piątek, 21 kwietnia 2017

mpreg 4

„Bezsenne Noce


- Max, tata i ja mamy dla ciebie niespodziankę! - radosny głos mojej mamy sprawia, że unoszę ociężałe powieki. Spoglądam na wyświetlacz. Dopiero ósma... Zabójcza godzina dla kogoś, kto przez pół nocy walczył z opisem krwawych przestępstw.
- Mamo, tyle razy cię prosiłem, abyś nie dzwoniła skoro świt, prawda? - naszą rozmowę zaczynam od porannego marudzenia. 
- Znowu siedziałeś do późna? Jak chcesz kogoś poznać, skoro prowadzisz tryb życia podobny do wampira? - identycznym tonem strofowała mnie w dzieciństwie, gdy wymykałem się z domu, choć obecnie moja samotność bardziej ją niepokoi. Przyjaciółki już od dawna szczycą się gromadką wnuków, a ja jestem po trzydziestce i nadal nic. 
- Mamo, błagam... Okaż mi choć trochę litości... - im jestem starszy, tym boleśniej odczuwam zarwane noce. Zbyt dużo kawy, za mało snu, ból głowy, który mocno mi doskwiera, a dodatkowo w pokoju obok przebywa prawdziwa wisienka na torcie, w wersji blond... 
- Sam nigdy do nas nie dzwonisz. Nie będę ci wypominać, że nie widzieliśmy cię od pół roku... 
- Moja wina, moja bardzo wielka wina... Skoro mamy to już za sobą, darujesz mi resztę litanii i powiesz czym byłaś aż tak podekscytowana? - odwracam jej uwagę od moich przewinień. 
- Żebyś wiedział, że bardzo się cieszę! Po tylu latach wahania w końcu się zdecydowałam. Oczywiście wszystko zawdzięczam twojemu tacie, który namawiał mnie od samego początku. Pomyślałam, że raz się żyje. A potem pojawił się ten lokal. No wtedy to już wiedziałam, że nie ma odwrotu! Postanowiłam, że sama zajmę się urządzaniem, bo projektant chciał zedrzeć z nas niemałą sumkę. 
- Mamo... Poczekaj chwilę – rozcieram obolałe skronie – nie mam pojęcia o czym mówisz. Jaki lokal? Jaki projektant? 
- Ach... No tak. Wyleciało mi z głowy – kobieta zaczyna chichotać. - Rozmawiasz właśnie z główną koordynatorką do spraw promocji naszego regionu! Jak wiesz zawsze o tym marzyłam. To nie będzie nic wielkiego, ale gdy pomyślę, że za kilka tygodni będę mogła pochwalić się przed innymi moimi pomysłami... Jestem taka szczęśliwa! - zaczyna się śmiać i pociągać nosem. 
- Mamo, ty płaczesz? - siadam na łóżku zaskoczony. 
- Myślałam, że na stare lata nie czeka mnie nic ciekawego. Czytanie książek, robienie na drutach. W dodatku twoimi nie mogę się chwalić, bo piszesz pod pseudonimem. Przyznaję, że ogródek zaczynał mnie już nudzić, ale teraz wypływam na szerokie wody! 
- I tata się zgodził? - dziwię się, bo jeszcze parę lat temu, gdy mama wspominała o angażowaniu się w sprawy lokalne, prychał pod nosem, że emeryturę zamierza spędzić z wnukami. Widać stracili nadzieję. Szkoda, że nie poczekali tych kilku dodatkowych miesięcy. Będą mieli niespodziankę, gdy dowiedzą się o dziecku. 
- Tak! Jest kochany! Ale to nie jedyna nowość. Kazał wybudować dla mnie przepiękną werandę. Oczywiście był to tylko pretekst, bo nowy budynek jest całkiem spory, a on potrzebował więcej miejsca na swoje narzędzia. Nawet trochę się przez to kłóciliśmy, bo popsuł całą aranżację ogrodu, ale jakoś mu to wybaczę. 
- Cieszę się waszym szczęściem – odsłaniam rolety. Szczelnie odgradzały mnie od intensywnego blasku porannych promieni słonecznych, które teraz boleśnie atakują podrażnione oczy. 
- A co u ciebie, synku? Kiedy nas odwiedzisz? 
- Nieprędko. Jestem zawalony pracą. Negocjuję kontrakt ze studiem filmowym, o którym ci opowiadałem. Naciskają na mnie, abym nadzorował prace nad scenariuszem. To cholernie czasochłonne. 
- To zrozumiałe, skoro jesteś jednym z bardziej poczytnych pisarzy w Stanach – zauważa rozsądnie. 
- Gdyby film okazał się sukcesem, do końca życia nie musiałbym już nic robić – rozmarzam się. 
- W takim razie już teraz trzymam kciuki, by ci się udało. Może dzięki temu mój jedyny syn znajdzie trochę czasu dla zapomnianych rodziców... 
- Obiecuję, że wpadnę do was w przyszłym tygodniu – składam tę obietnicę nieco na wyrost. Wyrwanie się stąd na cały dzień graniczy obecnie z cudem. W dodatku jest jeszcze Eli. Mama jak zawsze idealnie wybiera najmniej odpowiedni moment na wpędzanie mnie w poczucie winy. 
- A co dzisiaj będziesz robić? - pyta niespodziewanie. 
- Mam zaplanowane spotkanie z reżyserem. 
- Daj mi znać jak ci poszło, dobrze? 
- Przecież wiesz o wszystkim na bieżąco – uśmiecham się sam do siebie, bo od lat proszę rodziców o radę za każdym razem, gdy w moim zawodowym życiu dzieje się coś nowego. 
- I niech tak zostanie. W takim razie czekam na wiadomość, Max. Mam nadzieję, że przekażesz nam same radosne wieści. 
- Ja także. Pozdrów ode mnie tatę. 
- Pozdrowię. 
- Miłego dnia, mamo. 
- Kocham cię synku - moja rodzicielka szczebiocze do słuchawki.
- Ja ciebie też – rozłączam się. Rozmowy z nią zawsze wprawiają mnie w dobry nastrój. 
Otwieram drzwi od mojej sypialni i pierwsze co widzę, to siedzący przy stole Eli, który przygląda się rozłożonym na stole gotowym grafikom. Poprawie jakieś drobne detale.
- Wcześnie dziś wstałeś – przeczesuję palcami swoje potargane włosy, idąc w kierunku lodówki, lecz mój miły gest zostaje przez niego zupełnie zignorowany. - Nabazgrałeś aż tyle? - dopiero teraz zauważam pokaźny stos prac, które wkłada do specjalnych teczek. 
- Przecież chcesz swoje pieniądze, prawda? - odpowiada zmęczonym głosem. 
- Pewnie, że chcę – pociągam łyk wody z plastikowej butelki. 
- Dziś je dostaniesz - informuje mnie jasnowłosy.
Staję za jego plecami i obserwuję jak pogrubia kontur starego drzewa. Część jego gałęzi została strącona przez silne podmuchy wiatru. Wśród nich stoi samotna sarna, która przegląda się w tafli jeziora. Niby nic specjalnego, lecz idealnie uchwycił chwilę. Oczy zwierzęcia wyrażają spokój. Nadciąga zima, którą wyczuwa się w powietrzu...
O czym ja myślę? To oczywiste, że rysuje lepiej niż przeciętna osoba, skoro udaje mu się sprzedawać swoje prace. Poza tym nie przepadam za grafikami. Czerń i szarość wprawiają mnie w ponury nastrój. Znacznie bardziej podobał mi się obraz pełen kwiatów, który widziałem z galerii. Był żywy i zdawał się wibrować od barw. Mam nadzieję, że dziś także będę mógł rzucić na niego okiem. 
- Zasłaniasz mi światło – niemiłe upomnienie przywołuje mnie do rzeczywistości. Spoglądam na moją kulę u nogi. Wygląda dziś znacznie gorzej niż zwykle. Choć jest ciepło, ma na sobie ciemny, gruby sweter, z którym praktycznie się nie rozstaje oraz ciemnoszare spodnie od piżamy. Jego włosy są w nieładzie, jakby od dawna ich nie czesał. Dorobił się także niezłych cieni pod oczami. 
- Źle spałeś? - pytam od niechcenia. 
- Nie spałem. Rysowałem przez całą noc. 
- Mówiłem ci setki razy, że masz dbać o dziecko! - irytuję się, słysząc tak niepokojącą wiadomość.
- Mówiłeś także, że jeśli nie dostaniesz swoich pieniędzy, wypędzisz mnie na ulicę. „W agencjach towarzyskich nie zatrudniają kaszalotów w ciąży” - idealnie odwzorowuje ton mojego głosu. 
- Prawda. Kończ to i się połóż - ucinam temat.
Uparty dzieciak ani myśli mnie słuchać. Kontynuuje pracę jakby był robotem. W pewnej chwili głowa mu leci i ołówek wypada z ręki, ale od razu przytomnieje. Lewą dłonią dotyka swojego brzucha, a na jego twarzy pojawia się przelotny cień uśmiechu. Wygląda jak duch. Chciałem mu dokopać, ale chyba nieco przesadziłem...
W końcu udaje mu się zapakować wszystkie gotowe szkice. Przeciąga się leniwie. Od ostatniej wizyty u lekarza nie wyszedł z domu nawet na chwilę. Ciągle siedzi przy stole, rysując dniem i nocą. 
Ryzykuję zdrowiem własnego syna dla kilkuset dolarów, które nie są mi potrzebne. Dla Eli to prawdziwa fortuna. Pewnie gdyby miał jakiekolwiek pieniądze, już dawno by się wyprowadził. 
- Masz, jedz – podsuwam mu talerz, w którym tylko grzebie widelcem. Oczy same mu się zamykają. Boję się, że spadnie z krzesła, więc podchodzę bliżej, by zabrać go do łóżka. 
- Co robisz?! - zrywa się jak oparzony, gdy dotykam jego ramienia. 
- Chciałem cię zanieść do twojego pokoju zanim zemdlejesz i uszkodzisz dziecko. 
- Trzymaj swoje brudne łapska z daleka ode mnie! – jego słowa przepełnione są jadem. A więc taki jesteś... 
- Nie gryzie się ręki, która cię karmi, Eli. Jeśli będziesz podskakiwał, przestanę być miły – grożę mu, świadomy tego, że się mnie boi. 
- Miły? Ty? To jakiś żart, tak? - nastolatek nie szczędzi mi ironii. Fiołkowe tęczówki rzucają mi groźne spojrzenie. Co chcesz mi zrobić? Rzucisz się na mnie z pięściami? Wolne żarty... Mam prawie dwa metry, a ty sięgasz mi najwyżej do ramienia, i to tylko wtedy, gdy staniesz na palcach. W dodatku nawet w tym okropnym swetrze wyglądasz na bardzo wychudzonego. Lekki podmuch wiatru i po tobie. 
- Pogódź się z faktem, że jesteś ode mnie zależny – łapię go za brodę, by patrzył mi prosto w oczy. - Od teraz chodzisz spać o dziewiątej. 
- I co jeszcze? - próbuje mi się wyrwać. 
- Zjesz śniadanie – sadzam go na krześle i przysuwam widelec. 
- Nie jestem głodny. 
- Interesuje mnie tylko dobro syna, nie twoje. 
- To zamów coś jadalnego. To jest obrzydliwe – wskazuje na gotowe danie, które składa się z samych zdrowych rzeczy. 
- To zbilansowany posiłek, który słono mnie kosztował. 
- To szara breja i jakaś trawa, które smakują okropnie! - karzełek jest nieugięty i konsekwentnie odmawia zjedzenia czegokolwiek. 
- Wcale nie! - bronię swojego wyboru. 
- Może spróbujesz? - obejmuje się ramionami, czekając na to, co teraz zrobię. 
- Skoro nalegasz. Moim zdaniem wygląda obiecująco. 
- To się jeszcze okaże – mruczy pod nosem. Nakładam na widelec odrobinę „radosnej sałatki”. Smak jest dość specyficzny, przyznaję. Nie pomaga fakt, że ozdobiono ją jadalnymi kwiatami. - Dobre? 
- Nie musi być dobre. Wystarczy, że jest zdrowe i masz to zjeść do końca. 
- Ani mi się śni! 
- Eli! - uderzam pięścią w stół, wyprowadzony z równowagi. Ciężarny aż podskakuje z przerażenia. 
- Dziękuję za śniadanie – pośpiesznie ucieka do swojego pokoju. 
Wredny bachor! Już ja bym cię nauczył szacunku dla starszych... Podchodzę do szuflady, w której trzymam leki i biorę coś na ból głowy, który po naszej sprzeczce jeszcze się nasilił. 
Otwieram lodówkę i zastanawiam się co mogę mu dać. Najnowsze badania wskazują, iż powinien unikać cukru, soli, tłuszczu, glutenu... Sięgam po słoik dżemu, którym smaruję kawałek chleba tostowego. To pewnie zje. 
Popycham drzwi prowadzące do jego sypialni, nie kłopocząc się pukaniem. Chłopak leży na brzuchu i znowu coś szkicuje.
- Nie myśl sobie, że za każdym razem będę ci ulegał – rzucam talerz na pościel. 
- Dziękuję – od razu odgryza niewielki kawałek. Jednak jest głodny. 
- Za pół godziny wychodzę i wrócę po południu. Wracając do domu zrobię zakupy. Chcesz coś? 
- Landrynki. 
- Nie – pozbawiam go złudzeń w kwestii słodyczy. 
- Jestem pewny, że zarobiłem wystarczająco dużo, by starczyło na najtańsze cukierki. 
- Cukier jest szkodliwy. 
- W twoim wieku z pewnością – celowo mnie drażni. 
- Zamknę drzwi na klucz, więc nie licz na to, że uciekniesz pod moją nieobecność. I ogarnij się jakoś, bo zaczynasz straszyć. 
- O co ci znowu chodzi? - wścieka się słysząc moją ostatnią uwagę.
- Ponoć osoby w ciąży promienieją, a ty... Widziałeś swoje odbicie w lustrze? 
- Pan idealny się odezwał... Masz pecha. Dziecko będzie do mnie bardzo podobne. Będziesz się ze mną męczył długie lata. 
- Jeśli wcześniej cię nie zabiję – zabieram mu talerz z niedojedzoną kanapką. 
- Oddaj! - zrywa się z pościeli.
- Wolę ją wyrzucić – uśmiecham się złośliwie. - Jeśli zgłodniejesz, zawsze zostaje wyjątkowo zdrowa sałatka. 
- Chleba też będziesz mi żałować? - oczy Eli zachodzą łzami.
- Nie zarobiłeś na niego, a ja tak. 
- Upokarzanie mnie aż tak cię bawi, Max? A może to rodzaj rekompensaty? Byłeś prześladowany w szkole? Rodzice woleli zdolniejszą siostrę? 
- Jestem jedynakiem - odpowiadam ze spokojem.
- Może żona cię rzuciła? Jeśli wziąć pod uwagę twój wiek, to pewnie miałeś ich już kilka... 
- Nigdy nie byłem żonaty! 
- Jesteś impotentem – wyrokuje. 
- Jeszcze jedno słowo, a... 
- To też mnie nie dziwi - nastolatek kontynuuje dręczenie mnie. - Która kobieta wytrzymałaby z takim mężczyzną? Kiepski w łóżku i do tego sknera – jego atak stopniowo podnosi mi ciśnienie. 
- Nie jestem sknerą! - krew się we mnie gotuje, gdy jestem zmuszony do słuchania takich bzdur.
- Jesteś – Eli okrywa brzuch kocem, chociaż w pokoju jest bardzo ciepło. - Na szczęście to ja, a nie ty, zaopiekuję się dzieckiem, któremu niczego nie zabraknie. 
- I niby jak chcesz to zrobić, co? - drwię. - Nie stać cię nawet na najtańsze cukierki, których i tak ci nie kupię – uprzedzam jego ponowną prośbę, opierając się o framugę. - Już wiem. Będziesz się rozbierać za pieniądze. Tylko to potrafisz – jego zmęczone oczy robią się bardziej szkliste. Znowu będzie płakać.
- To nie ja zapłaciłem lekarzowi za zapłodnienie – wypomina mi. - Skoro jesteś taki bogaty i cudowny, czemu noszę twoje dziecko? Kto tu jest od kogo zależny? 
- Właśnie, ty je tylko nosisz! Jeszcze będziesz mnie błagał, abym je zabrał, bo zamienię twoje życie w piekło! - wrzeszczę jak oszalały. 
- To może być jeszcze gorzej? Nie wydaje mi się – chłopak wraca do szkicowania. 
- Może, wierz mi, że może! – wychodzę z jego pokoju, mocno trzaskając drzwiami. Idę od razu do kuchni, gdzie wyrzucam niedojedzoną kanapkę, a następnie z prawdziwą lubością pozbywam się resztek dżemu i innych rzeczy, które lubi, zapełniając nimi kosz na śmieci. Nie chce ustąpić po dobroci, trudno. Jego wybór. 
W dobrym nastroju biorę prysznic i ubieram się w jasny garnitur. Przed samym wyjściem ponownie zaglądam do smarkacza. Jasnowłosy w końcu zasnął. Waham się, czy go tutaj nie zamknąć, ale z drugiej strony może wyjdzie chociaż na balkon? Ma szarą twarz i zapadnięte policzki. Wtulił się poduszkę i porządnie okrył. Tylko on marznie w środku lata... Dziwak.

Spotkanie z przedstawicielami wytwórni filmowej przebiega w miłej atmosferze. Podpisuję umowę. Przez kilka chwil przyglądam się sporej sumie, która do końca tygodnia wpłynie na moje konto bankowe. Dzięki tym pieniądzom mógłbym udać się w podróż dookoła świata, kupić dom, a nawet kolejny samochód. Jeśli dołożyć do tego skromny procent z zysków, który będzie moim udziałem, rodzice powinni być ze mnie dumni.
Zrelaksowany i uśmiechnięty mogę odwiedzić galerię, w której jestem serdecznie witany przez pana Robinsona.
- Eli wspaniale się spisał – mężczyzna z zadowoleniem podziwia efekty jego pracy. - Jest coraz lepszy, nie sądzi pan? 
- Przykro mi, lecz nie znam się na sztuce – dyskretnie rozglądam się po pomieszczeniu, szukając wzrokiem reprodukcji Moneta, którą chłopak dla niego namalował. 
- A ja wprost przeciwnie, dlatego wiem, iż trafił mi się prawdziwy diament. Proszę – wręcza mi kopertę oraz listę zamówień. 
- Gdzie się podział ten wielki obraz, który był tu ostatnim razem? - zagaduję właściciela, wskazując na puste miejsce po płótnie. 
- Pożyczyłem go zaprzyjaźnionej galerii – uśmiecha się tajemniczo. 
- Myślałem, że zabrał go pan do domu – wkładam kopertę do wewnętrznej kieszeni marynarki. 
- Przyznaję, miałem taki zamiar, lecz mój przyjaciel przekonał mnie do zmiany planów. 
- Tak? - spoglądam na Robinsona, który ewidentnie coś przede mną ukrywa. 
- Obraz jest piękny. Trudno przejść wobec niego obojętnie, choć to tylko reprodukcja. 
- Pewnie ma pan rację – staram się dać mu do zrozumienia, iż nasza rozmowa dobiega końca. 
- Nie będę pana dłużej zatrzymywał. Proszę pozdrowić ode mnie mojego ulubieńca – uśmiecha się, odprowadzając mnie usłużnie do samych drzwi. - Prace Eli są obecnie bardzo popularne, lecz proszę pilnować, by się nie przemęczał. 
- Przecież nie pracuje w kopalni – moja uwaga sprawia, iż sprzedawca parska śmiechem. 
- Drogi panie Ford, widzę iż nie rozumie pan artystów - wzdycha z rozczarowaniem.
- Myli się pan. Rozumiem lepiej niż pan sądzi. Sam zaliczam się do tego grona. Jestem pisarzem – chwalę się. 
- Z całym szacunkiem, lecz między Eli a panem istnieje przepaść większa niż Wielki Kanion. 
- Dlaczego tak pan uważa? - dziwi mnie jego ocena, bądź co bądź, dosyć krzywdząca. 
- Bo pan jest silny, a Eli słaby, a malowanie sprawia, iż staje się jeszcze bardziej bezbronny. Musi odsłonić swoje emocje. Z panem jest inaczej, prawda? Pisanie jest pańską siłą. 
- Siłą? Nigdy tak na to nie patrzyłem. 
- Eli potrzebuje kogoś, kto stanie się jego tarczą i osłoni go przed innymi. I spotkał akurat pana na swojej drodze. W dodatku będziecie mieli dziecko. Z początku wydawało mi się, iż zupełnie do siebie nie pasujecie. Przepraszam, że to powiem, lecz odniosłem wrażenie, że jest pan zarozumiałym bucem - opinia właściciela galerii mocno mnie zabolała. - Cieszę się, że ta ocena okazała się nie mieć nic wspólnego z rzeczywistością i przepraszam, jeśli poczuł się pan dotknięty – posyła mi zakłopotane spojrzenie. 
- Pójdę już. Eli od rana jest sam. Jeśli go nie przypilnuję, nie zje obiadu. 
- W takim razie do rychłego zobaczenia – Robinson macha mi wesoło na pożegnanie. Nie wiem co bierze, lecz musi koniecznie poprosić lekarza o zmianę leków. Eli i ja? Razem? Jest to równie realne jak to, iż przerzucę się na romanse.

Obładowany siatkami wracam do domu, nadal śmiejąc się w duchu ze słów szalonego „znawcy sztuki”. Może to farby olejne tak na niego działają? Odurzył się, bo zbyt dużo czasu spędza w swojej dziupli, którą szumnie nazywa „galerią”, a ze mnie robi... Zaraz, zaraz, jak to było? Tarczę? Szkoda, że nie widzi prawdziwej twarzy swojego protegowanego. Wie o jego nagich wyczynach? A może sam ma ochotę się nim „zaopiekować”...
Wkładam klucz do zamka i z zaskoczeniem odkrywam, iż drzwi są już otwarte.
- Eli? - wołam jasnowłosego. - Jeśli próbowałeś uciec, to... 
- To co? - odpowiada mi głos mojego ojca, który wstaje od stołu. Obok niego siedzi mama, która rzuca mi krótkie, lecz jakże wymowne spojrzenie. Jej uwagę pochłania bez reszty mały malarz-amator, który na mój widok, krzyżuje ręce na brzuchu w obronnym geście.
- Mamo, tato, co tu robicie? - pytam, bacznie się im przyglądając. 
- Nie sądzisz, iż to nam należą się wyjaśnienia? Kiedy zamierzałeś nam powiedzieć o dziecku? – ojciec nie należy do osób cierpliwych. Od razu chce poznać wszystkie fakty. 
- W przyszłym tygodniu. Mamo, czemu nie powiedziałaś, że przyjedziecie? - ta drobna szatynka, która nie potrafi oderwać wzroku od kiepsko wyglądającego ciężarnego, jest obecnie moją jedyną szansą, by wyjść cało ze starcia z tym olbrzymem, który jest aż biały ze zdenerwowania. 
- W przyszłym tygodniu... - powtarza po mnie. - Dobre sobie – prycha. 
- Kochanie, nie powinieneś denerwować chłopca – Pamela Ford dyskretnie zwraca uwagę ojcu, starając się opóźnić coś, co jest nieuniknione. Za chwilę dojdzie do awantury. Nie chcę, aby Eli dostrzegł moje słabe strony, które obnaży rychłe starcie. 
- Zabierz go i poczekajcie na mnie w samochodzie – Peter Ford instruuje żonę, która od razu wykonuje jego prośbę. 
- Chodź ze mną, Eli – mama ciągnie jasnowłosego w kierunku drzwi. 
- On zostaje ze mną – zaciskam mocno szczęki. Kobieta, ściskając drobną dłoń osiemnastolatka, zatrzymuje się w połowie drogi do drzwi. 
- Daj mi pięć minut. Za chwilę do was przyjdę i pojedziemy – głos ojca dodaje jej otuchy, bo bez zbędnych tłumaczeń wyprowadza chłopaka z mieszkania, tak jak sobie życzył. Zostajemy sami. 
Groźne spojrzenie wwierca się we mnie z taką intensywnością, iż opuszcza mnie część pewności siebie, którą szczyciłem się sam przed sobą zaledwie kilka minut temu. 
- Tato... Ja... - gram na czas. 
- Zawiodłeś mnie! Jak mogłeś?! - jego niebieskie tęczówki znacznie ciemnieją, a na twarzy pojawiają się ciemnoczerwone plamy. To znak dla przeciwnika, by uciekać gdzie pieprz rośnie... - Twoja matka i ja nie tak cię wychowaliśmy! - grzmi. 
- Proszę, pozwól mi coś powiedzieć. 
- Milcz! Nie wstyd ci?! Przecież to jeszcze dziecko! On ma zaledwie osiemnaście lat, rozumiesz?! Osiemnaście! 
- To nie ma nic do rzeczy. Lekarz powiedział, że to była pomyłka, ale... 
- Pomyłka?! Tak to sobie tłumaczysz? Zaciągnąłeś go do łóżka, wykorzystałeś, a teraz się wypierasz?! - on serio myśli, że Eli i ja...? Chyba postradał rozum na stare lata!
- Do łóżka? Tato, ty nic nie rozumiesz! Kijem bym go nie tknął! 
- On jest w ciąży, kretynie! Nie powiesz mi, że jesteś aż tak głupi, że nie wiesz skąd się biorą dzieci, co? A może to też jest dla ciebie zaskoczeniem? - mężczyzna zaczyna nerwowo krążyć po pokoju, który nagle wydaje mi się bardzo malutki. 
Mój ojciec to kawał chłopa. Ma 199 wzrostu i waży dobrze ponad sto kilo. Od urodzenia trenował judo. Ma na koncie pięciokrotne mistrzostwo świata, a także złoty medal olimpijski. Choć jego skronie muśnięte są siwizną, z pewnością wciąż jest w dobrej formie. 
- Gdybyś znał go tak jak ja to przyznałbyś mi rację – z niedowierzaniem kręcę głową. 
- Ty znasz go aż za dobrze... Chcę wiedzie co teraz planujesz? 
- Planuję? A co niby mam planować? - dziwię się. - Naciskam, by oddał mi dziecko, ale on nie chce. 
- Oddał? Jak to oddał?! - ojciec ponownie się unosi. 
- Ma się zrzec praw i po sprawie - tłumaczę swój sprytny plan.
- A co z chłopakiem? 
- Zapłacę mu. 
- Zapłacisz... - w ustach Petera Forda to słowo brzmi gorzej, niż przekleństwo. - Brzydzi mnie to, co do mnie mówisz, synu. 
- To co mam twoim zdaniem zrobić? 
- Jak to co? To, co robi się w takich sytuacjach. Liczę na to, że zachowasz się jak mężczyzna. Weźmiesz ślub z Eli i wychowacie razem mojego wnuka! - stary uparciuch, któremu wydaje się, że na wszystko ma gotową odpowiedź, nie będzie za mnie decydować!
- To wykluczone! - tym razem to ja nie umiem nad sobą zapanować. - Nie zwiążę się z kimś takim. 
- Czyli jakim? 
- Tanim... - wypowiadam to słowo z pogardą, na którą Eli w pełni zasłużył.
- Jest za tani, by z nim być, lecz nie przeszkadzało ci to, by go tu sprowadzić i z nim spać? - ojciec błędnie podsumowuje sytuację.
- Mówiłem ci, że my ze sobą nie śpimy! - rozjuszony do granic możliwości nie umiem nad sobą panować.
- Skoro ty nie potrafisz stanąć na wysokości zadania, ja to zrobię - w zachowaniu mężczyzny zachodzi subtelna zmiana. Uspokaja się zdecydowanie za szybko, co nie wróży niczego dobrego. - Zabieram Eli ze sobą. 
- Co takiego?! Nie możesz tego zrobić! 
- A kto mi zabroni? - mężczyzna unosi swoje kruczoczarne brwi do góry, by wzbudzić we mnie respekt. 
- On zostaje ze mną – postanawiam walczyć do końca. 
- Nie sądzę. Widziałeś w jakim jest stanie? Jak tak dalej pójdzie, straci dziecko. Przykro mi to mówić o własnym synu, ale spodziewałem się po tobie czegoś więcej – Peter Ford podchodzi bliżej i kładzie mi rękę na ramieniu. - Razem z mamą dobrze o niego zadbamy. Nie dzwoń i nie przyjeżdżaj, chyba że zmienisz zdanie – rzuca na do widzenia, po czym zamyka za sobą drzwi.

46 komentarzy:

  1. WOW. Tego się nie spodziewałam :O

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mama i tata wkraczają do akcji :D Bo Max jest zły, bardzo zły :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Ej! Bez takich! Tylko trochę podręczył dzieciaka... Co w tym złego? :D

      Wegi

      Usuń
  2. Kocham jego tatę! Tata Maxa rządzi! Hahahaha uwielbiam takie zwroty akcji ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeszcze nie był zwrot akcji :D A będzie się działo i to dużo.

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. No ja na to liczę ^^ Ojcze postaw swego syna do pionu bo jest nieczułym s... nie będę konczyć bo to nie ładne określenie :D

      Usuń
    3. Każdy ojciec najlepiej zna swoje dziecko i wie, jak je odpowiednio ukarać :D Max, trzeba było kupić landrynki. Osłodziłyby gorzkie rozstanie...

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Hohoho ^^ U mnie też planowane rozstanie ^^ tyle że landrynki to raczej nie pomogą buahahahaha^^

      Usuń
  3. Taaak! Eliś bezpieczny!!!
    Myślałam, że rodzice Maxa staną się kolejnym stadem sępów na niebie blondyna. Czasami dobrze się mylić. Mam nadzieję, że zadbają o niego jak należy i będzie szczęśliwszy. Poza tym... milutko jest zobaczyć jak idealny plan dyktatora rozpada się na kawałeczki ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tata i mama trochę namieszali, ale najlepsze dopiero przed nami :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Uff... Nareście ktoś kto skarcił Maxa i zastanowił się co czuje biedny artysta... Może rodzice Maxa kupią Eliemu te landrynki...:)
    Nareście światełko w tunelu... >W<
    Rozdział genialny i życzę weny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko zależy od tego czyj to tunel :D Max wpadł w prawdziwy kanał. No i klops :D
      Spokojnie, wena jest. Miałem problem z kupnem komputera, ale już mam nowy i mogę działać dalej. Moim celem jest kolejny rozdział Zdrajcy :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Proszę, proszę... Takiego zwrotu akcji kompletnie się nie spodziewałam. Brawo za to, bo niewiele opowiadań jest w stanie mnie zaintrygować i mpregów z zasady nie czytam. Więc jeszcze raz brawo za to.

    Jestem trochę zdziwiona, że Max tak po prostu dał zabrać Eliego. Czekam na to w jaki sposób sprowadzi go z powrotem do domu.

    Zobaczymy też, jak będą młodego traktowali rodzice Maxa. Ich dobroć jest dla mnie trochę podejrzana.

    Czekam na wiecej i weny życzę :D

    Na zdrajcę także czekam ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo wszystko co piszę Kitsune wydaje sie być podejrzane nawet jak takie nie jest ^^

      Usuń
    2. Podejrzane? Też mi coś :D
      Prawdziwy zwrot akcji dopiero przed nami. Tak Wami zakręcę, że będziecie chciałby abym zapłodnił wszystkich facetów heheheh :D Poza Tristanem. Jemu wystarczy tajemnicze, czarne pudełko :D

      Wasz Kitsune

      Usuń
  6. Tego to się w ogóle nie spodziewałam! W końcu ktoś uratuje Eli od tego dupka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Max to mój ulubieniec :D Jeśli sądziłaś, że ot tak się podda, to jesteś w błędzie. Walcz Max, pokaż na co cię stać ;D

      Twój Kitsune

      Usuń
  7. Przepraszam Kitsune, ale nie dotrwałam dziś w nocy do edycji tego opowiadania. Padłam jak kawka, ale czuję się usprawiedliwiona, bo wczoraj przepracowałam przy kompie non stop przez prawie 17 godzin! Od parę minut po piątej rano do ok. 22-ej. Nie wiem jak trafiłam do domu. I nie powiem co mi zdrętwiało, mimo że fotel wygodny i ergonomiczny... Ech.
    Ale, ale! Rzeczywiście wyczarowałeś super rozdział. Kocham rodziców Maxa. Mają w sobie coś z Rose :) Niezależnie od własnych cech. Bardzo wyraziste postacie. Jakbym ich znała:)
    Hmmm, jakby tak pomyśleć, mam coraz więcej postaci do kochania, wielbienia i wgl :))) Dzięki Ci za to Kitsune.
    Ojciec Maxa ma charakter, bez dwóch zdań. Przytrze nosa apodyktycznemu ...yyy... no, temu.:)
    Z drugiej strony Max po kimś to ma! Przeczuwam istne starcie tytanów. Rozumiesz: burza, tajfun, nie wiem, cyklon jak na Jowiszu i - wyspa spokoju w osobie mamy Maxa. W końcu z takimi mężczyznami trzeba umieć postępować. Stanowczo, acz łagodnie. Cierpliwie. Do celu. Mama Maxa to potrafi niewątpliwie: skoro mąż namawiał ją do czegoś, na co wcześniej prychał. Czyli uwierzył że chce, aby jego żona aktywnie działała. I pewnie jest przekonany że to jego inicjatywa. Zuch babeczka. Kocham ją! Na pewno raz na jakiś czas pokazała też pazurki:) Inaczej nie mogłaby takiego gościa przy sobie utrzymać. Przynajmniej tak mi się zdaje.
    I Eli będzie mieć wsparcie. Dobrze. Bardzo dobrze. Jeszcze się chłopaki dotrą. Tak sądzę.
    Generalnie jestem zachwycona :) MB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówił Ci ktoś, że za dużo pracujesz? Tyle to nawet ja nie wysiedziałbym przy komputerze, a jestem uzależniony (nie tak jak Joleen, ale gry same się nie przejdą :D). Za to działasz na pełnych obrotach. Napisałaś bardzo trafny profil psychologiczny tatusia i mamusi :)
      Nie martw się. Już ja dotrę Maxa na maxa :D Choć obecnie należy do moich ulubieńców, czeka go sporo "przygód".

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Oczywiście, bardzo dużo osób mi to mówi. Ale dziś się zbuntowałam i pracowałam już tylko 11 godzin i to z przerwą :) (o czym wiesz).
      Ale do rzeczy. Nie myślałam co prawda o profilach i wgl, ale to po prostu czysta miłość i uwielbienie. Kocham rodziców Maxa całą sobą. No mówię Ci, jakbym ich znała. Znaczy, wychodzi, że ten, no, empatyczna jestem :) Kto by pomyślał?! Teraz dla odmiany jestem zdumiona. Ale i tak nadal zachwycona :).
      A skoro już zaczęłam sobotę, to właśnie zasiądę przez telewizorem na jakieś 2-3 godziny. Pierwszy raz w tym roku to mi się należy (tzn. rano do śniadania wiadomości oglądam, ale to się nie liczy jako telewizor, tylko jako zdobywanie informacji), WEEKEND!!! YES YES YES!!! :))) TA-DAM!!!
      To ja czekam na te przygody!!!MB

      Usuń
    3. Oglądasz telewizję? Ja nie. Rodzice okupują, a jak ich nie ma, to nie włączam. Czasami Joleen zmusza mnie do obejrzenia Kawalera do wzięcia :D Piękne kobiety walczą o to, która z nim będzie, a ja tak siedzę i sobie myślę, że chyba powinienem się zgłosić :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Już obejrzałam. Ale fajne. A jaka tam była biblioteka☺ następny film pewnie za jakieś pół roku. Ale nie przeszkadza mi to. Sorki, ale nie mam pojęcia o jakim programie piszesz. Zgłoś się i daj info kiedy edycja to obejrzę ��MB

      Usuń
    5. Nie wybiorą mnie :( Wyglądam zbyt przeciętnie. Jednak pomarzyć dobra rzecz :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. Jeśli gąski zgłosiłyby się na kandydatki to każdy by przeszedł :D

      Wegi
      Ps. MB zdecydowanie za dużo pracuje!

      Usuń
  8. Kitsune. Jesteś kokiet, czy naprawdę myślisz o sobie tak źle,jak ja o sobie? MB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem wobec Ciebie i siebie szczery. Poza tym nie rozumiem dlaczego miałabyś myśleć o sobie źle? Przecież jesteś piękną kobietą, więc o co chodzi?

      Twój Kitsune

      Usuń
  9. Czekaj, bo uwierzę☺ MB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MB jest piekną kobietą, a Kitsune przystojnym mężczyzną ^^(choć was nie widziałam to wiem ^^) I proszę mi tu bez takich niskich samoocen.

      Usuń
    2. Dziękuję Kira.
      Kitsune teraz dopiero załapałem, jak mogła zabrzmieć moja wypowiedź. Przepraszam. Nie wątpię w Twoją szczerość. Dziękuję także Tobie za miłe słowa. MB

      Usuń
    3. "Załapałam"☺ Ech ,telefony... MB

      Usuń
    4. A ja i tak uważam, że wszystkie jesteście piękne :) Błyszczycie niczym diamenty, każda swoim własnym blaskiem :)

      Wasz Kitsune

      Usuń
    5. Zapiszę sobie gdzieś ten komentarz :')

      Wegi

      Usuń
  10. Oh,oh,oh,(zaciera łapki) oh,oh,oh .
    Mefisto podekscytowany jest bardzo.
    Weny życzy Mefisto

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję drogi Mefisto :) Wena jest i ma się bardzo dobrze. Właśnie tworzę nowy rozdział Zdrajcy :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  11. Ja chcę następny rozdział 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może w przyszłym tygodniu, ale niczego nie obiecuję :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  12. Łał... nie wiem jak trafniej opisać ten rozdział :D postarałeś się żeby nas zaskoczyć ;) Max trzymaj się! Eli jeszcze będzie caaałyyy twój :3 taką mam przynajmniej nadzieję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choć bardzo lubię Maxa, to jednak wszystko ma swoje granice. To landrynkowy psychopata. Nie oddam mu Eli (tak łatwo) :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  13. Jak on ma urodzić to dziecko?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bocian je przyniesie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Ale tak naprawdę naprawde :D

      Usuń
    3. Znajdą dzidziusia w kapuście :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  14. Coraz lepiej. ..

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam,
    tak Max jest prawdziwym snobem, nie liczy się z innymi, takich ludzi to bym wypatroszyła, ale to tak podobało mi się, może Eli odżyje z dala od Maxa...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  16. Hejeczka,
    wspaniale, o tak Max jest prawdziwym snobem... nie liczy się z innymi, takich ludzi to bym wypatroszyła najlepiej, ale to tak podobało mi się, może Eli odżyje z dala od Maxa...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń