wtorek, 14 grudnia 2021

mpreg 110

 

„Bezsenne Noce"

- Naprawdę? Mógłbyś?

Budzi mnie podekscytowany głos Króliczka, który rozmawia z kimś przez telefon. Podejrzewam, że to Jo. Eli nadal przeżywa jego wyjazd. Zarzeka się, że to z winy hormonów. Wierzę mu. Wczoraj nie mógł przestać płakać. Ze wszystkich sił starałem się go uspokoić. Na chwilę nawet mi się udało. Potem wzruszyła go kolacja oraz fakt, że koc jest ciepły i miękki. Zasypiając miał spuchnięte, czerwone oczy. Wyglądał trochę jak królik, ale nie odważyłem pisnąć choćby słowa w tym temacie.

- Bardzo dziękuję. Jesteś kochany.

No tego już za wiele! Wyskakuję z łóżka zaalarmowany słowem „kochany”, które mój narzeczony skierował do innego mężczyzny. A jeśli to nie Jo tylko jakiś obcy typ, którego chce zatrudnić? Zdążył poznać idealnego kandydata? Już się zaprzyjaźnili? Nie mogę bezczynnie leżeć i czekać na rozwój wypadków. Muszę działać. I to natychmiast! Zwinny niczym pantera przemierzam korytarz by w końcu odnaleźć moją zgubę w pokoju dziecięcym.

- Skarbie? Z kim rozmawiasz?

- Max? Przestraszyłeś mnie. – Nastolatek z wrażenia upuszcza telefon. Podchodzę bliżej i schylam się po jego smartfona.

- Przepraszam. Nie chciałem. Z kim rozmawiałeś? – Ponawiam pytanie.

- Z twoim tatą. Poprosiłem go o małą przysługę.

- Mogłeś mnie poprosić. Przecież wiesz, że z przyjemnością spełnię wszystkie twoje zachcianki. – Nieco obrażony, oddaję Eli telefon.

- Nie mogłem, bo wiem jak zareagujesz. Tymczasem tata…

- Wykorzystujesz go, bo ma do ciebie słabość – kończę za niego zdanie.

- Nie wykorzystuję. Chociaż może? – Eli robi tajemniczą minę. – Nie patrz tak na mnie. Za jakiś czas o wszystkim się dowiesz i dopiero wtedy będziesz mógł się wściekać.

- Dlaczego z góry zakładasz, że będę się wściekać? I czemu nie chcesz mi powiedzieć o co chodzi. Nie lubię tajemnic.

- To nie tajemnica, a niespodzianka. – Eli mierzy mnie przenikliwym wzrokiem. – Nie będę miał ci za złe jeśli odmówisz.

- Odmówię czego? Powiedz mi o co chodzi – domagam się wyjaśnień.

- Nie – pada natychmiastowa odpowiedź.

- Eli… – Warczę, zbliżając się do mojej trusi. – Żarty się skończyły. Jeśli natychmiast nie powiesz mi co knujesz to…

- To co? – Rozbestwiony małolat rzuca mi wyzwanie? No cóż, sam tego chciał.

Biorę chłopaka na ręce i niosę w kierunku sypialni. Początkowo tylko się śmieje, ale po chwili zmienia zdanie.

- Proszę, puść mnie. Około trzynastej wpadnie do nas kandydatka twojego taty. Powinniśmy posprzątać salon.

Nie reaguję. Ostrożnie stawiam moją zdobycz obok łóżka i zaczynam rozbierać z piżamy.

- Max… – Ten wątły głosik wszystko na co go stać?

- Daję ci ostatnią szansę. Jeśli mi nie powiesz, nie opuścisz łóżka przez długie godziny.

- Nie możesz zaczekać aż…

Nie słucham dalszych wyjaśnień. Wplatam palce w jego rozpuszczone włosy i wymuszam, aby odchylił głowę. Pocałunek smakuje słodko, choć jest też odrobinę brutalny. Dokładnie taki, jak lubi. Małolat mruczy z zadowolenia. Oplata moją szyję ramionami. Jego upór szybko topnieje. Lubię, gdy mi się poddaje. Pozbywam się dolnej części jego piżamy i z dziką satysfakcją łapię go za nagie pośladki.

- Zaznaczasz terytorium? – Niewybredny żart Króliczka trafia w samo sedno. Tak, jestem zazdrosny. Wizyta Jo. Wizja obcego faceta, który ma nam pomagać w domu. A teraz tajemnice i knucie za moimi plecami. Mam dosyć tych gierek. Chcę się kochać.

Siadam na łóżku, ciągnąc za sobą drobnego ukochanego, który opada na moje kolana. Uśmiecham się do siebie, zadowolony z takiego rozwiązania. Mogę się dalej bawić jego seksowną pupą, którą znowu zaczynam namiętnie ugniatać.

- Zazdrośnik – Eli szuka moich ust.

- Twój zazdrośnik – poprawiam go.

- Mój. – Króliczek otwiera oczy i dotyka mojej twarzy z wielkim uczuciem.

Nie chcę psuć nastroju, lecz chyba nie mam innego wyjścia. Jak zahipnotyzowany obserwuję jego zaskoczoną twarz, gdy wsuwam dwa palce w jego ciasną dziurkę. Jasnowłosy nabiera gwałtownie powietrza i przez kilka sekund wstrzymuje oddech, próbując oswoić się z tym doznaniem.

- Gdyby nie dziecko, już dawno bym cię miał. Leżałbyś pode mną nagi i skomlał z rozkoszy.

- Tak sądzisz? – Przebiegłe stworzenie mruga kilka razy, po czym kąsa mnie w dolną wargę, cicho przy tym mrucząc.

Powolnie poruszam palcami. Nie chcę zrobić mu krzywdy. Mając go tak blisko, trudno trzymać żądze na wodzy. Pragnę go. Natychmiast.

Wredny gryzoń czyta w moich myślach. Jego wzrok staje się zamglony. Rozchyla usta. Smukłe dłonie błądzą najpierw po mojej klatce piersiowej, a następnie kierują się niżej.

Wpijam się w słodkie usta w tej samej chwili, gdy palce ciężarnego masują mojego członka z wielką wprawą. Eli krok po kroku zyskuje nade mną przewagę. Euforia i chęć spełnienia nie przysłania zdrowego rozsądku. W mojej głowie zapala się ostrzegawcze światełko, które każe mi przestać zabawiać się z puchatą pupą. Układam ręce na biodrach narzeczonego, by przypadkiem nie zsunął się z moich kolan i nie wylądował na podłodze. Dywan nie zamortyzuje bolesnego upadku.

- Puść. – Najwyraźniej Eli na swój własny plan, bo próbuje się uwolnić z żelaznego uścisku.

- Co chcesz zrobić? – Pytam, bo mam już dość tajemnic jak na jeden dzień.

- Dobrze wiesz czego chcę. – Eli zmysłowo oblizuje usta.

Jedno jest pewne. W tej chwili dałbym mu wszystko. Jednak to… Nie, nie możemy. Nie jestem na to gotowy. To zbyt wiele. Mam zbyt zszargane nerwy, aby…

Zacięta dyskusja z podświadomością sprawia, że nie zauważam sprytnego postępowania małego Króliczka, który zdążył zsunąć się na ziemię i wygodnie usadowić między moimi nogami.

- Nie możesz – ostatkiem sił próbuję go powstrzymać.

Eli unosi w górę jasne brwi. Odrzuca rozpuszczone włosy na bok. Przeszywa mnie rozpalonym wzrokiem. Jego oczy zdają się płonąć, a ja topię się w tym ogniu.

Nie mam pojęcia, czy to jest mój pomysł, czy też jedynie wykonuję polecenia. Moje dłonie dotykają jego twarzy. Eli wysuwa język i drażni stęsknioną uwagi główkę. Oddycham ciężko i głośno. Nastolatek przymyka powieki, skupiając się na pieszczotach, które z każdą chwilą przybierają na intensywności.

- Patrz na mnie – żądam.

Eli zdaje się tylko na to czekać. Otwiera szerzej usta i wsuwa mojego członka głęboko aż do gardła prowokując mnie jeszcze bardziej. Klnę pod nosem. Mój rozpustnik znowu się uśmiecha. Jego zęby zahaczają o napiętą skórę, przyprawiając mnie o dreszcze. Nie wytrzymam długo, jeśli będzie kontynuował torturowanie mnie. Jeśli szybko dojdę, uzna to za swój sukces. Nie mogę mu na to pozwolić.

Odpycham blondyna nieco do tyłu. Mruży wściekle oczy, gdy pozbawiam go ulubionej „zabawki”. Zanim zaczyna protestować podciągam go do góry. Gdy Eli ponownie siedzi na moich kolanach, kładę się na łóżku. Tym razem to on nakierowuje moje dłonie na swoje pośladki. Nie tracę czasu. Rozchylam je na tyle szeroko, aby móc od razu w niego wejść. Chłopak pochyla się nieco do przodu. Prawą dłoń opiera na mojej klatce piersiowej. Lewą na moim ramieniu.

- Pocałuj mnie – szepcze.

Nie reaguję. Jestem zbyt pochłonięty niezwykłym uczuciem, jakie daje mi możliwość zagłębiania się w jego ciasnym wnętrzu. To ja poruszam jego biodrami, za każdym razem wchodząc odrobinę głębiej.

Eli przygryza usta i zaciska dłonie w pięści. Troszeczkę się męczy, lecz nie na tyle by kazać mi przestać.

- Max… – Nie mam pojęcia, czy wypowiada moje imię, bo jest mu dobrze, czy też ma coś innego na myśli. Nie pytam. Rozkoszuję się jego reakcjami. Zwłaszcza sposobem, w jaki na mnie patrzy. Jego oczy wyrażają szczerą miłość i oddanie.

Uczucia sprawiają, że coś wewnątrz nie chce już dzikiej dominacji. Wprost przeciwnie. Marzę o tym, by przytulić mojego Króliczka. Schować go w swoich ramionach i tulić bez końca. Wybrałem do tego złą pozycję. Eli pewnie też nie jest zbyt wygodnie. Nie mogę na to pozwolić. Obejmuję ciężarnego ramionami i układam na materacu, aby znalazł się pode mną.

- Nie… Ja… – Od razu manifestuje swoje niezadowolenie. Tamuję potok jego słów serią pocałunków, dzięki którym znowu się zatraca.

- Kocham – odwzajemniam miłość, którą wyraża w każdym geście. – Kocham cię ponad wszystko.

Jakiś czas później, gdy leżymy w łóżku otoczeni sponiewierana pościelą, Eli nie przestaje się uśmiechać. Opiera głowę na moim ramieniu, używając go jako poduszki. Wodzę opuszkami po jego twarzy. Znalazłem najczulsze miejsce, a przynajmniej tak mi się wydaje. Znajduje się ono tuż nad kością jarzmową.

- Która godzina? – Pyta sennym głosem.

- Nie mam pojęcia.

- Nie pozwól mi zasnąć. Mamy ważne spotkanie.

- Możemy je przełożyć – proponuję. – Nie ruszę się stąd ani o centymetr. – Na potwierdzenie moich słów, przytulam moje maleństwo z jeszcze większą zaborczością.

- Mi też jest dobrze. Za dobrze.

- Zawsze może być lepiej.

- Twoje dziecko jest głodne. Znowu.

- Jadłeś śniadanie? – Wpadam w popłoch. Czyżbym pozbawił syna posiłku?

- Jadłem. Zrobiłem sobie kanapkę, gdy spałeś. Nasz dzidziuś twierdzi, że porcja była za mała i chce jeszcze.

- Nie wstawaj. Przyniosę wam śniadanie do łóżka. Wystarczy, że powiesz na co masz ochotę.

- Chcę gofry.

Gofry? To było do przewidzenia. Mama dała mi kilka wskazówek, lecz nie miałem jeszcze okazji potrenować. Poza tym to było wieki temu. Eli dawno nie prosił o gofry. No trudno, słowo się rzekło. Zrobię co w mojej mocy. Zmobilizuję siły i…

- Wyglądasz na przerażonego – ukochany zaczyna ze mnie żartować.

- Nieprawda! Zapisałem najważniejsze wskazówki mamy, więc dam sobie radę.

- Z przyjemnością ci pomogę – próbuje wyplątać się z pościeli.

- Nie. Zostaniesz tutaj i odpoczniesz.

- Nie jestem zmęczony. Seks z mężem do czysta przyjemność.

- Ja też tak uważam, kochanie – cmokam Króliczka w policzek. – Daj mi piętnaście minut. Jeśli do tego czasu nie wrócę, będziesz mógł ruszyć mi na pomoc, ok?

- Dobrze, mężu. Poczekam na ciebie.

Oddalam się samotnie do kuchni. Najpierw wyjmuję z szafki mąkę, cukier oraz mleko. Potem przychodzi pora na gofrownicę. Jej przerażające, kwadratowe zębiska śmieją mi się w twarz.

Nie wiem czemu oszukuję samego siebie, że kiedyś nauczę się gotować. Mąka spada mi na podłogę. Mleko się wylewa. Źle zabezpieczam miskę od robota kuchennego, który bryzga na wszystkie strony zbyt gęstą masą. Przypomina to raczej serię z karabinu maszynowego. Powinienem poszukać bezpiecznej kryjówki. Schować się w okopach przed wrogiem, który jest wobec mnie bezlitosny.

- Max! – W tonie Eli wyraźnie słyszę rozczarowanie i lęk. – Proszę, wyłącz to!

Pojawienie się Króliczka może przechylić szalę zwycięstwa na moją stonę. Z wielką ulgą rzucam się w kierunku dźwigni, która powinna wyłączyć robota. Niestety, pogarszam jedynie sprawę zwiększając obroty. Gdy udaje mi się naprawię mój błąd, kuchnia wygląda jak jedno wielkie pobojowisko.

- Nie wierzę… Po prostu nie wierzę… – Eli nakrywa usta dłonią, oceniając szkody. Podłoga, szafki, blaty, a nawet okna wymagają natychmiastowego mycia.

- Wybacz, skarbie. Za chwilę to posprzątam.

- Za chwilę przyjedzie do nas pani Loren! – Fiołkowooki wpada w panikę. Chwyta ścierkę kuchenną. Siła rażenia robota była tak duża, że ciężko stwierdzić co wymaga czyszczenia w pierwszej kolejności.

- Odsuń się, bo się pobrudzisz. Ja to zrobię.

- Odrobinę na to za późno, nie sądzisz? – Rzucam przelotne spojrzenie w kierunku blondyna. Jego kremowy sweter, legginsy, a nawet twarz ubrudzone są od ciasta. Atak robota był na tyle skuteczny, że Eli będzie musiał umyć lub porządnie wyszczotkować swoje długie włosy. Podejrzewam, że ja wcale nie wyglądam lepiej.

Mój ukochany wyciera ściereczką moją twarz. Niespodziewanie staje na palcach i kradnie mi zmysłowy pocałunek.

- Pamiętaj, że cię kocham – komentuję skruszony. – A jeśli chodzi o śniadanie, to co powiesz na kanapkę z masłem orzechowym?

- Lubię twoje kanapki – odpowiada z uśmiechem. – Są najlepsze.

- Przepraszam. Nie mam pojęcia co poszło nie tak. To ich wina – wskazuję na złowrogie sprzęty. – Zmówiły się przeciwko mnie i zaatakowały! Przysięgam!

- Muszą cię naprawdę nie lubić, bo wybrały najmniej odpowiedni moment. Zwłaszcza, że za chwilę będziemy mieli gościa.

- Powinieneś się przebrać – wskazuję Eli na zniszczony sweter.

- Później. Najpierw muszę coś zjeść, bo robi mi się słabo.

- Natychmiast usiądź! – Biegnę po krzesło. – I nie mdlej! – Dodaję spanikowany, kręcąc się po zrujnowanej kuchni. – Powiedz mi co mam robić! – błagam Króliczka o wskazówki.

- Max, spokojnie. Nie trać głowy. Mamy wszystko pod kontrolą.

Pukanie do drzwi przypieczętowuje najgorszą z możliwych opcji.


poniedziałek, 6 grudnia 2021

mrper 109

 

„Bezsenne Noce"

Tak jak podejrzewałem, Eli budzi się dość późno. Z jednej strony chciałby spędzić jak najwięcej czasu z przyjacielem, a z drugiej nie odmawia śniadania w łóżku, a także wspólnej kąpieli.

- Uśmiechasz się – zagaduję ukochanego, który susząc swoje blond włosy, rzuca mi jednocześnie dość ponętne spojrzenia.

- Tak? – Nastolatek wyłącza suszarkę i odkłada ją do szuflady.

- Zdradzisz mi co sprawiło, że jesteś taki szczęśliwy? – Dopytuję, powoli osaczając moją małą zdobycz.

- Wydaje mi się, że dobrze wiesz – odpowiada tajemniczo.

- Nie wiem. Powiedz mi – droczę się, zakradając się coraz bliżej.

- Muszę się ubrać. – Zwinny małolat ucieka, zanim udaje mi się go dopaść.

- Moim zdaniem wyglądasz naprawdę pięknie.

- Mam wyjść z domu w szlafroku? – Fiołkowooki posyła mi pytające spojrzenie. – Nie będziesz zazdrosny, jeśli to zrobię?

- Skarbie… – Wzdycham ciężko odsuwając od siebie wizję prawie nagiego narzeczonego, który próbuje przekroczyć próg domu. – Tylko ja mogę podziwiać twoje ciało. To mój przywilej. Tylko mój – dodaję z naciskiem.

- W takim razie pójdę się ubrać. Intuicja podpowiada mi, że jeśli szybko tego nie zrobię, zaciągniesz mnie do łóżka i nie wypuścisz.

- Nie lubię, gdy czytasz w moich myślach – komentuję, podążając wzrokiem za ukochanym.

- Twoje myśli są tak głośne, że połowa miasteczka z pewnością je słyszała.

- Tak sądzisz? – Na mojej twarzy pojawia się uśmiech pełen samczej dominacji.

- Jesteś niemożliwy! – Eli wywraca oczami i znika w garderobie.

- Pozwolisz, abym to ja coś dla ciebie wybrał? – Składam ciężarnemu dość nietypową propozycję.

- Nie.

- Dlaczego? – Zaskoczony odmową zaczynam drążyć temat.

- Bo jesteś zazdrosny. Każesz mi założyć połowę szafy, zgadłem?

- No cóż… Aż tak dobrze mnie znasz? – Zaczynam się wesoło śmiać. – A jeśli obiecam, że będę grzeczny, pozwolisz mi coś wybrać?

- Może…

Frywolny nastrój. Uśmiechy. Tęskniłem za naszą domową „normalnością”. Jeden głupi wybryk sprawił, że Eli odsunął się ode mnie. Upicie się do nieprzytomności i spanie w łóżku z obcym facetem zasługiwały na reakcję. Nie twierdzę, że nie. Jednak konsekwencje… Nie sądziłem, że tak mną to wstrząśnie.

Podchodzę do ukochanego i mocno go obejmuję.

- Max? Co robisz? – Ufny ciężarny pozwala mi zawładnąć swoim drobnym ciałem.

- Bardzo cię kocham, Króliczku. Bardzo. Bardzo mocno – szepczę w jego włosy.

- Ja też cię kocham. I nie, nie założę trzech swetrów, jeśli o to ci chodzi.

- Nie zasłużyłem na ciebie. Wybaczyłeś mi tak wiele…

- Mężu, proszę cię. Nie rozmawiajmy już o tym. – Mały dyplomata nie chce rozdrapywać ran.

Zraniłem go. Znowu. A mimo to wybaczył mi kolejny już raz. Tak dłużej być nie może. Muszę się ogarnąć. Nie chcę stanowić źródła problemów.

- Jeśli się nie pospieszymy noc nas tu zastanie i Jo wyjedzie. – Eli dyskretnie przypomina mi o obowiązkach.

- Wiem. – Niechętnie uwalniam go z objęć. – Poczekaj na mnie w sypialni, dobrze? Poszukam dla ciebie czegoś wyjątkowego.

Nie wiem, jak mi się to udało, ale zyskałem kolejny kredyt zaufania. Przeglądam wieszaki, na których znajduje się pokaźna kolekcja markowych ubrań, których mój słodziak nie miał okazji nawet przymierzyć. Tak, jest ich dużo, ale co z tego? Króliczek zasługuje na wszystko co najlepsze.

- Może to? – Sięgam po elegancką koszulę w odcieniu butelkowej zieleni. Ten śmiały kolor idealnie podkreśli fioletowe refleksy jego oczu. – Skoro górę już mam, to pora na dół. Co wybrać? – Prowadzę dialog z samym sobą.

Eli zazwyczaj nosi legginsy. To jego ulubiona alternatywa dla obcisłych szortów, na które jest już odrobinkę za zimno. Tęsknię za jego szortami. Uwielbiam, gdy elastyczny materiał podkreśla jego kształtne krągłości. Na szczęście mój przyjaciel z domu towarowego zna się na rzeczy. Bez problemu odnajduję parę idealnych, szarych jeansów, które z pewnością sprawią, że nie będę mógł oderwać od niego wzroku. Powinienem też poprosić, aby rozpuścił włosy.

Najgorsze męki przeżywam zaglądając do szuflady z bielizną. Celowo położył na samym wierzch majtki, które będą mi się śnić po nocach?

Zabieram wybrane przeze mnie ubrania i wkraczam do sypialni. Potulny Eli siedzi na idealnie pościelonym łóżku.

- Misja zakończona sukcesem? – Żartuje sobie ze mnie, bawiąc się paskiem od szlafroka.

- Kochanie, wątpisz we mnie? – Udaję urażonego. – Zobacz co dla ciebie mam – dumnie prezentuję moje łowy.

- No dobrze. Pokaż co przyniosłeś.

Króliczek podnosi się ze swojego miejsca. Wstrzymuję oddech, gdy poluzowuje supeł i pozwala, aby miękki, frotowy materiał ześlizgnął się z niego wprost na podłogę.

- Mogę? – Przebiegłe stworzenie wyciąga rękę, aby odebrać ode mnie bieliznę. Mam wrażenie, że wypalę dziury w jego skórze gapiąc się jak wygłodniały na ten jakże kuszący kąsek. – Pasują idealnie, prawda? – Obraca się do mnie tyłem, aby zaprezentować, jak cienka koronka przylega do atłasowej skóry. – Podobam ci się?

- Poczekam… Poczekam w salonie. Zejdź na dół, gdy będziesz już gotowy. – Uciekam z sypialni, nie czekając na jego komentarz. Serce wali mi jak oszalałe. Szczęściarz ze mnie. Cholerny szczęściarz.

***

Kilkanaście minut później parkuję pod domem rodziców. Wysiadam z samochodu, aby otworzyć Eli drzwi.

- Pozwól – wyciągam rękę, aby asekurować Króliczka.

- Dziękuję.

- Mówiłem ci już, że pięknie wyglądasz?

- Coś wspominałeś, jakieś piętnaście sekund temu.

- Muszę to częściej powtarzać – łapię chłopaka za krągły tyłek.

- Max, zachowuj się! – Zostaję zganiony przez małolata.

Naciskam na klamkę, lecz zanim udaje mi się otworzyć drzwi, mój ukochany strąca moją rękę ze swojej ponętnej pupy.

- Obiecałeś, że będziesz grzeczny – wypomina mi moje zachowanie.

- A ty obiecałeś, że nie piśniesz złego słowa, gdy zerwę z ciebie to co na sobie masz – przypominam o naszym cichym porozumieniu, które zawarliśmy przed wyjściem z domu.

- Dopiero, gdy zostaniemy sami i…

- Nareszcie jesteście! – Uradowana mama szeroko otwiera drzwi, przerywając naszą intymną konwersację. – Jak się masz, skarbeczku? Wyglądasz dziś znacznie lepiej niż wczoraj.

- Bo lepiej się czuję. Przepraszam, że nie przyjechaliśmy wcześniej. – Złotowłosy oględnie tłumaczy nasze spóźnienie.

- Powinieneś jak najwięcej odpoczywać. Odpoczywasz? – Pamela Ford skanuje Eli swoim matczynym wzrokiem.

- Staram się – nastolatek duka cicho odpowiedź. Nie lubi być w centrum uwagi rodziców. Nie bardzo wie, jak się zachować, gdy się o niego martwią. Nie jest przyzwyczajony do troski, jaką mu okazują.

- Mam nadzieję. Co prawda Peter uważa, że to wszystko wina Maxa, który powinien lepiej o ciebie dbać.

- Mamo, błagam cię – cedzę przez zęby. – Pod moją opieką nie dzieje mu się żadna krzywda. Pospał dłużej i jest jak nowo narodzony, prawda skarbie? – Szukam wsparcia u mojej połówki.

- Mam nadzieje, że mówisz prawdę, synku. W przeciwnym wypadku tata się tobą zajmie.

- Pamelo? – Jak na zawołanie pojawia się przyszły dziadek, gotowy bronić swojego ulubieńca w dzień i w nocy przez złem. Czyli przede mną. – Eli, nareszcie jesteś! I bardzo ładnie wyglądasz! Dobrze ci w zielonym. – Tata zachwyca się strojem, który z wielką starannością wybrałem.

- To zasługa Maxa. On… – Blondyn urywa w połowie zdania. Wstydzi się przyznać, że to ja go ubrałem? Jakie to słodkie.

- Pokazałeś Jo wszystkie puchary i nagrody? Był pod wrażeniem? – Zmieniam temat rozmowy na bardziej neutralny.

- No ba! Jesteśmy w trakcie małego seansu filmowego. Powiem wam w zaufaniu, że Jo odrobinę się wzruszył. Nie sądziłem, że tak emocjonalnie do tego podchodzi. – Niedźwiedź znalazł uznanie w oczach nowego fana.

- Zupełnie mnie to nie dziwi. Jesteś prawdziwą legendą. – Chwalę ojca, który rośnie w oczach.

- Max, przestań się wygłupiać. – Staruszek klepie mnie po plecach z siłą, która wgniotłaby Eli w ziemię. Mam nadzieję, że w podobny sposób nie potraktuje wątłego Króliczka. Wolę dmuchać na zimne i na wszelki wypadek chowam drobnego ukochanego za swoimi plecami. – Mam też dobrą wiadomość. Znalazłem idealną kandydatkę, która chce dla was pracować. Ma doświadczenie w zajmowaniu się domem oraz dziećmi. Wpadnie do was jutro około południa.

- Dziękuję, tato. To bardzo miłe z twojej strony. – Staram się nie zaogniać sytuacji i doceniać starania ojczulka. Zwłaszcza, że pomoc w domu jest nam naprawdę potrzebna.

- Ja też kogoś znalazłam – mama włącza się do rozmowy. – Wnuczka mojej koleżanki szuka dorywczej pracy. Od razu pomyślałam o was. Dałam jej twój numer telefonu synku.

- Pamelo, nic mi o tym nie mówiłaś. – Tata nie jest zadowolony. Chciał wyjść na bohatera. Tymczasem jego sukces zawisnął na włosku.

Rodzice rozpoczynają dyskusję na temat tego, którą z pań powinniśmy wybrać. Eli i ja wymieniamy między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Musimy zachować ostrożność. Jeden fałszywy ruch jest w stanie wywołać spory konflikt pomiędzy zaangażowanymi dziadkami.

- Eli! Max! – Pojawia się nasz wybawca. – Widzieliście filmy Peter’a? Albo jego medale? Są niesamowite!

- Nie, ona jest za młoda. Nie ma doświadczenia z niemowlętami. – Z kuchni dochodzą strzępy dyskusji, która z każdą chwilą nabiera rozpędu.

- Chodźmy obejrzeć medale ojca – biorę Eli za rękę i odciągam go na bok.

- Twoja mama jest na dobrej drodze, aby przejąć choć połowę tytułów. Myślisz, że znokautuje tatę? – Żart Króliczka sprawia, że parskam śmiechem.

- Może lepiej schowajmy się w altance. Widziałeś kwiaty, które Eli namalował? Są niesamowite. – Zwracam się do Jo.

Nasz trójka ucieka do ogrodu. Rozsiadamy się na fotelach ogrodowych i z oddali obserwujemy, jak rozwinie się konflikt.

- Ojciec będzie tego żałować. Wkroczył na zakazany teren – niczym rasowy komentator, staram się podsumować porażkę, której będziemy świadkami. – Mama i jej koleżanki z pewnością przedyskutowały problem i wyselekcjonowały idealną kandydatkę. Zawsze tak robią.

- Obydwoje wybrali kobiety. Wolałbym, abyśmy zatrudnili mężczyznę. – Uwaga Eli od razu podnosi mi ciśnienie.

- Mężczyznę? – Warczę pod nosem, uderzając jednocześnie opuszkami palców o blat stołu. – To chyba nie jest dobry pomysł.

- Dlaczego? Nie dyskryminuj naszej płci. Panuje równouprawnienie. Uważam, że mężczyźni świetnie sobie radzą jeśli chodzi o organizację domu.  Poza tym przeglądałem ogłoszenia i kilku kandydatów wydało mi się bardzo interesujących.

- Co?! Jakie znowu ogłoszenia?! – Tracę grunt pod nogami.

- Max jest zazdrosny – Jo wchodzi Eli w słowo, bawiąc się przy tym moim kosztem.

- Będzie to musiał jakoś przeboleć. Zwłaszcza, że to był jego pomysł.

- Spotkamy się z obiema kandydatkami rodziców. Jestem pewny, że któraś z nich przypadnie ci do gustu. – Znowu jestem zmuszony załagodzić sytuację.

- Nie chcę, aby po naszym domu kręciła się starsza kobieta, która wszystko wie najlepiej i będzie mnie na każdym kroku pouczać. Młodej nie ufam. Za chwilę pojawi się dziecko. Nie zostawię maluszka pod opieką kogoś, kto nie ma doświadczenia. – Argumenty Eli niebezpiecznie zmierzają w stronę zatrudnienia faceta, na co ja absolutnie nie wyrażę zgody.

- Skarbie, powinniśmy się zdać na wybór rodziców, skoro tak bardzo się zaangażowali.

- Ty serio jesteś zazdrosny! – Eli robi wielkie oczy.

- I to jak. Aż go nosi – zadowolony z siebie Jo wyciąga się na fotelu.

- Nie zostawię cię samego w domu z obcym mężczyzną! To absolutnie wykluczone! – Jako pan domu stawiam sprawę na ostrzu noża.

- Mężu, nawet nie przejrzałeś ogłoszeń. Nie nastawiaj się tak negatywnie, bo jeszcze nie wybraliśmy nikogo konkretnego.

- To nie będzie facet! Nie i koniec!

***

Pełen najgorszych obaw, przyglądam się Eli przez resztę dnia. Boję się. Serio się boję. Czy chęć zatrudnienia jakiegoś obcego mężczyzny to jego sposób, aby się na mnie odegrać? Jeśli tak, to bardziej nie mógł mi dopiec. Zazdrość jest jak trujący jad, który rozprzestrzenia się po całym moim ciele. Atakuje ze zdwojoną siłą, bo on i ja nie jesteśmy jednomyślni.

Co ciekawe, ta sytuacja nie dotyczy moich rodziców. Szalona dwójka szybko dochodzi do porozumienia. Ich zdaniem sami powinniśmy dokonać wyboru odpowiedniej pomocy domowej. Nie zamierzają się wtrącać. Wprost przeciwnie. Gruchają sobie w najlepsze, uśmiechając się do siebie. Czemu my tak nie możemy?

- Pora się zbierać – słowa Jo działają jak kubeł zimnej wody.

Zapomniałem o najgorszym. Mój sojusznik wyjeżdża.

Wiem, że to dziwne, ale wspólny czas z Bakerem bardzo nas do siebie zbliżył. Okazało się, że wiele nas łączy. I nie mam na myśli spania w jednym łóżku. Jo stanął po mojej stronie. On także uważa, że nie powinniśmy zatrudniać facetów. Za to całym sercem kibicuje wybrance mamy. Ma nadzieję, że ta młoda dziewczyna okaże się miłością jego życia, którą porwie przy pierwszej nadarzającej się okazji.

- Jeszcze wcześnie – próbuję odsunąć w czasie to co nieuniknione.

- Mam przed sobą kawałek drogi. Chciałbym wrócić do domu zanim się ściemni.

Mój nowy przyjaciel przytacza racjonalny argument. Ma rację, ale co z tego? Jestem wściekły i smutny. Na domiar złego nie chcę być jeszcze racjonalny. W sumie sam nie wiem czego chcę. Nie pociesza mnie obietnica rychłego spotkania. Jo obiecuje, że będziemy codziennie rozmawiać przez telefon. To nie to samo.

- Wolałbym, abyś przeprowadził się bliżej nas. Potrzebuję wsparcia psychicznego.

- Max, dasz sobie radę. Jak do tej pory świetnie sobie radziłeś w ujarzmianiu Króliczka. Czemu nagle zacząłeś w siebie wątpić?

- Nie wiem – przyznaję szczerze. Serio nie wiem.

Ciężko mi patrzeć, jak Jo żegna się z rodzicami. Pete i Pam są z nim bardzo zżyci. Znają go dłużej i bardzo lubią. Dla nich to już część rodziny. Dla mnie chyba już też.

- Dziękuję… Dziękuję za wszystko...  – Eli całkowicie się rozkleja.

- Nie płacz, bo Max patrzy na mnie, jak na okrutnego złoczyńcę.

- Będę tęsknić. Bardzo. Chciałbym, abyś dłużej z nami został.

- Przecież niedługo znowu przyjadę. Spędzimy razem święta i nowy rok. Tylko tym razem będę mieszkał u rodziców. Pete obiecał, że będziemy razem trenować. Ja i mistrz, rozumiesz to?! – Twarz Bakera rozjaśnia niesamowity uśmiech szczęścia. Dobrze, że mama tego nie widzi. Mogłaby poczuć się zazdrosna.

- Trzymamy cię za słowo. – Odbieram zapłakanego narzeczonego, który wtula się w moje ramiona. – Zadzwoń, gdy dojedziesz na miejsce.

- Zadzwonię.

Po raz ostatni uściskamy sobie dłonie, po czym Jo wsiada do swojej furgonetki i odpala silnik.

- Trzymajcie się. Do szybkiego zobaczenia.


***

Kochani, nie gniewajcie się, że publikuję to dopiero teraz. Szybciej się nie dało. To chyba jakaś klątwa, bo za każdym razem, jak pochwalę się, że będzie rozdział, rozdziału nie ma i to z przyczyn niezależnych ode mnie. 

Mam też nadzieję, że Wszyscy byli grzeczni i dostali prezenty od Mikołaja. Ja nie byłem grzeczny, a dostałem piżamę. W lisy :D 

Życzę Wam udanego wieczoru :)

Wasz Kitsune 

środa, 3 listopada 2021

Prawdziwy Romantyk, część XXI

 

- Weźmiemy ślub tak szybko, jak to tylko będzie możliwe. Każę Normanowi rozpocząć przygotowania. – Ze wszystkich sił staram się przekonać Nefryta do rychłego zamążpójścia. Nie jest to proste zadanie. Wymaga dyplomacji. Przytoczenia odpowiednich argumentów, które udowodnią, że mam rację. W obecnej chwili nie przytoczę żadnego z nich. Słyszę weselne dzwony. Widzę też neon z olbrzymim napisem „ŚLUB”. Obie te rzeczy całkowicie przysłaniają mi rzeczywistość.

- Są ważniejsze sprawy – wampir boleśnie sprowadza mnie na ziemię.

- Niby jakie? – Prycham, kładąc się obok nieśmiertelnego, który za chwilę zaśnie.

- Wilbur. Musimy go pokonać.

- Nie wypowiadaj imienia obcego mężczyzny w naszym łóżku, bo robię się zazdrosny.

- O Wilbura? – Nefryt uśmiecha się sennie. – Jeszcze godzinę temu nie zachowywałeś się w taki sposób.

- Bo godzinę temu nie byłem zaręczony. – Z dumą spoglądam na drobną dłoń, na której błyszczy olbrzymi brylant.

- Zaręczyny są dla ciebie aż tak ważne?

- Wszystko co związane jest z tobą jest dla mnie bardzo ważne.

- Jesteś kochany – Nefryt uśmiecha się uroczo.

- Jestem szczęśliwy. Dzięki tobie, mój przyszły mężu. – Z czułością dotykam twarzy ukochanego.

- W naszym wypadku ślub to tylko formalność.

- Nieprawda – nieco urażony, bronię swojego zdania. – Ślub to symbol naszej wiecznej miłości.

- Symbolem naszej wiecznej miłości są znaki przysięgi. O tutaj – Nefryt wskazuję na mój lewy nadgarstek, na którym widnieje mój znak.

Dla wampira przysięga jest czymś szczególnym. Wymiana krwi sprawia, że w pełni oddaje się swojemu wybrakowi. Będzie z nim na dobre i na złe. Aż do samego końca. Nie dziwi mnie, że nie reaguje zbyt entuzjastycznie na weselne plany. Lubi życie w cieniu. Tymczasem ja marzę o olbrzymim przyjęciu, podczas którego przedstawię go poddanym. Chcę, aby stał przy moim boku. Mam dosyć ukrywania się lub zbywania pytań dotyczących przyszłej królowej. Nie pozwolę, aby swatano mnie z kimś, na kogo nawet nie spojrzę. Kłamstwa zawsze kończą się katastrofą. Nie zamierzam dłużej udawać kogoś kim nie jestem tylko po to, aby zadowolić innych.

- Weźmiemy ślub – ogłaszam tonem nie znoszącym sprzeciwu.

- Cassianie, pośpiech jest złym doradcą.

- Zgodziłeś się – przypominam wampirowi.

- Nie zmienię zdania. – Nefryt próbuje załagodzić sytuację. – Proszę jedynie, abyśmy się skupili na Wilburze. Dopiero potem pomyślimy o ślubie.

- Nie lubię, gdy do wszystkiego podchodzisz tak racjonalnie – żalę się. – Powinieneś odrobinę odpuścić i pomyśleć o przyjemnościach.

- Przyjemności… – Rózowowłosy tłumi śmiech. – Chodzi ci o noc poślubną, prawda?

Skubany! Za każdym razem trafia w samo sedno! Przyłapany na gorącym uczynku, wpatruję się w błękitne oczy czując jednocześnie, jak moja twarz mocno się czerwieni. Nic na to nie poradzę. Pragnę go.

- Może… – odpowiadam wymijająco.

- Nie ukryjesz przede mną prawdy, mój panie. Pragniesz mnie.

- Oczywiście, że cię pragnę! Masz pojęcie, jak kusi mnie twój wygląd, zapach skóry? Tak długo o tobie marzyłem.

Moja ognista przemowa sprawia, że Nefryt wpatruje się we mnie błękitnymi oczami, w których dostrzegam jedynie bezgraniczną miłość. Biorę głęboki wdech, bo muszę się uspokoić. Obiecałem, że poczekam. Nie powinienem na niego naciskać przy każdej okazji. Nie chcę, aby pomyślał, że zależy mi wyłącznie na seksie.

- Ja czekałem na ciebie znacznie dłużej.

- Czyżby? – Komentuję z lekkim powątpiewaniem.

- Traktujesz mnie jak dziecko, które nie ma pojęcia o pożądaniu. Z góry założyłeś, że jestem zdystansowany, oziębły i będziesz musiał mnie długo przekonywać lub wprost zmuszać do pewnych rzeczy.

- Nie, to nie tak! – Szybko protestuję, bo nie chcę sprawiać Nefrytowi przykrości.

- Cassianie, ciągle zapominasz, że jestem od ciebie dużo starszy. Dobrze wiem czego chcę. Znam siebie i znam smak namiętności. Nauczyłem się ukrywać emocje, bo tego ode mnie oczekiwano. Nie oznacza to jednak, że tylko tobie jest ciężko. Ja także muszę wykazać się cierpliwością, bo łączy nas więź. Jack z pewnością lepiej by ci to wytłumaczył. Ma porównanie, bo spał z wampirem przed i po przemianie. Z tobą będzie inaczej. Jesteś demonem. Twoja krew naznaczona jest magią. Zareagujesz inaczej.

- Inaczej? – Nie potrafię poskromić ciekawości. – Co masz na myśli? Znowu zemdleję? – Niechętnie wracam do chwili, gdy Nefryt próbował zaznajomić mnie z wampirzymi zwyczajami. Skończyło się na tym, że orgazm dosłownie zwalił mnie z nóg.

- Dowiesz się w swoim czasie, mój panie. – Tajemniczy uśmiech rozświetla twarz mojego przyszłego kochanka.  

- Powiedz mi – błagam ukochanego. – Za chwilę zaśniesz, a ja nie będę mógł myśleć o niczym innym.

- To dobrze. Lubię, gdy o mnie myślisz. Zwłaszcza, że najbliższe dni spędzisz dość intensywnie, z daleka ode mnie.

- Skarbie… Jesteś okrutny… – Żalę się. – Nie możesz wiecznie trzymać mnie w zawieszeniu!

- Nie mogę? – Nefryt udaje niewiniątko. – Bezustannie mnie uwodzisz. Ja też nie mogę się doczekać aż będziemy się kochać. Bardzo tego chcę. Chcę, abyś mnie całował i pieścił przez wiele, wiele nocy…

- Błagam, przestań – skomlę o odrobinę zrozumienia.

- Dlaczego mam przestać? Czeka cię dzień pełen wrażeń. Będziesz patrolować granice, szukać Wilbura. Tymczasem ja… Chcesz wiedzieć o czym będę śnić?

Nefryt hipnotyzuje mnie na kilka sekund, pokazując swoją wizję – on i ja, splątani w miłosnym uścisku.

- Nie jestem tak zimny, jak ci się wydaje. W środku cały płonę. Nie martw się, Cassianie. Potrafię nad sobą zapanować. Zatroszczę się o ciebie, abyś się zbytnio nie zatracił. – Wampir przez chwilę uważnie mi się przygląda. – Podobało ci się?

- Poczekam aż się obudzisz, a potem zerwę z ciebie…

- Nic ze mnie nie zerwiesz. Szybciej Norman wyważy drzwi i rozbije barierę niż pozwoli, abyś marnował czas leżąc ze mną w łóżku.

Czasami bycie królem niesie za sobą przykre obowiązki. Czemu muszę przekonywać się o tym w chwilach takich, jak ta? Mam ochotę wyć z frustracji, co zapewne i tak nic nie da.

- Sądziłem, że to moje zadanie. – Pochylam się nad wampirem, który z coraz większym trudem unosi powieki. – Obiecaj, że zostaniesz tu aż do mojego powrotu. – Smutny i pokonany, poprawiam pościel, aby zapewnić maksymalny komfort mojemu wybrakowi.

- Obiecuję, że dobrowolnie nie opuszczę naszej sypialni.

- Kocham cię, aniele. Kocham cię bardzo, bardzo mocno – szepczę, obserwując, jak Nefryt zamyka oczy.

- Ja też cię kocham. – Wampir zapada w letarg.

Gdy tylko pierwsze promienie słońca wyglądają zza widnokręgu, mój doradca od razu zaczyna walić w drzwi.

- Wasza wysokość, powinniśmy ruszać. Nie ma chwili do stracenia!

Niechętnie wstaję z łóżka. Spod ciepłego okrycia wyciągam lewą rękę Nefryta i po raz ostatni spoglądam na pierścionek zaręczynowy. Delikatnie przesuwam opuszkami po grzbiecie dłoni mojego narzeczonego.

- Będziemy razem bardzo szczęśliwi. Śpij spokojnie, mój przyszły mężu.

Podczas gdy ja żegnam się z Nefrytem, wściekły Norman wydeptuje równie wściekłą ścieżkę drepcząc po zamkowym korytarzu. Jego ślady naznaczone są magią.

- Próbujesz złamać barierę? – Pytam, opierając się o drzwi, których nikomu oprócz mnie nie wolno otwierać.  

- Nie, panie. Mam ważniejsze rzeczy na głowie. Nasi ludzie donoszą, że powinniśmy udać się na południe.

- Dobrze. Zróbmy tak – przytakuję.

Norman uważnie mi się przygląda, zupełnie jakby wwiercał się we mnie wzrokiem.

- Zbroja też ci przeszkadza? – Żartuję, kierując się w stronę dziedzińca.

- Jesteś dziś jakiś inny, panie.

- Tak sądzisz? – Nie powinienem się z nim droczyć, lecz to silniejsze ode mnie. Chciałbym podzielić się swoją radością. Ostatecznie Norman nie jest jedynie moim sługą. Jest rodziną. – To zasługa Nefryta – uchylam rąbek tajemnicy.

- Zahipnotyzował cię?!

- Nie – zaprzeczam. – Nie musiał. Dobrze wiesz, że od lat żyję poddając się jego urokowi. Poprosiłem go o rękę.

- Zgodził się?

- Dziwi cię to?! – Przyznaję, że nie takiej reakcji się spodziewałem. Norman zwykle się gniewa, gdy mówię o Nefrycie. Tym razem wydaje się nieco przygnębiony.

- Gratuluję, panie. – Doradca wyciąga rękę w moją stronę. Ściskam ją automatycznie, przyjmując jego gest za dobrą monetę. – O co chodzi, królu Cassianie? Powiedziałem coś nie tak?

- Nie. Po prostu nie sądziłem, że mi pogratulujesz.

- Jesteśmy przyjaciółmi. To chyba nic niezwykłego.

- Twój przyjaciel już niedługo poślubi wampira – przechwalam się, pękając z dumy. – Nie masz pojęcia, jakie to uczucie. Składając przysięgę zaskoczyłem Nefryta podejmując za niego decyzję, ale teraz… Zapytałem, czy za mnie wyjdzie, a on tak na mnie spojrzał… A potem się zgodził! – Popadam w euforię, streszczając wszystko ze szczegółami.

- Wampir zostanie królową… – Kpiący ton Normana sprawia, że robi mi się przykro.

- Mógłbyś chociaż raz okazać mi swoje wsparcie! – Rozżalony i zły, wymijam opiekuna, pędząc w kierunku czekających na nas żołnierzy.

- Panie, poczekaj proszę. – Norman chwyta mnie za ramię. – Przepraszam. Wiem, jakie to dla ciebie ważne. Dogryzać będę wyłącznie wampirowi, bo znając życie to mnie obarczysz odpowiedzialnością za zorganizowanie bajkowego ślubu.

- To prawda – uśmiecham się. – Będę ci bardzo wdzięczny za wszelką pomoc.

- Pomogę. Nie licz jednak na jakąkolwiek taryfę ulgową względem Nefryta. Wyśmieję go, jeśli zdecyduje się założyć suknię ślubną lub zażąda klejnotów twojej matki.

- Będę to miał na uwadze – kończę temat.

- Ślub z wampirem… Nasz świat chyli się ku upadkowi…

Ten mało optymistyczny komentarz Normana jeszcze dłuższy czas brzęczy mi w uszach. Z początku potraktowałem go jako obrazę. Potem jednak doszedłem do wniosku, że Norman ma rację. Dawny świat odchodzi. Nadchodzi nowa era. Era pokoju i dobrych decyzji. Akurat w tej dziedzinie mogę być spokojny. Idzie mi świetnie. Mając Nefryta u boku niczego się nie boję.

***

Upływający czas utwierdza mnie w przekonaniu, że jedyną przeszkodą, która może zachwiać moim szczęściem, jest Wilbur DiMarone. Chociaż pędzę po królestwie niczym wiatr, ten przebiegły spryciarz zawsze jest o krok przede mną. Jego szeregi topnieją z każdą minutą. Część knujących przeciwko mnie zdrajców sama się poddała. Inni zostali przez nas schwytani. Całkiem liczna grupa postanowiła błagać mnie o wybaczenie. Staram się zachowywać rozsądne i sprawiedliwie. Nie zamierzam się mścić. Nie jestem też naiwniakiem, który nabierze się na krokodyle łzy. Postanowiłem, że wszystkie sprawy zostaną potraktowane indywidualnie. Królewscy sędziowie zdecydują co stanie się ze zdrajcami. Niektórzy trafią do więzienia, inni poniosą kary finansowe. Rozmawiałem na ten temat z sir Nolanem oraz królewskimi ministrami. Po burzliwej dyskusji, przyznali mi rację. Sir Nolan jest zdania, że zdrajcy nie zasługują na łaskę. Zamiast pod sąd, powinni trafić od razu na gilotynę. Gdyby mój ojciec nadal zasiadał na tronie, nie zawahałby się ani chwili. Nie tolerował podstępów i zdrady. Zabicie sporej grupy możnowładców nie przywróci mu życia. Nie chcę także, aby kojarzono mnie jako krwawego egzekutora. Zwłaszcza, że za kilkanaście dni oficjalnie ogłoszone zostaną moje zaślubiny. Poprzedzanie ślubu serią morderstw oznaczałoby nienawiść i bunt. Zawiązałyby się kolejne spiski przeciwko mnie. Znowu mogłaby wybuchnąć wojna. Nie takiej przyszłości pragnę. Dlatego lwią część czasu spędzam w siodle, sprawdzając każdy trop, każdą plotkę, która pomogłaby mi złapać Wilbura.

Prosiłem Nefryta o pomoc, lecz za każdym razem jego wizje dotyczą jedynie dnia pełni. Mój ukochany nie jest w stanie określić, gdzie Wilbur się ukrywa lub jakie są jego kolejne kroki. Oznacza to, że mój wróg nie podjął ostatecznej decyzji. Waha się. Jego dziwne zachowanie zaczyna mi ciążyć. Zmuszony jestem uganiać się za nim po całym królestwie, zamiast spędzać czas w domu, w towarzystwie narzeczonego, którego rzadko widuję.

- Aniele… – Wpadam do naszej sypialni jak po ogień. Widok nieśmiertelnego, który wita mnie uśmiechem, jest jak balsam dla duszy.

- Chodź do mnie, odpocznij. – Nefryt zachęca, abym położył się obok niego.

- Nie mogę. Przyjechałem do zamku wyłącznie po to, aby podpisać dokumenty.

- Przyjechałeś też po to, aby sprawdzić, czy dotrzymałem obietnicy. – Różowowłosy uśmiecha się wyrozumiale.

- Tęsknię za tobą – szepczę, porywając go w ramiona. – Mam wrażenie, że nie widziałem cię całą wieczność.

- Widziałeś mnie wczoraj, mój panie.

- Spałeś, gdy tu byłem.

- Cassianie, do pełni pozostały trzy dni. Wytrzymasz tyle, prawda?

Słowa Nefryta nie brzmią pocieszająco. Jestem zmęczony. Naprawdę zmęczony. Nie pamiętam kiedy ostatnio spałem czy jadłem. Mimo to całym sobą czuję, że Wilbur jest już na wyciągnięcie ręki. Odcięliśmy mu drogi prowadzące do jego rodzinnych posiadłości. Zbrojne oddziały, którymi planował zaatakować zamek, zostały przejęte i rozbrojone. Bilans świadczy wyłącznie na jego niekorzyść. Przegrał z kretesem starcie, które nawet się nie rozpoczęło.

- Trzy dni – powtarzam, przygotowując się mentalnie na kolejne, wielogodzinne rozstanie. – Kiedy to wszystko minie, nie wypuszczę cię z moich objęć nawet na chwilę.

- Proszę – Nefryt gryzie się w palec. – Moja krew sprawi, że nabierzesz sił.

- A co z tobą? – Łapię za dłoń wampira i scałowuję bezcenny dar. – Ostatnio prawie nic nie wypiłeś. Nie jesteś głodny?

- Nie jestem. Żyję miłością do mojego przyszłego męża.

- Twój przyszły mąż szaleje z niepokoju o ciebie.

- Cassianie, nic mi nie będzie. Pokazałem ci przyszłość. Mamy przed sobą setki wspólnych lat.

- Znam cię, mój piękny. Kiedy jesteś głodny, robisz się nerwowy. Zupełnie jak teraz. – Ponownie podsuwam Nefrytowi mój nadgarstek. Mały uparciuch odwraca głowę.

- Nie marnuj sił. Będą ci potrzebne.

- Jeśli sądzisz, że pozwolę, abyś przez kolejne dni tak się męczył to…

Narzeczony nie słucha moich wywodów. Oplata ramiona wokół mojej szyi i zmusza do pocałunku.

- Nie kłóć się ze mną, bo i tak nie wygrasz – szepcze mi do ucha.

- Tak sądzisz? – Łapię Nefryta za pośladki i unoszę w górę. Wampir ignoruje te nieco barbarzyńskie zaloty. Przesuwa moje dłonie wyżej, po czym układa głowę na ramieniu. – Co się dzieje, mój piękny? Przecież wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.

Nefryt przez chwilę milczy. Wyraz jego twarzy także się zmienia Smutek mojego anioła łamie mi serce.

- Skarbie… – Niosę ukochanego do łóżka. Gdy kładę go na pościeli, wtula się we mnie zaborczo.

- To z tęsknoty – duka cicho, bo jego gardło wydaje się ściśnięte. – Za chwilę przyjdzie Norman i znowu się rozstaniemy.

- Nie odejdę dopóki nie poczujesz się lepiej – zaczynam gładzić Nefryta po głowie.

- Już jest mi lepiej. Bardzo cię kocham. Wiesz o tym?

- Ja też bardzo cię kocham. Jesteś dla mnie najważniejszy.

- Ty dla mnie też. Właśnie dlatego muszę cię chronić.

- Aniele… – Wzrusza mnie dobroć mojego wybranka.

- Panie? – Pukanie do drzwi oznacza, że Norman przygotował wszystko do dalszej podróży.

- Idź. Nic mi nie jest – zostaję pocałowany w policzek na pożegnanie.

- Trzy dni, mój najdroższy. Jeszcze trzy dni i nikt więcej nas nie rozdzieli. Przysięgam.

- Masz rację. Za trzy dni wszystko będzie inaczej. Wszystko się zmieni.

- Do zobaczenia, mój skarbie – z wielką czułością całuję wampira w usta. Nasz pocałunek wydaje mi się jakiś inny. Smakuje miłością. Oddaniem i czymś jeszcze. Co to za uczucie? Zupełnie jakbym stanowił jedność z Nefrytem. Moje serce łączy się z jego sercem. Przepełnia mnie radość, którą chcę się z nim podzielić. Tymczasem Nefryt… Dlaczego się nie cieszy? Wokół niego wyczuwam strach i determinację. Momentalnie odsuwam się od ukochanego. Wampir mruży oczy. Coś do mnie mówi, lecz nie mam pojęcia co. Nie rozróżniam słów. Moje ciało samoistnie się porusza. Chcę krzyknąć, zaprotestować, lecz nie mogę. Wydarzenia minionych minut rozpływają się niczym poranna mgła.

- Dobrze się czujesz, panie? – Mój opiekun pojawia się przy moim boku.

Rozglądam się wokół siebie. Jestem w gabinecie. Siedzę na fotelu, przy swoim biurku. W dłoni trzymam pióro. Podpisuję dokumenty. Po to tu przyjechałem, prawda?

- Tak. To tylko zmęczenie. – Odsuwam od siebie mętne wizje i wspomnienia.

- Chcesz odpocząć? – Zatroskany służący ponownie mi się przygląda.

- Nie. Nic mi nie jest. – Wstaję z fotela. – Chcę mieć to już za sobą.

- Jak sobie życzysz.

Oby te trzy dni szybko minęły. 

środa, 27 października 2021

Prawdziwy Romantyk, część XX

 

- Panie, jak mogłeś?! Zaryzykowałeś utratę korony dla wampira! – Oburzony Norman nerwowo krąży po moim gabinecie. – Wiesz co mogło się stać?! To niesłychane! Po prostu niesłychane!

Krzyki i lamenty opiekuna nie robią na mnie żadnego wrażenia. Nigdy więcej nie cofnę się choćby o milimetr jeśli chodzi o mój związek. Tak, zaryzykowałem utratę korony. Byłem gotowy się jej wyrzec. Mimo to nie znalazł się ani jeden chętny, aby pozbawić mnie władzy. Wprost przeciwnie. Nigdy nie zapomnę serdecznych słów, które wygłosił sir Nolan, gratulując mi rychłych zaręczyn. Za jego śladem poszli inni. Pierwszy raz poczułem się akceptowany. Zaufałem miłości, która jest dla mnie najważniejsza. Nawet jeśli wężowe języki ohydnych wrogów rozpowiadają właśnie okropne plotki na mój temat, nie zmienię zdania. Gdy tylko rozprawię się z Wilburem, zamierzam zorganizować wielką ucztę dla wszystkich mieszkańców królestwa, na której oficjalnie przedstawię poddanym mojego wybranka.

- Nie panikuj. Wszystko dobrze się układa – próbuję uspokoić rozdrażnionego Normana. – Pojmaliśmy prawnika oraz wszystkich wspólników Wilbura. Jestem pewien, że gdy tylko zaznają gościnnej atmosfery, panującej w królewskich lochach, będą bardziej skłonni do współpracy. Wystarczy, że jeden ze złapanych przez nas ptaszków zacznie śpiewać – uśmiecham się, rozbawiony własnym żartem. – Poza tym Nefryt powiedział, że…

- Panie, błagam cię! Przestań kpić! – Norman wchodzi mi w słowo. – Jesteś całkowicie zaślepiony! Nie pamiętasz, jak to się wszystko zaczęło? To Nefryt jest temu winny! Zaatakował barona i jego dzieci. Sprowokował Wilbura. Do tego zniknął na kilka dni i do tej pory nie wiemy co wtedy robił!

- Baron i Wilbur zawsze knuli przeciwko nam. Przyczynili się do zamordowania mojego ojca – przypominam. – Gdyby nie pomoc Nefryta, nikczemny plan barona z pewnością by się powiódł. Nie wiem jak ty, ale ja nie chciałbym żyć ze świadomością, że spłodziłem dziecko z obcą kobietą.

- Wampir nie urodzi dziecka. Nie będziesz miał dziedzica – Norman złośliwie mi dogryza.

- Za to mam miłość Nefryta. Jego przyjaźń. Oddanie. Naprawdę uważasz, że to mało?

- Uważam, że Nefryt od początku tobą manipuluje. Wykorzystuje do swoich celów. Jest rządny wpływów i bogactwa, którym tak hojnie go obsypujesz. Owszem, od czasu do czasu zdarza mu się bąknąć zdanie lub dwa dotyczące przyszłości. Panie, czy jego wizje naprawdę są tego warte? Nie znam nikogo, kto dysponowałby równie potężną mocą. Szczerze wątpię, czy kiedykolwiek spotkasz na swojej drodze równie potężnego przeciwnika. Nie potrzebuję jego wizji, aby stwierdzić z całą stanowczością, że pokonasz wrogów. Nawet twój ojciec nie byłby w stanie ci dorównać.

Ojciec… Słowa Normana sprawiają, że niechętnie wracam do przeszłości. Tak, ojciec był potężnym demonem, a ja jestem od niego znacznie silniejszy. Opanowałem więcej zaklęć. Udało mi się zakończyć wojnę. Wszystko to zrobiłem dla niego. On jest słaby, więc ja chciałem być silny. Wykorzystywano go na polu bitwy, więc ja podarowałem mu pokój. Chcę, aby żył spokojnie u mego boku, bo bardzo go kocham.

- Nie zaszedłbym tak daleko, gdyby nie Nefryt. Dobrze o tym wiesz. Jesteś ze mną od chwili moich narodzin. Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek. Dlaczego nie możesz cieszyć się moim szczęściem?

- Panie… – Normanowi zaczyna brakować argumentów.

- Nefryt jest dla mnie wszystkim. Tylko w nim widzę sens życia. Kiedy się uśmiecha lub kiedy się na mnie złości… Wszystko co robi i mówi. Wszystko o czym marzy i czego pragnie. To wszystko jest teraz moje. Nie rozumiesz tego? Nefryt jest całym moim światem. Czemu tego nie rozumiesz?

Brak zrozumienia ze strony Normana boli mnie równie mocno, jak brak wiary ojca w to, że w naszym świecie można żyć bez wojen.

- Szykujmy się do drogi – rozkazuję, kończąc tym samym rozmowę o uczuciach.

Norman widzi we mnie wyłącznie króla. W oczach Nefryta jestem jego mężczyzną. Moja wcześniejsza radość była odrobinę przedwczesna. Najwidoczniej nie da się pogodzić dwóch tak odrębnych ról. W sali tronowej będę więc królem. W sypialni ukochanym. Żałuję, że nie dane mi będzie być po prostu sobą, ale cóż. Życie nie zawsze układa się tak, jakbyśmy tego chcieli.

***

Do późnych godzin nocnych razem z wojskiem patroluję teren królestwa. Używając magii, przemierzamy spore odległości, pilnując granic oraz dbając o bezpieczeństwo poddanych. Jest to także okazja, aby na własne oczy przekonać się, czy wrogie oddziały nie szykują się do ataku. Noc jest wyjątkowo ciepła i spokojna. Mimo to czuję w sobie lęk i niepokój. Związane są one ze skarbem, który z taką starannością ukryłem w strzeżonej wieży. Czy rzucone przeze mnie zaklęcia są wystarczająco silne, aby nikt nie skrzywdził mojego Nefryta? Czy wampir nie złamie danego mi słowa? A co, jeśli jakimś cudem wyszedł z komnat? Jeśli Wilbur ponownie go zaatakuje, kto stanie w jego obronie? Drżę na samą myśl, że mógłby ponownie do skrzywdzić.

Czarne scenariusze. Niepokój. Setki pytań bez odpowiedzi. Co powinienem zrobić? Czy trzymać się bliżej zamku, czy też bardziej się od niego oddalać? Czy zostaniemy zaatakowani? A może to ja powinienem zaatakować pierwszy? Kiedy? Gdzie? Kto jeszcze okaże się wrogo nastawiony? Kto mnie zdradzi? Kto jest sojusznikiem? Przez chwilę mam wrażenie, że mój mózg nie jest w stanie przetworzyć więcej informacji. Czuję jedynie bolesne pulsowanie, które sprawia, że nie potrafię na niczym się skoncentrować.

- Wracamy! – Decyduję. Nie oglądam się za siebie. Nie dbam o to, czy wojsko za mną podąża. Chcę do domu. Do Nefryta.

Gdy przekraczam zamkowe mury, noc nadal okrywa niebo swoim aksamitnym kocem. Do świtu pozostały zaledwie dwie godziny. Pozostawiam mojego ogiera samemu sobie i od razu przenoszę się do sypialni.

- Już wróciłeś? – Zaskoczony Nefryt odwraca twarz w moją stronę.

Nic nie odpowiadam. Pozbywam się zbroi, aby móc przytulić ukochanego, który zajęty był podziwianiem nocnej panoramy królestwa.

- Martwiłem się, że nie dotrzymasz słowa – szepczę, bawiąc się puklem różowych włosów.

- Obiecałem, że nie opuszczę sypialni.

Oplatam Nefryta ramionami. Wampir nakrywa moje dłonie swoimi. Zapach jego skóry. Miękkość włosów. Równy oddech. To drobiazgi, lecz dzięki nim odzyskuję spokój i równowagę.

- Nie ufasz mi, mój panie? – Nieśmiertelny postanawia pobawić się moim kosztem. Odchyla głowę i spogląda mi prosto w oczy.

- W obecnej sytuacji nie ufam nikomu – odpowiadam wymijająco.

- Bariera, którą otoczyłeś nasze pokoje jest wyjątkowo silna.

- To prawda – przytakuję. – Zależy mi na tym, aby nikt tu nie wchodził.

- Więc chodzi o to, aby nikt nie mógł tu wejść? – Lekko kpiący ton Nefryta silnie działa na moje zmysły.

- Twoje bezpieczeństwo to obecnie mój największy priorytet.

- Mam spędzać czas w niewoli, podczas gdy na zamku dzieje się tak wiele?

Błękitnooki obraca się twarzą do mnie. Jego drobne dłonie suną po moich ramionach. Pod wpływem dotyku wampira, moje mięśnie boleśnie się spinają. Muszę nad sobą panować, choć wymaga to ode mnie żelaznej dyscypliny. Jeśli stracę nad sobą kontrolę, Nefryt i ja za chwilę wylądujemy w łóżku. Nadzy.

- Zamknąłem cię tu z zupełnie innych powodów – szepczę, wpatrując się w bladoróżowe usta.

- Za chwilę powiesz, że to dla mojego dobra… – Nefryt dalej bawi się moim kosztem. Rozchyla wargi. Jego słodki oddech jest jak dodatkowa porcja afrodyzjaku. Zamykam oczy. Pokusa jest zbyt silna. Nie oprę się, jeśli dalej będzie tak robić. – Gdybym naprawdę chciał się stąd wydostać, zrobiłbym to.

- Co?! – Słowa mojego wybranka całkowicie mnie otrzeźwiają.

Nefryt zaczyna cicho chichotać, rozbawiony moją reakcją. Zasłania usta dłonią, tłumiąc swój uroczy śmiech.

- Cieszę się, że tak cię to bawi, aniele. – Naburmuszony, uwalniam wampira z uścisku. Podchodzę do fotela i opadam na aksamitne poduszki.

Nefryt nadal jest w dobrym humorze. Uśmiecha się do mnie słodko, odsłaniając swoje kły. Postanawiam trochę się z nim podroczyć. Niewielka porcja mojej mocy spowija jego filigranowe ciało. Zaskoczony wampir ulega mojej woli. Sadzam go sobie na kolanach. Na tym jednak nie poprzestaję. Odsuwam długie pasma jego rozpuszczonych włosów do tyłu. Rozwiązuję także fantazyjnie zawiązaną kokardę, która utrudniała mi dostęp do jego szyi.

- Co robisz, mój panie? – Ukochany pochyla się nade mną. Opiera dłonie na mojej klatce piersiowej. Chłód bijący od jego skóry przyprawia mnie o dreszcze. Nie jest mi zimno. Wprost przeciwnie. Cały płonę.

- Upewniam się, że Wilbur nie zostawił śladów na twoim ciele.

Za pomocą magii rozpinam pierwsze dwa guziki wampirzej koszuli. Jasna, alabastrowa skóra, zdaje się mienić pod wpływem blasku, który rzuca na nią palący się w kominku ogień.

- Mówiłem ci, że znikną zanim się obudzę.

- To prawda. Mówiłeś. – Unoszę się odrobinę w górę, by całować wampira po odsłoniętej szyi. Nefryt wzdycha, gdy odchylam jego głowę i unieruchamiam ręce. Za pomocą magii układam je na udach wampira. Nie chcę, aby jego dotyk mnie rozpraszał.

- Cassianie… – W błękitnych oczach dostrzegam żądzę.

- Gdybym był taki jak ty, poprosiłbyś, abym cię ugryzł. – Skubię zębami wrażliwą skórę, napawając się przy okazji subtelną reakcją małego krwiopijcy.

- Tak sądzisz?

Nefryt nawet nie drgnie. Spogląda na mnie spod wachlarza gęstych rzęs. Dobrze wie, że nie zrobię niczego wbrew jego woli.

- Opowiesz mi co dziś robiłeś? – Udaję, że pomimo mocno erotycznej atmosfery, nadal możemy swobodnie rozmawiać.

- Ponieważ wiedziałem, że nie będzie cię przy mnie, gdy się obudzę, postanowiłem więc, że dłużej pośpię.

- Jesteś głodny? – Podsuwam wampirowi swój nadgarstek, godząc się, aby mnie ugryzł.

- Jeszcze nie. – Nefryt subtelnie odwraca głowę. Być może wolałby napić się z innego miejsca. Mam dylemat. Jeśli pozwolę mu wybrać, będę musiał uwolnić go spod wpływu czarów. Nie chcę tego robić. Lubię, gdy ulega mojej magii. To daje mi chwilowe poczucie władzy. Nie chodzi mi o to, aby go zdominować lub udowodnić, że jestem silniejszy. Wprost przeciwnie. Chcę się nim opiekować. Nefryt nie lubi czuć się zależny od innych. Nie lubi też, gdy zamykam go w naszej sypialni.

- Obudziłeś się i co było dalej? – Namawiam go do zwierzeń.

- Zewsząd docierały do mnie głosy. Miałem wrażenie, że wszyscy mieszkańcy zamku powtarzają jedno i to samo zdanie. Ich zaaferowanie, emocje… Nie masz pojęcia, jakie to było męczące! – Żali się.

- Moje kochanie... – Z czułością gładzę nieśmiertelnego po policzku. – Chciałbym być przy tobie cały czas. Czuwać, aby nikt nie zakłócał twojego odpoczynku.

- Uśmiechasz się, chociaż to ty spowodowałeś lawinę plotek. – Nefryt marszczy brwi, okazując w ten sposób swoją dezaprobatę.

- Ja? – Udaję zdziwienie. – Nie wiem o czym mówisz.

- Miałeś wyłapać ludzi, którzy knuli przeciwko tobie razem z Wilburem. Tymczasem zastraszyłeś ministrów. Nie przypominam sobie, aby moja wizja dotyczyła abdykacji króla. A już z pewnością nie było w niej mowy o zaręczynach.

W chwilach takich jak ta wolałbym, aby Nefryt pozwolił się zaskoczyć. Nie dość, że bez przeszkód potrafi zajrzeć w przyszłość, to na dodatek obdarzony jest wyjątkowo czułym słuchem. Starałem się nie myśleć o zaręczynach, bo w chwili, w której zdecydowałbym się poprosić go o rękę, on od dawna by o tym wiedział. Odkładałem więc decyzję na później, ale dłużej nie zniosę tej udręki.

- Postanowiłem skupić się na mojej wizji przyszłości. Zatrzymam koronę, a ty będziesz u stał u mego boku. Nikt i nic nas nie rozdzieli.

- Naprawdę tego chcesz? – Chociaż to co za chwilę zrobię nie jest już dla Nefryta niespodzianką, wydaje się bardzo wzruszony.

- Zawsze tego chciałem. Każdego dnia, odkąd spojrzałem w twoje oczy.

- Jesteś pełen sprzeczności, mój panie. – Wampir ponownie się uśmiecha. – Latami snułeś romantyczne plany, a teraz zamierzasz się oświadczyć trzymając mnie siłą na swoich kolanach?

Nefryt ma rację. Nie tak miały wyglądać nasze zaręczyny. Chciałem obsypać go kwiatami. Zabrać w jakieś piękne miejsce. Uklęknąć i zadać to jakże ważne pytanie. Gdy złączyłem nasz los za pomocą przysięgi, sceneria również nie była romantyczna. Nefryt umierał na moich rękach. Nie chcę, aby wszystkie ważne wydarzenia w naszym życiu przebiegały tak, jakbyśmy nie mieli na nie żadnego wpływu.

Zamykam oczy i przenoszę nas na królewską łąkę. To ulubione miejsce mojego anioła. Odkąd zamieszkał w zamku, spędza tu naprawdę sporo czasu. Rosną tu wyjątkowo rzadkie kwiaty, które specjalnie dla niego wyczarowałem. Zależało mi na tym, aby kwitły w nocy, a nie w dzień. Chciałem, aby mój ukochany mógł się nimi cieszyć niezależnie od pory dnia.

- Najdroższy… – Wyciągam z kieszeni przygotowane wcześniej pudełko. – Nie sądziłem, że to będzie taki trudne. – Moje serce szaleje. Łomocze tak głośno, że ledwo słyszę wypowiadane przez siebie słowa.

Nefryt zamiera. Wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczami.

- Poczekaj! – Powstrzymuje mnie gdy chcę przed nim uklęknąć. – Porozmawiajmy.

- Nie będę dłużej czekać. Chcę, abyś był mój.

Przyznaję, że nie takiej reakcji oczekiwałem. Spodziewałem się, że Nefryt chociaż odrobinę się wzruszy. A potem rzuci mi się w ramiona i pozwoli pocałować. Odpowie wyznaniem na moje wyznanie. Obieca, że spędzimy razem wieczność. Co jest aż tak ważne, aby przerywać tą jakże podniosłą chwilę?  

- Cassianie, jestem twój. Wymieniliśmy przysięgę, pamiętasz?

- To nie ma nic do rzeczy. Musimy się pobrać.

- Zaręczyny to poważna sprawa. Powinniśmy się zastanowić. Przedyskutować wszystko na spokojnie.

- Kocham cię i chcę, aby wszyscy o tym wiedzieli. To za mało? – Zachowanie Nefryta wzbudza we mnie lęk. Czemu reaguje w taki sposób? Nie jest mnie pewny? Nie podoba mu się biżuteria, którą dla niego wybrałem? Co prawda nie zdążyłem otworzyć pudełka, więc szansa na to, że nie widział pierścionka, bo nie zajrzał jeszcze w przyszłość.

- Cassianie, ja też cię kocham, ale jest rzecz, której nie bierzesz pod uwagę. Unikanie tego tematu nie sprawi, że samoistnie zniknie. – Nefryt bierze głęboki wdech. – Jesteś królem, a ja nie dam ci dziedzica.

- To nie ma żadnego znaczenia – prycham gniewnie.

- Owszem, ma. Jestem wampirem. Moje ciało jest martwe.

- Nie mów tak! – Nieświadomie unoszę głos, strasząc przy okazji ptaki, które uciekają w popłochu.

- Cassianie, przysięga jest wieczna. Tylko śmierć może ją zerwać.

- Wiem o tym! Wszyscy o tym wiedzą!

- Przysięga nie oznacza, że to mnie powinieneś prosić o rękę. Mógłbyś przecież ożenić się z kimś, kto da ci dziecko.

- Oszalałeś?! Nigdy! – Jestem bezgranicznie wściekły. Ziemia pod moimi stopami niebezpiecznie drży. Powietrze gęstnieje od demonicznej mocy.

Wampir milczy. Pomimo szału, jaki odczuwam, nie boi się podejść bliżej. Wyciąga rękę i dotyka mojej twarzy. Jego dotyk koi zszargane nerwy. Zaborczo przytulam Nefryta.

- Nie mógłbym cię zdradzić, słyszysz? Nie mógłbym...

- To nie zdrada, Cassianie. Jesteś młody. Zafascynowany naszym związkiem, który trwa bardzo krótko. Za sto lub dwieście lat możesz inaczej spojrzeć na przeszłość i…

- Dość! – Przerywam mu.

Odchylam głowę Nefryta do tyłu i wymuszam namiętny pocałunek. Nie chcę być brutalny. Mimo to siłą rozsuwam jego wargi. Nieśmiertelny przez chwilę walczy, lecz w końcu mi się poddaje.

- Jesteś mój… Tylko mój… Mając ciebie, nie pragnę niczego więcej… Kocham cię… Kocham cię tak bardzo…

- Ja też cię kocham, mój panie. – Nefryt w końcu się uśmiecha.

Potrzebuję chwili czasu, aby odzyskać równowagę. Kładziemy się więc na trawie i wpatrujemy w niebo usłane gwiazdami. Obok nas spaceruje jednorożec, który wykorzystuje okazję i wymusza na wampirze sutą porcję ulubionych przysmaków.

- Chciałbym wiedzieć co jeszcze przede mną ukrywasz – przerywam ciszę.

Nefryt obraca głowę. Unosi wzrok i spogląda mi prosto w oczy.

- Pytasz o moje sekrety?

- Pytam o nas. Pytam o to, czego się boisz. I o to, czego nigdy mi nie mówisz. Dlaczego wcześniej nie zapytałeś mnie o dziecko?

- Nie było okazji.

- Kłamiesz. Miałeś całe mnóstwo okazji. Mimo to nie zrobiłeś tego. Dlaczego? – Drążę temat, który chciałbym wyjaśnić zanim nadejdzie świt.

- Moje wizje zwykle nie dotyczą bardzo dalekiej przyszłości. Mógłbym do niej zajrzeć, gdybym chciał. Nie robię tego, bo to mnie bardzo męczy. Gdybym zaryzykował i odkrył, że jesteś ze mną nieszczęśliwy, złamałoby mi to serce.

- To niemożliwe.

- Cassianie, nie zrozum mnie źle. Jeśli zapragnąłbyś dziecka, pozwoliłbym ci je mieć. Może nie teraz, gdy nasza miłość jest jeszcze tak świeża. Nie spaliśmy jeszcze ze sobą. Oszalałbym, gdyby ktoś obcy dotykał cię przede mną. Nasz czas jeszcze nie nastał i pewnie wydrapałbym oczy każdemu, kto ośmieliłby się do ciebie zbliżyć. Nie nacieszyliśmy się sobą. Łącząca nas więź nie osłabnie. Wprost przeciwnie. Dopiero gdy oswoimy wzajemne pożądanie... Tak, dopiero wtedy mógłbyś spróbować postarać się o dziedzica. Nie wcześniej – zastrzega.

Wierzyć mi się nie chce, że tak dokładnie to przemyślał. Jest gotowy podzielić się mną z kimś innym tylko po to, abym miał dziecko? To szlachetne z jego strony, bo mnie z pewnością nie będzie stać na taki gest.

- To się nigdy nie stanie! Nigdy! – Pewny swego sięgam po dłoń Nefryta, którą z wielką czcią całuję. – Byłeś, jesteś i będziesz jedyny.

- Nie wiem, jak kochają demony. Wiem za to, jak kochają wampiry. To nie jest zwykła miłość, wierz mi. Nie zawsze będziesz rozumiał moje postępowanie. Dopiero czas… Gdy upłynie go wystarczająco dużo… Zrozumiesz, jak bardzo cię kocham… – Oczy Nefryta zachodzą łzami.

- Nie płacz. – Scałowuję krwawe łzy. – Błagam, nie płacz.

- Wszystko co zrobiłem i co zrobię… Tak musi być, Cassianie… – Nefryt zaczyna szlochać. – Takie jest przeznaczenie… Taka jest moja miłość…

- Ugryź mnie – żądam od ukochanego, aby naznaczył moje ciało swoimi kłami. Jego krew już buzuje w moich żyłach. Pod jej wpływem moje odczucia przybierają na sile. Kotłujące się emocje potrzebują ujścia. Jeśli Nefryt szybko nie zareaguje, eksploduję.

Błękitnooki doskonale rozumie mój stan. Przyciąga moją dłoń do ust, uwalniając mnie od niebezpiecznego napięcia. Po chwili popycha mnie na trawę, rozrywa koszulę i gryzie na wysokości serca.

- Ten ślad nie zniknie tak od razu. – Mój ukochany zmienia się we frywolną bestię, którą chciałbym poskromić. – To na wypadek, gdybyś zapomniał do kogo należysz.

- Skoro tak chcesz się bawić…  – Łapię Nefryta za biodra i zamieniam się z nim miejscami, przyjmując wyzwanie. Długowieczny zaczyna się śmiać.

- Znowu mnie więzisz, mój panie?

- Nie chcę, abyś uciekł, gdy będę cię prosić o rękę.

Za pomocą magii wybrany przeze mnie klejnot pojawia się na serdecznym palcu lewej dłoni mojego anioła.

- Nefrycie – poważnieję. – Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moim mężem?

- I już? – Mój wybranek wydaje się odrobinę rozczarowany.

- A czego się spodziewałeś? Tego? – Rozświetlam nocne niebo setkami srebrnych ogników, by wyglądały jak spadające gwiazdy. – Znasz przyszłość, więc wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko. Oddałem ci moje serce, życie i królestwo. Będę cię kochał przez wieczność. Spełnię wszystkie twoje marzenia. Będę się przy tobie budził i przy tobie zasypiał.

- Nie o to mi chodziło. Bałem się tej chwili, a ona jest taka…

- Idealna? – podpowiadam.

- Tak. Jest idealna.

- Więc odpowiedz. Ukróć moje męki i powiedz, że zostaniesz moim mężem. Powiedz, że wymienisz się ze mną obrączkami, które zostawił nam mój ojciec. Powiedz, że będziesz trwał przy moim boku.

- Tak – szczerze wzruszony Nefryt rzuca mi się na szyję. – Tak, wyjdę za ciebie. Zostanę twoim mężem.