poniedziałek, 23 sierpnia 2021

dziś Wy do mnie napiszcie :D

 Jadę remontować mieszkanie, a Wy macie zadanie :

1. Czemu wszyscy uważają, że na początku Czekolady doszło do gwałtu?! Gdzie tam jest gwałt? Ja nie widzę.

2. Dajcie znać czy mam pisać o Eli czy i Eryku. Nie ma ankiety, więc niestety komentarze decydują.

Miłego dnia

Wasz Kitsune 

czwartek, 19 sierpnia 2021

mpreg 106

 

„Bezsenne Noce"

Po nieprzyjemnym napięciu, jakie towarzyszyło mi od samego rana, nie ma już śladu. Jest za to dużo śmiechu i luzu, którego od dawna nie czułem. Razem z Jo rozpakowujemy samochód. Przenosimy przywiezione przez niego mebelki do pokoju dziecięcego. Chciałbym podejrzeć, jak wyglądają, lecz na chwilę obecną to niemożliwe. Każdy element został zabezpieczony grubą warstwą folii bąbelkowej, która chroniła je przez ewentualnym zniszczeniem w czasie podróży. Ponieważ jest to prezent dla Eli i dziecka, Jo upiera się, abyśmy pozwolili mu własnoręcznie je skręcić i ustawić. Gdy wszystko będzie gotowe, ocenimy efekt końcowy.

- Proszę, pokaż mi chociaż łóżeczko – niecierpliwy Króliczek od dłuższej chwili stara się wynegocjować jakieś ustępstwo.

- Twoje słodkie minki na mnie nie działają. – Mężczyzna wydaje się zupełnie odporny na błagalny ton i wpatrujące się w niego z nadzieją fiołkowe oczy szczeniaczka.

- Max… – Tym razem to ja zostaję poddany słodkiemu atakowi. – Proszę…

- Skarbie, błagam, nie patrz tak na mnie – robię kilka kroków w tył, aby nie ulec jego urokowi. – Wiesz, że dałbym ci gwiazdkę z nieba, ale w tej sytuacji jestem bezsilny.

- Chcę zobaczyć łóżeczko. – Króliczek naprawdę się stara. Wykorzystuje swój urok osobisty, wobec którego jestem całkowicie bezbronny. – Nie wolno odmawiać ciężarnemu.

- Dobrze – zgadzam się, zahipnotyzowany jego spojrzeniem.

- Nic z tego. – Nieugięty Jo używa swojego ciała niczym tarczy i osłania mnie przed króliczymi czarami. – A może wolisz, abym popsuł twoją niespodziankę?

- Obiecałeś! – Eli nerwowo zerka w moją stronę.

- O co chodzi? – Pytam, nie kryjąc ciekawości.

- O nic! – Blondyn mierzy Jo morderczym spojrzeniem. – Poprosiłem o przysługę, a on od razu wykorzystuje to przeciwko mnie.

- Serio? Przed chwilą próbowałeś wykorzystać Maxa przeciwko mnie! – Wypomina mu.

- To zupełnie inna sytuacja – Króliczek zaciekle broni swojego zdania. – Max będzie moim mężem.

- Dobrze, że o tym wspominasz. Mąż, a nie uległy niewolnik. – Baker staje w mojej obronie.

Żarty Jo bywają dość bezpośrednie. Mimo to Eli nie bierze sobie jego słów do serca. Wprost przeciwne. Uśmiecha się przebiegle.

- Max? – Słodki ton przepełniony erotyzmem nie wróży nic dobrego. – Masz coś przeciwko byciu wykorzystywanym? – Króliczek bezczelnie przechyla głowę. Oblizuje usta. Dobrze wie, że z takimi „argumentami” nie da się dyskutować.

- Nie. Możesz ze mną zrobić co zechcesz – odpowiadam automatycznie, zapatrzony w moją piękną trusię.

- Halo, co się z tobą dzieje? – Jo chwyta mnie za ramiona i zaczyna energicznie potrząsać. – Masz świadomość, że on wyprał ci mózg?

- Kocha mnie. W zamian za to spełnię każdą jego zachciankę.

- Max, otrząśnij się! – Jo ponownie mną potrząsa, lecz na niewiele się to zdaje.

- Po co? – Dziwię się. – Szczęście Króliczka oznacza moje szczęście.

- Chyba jednak wolałem, gdy zgrywałeś ważniaka. – Joseph nigdy nie był zakochany, bo zupełnie mnie nie rozumie. – Eli, nie wiem, jak to robisz, ale on traci przy tobie rozum. Zawsze się tak zachowuje? A może to ciąża tak na niego działa? Czytałem kiedyś o facecie, który pod wpływem ciąży partnera całkowicie sfiksował.

- Wszyscy faceci uważają, że z nimi będzie inaczej. Za jakiś czas przyznasz mi rację. Spotkasz idealną osobę. Postaracie się o dziecko i dopiero wtedy zobaczysz, jak to jest – ogłaszam dumnym tonem mędrca, który wie wszystko o życiu.

- W przeciwieństwie do ciebie, zamierzam uratować moje klejnoty i będę się zachowywać jak prawdziwy facet, a nie ciepłe kluchy – Jo szczerzy się w szerokim uśmiechu, rozbawiony własnym żartem. Nie zamierzam komentować jego słów. Wprost przeciwnie. Wypomnę mu je przy pierwszej nadarzającej się okazji. Przystojniak z niego. Prędzej czy później zostanie usidlony.

- Skarbie, przyniosę ci fotel, dobrze? – Zwracam się do Króliczka, bo nie podoba mi się, że cały czas stoi.

- Nic mu nie przyniesiesz, bo on i dziecko pójdą sobie porysować do innego pokoju. – Młody stolarz próbuje pozbyć się Eli z pokoju. – Sio, Króliczku – wygania go na korytarz.

- Dlaczego mnie wyrzucacie? Pozwólcie mi zostać. – Nastolatek nie chce zostać wykluczony.

- To dla twojego dobra. Nie chcę, abyś się o coś potknął. – Jo popycha blondyna w kierunku drzwi.

- Ciąża to nie choroba. Max, powiedz mu – Eli ponownie szuka we mnie wsparcia.

- Skarbie, Jo chce ci zrobić niespodziankę. Uważam, że powinieneś mu na to pozwolić. – Podchodzę do Króliczka i delikatnie muskam jego policzek palcami. – Mógłbyś trochę odpocząć. Jesteś na nogach od samego rana.

- Nie jestem zmęczony. – Eli markotnieje.

- Obiecuję, że to nie potrwa długo. Liczę też na to, że jak wszystko będzie gotowe, pozwolisz mi zrobić kilka zdjęć. Meble na tle twojej karuzeli zrobią oszałamiające wrażenie na innych klientach. – Jo próbuje udobruchać małolata i chyba mu się udaje.

- Zajmę się obiadem – zrezygnowany Eli postanawia odpuścić.

Podporządkowuję się rozkazom Jo, który obejmuje dowodzenie. Na początku rozpakowujemy wskazane przez niego elementy, a następnie zaczynamy łączyć je w całość. Mniej więcej pół godziny później ustawiamy pierwszą komodę oraz przewijak.

- Zobacz na to – Baker wyciąga pudełko, w którym ułożone są równiutko malutkie króliczki. – Dobrze, że farba szybko wyschła.

- Sam je zrobiłeś? – Podziwiam efekty jego żmudnej pracy.

- Tak. Eli często mówił o królikach i tak jakoś wyszło. Jednak to jeszcze nic. Poczekaj aż odpakujemy łóżeczko i kołyskę. Łóżeczko postawimy tutaj – mężczyzna wskazuje na przeciwległą ścianę. – Kołyskę będziecie mogli postawić w sypialni albo w salonie. Potem, gdy dziecko podrośnie, pomyślimy o czymś większym.

- Widzę, że mocno się wkręciłeś w temat dziecinnych mebli. Eli będzie zachwycony.

- A tobie się nie podobają? – Jo wydaje się lekko obrażony.

- Są piękne. Naprawdę piękne. Jesteś bardzo dobrym rzemieślnikiem. Twoja pracowania z pewnością okaże się wielkim sukcesem.

- Cieszę się.

- Możesz na mnie liczyć. Porozmawiaj z Eli, aby zaprojektował dla ciebie odpowiednie wizytówki. Podrzucę je mojej agentce. Jej rekomendacja jest więcej warta niż reklamy wykupione na pierwszych stronach gazet – chwalę możliwości April.

- Zrobiłbyś dla mnie coś takiego?! – Na twarzy Jo pojawia się mieszanina szczęścia i niedowierzania.

- Przyjaciele powinni sobie pomagać, prawda? – Staram się, by ton mojego głosu brzmiał nonszalancko. – Może dzięki temu przestaniesz na mnie patrzeć jak na zmanierowanego, starego bankiera?

- Może przestanę.

Baker jest mocno poruszony propozycją, którą mu złożyłem. Jeśli do tej pory patrzył na mnie przez pryzmat opowieści Eli to już wie, że nie rzucam słów na wiatr. Pomogę mu. Co więcej, ja chcę mu pomóc. Nie tylko ze względu na to, że to najlepszy przyjaciel Króliczka. Dostrzegam w nim prostolinijną szczerość, która sprawia, że dosyć szybko nawiązaliśmy więź. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy.

Skręcenie i ustawienie mebli zajmuje nam około dwóch godzin. Efekt końcowy przechodzi moje najśmielsze oczekiwania. Staram się nie okazywać emocji, bo najpierw chcę je zobaczyć na twarzy Eli.

- To co, zawołamy go? – Jo chowa wkrętarkę do swojej torby z narzędziami.

- Jestem pewny, że znowu się popłacze.

- Nie lubisz, kiedy płacze – zauważa.

- Nie lubię. Czuję się wtedy bezsilny – zwierzam się ze swoich uczuć. – Tym razem nie da się tego uniknąć – wzdycham, wpatrując się w drzwi.

- Zanim zawołasz Eli, muszę ci coś powiedzieć. Cieszę się, że to ty będziesz ojcem jego dziecka. Jadąc tutaj, biłem się z myślami. Tysiące razy próbowałem zawrócić. Nie zrobiłem tego, chociaż ta decyzja sporo mnie kosztowała. Może uznasz to za dziwne, bo znamy się od kilku godzin, ale czuję, że łatwo mi będzie przyjąć cię do naszej małej rodziny. Wzbudzasz zaufanie. Wydajesz się porządnym, zrównoważonym gościem. W dodatku kochasz Eli.

- Bardzo kocham – dukam cicho, bo wierzyć mi się nie chce, że między nami jest aż tak wiele podobieństw. – Dziecko też bardzo kocham i cieszę się, że zostaniesz ojcem chrzestnym naszego synka.

Jo porzuca pakowanie narzędzi i mocno mnie obejmuje. Nie trwa to zbyt długo. Ostatecznie prawdziwi mężczyźni nie są zbyt wylewni, a my z pewnością zaliczamy się do ich grona.

- Będzie dobrze – niebieskooki klepie mnie po ramieniu. – Zostaniemy rodziną. No i dzięki tobie nie spełnił się najgorszy z możliwych scenariuszy.

- Co masz na myśli? – Pytam zaintrygowany.

- Eli nie związał się z Edmundem.

Po tych słowach mężczyzna otwiera drzwi i woła ciężarnego.

Na widok białych mebli, łóżeczka i kołyski Eli od razu zaczyna szlochać. Jego wzruszenie przybiera na sile, gdy Jo pokazuje mu motyw przewodni. Królicze ozdobniki znajdują się praktycznie na wszystkich mebelkach, a także na kołysce i łóżeczku. Nawet półeczki, które zawiesiliśmy na ścianie, mają kształt puchatych gryzoni.

- Proszę, nie płacz – powtarzam bez przerwy, lecz to na niewiele się zdaje.

- Są takie śliczne – nastolatek zalewa się łzami. – Bardzo, bardzo ci dziękuję – rzuca się przyjacielowi na szyję. – Jestem taki szczęśliwy.

- Przestań, bo ja też się popłaczę – młodemu stolarzowi zaczyna trząść się broda.

Uspokojenie Eli zajmuje nam dłuższą chwilę. Blondyn przypomina sobie o maskotkach, które ode mnie dostał. Przynosi z szafy wielką torbę wypchaną pluszakami, a my pomagamy usadzić je na półkach. Część maskotek znajduje miejsce w łóżeczku oraz kołysce.

- Na tle białych mebli twoja karuzela wygląda jak żywa – zachwycam się efektem końcowym.

- Zaczynam żałować, że nie jestem już dzieckiem – wesoły Baker czochra Eli po włosach. – Pozwolisz, że zrobię tu kilka zdjęć? Będą świetnie wyglądać na stronie internetowej mojej pracowni.

- To bardzo dobry pomysł! – Uradowany Eli klaszcze w dłonie.

- Max wspominał, że mógłbyś mi pomóc zaprojektować wizytówki.

- Mógłbym. – Po oczach Króliczka widzę, że najchętniej od razu rzuciłby się do pracy. – Jeszcze dzisiaj się tym zajmę.

- Max obiecał także, że szepnie o mnie dobre słowo swoim znajomym. – Jo spogląda na mnie z zainteresowaniem. Wyraźnie czeka, jak zareaguje Eli. Czy potwierdzi moją wersję? Czy jestem godny zaufania?

- Jeśli April się o tobie dowie, nie opędzisz się od zleceń przez najbliższe kilka lat.

Króliczek nie wątpi w moje dobre intencje. Jego wiara i zaufanie sprawiają, że Jo zaczyna wierzyć w powodzenie swojej pracowni. Wreszcie sukces!

- Zanim podbijesz rynek, musimy zjeść obiad – głodnemu Eli zaczyna burczeć w brzuchu. – Dzidziuś mówi, że jest bardzo głodny.

***

Większość popołudnia mija nam w bardzo miłej atmosferze. Zajmujemy się głównie pokojem dziecięcym. Razem z Jo staramy się zrobić jak najlepsze zdjęcia, a Eli projektuje wizytówki. Kiedy pokazujemy Króliczkowi efekty naszej pracy, nie jest zachwycony.

- Źle operujecie światłem – blondyn brutalnie ocenia nasze starania.

- Moim zdaniem wyglądają znośnie – Jo broni wykonanych przez nas zdjęć.

- Znośnie nie wystarczy. – W taki oto sposób Eli przejmuje władzę nad aparatem.

Muszę przyznać, że jego zdjęcia rzeczywiście są znacznie lepszej jakości. Skupione na szczegółach, pokazują wnętrze sypialni naszego synka w taki sposób, jakbyśmy zaglądali do środka przez dziurkę od klucza. Mebelki i markowe dodatki stanowią jedynie tło. Na pierwszym planie powinno być dziecko, na które z utęsknieniem czekamy.

Spoglądam na brzuszek Eli z wielką dumą i uczuciem. Mój ukochany od razu wyczuwa, że się w niego wpatruję, bo obraca głowę i spogląda mi prosto w oczy. Uśmiecha się. Znowu jest bliski łez.

- Nie – próbuję go powstrzymać.

- To dlatego, że całość bardzo mi się podoba – Króliczek tłumaczy się cichutko.

Obejmuję go ramionami. Splatam dłonie i układam je na jego brzuchu.

- Wiesz, że za chwilę będziemy rodzicami? I udało się nam uwić śliczne gniazdko dla naszego malutkiego, króliczego potomka.

- Może powinnyśmy nadać dziecku imię „Mały Króliczek”. Byłbyś wniebowzięty, prawda?

Pochylam się i kradnę Eli niewinny pocałunek.

- Byłeś, jesteś i będziesz moim jedynym Króliczkiem, którego kocham do szaleństwa. Twoja propozycja imienia dla dziecka jest urocza. Z pewnością dopiszemy ją do listy.

- Mamy listę? – Eli nie kryje zdziwienia.

- Mamy. Peter Junior. Pamela. Mały Króliczek – wymieniam możliwe propozycje imion.

- Tyle opcji. Wybór będzie naprawdę ciężki. – Eli uśmiecha się w sposób, który kradnie moje serce.

- Koniec gruchania, gołąbki. – Jo brutalnie przerywa naszą miłosną wymianę zdań. W sumie dobrze, że to zrobił, bo zupełnie zapomniałem o jego istnieniu. – Pora się czegoś napić – wskazuje na wielką skrzynię alkoholu, którą prawdopodobnie miał schowaną w samochodzie.

- Napić? – Eli obdarza przyjaciela kwaśnym spojrzeniem.

- Ty dostaniesz soczek. Za to Max z pewnością nie odmówi, nie? – Jo wpatruje się we mnie wyczekując odpowiedzi. – Prawdziwego mężczyznę poznaje się poprzez łóżko i alkohol.  – Dzieli się z nami życiowymi mądrościami. – Do łóżka nie pójdziemy – zastrzega z góry.

- Oczywiście, że nie! – Oburzam się. – Nie zdradzę narzeczonego.

- Nie obraź się, Max, ale nie jesteś w moim typie – Baker wbija mi brutalną szpilę.

- Serio? A czego mi brakuje? – Pytam zaczepnie, ciekawy co odpowie.

- Nie masz piersi – młody mężczyzna parska śmiechem, po czym bez problemu podnosi ciężką skrzynie z brzęczącymi butelkami i kieruje się w stronę salonu.

- I co teraz? – Zerkam na Eli. Nie będę pić, jeśli nie wyrazi na to zgody.

- Będziemy świętować – złotowłosy odpowiada beztrosko, biorąc mnie za rękę i kierując się w stronę kuchni.

- Nie, mały. To my będziemy świętować – poprawia go Jo. – Nawet gdybyś nie był w ciąży i tak nie dostałbyś ode mnie ani grama alkoholu. Pod wieloma względami masz jeszcze mleko pod nosem. Podejrzewam, że straciłbyś przytomność od samego zapachu.

- Przez rozmowę o piciu dziecko natychmiast żąda kolacji. – Eli jak na skrzydłach gna do lodówki.

Kiedy Króliczek polewa ulubioną sałatkę sosem czekoladowym, Joseph przygląda mu się z niedowierzaniem.

- Dlaczego nie reagujesz? – Ruga mnie. – Coś takiego może mu zaszkodzić.

- Nie denerwuj dziecka – odpowiadam szeptem. – Eli je to na co dzidziuś ma ochotę.

- Znasz kogoś, kto miałby ochotę na zieleninę polaną czekoladą? – Jo nadal jest bardzo podejrzliwy w stosunku do diety fiołkowookiego.

- Najpierw spróbuj, a potem krytykuj. – Eli podtyka przyjacielowi widelec pod nos. Nałożył na niego solidną porcję rukoli.

- Nie licz na to – Jo aż się wzdryga. Sięga po swój kieliszek, który od razu opróżnia. – Nie pomogło – stwierdza, wyciągając rękę w kierunku butelki, aby nalać nam kolejną porcję wina.

Po kolacji przenosimy się do salonu. Namawiam Jo, aby opowiedział nam o niedawno odbytej podróży. Interesują mnie kraje, które odwiedził. Lubię odkrywać nawet dobrze znane mi miejsca oczami innych. Takie historie zawsze inspirują.

- Pierwsze dni na statku wspominam naprawdę dobrze. Byłem podjadany nową sytuacją. Poznawałem ludzi. Wdrażałem się w obowiązki. No i pogoda rozpieszczała. Zwłaszcza nocą. Niebo zdawało się nie mieć końca. Zlewało się z białymi falami. Coś niesamowitego – rozmarza się. – Dopiero potem, gdy pogoda nieco się popsuła, zacząłem żałować, że nie zostałem na lądzie.

W czasie gdy Jo snuje swoją opowieść, mój ukochany walczy ze zmęczeniem. Najpierw obejmuje jedną z ozdobnych poduszek, a następnie jego głowa opada na moje ramię. Uśmiecham się.

- Za chwilę wracam – przerywam mu, jednocześnie wstając z sofy i biorąc Eli na ręce.

- Impreza dobiegła końca? – Baker jest nieco rozczarowany.

- Zaniosę go na górę i wrócę. To nie potrwa długo. Nie chcę, aby spał tu taki skulony.

- Pomóc ci?

- Poradzę sobie – mocniej obejmuję Eli, aby tylko Jo nie przyszło do głowy, by go dotknąć.

Układam mój słodki skarb na pościeli. Zapalam lampkę nocną. Biedny Króliczek. To był dzień pełen wrażeń. Jest całkowicie wypompowany. Powinienem był przypilnować, aby odpoczął po południu.

Przynoszę z garderoby czystą piżamę i postanawiam przebrać nastolatka. Ciążowe ubrania są luźne, lecz piżama z pewnością będzie wygodniejsza.

- Max? – Nieprzytomny Eli unosi powieki, rozglądając się po otoczeniu. – Zasnąłem?

- Jesteś zmęczony. Najwyższa pora, abyś odpoczął.

- Ale Jo… Jest naszym gościem…

- Ja dotrzymam mu towarzystwa, ok? – Uspokajam małolata, jednocześnie pozbywając się jego ubrań.

- Powinienem się umyć.

- Rano się umyjesz. Teraz śpij – głaszczę Króliczka po włosach. Mój ukochany mości się na poduszce. Otulam go kołdrą i gaszę światło. – Max? – Eli łapie mnie za rękę.

- Tak?

- Bądź dla niego miły. Bardzo mi zależy, abyście się polubili.

- My już się lubimy, skarbie. Nie martw się, bo nie masz o co. – Pochylam się nad narzeczonym i całuję go w czoło. – Kocham cię. Dobranoc.

***

- Otwieramy kolejną butelkę? – Jo posyła w moją stronę pytające spojrzenie.

- Pewnie – przytakuję, podając mu korkociąg. – Miło jest spędzić czas w typowo męskim towarzystwie. Odkąd poznałem Eli moje życie całkowicie się zmieniło. Z dnia na dzień rzuciłem wszystko i wylądowałem na wsi. Tutejsi znajomi pozakładali rodziny i ani myślą, by spędzić chociaż jeden wieczór z daleka od swoich żon oraz dzieci. Gdybym zaproponował im wspólne wypicie wina, jutro wszyscy sąsiedzi wytykaliby mnie palcami. Nie mówiąc już o moim ojcu, który godzinami suszyłby mi głowę – wzdycham ciężko, szukając zrozumienia.

- Ten lekarz nieźle was urządził. Kiedy powiedział Eli, że zapłodnienie się udało biedaczek najpierw mu nie uwierzył, a potem zemdlał. To był dla niego prawdziwy szok.

Przez kilka sekund jestem naprawdę zszokowany. Prawdę o zapłodnieniu traktowałem jako nasz sekret. Wiedział lekarz, Eli, ja oraz prawnik. Nie powiedziałem rodzicom i z pewnością im tego nie powiem. Może po ślubie, ale to też nic pewnego. Tymczasem Jo wspomina o tym tak beztrosko, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie.

- Byłbym wdzięczny, gdybyś zachował te informacje dla siebie.

- Max, no coś ty? Nie zamierzam nikomu mówić. To wasza sprawa.  Poza tym wiem o jego ciąży dłużej niż ty – mężczyzna nie umie powstrzymać złośliwego uśmieszku. – Swoją drogą skoro nikt nie wie, nie miałeś szansy przed nikim się wygadać. Jeśli tego potrzebujesz, służę pomocą.

- Dziękuję. Na początku rzeczywiście było to trudne doświadczenie i chwilę trwało zanim oswoiłem się z myślą, że pojawił się Eli, który nie odda mi dziecka. Potem ten huragan myśli nieco przycichł, a teraz… Sam widziałeś, jak jest teraz – nie potrafię ukryć uczuć. Uśmiecham się na samą myśl o śpiącym Króliczku.

- Napijmy się. – Jo otwiera kolejną butelkę wina. Opróżnianie ich idzie nam naprawdę szybko. Nie szkodzi. Najwidoczniej obydwaj mamy wysoką tolerancję na procenty.

- Jakiś czas temu wspomniałeś, że nie chciałbyś, aby Eli związał się z Edmundem – wracam do tematu, który nie daje mi spokoju.

- Bo to prawda. Gdybyś znał Edmunda, to przyznałbyś mi rację.

- Tak się składa, że już się poznaliśmy. – W kilku zdaniach streszczam Jo zdarzenia, które miały miejsce w galerii.

- Podarłeś kontrakt i wyszedłeś? Nieźle… – Baker aż gwiżdże z wrażenia.

- Wkurzył mnie, więc chciałem utrzeć mu nosa.

- Mówiłeś o tym Eli?

- I tak, i nie – niechętnie wracam do rozmowy, którą wtedy odbyliśmy. Eli był wzburzony. Chciał się wyprowadzić do tej przeklętej nory i zostawić mnie samego. – Oszczędziłem mu przykrych detali. Resztą zajął się mecenas.

- Znajomi wspominali między wierszami, że szumnie oczekiwana wystawa Edmunda została odwołana. Sądziłem, że zmienił zdanie i nie chce, aby jego obrazy ujrzały światło dzienne. Edmund jest bardzo specyficzną osobą. Przypomina divę, a nie malarza. Humorzasty. Złośliwy. Dziwi mnie, że nie kontaktował się z Eli w tej sprawie.

- Porozumienie, które podpisał właściciel galerii mówi dość jasno, że zarówno on, jak i jego podopieczny mają się trzymać od Króliczka z daleka. W zamian za to nie zażądałem zwrotu prac, które galeria sprzedawała jako dzieła Edmunda. Eli ma też nowy, zastrzeżony numer telefonu. Szczerze wątpię, że Robinson zaryzykuje zakłócanie naszego spokoju. Afera, którą mógłby w ten sposób wywołać, doszczętnie zniszczy ich reputację.  

- W takim razie napijmy się za twój sukces! – Mężczyzna napełnia nasze kieliszki kolejną porcją wina.

- Poczekaj – powstrzymuję go. – Mam coś lepszego – idę do spiżarni, skąd przynoszę jeden z moich ulubionych trunków. Jest to trzydziestoletnia butelka brandy, którą bardzo lubię. Mam nadzieję, że Jo również będzie smakować.

Ponownie opijamy moje rychłe ojcostwo, pracownię Jo, zdrowie dziecka, naszą przyjaźń i mnóstwo innych rzeczy, których obecnie nie mogę sobie przypomnieć. Rozmawiamy. Śmiejemy się. Noc zdaje się nie mieć końca.

Nie pamiętam, w jaki sposób dotarłem do łóżka, ale to bez znaczenia. Gorzej, że teraz boli mnie głowa. Słońce razi w oczy. W dodatku jest mi niesamowicie gorąco. Króliczek obejmuje mnie wyjątkowo zaborczo. I zrobił się dosyć ciężki. Z wielkim trudem unoszę powieki. W pierwszej chwili nie mam pojęcia, gdzie się znajduję. Pokój nie przypomina naszej sypialni, a Eli nigdy nie chrapie. Może to dlatego, że schowany jest pod kołdrą i nie może oddychać? Powinienem mu pomóc.

Zanim udaje mi się zrzucić z narzeczonego ciepłe okrycie i sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku, moją uwagę przykuwa drobna postać, która materializuje się w drzwiach.

- Eli? – Szepczę zachrypniętym głosem. – Skąd się tam wziąłeś?

- Za pół godziny odwiedzą nas twoi rodzice. Uznałem, że wolałbyś to wiedzieć i jakoś się ogarnąć przed ich przyjazdem.

Postać znika, głośno trzaskając drzwiami. Oszołomiony, w pierwszej chwili chcę zasłonić uszy, by nie narażać ich na kolejne niechciane hałasy.

Przypominam też sobie, że miałem sprawdzić co u Eli schowanego pod kołdrą. Z wielkim wysiłkiem wykonuję zamaszysty ruch. Kołdra zsuwa się na podłogę, ukazując jednocześnie silne, opalone ramię, które obejmuje mnie w pasie.

To nie jest Eli!

Czemu Jo spał z nami w łóżku?!

I czemu jest nagi?

To nie jest nasza sypialnia! To pokój gościnny! Zamiast z Króliczkiem, spędziłem noc z obcym facetem?!

Nie, to niemożliwe!

Co powiedział ten drugi Eli? Że rodzice przyjeżdżają? Teraz?

Proszę, niech mnie ktoś obudzi! Śnię wyjątkowo zły sen!


niedziela, 8 sierpnia 2021

mpreg 105

 

„Bezsenne Noce"

Dzisiejszego ranka ubieram się nieco staranniej niż zwykle. Wmawiam sobie, że przyjazd Jo nie ma z tym nic wspólnego. Błękitna koszula, ciemne spodnie, marynarka – niby nic wielkiego, ale… To nie jest przypadkowy wybór. Ubrania są markowe. Trochę mnie odmładzają. Podkreślają mój status materialny oraz fakt, że jestem starszy od Eli. Chcę, aby ten szczegół był dziś nieco bardziej widoczny. Przyjaciel mojego narzeczonego ma we mnie zobaczyć odpowiedzialnego faceta. Przyszłego męża i ojca.

Nerwowo poprawiam włosy. Rzucam okiem na skromną kolekcje perfum. Powinienem kupić coś nowego. Te, które mam, nieco mi się znudziły. Poza tym muszę uważać z zapachami. Czytałem, że ciężarni są na nie mocno wyczuleni. Nie chcę drażnić Eli. Wystarczy, że on drażni mnie. Jego skóra zawsze pachnie słońcem. Mam ochotę rzucić go na pościel i pieścić przez długie godziny. Tęsknię za nim. Chcę się z nim kochać. Najlepiej zaraz. Zaciskam dłonie w pięści i głośno wzdycham. Przez najbliższe dni nic nie zdziałam. Eli nie da się tknąć. Będzie skupiony na swoim gościu. Rozbudzona wyobraźnia działa na pełnych obrotach, podsyłając różne wizje. Och… Gdyby mógł… Gdybym tylko mógł… Skromny ułamek tych niespełnionych pragnień dałby nam obu sporo satysfakcji.

Przemywam twarz zimną wodą i wychodzę z łazienki. Schodzę na dół. Eli krząta się po kuchni. Nuci coś pod nosem. Gdy tylko pojawiam się w zasięgu jego wzroku od razu się uśmiecha. Promienieje szczęściem. Tymczasem ja… Odpowiadam uśmiechem na jego uśmiech, choć to tylko zagrywka taktyczna.

Wczoraj wieczorem próbowałem wyciągnąć jakieś informacje, które pozwolą mi zbudować wirtualny obraz Jo. Ostatnie miesiące spędził na statku, co był spełnieniem jego dziecięcych marzeń. Ponoć zawsze pragnął wybrać się w daleki rejs. Do tego nieźle zarobił, bo zdaniem Eli jest „niesamowicie uzdolniony”. Potrafi przemienić każdy kawałek drewna „w coś wyjątkowego”. Obecnie porzuca morskie wyprawy na rzecz własnej pracowni. No i najważniejsze – przywiezie mebelki do pokoju dziecięcego.

Strzępki informacji, ekscytacja Eli, telefoniczna kłótnia, dziecko… Połączenie tych wszystkich elementów sprawia, że jestem zazdrosny. Bardzo zazdrosny. Znacznie bardziej niż zwykle. No dobra, wiem, że to irracjonalne z mojej strony. Eli mnie kocha. Ufa mi. Powiedział mi o przeszłości. Pod wieloma względami miną lata świetlne, zanim tajemniczy Jo osiągnie pułap zamożności podobny do mojego. Mam Eli. Dziecko. Pieniądze. A mimo to czuję lęk.

Podejrzewam, że Jo nawet przez myśl nie przeszło, by odebrać mi ukochanego. Troszczy się o niego, bo traktuje Eli jak młodszego brata. Ponoć gdy dowiedział się o ciąży od razu chciał wracać. Niestety, nie mógł tego zrobić. Kontrakt, który podpisał, obwarowany był olbrzymią karę finansową w razie zerwania umowy. Zarówno on, jak i Króliczek, znaleźli się wówczas w bardzo trudnej sytuacji finansowej. I wtedy pojawiłem się ja. „Wybawiciel” z opresji… Jak mogłem być tak głupi i zaślepiony? Nie zauważyłem, że…

- Skosztujesz? – Małolat podtyka mi niewielkie ciastko z kremem. Uwielbiam, gdy mnie karmi. Takie proste gesty to idealna okazja, by przytrzymać jego rękę i udawać, że zlizuję resztki kremu ze smukłych palców, patrząc mu przy tym prosto w oczy. – Max, przestań się wygłupiać – zostaję zrugany.

- Twoja skóra jest słodsza od cukru.

- Robisz to celowo, prawda? – Króliczek groźnie mruży oczy.

Celowo? Nie. Robię to, bo chcę się z nim zamknąć w naszej małej bańce. Chcę go odciąć od świata zewnętrznego. Chcę, aby był tylko mój. Chcę się z nim kochać. Chcę go rozpieszczać. Chcę się w nim ponownie zakochać. Chcę…

- Ziemia do Maxa! Przestań fantazjować i pomóż mi nakryć do stołu.

Skupiony i zdeterminowany jasnowłosy stara się dopilnować każdego szczegółu. Zdecydował się nawet na własnoręczne pieczenie ciasteczek. Prosiłem, aby się nie przemęczał. Ciasto z cukierni byłoby równie dobre.

- Lubię, gdy mi rozkazujesz – uśmiecham się figlarnie. Wykorzystuję okazję, gdy odwraca się do mnie tyłem i od razu go obejmuję.

- Max!

- Skarbie, wszystko będzie dobrze. Dlaczego jesteś taki zestresowany?

- Nie jestem!

Króliczek próbuje mnie oszukać. Jego ciało jest spięte. Szarpie się przez chwilę, lecz nie jest w stanie sprawić, abym go puścił.

- Powiedz słowo, a pomogę ci się zrelaksować – szepczę do króliczego uszka. – Kilka chwil z mężem i zapomnisz o wszystkim. – Moje dłonie próbują wsunąć się pod morelową tunikę, która luźno układa się na brzuszku, maskując ciążowe krągłości.

- Nie…

Opór Eli znacznie słabnie, gdy całuję go po szyi. Chętnie odchyla głowę. Patrzy mi głęboko w oczy. Przymyka powieki. Nie umiem się dłużej powstrzymać. Obracam chłopaka i wpijam się w jego usta. Pocałunek, który miał być drobną pieszczotą, smakuje namiętnością i obietnicami spełnienia, na które będziemy musieli poczekać.

- Ostatnia szansa, abyś mnie powstrzymał – lojalnie uprzedzam narzeczonego.

- Za chwilę przyjedzie nasz gość.

- Za chwilę możesz być nagi.

Eli niechętnie otwiera oczy. Jego zamglone spojrzenie przepełnione jest uczuciem i pasją. Pragnie mnie równie mocno, jak ja pragnę jego.

- Nie puszczaj mnie, bo upadnę – prosi. Tuli się do mnie, szukając wsparcia.

- Nigdy cię nie puszczę – zapewniam żarliwie, biorąc go na ręce.

Zanoszę nastolatka do salonu i sadzam na sofie. Wolę dmuchać na zimne.

- Wygodnie? – Poprawiam poduszki, aby mógł się o nie oprzeć. – Może otworzę okno.

- Mogłeś mnie tak nie całować. – Eli muska swoje usta opuszkami, wspominając słodkie chwile, które miały miejsce w kuchni.

- Najwidoczniej nie mogłem. – Wzdycham, siadając obok Króliczka. – Zmarnowałem wystarczająco dużo czasu na patrzenie. Muszę cię dotykać. To silniejsze ode mnie.

- Jesteś niemożliwy, mój mężu.

Eli kładzie swoją dłoń na mojej i splata nasze palce. Ukradkiem zerkam najpierw na obrączkę, a następnie na jego nadgarstek. Dotrzymał słowa i nie zdjął bransoletek. Ten prosty gest mile łechta moje ego. Po chwili wahania kładę nasze splecione dłonie na jego brzuchu. Dzidziuś reaguje na mój gest kopnięciem.

- Wdajesz się w ojca – zauważam z dumą, zwracając się do dziecka. – Nie mogę się doczekać aż się urodzisz – z czułością przemawiam do maleństwa. – Będziemy razem opiekować się naszym skarbem. – Unoszę wzrok i spoglądam na mojego wybranka. – Kocham cię ponad wszystko. Wiesz o tym?

- Max, Jo nie był, nie jest i nie będzie twoim rywalem.

- Nie oddam cię bez walki.

- Nie musisz walczyć. Jestem twój.

- Poruszyłbym niebo i ziemię, gdyby zaszła taka potrzeba.

- Wiem. Ja zrobiłbym dokładnie to samo.

- Mój Króliczku… – chowam złotowłosego w ramionach.

- Pocałuj mnie jeszcze raz.

- Z prawdziwą przyjemnością – uśmiecham się do ukochanego. – Spełnianie twoich zachcianek zawsze będzie moim priorytetem… – szepczę.

Moje usta ledwo dotykają ust Eli. Ciężarny drży. Lubię w nim ten kontrast. Potrafi być dziki i nieokiełznany, a jednocześnie taki bezbronny i uroczy.

Niestety, chwile czułości nie trwają zbyt długo. Głośne trąbienie, rozlegające się po okolicy oznacza tylko jedno – Jo właśnie przyjechał.

- Nareszcie jest! – Eli od razu zrywa się ze swojego miejsca i pędzi ile sił w nogach w kierunku drzwi.

- Powoli! – Upominam go, lecz na niewiele się to zdaje.

- Max, pospiesz się! – Popędza mnie do działania.

Nieco opieszale opuszczam salon. Po drodze staram się przywołać pogodny wyraz twarzy, by nasz gość nie poczuł się niechcianym intruzem. Cokolwiek się stanie, musimy się zaprzyjaźnić.

- Jo! Jo! – Eli nie kryje radości ze spotkania. – Tak bardzo za tobą tęskniłem!

- Ja za tobą też – zapewnia go głęboki, męski głos. – Dobrze się czujesz? Jak dziecko?

- Bardzo dobrze. Ciągle kopie.

- Mogę dotknąć?

- Pewnie, że możesz!

W mojej głowie zapala się czerwona lampka. W domu jest obcy facet, który będzie dotykać mojego Króliczka! Położy rękę na jego brzuchu. Wiedziałem, że do tego dojdzie. Czemu więc jest mi tak trudno to zaakceptować?

Wstrzymuję oddech. Widok klęczącego, obcego mężczyzny, który bezwstydnie maca Eli po brzuchu to za dużo, jak na moje zszargane nerwy. Intuicja słusznie podpowiada, aby chwycić go za kark i wyrzucić za drzwi, ale… Wytrzymaj, Max. Wytrzymaj. Pamiętaj, dla kogo to robisz.

- On naprawdę się rusza! Boli cię, gdy tak kopie?

- Nie. Za to coraz częściej szaleje w środku nocy.

Biorę głęboki wdech, co przychodzi mi z wielkim trudem. Jak zahipnotyzowany, wpatruję się w rękę, która błądzi po zakazanym terytorium.

- Nie mogę uwierzyć, że jesteś w ciąży. I wyglądasz zupełnie inaczej! Stałeś się taki okrąglutki! A ty? – Ponownie zwraca się do dziecka. – Znowu się poruszył! Niesamowite!

- Pewnie się cieszy, że wreszcie może poznać swojego ojca chrzestnego.

Ojca chrzestnego?! Eli chce, aby Jo był ojcem chrzestnym naszego dziecka?! Kiedy o tym zdecydował? I czemu ja nic o tym nie wiem?

- Twój synek nie mógł lepiej trafić, prawda maluchu?  – Jo jest ewidentnie wzruszony. Obejmuje Eli w pasie i przytula twarz do jego brzucha.

Czy on wie co robi? Ostentacyjne wkraczanie na terytorium innego faceta zawsze niesie za sobą ryzyko. Mam nadzieję, że nie będzie miał do mnie pretensji, jeśli wróci do domu z podkulonym ogonem i podbitym okiem.

- Mówiłem ci, że nie znamy płci. To może być dziewczynka.

- Nie opowiadaj bzdur! To chłopak! – Obmacywacz upiera się przy swoim zdaniu. Co ciekawe, pokrywa się ono z moim. Od samego początku wiem, że Eli urodzi syna. – Wujek bardzo cię kocha, więc rośnij zdrowo. A kiedy się urodzisz pomożesz mi zdobyć dziewczynę. Laski szaleją na widok małych dzieci. To będzie nasz triki na podryw. Gra zespołowa, rozumiesz? Zawsze się sprawdza. Masz na to moje słowo.

- Nie opowiadaj dziecku bzdur – Eli zaczyna się śmiać, ocierając jednocześnie łzy.

- Kochanie, nie płacz – wtrącam się do rozmowy.

- Nie płaczę. Nie potrafię zapanować nad emocjami. – Nastolatek pociera oczy dłonią.

- Proszę. – Eli wyciąga rękę po chusteczkę, którą mu podaję.

Ten prosty gest troski sprawia, że muszę zmagać się ze świdrującym wzrokiem Jo, który skanuje każdy centymetr mojego ciała. Przestaję skupiać się na Króliczku i odpieram atak, rzucając w jego stronę zimne spojrzenie.

- Cieszę się, że w końcu możemy się poznać – cedzę przez zęby grzecznościową formułkę, wyciągając jednoczenie prawą dłoń w kierunku intruza. – Max Ford – przedstawiam się dość formalnie.

- Joseph Baker. – Mężczyzna odpowiada bardzo silnym uściskiem dłoni.

„Joseph Baker” powtarzam w myślach. Przyznaję, że nie tak go sobie wyobrażałem. Sądziłem, że będzie bardziej w typie filigranowego Eli. Tymczasem Jo jest wysoki, szczupły i nawet nieźle zbudowany. Ciemne, krótko przystrzyżone włosy, opalona skóra oraz oczy tak niebieskie, że można by się w nich utopić. Skubany, jest naprawdę przystojny. A do tego bardzo młody. W każdym razie młodszy niż ja.

- Zapraszamy – wskazuję na salon, jednocześnie obejmując Eli w pasie.

Pierwsza godzina jest wyjątkowo trudna do przebrnięcia. Staram się być miły, lecz nie wiedzieć czemu, Jo bezustannie gasi mój wymuszony entuzjazm drobnymi uszczypliwościami, których sobie nie szczędzimy. Wiem, że to moja wina, bo zamiast ugryźć się w język, podejmuję grę i nie pozostaję mu dłużny.

Po wspólnym śniadaniu Eli postanawia pokazać przyjacielowi dom.

- Miałeś spory wpływ na wystrój, prawda? – Intruz podziwia sielskie widoki, zwiedzając naszą szklaną altankę.

- Skąd wiedziałeś? – Eli zdaje się zaskoczony jego odkryciem.

- Kolory cię zdradzają. – Mężczyzna obdarza nastolatka szczerym uśmiechem. – W przeciwieństwie do twojego narzeczonego, masz swój niepowtarzalny styl.

Postanawiam milczeć i nie komentować dalszych zaczepek.

- Max wybrał większość mebli, a ja głównie dodatki.

- To widać. – Jo ponownie rozgląda się po otoczeniu. – Wykonanie i funkcjonalność to chyba nie twoja bajka, co Max? Kierowałeś się wyłącznie ceną?

- Czas mnie gonił. Starałem się wybierać meble, które dostępne były od ręki – tłumaczę się, choć zupełnie nie wiem dlaczego.

- Czas… Sprytnie to ująłeś. – Jo po raz kolejny próbuje mnie sprowokować. Dobrze wiem do czego pije. Tak, dałem ciała na początku ciąży. Powinienem od razu zabrać go do siebie i otoczyć opieką. Zamiast gnieździć się w tej ciasnej klitce, urządzalibyśmy teraz pokoje w wygodnej rezydencji, którą z pewnością kupimy.

- Dzięki – mamroczę pod nosem.

Z altanki przenosimy się do pokoju gościnnego. Jestem z siebie dumny, bo włożyłem sporo pracy, aby wyglądał nienagannie.

- Max pomoże ci z bagażami. – Eli stara się być miły za nas obu.

- Wolałbym, abyś pokazał mi pokój dziecka. Chciałbym jeszcze raz wszystko wymierzyć, zanim zacznę składać mebelki.

Kolejna szpila. Jo z pewnością wie, że to ja dokonałem pomiarów. Rozpisałem je na kartce papieru, na której Króliczek stworzył wstępny szkic, który mu potem wysłał.

W milczeniu idziemy na górę. Baker przez blisko kwadrans podziwia karuzelę, którą Eli namalował dla naszego synka. Zasypuje Króliczka masą komplementów. Robi mi się niedobrze od nadmiaru lukru, którym przesiąknięte są jego słowa. By jakoś przetrwać, kręcę się wokół ciężarnego. Przypominam ćmę podążającą za światłem. Przed spaleniem ratuje mnie niespodziewane pojawienie się kuriera.

- To pewnie olejek, który ostatnio zamówiłem. – Ukochany przypomina mi o zakupach, które kazałem mu poczynić.

- Zaraz sprawdzimy. – Niechętnie zostawiam narzeczonego i idę otworzyć drzwi.

Gdy wracam na górę, wyraźnie słyszę przyciszone szepty oraz wesoły śmiech. Jo robi co może, aby zepsuć mi dzień. Ma nade mną przewagę, bo Eli sporo mu o mnie powiedział. Zwłaszcza o „atakach zazdrości”. Ja nie miałem aż tyle szczęścia. Zdobyte informacje są mało przydatne. Nie mam żadnego asa w rękawie, który pomógłby mi rozłożyć przeciwnika na łopatki.

Zanoszę kosmetyki do łazienki i zostawiam paczkę na blacie. Biorę kolejny głęboki wdech, przeganiam posępne spojrzenie. Dam radę. To tylko trzy dni. W niedzielę Jo wsiądzie do swojej furgonetki i zniknie z naszego życia na bardzo długo.

Wracam do pokoju dziecka, gdzie czekają mnie dalsze „atrakcje”. Tym razem Jo postanowił przyjrzeć się biżuterii, którą podarowałem Króliczkowi. Przestaję oddychać, gdy obraca drobną rękę Eli, przyglądając się bransoletce na jego lewym nadgarstku. Czuję bolesne ukłucie w sercu. A jeśli coś mu zrobi? Niechcący uszkodzi?

- Wspominałeś, że prezenty to jego sposób na miłość. – Gotuję się w środku, słysząc szyderczy ton, którym zabarwione są te słowa.

-Max lubi mnie rozpieszczać.

- Chciałbym poszaleć na naprawdę dużą skalę – puszę się dumnie, wkraczając do nadal pustej sypialni. – Sportowy samochód, jacht, kucyka – nieśmiało wspominam o różnych rzeczach, za pomocą których mógłbym okazać miłość mojemu wybrakowi.

- Nie! – Eli od razu reaguje na moje słowa. – Nie pozwalam! Słyszysz?! Żadnych łodzi! I żadnych kucyków!

- Króliczku, nie bądź taki. Wszystkiego mi zabraniasz – żalę się, udając zmartwionego.

- Króliczku? – Jo parska śmiechem. – Teraz rozumiem. Nazywasz go tak, aby udowodnić, że masz odpowiednią ilość kapusty?

- Nazywam go tak, jak chcę. Nie będę ci tego tłumaczyć, bo i tak nie zrozumiesz. Musiałbyś zakochać się  w nim równie mocno, jak ja się zakochałem, a to raczej niemożliwe. – odcinam się. – Poza tym Eli nie przepada za kapustą. Woli marchewki, prawda skarbie? – Dodaję znacznie bardziej ugodowo.

- Stary, wyluzuj trochę. Nie znasz się na żartach? Eli mówił, że fajny z ciebie facet, a sprawiasz wrażenie nadętego bufona.

Stary? Ten dzieciak nazwał mnie „starym”?!

- Jo, nie przeginaj. Max bardzo się stara. – Fiołkowooki staje w mojej obronie.

- To niech trochę odpuści. Zachowuje się jak mój ojciec w czasach, gdy zatrudnił się w banku. Cierpiał katusze użerając się w klientami. Z nim jest podobnie. Sztuczny uśmiech i przytakujące komentarze. Jesteś pewny, że to ten sam Max, o którym wcześniej mi piałeś?

- Dzięki – warczę. Marzyłem o tym, by być aż taż „starym”, że awansowałem na jego ojca. Ciekawe co jeszcze wymyśli?

- Nie obrażaj się. Chodzi mi o to, że będziemy się często widywać. Serio chcesz, abyśmy traktowali się w taki sposób? Ubrałeś się jak ważniak i zgrywasz prezesa. Przestań. Masz cięty język i poczucie humoru. Zacznij je wykorzystywać zanim uśniemy z nudów. – Niebieskooki wywraca oczami.

- To twoja wina! – Wybucham. – Bezustannie mnie prowokujesz!

- Nie udawaj świętego, hodowco królików.

- Uważaj – ostrzegam, grożąc mu palcem. – Możesz mnie uważać za nudziarza pracującego w banku, ale od królików wara.

- Przebierz się w coś wygodnego i spuść powietrze z balona, to może jakoś się dogadamy – Jo puszcza do mnie oko.

- A nie bierzesz pod uwagę, że taki właśnie jestem?! – Ze zdenerwowaniem wskazuję na swój strój. – Staram się zachowywać jak odpowiedzialny mąż i ojciec! Chcę, abyś poznał mnie z jak najlepszej strony, abym nigdy więcej nie musiał słyszeć, że naślesz na mnie policję!

Zapada chwila niezręcznej ciszy. Testosteron buzuje w powietrzu. Każdy z nas pogrążony jest w swoich myślach. Baker wpatruje się we mnie. Ja w niego. Tylko Eli wydaje się zasmucony cała sytuacją. Obejmuje brzuszek i spuszcza głowę.

Nie, tak nie może być! Miałem się postarać. Obiecałem mu, że Jo i ja zostaniemy przyjaciółmi. Przewidywałem, że będzie ciężko, więc tym bardziej nie mogę się poddawać!

- Przebiorę się i pomogę ci przy meblach – oświadczam spokojnym tonem.

- Przepraszam za to co wtedy powiedziałem. – Jo podchodzi do mnie i wyciąga rękę na zgodę.

- Dziękuję. – Po raz drugi tego dnia ściskam jego prawą dłoń. – Przepraszam, że od początku nie zaopiekowałem się Eli tak, jak powinienem był to zrobić. Cieszę się, że miał twoje wsparcie, kiedy było mu ono najbardziej potrzebne.

Moje słowa przepełnia szczerość i Jo naprawdę to docenia.

- Ty go naprawdę kochasz – stwierdza.

- Dopiero teraz zauważyłeś?! – Prycham. Podchodzę do Eli i mocno go obejmuję, a następnie równie namiętnie całuję. Ten prosty gest sprawia, że świat wydaje mi się piękniejszy. – Teraz mi lepiej – uśmiecham się do zaskoczonego Króliczka, który wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczami.

- To co, pomożesz mi z meblami? – Jo rzuca mi pytające spojrzenie.

- Z przyjemnością – odpowiadam, pozbywając się niezbyt wygodnej marynarki.