„Zdrajca”
Budzi mnie miauczenie Cynamona, który domaga się śniadania.
- Już wstaję - wyciągam rękę, by pogłaskać go po rudym łepku. Nie muszę sięgać daleko. Wciąż siedzi na mojej poduszce, łaskocząc swoimi długimi wąsiskami. Niechętnie unoszę powieki. Mój dawny pokój? Gdzie Josh? Spanikowany siadam na łóżku. Moja zguba śpi po drugiej stronie, oczywiście tuż przy samej krawędzi. Jeszcze kilka centymetrów i spadnie... Przesuwam go delikatnie. Nawet nie drgnął. Za to Cynamon jest coraz bardziej zniecierpliwiony. - Powinieneś budzić jego, a nie mnie - marudzę. - To on jest twoim panem.
Kot nie daje za wygraną i towarzyszy mi w łazience. Wpatruje się we mnie złotymi ślepiami spacerując po rancie umywalki. Przedłużające się oczekiwanie na ulubione przysmaki irytuje jego kocią wysokość.
- Dostaniesz dodatkową porcję tuńczyka, jeśli pozwolisz, aby Josh cię pogłaskał. Co ty na to? Dasz się przekupić? - zeskakuje na podłogę i ociera się o moje nogi. - Uparciuch z ciebie. Chodź - podnoszę go - pójdziemy do kuchni.
- Pan Wood. Wcześnie pan wstał - Dennis pośpiesznie zrywa się od stołu. - Gdzie jest Josh?
- Nadal śpi. Zazdroszczę mu - wzdycham, spoglądając na rudzielca. - Masz jakieś zwierzę?
- Nie, proszę pana.
- Szczęściarz. Tak czy inaczej, odradzam ci kota. Nie dość, że chrapie, to jeszcze ciągle jest głodny - Cynamon od razu rzuca się w kierunku miseczki. - Jesz tak łapczywie, jakbym cię głodził - karcę go.
- Ma pan do niego dużą słabość - brązowooki zaczyna się ze mnie śmiać.
- Kupiłem go by sprawić radość Joshowi, tymczasem ta wredna kulka futra nie chce się do niego zbliżyć.
- Przedtem też się tak zachowywał?
- Nie. Był przez niego rozpieszczany do tego stopnia, iż brakowało mu tylko kociej lektyki, bo niewolnika już miał. Josh nosił go na rękach, bawił się z nim. A potem... - przerywam. - W czasie jego nieobecności Cynamon straszliwie tęsknił. Musiałem się nim zająć i w taki oto sposób teraz woli mnie. Gdybym wiedział, że tak się to wszystko ułoży...
- Proszę się nie martwić. Każdego dnia jest lepiej. Cynamon prędzej czy później znowu go pokocha.
- Obyś miał rację - nalewam sobie kawy.
- On ma w sobie coś takiego co sprawia, że szybko zjednuje sobie ludzi.
- Tak? - zaniepokojony unoszę wzrok.
- Pozostaje więc poczekać, aż jego urok zadziała na zwierzęta - ochroniarz wstaje od stołu, gotowy by się oddalić. Przez krótką chwilę poczułem nagły przypływ zazdrości. Te wszystkie dramaty za bardzo dają mi się we znaki. Jak tak dalej pójdzie, zacznę wariować.
- Jak się czuje twój brat? - zmieniam temat.
- Dużo lepiej. Rano pokłócił się z lekarzem. Mają go wypisać ze szpitala za trzy dni, lecz on uważa, że niepotrzebnie blokuje łóżko, które jest potrzebne dla innych chorych.
- Pod tym względem Josh wcale nie był lepszy. A właśnie, miej go na oku, gdy będę pracować. Dobrze by było, gdybyśmy znaleźli mu jakieś zajęcie. Dzwoniłem już do mamy. Wkrótce ma przysłać koordynatorkę do spraw ślubu, lecz do tego czasu żadnego wychodzenia poza teren posiadłości, żadnych rozmów z obcymi, żadnych telefonów. Poproś Ursulę, to pokaże wam dom. Na dole jest sala kinowa, jakieś gry. Cokolwiek, byle się nie przemęczał. I pilnuj, żeby jadł.
- Proszę się nie martwić, panie Wood. Poradzimy sobie.
- W razie czego od razu mnie zawołaj.
- Dobrze, proszę pana.
Biurko taty nie jest tak wygodne do pracy jak stół kreślarski w moim mieszkaniu, lecz gdy podziwiam rezultaty kilkugodzinnych wysiłków, jestem zadowolony. Dochodzi południe. Przeglądam odręcznie nabazgrany plan Rona, który ma mi posłużyć jako wytyczne do dalszej pracy. Nie jestem w stanie rozszyfrować połowy z tych hieroglifów. Będę musiał do niego zadzwonić i poprosić o wsparcie.
Wstaję z fotela i przeciągam się, wyglądając przez okno. W odbiciu szyby dostrzegam, iż ktoś cichutko otwiera drzwi, po czym zakrada się do środka. Nie potrafię powstrzymać uśmiechu. Jeśli się teraz odwrócę, zepsuję mu całą zabawę. Wyraźnie słyszę, jak wstrzymuje oddech. Gdy jest na wyciągnięcie ręki, obracam się. Mój ukochany wpada wprost w moje otwarte ramiona, którymi od razu go obejmuję.
- Widziałeś mnie?!
- Oczywiście, że cię widziałem - zaczynam go łaskotać.
- Tristan, przestań - zanosi się od śmiechu. Dostrzegam Dennisa, który dyskretnie wycofuje się na korytarz, zamykając za sobą drzwi.
- Jak się spało? - pytam, choć po jego twarzy widzę, iż wygląda znacznie lepiej.
- Nie pamiętam w jaki sposób znalazłem się w łóżku... - wyznaje nieco speszony.
- Zasnąłeś w czasie kolacji, więc zaniosłem cię na górę.
- Trzeba mnie było obudzić... - jest niepocieszony.
- Skarbie, co to za mina? - unoszę jego brodę, by patrzył mi w oczy.
- Jesteś rozczarowany?
- Nie tak jak ty.
- Bo ja tak bardzo chciałem... - rumieni się.
- Będą inne noce.
- Wiem. Mimo to nie podobało mi się, że kiedy się obudziłem, ciebie już nie było.
- Tęskniłeś? - droczę się z nim.
- Potrzebuję cię - szepcze cichutko.
- Mam sporo pracy - wskazuję na moje projekty, choć to nie do końca prawda. Mógłbym zrobić sobie chwilę przerwy. Wszystko zależy od tego co zrobi Josh, by mnie przekonać. Tymczasem chłopak wtula się we mnie tak desperacko, jakby od naszego ostatniego spotkania minęły wieki, a nie godziny. - Wiem, że twoja praca jest ważna, ale... - staje na palcach i delikatnie całuje mnie w usta.
- Ale? - udaję niewzruszonego.
- Nic mnie to nie obchodzi - zaplata ręce wokół mojej szyi, wymuszając kolejny pocałunek.
- Zadowolony? - pytam spełniwszy jego prośbę.
- Będę zadowolony, jeśli wrócimy do naszego pokoju.
- Nie - stanowczo odmawiam.
- Tristan... - żebrze.
- Nie mogę. Chciałbym, ale nie mogę.
- Tylko kilka minut. Obiecuję, że potem...
- Nie kłam. Pokręcisz się po domu i wrócisz, by znowu mnie kusić.
- Skąd wiedziałeś? Przedtem też tak robiłem?
- Bez przerwy. Opracowałeś taktykę, w obliczu której byłem całkowicie bezbronny.
- Naprawdę? - cieszy się. - Żałuję, że jej nie pamiętam.
- Twoja strata - przykładał dłoń do jego policzka.
- Niekoniecznie. Jeśli zdradzisz mi jakieś szczegóły, to wtedy...
- O nie, kochany! Nie jestem naiwny.
- Proszę, powiedz mi - nalega, klejąc się do mnie coraz bardziej.
- Nie - śmieję się, puszczając go. Rozsiadam się w fotelu i zaczynam przeglądać dokumenty.
- Tristan... - rozważa, czy może je odsunąć, lecz powstrzymuje go widok mojego komputera. Ostatnim razem nakrzyczałem na niego, gdy szukał informacji o amnezji. Drugi raz nie zaryzykuje i nie dotknie niczego bez pozwolenia. Woli się wycofać. - Może mogę ci jakoś pomóc?
- Kiepsko rysujesz.
- Ach tak... Dennis powiedział, że pozwoli mi pokatalogować dokumenty z bazy danych. Jego zdaniem nie powinienem mieć z tym większych problemów - nic nie wskórał. - Nie będę ci dłużej przeszkadzał - jest wyraźnie zraniony.
- Już się poddajesz? - zatrzymuję go, łapiąc za nadgarstek.
- Mam związane ręce.
- Mógłbyś mieć, ale nie lubię takich zabaw.
- A co lubisz? - błękitne tęczówki ponownie rozbłyskują iskierkami.
- Jeśli ci powiem, co będę z tego miał? - zachowuje się w tej chwili jak Ron, który każdą, nawet najdrobniejszą sytuację stara się wykorzystać na swoją korzyść.
- Co tylko zechcesz.
- Podejdź do mnie - każę mu. Robi kilka kroków w przód, choć nadal trzyma dystans. - Bliżej - zachęcam. - Przecież nie gryzę.
- Gryziesz - wypomina mi.
- Lubisz to.
- Skąd wiesz?
- Bo wiem - nie potrafię oderwać od niego wzroku.
- Przed chwilą powiedziałeś, że nie lubisz wiązania. Próbowaliśmy takich rzeczy?
- A jak sądzisz? - odpowiadam pytaniem na jego pytanie.
- Nie wiem, dlatego pytam ciebie.
- Wahasz się. Dlaczego?
- Gdy wpatrujesz się we mnie w taki sposób, nie czuję się zbyt pewnie.
- Ja? Wydaje ci się, skarbie.
- Wcale nie. Twoje oczy są znacznie ciemniejsze. Robisz się poważny. A potem zawsze mam wrażenie, że czytasz prosto z mojej duszy. To nieco przerażające.
- Przerażam cię?
- Nie. Po prostu... Nie wiem jak mam to ubrać w słowa. Mam wrażenie, że pokazałeś mi tylko jedną stronę, rozumiesz? Tą miłą i troskliwą, a to wcale nie oznacza, że taki jesteś.
- Masz rację. Potrafię być mroczny i wymagający. I właśnie za to mnie kochasz. A teraz podejdź bliżej. Dam ci przedsmak mojego mroku.
- Najpierw obiecasz, że nie zrobisz mi nic złego.
- Skarbie, włos ci z głowy nie spadnie. Gwarantuję - zaciskam dłonie na rzeźbionych poręczach, cierpliwie czekając. W końcu zbiera się na odwagę i pokonuje ostatni odcinak, stając tuż przede mną.
- Lubię, gdy jesteś taki grzeczny - uśmiecham się. - Czeka cię za to nagroda.
- Nagroda? Co masz na myśli?
- To zależy jak daleko jesteś w stanie się posunąć, by spełnić moje polecenia.
- Bardzo daleko.
- Tak? Udowodnij - prowokuję go.
- Co mam zrobić?
- Hmm... Trudny wybór... - zaczynam się lekko obracać na fotelu. - Wiesz, że nie zamknęliśmy drzwi na klucz, więc w każdej chwili ktoś może tu wejść, prawda?
- Chcesz, żebym je teraz zamknął?
- Nie - zaskakuję go.
- A jeśli ktoś przyjdzie?
- Właśnie dlatego pytałem jak daleko jesteś w stanie się posunąć.
- Teraz to ma sens...
- Do tego dochodzi twój ochroniarz Dennis, który zapewne czeka na ciebie na korytarzu.
- Zapomniałem o nim - przygryza dolną wargę.
- Będziesz musiał być bardzo cichutko. Dasz radę?
- Tristan, ja...
- Podnieca cię to, prawda? - Nie odpowiada. Zamiast tego wpatruje się w dywan. - Musisz wybrać, skarbie. Poczekasz do wieczora, czy...
- To strasznie długo! - narzeka.
- A właśnie, przypomniało mi się, że jesteśmy zaproszeni do sąsiada. Znając jego gościnność, nie wrócimy do domu przed północą.
- Torturujesz mnie, wiesz o tym?!
- Twój wybór. Wychodzisz, czy zostajesz? - przez kilka długich sekund w pokoju słychać tylko tykanie zegara oraz jego przyspieszony oddech. Chociaż wydaje mu się, że podejdzie do problemu w sposób racjonalny, zaślepi go pożądanie. Każdy mięsień jego ciała zastyga w oczekiwaniu, skóra robi się znacznie bardziej wrażliwa. Do tego ta niepewność...
- Zostaję - szepcze.
- Cieszę się. A teraz usiądź na biurku - odsuwam się trochę do tyłu, by zrobić mu więcej miejsca. Czarnowłosy niepewnie przesuwa część dokumentów i wspina się na blat, zajmując miejsce na wprost mnie. - Denerwujesz się? - zaczynam pocierać jego członka przez ubranie, by sprawdzić, czy nie rzuca słów na wiatr.
- Tak.
- Zupełnie niepotrzebnie. Zagramy w pewną grę. Polega ona na tym, że od tej pory masz być cicho. Jeśli wydasz z siebie choćby jeden dźwięk, natychmiast przestanę. Co więcej, w ramach kary, nie będziemy się dzisiaj kochać.
- Ale...
- Co przed chwilą powiedziałem? - przerywam mu, przykładając palce do jego ust. - To było pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. Przypominam ci, że sam chciałeś. Chcesz wyjść? - energicznie potrząsa głową. Kotek chce się bawić. Jak miło. - Kocham cię - wracam do poprzedniej czynności. Sięgam do paska od jego spodni i powoli go rozpinam. Póki co dobrze mu idzie. - Ponieważ to twój pierwszy raz, nie będziemy się śpieszyć. Odpręż się. Pamiętaj, że w każdej chwili możesz to przerwać i wyjść. - Josh milczy, choć jego oczy mówią mi więcej niż setki słów. Już jest mój...
Rozpinam rozporek i rozsuwam materiał lekko na boki. Drży, czując na sobie mój dotyk.
- Spokojnie, kochanie. Oddychaj. Przecież wiesz, że cię nie skrzywdzę. Wprost przeciwnie - zakradam się palcami pod jego bieliznę. Nabiera powietrza głęboko do płuc i zasłania usta dłonią. - Potrzebujesz chwili przerwy? Możemy kontynuować? - czekam, aż jego oddech się wyrównuje. W końcu udaje mi się uwolnić jego męskość, po której ostrożnie przesuwam palcami. - Cii... - przypominam mu, patrząc jak się gotuje. To, że się złamie, jest tylko kwestią czasu. Mimo to koniecznie chcę sprawdzić ile jest w stanie wytrzymać. Przesuwam dłonią w dół, a potem w górę. Josh wpatruje się we mnie zamglonym wzrokiem, przykładając obie dłonie do ust. Nie ufa sobie tak jak na samym początku, gdy reguły gry wydały mu się trudne, ale nie niemożliwe do zrealizowania. - Wiem, wiem. Nie musisz na mnie patrzeć w taki sposób. Mam zwiększyć nacisk, prawda? - zaprzecza, kręcąc głową na boki. - Świetnie ci idzie, kochany. Myśl o naszej dzisiejszej nocy. Jeśli będziesz cichutko sprawię, że nie zaśniesz do rana. - Niespodziewanie układa swoją lewą dłoń na mojej, zmuszając, abym nieco zwolnił. - Właśnie tak? - dopytuję, oblizując wargi. Chłopak zaciska mocno powieki i odchyla głowę do tyłu. Czekałem na ten moment. Wykorzystuję okazję, że na mnie nie patrzy i biorę jego członka głęboko do ust.
- Ach! - wyrywa mu się ciche westchnienie. A po chwili jeszcze jedno, i jeszcze... Wsuwa palce w moje włosy, zupełnie mi ulegając. - Nie...! - jęczy cicho, dochodząc.
- Dlaczego nie? - udaję obrażonego. Fotel przechyla się do tyłu, gdy opieram się o niego plecami sprawiając, że mogę cieszyć oczy jego oszałamiającym wyglądem. - Nie podobało ci się?
- Oszukiwałeś! Gdybym wiedział, że zrobisz to ustami, to...
- Nie mówiłeś, że nie mogę - bronię się.
- To niesprawiedliwe!
- Przegrywanie też jest sztuką, mój piękny.
- Przegrywanie? Przecież wiedziałeś, że nie będę się w stanie kontrolować, gdy zaczniesz tak robić! - pośpiesznie poprawia swoje ubrania.
- Nic na to nie poradzę. Mogłeś to w każdej chwili przerwać.
- Tristan, chyba nie zamierzasz mnie za to karać, prawda?
- Gra to gra, skarbie. Złamałeś reguły.
- Proszę cię, okaż mi choć trochę litości - zeskakuje z biurka i siada mi na kolanach. Nareszcie mam go blisko siebie.
- No dobrze. Oto moje warunki. Do końca dnia zjesz jeszcze co najmniej trzy posiłki i deser. Nie będziesz kwestionował faktu, że wszędzie mają ci towarzyszyć ochroniarze - zaczynam wyliczać.
- Ukartowałeś to, by mieć na mnie haka! Jak możesz?! - oburza się.
- Nie wyrzucisz mnie z łóżka, gdy wieczorem wypiję kieliszek wina.
- I jeszcze alkohol?! Mowy nie ma!
- Twoje zdrowie i bezpieczeństwo to moje priorytety. Oczywiście zrobisz jak będziesz chciał. Równie dobrze mogę się przespać w pokoju gościnnym, ale czy cała noc seksu nie jest tego warta? - pytam z nadzieją w głosie.
- Mogę zjeść obiad i deser, ale nic ponad to. I nie licz na to, że pójdę do łóżka z kimś, kto pachnie winem! - awanturuje się. Na szczęście na to także mam swój niezawodny sposób. Całuję do mocno i namiętnie, aż przestaje walczyć.
- Zjesz chociaż jeden dodatkowy posiłek, bo jesteś za chudy. Postaram się nie pić, obiecuję. Poza tym przegrałeś i to ty powinieneś mnie przekonać, a nie odwrotnie.
- Mówisz tak, jakbyś wcale nie chciał się ze mną kochać - robi smutną minę.
- Nie opowiadaj bzdur. Pragnę cię ponad wszystko, ale w przeciwieństwie do ciebie pamiętam, że jeszcze nie tak dawno temu leżałeś w szpitalu.
- Już nic mi nie jest - przechwala się.
- Serio? Na twoim ciele wciąż widać siniaki. Poza tym ważysz tyle co nic, więc nie mów mi, że jest dobrze, gdy nie jest. Masz w pierwszej kolejności jeść i odpoczywać, a zatrudnionym ludziom pozwolić się chronić.
- A jeśli odmówię?
- Mówiłem ci już. Jeśli nie będziesz mnie słuchał, nie dotknę cię aż do nocy poślubnej.
- Akurat - drwi.
- Spróbuj. W przeciwieństwie do ciebie, moja samokontrola nie zna granic.
- Skąd ta pewność? - mierzy mnie podejrzliwym spojrzeniem.
- Prawie cię straciłem. To doświadczenie na zawsze zmieniło moje życie - całuję go pośpiesznie. - A teraz daj mi popracować. Wieczorem Dennis z pewnością dokładnie opowie mi o tym, czy wywiązałeś się ze swojej części umowy.
- I tak uważam, że nie grałeś fair - wstaje z moich kolan i kieruje się w stronę drzwi.
- Zawsze możesz poprosić o rewanż - wołam za nim, gdy wychodzi na korytarz.
- Tak też zrobię, zobaczysz!