne! Nie słucham go? Nie robię tego, czego chce? A kto przed chwilą przemienił jego wisiorek? Przez większość czasu pozwalam wodzić się za nos! Spełniam niedorzeczne zachcianki, kupuję prezenty. Robię wszystko, co mi każe, a i tak wychodzi na to, że to nic nie znaczy.
- A kiedy ty zaczniesz się liczyć z moim zdaniem? Wiesz, że na zamku roi się od szpiegów. Musisz ich dodatkowo prowokować, paradując w takim stroju?! – Wskazuję na drogą suknię, którą bezustannie poprawia.
- Tak się składa, że muszę – odpowiada spokojnie. – Nie rozumiesz tego, lecz w ten sposób zapewnię ci bezpieczeństwo. – Nefryt uśmiecha się smutno.
- Ty?! Jestem władcą demonów! Nie masz pojęcia, jak silną mocą dysponuję! – Mój wzburzony głos odbija się od ścian naszej sypialni.
- Nie unoś się tak, bo zburzysz zamek – niebieskooki od razu mnie strofuje, bagatelizując problem. – Może i nie dysponuję niekończącymi się pokładami czarnej mocy, mój panie, lecz nie zapominaj, że żyję znacznie dłużej niż ty. Umiem o siebie zadbać.
- Nie bądź śmieszny! Ojciec o ciebie dbał, a gdy go zabrakło, zamieszkałeś w zamku!
- Powtarzam, że potrafię o siebie zadbać. – Nefryt wykrzywia perfekcyjne usta w kwaśny uśmiech.
- Niby jak? – Nie powinienem traktować go tak brutalnie, lecz sam się o to prosił. Nie będę dłużej udawać, że każda sekunda, której nie spędza w moim towarzystwie, wywołuje silny stres. Jestem zakochany na zabój i boję się o mojego anioła.
- Pokazałbym ci, ale to wymaga fizycznej bliskości, na którą nie mam obecnie ochoty. – Nieśmiertelny uśmiecha się z wyższością.
- A na co masz ochotę? Lubisz mnie dręczyć? Sprawia ci to przyjemność? – Nie żałuję mu przykrych słów.
- Jesteś porywczy i małostkowy, wasza wysokość. Nie dorosłeś do bycia w związku.
- A ty niby tak? Przecież nikogo poza mną nie kochałeś.
- Masz rację. Właśnie dlatego przedkładam twoje dobro nad własne, najdroższy. Teraz tego nie rozumiesz, bo zaślepia cię żądza.
- Świetnie nad sobą panuję! – Prycham, rozjuszony tym niecodziennym oskarżeniem. – Od wielu lat cierpliwie czekałem, abyś zechciał zwrócić na mnie uwagę. Nie masz pojęcia, jak zabiegałem o każde twoje spojrzenie, każdy uśmiech. Nie mów mi więc, że to poświęcenie nic nie znaczy! Zawsze robiłem co chciałeś. Rozpieszczałem cię, a ty mi mówisz, że nie kocham cię dość mocno?!
- Miłość nie ma ceny, Cassianie – komentuje smutno Nefryt.
- W twoim wypadku chyba ma! Czy nowy jednorożec wystarczy, abyś zechciał przychylniej na mnie spojrzeć? – Zaciskając dłonie w pięści, by poskromić energię.
Wampir wygląda na zagubionego. Jego oczy wypełniają się szkarłatnymi łzami. Ich widok sprawia, że moje serce zamiera, paraliżowane falą bólu.
- No cóż… Skoro tak stawiasz sprawę… - Głos Nefryta drży, gdy wypowiada te słowa. Znika mi z oczy w przeciągu sekundy, pozostawiając za sobą jedynie silny podmuch wiatru.

sobota, 13 kwietnia 2019

Empik.pl sprzedaje mojego ebooka :)

Moi Drodzy!

Z prawdziwą przyjemnością informuję, że mój e-book pojawił się właśnie w Empiku :)

(choć nie tylko, można go znaleźć także w wielu księgarniach internetowych, m.in.: ravelo.pl, ksiegarnia.pwn.pl, inbook.pl, ibuk.pl, taniaksiazka.pl, ebooki.pl, gandalf.com)

"Romantyczne opowiadania homoerotyczne. Tom 1" to zbiór poprzednich opowiadań. Mam tu na myśli "Na zawsze", "Pana Profesora" oraz "Nadgodziny". Różnica polega na tym, że jest to w pełni profesjonalne wydanie. Nawiązałem współpracę z wydawnictwem Rozpisani.pl Wszystkie teksty przeszły fachową korektę.

Jak na razie zdecydowałem się wyłącznie na wersję elektroniczną, jednak w przyszłości nie wykluczam książki papierowej. Dlaczego? Osobiście wolę kupować e-booki. Można je wszędzie ze sobą zabrać, nie gniotą się, nic nie ważą, zwłaszcza gdy podróżuje się z książkami (ja zawsze tak robiłem, a mój kręgosłup bezustannie wspomina czasy "przed Kindlem", gdy dźwigałem tonę papieru). Poza tym cena jest znacznie bardziej przystępna. Ewentualny druk tak naprawdę zależy wyłącznie od potrzeb Czytelników. Dajcie znać, co myślicie o tym pomyśle.

Nie będę ukrywać, że dzisiejszy dzień jest dla mnie wyjątkowy :) Oficjalna premiera miała miejsce już jakiś czas temu, a samo "wydanie" było bardzo stresującym doświadczeniem, które sprawiło, że odechciało mi się wszystkiego, ale... Te przykre rzeczy nie mają znaczenia :) Jest co świętować :)

Wasz Kitsune
obecnie najszczęśliwszy lis na świecie

środa, 3 kwietnia 2019

mpreg 66

„Bezsenne Noce


Mój ukochany śpi przez kilka godzin. Być może jest zmęczony, bo zbyt wcześnie wstał. Nie wykluczam, że źle się poczuł po zjedzeniu muffinek pani Gertrudy. Prawdy dowiem się dopiero wtedy, gdy się obudzi, a nic na to nie wskazuje. Poprawiam więc koc, by Eli i dziecku było ciepło, a następnie schodzę do kuchni zjeść kolację z rodzicami.
- Mówiłeś, że nie wrócicie na noc. – Czujny tata od razu chce znać szczegóły. Przez większość czasu unikałem jego wzroku, lecz nie mam jak uciec.
- Eli wolał zostać w domu – odpowiadam enigmatycznie.
- Znowu go zdenerwowałeś? – Mężczyzna wzdycha, okazując niezadowolenie.
- Nic mu nie zrobiłem, przysięgam! – Zerkam nerwowo na mamę, która niczego nieświadoma, ogląda ulubiony serial, plotkując jednocześnie z Gertrudą przez telefon. Postanawiam skoncentrować się na zmywaniu naczyń.
- Max, powtarzałem ci to miliony razy, lecz nic do ciebie nie dociera. Eli jest w ciąży, a stres…
- Tak, wiem! – przerywam tyradę pod tytułem „jesteś beznadziejnym we wszystkim co robisz”. – Nie musisz mi tego bezustannie powtarzać. To chcesz usłyszeć? – Rzucam ścierkę na blat. – Dobranoc.
Gdybym został w kuchni jeszcze kilka minut, rozniósłbym dom na kawałki. Wracam na górę. Najchętniej położyłbym się obok ukochanego i mocno go przytulił, lecz to cholerne łóżko jest na to za małe!
„Spokojnie, tylko spokojnie…” – powtarzam w myślach, próbując opanować zbędne emocje. By jakoś się uspokoić, zaczynam pisać. Akcja nowego rozdziału zajmuje mnie na tyle, że nawet nie zauważam, gdy mija północ. Odkładam komputer i idę się umyć. Szczerze wątpię, że Eli obudzi się przed świtem, co upewnia mnie w przekonaniu, że jego rozdrażnienie było skutkiem niewyspania. Trudno mi zasnąć bez ukochanego. Wiercę się z boku na bok aż w końcu maksymalnie rozdrażniony odpływam.
Budzi mnie cichy dźwięk króliczych stóp. Pomimo panującej ciemności, mój wybranek bezbłędnie odnajduje drogę do swojego łóżka, a następnie poprawia pościel. Wyciągam rękę i zapalam nocną lampkę. Eli odwraca głowę w moją stronę. Ma na sobie piżamę, a w ustach ulubionego lizaka.
- Chodź do mnie – proszę, odkrywając kołdrę i robiąc mu miejsce.
- Nie chcę.
- Chodź tu, bo po ciebie przyjdę – ostrzegam jasnowłosego, który odwraca się do mnie plecami, ignorując groźbę.
Tego już za wiele. Nie pozwolę traktować się w taki sposób. Dobrze wiem, że jestem mu potrzebny. Siadam więc na łóżku i chwytam Eli za nadgarstek.
- Puść, bo zacznę krzyczeć.
- To krzycz – ciągnę go za rękę, by jak najszybciej zmniejszyć odległość między nami. Chłopak ponownie spogląda mi prosto w oczy. Jest poważny i skupiony. Trudno mi wyczytać jakiekolwiek emocje z jego twarzy. Jedno wiem na pewno. Przed chwilą jedynie blefował. Nie narobi hałasu.
Króliczek bardzo niechętnie siada na skraju mojego łóżka, lecz to za mało. Od kilkunastu godzin nie miałem możliwości, aby go przytulić. Dłużej nie zniosę tej okrutnej rozłąki.
- Teraz dobrze – chwalę chłopaka, gdy układa się obok mnie. Eli przymyka powieki. Jest spięty. Nerwowo zaciska palce na plastikowym patyczku i zaczyna się nim bawić. – Jesteś głodny?
- Nie.
Leżymy z ciszy przez kilka minut. W końcu mój ukochany przekręca się na prawy bok i gasi światło. Wykorzystuję okazję i obejmuję go ściśle ramieniem. Wtulam twarz w jego szyję i uśmiecham się uszczęśliwiony.
- Tęskniłem – wyznaję. Moje opuszki zaczynają błądzić po jego karku, bawiąc się kosmykami włosów, które wyśliznęły się z koka. – A ty? Tęskniłeś za mną? – Nie umiem poradzić sobie z tym, że niby mam go blisko, lecz tak naprawdę jest daleko. Chcę wiedzieć o czym myśli i czy istnieje szansa, abym stał się częścią jego wewnętrznego świata. – Eli? – Ponaglam nastolatka, który znowu mnie ignoruje.
- Tak.
- „Tak, tęskniłem”, czy „tak, słucham, co do mnie mówisz”.
- A czy to ma jakieś znaczenie? – Zirytowany małolat daje mi przedsmak swoich możliwości, próbując odepchnąć rękę, którą go obejmuję.
- Jesteś dla mnie najważniejszy, więc nie powinieneś się dziwić, że… - Mam dość szarpaniny. Wykorzystuję przewagę fizyczną i obracam delikwenta na plecy. Chowam twarz w zagłębieniu jego szyi. Przerzucam także nogę przez jego nogi, by był w pełnie unieruchomiony. – Od razu lepiej – chichoczę, drażniąc ustami wrażliwą skórę mojego ukochanego.
- Puść. Niewygodnie mi. – Paraliżuje mnie fiołkowym spojrzeniem.
- Najpierw opowiesz mi ze szczegółami co cię tak bardzo zirytowało.
- Nic. Puszczaj!
- Krzycz głośniej, kochanie. Jeśli liczysz na pomoc ojca, to musisz się bardziej postarać, aby cię usłyszał – podpowiadam.
- Jesteś uparty, złośliwy i ciężki! – Osiemnastolatek nie szczędzi mi komplementów.
- Masz rację. Jestem. Za to ty… Mój drogi, nie masz pojęcia, jak wiele dla mnie znaczysz – rozmarzam się.
- Max… - Chłopak niespodziewanie łapie mnie za rękę, którą układa na brzuchu. – Pomyliłeś adresatów. Mów te rzeczy swojemu synowi, a nie mnie.
- To może być też córka. Poza tym dzidziuś wie, że tatuś jest w nim do szaleństwa zakochany – mruczę mu do ucha, rozkoszując się ciepłem nagiej skóry. Eli nadal jest bardzo spięty. Podejrzewam, że uciekłby ode mnie, gdybym dał mu taką szansę. – A ty?
- Co ja? Pytasz, czy kocham własne dziecko? – prycha zagniewany.
- Nie. Pytam, czy wiesz co do ciebie czuję?
- Puść. Jestem zmęczony.
- Nie puszczę. Nigdy cię nie puszczę, mój słodki – śmieję się cicho, przesuwając rękę w górę, by móc pieścić jego klatkę piersiową.
- Max, nie chcę.
- Nie chcesz się ze mną kochać? – udaję smutnego, choć nigdy w życiu nie wymusiłbym na nim zbliżenia, gdyby rzeczywiście nie miał na to ochoty. – Nie powiedziałeś mi jeszcze czym się tak zdenerwowałeś – wypominam mu.
- Niczym.
- Gdybyś mi pozwolił, pomógłbym ci nieco się zrelaksować – kuszę ukochanego, gładząc dłonią jego gładką skórę.
- Ale nie pozwalam.
- No trudno – poddaję się.
Między nami znowu zalega ciężka do zniesienia cisza. W pewnej chwili Eli obraca się na drugi bok i ściśle do mnie przylega. Dobrowolnie układa głowę na moim ramieniu. Zaczynam gładzić go po karku.
- Max?
- Tak?
- Spałeś z Nicole?
- Co?! Nie! – Po moim ciele rozchodzi się nieprzyjemny dreszcz. – Skąd przyszedł ci do głowy taki pomysł?
Eli uparcie milczy, ale ja nie mogę tego znieść. Po omacku staram się wybadać, gdzie znajduje się włącznik lampki. Niezbyt intensywne światło razi Króliczka w oczy, więc od razu szczelniej się do mnie przysuwa.
- Nie spałem z Nicole, jasne? – Unoszę jego brodę do góry, by dokładnie widzieć jego twarz. – Spotkałem ją po raz pierwszy podczas przyjęcia mamy i raz zatańczylismy. Potem wróciłem do domu. Do ciebie. – Streszczam Eli całe zajście.
- Nie musisz mi tego tłumaczyć. To nie moja sprawa.
- Czyżby? Nie chcę cie stracić przez bezsensowne niedomówienia.
- Śpij już. – Złotowłosy ucina temat, próbując zgasić światło.
- Jestem twoim facetem, więc to chyba oczywiste, że masz prawo zapytać mnie o wszystko. Eli… - Wzdycham głośno, gdy Króliczek kolejny już raz ucieka od prawdy. – Co jeszcze powiedziała Nicole?
- Różne rzeczy. – Cichy szept przepełniony jest bólem.
- Domyślam się, że nie były one zbyt miłe, prawda? – Staram się być czuły, by oswoił się z myślą, że ma we mnie wsparcie. Tymczasem planuję dopaść tę przebrzydłą plotkarę i przy pierwszej okazji dobitnie wytłumaczyć jej, że ma zostawić chłopaka w spokoju, bo nie ręczę za siebie.
- Nie były. – Eli potwierdza moje najgorsze przypuszczenia.
- Skarbie, nie myśl o tym. To tylko zła, zazdrosna kobieta. Nie jest warta, abyś się przez nią denerwował.
- Miała sporo racji. Narobiłem niepotrzebnego zamieszania obarczając twoich rodziców moimi problemami.
- Eli, o czym ty mówisz? Jakiego zamieszania? Przecież oni cię uwielbiają!
- Mylisz się. Chodzi im wyłącznie o dziecko, bo jest twoje, a ja…
- Ty też jesteś mój. Tylko mój – dodaje zaborczo, chowając w ramionach moje szczęście. - Jutro porozmawiam z Nicole. Możesz być pewny, że przeprosi cię za swoje nikczemne zachowanie.
- Nie chcę. Nie chcę się z nią spotykać. I ty też nic jej nie mów, bo będzie tylko gorzej.
- Mylisz się, nie będzie. Nie pozwolę, by ktokolwiek cię skrzywdził. Wierzysz mi?
- Tak.
- Dziękuję – uśmiecham się, nie potrafiąc dłużej się powstrzymać.
- Co cię tak rozbawiło? – Mój kochanek natychmiast wychwytuje subtelną zmianę nastroju, jaka we mnie zaszła.
- Czy mi się wydaje, czy jesteś o mnie odrobinkę zazdrosny? – pytam, szczerząc się dumnie.
- Głupek.
Króliczek układa się wygodnie i zasypia, wymęczony przykrymi doświadczeniami minionego dnia.

***

Poranek zaczyna się od cichych, burzowych pomruków, które sprawiają, że ciężarny marszczy jasne brwi.
- Nie bój się – szepczę mu do ucha. – Przy mnie jesteś bezpieczny.
Eli powoli unosi zaspane powieki. Barwa jego oczu przypomina mi krokusy – pierwsze kwiaty, które kwitły w ogrodzie mamy. Zwiastowały wiosnę. Dokładnie tak jak on.
Powoli, bardzo powoli zmniejszam odległość między nami. Serce bije mi jak szalone. Mięśnie boleśnie zastygają. Ukochany przytula dłoń do mojego policzka. Jego dotyk jest niewinny i nieśmiały. Uwielbiam go.
- Mogę? – Eli uśmiecha się w sposób, który sprawia, że przestaję oddychać.
- Ty wszystko możesz. – Liczę na to, że moje słowa choć odrobinę go ośmielą. Króliczek rzadko mnie dotyka. Zwłaszcza w taki sposób.
Eli przesuwa  palcami po moim policzku, kości jarzmowej, po żuchwie. Po chwili wahania staje się znacznie odważniejszy. Muska opuszkami moje wargi. Wyczuwam delikatne drżenie. Odległość między naszymi twarzami wynosi najwyżej kilka centymetrów. Wpatrujemy się w siebie, zauroczeni wzajemną bliskością. Nie potrafię dłużej znieść napięcia między nami. Podrywam się w górę i spycham chłopaka na poduszki. Łapię za nadgarstki, które przytrzymuję i zaczynam całować po szyi. Narzeczony posłusznie odchyla głowę do tyłu. Z jego ust wydobywa się westchnienie, które rozpala krew w moich żyłach. Wpycham kolano między jego nogi, by podkręcić gorącą atmosferę.
- Max… – Osiemnastolatek ponownie unosi powieki. Tym razem dostrzegam wyłącznie dziką żądzę, która musi zostać zaspokojona. – Tutaj nie… Łaskoczesz mnie – chichocze. Przygryza dolną wargę, by nie śmiać się zbyt głośno.
- W takim razie pokaż mi gdzie. Gdzie mam cię dotknąć?
- Nie teraz. Twoi rodzic już nie śpią – upomina mnie.
- Nie obchodzi mnie to.
- Ale mnie obchodzi. Nie chcę, by się na mnie gniewali.
- Skarbie, jesteśmy dorośli i będziemy mieli dziecko. Nasza bliskość z pewnością ich nie zdziwi.
- Tobie wolno więcej, bo jesteś ich synem, ale ja… Jestem obcy.
- Jesteś względem siebie bardzo niesprawiedliwy – zauważam posępnie. – To przez Nicole, prawda? Nie powiedziałeś mi całej prawdy. Zraniła cię i teraz mocno to przeżywasz.
- Nie, Max. To nie tak. Ona po prostu przypomniała mi o pewnych rzeczach. Nie ma w tym nic złego.
- Jest! Zapewniam cię, że jest! Nikt nie ma prawa ingerować między ciebie i mnie.
- Mniejsza o to. Liczy się wyłącznie dziecko.
- Nie. Ty jesteś dla mnie ważniejszy. – Uśmiecham się, bo serce podpowiada mi, aby powiedzieć mu prawdę. – Króliczku, ja…
- Telefon! – Ciężarny odwraca głowę w kierunku dzwoniącego smartfona, którego mam ochotę roztrzaskać o ścianę.
- Dlaczego… Dlaczego akurat teraz… – mamroczę pod nosem, sięgając po złośliwe urządzenie. – Pani Gertruda chyba nie zna się na zegarku.
- Daj – Eli wyciąga rękę, a ja niechętnie odsuwam się na bok, by go przez przypadek nie zmiażdżyć. – Dzień dobry – wita się z kobietą. – Nie, nie obudziła mnie pani.
- Tylko zamordowała romantyczny nastrój – rzucam niezadowolone spojrzenie w kierunku urządzenia, za co obrywam poduszką.
- Tak, rozumiem. Proszę się nie martwić. Wiem, że to nie pani wina. – Na twarzy Eli pojawia się grymas, który jednoznacznie wskazuje, że moje słońce cierpi. Trwa to dosłownie chwilę, lecz sygnał jest jasny i czytelny.
Króliczek zaczyna głaskać swój brzuszek,  a we mnie ponownie budzi się chęć mordowania. Eli uśmiecha się do dziecka, kontynuując rozmowę, a właściwie słuchanie tłumaczeń pani Gertrudy. Trwa to kilkanaście minut. W końcu kobieta kończy połączenie. Odkłada telefon i przytula dziecko. Zamyka oczy, próbując uporać się z emocjami.
- Skarbie… – Siadam na skraju łóżka i przykładam dłoń do policzka chłopaka. – Nie bądź smutny.
- Nie jestem smutny. Raczej głodny. Maleństwo chce śniadanie. – Eli niechętnie opuszcza ciepły kokon, którym był otulony.
- Nie masz ochoty trochę się ze mną poprzytulać? – pytam nieco zawiedziony takim obrotem sytuacji.
- Mam ochotę, ale potrzeby dziecka są na pierwszym miejscu.
Z takim argumentem ciężko jest walczyć.
Podczas wspólnego posiłku nie potrafię oderwać wzroku od smutnej twarzy ukochanego. Eli wygląda na przybitego. Jest zamyślony. Prawie się nie odzywa. Próbuję nakarmić go ulubionym jogurtem. Gdy stawiam pojemniczek na stole, przecząco kręci głową twierdząc, że już się najadł.
„Co robić? Jest źle! Bardzo źle! Wymyśl coś!” – nakazuję sobie w myślach. To sojowe cudo jak do tej pory zawsze poprawiało mu humor. Wierzyć mi się nie chce, że nagle przestał mieć na nie ochotę.
Tata i mama szybko zbierają się do wyjścia. Mają zaplanowane ważne spotkanie. W przeciwieństwie do nich my mamy jeszcze chwilę czasu. Chciałbym, abyśmy szczerze porozmawiali, lecz w obecnej sytuacji jest to dość trudne. W dodatku za chwilę musimy wyjechać, by nie przeoczyć ostatniej dostawy. Tata nie może się tym zająć, więc zobowiązałem się, że się tym zajmę.
Kończę zmywać naczynia i idę na górę sprawdzić, czy Eli już się ubrał. Nastolatek siedzi na łóżku i obejmuje swój brzuch. Uśmiecha się smutno, a następnie unosi głowę, by spojrzeć mi prosto w oczy.
- Max, czy pani Gertruda będzie na mnie bardzo zła, jeśli zostanę dziś w domu?
- Skarbie – spanikowany podbiegam do chłopaka. – Źle się czujesz? Mam zadzwonić po lekarza?
- Nie. Po prostu jestem trochę zmęczony.
Znowu ten smutny uśmiech…
- Co mam zrobić, żeby było lepiej? – pytam, siadając obok i oplatając drobne ciało ramieniem.
- Już jest lepiej. – Blondyn układa głowę na moim ramieniu. Splata także nasze dłonie i pozwala mi dotknąć dziecka.
- Kochanie… Martwię się o ciebie.
- Nic mi nie jest. Muszę tylko zwolnić tempo.
- Połóż się.
Króliczek skwapliwie korzysta z tej propozycji i wraca do łóżka. Rozpuszcza włosy, które rozsypują się po poduszce.
- Zostanę z tobą – decyduję spontanicznie.
- Nie. – Mój pomysł nie przypada nastolatkowi do gustu. – Jeśli nie pojedziesz do cukierni, pani Gertruda zadzwoni do twoich rodziców. Nie wprowadzajmy zbędnego zamętu.
- Nie chcę się z tobą rozstawać! – protestuję.
- Max, za trzy godziny będziesz z powrotem w domu, prawda?
- Niby tak… – Nie wiem, jak postąpić. Wiem, że on ma rację, ale co z tego?
- Nie trać czasu. Jedź.
- Koniecznie chcesz się mnie pozbyć? – żalę się, próbując przedłużyć wspólne chwile.
- Wprost przeciwnie. Nie mogę się doczekać aż wrócisz. – Figlarny uśmieszek rozświetla przygnębione oblicze. – Rzadko jesteśmy sami w domu. Powinniśmy to wykorzystać…
- O nie, nic z tego! – Bronię się przed flirciarskim obliczem niesfornego uwodziciela.
- Czyżby? Liczysz na to, że cię posłucham? – Eli parska śmiechem, kusząco się przeciągając.
- Nie – twardo trzymam się swojego zdania.
- Nie chcesz mnie? – pyta zaczepnie, podgryzając dolną wargę.
- To nie fair… – zwracam mu uwagę czując, jak ciało domaga się jego uwagi.
- Wrócisz szybko? – Mały złośliwiec celowo podkręca i tak dość ognistą atmosferę.
- Jak na skrzydłach… – obiecuję mu, zahipnotyzowany fiołkowym spojrzeniem.
- To dobrze – przeciąga się, układając na poduszkach. – Będę na ciebie czekać.