„Bezsenne Noce”
- Max,
tata i ja mamy dla ciebie niespodziankę! - radosny głos mojej mamy
sprawia, że unoszę ociężałe powieki. Spoglądam na wyświetlacz.
Dopiero ósma... Zabójcza godzina dla kogoś, kto przez pół nocy
walczył z opisem krwawych przestępstw.
- Mamo,
tyle razy cię prosiłem, abyś nie dzwoniła skoro świt, prawda? -
naszą rozmowę zaczynam od porannego marudzenia.
- Znowu
siedziałeś do późna? Jak chcesz kogoś poznać, skoro prowadzisz
tryb życia podobny do wampira? - identycznym tonem strofowała mnie
w dzieciństwie, gdy wymykałem się z domu, choć obecnie moja
samotność bardziej ją niepokoi. Przyjaciółki już od dawna
szczycą się gromadką wnuków, a ja jestem po trzydziestce i nadal
nic.
- Mamo,
błagam... Okaż mi choć trochę litości... - im jestem starszy,
tym boleśniej odczuwam zarwane noce. Zbyt dużo kawy, za mało snu,
ból głowy, który mocno mi doskwiera, a dodatkowo w pokoju obok
przebywa prawdziwa wisienka na torcie, w wersji blond...
- Sam
nigdy do nas nie dzwonisz. Nie będę ci wypominać, że nie
widzieliśmy cię od pół roku...
- Moja
wina, moja bardzo wielka wina... Skoro mamy to już za sobą,
darujesz mi resztę litanii i powiesz czym byłaś aż tak
podekscytowana? - odwracam jej uwagę od moich przewinień.
- Żebyś
wiedział, że bardzo się cieszę! Po tylu latach wahania w końcu
się zdecydowałam. Oczywiście wszystko zawdzięczam twojemu tacie,
który namawiał mnie od samego początku. Pomyślałam, że raz się
żyje. A potem pojawił się ten lokal. No wtedy to już wiedziałam,
że nie ma odwrotu! Postanowiłam, że sama zajmę się urządzaniem,
bo projektant chciał zedrzeć z nas niemałą sumkę.
- Mamo...
Poczekaj chwilę – rozcieram obolałe skronie – nie mam pojęcia
o czym mówisz. Jaki lokal? Jaki projektant?
- Ach...
No tak. Wyleciało mi z głowy – kobieta zaczyna chichotać. - Rozmawiasz
właśnie z główną koordynatorką do spraw promocji naszego
regionu! Jak wiesz zawsze o tym marzyłam. To nie będzie nic
wielkiego, ale gdy pomyślę, że za kilka tygodni będę mogła
pochwalić się przed innymi moimi pomysłami... Jestem taka
szczęśliwa! - zaczyna się śmiać i pociągać nosem.
- Mamo,
ty płaczesz? - siadam na łóżku zaskoczony.
- Myślałam,
że na stare lata nie czeka mnie nic ciekawego. Czytanie książek,
robienie na drutach. W dodatku twoimi nie mogę się chwalić, bo
piszesz pod pseudonimem. Przyznaję, że ogródek zaczynał mnie już
nudzić, ale teraz wypływam na szerokie wody!
- I
tata się zgodził? - dziwię się, bo jeszcze parę lat temu, gdy
mama wspominała o angażowaniu się w sprawy lokalne, prychał pod
nosem, że emeryturę zamierza spędzić z wnukami. Widać stracili
nadzieję. Szkoda, że nie poczekali tych kilku dodatkowych
miesięcy. Będą mieli niespodziankę, gdy dowiedzą się o
dziecku.
- Tak!
Jest kochany! Ale to nie jedyna nowość. Kazał wybudować dla mnie
przepiękną werandę. Oczywiście był to tylko pretekst, bo nowy
budynek jest całkiem spory, a on potrzebował więcej miejsca na
swoje narzędzia. Nawet trochę się przez to kłóciliśmy, bo
popsuł całą aranżację ogrodu, ale jakoś mu to wybaczę.
- Cieszę
się waszym szczęściem – odsłaniam rolety. Szczelnie odgradzały
mnie od intensywnego blasku porannych promieni słonecznych, które
teraz boleśnie atakują podrażnione oczy.
- A
co u ciebie, synku? Kiedy nas odwiedzisz?
- Nieprędko.
Jestem zawalony pracą. Negocjuję kontrakt ze studiem filmowym, o
którym ci opowiadałem. Naciskają na mnie, abym nadzorował prace
nad scenariuszem. To cholernie czasochłonne.
- To
zrozumiałe, skoro jesteś jednym z bardziej poczytnych pisarzy w
Stanach – zauważa rozsądnie.
- Gdyby
film okazał się sukcesem, do końca życia nie musiałbym już nic
robić – rozmarzam się.
- W
takim razie już teraz trzymam kciuki, by ci się udało. Może
dzięki temu mój jedyny syn znajdzie trochę czasu dla zapomnianych
rodziców...
- Obiecuję,
że wpadnę do was w przyszłym tygodniu – składam tę obietnicę
nieco na wyrost. Wyrwanie się stąd na cały dzień graniczy
obecnie z cudem. W dodatku jest jeszcze Eli. Mama jak zawsze
idealnie wybiera najmniej odpowiedni moment na wpędzanie mnie w
poczucie winy.
- A
co dzisiaj będziesz robić? - pyta niespodziewanie.
- Mam
zaplanowane spotkanie z reżyserem.
- Daj
mi znać jak ci poszło, dobrze?
- Przecież
wiesz o wszystkim na bieżąco – uśmiecham się sam do siebie, bo
od lat proszę rodziców o radę za każdym razem, gdy w moim
zawodowym życiu dzieje się coś nowego.
- I
niech tak zostanie. W takim razie czekam na wiadomość, Max. Mam
nadzieję, że przekażesz nam same radosne wieści.
- Ja
także. Pozdrów ode mnie tatę.
- Pozdrowię.
- Miłego
dnia, mamo.
- Kocham
cię synku - moja rodzicielka szczebiocze do słuchawki.
- Ja
ciebie też – rozłączam się. Rozmowy z nią zawsze wprawiają
mnie w dobry nastrój.
Otwieram
drzwi od mojej sypialni i pierwsze co widzę, to siedzący przy
stole Eli, który przygląda się rozłożonym na stole gotowym
grafikom. Poprawie jakieś drobne detale.
- Wcześnie
dziś wstałeś – przeczesuję palcami swoje potargane włosy,
idąc w kierunku lodówki, lecz mój miły gest zostaje przez niego
zupełnie zignorowany. - Nabazgrałeś aż tyle? - dopiero teraz
zauważam pokaźny stos prac, które wkłada do specjalnych teczek.
- Przecież
chcesz swoje pieniądze, prawda? - odpowiada zmęczonym głosem.
- Pewnie,
że chcę – pociągam łyk wody z plastikowej butelki.
- Dziś
je dostaniesz - informuje mnie jasnowłosy.
Staję
za jego plecami i obserwuję jak pogrubia kontur starego drzewa.
Część jego gałęzi została strącona przez silne podmuchy
wiatru. Wśród nich stoi samotna sarna, która przegląda się w
tafli jeziora. Niby nic specjalnego, lecz idealnie uchwycił chwilę.
Oczy zwierzęcia wyrażają spokój. Nadciąga zima, którą wyczuwa
się w powietrzu...
O
czym ja myślę? To oczywiste, że rysuje lepiej niż przeciętna
osoba, skoro udaje mu się sprzedawać swoje prace. Poza
tym nie przepadam za grafikami. Czerń i szarość wprawiają mnie w
ponury nastrój. Znacznie bardziej podobał mi się obraz pełen
kwiatów, który widziałem z galerii. Był żywy i zdawał się
wibrować od barw. Mam nadzieję, że dziś także będę mógł
rzucić na niego okiem.
- Zasłaniasz
mi światło – niemiłe upomnienie przywołuje mnie do
rzeczywistości. Spoglądam na moją kulę u nogi. Wygląda dziś
znacznie gorzej niż zwykle. Choć jest ciepło, ma na sobie ciemny,
gruby sweter, z którym praktycznie się nie rozstaje oraz
ciemnoszare spodnie od piżamy. Jego włosy są w nieładzie, jakby
od dawna ich nie czesał. Dorobił się także niezłych cieni pod
oczami.
- Źle
spałeś? - pytam od niechcenia.
- Nie
spałem. Rysowałem przez całą noc.
- Mówiłem
ci setki razy, że masz dbać o dziecko! - irytuję się, słysząc tak niepokojącą wiadomość.
- Mówiłeś
także, że jeśli nie dostaniesz swoich pieniędzy, wypędzisz mnie
na ulicę. „W agencjach towarzyskich nie zatrudniają kaszalotów
w ciąży” - idealnie odwzorowuje ton mojego głosu.
- Prawda.
Kończ to i się połóż - ucinam temat.
Uparty dzieciak ani myśli mnie słuchać. Kontynuuje pracę jakby
był robotem. W pewnej chwili głowa mu leci i ołówek wypada z
ręki, ale od razu przytomnieje. Lewą dłonią dotyka swojego
brzucha, a na jego twarzy pojawia się przelotny cień uśmiechu.
Wygląda jak duch. Chciałem mu dokopać, ale chyba nieco
przesadziłem...
W
końcu udaje mu się zapakować wszystkie gotowe szkice. Przeciąga
się leniwie. Od ostatniej wizyty u lekarza nie wyszedł z domu
nawet na chwilę. Ciągle siedzi przy stole, rysując dniem i
nocą.
Ryzykuję zdrowiem własnego syna dla kilkuset dolarów, które nie są mi potrzebne. Dla Eli to prawdziwa fortuna. Pewnie gdyby miał jakiekolwiek pieniądze, już dawno by się wyprowadził.
Ryzykuję zdrowiem własnego syna dla kilkuset dolarów, które nie są mi potrzebne. Dla Eli to prawdziwa fortuna. Pewnie gdyby miał jakiekolwiek pieniądze, już dawno by się wyprowadził.
- Masz,
jedz – podsuwam mu talerz, w którym tylko grzebie widelcem. Oczy
same mu się zamykają. Boję się, że spadnie z krzesła, więc
podchodzę bliżej, by zabrać go do łóżka.
- Co
robisz?! - zrywa się jak oparzony, gdy dotykam jego ramienia.
- Chciałem
cię zanieść do twojego pokoju zanim zemdlejesz i uszkodzisz dziecko.
- Trzymaj
swoje brudne łapska z daleka ode mnie! – jego słowa przepełnione
są jadem. A więc taki jesteś...
- Nie
gryzie się ręki, która cię karmi, Eli. Jeśli będziesz
podskakiwał, przestanę być miły – grożę mu, świadomy tego,
że się mnie boi.
- Miły?
Ty? To jakiś żart, tak? - nastolatek nie szczędzi mi ironii. Fiołkowe
tęczówki rzucają mi groźne spojrzenie. Co chcesz mi zrobić?
Rzucisz się na mnie z pięściami? Wolne żarty... Mam prawie dwa
metry, a ty sięgasz mi najwyżej do ramienia, i to tylko wtedy, gdy
staniesz na palcach. W dodatku nawet w tym okropnym swetrze
wyglądasz na bardzo wychudzonego. Lekki podmuch wiatru i po tobie.
- Pogódź
się z faktem, że jesteś ode mnie zależny – łapię go za
brodę, by patrzył mi prosto w oczy. - Od teraz chodzisz spać o
dziewiątej.
- I
co jeszcze? - próbuje mi się wyrwać.
- Zjesz
śniadanie – sadzam go na krześle i przysuwam widelec.
- Nie
jestem głodny.
- Interesuje
mnie tylko dobro syna, nie twoje.
- To
zamów coś jadalnego. To jest obrzydliwe – wskazuje na gotowe
danie, które składa się z samych zdrowych rzeczy.
- To
zbilansowany posiłek, który słono mnie kosztował.
- To
szara breja i jakaś trawa, które smakują okropnie! - karzełek jest
nieugięty i konsekwentnie odmawia zjedzenia czegokolwiek.
- Wcale
nie! - bronię swojego wyboru.
- Może spróbujesz? - obejmuje się ramionami, czekając na
to, co teraz zrobię.
- Skoro
nalegasz. Moim zdaniem wygląda obiecująco.
- To
się jeszcze okaże – mruczy pod nosem. Nakładam na widelec
odrobinę „radosnej sałatki”. Smak jest dość specyficzny,
przyznaję. Nie pomaga fakt, że ozdobiono ją jadalnymi kwiatami. -
Dobre?
- Nie
musi być dobre. Wystarczy, że jest zdrowe i masz to zjeść do
końca.
- Ani
mi się śni!
- Eli!
- uderzam pięścią w stół, wyprowadzony z równowagi. Ciężarny
aż podskakuje z przerażenia.
- Dziękuję
za śniadanie – pośpiesznie ucieka do swojego pokoju.
Wredny
bachor! Już ja bym cię nauczył szacunku dla starszych...
Podchodzę do szuflady, w której trzymam leki i biorę coś na ból
głowy, który po naszej sprzeczce jeszcze się nasilił.
Otwieram lodówkę i zastanawiam się co mogę mu dać. Najnowsze badania wskazują, iż powinien unikać cukru, soli, tłuszczu, glutenu... Sięgam po słoik dżemu, którym smaruję kawałek chleba tostowego. To pewnie zje.
Popycham drzwi prowadzące do jego sypialni, nie kłopocząc się pukaniem. Chłopak leży na brzuchu i znowu coś szkicuje.
Otwieram lodówkę i zastanawiam się co mogę mu dać. Najnowsze badania wskazują, iż powinien unikać cukru, soli, tłuszczu, glutenu... Sięgam po słoik dżemu, którym smaruję kawałek chleba tostowego. To pewnie zje.
Popycham drzwi prowadzące do jego sypialni, nie kłopocząc się pukaniem. Chłopak leży na brzuchu i znowu coś szkicuje.
- Nie
myśl sobie, że za każdym razem będę ci ulegał – rzucam
talerz na pościel.
- Dziękuję
– od razu odgryza niewielki kawałek. Jednak jest głodny.
- Za
pół godziny wychodzę i wrócę po południu. Wracając do domu
zrobię zakupy. Chcesz coś?
- Landrynki.
- Nie
– pozbawiam go złudzeń w kwestii słodyczy.
- Jestem
pewny, że zarobiłem wystarczająco dużo, by starczyło na
najtańsze cukierki.
- Cukier
jest szkodliwy.
- W
twoim wieku z pewnością – celowo mnie drażni.
- Zamknę
drzwi na klucz, więc nie licz na to, że uciekniesz pod moją
nieobecność. I ogarnij się jakoś, bo zaczynasz straszyć.
- O
co ci znowu chodzi? - wścieka się słysząc moją ostatnią uwagę.
- Ponoć
osoby w ciąży promienieją, a ty... Widziałeś swoje odbicie w
lustrze?
- Pan
idealny się odezwał... Masz pecha. Dziecko będzie do
mnie bardzo podobne. Będziesz się ze mną męczył długie lata.
- Jeśli
wcześniej cię nie zabiję – zabieram mu talerz z niedojedzoną
kanapką.
- Oddaj!
- zrywa się z pościeli.
- Wolę
ją wyrzucić – uśmiecham się złośliwie. - Jeśli
zgłodniejesz, zawsze zostaje wyjątkowo zdrowa sałatka.
- Chleba
też będziesz mi żałować? - oczy Eli zachodzą łzami.
- Nie
zarobiłeś na niego, a ja tak.
- Upokarzanie
mnie aż tak cię bawi, Max? A może to rodzaj rekompensaty? Byłeś
prześladowany w szkole? Rodzice woleli zdolniejszą siostrę?
- Jestem
jedynakiem - odpowiadam ze spokojem.
- Może
żona cię rzuciła? Jeśli wziąć pod uwagę twój wiek, to pewnie
miałeś ich już kilka...
- Nigdy
nie byłem żonaty!
- Jesteś
impotentem – wyrokuje.
- Jeszcze
jedno słowo, a...
- To
też mnie nie dziwi - nastolatek kontynuuje dręczenie mnie. - Która kobieta wytrzymałaby z takim mężczyzną?
Kiepski w łóżku i do tego sknera – jego atak stopniowo podnosi mi ciśnienie.
- Nie
jestem sknerą! - krew się we mnie gotuje, gdy jestem zmuszony do słuchania takich bzdur.
- Jesteś
– Eli okrywa brzuch kocem, chociaż w pokoju jest bardzo ciepło.
- Na szczęście to ja, a nie ty, zaopiekuję się dzieckiem,
któremu niczego nie zabraknie.
- I
niby jak chcesz to zrobić, co? - drwię. - Nie stać cię nawet na najtańsze
cukierki, których i tak ci nie kupię – uprzedzam jego ponowną
prośbę, opierając się o framugę. - Już wiem. Będziesz się
rozbierać za pieniądze. Tylko to potrafisz – jego zmęczone oczy
robią się bardziej szkliste. Znowu będzie płakać.
- To
nie ja zapłaciłem lekarzowi za zapłodnienie – wypomina mi. -
Skoro jesteś taki bogaty i cudowny, czemu noszę twoje dziecko? Kto
tu jest od kogo zależny?
- Właśnie,
ty je tylko nosisz! Jeszcze będziesz mnie błagał, abym je zabrał,
bo zamienię twoje życie w piekło! - wrzeszczę jak oszalały.
- To
może być jeszcze gorzej? Nie wydaje mi się – chłopak wraca do
szkicowania.
- Może,
wierz mi, że może! – wychodzę z jego pokoju, mocno trzaskając drzwiami. Idę
od razu do kuchni, gdzie wyrzucam niedojedzoną kanapkę, a
następnie z prawdziwą lubością pozbywam się resztek dżemu i
innych rzeczy, które lubi, zapełniając nimi kosz na śmieci. Nie
chce ustąpić po dobroci, trudno. Jego wybór.
W
dobrym nastroju biorę prysznic i ubieram się w jasny garnitur. Przed samym wyjściem ponownie zaglądam do smarkacza. Jasnowłosy w końcu zasnął.
Waham się, czy go tutaj nie zamknąć, ale z drugiej strony może
wyjdzie chociaż na balkon? Ma szarą twarz i zapadnięte policzki.
Wtulił się poduszkę i porządnie okrył. Tylko on marznie w
środku lata... Dziwak.
Spotkanie
z przedstawicielami wytwórni filmowej przebiega w miłej atmosferze.
Podpisuję umowę. Przez kilka chwil przyglądam się sporej sumie,
która do końca tygodnia wpłynie na moje konto bankowe. Dzięki tym
pieniądzom mógłbym udać się w podróż dookoła świata, kupić
dom, a nawet kolejny samochód. Jeśli dołożyć do tego skromny
procent z zysków, który będzie moim udziałem, rodzice powinni być
ze mnie dumni.
Zrelaksowany
i uśmiechnięty mogę odwiedzić galerię, w której jestem
serdecznie witany przez pana Robinsona.
- Eli
wspaniale się spisał – mężczyzna z zadowoleniem podziwia efekty jego
pracy. - Jest coraz lepszy, nie sądzi pan? - Przykro mi, lecz nie znam się na sztuce – dyskretnie rozglądam się po pomieszczeniu, szukając wzrokiem reprodukcji Moneta, którą chłopak dla niego namalował.
- A ja wprost przeciwnie, dlatego wiem, iż trafił mi się prawdziwy diament. Proszę – wręcza mi kopertę oraz listę zamówień.
- Gdzie się podział ten wielki obraz, który był tu ostatnim razem? - zagaduję właściciela, wskazując na puste miejsce po płótnie.
- Pożyczyłem go zaprzyjaźnionej galerii – uśmiecha się tajemniczo.
- Myślałem, że zabrał go pan do domu – wkładam kopertę do wewnętrznej kieszeni marynarki.
- Przyznaję, miałem taki zamiar, lecz mój przyjaciel przekonał mnie do zmiany planów.
- Tak? - spoglądam na Robinsona, który ewidentnie coś przede mną ukrywa.
- Obraz jest piękny. Trudno przejść wobec niego obojętnie, choć to tylko reprodukcja.
- Pewnie ma pan rację – staram się dać mu do zrozumienia, iż nasza rozmowa dobiega końca.
- Nie będę pana dłużej zatrzymywał. Proszę pozdrowić ode mnie mojego ulubieńca – uśmiecha się, odprowadzając mnie usłużnie do samych drzwi. - Prace Eli są obecnie bardzo popularne, lecz proszę pilnować, by się nie przemęczał.
- Przecież nie pracuje w kopalni – moja uwaga sprawia, iż sprzedawca parska śmiechem.
- Drogi panie Ford, widzę iż nie rozumie pan artystów - wzdycha z rozczarowaniem.
- Myli się pan. Rozumiem lepiej niż pan sądzi. Sam zaliczam się do tego grona. Jestem pisarzem – chwalę się.
- Z całym szacunkiem, lecz między Eli a panem istnieje przepaść większa niż Wielki Kanion.
- Dlaczego tak pan uważa? - dziwi mnie jego ocena, bądź co bądź, dosyć krzywdząca.
- Bo pan jest silny, a Eli słaby, a malowanie sprawia, iż staje się jeszcze bardziej bezbronny. Musi odsłonić swoje emocje. Z panem jest inaczej, prawda? Pisanie jest pańską siłą.
- Siłą? Nigdy tak na to nie patrzyłem.
- Eli potrzebuje kogoś, kto stanie się jego tarczą i osłoni go przed innymi. I spotkał akurat pana na swojej drodze. W dodatku będziecie mieli dziecko. Z początku wydawało mi się, iż zupełnie do siebie nie pasujecie. Przepraszam, że to powiem, lecz odniosłem wrażenie, że jest pan zarozumiałym bucem - opinia właściciela galerii mocno mnie zabolała. - Cieszę się, że ta ocena okazała się nie mieć nic wspólnego z rzeczywistością i przepraszam, jeśli poczuł się pan dotknięty – posyła mi zakłopotane spojrzenie.
- Pójdę już. Eli od rana jest sam. Jeśli go nie przypilnuję, nie zje obiadu.
- W takim razie do rychłego zobaczenia – Robinson macha mi wesoło na pożegnanie. Nie wiem co bierze, lecz musi koniecznie poprosić lekarza o zmianę leków. Eli i ja? Razem? Jest to równie realne jak to, iż przerzucę się na romanse.
Obładowany
siatkami wracam do domu, nadal śmiejąc się w duchu ze słów
szalonego „znawcy sztuki”. Może to farby olejne tak na niego
działają? Odurzył się, bo zbyt dużo czasu spędza w swojej
dziupli, którą szumnie nazywa „galerią”, a ze mnie robi...
Zaraz, zaraz, jak to było? Tarczę? Szkoda, że nie widzi prawdziwej
twarzy swojego protegowanego. Wie o jego nagich wyczynach? A może
sam ma ochotę się nim „zaopiekować”...
Wkładam
klucz do zamka i z zaskoczeniem odkrywam, iż drzwi są już otwarte.
- Eli?
- wołam jasnowłosego. - Jeśli próbowałeś uciec, to... - To co? - odpowiada mi głos mojego ojca, który wstaje od stołu. Obok niego siedzi mama, która rzuca mi krótkie, lecz jakże wymowne spojrzenie. Jej uwagę pochłania bez reszty mały malarz-amator, który na mój widok, krzyżuje ręce na brzuchu w obronnym geście.
- Mamo, tato, co tu robicie? - pytam, bacznie się im przyglądając.
- Nie sądzisz, iż to nam należą się wyjaśnienia? Kiedy zamierzałeś nam powiedzieć o dziecku? – ojciec nie należy do osób cierpliwych. Od razu chce poznać wszystkie fakty.
- W przyszłym tygodniu. Mamo, czemu nie powiedziałaś, że przyjedziecie? - ta drobna szatynka, która nie potrafi oderwać wzroku od kiepsko wyglądającego ciężarnego, jest obecnie moją jedyną szansą, by wyjść cało ze starcia z tym olbrzymem, który jest aż biały ze zdenerwowania.
- W przyszłym tygodniu... - powtarza po mnie. - Dobre sobie – prycha.
- Kochanie, nie powinieneś denerwować chłopca – Pamela Ford dyskretnie zwraca uwagę ojcu, starając się opóźnić coś, co jest nieuniknione. Za chwilę dojdzie do awantury. Nie chcę, aby Eli dostrzegł moje słabe strony, które obnaży rychłe starcie.
- Zabierz go i poczekajcie na mnie w samochodzie – Peter Ford instruuje żonę, która od razu wykonuje jego prośbę.
- Chodź ze mną, Eli – mama ciągnie jasnowłosego w kierunku drzwi.
- On zostaje ze mną – zaciskam mocno szczęki. Kobieta, ściskając drobną dłoń osiemnastolatka, zatrzymuje się w połowie drogi do drzwi.
- Daj mi pięć minut. Za chwilę do was przyjdę i pojedziemy – głos ojca dodaje jej otuchy, bo bez zbędnych tłumaczeń wyprowadza chłopaka z mieszkania, tak jak sobie życzył. Zostajemy sami.
Groźne spojrzenie wwierca się we mnie z taką intensywnością, iż opuszcza mnie część pewności siebie, którą szczyciłem się sam przed sobą zaledwie kilka minut temu.
- Tato... Ja... - gram na czas.
- Zawiodłeś mnie! Jak mogłeś?! - jego niebieskie tęczówki znacznie ciemnieją, a na twarzy pojawiają się ciemnoczerwone plamy. To znak dla przeciwnika, by uciekać gdzie pieprz rośnie... - Twoja matka i ja nie tak cię wychowaliśmy! - grzmi.
- Proszę, pozwól mi coś powiedzieć.
- Milcz! Nie wstyd ci?! Przecież to jeszcze dziecko! On ma zaledwie osiemnaście lat, rozumiesz?! Osiemnaście!
- To nie ma nic do rzeczy. Lekarz powiedział, że to była pomyłka, ale...
- Pomyłka?! Tak to sobie tłumaczysz? Zaciągnąłeś go do łóżka, wykorzystałeś, a teraz się wypierasz?! - on serio myśli, że Eli i ja...? Chyba postradał rozum na stare lata!
- Do łóżka? Tato, ty nic nie rozumiesz! Kijem bym go nie tknął!
- On jest w ciąży, kretynie! Nie powiesz mi, że jesteś aż tak głupi, że nie wiesz skąd się biorą dzieci, co? A może to też jest dla ciebie zaskoczeniem? - mężczyzna zaczyna nerwowo krążyć po pokoju, który nagle wydaje mi się bardzo malutki.
Mój ojciec to kawał chłopa. Ma 199 wzrostu i waży dobrze ponad sto kilo. Od urodzenia trenował judo. Ma na koncie pięciokrotne mistrzostwo świata, a także złoty medal olimpijski. Choć jego skronie muśnięte są siwizną, z pewnością wciąż jest w dobrej formie.
- Gdybyś znał go tak jak ja to przyznałbyś mi rację – z niedowierzaniem kręcę głową.
- Ty znasz go aż za dobrze... Chcę wiedzie co teraz planujesz?
- Planuję? A co niby mam planować? - dziwię się. - Naciskam, by oddał mi dziecko, ale on nie chce.
- Oddał? Jak to oddał?! - ojciec ponownie się unosi.
- Ma się zrzec praw i po sprawie - tłumaczę swój sprytny plan.
- A co z chłopakiem?
- Zapłacę mu.
- Zapłacisz... - w ustach Petera Forda to słowo brzmi gorzej, niż przekleństwo. - Brzydzi mnie to, co do mnie mówisz, synu.
- To co mam twoim zdaniem zrobić?
- Jak to co? To, co robi się w takich sytuacjach. Liczę na to, że zachowasz się jak mężczyzna. Weźmiesz ślub z Eli i wychowacie razem mojego wnuka! - stary uparciuch, któremu wydaje się, że na wszystko ma gotową odpowiedź, nie będzie za mnie decydować!
- To wykluczone! - tym razem to ja nie umiem nad sobą zapanować. - Nie zwiążę się z kimś takim.
- Czyli jakim?
- Tanim... - wypowiadam to słowo z pogardą, na którą Eli w pełni zasłużył.
- Jest za tani, by z nim być, lecz nie przeszkadzało ci to, by go tu sprowadzić i z nim spać? - ojciec błędnie podsumowuje sytuację.
- Mówiłem ci, że my ze sobą nie śpimy! - rozjuszony do granic możliwości nie umiem nad sobą panować.
- Skoro ty nie potrafisz stanąć na wysokości zadania, ja to zrobię - w zachowaniu mężczyzny zachodzi subtelna zmiana. Uspokaja się zdecydowanie za szybko, co nie wróży niczego dobrego. - Zabieram Eli ze sobą.
- Co takiego?! Nie możesz tego zrobić!
- A kto mi zabroni? - mężczyzna unosi swoje kruczoczarne brwi do góry, by wzbudzić we mnie respekt.
- On zostaje ze mną – postanawiam walczyć do końca.
- Nie sądzę. Widziałeś w jakim jest stanie? Jak tak dalej pójdzie, straci dziecko. Przykro mi to mówić o własnym synu, ale spodziewałem się po tobie czegoś więcej – Peter Ford podchodzi bliżej i kładzie mi rękę na ramieniu. - Razem z mamą dobrze o niego zadbamy. Nie dzwoń i nie przyjeżdżaj, chyba że zmienisz zdanie – rzuca na do widzenia, po czym zamyka za sobą drzwi.
WOW. Tego się nie spodziewałam :O
OdpowiedzUsuńWegi
Mama i tata wkraczają do akcji :D Bo Max jest zły, bardzo zły :D
UsuńTwój Kitsune
Ej! Bez takich! Tylko trochę podręczył dzieciaka... Co w tym złego? :D
UsuńWegi
Kocham jego tatę! Tata Maxa rządzi! Hahahaha uwielbiam takie zwroty akcji ^^
OdpowiedzUsuńTo jeszcze nie był zwrot akcji :D A będzie się działo i to dużo.
UsuńTwój Kitsune
No ja na to liczę ^^ Ojcze postaw swego syna do pionu bo jest nieczułym s... nie będę konczyć bo to nie ładne określenie :D
UsuńKażdy ojciec najlepiej zna swoje dziecko i wie, jak je odpowiednio ukarać :D Max, trzeba było kupić landrynki. Osłodziłyby gorzkie rozstanie...
UsuńTwój Kitsune
Hohoho ^^ U mnie też planowane rozstanie ^^ tyle że landrynki to raczej nie pomogą buahahahaha^^
UsuńTaaak! Eliś bezpieczny!!!
OdpowiedzUsuńMyślałam, że rodzice Maxa staną się kolejnym stadem sępów na niebie blondyna. Czasami dobrze się mylić. Mam nadzieję, że zadbają o niego jak należy i będzie szczęśliwszy. Poza tym... milutko jest zobaczyć jak idealny plan dyktatora rozpada się na kawałeczki ^-^
Tata i mama trochę namieszali, ale najlepsze dopiero przed nami :D
UsuńTwój Kitsune
Uff... Nareście ktoś kto skarcił Maxa i zastanowił się co czuje biedny artysta... Może rodzice Maxa kupią Eliemu te landrynki...:)
OdpowiedzUsuńNareście światełko w tunelu... >W<
Rozdział genialny i życzę weny...
Wszystko zależy od tego czyj to tunel :D Max wpadł w prawdziwy kanał. No i klops :D
UsuńSpokojnie, wena jest. Miałem problem z kupnem komputera, ale już mam nowy i mogę działać dalej. Moim celem jest kolejny rozdział Zdrajcy :)
Twój Kitsune
Proszę, proszę... Takiego zwrotu akcji kompletnie się nie spodziewałam. Brawo za to, bo niewiele opowiadań jest w stanie mnie zaintrygować i mpregów z zasady nie czytam. Więc jeszcze raz brawo za to.
OdpowiedzUsuńJestem trochę zdziwiona, że Max tak po prostu dał zabrać Eliego. Czekam na to w jaki sposób sprowadzi go z powrotem do domu.
Zobaczymy też, jak będą młodego traktowali rodzice Maxa. Ich dobroć jest dla mnie trochę podejrzana.
Czekam na wiecej i weny życzę :D
Na zdrajcę także czekam ;-)
Bo wszystko co piszę Kitsune wydaje sie być podejrzane nawet jak takie nie jest ^^
UsuńPodejrzane? Też mi coś :D
UsuńPrawdziwy zwrot akcji dopiero przed nami. Tak Wami zakręcę, że będziecie chciałby abym zapłodnił wszystkich facetów heheheh :D Poza Tristanem. Jemu wystarczy tajemnicze, czarne pudełko :D
Wasz Kitsune
Tego to się w ogóle nie spodziewałam! W końcu ktoś uratuje Eli od tego dupka :)
OdpowiedzUsuńMax to mój ulubieniec :D Jeśli sądziłaś, że ot tak się podda, to jesteś w błędzie. Walcz Max, pokaż na co cię stać ;D
UsuńTwój Kitsune
Przepraszam Kitsune, ale nie dotrwałam dziś w nocy do edycji tego opowiadania. Padłam jak kawka, ale czuję się usprawiedliwiona, bo wczoraj przepracowałam przy kompie non stop przez prawie 17 godzin! Od parę minut po piątej rano do ok. 22-ej. Nie wiem jak trafiłam do domu. I nie powiem co mi zdrętwiało, mimo że fotel wygodny i ergonomiczny... Ech.
OdpowiedzUsuńAle, ale! Rzeczywiście wyczarowałeś super rozdział. Kocham rodziców Maxa. Mają w sobie coś z Rose :) Niezależnie od własnych cech. Bardzo wyraziste postacie. Jakbym ich znała:)
Hmmm, jakby tak pomyśleć, mam coraz więcej postaci do kochania, wielbienia i wgl :))) Dzięki Ci za to Kitsune.
Ojciec Maxa ma charakter, bez dwóch zdań. Przytrze nosa apodyktycznemu ...yyy... no, temu.:)
Z drugiej strony Max po kimś to ma! Przeczuwam istne starcie tytanów. Rozumiesz: burza, tajfun, nie wiem, cyklon jak na Jowiszu i - wyspa spokoju w osobie mamy Maxa. W końcu z takimi mężczyznami trzeba umieć postępować. Stanowczo, acz łagodnie. Cierpliwie. Do celu. Mama Maxa to potrafi niewątpliwie: skoro mąż namawiał ją do czegoś, na co wcześniej prychał. Czyli uwierzył że chce, aby jego żona aktywnie działała. I pewnie jest przekonany że to jego inicjatywa. Zuch babeczka. Kocham ją! Na pewno raz na jakiś czas pokazała też pazurki:) Inaczej nie mogłaby takiego gościa przy sobie utrzymać. Przynajmniej tak mi się zdaje.
I Eli będzie mieć wsparcie. Dobrze. Bardzo dobrze. Jeszcze się chłopaki dotrą. Tak sądzę.
Generalnie jestem zachwycona :) MB
Mówił Ci ktoś, że za dużo pracujesz? Tyle to nawet ja nie wysiedziałbym przy komputerze, a jestem uzależniony (nie tak jak Joleen, ale gry same się nie przejdą :D). Za to działasz na pełnych obrotach. Napisałaś bardzo trafny profil psychologiczny tatusia i mamusi :)
UsuńNie martw się. Już ja dotrę Maxa na maxa :D Choć obecnie należy do moich ulubieńców, czeka go sporo "przygód".
Twój Kitsune
Oczywiście, bardzo dużo osób mi to mówi. Ale dziś się zbuntowałam i pracowałam już tylko 11 godzin i to z przerwą :) (o czym wiesz).
UsuńAle do rzeczy. Nie myślałam co prawda o profilach i wgl, ale to po prostu czysta miłość i uwielbienie. Kocham rodziców Maxa całą sobą. No mówię Ci, jakbym ich znała. Znaczy, wychodzi, że ten, no, empatyczna jestem :) Kto by pomyślał?! Teraz dla odmiany jestem zdumiona. Ale i tak nadal zachwycona :).
A skoro już zaczęłam sobotę, to właśnie zasiądę przez telewizorem na jakieś 2-3 godziny. Pierwszy raz w tym roku to mi się należy (tzn. rano do śniadania wiadomości oglądam, ale to się nie liczy jako telewizor, tylko jako zdobywanie informacji), WEEKEND!!! YES YES YES!!! :))) TA-DAM!!!
To ja czekam na te przygody!!!MB
Oglądasz telewizję? Ja nie. Rodzice okupują, a jak ich nie ma, to nie włączam. Czasami Joleen zmusza mnie do obejrzenia Kawalera do wzięcia :D Piękne kobiety walczą o to, która z nim będzie, a ja tak siedzę i sobie myślę, że chyba powinienem się zgłosić :D
UsuńTwój Kitsune
Już obejrzałam. Ale fajne. A jaka tam była biblioteka☺ następny film pewnie za jakieś pół roku. Ale nie przeszkadza mi to. Sorki, ale nie mam pojęcia o jakim programie piszesz. Zgłoś się i daj info kiedy edycja to obejrzę ��MB
UsuńNie wybiorą mnie :( Wyglądam zbyt przeciętnie. Jednak pomarzyć dobra rzecz :D
UsuńTwój Kitsune
Jeśli gąski zgłosiłyby się na kandydatki to każdy by przeszedł :D
UsuńWegi
Ps. MB zdecydowanie za dużo pracuje!
Kitsune. Jesteś kokiet, czy naprawdę myślisz o sobie tak źle,jak ja o sobie? MB
OdpowiedzUsuńJestem wobec Ciebie i siebie szczery. Poza tym nie rozumiem dlaczego miałabyś myśleć o sobie źle? Przecież jesteś piękną kobietą, więc o co chodzi?
UsuńTwój Kitsune
Czekaj, bo uwierzę☺ MB
OdpowiedzUsuńMB jest piekną kobietą, a Kitsune przystojnym mężczyzną ^^(choć was nie widziałam to wiem ^^) I proszę mi tu bez takich niskich samoocen.
UsuńDziękuję Kira.
UsuńKitsune teraz dopiero załapałem, jak mogła zabrzmieć moja wypowiedź. Przepraszam. Nie wątpię w Twoją szczerość. Dziękuję także Tobie za miłe słowa. MB
"Załapałam"☺ Ech ,telefony... MB
UsuńA ja i tak uważam, że wszystkie jesteście piękne :) Błyszczycie niczym diamenty, każda swoim własnym blaskiem :)
UsuńWasz Kitsune
Zapiszę sobie gdzieś ten komentarz :')
UsuńWegi
Oh,oh,oh,(zaciera łapki) oh,oh,oh .
OdpowiedzUsuńMefisto podekscytowany jest bardzo.
Weny życzy Mefisto
Dziękuję drogi Mefisto :) Wena jest i ma się bardzo dobrze. Właśnie tworzę nowy rozdział Zdrajcy :)
UsuńTwój Kitsune
Ja chcę następny rozdział 😁
OdpowiedzUsuńMoże w przyszłym tygodniu, ale niczego nie obiecuję :)
UsuńTwój Kitsune
Łał... nie wiem jak trafniej opisać ten rozdział :D postarałeś się żeby nas zaskoczyć ;) Max trzymaj się! Eli jeszcze będzie caaałyyy twój :3 taką mam przynajmniej nadzieję
OdpowiedzUsuńChoć bardzo lubię Maxa, to jednak wszystko ma swoje granice. To landrynkowy psychopata. Nie oddam mu Eli (tak łatwo) :D
UsuńTwój Kitsune
Jak on ma urodzić to dziecko?
OdpowiedzUsuńBocian je przyniesie :D
UsuńTwój Kitsune
Ale tak naprawdę naprawde :D
UsuńZnajdą dzidziusia w kapuście :D
UsuńTwój Kitsune
Tata rozwalił system 😆
OdpowiedzUsuńCoraz lepiej. ..
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńtak Max jest prawdziwym snobem, nie liczy się z innymi, takich ludzi to bym wypatroszyła, ale to tak podobało mi się, może Eli odżyje z dala od Maxa...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, o tak Max jest prawdziwym snobem... nie liczy się z innymi, takich ludzi to bym wypatroszyła najlepiej, ale to tak podobało mi się, może Eli odżyje z dala od Maxa...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga