piątek, 23 grudnia 2022

Tęskniliście?

 

Moi Drodzy Czytelnicy!

Tak, to ja. Żyję! 

Gdzie byłem i co robiłem? Do końca września studiowałem. Skończyłem studia licencjackie. Zdałem egzaminy. Obroniłem się na 5. I już miałem do Was wracać, ale...

Ostatni semestr studiów był bardzo ciężki. Przygotowania do egzaminów końcowych, pisanie pracy, praktyki... To było bardzo stresujące doświadczenie. Musiałem chwilę odpocząć i dojść do siebie, bo gdzieś po drodze moje zdrowie troszeczkę się posypało. 

"Odpoczywał 3 miesiące? A gdzie obiecane rozdziały?" 

Rozdziały będą. Nie porzuciłem bloga. Dokończę rozpoczęte opowiadania. Nie wiem czy uda mi się wrzucić coś jeszcze w tym roku (będę się bardzo starać, serio). Mamy w domu gości, więc nie zamierzam obiecywać, że będę pisać, bo może się okazać, że na obietnicach się skończy. Proszę Was jeszcze o chwilę cierpliwości. 

Jednocześnie bardzo dziękuję Wszystkim, którzy do mnie pisali. Chociaż się nie znamy, moja nieobecność mocno Was niepokoiła. Pytaliście, czy wszystko u mnie dobrze, jak się czuję. Zupełnie się tego nie spodziewałem. Bardzo, bardzo dziękuję za Waszą troskę i pozytywne myśli.

Życzę Wszystkim rodzinnych, pełnych spokoju i pysznego ciasta świąt. Liczę, że w nowym roku będziecie o mnie pamiętać i odwiedzicie bloga od czasu do czasu. 

Wasz Kitsune 


sobota, 21 maja 2022

gdzie ten lis i jego króliki?

 Kochani!

Nie ma rozdziałów. Dlaczego nie ma rozdziałów? Bo jestem w trakcie praktyk. Moja szkoła próbuje nadgonić pandemię. Muszę odrobić godziny z 2 i 3 roku studiów. Jak się domyślacie, jest ich dużo. Część z nich odbywam 6o km od domu. Godziny spędzone w szpitalu i na dojazdach sprawiają, że nie mam życia. Dosłownie. Do tego każdy weekend spędzam na uczelni. Na szczęście to już nie potrwa długo. Rozdziały też wrócą (szybciej niż myślicie). Wszystko się dziwnie skumulowało. Najpierw wydawało mi się, że wyrzucą mnie z uczelni (było blisko). Potem miałem problemy ze zdrowiem, a na końcu dowalili mi praktykami. Tak to mniej więcej wygląda. 

Przepraszam Wszystkich, którzy czują się z tego powodu zawiedzeni. Ja też wolałbym zajmować się pisaniem. Zwłaszcza, gdy alternatywą jest spędzanie czasu z ludźmi naprawdę chorymi, którzy żegnają się z życiem. Wierzcie mi, że nie jest to łatwe doświadczenie. W każdym razie piszę Wam o tym dlatego, abyście wiedzieli, że nie porzucam bloga. Proszę Was jedynie o jeszcze chwilę cierpliwości.

Miłego wieczoru,

Wasz Kitsune

niedziela, 20 marca 2022

mpreg 114

 

„Bezsenne Noce"

Przeglądam wieszaki w hotelowym butiku, szukając nowych ubrań na zmianę. Nie przywieźliśmy ze sobą żadnego bagażu. Pogoda także nas nie rozpieszcza. Pada od samego rana. Synoptycy przewidują, że weekend nie będzie należał do najpiękniejszych. Powinniśmy więc zaopatrzyć się w coś ciepłego.

Wybrałem dla siebie dwa całkiem niezłe garnitury. Kupiłem też koszule, buty, spodnie i kilka swetrów. Na zakupy wybrałem się sam, zostawiając moje śpiące szczęście w ciepłym łóżku. Eli nie lubi butików. Ja wprost przeciwnie. Nauczony doświadczeniem, uśmiecham się do przemiłych pań, które doskonale rozumieją mój problem. Wzorowo wywiązują się ze swojego zadania, zapełniając papierowe torby drogimi ubraniami. Ich ceny przyprawiłyby Króliczka o ból głowy. Na szczęście ma mnie – oddanego męża, który poprosił o usunięcie wszystkich metek.

Najwięcej czasu zajmuje mi wybór bielizny dla mojego ukochanego. Nie chcę powierzać tej prozaicznej czynności komuś obcemu, skoro sam mogę się tym zając. A potem sam ją z niego zedrę. Genialny plan.

Czuję się lekko rozczarowany. Wczorajszy wieczór nie skończył się tak, jak tego chciałem. Zamiast nocy wypełnionej namiętnością, kręciłem się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Mój uroczy towarzysz nie miał takiego problemu. Zjadł gofry i ciastko, a następnie odleciał do krainy marzeń sennych. Zamiast ognistego seksu przez ponad dwie godziny czytałem o ciąży. Okazuje się, że zmęczenie nie jest objawem, który każe stawiać cały szpital na baczność. Wprost przeciwnie. Ciężarny powinien dużo odpoczywać. Wziąłem więc samotną kąpiel w płatkach róż, co ani trochę nie poprawiło mi nastroju. Wahałem się, czy nie włączyć jakiegoś horroru. Skończyło się jednak na tym, że bezszelestnie wsunąłem się pod kołdrę, przytulając mój najcenniejszy skarb.

A teraz jestem tutaj. Stoję przed ekskluzywnie wyselekcjonowaną i perfekcyjnie zaaranżowaną przestrzenią, składającą się głównie z tiulu, satyny i koronek.

- Czy wybrał pan coś konkretnego? – Szefowa sklepu rusza mi na ratunek, oferując swoje wsparcie.

- Jeszcze nie – przyznaję nieco speszony.

- Interesuje pana najnowsza kolekcja? Mamy tez katalogi oraz…

- Interesuje mnie wszystko – przerywam kobiecie. – Doskonale wiem, co chciałbym kupić. Podoba mi się cała masa rzeczy. Problem polega w ilości.

- Nie rozumiem – zaintrygowana sprzedawczyni próbuje nadążyć za moim tokiem myślenia.

- Mój narzeczony twierdzi, że nie znam umiaru. Obrazi się, jeśli zabiorę ze sobą połowę sklepu. Jak mam wybrać kilka sztuk, skoro czuję się tu jak w raju? Podoba mi się to – wskazuję na wieszak, na którym znajdują się koronkowe figi w różnych odcieniach błękitu.

- Skoro niebieski jest pana ulubionym kolorem, proszę poprzestać na tym.

- Niebieski nie jest moim ulubionym. Wolę czarny – mamroczę.

- Jak długo będą panowie gościć w hotelu?

- Nie wiem. Pewnie kilka dni – udzielam odpowiedzi na pytanie, które nieco mnie zaskakuje. – W jaki sposób długość pobytu wiąże się z bielizną?

- Zaczniemy od różnych odcieni niebieskiego i czerni. Jeśli uzna pan, że to za mało, proszę do nas wrócić. Butik otwarty jest przez całą dobę. W ten sposób nie ogołoci pan naszych półek, a narzeczony nie będzie się gniewał.

- Jest pani aniołem! – Rozpromieniony propozycją, od razu porzucam mroczną strefę bezradności i przygnębienia.

- Po prostu lubię moją pracę. Proszę wybierać, a ja w tym czasie przyniosę kilka dodatków, które z pewnością się panu spodobają.

- Dodatków? – Tym razem to ja czuję się zaintrygowany.

- To część nowej kolekcji – kobieta wskazuje na regały ustawione za tiulowymi zasłonami. – Zapewniam pana, że warto się nimi zainteresować.

Obsługa sklepu zobowiązuje się dostarczyć moje nowe łupy wprost do apartamentu. Reguluję rachunek, dołączając do niego sowity napiwek. Zamawiam późne śniadanie. Kupuję olbrzymi bukiet różowych róż i czekam aż moja trusia zachce się obudzić.

Zapach jedzenia działa na dziecko niczym magnes. Eli unosi zaspane powieki. W pierwszej chwili rozgląda się nerwowo po pokoju.

- Max? – Szuka mnie wzrokiem, nieco zdenerwowany.

- Dzień dobry – uśmiecham się do nastolatka.

- To nie jest dom – odkrycie Eli sprawia, że zaczynam się wesoło śmiać.

- Jesteśmy w hotelu, pamiętasz?

- W hotelu? – Skołowany Króliczek próbuje odtworzyć wydarzenia ze wczoraj.

- To dla ciebie – wręczam mu olbrzymi bukiet.

- Dziękuję – chowa twarz w delikatnych płatkach kwiatów. – Tak słodko pachną.

- Cieszę się, że ci się podobają – pękam z dumy nad samym sobą. – Na wsi nie ma kwiaciarni. Każde zamówienie z poczty kwiatowej będzie szeroko komentowane przez lokalne plotkary, więc wolałem unikać takich gestów. Jednak teraz, widząc jaki jesteś zadowolony, chyba nie będę umiał się powstrzymać.

- Będziesz umiał. – Eli uśmiecha się do mnie w sposób, który zapiera mi dech.

W pierwszej chwili mam ochotę zabrać go do sąsiedniej sypialni i pokazać inne rzeczy, które dla niego kupiłem. Chcę usłyszeć kolejne komplementy. Powstrzymuję się. Ubrania mogą poczekać. Za to zdjęcia nie. Wyciągam telefon i pstrykam kilka fotek.

- Do albumu – udzielam odpowiedzi na milczące pytanie, które jeszcze nie padło. – Uśmiechnij się.

- Uśmiechnę się, jeśli ty też będziesz na zdjęciu.

- Ja? – Dziwię się.

- Chodź tu – Eli wskazuje dłonią na puste miejsce tuż przy swoim boku.

Spełniam jego prośbę. Siadam. Obejmuję ramieniem. Moja niegrzeczna trusia nie zamierza pozować. Obraca głowę, przymyka powieki i wpija się w moje usta.

- Smakujesz odurzająco - szepczę, z trudem nabierając powietrza. – I pachniesz różami.

- Powinienem wstawić je do wody.

- A ja powinienem codziennie cię nimi zasypywać – droczę się. – Chciałbyś stąpać po płatkach róż?

- Przy tobie unoszę się w powietrzu. Dobrze mi, gdy tak sobie szybujemy.

- To piękne zdanie, Króliczku. Zapiszę je.

- Użyjesz go w swojej książce? – Blondyn dotyka mojej twarzy, pragnąc kolejnego pocałunku.

- Nie – zaprzeczam. – Jestem zbyt zazdrosny, by dzielić się tobą ze światem.

Popycham ukochanego na poduszki i całuję bez opamiętania.

- Mało mi ciebie – żalę się, wsuwając dłonie pod jego piżamę. Chcę móc dotykać jego skóry. Niestety, dziecko ma swoje plany. Daje im wyraz poprzez kopniaki i burczenie w brzuchu. – Jesteś głodny? – Szybko zmieniam temat.

- Bardzo.

- Śniadanie w łóżku? – Z łatwością odczytuje myśli mojej połówki.

- Poproszę.

- Zamówiłem rogaliki i sałatkę.

- Mam najlepszego męża na świecie – szczerość tego wyznania sprawia, że zaczynam się rozpływać.

- Nie, to ja mam najlepszego męża. Wyjdź za mnie. Dzisiaj.

- Przed śniadaniem? Nic z tego – słodki chichot sprawia, że niechętnie uwalniam ukochanego z uścisku i wstaję po tacę z jedzeniem.

- A po śniadaniu?

- Po śniadaniu zabierzesz mnie na spacer.

- To czekanie jest ponad moje siły! Dlaczego nie możemy pobrać się już teraz? – Sfrustrowany i nieco obrażony, nalewam kawę do porcelanowej filiżanki.

- Jesteś jedynakiem. Ślub jest ważną uroczystością nie tylko dla nas, ale i dla twoich rodziców, których z nami nie ma. – Eli zaczyna bawić się rogalikiem, rwąc ciastko na mniejsze kawałeczki, by łatwiej mu było maczaj je w czekoladowym kremie. – Nie jestem w najlepszej formie. Nie wyjdę za ciebie w takim stanie.

- Czytałem o ciąży, gdy spałeś – chwalę się moimi nocnymi zajęciami. – Okazuje się, że zmęczenie nie zawsze jest powodem do paniki.

- Naprawdę? Nie wierzę!

Drwiący ton ukochanego osładzam sobie ciastkiem, które podkradam z jego talerzyka. Wolno przeżywam każdy kęs, by nie musieć dyskutować na ten jakże niewygodny temat.

- Co? – Nie wytrzymuję napięcia.

- Kocham cię. Mimo wszystko.

- Ty mały, wredny, puchaty… – Wyliczam na poczekaniu wszystkie epitety, które przychodzą mi do głowy.

- Uważaj, mężu – Eli grozi mi palcem. – Ciąża to nie tylko zmęczenie. Mogę się stać rozdrażniony, humorzasty. Mogę też zmieniać zdanie w pewnych kwestiach…

Ta aluzja sprawia, że filiżanka prawie wypada mi z rąk. Czy Eli właśnie zasugerował, że wycofa się z naszych ślubnych planów?

- Nie zrobisz mi tego! – Wpadam w panikę.

- Max, spokojnie. Oddychaj.

Odstawiam filiżankę na tacę, a następnie porywam moją trusię w ramiona. Sadzam chłopaka na swoich kolanach i mocno przytulam.

- Jesteś mój. Tylko mój – szepczę w jego włosy. – Musisz być mój.

- Nie miałem na myśli małżeństwa, głuptasie. Chodził mi o bardziej przyziemne kwestie.

- Nie ważne o co chodziło. Mój Króliczku… – Wtulam się w to drobne ciało, które wydaje mi się tak bezcenne i kruche. – Fundujesz mi wieczną huśtawkę emocjonalną.

- Biedactwo – Eli wydaje się naprawdę wzruszony,

- Musisz mi to zrekompensować.

- Zrekompensować? W jaki sposób? – Nastolatek spogląda na mnie ze zdziwioną miną.

- Poćwiczymy słowo „tak”. Ja będę prosił o różne rzeczy, a ty odpowiesz… –  Wstrzymuję oddech, ciekawy czy podejmie moją grę.

- Tak?

- Świetnie! – Odżywa mój entuzjazm. – Jak skończysz śniadanie wyruszamy. Już widzę, jak spacerujemy po galerii sztuki. Następnie udamy się do jubilera. Potem na obiad. A po obiedzie moglibyśmy na przykład…

- Tu jest galeria sztuki? – Z całego mojego wywodu Eli wyłania tylko ten jeden szczegół.

- Na twoim miejscu nie spodziewałbym się płócien wielkich mistrzów. To raczej lokalni twórcy. Przynajmniej takich informacji dokopałem się na stronie internetowej galerii.

- Nie szkodzi. Bardzo chcę tak pójść. – Fiołkowe oczy rozbłyskają blaskiem.

- Nic nie stoi na przeszkodzie.

- Dziękuję, mężu. Jesteś najlepszy – zostaję obdarowany pocałunkiem w policzek. – Możemy już iść?

- Możemy – przytakuję. Kiedy bije od niego tak wielkie szczęście, nie jestem w stanie niczego mu odmówić.

Eli zeskakuje z moich kolan. Ignoruje rogaliki na rzecz szybkiego prysznica. Obserwuję, jak czesze i suszy włosy, a potem rozgląda się za swoimi ubraniami, które wczoraj porzucił w łazience.

- Nie mam się w co ubrać – spogląda ze smutkiem na pogniecione odzienie.

- Nie masz? – Biorę ciężarnego za rękę i prowadzę do drugiej sypialni, gdzie pokojówka umieściła papierowe torby z moimi porannymi zdobyczami. – Mąż o wszystkim pomyślał.

- Ale… – Króliczek gryzie się w język. Z pewnością chciałby coś powiedzieć. Skrytykować moją rozrzutność. Mimo to postanawia milczeć.

- W butiku na dole mają niesamowity dział z bielizną. Wybrałem dla ciebie coś wyjątkowego. Przymierzysz? – Sięgam po moją ulubioną torbę. Zaglądam do środka z niekłamaną przyjemnością, po czym wyciągam z niej koronkowe cudo w odcieniu jasnego błękitu. – Podoba ci się?

- Tobie się podoba – Eli odbiera ode mnie parę kusych fig, po czym szybko je zakłada. Niestety, hotelowy szlafrok zasłania widok. – Chyba pasują.

- Nic nie widzę – zwracam jego uwagę na ten jakże ważny szczegół.

- A więc o to chodzi – wredny puchacz zaczyna się śmiać. Nie pozbywa się szlafroka. Wprost przeciwnie. Porywa papierowe torby i wysypuje ich zawartość na łóżko. – Ładny – chwali kaszmirowy kardigan w odcieniu brudnego fioletu.

- Chciałem, aby było ci ciepło i wygodnie.

- Dziękuję. Jesteś kochany.

Nieco zbity z tropu siadam na skraju materaca i czekam. Pokłady cierpliwości topnieją w zastraszającym tempie. Mam poprosić, aby się rozebrał? A może przejąć inicjatywę?

- Skarbie, dręczysz mnie – dąsam się, jednocześnie pożerając go wzrokiem.

- Pokażę ci, jak wyglądam, ale na nic nie licz. Chcę zobaczyć obrazy.

A ja chcę się wybrać do jubilera i ozłocić to małe szczęście. Jeśli ulegnę jego urokowi, skończymy w łóżku. Z drugiej strony jutro galeria jest nieczynna, więc to nasza jedyna szansa na randkę.

- Dobrze – wzdycham ciężko. – Zamówię samochód. Wystarczy ci piętnaście minut, aby się ubrać?

- Piętnaście minut? To szmat czasu. Będę gotowy za pięć. A ty? – Eli ostentacyjnie przechodzi na środek pokoju, a następnie zrzuca z siebie szlafrok i zaczyna się przeglądać w olbrzymim lustrze.

Krew we mnie wrze. Chcę go! Teraz!

- Max, nie! – Ruchem dłoni nakazuje, abym został na swoim miejscu. – Możesz tylko patrzeć. Żadnego dotykania.

Ta sytuacja ma dobre i złe strony. Złą stroną jest fakt, że muszę się udać na chwilę do łazienki. Dobra to taka, że idealnie trafiłem z rozmiarem. Jak tylko Eli zaśnie, pędzę do butiku po resztę kolekcji.

***

Kochani, mam ostatnio słabszy okres, więc pocieszam się pisaniem. Mam nadzieję, że docenicie moje starania. 

Inna informacja jest taka, że dostałem informację z wydawnictwa Rozpisani. "Romantyczne Opowiadania Erotyczne"  znikną lada chwila. Ponoć wydawnictwo rozesłało już dokumenty z rozwiązaniem umowy. Załatwienie formalności zajmie ok. 2-3 tygodnie. Potem wszystkie publikacje zostaną wygaszone. Prawdopodobnie nie zdecyduję się wystawić tego ebooka w innym miejscu, dlatego to już naprawdę ostatnia szansa, aby go kupić. Możecie go znaleźć w Empiku, na Allegro i kilkunastu księgarniach internetowych. 

Życzę Wam miłego wieczoru,

Wasz Kitsune 

wtorek, 8 marca 2022

mpreg 113

 

„Bezsenne Noce"

Unoszę się na skrzydłach miłości. Frunę. A właściwie mercedes frunie, wioząc nas do celu, jakim jest hotel. Nie ukrywam, że już jakiś czas temu sprawdziłem renomę tego miejsca. Dokładnie przejrzałem ofertę. Porównałem z innymi. Mam nadzieję, że Eli doceni moje starania.

Minusem tej szalonej eskapady jest nieco długa droga, którą musimy pokonać, aby beztrosko pławić się w luksusie. Eli jest zmęczony. Powinien się zdrzemnąć, ale siedzenia w samochodzie w niczym nie przypominają  wygodnego łóżka, na którym mógłby się położyć. Na szczęście nie narzeka. Przegląda wyniki badań lub wpatruje się w zdjęcia z USG, podziwiając nasze maleństwo.

- Nie płacz – ganię chłopaka, który ukradkiem ociera łzy.

- Nie płaczę.

- Przecież widzę – obracam głowę, bo lepiej się przyjrzeć zaczerwienionym oczom mojego ukochanego.

- Patrz na drogę – Króliczek celowo unika mojego spojrzenia, wpatrując się w widoki za oknem.

- Jestem dobrym kierowcą – męska duma nie pozwala mi zignorować uwagi o sposobie, w jaki prowadzę auto. Eli wie, że nigdy nie narażę go na niebezpieczeństwo.

- Znacznie przekraczasz dozwoloną prędkość.

- Wiem – uśmiecham się zawadiacko. – Robię to dla ciebie.

- Dla mnie? – Eli zmienia ułożenie ciała. Podciąga nogi na fotel, aby móc położyć się na boku.

- Lubisz szybką jazdę. Poza tym sam widzisz, że na wsi drogi są praktycznie puste, a nam odrobinę się spieszy.

- Gdzie się tak spieszymy? – Czuję na sobie uważne spojrzenie fiołkowych oczu.

- To niespodzianka – odpowiadam tajemniczo.

Było mi przykro, że tak mało korzystamy z życia. Zmuszeni byliśmy odłożyć wszystko na później. Teraz to sobie odbijemy. Zjemy kolację w boskiej restauracji. Właśnie dlatego tak naciskałem na ten wyjazd. Eli i ja potrzebujemy chwili przerwy. Czasu wyłącznie dla siebie. Chcę mu pokazać, jak bardzo go kocham. Nic tego nie zmieni.

Wynajmuję największy apartament, który składa się z dwóch olbrzymich sypialni, dwóch łazienek, przestronnego salonu oraz tarasu, z którego będziemy mogli podziwiać nocną panoramę miasta.

- Widok zapiera dech w piersiach – Króliczek z przyjemnością wychodzi na zewnątrz. Ciepłe promienie wrześniowego słońca podkreślają brzoskwiniową opaleniznę oraz złote refleksy, ukrywające się w jego jasnych włosach.

- To prawda – przytakuję, pochłaniając ten cudowny widok.

- Patrzysz w złą stronę – Eli przyłapuje mnie na gorącym uczynku.

- Nie ma nic piękniejszego od ciebie – komplementuję narzeczonego.

- Gdzie najpierw pójdziemy?

- Nie wiem – wzruszam ramionami.

- Nie wiesz? Zaplanowałeś ten wyjazd z wyprzedzeniem.

- Owszem, zaplanowałem – gram na czas, by podsycić jego dziecięcą ciekawość.

- Nie chcesz mi powiedzieć? – Eli zadaje kolejne pytanie, licząc na to, że podzielę się z nim odpowiedziami.

- To niespodzianki, więc chyba nie powinienem niczego zdradzać.

- Max… – mruży oczy. Jest zirytowany, a ja zaczynam się głośno śmiać, widząc jego szczerą reakcję.

- Nie musimy się spieszyć.

- Nie musimy? Przecież jutro wracamy do domu.

- Jutro? – Dziwię się. – Dlaczego jutro?

- Tak mówiłeś, gdy byliśmy w szpitalu.

- Skarbie, ja nic takiego nie powiedziałem – wyprowadzam nastolatka z błędu.

- W takim razie kiedy wrócimy do domu? – Eli wydaje się nieco zagubiony.

- Za jakiś czas. Jesteśmy tu dziesięć minut. Już się znudziłeś hotelem?

- Nie.

- Więc o co chodzi?

- Nie powinniśmy tu za długo zostawać. Wiesz, ile to będzie kosztowało?

- Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia i nic mnie to nie obchodzi. Ciebie też nie powinno. Mówiłem ci setki razy, Króliczku, że nie musisz się martwić o pieniądze. Mamy ich naprawdę dużo. Możemy tu zostać miesiąc lub rok. To bez znaczenia.

- Tak nie wolno! To marnotrawstwo!

Wzdycham ciężko, po czym przytulam moje zmartwione maleństwo.

- Jesteśmy tu dlatego, że zgodziłeś się na rozpieszczanie, pamiętasz?

- Liczyłem na to, że zachowasz zdrowy rozsądek.

- Mój kochany, cieszę się, że masz o mnie tak dobre zdanie – całuję Eli w policzek. – Spójrz na to z tej strony. Każdy udany związek oparty jest na równowadze oraz sztuce zawierania kompromisów.

- Sądziłem, że w pierwszej kolejności liczy się miłość – Eli trafnie mi dogryza.

- To prawda. Kocham cię do szaleństwa i zrobiłbym dla ciebie wszystko – przechwalam się siłą uczuć, która rozpala moje serce. – Staram się nie narzucać ci swojego zdania. Troszczę się o ciebie. Dbam o twoje dobro.

- Ale…

- To co tu widzisz – wskazuje na nasze otoczenie – to jestem prawdziwy ja. Tak chcę cię kochać. Chcę to okazywać zabierając cię do różnych miejsce, kupując prezenty, które pewnie uznasz za zbędne. Mimo to i tak je kupię. Po prostu taki jestem – dodaję, obnażając w ten sposób wszystkie swoje słabości.

- Mam to zaakceptować? Tego ode mnie oczekujesz?

- Skarbie, oczekuję to nieodpowiednie słowo.

- A jakie byłoby lepsze?

- Akceptacja. Chcę, abyś mnie zaakceptował takim, jaki jestem.

- A nie przyszło ci do głowy, że to dość ekstrawagancji sposób na wyrażanie uczuć?

- Ekstrawagancki? Króliczku, a co widzisz w tym ekstrawaganckiego? Wbrew temu co sobie o mnie myślisz, uważnie cię słucham. Pamiętasz, jak chciałem ci kupić sportowy samochód? Powiedziałeś, że nie chcesz. Tak było, prawda?

- Max…

- Posłuchałem cię. Nie kupiłem samochodu. Co prawda będę musiał to jakoś zrekompensować innym drobiazgiem. Wstrzymam się jeszcze jakiś czas, a potem coś wymyślimy.

Na wszelki wypadek nie będę wspominał o nowym domu, wspólnym zamieszkaniu z rodzicami i zwierzętach. Nie jest to najodpowiedniejsza chwila.

- Straciłem nadzieję, że da się ciebie jakoś zreformować – nastolatek wywiesza białą flagę.

- To mało prawdopodobne – przyznaję. – Jesteś dla mnie najważniejszy. Mój świat kręci się wokół ciebie. Jesteś moim słońcem i księżycem. Jestem bardzo szczęśliwy, że jesteśmy tu razem. Kocham cię, mój Króliczku. A ty mnie kochasz?

- Kocham – Eli uśmiecha się bez przekonania.

- Chodź. Pora się zdrzemnąć.

- Mogę? Nie chcę psuć twoich planów.

- Skarbie, oczywiście, że możesz. Znając nasz dziecko, pewnie musisz, co?

- Nie ukrywam, jestem trochę zmęczony. Badania były stresujące, ale z drugiej strony włożyłeś sporo wysiłku, abyśmy mogli tu przyjechać. Rozpisałeś grafik.

- Wszystko idzie zgodnie z planem. Teraz jest właśnie czas na drzemkę. Chodź – ciągnę Eli za sobą do salonu. – Którą sypialnię wybierasz?

- Nie wiem. Pierwszy raz jestem w tak dużym apartamencie.

- W takim razie prześpimy się tu – kieruję się w stronę drzwi znajdujących się po lewej.

- Chciałbym się umyć. Mam wrażenie, że lepię się od żelu. – Króliczek obejmuje brzuch.

Szybka kąpiel z pewnością nie zaszkodzi. Zwłaszcza, że jego ciało zostało zbrukane. Obcy mężczyzna dotykał jego miękkiej skóry. Zalewa mnie fala wspomnień z gabinetu. Nie powinienem o tym myśleć. To zatruje mi życie.

- Jesteś głodny? Zamówimy coś pysznego? Mały deser lub lody? – Kuszę moje szczęście słodkimi przysmakami.

- Może później, dobrze? – Eli dyskretnie odmawia. Po jego minie widzę, że marzy wyłącznie o tym, aby się położyć.

Obserwuję, jak związuje rozpuszczone włosy w luźny kok, a następnie pozbywa się ubrań, rzucając je na ozdobną pufę.

Kiedy mój narzeczony bierze prysznic, przynoszę dla niego miękki ręcznik, a także hotelową piżamę. Jest nieco luźna i zbyt obszerna, ale na razie wystarczy.

- Posmarujemy brzuszek olejkiem? – Pokazuję nastolatkowi niewielką buteleczkę, którą wyciągnąłem z koszyka pełnego różnych miniaturowych produktów.

- Nie mam siły – Eli ledwo trzyma się na nogach. – Max… –Wyciąga rękę w moją stronę.

- Moje kochanie – biorę chłopaka na ręce i zanoszę do łóżka.

Króliczek od razu mości się między poduszkami. Na jego twarzy pojawia się błogi uśmiech.

- Nareszcie – szepcze, wyciągając się wygodnie.

Wyciągam telefon i robię kilka szybkich zdjęć. Tego typu pamiątka jest na wagę złota. Hotelowe łóżko jest naprawdę duże. Jego rozmiar sprawia, że Eli wydaje mi się mniejszy niż w rzeczywistości.

- Mały Króliczek w puchowym gniazdku – śmieję się cicho, przenosząc zdjęcia do ukrytej galerii.

- Przytul – ukochany domaga się czułości.

Kładę się na łóżku i otulam ramieniem moją słodką trusię. Eli nie jest zadowolony. Przyciąga mnie znacznie bliżej, wprost zaborczo.

- Zwykle narzekasz, gdy za mocno cię ściskam.

- Przyzwyczaiłem się – odpowiada sennie. – Dziwnie się czuję, gdy tego nie robisz. Zupełnie, jakby czegoś brakowało.

- Śpij. Potem porozmawiamy.

- Ja…– Eli chciałby mi jeszcze coś powiedzieć, lecz nie jest w stanie.

- Też cię kocham – szepczę mu do ucha.

Czasami i ja potrafię czytać w jego myślach.


***

Nie lubię spać w dzień. Liczne obowiązki mi na to nie pozwalają. A właściwie nie pozwalały. Ciąża wiele zmienia. Jest mi za ciepło. Powinienem przeanalizować listę atrakcji. Zarezerwować stolik w restauracji. Zdobyć dla nas odpowiednie ubrania. Powiadomić rodziców oraz April o wyjeździe, żeby się nie denerwowali. Tymczasem beztrosko przytulam się do Króliczka i zasypiam. Cisza. Spokój. Wyjątkowo wygodne łóżko. Mam wrażenie, że poranek był wieki temu. Stres spowodowany badaniami też zrobił swoje. Chociaż to nie ja noszę nasze dziecko, to jednak na wszystko dość silnie reaguję. Emocje, które kiedyś ignorowałem, dają mi się mocno we znaki. Cieszę się, że mogę je rozładować odpoczywając z ukochanym.

Budzę się dopiero po osiemnastej, w co ciężko jest mi uwierzyć. W pierwszej chwili podejrzewam zegarek, że robi sobie ze mnie żarty. Apartament spowity jest w mroku. Za oknem widać światła, przypominające mi o nocnym życiu, które kiedyś tak lubiłem. Wystarczyło kilka miesięcy na wsi, abym tak diametralnie zmienił swoje upodobania? Wydawało mi się, że dobrze znam siebie, a tu proszę. Zupełnie inny Max.

Przyglądam się Króliczkowi, który śpi wtulony w moje ramiona. Gdyby nie afera ciążowa i ta fatalna pomyłka, nigdy w życiu nie zainteresowałbym się kimś takim jak on. Za młody. Zbyt śmiały. Udający niezależnego. W dodatku to facet. W roli kandydatki na żonę widziałem kobietę.

Przysuwam się do Króliczka i delikatnie całuję. Jest mój. Tylko mój. On. Nasze dziecko. Nasze szczęście i przyszłość, której nie mogę się doczekać. Nie należę do marzycieli. Byłbym wdzięczny za namiastkę tego, co mam teraz.

- Max… – Z ust mojego ukochanego wydobywa się westchnienie. Uśmiecham się na samą myśl, że nie jestem mu obojętny.

- Myślisz o mnie nawet we śnie?

- Cały czas o tobie myślę, mężu.

- Ja o tobie też, mój puchaty Króliczku.

- Nie jestem puchaty.

- Jesteś – łapię chłopaka za pupę, by bardziej naświetlić, którą część jego ciała uznaję za „puchatą”.

- To chwilowe, rozmawialiśmy już o tym.

- I ustaliliśmy, że pupa zostaje – przypominam nastolatkowi nasze wcześniejsze porozumienie.

- My? – Eli udaje zdziwionego.

- Dobrze, ja to ustaliłem – poprawiam się. – Jestem mężem i głową rodziny. Moje zdanie jest decydujące – oświadczam autorytarnie.

- Ja też będę mężem.

- Skarbie… Nie wiem, jak ci to powiedzieć, więc powiem wprost. Rodzina funkcjonuje znacznie lepiej, gdy jest ustalony podział obowiązków. Byłeś, jesteś i będziesz moim Króliczkiem. Tylko moim – celowo łagodzę przekaz, by nie wkurzyć mojej małej bestyjki.

- Mam być uległy i podporządkować się twojej woli, tak? – Eli dochodzi do sedna, rozważając na głos moje wcześniejsze słowa.

- Chcę, abyś był sobą i pozwolił mi być sobą. Opiekowanie się rodziną to mój przywilej. Nie zamierzam go oddawać. Natomiast ty… Jesteś taki… – Ponownie łapię Eli za pupę, by nakreślić sytuację.

- Max! Przestań mnie wkręcać! – Osiemnastolatek wybucha śmiechem. – Ja to wszystko wziąłem na poważnie – żali się.

- To dobrze – wtulam twarz w jego szyję. – Kochaj mnie bez względu na wszystko.

- Kocham i to mnie przeraża. Co ty ze mną robisz?

- Króliczku, pomyśl lepiej co ty ze mną robisz – całuję chłopaka w czubek nosa.

- Poczekaj chwilę… – Ciężarny nieco się ode mnie odsuwa. – Niewygodnie mi.

- Bolą cię plecy? – Zaalarmowany od razu zaczynam działać. Zeskakuję z łóżka, aby Eli miał więcej miejsca.

- Nie uciekaj – chłopak próbuje przyciągnąć mnie z powrotem. – Już jest dobrze.

- Nie jest.

- Max, dziecko rośnie i kopie. Czasami wszystko mnie boli, ale takie są uroki ciąży.

- I nic mi nie mówisz?! Jak długo to trwa?! Rano byliśmy w szpitalu! Mogłeś powiedzieć swojej lekarce. Ona z pewnością coś by zaradziła! – Wpadam w panikę, nie wiedząc, jak zaradzić tak przykrej sytuacji.

- Właśnie dlatego nic nie mówię – mruczy pod nosem, przyglądając się atakowi paniki, który właśnie przechodzę.

- Skarbie, zrozum. Nie chcę, abyś cierpiał. Tak niewiele mogę dla ciebie zrobić.

- Co powiesz na masaż? – Miło mi, że pomimo niewygody Eli nadal spragniony jest mojej bliskości.

- W hotelu z pewnością mają masażystów, którzy…

- Max – blondyn zaczyna rozpinać guziki piżamy. – To twoje zadanie. Poradzisz sobie, prawda?

- Tak, ale… – Jestem w kropce, bo nie wiem do czego on dąży. I jak mam go dotykać, skoro jest obolały?

- Przeżyłeś dziś koszmar związany z pielęgniarzem. Wytrzymasz rundę drugą z masażystą?

Bardzo dobre pytanie. Czy wytrzymam? Eli musiałby się rozebrać, tak jak teraz. Pozbył się góry od piżamy. Poprawia włosy, ponownie upinając je w kok. Mogę sobie wyobrazić, że w pokoju oprócz nas pojawia się jakiś facet. Przecież to nic trudnego. Ten obcy wyleje olejek na dłonie, a potem będzie dotykał… Moja wizja nagle blaknie. Próbuję ją przywołać, lecz wraca jakoś dziwnie zmieniona. Nadal jesteśmy w tym pokoju. Eli wciąż jest nagi, a masażysta leży na podłodze. Ktoś go znokautował. Hmm…

- Ułożenie gwiazd nie jest zbyt sprzyjające dla osób z zewnątrz – odpowiadam wymijająco, sięgając po butelkę olejku, którą przyniosłem wcześniej z łazienki. – Obiecuję, że z prawdziwą przyjemnością zgłębię wszystkie tajniki masażu, jeśli pozwolisz mi na sobie poćwiczyć.

- A gwiazdy? – Eli nie daje za wygraną.

- Gwiazdy? Pomyślmy. Nigdy nie byłem ich ulubieńcem. Zwykle ze mnie drwiły.

- Biedactwo – ironiczny ton zdradza, że Eli wcale nie jest mnie żal.

- Pochyl się odrobinkę do przodu – siadam za Króliczkiem. Odkręcam buteleczkę olejku. Zapach jest znośny. Mam nadzieję, że zadziała równie dobrze, jak olejek, którego zwykle używa w domu. Wylewam odrobinę na dłoń, a następnie przystępuję do działania. – Przyjemnie? – Dopytuję. Mam świadomość, że ciało Króliczka jest bardzo delikatne. Boję się, że jeśli użyję zbyt dużej siły, pieszczoty zmienią się w torturę.

- Tak – bardziej mruczy niż odpowiada.

Eli odchyla głowę do tyłu, gdy opuszkami wodzę wzdłuż jego kręgosłupa.

- Reagując w taki sposób dajesz mi sygnał, że mam cię dalej uwodzić. Wiesz o tym?

- Bo jestem z tobą– cichy chichot działa na mnie jak afrodyzjak.

- To komplement?

- Chyba tak. Przedtem… – Eli przestaje się śmiać i wraca myślami do przeszłości. – Przedtem nie lubiłem i nie pozwalałem…

Nie chcę, aby kończył to zdanie. Obracam jego głowę i lekko całuję w usta. Króliczek wpatruje się we mnie przymglonym wzrokiem. Uśmiecha się.

- Pobrudzisz koszulę od olejku – Eli próbuje się ode mnie odsunąć.

- Serio? – Przyciągam go jeszcze bliżej.

- Zazdrosny. Zaborczy – zaczyna wyliczać moje najlepsze zalety.

- A przystojny? Troskliwy? Zakochany do szaleństwa?

- Aż tak mnie kochasz? – Króliczek poddaje w wątpliwość siłę mojego uczucia?

- Chcesz się przekonać jak bardzo cię kocham? Dobrze – uśmiecham się chytrze. – Zaspokoję twoją ciekawość. Połóż się – odsuwam się na bok, by Eli mógł się wygodnie ułożyć na poduszkach.

- I co teraz? – Nastolatek próbuje mnie odrobinkę podjudzić.

- Będziemy kontynuować masaż – sięgam po jego prawą stopę, którą gładzę z dużym uczuciem.

- Proszę, nie rób tak. To łaskocze.

- Teraz też cię łaskoczę? – Całuję Eli po wierzchu stopy jednocześnie ugniatając jego szczupłą kostkę.

- Max…

- Tak? – Szepczę, drażniąc przy tym jego skórę.

- Nikt mnie nigdy nie dotykał tak jak ty.

- To dobrze. Przekonasz się co ja czuję, gdy jesteś blisko. Bezustannie cię pragnę. Pożądam. Chcę z tobą być. Dotykać cię. Śmiać się razem z tobą. Rozmawiać. Każda, nawet najmniejsza rzecz, przy tobie staje się znacznie lepsza. Zmieniłeś mój świat. Mnie też zmieniłeś.

- Mało trzeba ci do szczęścia, mężu. - Nastolatek droczy się ze mną. Opieram jego stopę o swoją klatkę piersiową i zaczynam podwijać spodnie od piżamy, by odsłonić nagą skórę.

- Jesteś dla mnie wszystkim. Czuję się tak, jakbym odnalazł wszystkie najwspanialsze skarby świata i właśnie teraz na nie patrzył.

W odpowiedzi oczy Eli zachodzą łzami. Wpatruje się we mnie bezradny, a jednocześnie taki szczęśliwy.

- Bardzo… Bardzo mnie kochasz.

- Masz rację. Właśnie tak cię kocham, mój Króliczku.

Chcę pocałować narzeczonego. Opieram dłoń na pościeli i pochylam się do przodu, lecz Eli chce, abym dotknął jego brzucha. Dziecko nie lubi być pomijane.

- Maleństwo już nie śpi – uśmiecham się, przytulając twarz do miejsca, gdzie tak wyraźnie czuję jego ruchy. – Znowu broisz?

- To pora kolacji.

- Jesteś głodny?

- Trochę jestem. Zarezerwowałeś stolik w restauracji?

Jeśli poproszę, Eli grzecznie wstanie, ubierze się i pójdzie ze mną na wymarzoną randkę. Moje uczucia są dla niego ważne. Moje przyjemności także.

- Zjedzmy kolację w łóżku – decyduję.

- Tak robimy w domu. Przyjechaliśmy tu po to, aby zerwać z rutyną, pamiętasz?

- Zrywamy z rutyną. Wiedziałeś, że w hotelu serwują całe mnóstwo słodkości? – Sięgam po telefon. – Chciałbym zamówić kolację. Coś słodkiego.

- Dobry wieczór panu, mamy w ofercie różne desery oraz ciasta – przemiły głos pani z recepcji przypomina mi, że będąc gościem apartamentu możemy poprosić o różne udogodnienia, z których zamierzam często korzystać.

- W takim razie niech będą ciasta. Wszystkie. I gofry – ułatwiam Eli wybór. Mój ukochany piorunuje mnie wzrokiem. – Chciałbym także świece, płatki róż do wanny, pachnący olejek oraz sok jabłkowy w kieliszkach – wymieniam jednym tchem, odkładając słuchawkę na widełki.

- Max… – Młodziutki narzeczony szuka słów, którymi mógłby skomentować to co usłyszał.

Na szczęście ja nie mam takiego problemu. Uśmiecham się rozanielony. Czeka nas wyjątkowo udany wieczór.

***

Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet :) 

sobota, 26 lutego 2022

mpreg 112

 

„Bezsenne Noce"

Popijając poranną kawę przyglądam się namiotowi, który razem z tatą rozstawiliśmy w ogrodzie. Eli był bardzo podekscytowany możliwością biwakowania pod gołym niebem. Właśnie. Był. Już nie jest.

Po rozmowie z panią Loren coś się w nim zmieniło. Stał się cichy. Zamknięty w sobie. W kierunku namiotu nawet nie zerknął. Większość czasu spędza w łóżku. Bezustannie powtarza, że jest zmęczony lub śpiący. A kiedy nie śpi, rysuje.

Jestem wściekły. Bezsilny. Staram się, jak mogę, ale nic nie pomaga. Chowam twarz w dłoniach, po czym biorę kilka głębokich oddechów, by opanować stres.

Boję się. Może Eli naprawdę źle się czuje? Pytałem miliony razy, ale zawsze odpowiada, że nic mu nie jest. Jak mam w to wierzyć? Przecież on jest w ciąży! Może z dzieckiem dzieje się coś złego?

Mniej więcej godzinę temu rozmawiałem z lekarką. Ona także uważa, że w opisanej przeze mnie sytuacji dodatkowe badania rozwieją wszelkie wątpliwości. Muszę jedynie przekonać narzeczonego, aby pojechał ze mną do szpitala.

Odkładam brudny kubek do zmywarki i niczym skazaniec ruszam na górę. Wolę mieć pewność, że Króliczek nie rzuci się na ciastka od razu po przebudzeniu. Powinien być na czczo skoro mają mu pobierać krew.

Z ciężkim sercem siadam na brzegu łóżka i przez kilka chwil przyglądam się śpiącemu blondynowi. Wygląda tak spokojnie. Nie jest blady. Oddycha równomiernie. Mimo to nie zaryzykuję. Tu chodzi o jego zdrowie. Jego i maleństwa.

- Skarbie? – Ostrożnie odsuwam kołdrę. – Skarbie, obudź się.

- Max? – Zaspany małolat próbuje otworzyć oczy. – Chce spać – mruczy, próbując ponownie wsunąć się pod kołdrę.

- Wiem – z bólem serca odrzucam kołdrę na bok, utrudniając Eli zwinięcie się w kokon. – Prześpisz się w samochodzie, dobrze?

- Wyrzucasz mnie z naszego łóżka? – Króliczek pociera oczy, chroniąc je przed porannym słońcem.

- Nie wyrzucam. Skarbie… Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć. – Próbuję dobrać słowa w taki sposób, by ukochany się na mnie nie obraził.

- Coś się stało? – Zaniepokojony Eli powoli siada. Poprawia potargane włosy, które rozsypują się na jego ramiona.

- Ostatnio nie jesteś sobą. Bardzo dużo śpisz. Martwię się. To może być coś poważnego.

- Mówiłem ci, że nic mi nie jest. Mam chwilowy spadek formy, ale to minie. Po śniadaniu z pewnością poczuję się znacznie lepiej.

- Jesteś głodny. – Robi mi się przykro na myśl, że z powodu badań śniadanie nieco się opóźni.

- Przecież wiesz, że rano zawsze jestem głodny. – Króliczek uśmiecha się lekko, lecz jego uśmiech powoli gaśnie. – Czemu tak mi się przyglądasz?

- Rozmawiałem z twoją lekarką.

- Znowu? Tylko nie to! – Eli wywraca oczami, po czym w ramach protestu opada na poduszki. – Nie chcę jechać do szpitala. Termin badań przypada dopiero za półtora tygodnia.

- Błagam, nie odmawiaj – głaszczę chłopaka po rozpuszczonych włosach. – Przesypiasz całe dnie. Nie wychodzisz z domu. Ostatnio powiedziałeś, że jest ci słabo.

- Kiedy w końcu zrozumiesz, że nic mi nie jest? Przeszkadza ci, że chciałem trochę poleniuchować?

- Oczywiście, że nie przeszkadza. Po prostu bardzo się o ciebie boję. Zrozum mnie. Mam świadomość, że badania są męczące, ale… Skarbie, gdyby coś ci się stało… – Porywam w ramiona moją małą trusię. – Kocham cię. Kocham cię tak bardzo. Nienawidzę siebie za to, że nie daję ci spać i jeszcze narażam na nieprzyjemności związane z badaniami. Błagam, nie gniewaj się na mnie. Muszę mieć pewność, rozumiesz? Jesteś sensem mojego życia. Stawka jest zbyt wysoka. Nie mogę cię stracić. Ciebie i dziecka.

Moja płomienna przemowa sprawia, że Eli postanawia się poddać. Nic nie mówi. Nie musi. Jego mina cierpiętnika wystarczy za tysiące słów. Uwalnia się z mojego uścisku, po czym wstaje, poprawia włosy i pozbywa się góry od piżamy.

- Robię to tylko dla ciebie. Pamiętaj o tym.

- Jestem ci dozgonnie wdzięczny – kajam się, całując go w policzek.

- A ja jestem głodny – rozjuszona bestyjka zmierza w kierunku łazienki. – Zmarnujemy pół dnia na próżno. Badania nic nie wykażą.

- Nie szkodzi. Lepiej dmuchać na zimne – utwierdzam blondyna w przekonaniu, że dokonał słusznego wyboru.

- Twój ojciec to tyran – Króliczek żali się dziecku na swój ciężki los. – Zamiast słodyczy zapewnił nam masę atrakcji w gabinecie zabiegowym. Nici ze spania. Na seks też pewnie nie będę miał siły.

- Nie mów dziecku takich rzeczy! Jeszcze pomyśli sobie o nas coś gorszącego! – Robię się czerwony z zawstydzenia. – Kupię ci coś wyjątkowego na śniadanie. Masz moje słowo.

- Tak, jasne – kpi.

- Niedaleko szpitala otworzyli nową cukiernię. Sprawdziłem w Internecie. Ponoć sprzedają tam gofry z dżemem malinowym i polewą czekoladową. Brzmi kusząco, prawda?

- Może – w tonie Eli słychać wyłącznie obojętność.

- Kupię ci tonę gofrów. Albo nie. Kupię ci całą cukiernię, tylko się na mnie nie gniewaj.

- W to nie wątpię. – Eli przesuwa wieszaki w garderobie. Przez ostatnie dni zakładał wyłącznie piżamy. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby pojechał do szpitala w takim stroju.

- Nie musisz się ubierać, jeśli nie chcesz.

- Mam jechać goły? To coś nowego. Nie będziesz zazdrosny? – Prowokuje mnie w sposób, którego najbardziej nienawidzę.

- Opatrznie zrozumiałeś moje słowa. Tylko ja mogę na ciebie patrzeć. I tylko mnie wolno cię dotykać – warczę, okazując moją samczą zaborczość.

- Lekarka też będzie mnie dotykać. Na przykład tutaj – nastolatek przesuwa dłonią po swojej nagiej klatce piersiowej. Ma bardzo wrażliwą skórę. Reaguje na każde muśnięcie. – Nie przeszkadza ci to, mężu?

Moja samokontrola najwyraźniej spakowała walizki i wyjechała na długie wakacje, skoro dwie sekundy później Króliczek zostaje schwytany. Atakuję jego miękkie usta. Rozkoszuję się dotykiem krągłej pupy.

- Max… – Wzdycha przeciągle, gdy nieco się od niego odsuwam.

- Po badaniach dam ci tyle gofrów i seksu, ile tylko zechcesz. – Z całej siły staram się zapanować nad emocjami.

- Zostańmy w domu. Proszę – Eli chce mnie uwieść kolejnym pocałunkiem, ale udaje mi się przejrzeć jego nieczyste zagranie.

- Nie. – Podziwiam samego siebie za tę stanowczość. Co się ze mną dzieje? Znowu zachowuję się jak mój własny ojciec, który nauczył mnie, że dbanie o rodzinę zawsze zajmuje pierwsze miejsce. Jest priorytetem i nie ma od tego żadnych odstępstw.

- Jak chcesz – Króliczek strąca moje dłonie ze swojego boskiego tyłka.

- Skarbie – skomlę. – To dla twojego dobra.

- Dokładnie to samo pomyślałem. Żadnego dotykania. Dla mojego dobra. – Wściekły nastolatek ucieka do łazienki, mocno trzaskając drzwiami.

***

Szpital. Siedzę na plastikowym krzesełku. Czekam. Jestem tak zestresowany, że w głowie mi szumi od natłoku myśli. „A jeśli Eli jest na coś chory?”, „Na co Eli może być chory? Przecież wyglądał na zdrowego!”, „A dziecko? Czy wszystko z nim w porządku?”, „To moja wina, bo zareagowałem za późno!”, „Czemu to tak długo trwa?! Może powinienem tam wejść?!”

Cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną. Wstaję ze swojego miejsca. Po chwili siadam. Czuję, jak ręce mi drżą ze strachu.

Najgorsze jest to czekanie!

Właśnie sobie uświadomiłem, że identyczne emocje będą mi towarzyszyć w czasie porodu. Różnica polega na tym, że będę je musiał ostro pomnożyć. Jak ja to zniosę? Jak sobie poradzę? I jak Eli sobie poradzi? Jest taki kruchy… Nie! Muszę przestać o tym myśleć, bo oszaleję!

Mniej więcej po godzinie zostaję zaproszony do gabinetu. Lekarka Eli wita nas z uśmiechem na twarzy. Kiedy spotkaliśmy się wcześniej rzuciła w przelocie, że porozmawiamy po badaniach. Jestem typowym panikarzem. Wymogłem, aby sprawdzono co tylko się da. Rutynowe badania mogą być przecież mało dokładne. Chcę więc czarno na białym zobaczyć potwierdzenie, że Eli i dziecko są zdrowi. W przeciwnym wypadku mam przygotowany plan B. Zamierzam zabrać Eli do innego szpitala. Większego, nowoczesnego, gdzie z pewnością przeprowadzone zostaną jeszcze dokładniejsze badania. Na razie nie będę o tym wspominać, zwłaszcza na głos. Nie chcę wystraszyć Króliczka.

Nogi mam jak z galarety, gdy niepewnym krokiem podchodzę do narzeczonego, który leży już na specjalnym łóżku. USG to z pewnością najprzyjemniejsza część wizyty w szpitalu. Będziemy mogli zobaczyć nasze dziecko. Dostaniemy też zdjęcia, które wyślę rodzicom.

- Wszystko w porządku? – Szepczę do nastolatka, ściskając jego drobną dłoń.

- Nadal jestem zmęczony. I głodny – dodaje z lekkim wyrzutem.

- Wytrzymasz jeszcze kilka minut? – Dopytuję, bawiąc się palcami ukochanego.

- Znowu dopłaciłeś za dodatkowe badania, prawda? – Eli mierzy mnie zimnym spojrzeniem.

- Musiałem. Powiedziałeś, że źle się czujesz – zawzięcie bronię swojej decyzji.

- Przepraszam na chwilę – młody pielęgniarz, który pojawia się nie wiadomo skąd, każe mi się odsunąć. – Pomogę ci się rozebrać – zwraca się do Eli.

Gdybym był wilkiem, to byłby moment, w którym nastroszyłbym sierść i obnażył kły. Niestety, nie jestem wilkiem! Czemu nie jestem wilkiem? I czemu nie mogę rozszarpać go na strzępy?

Wstrzymuję oddech. Obcy facet najpierw pomaga Eli rozpiąć koszulę, a następnie smaruje jego brzuch żelem.

- Zaczynamy? – Głos lekarki przywołuje mnie do rzeczywistości.

Na ekranie monitora pojawia się nasz maluszek. Jest śliczny. Wyraźnie widzę, jak rusza rączkami i nóżkami, zupełnie jakby do nas machał. Eli nie umie ukryć wzruszenia. Na jego policzkach błyszczą łzy, które pospiesznie wyciera chusteczką.

- Syn czy córka? – Wredny pielęgniarz zadaje pytanie, na które ja także chciałbym znać odpowiedź.

- Wolimy niespodziankę – Króliczek jest nieugięty i wykazuje się refleksem.

- Skarbie, może powinniśmy sprawdzić? – Nieśmiało wtrącam się do rozmowy. Wszystkie znaki na niebie i ziemi jednoznacznie wskazują, że Eli urodzi syna. Ja to wiem. On pewnie też przeczuwa, że mam rację. Czemu nie chce poznać płci dziecka?

- Nie – Eli stanowczo kręci głową. – Obiecałeś, że nie będziesz na mnie naciskać.

- Przepraszam. To silniejsze ode mnie – tłumaczę się pełen skruchy.

- Ja też wolałbym wiedzieć – pielęgniarz staje po mojej stronie.

- Panowie, spokojnie. Eli ma głos decydujący. Musicie więc uzbroić się w cierpliwość i poczekać do rozwiązania – ginekolog puszcza oko do swojego pacjenta. Trzyma jego stronę, a na mnie zawsze spogląda dość nieufnie. Podejrzewam, że zna prawdę o tym, jaki byłem niedobry dla Eli na początku ciąży. Wie też, że to z mojego powodu znalazł się w szpitalu.

- Czy z dzieckiem wszystko w porządku? – Zadaję pytanie, które od dawna spędza mi sen z powiek.

- Tak, maluszek rozwija się prawidłowo. Wszystkie badania są w normie. Nie ma powodu do niepokoju.

- Jest pani pewna? Eli jest senny i na nic nie ma siły. Może powinien zostać w szpitalu na obserwacji? – Dzielę się swoimi najczarniejszymi przemyśleniami.

- Max! – Oburzony ciężarny piorunuje mnie wzrokiem.

- Zapewniam pana, że nie dzieje się nic niepokojącego. Rozmawialiśmy już na temat hormonów, prawda?

Hormony… Wszystko tłumaczy hormonami. Przeglądałem trochę artykułów o ciąży w Internecie. Witaminy, odpoczynek, spacery. Ja to wszystko rozumiem, ale czy ona rozumie, że tu chodzi o Eli? On jest całym moim światem. Otoczyłbym go puchową chmurką, gdybym tylko mógł.

Lekarka drukuje dla nas zdjęcie. Wyznacza także termin kolejnej wizyty. Zapisuje coś na komputerze, lecz jestem pochłonięty swoimi myślami i nie słucham uważnie wszystkich zaleceń.

- Proszę – pielęgniarz częstuje Eli saszetką, która zawiera mus owocowy oraz jakieś dodatki. – Mówiłeś, że jesteś głodny.

- Dziękuję – blondyn od razu zabiera się do jedzenia. – Max obiecał, że po badaniach zabierze mnie na gofry.

- Powinieneś uważać na cukier – poucza mojego narzeczonego, jednocześnie pomagając mu się ubrać. – Zdrowa dieta jest bardzo ważna.

- Jeśli Eli chce gofry, dostanie gofry – tym razem nie potrafię się powstrzymać. Mam dosyć szpitala, badań oraz faceta, który maca mojego Króliczka. – Idziemy? – Odbieram Eli saszetkę i z lubością wyrzucam ją do kosza na śmieci, który znajduje się kilka metrów dalej.

- Niczym rasowy koszykarz – pielęgniarz gwiżdże z wrażenia.

- Lubię sport. Zwłaszcza walkę na pięści – uśmiecham się złośliwe na pożegnanie.

- Będę o tym pamiętał – mój nowy wróg cofa się do swojego narożnika.

Przemierzając szpitalny korytarz zauważam plakat szkoły rodzenia oraz kilka par, które czekają na zajęcia.

- Może my też powinniśmy się zapisać? Jak sądzisz? – Sięgam po jedną z ulotek, które są rozłożone na niewielkich regałach i wręczam ją blondynowi.

- Uczestniczyłem w kursie online – Eli zbywa temat, który wydaje mi się dość ważny.

- To może być fajna zabawa. Dowiedzielibyśmy się różnych istotnych rzeczy – próbuje zachęcić chłopaka do zmiany nastawienia.

- Dużo czytałem o ciąży i porodzie. Jestem przygotowany.

- Ty tak, a co ze mną? – Marudzę, przytrzymując szklane drzwi, aby mój ukochany mógł wydostać się bezpiecznie na zewnątrz.

- Max, nie chcę cię urazić, ale szkoła rodzenia to nie miejsce dla ciebie. Zacząłbyś wariować bardziej niż teraz. Odpuść ten temat, dobrze ci radzę.

- Skarbie, nie bądź taki. Gdzie twoja wiara w moje dobre intencje? – Odblokowuję alarm w samochodzie. – Ja chcę się uczyć. Chcę być dla ciebie wsparciem w czasie porodu.

- Twoim zadaniem będzie trzymanie mnie za rękę. Niczego więcej nie oczekuję.

- W szkole rodzenia uczą jak zająć się dzieckiem. Można też poznać nowych znajomych. Nie chcesz mieć przyjaciół?

- Przyjaciół? – Eli zaczyna się szczerze śmiać. – Max, pięć minut temu wyrwałeś mi mus owocowy z ręki. Zrobiłeś to z zazdrości. Zajęcia prowadzą głównie mężczyźni. Naprawdę chcę patrzeć na to, jak będą mnie klepać po brzuchu lub rozkładać nogi?

- Co?! Żartujesz, tak?! – Wpadam we własną pułapkę. Eli… Mój Eli… Miałby być dotykanym przez… Nie! Absolutnie nie!

- Trzeba też oglądać filmy o porodzie. Zemdlejesz, gdy to zobaczysz – Króliczek kładzie mi rękę na ramieniu, okazując wsparcie. – Zaufaj mi, to nie jest miejsce dla ciebie.

- Pewnie masz rację – przytakuję, zaciskając dłonie na kierownicy.

- Jedźmy już. Jestem bardzo głodny.

Nie dobrnęliśmy jeszcze do końca ciąży, a ja już jestem u kresu wytrzymałości. I pomyśleć, że mamy w planach kolejne dzieci. Jak sobie poradzę, gdy nasz synek będzie już na świecie, a Eli znowu zajdzie w ciążę? Obserwując moich znajomych wydawało mi się, że to nic takiego. Jak mogłem być aż takim ignorantem?

Kiedy Eli zajada się obiecanymi goframi, poświęcam czas na dokładne sprawdzenie wszystkich zaleceń. Wydaje mi się, że robimy wszystko tak, jak powinniśmy. Mamy w domu witaminy. Dbam o to, aby Eli odżywiał się zdrowo i regularnie. Przydałoby się wprowadzić więcej elementów relaksacyjnych. Może uda mi się namówić go na krótki wyjazd? Zmiana otoczenia zawsze jest pozytywna.

- Skarbie, co powiesz na małe wakacje? Moglibyśmy wyjechać do Spa, za granicę.

- Chcesz jechać do Spa? – Eli wydaje się zdziwiony moją propozycją. – Nie wiedziałem, że lubisz takie rzeczy.

- Gdzie chciałbyś pojechać? – Pełen entuzjazmu sięgam po swój telefon. – Wystarczy, że wskażesz miejsce, a ja zarezerwuję bilety na samolot.

- Chcę do domu. To był ciężki dzień.

- Skarbie, ja nie żartuję. Wyjedźmy gdzieś. Będziemy spacerować po plaży, chodzić na masaże. Jeść egzotyczne potrawy.

- Max, tu jest mi dobrze. Naprawdę.

- Utknęliśmy na wsi, gdzie nie ma żadnych atrakcji. Nie ma galerii sztuki, nie ma koncertów czy eleganckich restauracji. Tymczasem świat stoi przed nami otworem. Skorzystajmy z tego. Wybierz dowolne miejsce. – Pełen nadziei przemowie czekam na decyzję narzeczonego.

- Dobrze mi na wsi. Lubię nasz dom. Lubię spędzać czas z twoimi rodzicami. Jestem szczęśliwy, a ty nie?

- Oczywiście, że tak. Chodzi o to, że mogę dać ci znacznie więcej, rozumiesz? Nie musimy tu siedzieć. Możemy podróżować. Pławić się w luksusie.

- A jak nazwiesz to co robimy teraz? Siedzimy w tym miłym miejscu, gdzie możemy jeść gofry. Dziecko jest zdrowe. W ogrodzie mamy namiot. Naprawdę uważasz, że jeśli polecimy na drugi koniec świata, to coś się zmieni? Nadal będziemy tak samo szczęśliwi. Gdziekolwiek będziemy, ja i tak będę cię kochał tak samo mocno.

- Wiem – odkładam telefon na stolik.

- Skoro wiesz, to dlaczego jesteś smutny?

- Nie jestem smutny. Chodzi mi wyłącznie o ciebie.

- Max, ja naprawdę jestem zmęczony. Nie mam siły, by lecieć z tobą na koniec świata.

- Rozumiem.

Zapada cisza. Eli kończy drugiego gofra, a ja zbieram się w sobie, aby podzielić się z nim swoimi uczuciami.

- W sumie to nie rozumiem. Moja męska duma czuje się odrobinę urażona. Prawda jest taka, że ja także potrzebuję zmiany. Chciałbym, aby ciąża wiązała się z miłymi wspomnieniami, do których obydwoje będziemy mogli wracać. Jak na razie wspominać możemy mroczny czas w moim mieszkaniu, gnieżdżenie się kątem u rodziców, a potem trudy remontu i wmawianie sobie, że ten stary, rozwalający się dom na zadupiu to szczyt naszych marzeń.

- Lubisz nasz dom.

- Lubię, ale co z tego? Chcę ci dać więcej.

- To daj. – Eli spogląda mi głęboko w oczy. – Zostańmy tu do jutra. Wynajmiemy pokój w hotelu. Pójdziemy na kolację. Tego chcesz?

- Bardzo! – Czuję się tak, jakby odwiedził mnie Mikołaj z workiem pełnym prezentów.

- W takim razie śmiało, szukaj hotelu.

Łatwo powiedzieć „szukaj”. Znacznie trudniej to zrobić. Przeglądam ofertę, lecz nie znajduję nic, na czym warto by było zawiesić oko.

- O co chodzi? – Eli bez trudu czyta ze mnie, jak z otwartej książki.

- Nie spędzę nocy w pensjonacie, prowadzonym przez kogoś pokroju mojej matki. Chcę prawdziwego hotelu, gdzie docenią naszą złotą kartę kredytową.

- Jak daleko stąd znajduje się twój wymarzony, luksusowy hotel?

- Niedaleko – rzucam beznamiętnym tonem. – Pojedziesz tam ze mną? Teraz?

- Tak. Kocham cię i chcę, abyś miło wspominał ciążę.

- Pójdziemy do kasyna i na kolację? – Upewniam się, że mój wybranej nie zmieni zdania.

- Powinniśmy wrócić i spakować trochę ubrań. – Zdroworozsądkowy Króliczek za łatwo zapomina, że to ma być szalona przygoda, a nie zaplanowany w najdrobniejszych szczegółach emerycki wyjazd, na który z pewnością się nie pisze.

- Chodź – biorę go za rękę. – Od teraz mąż wszystkim się zajmie.


poniedziałek, 14 lutego 2022

mpreg 111

„Bezsenne Noce"

 - Proszę, zjedz jeszcze – podsuwam Eli kolejną kanapkę z masłem orzechowym.

- Już nie mogę – nastolatek obejmuje brzuszek. Podejrzewam, że w ten sposób porozumiewa się z naszym dzieckiem. Przeraziłem się, gdy powiedział, że zrobiło mu się słabo z głodu. Gdyby zemdlał… Nie, nie chcę nawet o tym myśleć!

- Nic dziwnego, że źle się czuje, skoro żywi się takimi rzeczami – cierpki komentarz pani Loren nie polepsza sytuacji. – Właśnie dlatego uważam, że dzieci nie powinny mieć dzieci. Kto to widział, aby w ciąży opychać się masłem orzechowym? Dziecko potrzebuje przede wszystkim mięsa.

- Przepraszam, ale moglibyśmy nie rozmawiać o jedzeniu? – Króliczek ze wszystkich sił stara się uniknąć kłopotliwego tematu. Dobrze znam upodobania kulinarne naszego synka. Dzidziuś nie chce mięsa. Gdyby było inaczej, Eli nie unikałby go jak ognia. Stara się spełniać wszystkie zachcianki naszego maleństwa, które od samego początku jest dość wybredne. Chce słodkich owoców oraz ton ciastek, które pochłania w ilościach hurtowych.

- Jesteś jeszcze taki młodziutki. Nie rozumiesz wielu rzeczy. – Pani Loren ponownie zaczyna swoją śpiewkę. Działa mi na nerwy. Najchętniej bym ją wyprosił, lecz to będzie dość trudne. Nie mogę być niemiły. To znajoma rodziców. Jeśli krzywo spojrzę w jej stronę całe miasteczko będzie o tym wiedziało. Moja reputacja odbije się na mamie. Nie mogę jej tego zrobić.

Eli bierze głęboki wdech. Nic nie mówi. Nie musi. Po jego minie widzę, że nie jest zadowolony. Wpatruje się w swój talerzyk, na którym porozrzucane są okruszki chleba.

- Moim zdaniem obydwaj nie nadajecie się na rodziców. Jak chcecie zadbać o dziecko, skoro wokół panuje taki bałagan? – Starsza pani nie pognębiła nas jeszcze wystarczająco porządnie? Szkoda, że tego nie nagrałem. Rodzice pewnie mi nie uwierzą, gdy streszczę im przebieg naszego spotkania.

- Poradzimy sobie – uśmiecham się przelotnie, co okazuje się dość poważnym błędem.

- Poradzicie? Niby jak? Przed chwilą nie byłeś w stanie zapanować nad robotem kuchennym. Zapewniam cię, że dziecko wymaga znacznie większego poświecenia i uwagi. Jesteś pisarzem. Powinieneś skupić się na swojej karierze, a nie na dzieciach.

- Robot się zaciął – zwalam winę za bałagan na wredny sprzęt, na którym z pewnością się zemszczę. – Kupimy nowy i po kłopocie.  – Właśnie tak. Odliczam minuty do chwili, gdy to wredne urządzenie znajdzie się w koszu na śmieci. Zasłużył na kopniaka i powolne rdzewienie. Szkoda, że segregacja odpadów nie pozwala na powolne wykańczanie wroga we własnym ogródku.

- Mama i tata z pewnością wspominali, że szukamy kogoś kompetentnego, kto pomoże nam zająć się domem, prawda? – Szybko przechodzę do rzeczy, bo chcę mieć to już za sobą.

- W chwili obecnej powinieneś pomyśleć o ekipie remontowej. Kuchnia nadaje się do generalnego remontu.

- Bez przesady. To tylko odrobina ciasta. – Króliczek dzielnie brani naszego gniazdka.

- Odrobina? – Perfekcyjna pani domu prycha w odpowiedzi, odstawiając z impetem filiżankę herbaty na stół. – Przydałby się też dekorator wnętrz. Spójrzcie chociażby na te krzykliwe obrazy, które do niczego nie pasują.

- Są moje – cichy szept Eli mrozi mi krew w żyłach.

- Słucham? – Pani Loren udaje zdziwienie.

- To moje obrazy. Namalowałem je.

- Faktycznie, Pamela wspominała, że malujesz. Skoro znasz się na farbach, nie będziesz miał problemu z odświeżeniem kuchni. Gertrudzie też pomagałeś przy remoncie. Dobrze wiedzieć, że garniesz się do pracy.

- Posuwa się pani za daleko – warczę na naszego kłopotliwego gościa.

- Nie ma się co oburzać za kilka dobrych rad – zacna matrona idzie w zaparte.

- Eli nie będzie pracować. Zwłaszcza fizycznie – dodaję z pełną mocą. – Wkrótce będziemy małżeństwem. Moim obowiązkiem, jako męża i ojca, jest troska o rodzinę – puszę się dumnie na samą myśl, jak cudowną rolę przyjdzie mi odgrywać.

- Jeśli chodzi o ciebie Max, to mam nadzieję, że rozmawialiście już o intercyzie. Takie rzeczy to konieczność. Chyba nie chcesz przechodzić później przez przykre nieporozumienia. Córka mojej znajomej także związała się z kimś nieodpowiednim. Rodzina w porę jej nie ostrzegał i teraz ma za swoje. Wiesz co mam na myśli, tak? – Złośliwe spojrzenie, skierowane w stronę Królicza, przelewa czarę goryczy.

- Wydaje mi się, że omówiliśmy już wszystko – wstaję od stołu i podchodzę do pani Loren, aby odsunąć jej krzesło. – Bardzo dziękujemy za poświęcony nam czas. Odprowadzę panią do samochodu.

Wyprowadzam kobietę na zewnątrz. Uprzejmie otwieram drzwi jej auta, a kiedy odjeżdża, zamykam bramę i odbezpieczam alarm. W ten sposób już nigdy tu nie wróci.

Gdy wracam do domu, Eli jest już w kuchni. Zdążył nawet wyciągnąć z szafki papierowe ręczniki oraz inne niezbędne akcesoria do czyszczenia kuchni.

- Zostaw, ja się tym zajmę.

- Pomogę ci – blondyn nawet na mnie nie patrzy. Całą uwagę skupia na bałaganie, którego narobiłem.

- Nic z tego, kochanie. Pół godziny temu prawie zemdlałeś.

- Max… – Chłopak niechętnie unosi wzrok. Jest smutny. Nie czekam ani chwili. Przytulam go mocno, aby czuł moje wsparcie.

- Nie Max, tylko mąż – droczę się.

- Pobrudzisz się. – Eli najwyraźniej zapomniał, że stałem na pierwszej linii ognia, oko w oko z krwiożerczą bestią.

- Twój mąż zaliczył dziś spory sukces, wiesz? Nie masz pojęcia jak walczyłem, by nie wyrzucić tej wrednej raszpli daleko, daleko za bramę – dzielę się z ukochanym swoimi niecnymi zamiarami.

- Kocham cię.

- Ja też cię kocham – głaszczę Króliczka po jasnych włosach. – Będziesz je musiał porządnie umyć. Są całe w cieście – dodaję przepraszającym tonem.

- Mhm – mruczy w odpowiedzi.

- Przygotuję ci kąpiel, masz ochotę?

- Najpierw obowiązki – Eli ponownie rozgląda się po kuchni.

- Nie oszukuj. Jesteś skonany. Pójdziemy na górę. Umyjesz się, przebierzesz w coś wygodnego i trochę pośpisz, a twój mąż zadba o resztę.

- Nie chcę zostawiać cię samego z tym bałaganem.

- Chodź – biorę Króliczka za rękę i prowadzę do łazienki.

Eli rezygnuje z relaksującej kąpieli na rzecz prysznica. Pomagam mu rozczesać i wysuszyć włosy, a potem układam do łóżka i szczelnie okrywam. Zasypia praktycznie od razu. Pani Loren zafundowała mu dość silną dawkę stresu. Biedactwo.

Gdy mój ukochany odpoczywa, piszę wiadomość do mamy uprzedzając ją, że rezygnujemy z dalszych poszukiwań pomocy domowej. Proszę też, aby odwoła pozostałe kandydatki. Nie dzielę się szczegółami, ale jasno daję do zrozumienia, że zatrudnię profesjonalną firmę sprzątającą. Nawet jeśli miałbym płacić za bilety lotnicze, już nigdy nie wpuszczę lokalnych plotkar do naszego domu.

Dwie godziny później krytycznym okiem oceniam efekty mojej ciężkiej pracy. Kuchnia wygląda jak nowa. Ja także. Robot trafił do kosza, gdzie jego miejsce. Zdążyłem nawet zamówić inny. Wstawiłem pranie. Przygotowałem sałatkę. Zasługuję na solidną kawę. Zanim udaje mi się nastawić ekspres, przyjeżdża tata. Zupełnie zapomniałem, że umówił się z Eli na jakąś niespodziankę. Ciekawe co takiego wymyślili.

Tata parkuje samochód w ogrodzie. Otwiera bagażnik, a następnie wyciąga sporej wielkości torbę oraz kilka mniejszych kartonów.

- Synu, dobrze, że jesteś. Pomożesz mi? – Radość i pozytywne nastawienie niedźwiedzia sprawia, że zbieram się w sobie i przygotowuję dosłownie na wszystko.

- Co to jest? – Pytam, wskazując na przywiezione przez niego rzeczy.

- Namiot – rozwiewa moje wątpliwości. – Eli bardzo chce spędzić noc w ogrodzie. Nie wiedziałeś?

- Wiedziałem. Kilka razy wspominał mi o tym pomyśle, ale uznałem, że tylko żartuje.

- Groziłeś, że to się zakończy zapaleniem płuc, dlatego zwrócił się do mnie o pomoc. – Ojciec szczerzy zęby w szerokim uśmiechu. Wykazuje entuzjazm, którego dawno u niego nie widziałem. – Gdzie jest Eli? Chciałbym, aby wybrał odpowiednie miejsce.

- Śpi.

Niechętnie streszczam tacie całe zajście z panią Loren. Razem z mamą zawsze nam pomagają. Jestem pewny, że będą się obwiniać o to, że narazili swojego ulubieńca na nieprzyjemności.

- Zatrudnię profesjonalną firmę – zdradzam mój sekretny plan.

- Słuszna decyzja, synku. Przykro mi, że tak wyszło.

- Nie sądziłem, że obcy ludzie będą mieli aż tyle do powiedzenia na temat naszego życia. Przykro mi to mówić, ale życie na wsi nigdy mnie nie rozpieszczało.

- Myślisz o przeprowadzce… – Tata łapie w lot o co mi chodzi.

- Tak – przytakuję niechętnie. – Eli ukończyłby szkołę. Mógłby studiować lub uczęszczać na prestiżowe kursy.

- A co z dużym domem? Gromadką dzieci?

- Z tego marzenia z pewnością nie zrezygnuję. Pytanie brzmi, czy mama i ty będziecie chętni, aby się przeprowadzić – rzucam przynętę.

- Przeprowadzić? – Peter Ford wydaje się zaintrygowany.

- No wiesz, skoro już planujemy kupno dużego domu, moglibyście zamieszkać razem z nami. Od wielu lat powtarzałem ci jak mantrę, że nie zostanę tu, na prowincji. Znajdę dla nas o wiele przyjaźniejsze miejsce.

- Porzucić dom, przyjaciół… Synku… – Wahanie ojca sprawia, że tym bardziej chcę zamącić mu w głowie.

- Wiem, że to spore wyrzeczenie, ale pomyśl. Będziemy razem. Mama, ty, Eli. Wnuki – to mój koronny argument. – Celowo wspominam o tym już teraz, bo chcę, abyś to przemyślał i porozmawiał z mamą.

- Porozmawiał? A czy ty mi przypadkiem nie sugerujesz, że mam ją urobić?

- Nazywaj to jak chcesz – śmieję się chytrze. – W każdym razie proszę, abyś to przemyślał. I nie udawaj zaskoczonego, jeżeli wiosną zwiniemy żagle i ruszymy przed siebie.

- Nie wybrałeś lokalizacji. Nie masz domu, a proponujesz nam przeprowadzkę – niedźwiedź drapie się po głowie.

- Zatrudniłem agenta od nieruchomości, który szuka dla nas odpowiedniego miejsca. Eli lubi nasz mały sad, więc z pewnością będziemy mieli ogród. Moglibyśmy uprawiać warzywa, owoce. Mama hodowałaby kwiaty. Kupilibyśmy trochę zwierząt. Dzieci lubią zwierzęta. Połączylibyśmy tradycję z nowoczesnością. Wchodzisz w to? – Cierpliwie czekam aż ojciec udzieli jednoznacznej odpowiedzi.

- Tak.

- Naprawdę? – Szokuje mnie jego zdecydowanie.

- Tylko nie mów mamie – zastrzega z góry. – To chyba oczywiste, że chcemy być blisko was. Jesteśmy od tego, by rozpieszczać wnuki. Poza tym nie znasz się na uprawie ziemi. O zwierzętach nie wspomnę – puszcza do mnie oko.

- Tato, tak dobrze mnie znasz – udaję zaskoczonego.

- Bierz się do pracy, synu. Namiot sam się nie rozstawi. W międzyczasie opowiesz mi ze szczegółami o wszystkim.

***

Pomysł z namiotem średnio przypadł mi do gustu. Nie wykluczam, że raz czy dwa napomknąłem coś o przeziębieniu czy innych chorobach. Jednak gdy namiot fizycznie znalazł się w naszym ogrodzie, zmieniam zdanie. Nie dość, że naznosiłem do środka koców i poduszek, to nawet udało mi się przygotować drewno na ognisko. Eli z pewnością będzie zachwycony. Pieczenie pianek na ogniu, picie gorącego kakao, wpatrywanie się w rozgwieżdżone niebo. Tylko idiota zrezygnowałby z tak romantycznego scenariusza. I pomyśleć, że sam na to wpadłem. No, może nie do końca sam.

Zerkam na zegarek. Dochodzi osiemnasta. Powinienem sprawdzić, czy mój ukochany już się obudził. Zakradam się na górę. Tak jak podejrzewałem, nastolatek nadal leży w łóżku. Nie ruszył się nawet o milimetr. Kładę się obok. Niecierpliwie odliczam czas. Chciałbym go zabrać od razu do ogrodu. Kolacja na świeżym powietrzu będzie miłą odmianą naszej codzienności. Mieszkanie na wsi mocno mnie ogranicza. Nie ma tu restauracji, kina, hotelu. Nie mogę zamówić głupiej pizzy. Randka w galerii sztuki lub muzeum jest nieosiągalna. Eli do pobliskiego miasta nie chce zbyt często jeździć. Długie dystanse, ograniczenia prędkości. Jednym słowem nuda.

Przytulam się do pleców Króliczka i ostrożnie dotykam jego brzucha. Eli od razu reaguje. Układa swoją dłoń na mojej. Opuszki jego palców snują się po mojej skórze, łaskocząc delikatnością.

- Kiedy się obudziłeś? – Nie potrafię okiełznać ciekawości.

- Godzinę temu?

- I nic nie powiedziałeś? Tata przywiózł twoją niespodziankę. Pomogłem mu rozstawić namiot w ogrodzie. Przygotowałem drewno na ognisko, przekąski, koce. – Opowiadam Eli o czekających nas atrakcjach. – Będziesz się musiał cieplutko ubrać. I popsikać czymś na komary.

Osiemnastolatek nie reaguje na moje słowa. Nie cieszy się? Może nadal jest mu słabo?

- Skarbie, co się dzieje? Źle się czujesz?

- Nic mi nie jest.

- Spójrz na mnie – nalegam, aby się odwrócił w moją stronę. – Króliczku? – Ponaglam chłopaka. – Co się dzieje? – Pełen najgorszych przeczuć wygrzebuję się z pościeli. Obchodzę łóżko i siadam na podłodze, aby móc spojrzeć ciężarnemu prosto w oczy.

- Nic mi nie jest – powtarza swoją ulubioną formułkę. Nie dam się nabrać na jego sztuczki.

- Skarbie, nie bądź smutny. Twój mąż wszystkim się już zajął. Rozmawiałem z rodzicami. Powiedziałem im, że zatrudnimy profesjonalną firmę. Zabezpieczyłem dom czosnkiem. To niezawodny sposób, by stare wiedźmy trzymały się od nas z daleka – próbuję go rozśmieszyć, lecz z marnym skutkiem.

- Czasami ja też się zastanawiam, czy to wszystko prawda i czy moje życie nie jest zbyt idealne. Kocham cię. Szczerze i mocno.

- Wiem, bo ja ciebie też – dodaję pospiesznie, próbując ukraść pocałunek. Eli nie daje mi się pocałować. Przykłada palce do moich ust. Dzięki temu mam szansę, aby bardzo czule się nimi zająć. Ujmuję go za nadgarstek a potem pieszczę jego dłoń.

- Max, może nie powinniśmy brać ślubu.

- Co?! Żartujesz, tak?! – Mój spokój i opanowanie właśnie się ulotniły. – Rozmawialiśmy już o tym wiele razy. Twoja zgoda była wiążąca. Nie możesz się wycofać.

- Nie chcę się wycofać.

- Całe szczęście – wzdycham z ulgą. – Nie strasz mnie tak nigdy więcej. Zabraniam ci myśleć o tak strasznych rzeczach.

- Nie sądzisz, że znajome twojej mamy mogą mieć rację? To nie był pierwszy raz. Może ja rzeczywiście się dla ciebie nie nadaję? Mam pokręconą przeszłość.

- Właśnie dlatego twoja teraźniejszość i przyszłość jest ściśle związana z moją. Masz pojęcie, jak długo o tobie marzyłem? Uwielbiam się tobą opiekować.

- A intercyza?

- Intercyza? Po co nam intercyza?

Jeśli jest słowo, którego naprawdę nie lubię, które jest gorsze niż przekleństwo, to właśnie padło dwa razy. Wredne baby i ich zaściankowe pomysły!

- Oszaleję! Naprawdę oszaleję! – Zaczynam nerwowo krążyć po pokoju. – Czy ty rozumiesz, jak bardzo cię kocham? Wszystko bym dla ciebie zrobił. Oddałbym za ciebie życie, gdyby zaszła taka potrzeba. Nie będzie żadnej intercyzy, jasne?! Ani teraz, ani nigdy!

Eli powoli się podnosi. Podkłada poduszkę pod plecy i opiera się w wezgłowie. Obejmuje brzuszek, uważnie mnie przy tym obserwując.

- Widzisz, tatuś naprawdę mocno nas kocha – szepcze do dziecka.

- I to jeszcze jak! – Potwierdzam. – Posprzątałem kuchnię, wysuszyłem pranie, kupiłem nowego robota. Nawet namiot dla ciebie rozstawiłem. Jeśli to nie jest miłość, to naprawdę nie wiem, co jeszcze mógłbym zrobić.

- Mógłbyś przygotować kolację – Eli uśmiecha się po raz pierwszy od wieków.

- Przygotowałem. Mamy sałatkę, grzanki i całą górę ciastek.

- Przyniósłbyś je tutaj? Nie mam siły wstać.

Pięć minut później podaję Eli talerzyk, na który nałożyłem owoce oraz mini kanapeczki. Podsuwam tacę z ulubionymi przysmakami. Zapalam też kilka świeczek, które rozstawiam w całkowicie przypadkowych miejscach w pokoju.

- Zapomniałeś o winie – zostaję upomniany.

- Jesteś w ciąży. Wino jest absolutnie zabronione – przypominam roztrzepanemu narzeczonemu.

- Wino jest dla ciebie, nie dla mnie. To był ciężki dzień, chociaż zaczął się tak dobrze. Nie masz ochoty napić się wina?

- Nie będę pił. Kilka godzin temu śmiertelnie mnie przeraziłeś. Powiedziałeś, że zemdlejesz. Gdyby naprawdę coś ci się stało, nie mógłbym zawieźć cię do szpitala.

- Nic mi nie jest – Eli sięga po czekoladowe ciastko. – Chcę, aby było ci miło.

- Jest mi miło. Przy tobie czuję się spełniony. Kiedy nie ma cię obok, bezustannie czegoś mi brakuje – żalę się.

- Max, idź po wino. I przynieś mi lody.

- Lecę, kochanie. 

 ***

Słodkich wyznań i dozgonnej miłości, Moje Walentynki :)

Pamiętajcie, że każdy wart jest miłości. Prawdziwej miłości - takiej, która opiera się na przyjaźni, wzajemnym szacunku, zaufaniu, bliskości, wierności. Prawdziwa miłość to nie tylko motyle w brzuchu, ale także świadomość, że ukochana osoba pójdzie rano do biedry po bułki, choć za oknem rozgrywa się prawdziwy armagedon. I jeszcze będzie ją to cieszyć. Odda swoją połowę czekolady, zrobi herbatę w środku nocy. Wysłucha. Pomoże. Miłość to setki małych rzeczy.  

Rozdziały to też miłość. Słowa, które wzajemnie poznajemy. To wszystko miłość. Który rok jestem tu zakochany? :D

Miłego wieczoru :)

Wasz Kitsune