poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Wasze pytania - moje odpowiedzi :)


Moje Drogie Gąski :)

Bardzo Wam dziękuję za wszystkie pytania. Ponieważ jest ich sporo, bez zbędnych wstępów, przechodzimy do rzeczy :D


Uprawiasz jakiś sport?
Biegam. Bardzo to lubię.

Wolisz wieś czy miasto?
Wieś i miasto mają swoje zalety i wady. W sumie jest mi wszystko jedno, jeśli jest Internet

Ulubiony przedmiot z czasów podstawówki?
Historia.

Lubisz adrenalinę (sporty ekstremalne etc)?
Dawniej bardziej mnie fascynowały. Teraz uważam, że ludzie zbyt lekkomyślnie traktują życie. Zapominają, że to nie gra i nie będzie kolejnej szansy. Bardzo egoistycznie mówią „najwyżej umrę”, nie licząc się z tymi, którzy będą musieli uporać się ze stratą takiego delikwenta. Ostatnio ktoś mi opowiadał o tym, że jakiś facet pobił rekord, bo wyskoczył z samolotu bez spadochronu i przeżył. Tylko co z tego? Po co komu taki rekord?

Gdybyś mógł zabrać dowolną rzecz na bezludną wyspę to co by to było?
To jest bardzo dobre pytanie. Może telefon? Dzwoniłbym do mamy i pytał co słychać :D

Ulubiony owoc?
Banan.

Najbardziej egzotyczna rzecz jakiej spróbowałeś?
Wszelkiego rodzaju węże, owady, ślimaki oraz tego typu rzeczy zostawiłem innym :D

Najbardziej niebezpieczna rzecz jakiej spróbowałeś?
Jeśli chodzi o jedzenie – większość moich „spontanicznych przepisów” jest niebezpieczna :D

#TeamKoty czy #TeamPsy
Psy. Koty mogą się schować :D

Wszyscy wiemy, że Twój blog powstał bardzo spontanicznie. Stąd moje pytanie - czy przed nim czytałeś inne blogi o tematyce LGBT? Czy zacząłeś dopiero po tym, jak stworzyłeś pierwsze historie? A może w ogóle ich nie czytasz, bo nie masz ochoty/czasu/etc...
Joleen pozwoliła mi przeczytać poszczególne rozdziały Losta, ale było to już wtedy, gdy zacząłem pisać pierwsze opowiadanie. Przedtem niczego nie czytałem. Oczywiście wiedziałem, że jest coś takiego jak yaoi. Co więcej, obejrzałem z nią Shingeki i nie rozumiałem, czym ona się tak podnieca. Był jakiś Eren i jakiś Levi. Jak dla mnie nic ich nie łączyło :D
Zdarza się, że odwiedzam blogi/konta na wattpadzie. Interesuje mnie w jaki sposób inny prowadzą swoje historie, o czym piszą i jak to robią. Zazwyczaj po kilku rozdziałach porzucam dane opowiadanie. Mało jest takich, które przeczytałem w całości. Dlaczego? Bo jestem bardzo wymagający. Historia musi mieć w sobie to coś, a gdy tego nie ma, tracę nią zainteresowanie.

Jacy są Twoi ulubieni autorzy (blogowi) i opowiadania?
Joleen jest moją ulubioną autorką  :) Bardzo ją podziwiam. Potrafi wejść w bohatera i idealnie nim sterować, jakby był marionetką w jej dłoniach. Poza tym Wy znacie wyłącznie jej ff, a ja znam książki :)

Jakie jest Twoje ulubione anime i manga? (Damn, czekałam, aby poznać na to odpowiedz tak długo ;-;)
Moje ulubione anime yaoi – Okane ga nai i Sekaiich Hatsukoi.
Mangi yaoi – Ten Count (to żadna nowość :D) i Sekaiich Hatsukoi.
Anime, które nie jest yaoi : Soredemo sekai wa utskushii, Akatsuki no Yona, Lady Oscar (to bardzo stara, ale piękna historia miłosna), Armitage Polimatrix (to też jest dość stare, oglądałem to wieki temu, teraz kreska mnie przeraża :D), wszystkie filmy Studia Ghibli, Ghost In the Shell. Generalnie romanse, romanse i jeszcze raz romanse :D
Jest też to najbardziej ukochane anime, ale za bardzo się wstydzę, by głośno o nim mówić. To także romans. Słodki i uroczy :) Wy też z pewnością go znacie :D

Czy w przyszłości chcesz się wyprowadzić poza granice Polski? Jak tak, to gdzie?
Tak, planuję emigrację na stałe. Gdy się przeprowadzę, dam Wam znać.

Wolisz morze czy góry?
Morze. Nigdy nie byłem w górach i się nie wybieram.

Najbardziej szalona rzecz, jaką zrobiłeś w życiu?
Śledziłem pewne małżeństwo. Brała w tym udział policja. To było naprawdę ekstremalne doświadczenie.

Jak długo znasz się z Królową? :D
Kilka lat. Nasza historia nadaje się na opowiadanie. Nazwałbym je „Tak blisko, a tak daleko” :D

Czy w czasach szkolnych należałeś do jakieś subkultury? Byłeś na przykład metalem, hipisem albo emo?
Nie nazwałbym tego subkulturą, ale należałem do elitarnego grona wykluczonych społecznie :D

Jaki jest Twój ulubiony zespół? Jeśli nie umiesz wybrać, możesz nam opisać, jakiej muzyki lubisz słuchać :D
Uwielbiam zespół HIM. Ville ma w sobie moc. Pisze świetne teksty.
Poza tym bardzo lubię muzykę klasyczną, zwłaszcza Chopina.

Kto jest dla Ciebie największa inspiracją?
Joleen jest moją inspiracją. To moja muza i Królową :) Bezustannie coś knujemy i rozmawiamy głównie o pomysłach na nowe opowiadania. Jeśli chodzi o prawdziwych pisarzy - Anne Rice. We wszystkich swoich książkach tworzy genialny klimat. Uwielbiam ją.

Jaka jest Twoja ulubiona epoka literacka?
Chyba takiej nie mam. Uwielbiam książki za ich różnorodność. Lubię porównywać je między sobą. Autorzy różnych epok i z różnych stron świata zwracają uwagę na zupełnie inne szczegóły. To fascynujące. Czuję się tak, jakby ktoś pozwolił mi zajrzeć do ich głowy przez dziurkę od klucza.

Ulubiona lektura szkolna?
„Zbrodnia i kara” oraz „Ania z Zielonego Wzgórza”.

Czy masz jakieś ukryte hobby, którym się z nami jeszcze nie podzieliłeś?
Tak :)

Od jak dawna jesteś weganinem?
Kilka lat – najwspanialsza decyzja, jaką podjąłem.

Skąd wziął się pseudonim "Kitsune"?
Lis jest magicznym zwierzęciem :)

Jaki kraj chciałbyś odwiedzić?
Amerykę, Japonię, Indie, Chiny, Rosję.

Jesteś typem bardziej introwertyka czy ekstrawertyka?
To zależy od dnia.

Masz jakieś swoje małe "dziwactwa"?
Dziwactwo to moje drugie imię, zaraz po słodki i uroczy :D Na przykład jeśli coś mi smakuje, mogę to jeść codziennie, do znudzenia. Nie lubię czytać używanych książek.  Lubię zapach czekolady. Jeśli spodoba mi się jakiś utwór, odsłuchuję go miliony razy. Mógłbym wymieniać w nieskończoność, ale nie chcę Was zanudzać.

Które ze swoich opowiadań lubisz najbardziej? Oraz którego bohatera darzysz największa sympatią?
Pewnie nikogo nie zaskoczę jeśli powiem, że „Humory księcia”. To opowiadanie uświadomiło mi, że wolę bohaterów, którzy mają w sobie głębię. Pierwszy raz napisałem coś z „rozmachem” i bardzo mi się spodobało. Poczułem więź z bohaterami, zwłaszcza Erykiem. Było mi ciężko otrząsnąć się po zakończeniu i zacząć pisać Czekoladę. Co ciekawe, w początkowej wersji historia Eryka i Simona miała wyglądać zupełnie inaczej. Podejrzewałem, że napiszę jakieś 5 rozdziałów i na tym zakończę, ale stało się coś dziwnego. Na samym początku pierwszego rozdziału, gdy Simon wchodzi do biblioteki, by spotkać księcia, spojrzałem na niego jego oczami i… zadurzyłem się na tyle mocno, że zmieniłem przebieg wypadków :)
Każdy bohater ma coś ze mnie. Z niektórymi podzieliłem się przeżyciami, z innymi wyglądem, jeszcze z innymi marzeniami, zainteresowaniami, dobrymi i złymi chwilami z własnego życia. Wybór tylko jednego jest trudny. Chyba więc pozostanę przy Eryku, bo pod wieloma względami jest po prostu wyjątkowy.

Jaka jest Twoja ulubiona książka oraz film?
Film? Matrix. A książka? „Wampir Lestat” Anne Rice.

Czy Twoja przygoda z pisaniem rozpoczęła się wraz z aktualnym blogiem, a może już wcześniej jakiś prowadziłeś, albo po prostu skrobaleś historie "do szuflady"?
Kiedyś, dawno temu (10 lat wstecz?), prowadziłem innego bloga. Po pewnym czasie utknąłem w martwym punkcie i na tym się skończyło. To nie było opowiadanie yaoi. W sumie to nawet nie było opowiadanie. Bardziej przypominało kartki z pamiętnika mojego bohatera, który był sporo ode mnie starszy. Jakieś luźne myśli, przemyślenia, dotyczące życia i miłości. Generalnie chodziło o to, że facet zakochuje się od pierwszego wejrzenia w kobiecie, którą przypadkowo spotyka. Banał, ale mam do niego sentyment.
Do szuflady nie pisałem nigdy. Co więcej, praktycznie do końca liceum, nienawidziłem pisać. Wypracowania zawsze mnie irytowały, bo nie można było kierować się własnym osądem, lecz utartymi schematami, narzuconymi przez innych. Przykład? W „Lalce” wszyscy uważają, że Izabela postąpiła okrutnie, bawiąc się Wokulskim. Ja wprost przeciwnie. Na jej miejscu, zrobiłbym to samo :D
Czy planujesz wrócić do jedzenia mięsa?
Nie ma takiej opcji.
Słodzisz herbatę?
Nigdy!
Dlaczego nadal czekamy na „Dotknij mnie”?
Brakuje mi czasu, ale pamiętam o tym projekcie. Powstanie w późniejszym terminie.
Myślałeś kiedyś i napisaniu ff?
Tak się składa, że napisałem aż 2, ale ich poziom pozostawia wiele do życzenia, więc nie pojawiły się na blogu. Miały łącznie jakieś 10 stron. By je opublikować, musiałbym napisać je jeszcze raz. Szkoda mi na to czasu.

Jakie jest Twoje OTP?
Nie mam żadnego.

Co Cię natchnęło do wydania książki?
Joleen mnie natchnęła. Uznała, że mam za dużo wolnego czasu :D A tak na poważnie, to fajna sprawa móc powiedzieć „wydałem książkę”. Z pewnością napiszę kolejne.

Jak przebiegało pisanie "Wybierz mnie"? Podziel się swoimi przemyśleniami i o tym, jak współpracowało się z Beezar. Ogólnie Twoje refleksje i porady ^^
Pisanie szło mi opornie. Zajęło jakieś 2 miesiące. W tym samym czasie pisałem też Zdrajcę i Bezsenne Noce, więc łatwo nie było, ale… Prawda jest taka, że w obecnych czasach każdy, w tym ja, może napisać i wydać książkę. Wystarczy pomysł i trochę czasu. To nic nie kosztuje. Zrobiłem to, by poczuć satysfakcję. Ostatecznie „wydałem książkę” :D
Założyłem konto na Beezar i po przekonwertowaniu na PDF, po prostu załadowałem dokument. Proste, prawda?
Wiele osób pisało do mnie, że nie chcą tam kupować, bo wolą zachować anonimowość. Ja jako autor, nie mam wglądu w dane osobowe kupujących. Dostaję powiadomienie „sprzedałeś książkę” i tyle. Nie wiem ani kto ani co kupił.
By wypłacić pieniądze, należy zgromadzić na koncie minimum 100 zł, czyli przechodzimy do kwestii finansów. Jeśli liczysz na to, że po wydaniu książki zaczniesz się budować, to jest mi przykro, ale muszę Cię rozczarować. Beezar pobiera 26% oraz podatek, co łącznie stanowi ok. 50% ceny każdego egzemplarza. Swoich pieniędzy jeszcze nie wypłacałem. Na dzień dzisiejszy nie wiem, jak to zrobić.

Masz zamiar jeszcze coś wydać?
Tak. Prace już trwają :D

Czy myślałeś kiedyś o wydaniu papierowej książki? :)
Tak, ale jeszcze nie w tym roku.

Twoje ulubione danie?
To nie danie, ale chleb lubię najbardziej.

Co sprawiło, że przeszedłeś na weganizm?
Byłem bardzo chory i weganizm był moją ostatnią deską ratunku.

Co uważasz o wattpadzie?
Nie przepadam za wattpadem. Jestem na niego za stary. Korzystam z konieczności, by np. nie zaśmiecać bloga „pamiętnikiem”.

Wolisz blogspota czy wattpada?
Blog to mój lisi domek :D

Farbowałeś kiedyś włosy?
Jeszcze nie :D

Czy jesteś wysoki?
Nie jak koszykarze :D

Twoje ulubione miasto w Polsce?
Kraków. Jest piękny.

Lubisz oglądać mecze w telewizji?
Czasami. Nie jestem jakimś zapalonym kibicem.

Opisz swoją osobę trzema słowami :D
Słodki. Uroczy. Wyjątkowy :D

Czy lubiłeś wf w szkole?
Nie.

 Czy pisanie zmieniło w jakiś sposób Twoje życie?
Oczywiście, że tak. Na lepsze, bo poznałem i poznaję świetne osoby. Okazało się również, że potrafię przełożyć pomysł, który nieśmiało zawitał do mojej głowy, na w miarę spójne opowiadanie. No i wydałem książkę, o czym wcześniej nawet nie marzyłem.
Jeśli chodzi o te złe strony, to wolę je przemilczeć i skupić się na pozytywach :) Ludzie są różni, a wszystko co nas spotyka, powinniśmy potraktować jako lekcję życia.

Lubisz j-rocka?
Oddanym fanem nie jestem, ale temat nie jest mi zupełnie obcy.

Byłeś na jakimś koncercie? Jeśli tak, to na czyim?
Na taki mega koncert wielkiej, amerykańskiej gwiazdy, wybierałem się raz. Został odwołany :D Potem odpuściłem temat. Generalnie w moim mieście tego typu eventy nie są organizowane, a ja jestem leniwy i nie chce mi się nigdzie jeździć.
Za to widziałem całą masę przedstawień operowych, ale nie wiem, czy to się liczy :)

Jaka jest Twoja ulubiona pora dnia?
Każda, jeśli związana jest z piciem herbaty.

Zbierasz mangi yaoi? Jeśli tak, to co znajduje się w Twojej kolekcji?
Mamy z Joleen mniej więcej 90% polskich wydań yaoi (na niektóre czekamy, bo zamówiłem, ale jeszcze nie dotarły; jeśli czegoś nie mamy, to głównie dlatego, że kupimy od razu całą serię, jak miało to miejsce np. w przypadku Love Stage).
Kojarzysz mangę „Koe no katachi”? Wpadłam na pomysł na opowiadanie o ślepym chłopaku, który zakochuje się w zdrowym chłopaku.
Czytasz w moich myślach, droga Yumiko? Tak się składa, że taka historia już powstaje. To temat przewodni mojej nowej książki, która ukaże się we wrześniu :D Myślałem, że zdążę do końca sierpnia, ale nic z tego. Jestem dopiero w połowie…
Gdzie Królowa cię znalazła? Czy są na tym świecie jeszcze jakieś liski? I czy można gdzieś jakiegoś przygarnąć?
Lisów jest pełno i każdy z nas czeka na swoją Królową :)

Ktoś pokazał ci yaoi czy jest to coś na co sam wpadłeś?
Wiedziałem, że yaoi istnieje od bardzo dawna  jako jeden z gatunków, typu sf, romans, fantasy, horror, itd. Dopiero Joleen otworzyła mi oczy na moje braki w tym temacie.

Czy yaoi jest tylko gatunkiem w którym piszesz czy też czytujesz/oglądasz coś w tych klimatach?
Obejrzałem dużo anime i przeczytałem wiele mang, ale do typowej yaoistki nieco mi brakuje. Nie piszczę i nie krzyczę, to z pewnością :D Dla mnie liczy się romans, bo to mój ulubiony gatunek filmowy, literacki i życiowy :) Nie robi mi większej różnicy czy bohaterami opowiadań jest dwóch facetów, czy też mężczyzna i kobieta. Co ciekawe – dwie kobiety zdecydowanie odpuszczam. Na chwilę obecną to byłby nadmiar szczęścia :D

Jak twoja rodzina patrzy na to co piszesz i czy w ogóle o tym wiedzą?
Tak, moi rodzice wiedzą, że piszę. Wiedzą również o czym piszę, ale nie czytają. Nie mają z tym problemu. Wprost przeciwnie. Wspierają mnie i są dumni z każdego sukcesu. Na prawo i lewo opowiadają znajomym, że wydałem książkę. Tylko dzięki pomocy, wsparciu i zrozumieniu ze strony najbliższych, mogę robić to, co kocham. Do końca życia będę im za to bezustannie dziękować.

Czy planujesz pisać również zawodowo czy jest to tylko hobby (Nie ukrywam że chciałabym móc pójść do księgarni i kupić twoją książkę)
Pisanie to zdecydowanie moje hobby, choć nie jedyne. Na dzień dzisiejszy jestem pewien jednej rzeczy – nawet jeśli przyjdzie chwila, w której przestaniecie mnie czytać, ja już nigdy nie przestanę pisać :) Nie robię tego dla popularności, czy jakichkolwiek korzyści. Sprawia mi to radość i przyjemność. Czuję się spełniony :D
Papierowa książka… Sam nie wiem. Może kiedyś, z pewnością nie teraz. Nie planuję takich rzeczy, bo zauważyłem, że i tak nie mam na nie wpływu. Zupełnie niespodziewanie zostałem blogerem. Napisałem „Szkolne opowieści”, choć jak dziś o tym myślę, to sam się sobie dziwię, jak mi się to udało (większość rozdziałów powstała pod kołdrą, bo tak bardzo się wstydziłem). Wszystko potoczyło się wbrew mnie. Pojawiły się inne opowiadania. Zaczęliście mnie odwiedzać, zachęcać abym się nie poddawał i pisał dalej. To Wy podsunęliście mi pomysł, abym zajrzał na stronę Beezar. Jeszcze kilka miesięcy temu nie sądziłem, że powstanie ebook. Kto wie, może za jakiś czas, wezmę do ręki książkę i ona serio będzie moja?
Na chwilę obecną brakuje mi doświadczenia. Nadal popełniam masę błędów w tekście. Jeśli coś napiszę, nie chcę się za to wstydzić. No i najważniejsze – brakuje mi genialnego pomysłu, którym zwaliłbym Was z nóg. Chcę, by osoby, które sięgną po książkę, nie żałowały jej kupna. Ma być idealna pod każdym względem. No i gruba. Opasłe tomisko, od którego nie dacie rady się oderwać ani na chwilę. Tak to widzę :)
Bardzo mnie wzrusza, gdy piszecie, że chcielibyście móc zakupić moje książki w księgarni. Przecież ta przygoda tak naprawdę rozpoczęła się na Waszych oczach. Tworzycie ją razem ze mną. Jesteście jej nierozerwalną częścią. Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie Wy. Bardzo Wam za wszystko dziękuję :)
To były wszystkie pytania oraz wszystkie odpowiedzi. Mam nadzieję, że udało mi się zaspokoić Waszą ciekawość :)  

Wasz Kitsune

piątek, 25 sierpnia 2017

Q & A z Lisem :)

Moje Drogie Gąski :)

Wczoraj wieczorem urocza Theofeeel podsunęła mi pomysł, by zorganizować krótkie Q & A. Powiedzmy sobie szczerze - już teraz wiecie o mnie za dużo :D To się szybko może obrócić przeciwko mnie, ale trudno, zgadzam się :D Postaram się zaspokoić Waszą ciekawość.

Pytanie można zadawać pod postem, mailem, na wattpadzie lub jako prywatną wiadomość (gwarantuję pełną anonimowość).  Macie na to czas do niedzieli (odpowiedzi pojawią się w niedzielę wieczorem lub w poniedziałek). Wkleję je na bloga i na wattpada, by wszystkim było wygodnie.

Jestem wredny, więc najlepsze zostawiłem na koniec. Z góry zastrzegam, że nie powiem :
- ile mam lat
- jak mam na imię
- gdzie mieszkam
- co studiuję

Lubię moją anonimowość i niech tak zostanie :) Prawdopodobnie znalazłoby się też kilka innych tematów, które chcę zostawić tylko dla siebie, dlatego nie zdziwcie sie, jeśli przemilczę coś jeszcze.

No dobrze, rozpisałem się, a to przecież Wasza kolej :) Pytajcie :) Nie mogę się doczekać :)

Wasz Kitsune

wtorek, 22 sierpnia 2017

Beznadziejny wampir


Budzę się… Powoli… Bardzo powoli… Czuję, jak krew w moich żyłach zaczyna szybciej płynąć, zmuszając zastygłe mięśnie do pracy. Jeszcze chwilę i będę mógł otworzyć oczy. Jednak zanim to nastąpi… Moja moc zdaje się aktywować ospałe otoczenie. To, na co kilka sekund temu zupełnie nie zwróciłbym uwagi, atakuje mnie! Mam wrażenie, że dźwięki, które docierają do mnie zewsząd, mieszają się ze sobą tylko po to, by sprawić mi ból. Są jak silna wiązka energii, nad którą nie można zapanować ani jej wyłączyć. Słyszę wszystko. Każde skrzypnięcie podłogi, wywołane krokami mojego służącego. Samochody, przejeżdżające po szosie kilkanaście kilometrów stąd. Trzepot skrzydeł ptaków, skaczących po gałęziach w lesie. Chciałbym się przed nimi ukryć, schować jak najgłębiej, zakopać pod ziemią, by tylko zostawiły mnie w spokoju. Jak mam je wyłączyć? Jak od nich uciec? 
Odciąć się! Powinienem się odciąć, ale nie potrafię! Nie mam dość siły! To takie trudne!
Ostatni promień słońca chowa się przed mrokiem. Moje powieki unoszą się gwałtownie, sycąc ciemnością, która mnie otacza. Sen wreszcie dobiegł końca. Nie jestem już jego więźniem. Mogę cieszyć się pełnią życia. Wiecznego życia, które spędzę z moim ukochanym…
Odwracam się na bok, lecz jego już tu nie ma. Jest ode mnie starszy, więc potrzebuje mniej snu. Potrafi także zapanować nad wampirzymi mocami. Tymczasem ja… 
Jestem wampirem od blisko miesiąca, a nie mogę poszczycić się żadnym sukcesem. Nie potrafię poskromić nadnaturalnego słuchu, moje oczy nadal nie przyzwyczaiły się do wyostrzonej percepcji. Jestem zbyt silny i za szybki. I głodny… Tak bardzo głodny… Potrafię myśleć tylko o tym, by przyssać się do jego bladej skóry, naciąć ją swoimi kłami i sączyć życiodajny nektar. Jest taki słodki… Dorównuje jedynie jego wargom… 
Nie! Nie wolno mi tak myśleć! Nie wolno mi wykorzystywać jego miłości… Wystarczająco się dla mnie poświęca. Jest tak cierpliwy, wyrozumiały i kochający. Otacza mnie czułością. Tylko przy nim jestem w stanie jakoś nad sobą zapanować… Niech to się wreszcie skończy!
- Nie śpisz już? – Bardzo ostrożnie siada na brzegu łóżka, by nie pogarszać mojego stanu. Cichutki szelest towarzyszy każdemu ruchowi. Tylko on potrafi poruszać się w taki sposób. Ściąga za mnie kołdrę i przeczesuje moje włosy palcami. – Co się dzieje?
- Nic. Proszę, zostaw mnie samego.
- Dlaczego? – dopytuje, przytulając się do moich pleców.
- Bo… - nie chcę mu powiedzieć prawdy. Nie chcę, by wiedział, że znowu trawi mnie głód. Nie chcę brać czegoś, czego sam latami mu odmawiałem. Jeśli czuję się tak okropnie po zaledwie kilku godzinach, jak on dawał sobie radę? Głodziłem go latami. Dla chorej satysfakcji… Jestem podły! Zwijam się w kłębek, zaciskając dłonie na ramionach i podciągając kolana do klatki piersiowej.
- Już dobrze… Spróbuj się odprężyć. To za chwilę minie – zaczyna głaskać mnie po plecach. Mam ochotę rzucić mu się do stóp i błagać o wybaczenie. Powinien się na mnie gniewać. Zemścić, skoro ma okazję. A on co? Czemu jest dla mnie taki miły? Czemu mi pomaga? – Uczyłem cię, jak to się robi, prawda? Dlaczego mnie nie słuchasz?
- Bo zasługuję na cierpienie! – warczę w odpowiedzi. Mój tok rozumowania chyba nie przypadł mu do gustu, bo w ułamku sekundy zmusza mnie, abym położył się na plecach. Sam siada na moich biodrach i z wyższością spogląda mi prosto w oczy.
- Powtórz to jeszcze raz,  jeśli zależy ci, by mnie zdenerwować – jego oczy… Są niezwykłe… Mógłbym się w nie wpatrywać bez końca. Albo te ogniste włosy, które zdają się płonąć, podkreślając porcelanowy odcień jego cery.
- Jesteś taki piękny… - szepczę, wyciągając rękę i dotykając jego policzka. Tuli się do mojej dłoni. Po złości nie ma już śladu. Na próżno szukać u niego ludzkiej małostkowości. To istota doskonała.
- Podobam ci się? – drażni się ze mną.
- Bardzo.
- Ty mi też – uśmiecha się. - Lepiej się czujesz?
- Gdy jesteś obok, ból mija.
- Cieszę się, bo nigdzie się stąd nie ruszę – pochyla się nade mną i muska moje usta swoimi. – Kocham cię, wiesz o tym?
- Jeszcze to do mnie nie dotarło – przyznaję, nieco zawstydzony.
- Nie szkodzi. Za chwilę ci to udowodnię, ale najpierw… - grysie się w nadgarstek. Dwie stróżki krwi wypływają ze świeżej rany, kusząc mnie, hipnotyzując obietnicą słodkich doznań…
- Nie…
- Tak. Pij. Jesteś głodny. Daję ci ją – każda komórka mojego ciała pragnie zaspokojenia tą drogocenną mieszanką. Ukojenie szybko przerodzi się w pożądanie, a wtedy stracę resztki samokontroli…
- Nie chcę – gdzie się podziała moja silna wola? Jeszcze chwilę, a rzucę się na niego, by tylko zaspokoić pragnienia…
- Chcesz… Widzę to w twoich oczach. Pij, mój ukochany… - jego głos… Dobrze wiem, że w tych słowach kryje się polecenie, któremu nie zdołam się oprzeć. Jest moim stwórcą. Może mi dowolnie rozkazywać, a ja nie mam prawa mu się sprzeciwić. Nigdy nie nadużywa swojej władzy nade mną. Mogę sam wybierać, uczyć się, poznawać… Jednak tym razem jego zachęty brzmią inaczej… Nie dam rady… Muszę…
Łapię go za rękę i przysysam się do rany, którą sobie zadał. Czerwonowłosy nabiera gwałtownie powietrza, by po chwili zacząć cicho mruczeć. Uśmiecha się, zadowolony z tego, że jego krnąbrne dziecko w końcu go posłuchało. Gdybym tylko miał choć odrobinę silnej woli… Choćby najdrobniejsze jej okruszki, wszystko wyglądałoby inaczej…
Mijają długie minuty. Najedzony i szczęśliwy, przyciągam do siebie jego drobne ciało. Zatapiam twarz we włosach, dotykam  wszędzie, błądząc po całym jego ciele. Ta błogość to zdecydowanie najlepsza część karmienia. Czuję się po nim zaspokojony  i zakochany, jak nigdy wcześniej. Siła naszej więzi zdaje się nie mieć granic. Tylko ja i on…
- Twoja kolej – podtykam mu swój nadgarstek.
- Nie jestem głodny – odsuwa się.
- Przecież… - kiedy ostatnio pił moją krew? Wczoraj nie, przed wczoraj też nie, dwa dni temu też nie… - Sin, czemu nie pijesz mojej krwi?!
- Bo nie muszę. Jestem od ciebie starszy. Zrozumiesz to za jakiś czas.
- Codziennie mi to powtarzasz, a ja codziennie przeżywam te same katusze. Kiedy to się skończy?! Kiedy nad sobą zapanuję? Czemu nie mogę być taki jak ty? – wyrzuca z siebie wszystkie żale, które od dawna nie dają mi spokoju.
- Jack… Jak zawsze taki niecierpliwy – zaczyna się ze mnie śmiać. Wkurza mnie, że nie chce podzielić się ze mną odpowiedziami. Wstaję z łóżka i zaczynam nerwowo krążyć po pokoju. Raz przemieszczam się normalnie, by po chwili aktywowała się moc, nad którą nie mam żadnej władzy.
- Sam zobacz co się ze mną dzieje!
- Jesteś wampirem od miesiąca. To normalne – uspokaja mnie.
- Normalne?! To niby jest normalne, tak? – próbuję wyjść z pokoju, lecz klamka od drzwi niechcący zostaje przeze mnie zgnieciona. Wracam na łóżko i chowam twarz w dłoniach. – Sin, ja muszę wiedzieć, kiedy… Kiedy nauczę się nad sobą panować? Kiedy poczuję się sobą w tym nowym ciele? – unoszę na niego wzrok, czekając na jego słowa jak na wyrok.
- Nie denerwuj się tak. Każdy z nas przez to przechodzi. Nie jesteś wyjątkiem – pociesza mnie.
- Ile zajęło ci przyzwyczajenie się do swoich nowych możliwości?
- Kilka lat.
- Kilka lat?!
- Jestem obrońcą rodziny. Nic w tym dziwnego – przechwala się.
- A Nefryt? – chwytam się ostatniej deski ratunku, jaka mi pozostała.
- Jego zdolności są inne niż moje. To robi sporą różnicę – odpowiada enigmatycznie.
- Różnicę?
- Nefryt miał znacznie trudniej. Czyta z ludzkich serc, więc… - zaczyna się gęsto tłumaczyć, co nie wróży nic dobrego.
- Ile? – naciskam na niego, by wyjawił mi prawdę.
- Jakieś sto lat.
- Sto lat?! Sto… Sto lat?! Nie wierzę! Sto cholernych lat! To brzmi jak wieczność! – popadam w czarną rozpacz. Mam sto lat żerować na ukochanym? Rozwalać wszystko wokół? To z mojej winy nadal musimy tkwić w posiadłości.
- Jack, czas nie ma już takiego znaczenia jak dawniej – zmusza mnie, abym otoczył go ramionami.
- Sto lat… - powtarzam bez przerwy, nie umiejąc oswoić się z tą liczbą. – Czy to oznacza, że w pierwszą podróż również wyruszymy dopiero za sto lat?
- Źle ci w domu? Ja uwielbiam tu być. Poza tym odbudowa zniszczeń zajmie nam jeszcze jakiś czas. Henryk miałby mi za złe, gdybym odszedł, nie dopilnowawszy wszystkiego osobiście.
- Ciesz się, że z tobą rozmawia. Do mnie odzywa się tylko półsłówkami.
- Wydaje ci się.
- Już dawniej chciałem cię zapytać… Czy on zna jakieś zaklęcia? Czasami mamrocze coś pod nosem po łacinie. Może to z jego powodu jestem taki beznadziejny? – zastanawiam się na głos.
- Owszem, zna, ale zapewniam cię, że przy mnie nic ci nie grozi – mój ukochany wspina się na palce i całuje mnie w policzek. – Obronię cię.
- Nie chcę, żebyś mnie bronił. To moje zadanie.
- Ach tak? – Sin popycha mnie na łóżko.
- Co robisz?! – próbuję się podnieść, lecz mnie powstrzymuje. Pojawia się znikąd, atakując moje usta. – Gdzie się podziały twoje ubrania?
- Gdzieś tam leżą – uśmiecha się lubieżnie. – Wolisz, abym je założył?
- Rozwiązujesz problemy w związku za pomocą seksu? – szydzę z niego, skubiąc go kłami po szyi.
- Nie mam dużego doświadczenia, więc… Uwielbiam czuć na sobie twoje dłonie – wzdycha.
- Mówiłeś coś o doświadczeniu – przypominam mu, wodząc opuszkami po jego żebrach.
- Znamy się już kilka lat, więc… Jack, pocałuj mnie… - ociera się o mnie kusząco.
- Wytrzymasz ze mną sto lat, jeśli nic się nie zmieni? – dziele się z nim moim najczarniejszym sekretem. Boję się, że pomimo łączącej nas więzi, stanie się humorzasty i zacznie traktować mnie w sposób, w jaki Nefryt traktował Cassiana, gdy obydwaj z nami mieszkali. Nie zniósłbym tego.
- Kocham cię, głuptasie. Każda sekunda, którą spędzamy razem, jest wyjątkowa, więc zamiast martwić się na zapas spraw, abym na zawsze zapamiętał te chwile. Nawet jeśli okażesz się beznadziejnym wampirem, w łóżku nie masz sobie równych, więc pokaż mi, jak bardzo mnie kochasz.
- Ty tu rządzisz… - łączę nasze wargi.

sobota, 19 sierpnia 2017

Rozdział II

„Najlepszy


- Panie Johnes, znowu jest pan pijany… - spoglądam na jasnowłosego chłopaka karcąco, chociaż nie powinienem. Sam nie jestem od niego lepszy. Ja również piję, by poczuć ukojenie. Różnica między nami polega na tym, że nie tracę przytomności po kilku głębszych, a on tak. Eryk pije tak długo, aż bezwładnie osuwa się na pościel. Tylko w taki sposób jest w stanie zasnąć, nie będąc męczonym przez koszmary. Jeszcze o nich nie rozmawialiśmy, choć musi sobie zdawać sprawę z faktu, że wiem już całkiem sporo.
- Jeszcze nie jestem – oburza się na mnie, marszcząc nos. Jest moim podopiecznym od blisko miesiąca. Przez ten czas ani razu nie wyszliśmy z hotelowego apartamentu. Każdy dzień zaczynamy późnym popołudniem, gdy budzi się skacowany. Przychodzi obsługa. Sprząta, zmienia pościel. Zamawiam nam śniadanie pilnując, by zjadł cokolwiek, po czym oddajemy się naszym ulubionym rozrywkom, testując wszelkie możliwe drinki, które wyszukuję w Internecie. Póki jest w miarę trzeźwy, nieźle się nam rozmawia. Książę jest błyskotliwy i oczytany, choć nadal spięty. Boi się mnie. Boi się broni, z którą się nie rozstaję, ale nade wszystko boi się, że go zostawię. Uzależnił się ode mnie na tyle mocno, że raz zawołał mnie po imieniu, walcząc ze swoimi demonami.
- To nie potrwa długo… - wypominam mu, rozsiadając się wygodnie w fotelu i opierając nogi na pobliskiej pufie. Mały pan Johnes potrzebuje iluzji, dystansu, dwóch, trzech metrów odosobnienia, a ja mu je daję. Stara się także nie dotykać mnie pod żadnym pozorem. Dopiero gdy jest totalnie upojony lub czuje się na tyle źle, że nie może utrzymać się na nogach, pozwala mi się zbliżyć. Rozbieram go i myję, a następnie zanoszę do łóżka. Nie komentuję makabrycznego wyglądu jego pleców. Nie muszę tego robić. Cierpliwie czekam, aż nadejdzie chwila, w której sam mi o sobie opowie. To jeszcze potrwa jakiś czas, choć każdy dzień nieuchronnie zbliża nas do przykrej przeszłości.
- Nalej mi czegoś mocniejszego, dobrze? To kolorowe coś – wskazuje na swoją szklankę, w której wesoło pobrzękują kostki lodu – zupełnie mi nie smakuje. Jest za słodkie…
- Nie ma pan już dość? – dopytuję, sięgając po karafkę z bursztynowym płynem. Napełniam kryształową szklaneczkę prawie do pełna. Po tym zaśnie jak dziecko…
- Nadal je słyszę… - szepcze. – Słyszę jego kroki tak wyraźnie, jakby był tuż za ścianą… Zbliża się do nas… Nie uciekniemy… - po policzku spływa mu pojedyncza łza. Żal mi go.
- Jeśli tu przyjdzie, zastrzelę go.
- Zabiłbyś w mojej obronie? – poważnieje, wstrzymując oddech.
- W każdej chwili. Za to mi pan płaci – wstaję ze swojego miejsca i podaję mu jego drinka.
- Dziękuję – nie wiem, czy miał na myśli alkohol, czy zabijanie. Przymyka powieki, opierając się o poduszki i pociąga spory łyk. Nie krzywi się. Gorzki, piekący smak już dawno przestał mu przeszkadzać.
- A studia? – niby od niechcenia przypominam mu o prawdziwym celu jego podróży.
- Idzie mi świetnie. Mam same dobre oceny – uśmiecha się.
- Geniusz – drwię, biorąc się za swoją porcję.
- Mówisz tak tylko dlatego, bo wkurza cię, że jestem młody i muszę się uczyć.
- Młody? Jest pan w dalszym ciągu dzieckiem, panie Johnes.
- Mam już szesnaście lat! – jak zwykle wścieka się na mnie, gdy poruszam temat jego wieku.
- Czyli kolejny raz złamałem prawo, podając panu alkohol… - wzdycham przeciągle. Droczę się z nim, bo prawda jest taka, że nie dbam specjalnie o żadne prawa, które są mi narzucane przez innych. W moim świecie istnieje tylko jedna zasada, która mówi, że mój podopieczny jest zawsze na pierwszym miejscu. W chwili obecnej jest nim ten nieco wstawiony, pogrążony w depresji książę.
- Dobrze wiesz, że to tylko głupie liczby – ma rację. Przeżył już tyle, że śmiało mógłby mi dorównać. – Nie psuj nastroju. To moje urodziny.
- Zamówimy tort? – uśmiecham się, bo doskonale zdaję sobie sprawę w tego, jaki dziś jest dzień. Mam dla niego idealny prezent…
- Tort? Taki prawdziwy? – w szarych oczach dostrzegam błysk nadziei. Naprawdę chce tego tortu…
- Jasne, że prawdziwy. Z kremem i truskawkami – może da się przekonać i zje chociaż kawałek. Nie chciałbym, by zagłodził się na śmierć. Lubię go, choć wciąż jesteśmy na etapie poznawania się.

Nie potrafię przestać się uśmiechać, widząc Eryka opychającego się biszkoptem z bitą śmietaną.
- Od dziś codziennie będziemy zamawiać tort – decyduję.
- Możemy? – unosi na mnie wzrok, czekając na to, co powiem.
- A kto nam zabroni? – odpowiadam pytaniem na jego pytanie. Nagradza mnie za to nieśmiałym, ale jakże słodkim uśmiechem. Cieszę się, że taka błahostka sprawiła mu przyjemność. Nie martw się, mały panie Johnes, już ja się tobą zajmę…
- Vee… Nie mogę zasnąć – przewraca się z boku na bok. Za chwilę poprosi mnie o kolejnego drinka. Nigdy nie gaszę światła w jego sypialni, więc potrafię wyczytać odszyfrować prawie każdy grymas, pojawiający się na jego twarzy.
- Ja mogę… - mruczę cicho, przymykając powieki.
- Pewnie, że możesz… Nie przeżyłeś tego, co ja… - prycha gniewnie.
- Serio? Moja ostatnia misja bije na głowę pańskie koszmary  – licytuję się z nim tylko po to, by się przede mną otworzył.
- Akurat…
- Każdy ma swoje blizny, panie Johnes. Moja jest tutaj – wskazuję na nadal bolące miejsce, dobrze schowane przed jego czujnym wzrokiem. Łapię za ściągacz bluzy, by unieść materiał nieco do góry. Jasnowłosy przygląda się uważnie, oceniając wyrządzone szkody.
- Musiało bardzo boleć… - spuszcza wzrok.
- Owszem – przytakuję mu niechętnie, pogrążając się w niechcianych wspomnieniach.
- Opowiesz mi?
- To zależy, co będę z tego miał – rzucam mu wyzwanie.
- Chcesz pieniędzy? Wystarczy, że…
- To znacznie bardziej skomplikowane. Pan i ja… Musimy stać się jednością. Zaufać sobie tak mocno, jak jeszcze nigdy wcześniej nikomu nie ufaliśmy.
- Dlaczego miałbym to zrobić? – w tonie jego głosu słyszę wyraźne wahanie. Jest oporny, co może znaczyć, że był zawsze sam. Wydzielił mi niewielki skrawek informacji o sobie, włączając w to próbę samobójczą, lecz to wszystko.
- Bo tak trzeba. Potrzebuję tego, by stać się pańskim cieniem. Myśleć jak pan, zachowywać się jak pan. Przewidywać wszystkie pańskie ruchy, wiedzieć o potrzebach, chronić przed zagrożeniami. To właśnie tak działa. Na tym polega moja moc.
- Kłamiesz! – odwraca się do mnie plecami, niczym obrażone dziecko.
- Nie kłamię i dobrze pan o tym wie!
- Jestem dobrym obserwatorem, Vee. Od pierwszej chwili patrzysz na mnie w bardzo specyficzny sposób. Chcesz to przemilczeć, ale skoro mamy być wobec siebie szczerzy, może od razu powiesz mi, kogo ci przypominam. Tak będzie sprawiedliwe.
- Rzeczywiście, jest pan niezłym obserwatorem, panie Johnes. Pytanie brzmi, czy to wystarczy?
- Nie licz na to, że opowiem o sobie pierwszy – prycha, sięgając po swoją szklankę.
- I właśnie dlatego nie lubię pracować z dzieciakami. Same z wami problemy…

***

Mam specyficzny rodzaj pracy. Wstaję z łóżka tylko za określoną kwotę pieniędzy. Przyjmuję zlecenia, które dla innych są niewykonalne lub niewygodne. Nie wnikam w to. Nie interesuje mnie kto i dlaczego mnie wynajmuje. Moi zleceniodawcy mają naprawdę różne potrzeby, a wszystkie one zawsze związane są z ochroną. Przeznaczają krocie, by tylko uchronić swój parszywy żywot przed niechybną śmiercią. Brzydzę się nimi.
Mój telefon już od kilkunastu minut dawał mi znać, że ktoś zapycha skrzynkę wiadomościami. Dopiero co wróciłem z Nowej Zelandii… Kimkolwiek jesteś, musisz poczekać, aż woda w wannie zupełnie ostygnie. Przymykam powieki i z prawdziwą błogością zanurzam się aż po czubek głowy. W tej samej chwili słyszę drażniący dźwięk. Tylko jedna osoba zna ten numer i wykręca go w sytuacjach naprawdę awaryjnych… Muszę odebrać…
- Tak?
- Vee… Co powiesz na wycieczkę do Kanady? – głos starszego mężczyzny jest cichy i spokojny. Zawsze brzmi w identyczny sposób, jakby obce mu były wszelkie uczucia.
- To nie jest najlepszy moment… Proszę zadzwonić do Kruka. Jestem pewien, że…
- Mój odrzutowiec czeka na lotnisku. Nie spóźnij się – kończy rozmowę, nie godząc się na jakiekolwiek sprzeciw. Tylko on jeden może prosić mnie o coś takiego w środku nocy. Wzdycham przeciągle i sięgam po ręcznik.
Lot trwa kilka godzin. Jestem senny, lecz nie mogę pozwolić sobie na krótką drzemkę. Nie ufam obsłudze. Gdyby to zależało ode mnie, wybrałbym zwykły lot. Obecność pasażerów, pochłoniętych swoimi sprawami, działa na mnie uspokajająco. Lubię ich obserwować. Wiodą życie, którego dotąd nie zaznałem… Problemy w pracy, choroby w rodzinie, narodziny wnuków… Beztrosko wymieniają się informacjami, gotowi zaufać każdemu, kto wyrazi chęć wysłuchania ich historii. Tu jest inaczej. Panuje sztywna atmosfera. Celowo nie zdejmuję okularów, by móc swobodniej śledzić wymianę zagadkowych spojrzeń pomiędzy ubraną w bordowy kostium kobietą, a towarzyszącym jej mężczyzną, który podaje mi kolację. A może to już śniadanie?
Na lotnisku czeka na mnie czarna limuzyna, wyposażona w kuloodporne szyby. Kierowca skinął mi głową, a następnie otworzył drzwi. Wsiadając do środka, znajdę się w pułapce. Napinające się boleśnie mięśnie po raz kolejny przypominają mi o nieznanym celu tej nocnej wyprawy. Czego może ode mnie chcieć?
- Szef czeka na pana w swoim gabinecie – szofer odprowadza mnie aż pod same drzwi niepozornie wyglądającej, wiejskiej posiadłości. Wokół domu kręci się sporo uzbrojonych po zęby ludzi. Wchodzę do środka i rozglądam się. O tym miejscu krążą legendy. Ponoć okopał się tutaj i ani myśli wychodzić na zewnątrz. Nigdy wcześniej tu nie byłem. Skoro zostałem zaproszony do jego twierdzy, sprawa musi być naprawdę pilna.
- Wejdź – ton jego głosu wydaje mi się teraz bezbarwny i monotonny. Uchylam drzwi, zaglądając do środka.
- Dzień dobry – odsuwam czapkę nieco do tyłu, lecz jej nie zdejmuję. Nie chcę, by jego ludzie zapamiętali moją twarz.
- Witaj w moich skromnych progach, Vee – uśmiecha się lekko, siedząc przy masywnym, drewnianym biurku. Pomimo bardzo wczesnej godziny, ma na sobie garnitur i jest idealnie ogolony. Gdy spotkałem go po raz pierwszy, wydał mi się podobny do Ojca Chrzestnego. Brakuje mu uroku hollywoodzkiego aktora. Jego oczy są zimne, jakby martwe. Typowy morderca bez żadnych zasad moralnych, który zmienił branżę. Trudno być jednocześnie kochankiem polityki i mafii, a jemu ta sztuka wychodzi całkiem nieźle od przeszło dwudziestu lat. Biorąc pod uwagę, że ma ich na karku pięćdziesiąt sześć i nadal żyje, odnotował spory sukces.
- Pańskiemu zaproszeniu trudno odmówić – ściągam okulary i chowam je do kieszeni skórzanej kurtki , by lepiej go widzieć.
- Usiądź, proszę – wskazuje na skórzany fotel, po czym odsyła trzech ludzi, którzy mu bezustannie towarzyszą. Dobrze wie, że mam broń i nie zawaham się jej użyć. Zasypano by mnie pieniędzmi, gdybym go teraz zabił. Jeden czysty strzał…
- Przejdźmy od razu do rzeczy, panie…
- Proszę, mów mi Adam – uśmiecha się przyjaźnie. Zaczyna się robić naprawdę niezręcznie. Nigdy wcześniej nie słyszałem, by ktokolwiek mówił o nim "Adam". Zazwyczaj samym nazwiskiem wzbudza respekt otoczenia.
- Dlaczego mnie tu zaprosiłeś? – pytam, nie umiejąc powstrzymać ciekawości.
- Wy młodzi, jesteście tacy niecierpliwi… Dawno się nie widzieliśmy, więc…
- Do rzeczy, Adamie. Mój czas jest cenny – dla odmiany to ja staję się oschły i zimny.
- Nic się nie zmieniłeś – śmieje się ze mnie, lecz po chwili poważnieje. – Dobrze więc… Chcę, abyś wyświadczył mi pewną przysługę. Dotyczy ona mojego siostrzeńca, który potrzebuje kilku tygodni szczególnej opieki.
- Wystarczy, że przydzielisz mu grupę swoich goryli, których ci nie brakuje.
- Wybrałem ciebie, Vee… - układa dłonie w piramidkę, nie spuszczając ze mnie swojego przenikliwego wzroku.
- Jestem zmęczony. Przez ostatnie osiem miesięcy intensywnie pracowałem. Muszę zwolnić tempo i odpocząć. 
- Odpoczniesz po tym zleceniu! – naciska coraz mocniej, okazując swoje niezadowolenie, że nie skaczę z radości.
- Wybacz, lecz sam o sobie decyduję. Jeśli to już wszystko, to… - unoszę się ze swojego miejsca.
- Siadaj! – rozkazuje mi. – Nie skończyliśmy rozmawiać! – pierwszy raz podniósł na mnie głos, który nadal brzmi równie bezbarwnie, a nawet nieco kojąco.
- Słyszałeś o ostatnich wydarzeniach w Nowym Jorku?
- To duże miasto. Tam bezustannie coś się dzieje - prycham.
- Zamordowanie szefa policji oraz jego żony podczas konferencji prasowej brzmi znajomo?
- Ściganie złoczyńców to nie moja broszka.
- Masz rację, ja się tym zajmę – oświadcza niespodziewanie.
- Ty? Od kiedy interesują cię wewnętrzne sprawy nowojorskich psów? Dali ciała, więc niech sami wytropią tego, kto kropnął ich ukochanego samca-alfa.
- Ich samiec-alfa był mężem mojej siostry.
- To zmienia postać rzeczy, chociaż z tego co pamiętam, podczas tej konferencji jej świętej pamięci mężulek wspominał coś o dowodach, które pogrążą twoich najbliższych przyjaciół… - drapię się po brodzie udając, że próbuję przypomnieć sobie jakieś znaczące szczegóły.
- Dowody zniknęły.
- Dlaczego mnie to nie dziwi? – drwię.
- Masz pojechać do Nowego Jorku i przywieźć stamtąd mojego siostrzeńca, Brandona – odkrywa swoje karty.
- Dysponujesz prywatnym odrzutowcem, więc…
- Żadnych samolotów, czy pociągów. Przywieziesz go samochodem. Wybierzesz jak najdłuższą trasę.
- Oszalałeś?! To potrwa z miesiąc czasu! – podnoszę się z fotela i opieram dłonie na blacie biurka, pochylając się nad starszym mężczyzną.
- Zrobisz to dla mnie, Vee. Pomagam ci w odszukaniu mordercy twojego brata. Sam wiesz, że dla rodziny robi się rzeczy, których przedtem nie brało się pod uwagę.
- Miesiąc czasu w samochodzie…! To chyba jakiś żart! – chowam twarz w dłoniach, zaczynając krążyć po pokoju.
- Sześć tygodni. Przywieziesz go tutaj dzień przed rozpoczęciem procesu. Do tego czasu odzyskam ukradzione dane i pomszczę moich bliskich.
- Zdajesz sobie sprawę, że twoje rodzinne gierki oznaczają wojnę z Riccardo? – nie uśmiecha mi się brać udział w mafijnych porachunkach. - Jeśli zostaje powiązany z którąkolwiek ze stron, mogę mieć problemy, by spokojnie włóczyć się po ulicach.
- Nie udawaj, że nagle tak bardzo pokochałeś Stany. A poza tym Riccardo nadal ma ci za złe wysadzenie w powietrze swojego letniego domu, więc już teraz wybij sobie z głowy emeryturę na Florydzie.
- Skąd wiesz, że to byłem ja? Roccardo nie może narzekać na popularność. Ma całą rzeszę oddanych fanów… - praktycznie raz w tygodniu ktoś proponuje mi naprawdę niezłą kasę za pozbycie się tego idioty. Ignoruję te zlecenia, bo nie jestem mordercą. Już nie…
- Jesteś najlepszy, Vee. Mogę liczyć na twoją pomoc? – wstaje ze swojego fotela i zapina marynarkę. Mógłbym mu powiedzieć, by spadał na drzewo razem ze swoim siostrzeńcem, lecz bez jego pomocy, nie zdołam odnaleźć tchórza, który zakopał się pod ziemią, wykonując wyrok na moim jedynym krewnym…
- Znasz numer mojego konta. Wpłać kwotę, którą uważasz za stosowną – może pieniądze rozwiążą problem? Tacy jak on zazwyczaj są skąpi.
- Już to zrobiłem. Możesz sprawdzić – podchodzi bliżej, wskazując mi swój komputer. Nie ufam mu na tyle, by go dotknąć. Wolę smsa, którym raczy mnie mój bank. Wyciągam telefon i spoglądam na wyświetlacz.
- Jesteś bardzo hojny, Adamie – chwalę go.
- Drugie tyle dostaniesz po powrocie tutaj. Moi ludzie zapewnią ci także odpowiedni samochód.
- Sam się tym zajmę – mruczę z czułością na samo wspomnienie mojego maleństwa, ukrytego w garażu.
- W takim razie załatwione – wyciąga rękę, czekając aż ją uścisnę.- Życie Brandona leży w twoich rękach. Nie zawiedź mnie.

Jeszcze tego samego dnia ponownie wsiadam do prywatnego odrzutowca i ruszam do Nowego Jorku. Ludzie Adama ukryli chłopaka na obrzeżach miasta. Sześciotygodniowa wyprawa wymaga przygotowań, na które nie ma już czasu. W każdej chwili możemy zostać zdemaskowani. Podjeżdżam na parking przydrożnego motelu kilka minut przed drugą w nocy. Wyciągam broń i sprawdzam, czy magazynek jest pełen. Chowam pistolet do kieszeni kurtki, po czym wysiadam w auta i podchodzę do pawilonu, przed którym kręci się kilku groźnie wyglądających mężczyzn.
- Zgubiłeś się? – zagaduje mnie rosły goryl, zastępując drogę.
- Tak tu ciemno, że wszystkie pawilony wyglądają tak samo – widząc wycelowaną w siebie lufę stwierdzam, że trochę za późno na zgrywanie kretyna.
- Spadaj! – warczy na mnie.
- Przyszedłem po dzieciaka, więc radzę ci nie utrudniać, bo mogę się szybko rozmyślić – facet ocenia moją groźbę, po czym przeklinając pod nosem, pozwala mi przejść dalej. Pukam do drzwi. Otwiera inny goryl, o równie okropnej mordzie.
- To on? – wyraźnie słyszę głos, należący do kogoś, chowającego się w ciemności. Nie brzmi jak Adam, ale nie powiedziałbym także, że pasuje do siedemnastolatka, którego widziałem na zdjęciach.
- Idziemy – nie silę się na żadne uprzejmości. Obracam się na pięcie i kieruję w stronę zaparkowanego samochodu.
- Poczekaj! – krzyczy za mną. – Słyszałeś, co powiedziałem?! Poczekaj!
- Wsiadaj – otwieram sobie drzwi i zapalam silnik.
- Nigdzie z tobą nie jadę! Wuj Adam powiedział, że sam po mnie przyjedzie!
- Posłuchaj krnąbrny dzieciaku, nie mam całej nocy, by analizować co kto powiedział. Wsiadaj i jedziemy, zrozumiano?! – niechętnie zsuwam nieco okulary, by odsłonić oczy. Chłopak spuszcza z tonu i robi krok do tyłu. Ponownie otwieram drzwi i chwytam go za ramię. Obchodzę wóz ciągnąc go za sobą, po czym na siłę wpycham do środka. Zachowuje się jak rozkapryszone lalunie, z którymi często mam do czynienia.
- Puszczaj! Puszczaj mnie, ty brutalu! Wszystko powiem wujowi! Słyszałeś? Zabije cię, gdy tylko…!
- Zamknij się, bo ściągniesz na nas kłopoty – próbuję go uciszyć, dociskając pedał gazu.
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić! Żądam, abyś się zatrzymał! Muszę zadzwonić do wuja!
- A ja żądam, abyś się wreszcie zamknął… - wchodzę w zakręt tak ostro, aż wciska go w fotel. -  Teraz jesteś pod moją opieką i ja ustalam tu zasady. Albo się uspokoisz i dasz mi wykonywać moją pracę, albo wysiadaj – hamuję na środku jezdni i pochylam się, by otworzyć drzwi od strony pasażera. W oddali widać jeszcze światła motelu, z którego go zabrałem. Mój nowy podopieczny tego się raczej nie spodziewał… - Skoro chcesz zginąć, droga wolna. Mam ciekawsze rzeczy na głowie, niż nadstawianie karku dla półgłówka, który nie rozumie powagi sytuacji! Adam tu nie przyjedzie, bo od razu zarobiłby kulkę. Jeśli chcesz uniknąć takiego losu, siedź cicho i wykonuj polecenia. Wysiadasz, czy zostajesz? – kątem oka dostrzegam, jak spuszcza głowę. Ramiona owija wokół swojego plecaka. Ma za sobą naprawdę ciężkie chwile, lecz jeśli ze mną nie pojedzie, będzie gorzej.
- Jadę z tobą – decyduje.
- Zamknij drzwi i zapnij pasy – ku mojemu zdziwieniu, wreszcie zaczyna współpracować.
- Jak się nazywasz? – pyta, po kilku minutach milczenia.
- To bez znaczenia. Milcz.
- Przecież musisz mieć jakieś imię! – podnosi na mnie swój nieco piskliwy głos.
- Jestem Vee.
- Vee? To jakiś skrót, tak? Od Vincenta?
- Nie.
- To może od Victora? – jeśli się nie zamknie, za chwilę sam wykonam na nim wyrok.
- Milcz – proszę.
- Jedziemy na lotnisko, tak?
- Nie.
- Jesteś policjantem?
- Nie.
- Vernon? – próbuje dalej.
- Dzieciaku… Nie wystawiaj na próbę mojej cierpliwości… - ostrzegam go.
- Jestem Brandon, a nie dzieciak. I zawsze dużo mówię, gdy jestem zdenerwowany.
- Radzę ci się szybko zmienić, wierz mi… - zaciskam mocniej palce na kierownicy.
- Nie zapiąłeś pasów – zauważa. Chociaż wiem jak wygląda, to przez to całe zamieszanie, nie zdążyłem mu się przyjrzeć. Wiem, że ma rudą, nieco kręconą czuprynę i błękitne oczy. Mimo to dalsze oględziny będą musiały poczekać, aż wstanie słońce… Dopiero wtedy uda mi się wyczytać coś więcej z jego zachowania.
- Brandon, milcz…
- Wujek Adam pewnie wszystko ci powiedział, nie? Mafia grozi mi śmiercią za to, że ojciec zgromadził przeciwko nim dowody, które zniknęły. Bez tych dokumentów prokurator ma związane ręce i…
- Jeszcze chwilę i ty także będziesz miał je związane! Ile razy mam powtarzać, abyś siedział cicho, co?!
- Lubisz takie zabawy? Jesteś sadystą, czy masochistą? Moim zdaniem wyglądasz na takiego, który lubi ból…
- Zwłaszcza kneble…
- Czyli jednak masochista – cieszy się. – Ukryjemy się gdzieś? A może czekasz na instrukcje od wujka?
- Nie.
- Vee, nie bądź taki. Porozmawiaj ze mną! Od śmierci rodziców wszyscy kazali mi być cicho. Myślałem, że tego nie wytrzymam. Widziałeś konferencję? Na pewno ją widziałeś. Wszyscy ją widzieli. Podjechał czarny samochód. Otworzyli okna od strony pasażera i zaczęli strzelać. Ojciec zmarł na miejscu, a mama w szpitalu. Byłem wtedy w szkole. Dowiedziałem się od dyrektora… A potem zadzwonił wuj Adam i powiedział, że wszystkim się zajmie. O tobie nie wspominał. Miał przyjechać na pogrzeb, ale w ostatniej chwili zadzwonił i zabronił mi tam pójść. Było mnóstwo ludzi. Wiem, że to widziałeś. Musiałeś to widzieć… Vigo? – wraca do swojej zgadywanki.
- Nie.
- Możesz powiedzieć coś więcej, niż tylko „nie”?
- Idź spać.
- Nie jestem zmęczony. Przez większość czasu spałem lub oglądałem telewizję. Nie lubisz mówić, tak? Nie szkodzi. Ja mogę to robić bez przerwy... - i właśnie dlatego nienawidzę pracować z dzieciakami…