piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział V

„Humory księcia



Eryk

Spokojnie, tylko spokojnie... Za chwilę znajdziesz rozwiązanie... Targi książki to jedyna okazja w roku, aby kupić interesujące pozycje lub uzupełnić kolekcję. Nie ma takiej możliwości, abym się tam nie wybrał. Nawet ucząc się za granicą przyjeżdżałem do domu tylko ze względu na targi. Dziadek dobrze o tym wie. Nie może mi zabronić.
Cholerny Simon... Zrobił to celowo...
Po śniadaniu muszę zająć się dokumentami. Dziadek nie próżnuje. Przywiózł mi bilanse fabryki chemicznej z ostatnich kilku lat. Nie jest w dobrej kondycji. Muszę się postarać. W przeciwnym wypadku zatrudnieni tam ludzie stracą pracę. Nie mogę do tego dopuścić. Simon podąża za mną jak cień. Celowo udaję, że go nie widzę, skupiając się na pracy.
O 11.57 wstaję od stołu i wychodzę. Zdziwiony mężczyzna nie opuszcza mnie ani na chwilę. Kieruję się do oficjalnej części posiadłości, gdzie w sali konferencyjnej oczekują kandydatki, ubiegające się o stanowisko asystentki. Jest ich pięć. 
Dwie z nich nie zauważają mojej obecności. Skreślam je od razu. Ignorująca mnie asystentka to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuję. Pozostały trzy. 
Kolejną z tej trójki skreślam za mocny makijaż, a sąsiadkę obok za kusy strój. Będą zwracały na siebie zbyt dużą uwagę, która przeniesie się i na mnie... Nie chcę tego. Pozostaje tylko jedna, nieco spłoszona. Pochodzę do niej bliżej. Ma okulary, niezbyt gustowne, przyznaję. Jej dłonie drżą ze zdenerwowania. Mimo to wygląda na miłą dziewczynę.
- Jak masz na imię? - pytam przestraszoną dziewczynę.
- Jane, wasza wysokość – odpowiada cichutko, wstając pośpiesznie ze swojego miejsca.
- Miło mi cię poznać, Jane. Jestem książę Eryk. Chciałbym, abyś została moją asystentką. Zgadzasz się? 
- Tak – uśmiecha się, zupełnie zaskoczona. 
- Kiedy możemy zacząć pracować? - nie chcę tracić cennego czasu. Mam go ograniczoną ilość, a Jane wydaje się bardzo kompetentną osobą. Poradzi sobie w nowej roli.
- W każdej chwili, wasza wysokość – entuzjazm sprawia, iż cała promienieje. Lubię ją coraz bardziej. 
- Proszę, pozwól ze mną. Reszcie pań dziękuję za przyjście. Do widzenia – wychodzę, zostawiając za sobą zdziwione towarzystwo. Czekam, aż lokaj otworzy drzwi, po czym odwracam się, by puścić Jane przodem. 
Wpatruje się we mnie kilka par oczu, lecz najbardziej zszokowane należą do Simona. Chciałbym mu powiedzieć, że takie działanie nazywa się dedukcją, ale wątpię, czy zna znaczenie tak trudnego słowa...
- Proszę – wskazuję na drzwi. Dziewczyna przekracza próg mojego gabinetu, rozglądając się z zaciekawieniem.
- Dziękuję, wasza wysokość – skromna, zrównoważona. Oby nie była jak pozostałe. 
Poświęcam Jane godzinę czasu. Tłumaczę sposób, w jaki ma być prowadzony kalendarz oraz wydaję dyspozycję na kolejne dni. Muszę przyznać, iż bardzo szybko się uczy i nie zadaje zbędnych pytań. Jestem zadowolony w dokonanego wyboru.
W czasie szkolenia dzwoni telefon Simona. Unoszę wymownie brwi, dając mu do zrozumienia, iż nam przeszkadza.
- Przepraszam na chwilę – ochroniarz zostawia nas samych. To moja szansa. 
- Jane, mam do ciebie prośbę. Zrozumiem, jeśli odmówisz... – taka okazja może się nie powtórzyć. 
- Co mam zrobić, książę? - pyta konspiracyjnie.
- W sobotę muszę mieć wolne, ale nikt nie może o tym wiedzieć. Zwłaszcza Simon. Sama widzisz, jaki jest. Chciałbym, abyś tak planowała mój kalendarz, żebym mógł wyjść, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Zależy mi, by odwiedzić targi książki, a Simon celowo chce mnie pozbawić tej przyjemności. Możesz to dla mnie zrobić? Bardzo cię o to proszę - wykorzystuję całą siłę woli, by jakoś na nią wpłynąć.
- Oczywiście, książę. To żaden problem – uśmiecha się nieśmiało. 
- Dziękuję. Jestem twoim dłużnikiem. I jeszcze jedno - waham się przez chwilę, spoglądając na drzwi, prowadzące do gabinetu. - Proszę, nie zdradź mnie. 
- Obiecuję – poszło jak z płatka... 
Kolejne dni wypełniają mi rutynowe obowiązki. Rano ćwiczenia, potem praca, spanie i tak bez końca. Dziadek ani razu nie wspomniał o targach, a ja udaję, że straciłem nimi zainteresowanie. Simon nie zrezygnował z wolnego dnia, czego najbardziej się obawiałem. Przez cały ten czas pracowałem także nocami, aby nie mieć zaległości. Jestem mocno przemęczony, ale zrobię wszystko co konieczne, by tam pojechać.

Nadchodzi sobota. Od samego rana mój ochroniarz przygląda mi się nieco podejrzliwie. Wiem, że wychodzi zaraz po śniadaniu, tak samo jak dziadek. Siedząc z nimi w jadalni, czekam na dalszy rozwój wypadków. 
- Zobaczymy się dopiero wieczorem, książę Eryku – uśmiecha się przepraszająco.
- Oby nie – gryzę się w język, by nie powiedzieć więcej, niż jest to konieczne.
- Jak zwykle uroczy – żartuje sobie ze mnie.
- Jakie masz plany na dzisiejszy dzień? – pyta go dziadek, przerywając naszą zgryźliwą wymianę zdań.
- Nic specjalnego. Spotykam się z przyjaciółmi – „spotykam się z przyjaciółmi” przedrzeźniam go w myślach. Pewnie wybiera się do zoo... Nikt mu nie powiedział, że w sobotę małpi gaj jest nieczynny dla zwiedzających? 
- Baw się dobrze – poklepuje po plecach swego umięśnionego ulubieńca.
- Dziękuję, wasza wysokość - odpowiada.
- Muszę już iść. Do zobaczenia na kolacji – dziadek żegna się z nami i wychodzi. W jego oczach sytuacja jest dość jasna. Wydał rozkazy i oddala się do swoich zajęć.
- Książę? – głos Simona odrywa mnie od czytanej właśnie gazety. 
- Tak? - udaję niewiniątko, unosząc na niego wzrok.
- Mam nadzieję, że nie zrobisz niczego głupiego pod moją nieobecność... - jego zielone oczy wpatrują się we mnie intensywnie. Jest taki łatwowierny i naiwny...
- Masz na myśli coś konkretnego? - pytam złośliwie, dając mu do zrozumienia, że czekam, aż coś mi podpowie.
- W sumie to nie. Nie chcę ci niczego sugerować - "ja tobie też nie ..." dodaję w myślach. 
- Do zobaczenia wieczorem - w połowie drogi do wyjścia obraca się co najmniej kilka razy, by upewnić się, iż niczego nie knuję. W końcu zostaję sam.
Kończę śniadanie, obserwując w oknie jak dziadek, a potem Simon, odjeżdżają swoimi samochodami. Gdy znikają z horyzontu, wracam do swojego pokoju. Zamykam drzwi i zamiast pracować, idę prosto do garderoby. Przebieram się w przygotowany wcześniej strój, który pozwoli mi wmieszać się w tłum, zabieram torbę i udaję się na tyły posiadłości, gdzie czeka zamówiona taksówka. Staram się usiąść jak najniżej, by nikt mnie nie zauważył.Trwa to zaledwie chwilę i mogę się cieszyć upragnioną wolnością! 


Targi książki są wspaniałe. Rozmawiam z wydawcami i kolekcjonerami. Udaje mi się upolować kilkanaście pozycji. Wśród nich znalazło się także kilka białych kruków, które bardzo mnie cieszą. W zwykłych spodniach i koszuli nie wzbudzam niczyich podejrzeń. Mogę w spokoju oglądać stoiska i nie martwić się, że zostanę rozpoznany. Gdy rozważam kolejne zakupy, ktoś obejmuje mnie ramionami od tyłu i przyciąga do swojej klatki piersiowej. Spoglądam za siebie, by zbesztać napastnika. Simon...
- Dobrze się bawisz? - pyta słodkim głosem, szepcząc mi wprost do ucha.
- Już nie – odpowiadam ponuro. Znowu mnie znalazł... Jak on to robi?
Próbuję się uwolnić, ale on jest znacznie silniejszy.
- Co tu robisz? 
- A jak myślisz, Sherlocku? - nie dosyć, że oplata mnie jak wąż, to jeszcze na żarty mu się zebrało. - Puszczaj! - wyrywam się, ale on nawet nie drgnie. 
- Dziadek wie, że tu jesteś? - kontynuuje przesłuchanie, zupełnie jakby nie znał odpowiedzi na to pytanie.
- Jeszcze nie. Masz swoją szansę. Szybko do niego zadzwoń, to może da ci premię - szydzę z niego, szturchając go łokciem w bok.
Nagle wraca księgarz, na którego czekałem.
- Przeprasza, że tyle to trwało. Znalazłem wydanie, o które pan pytał, ale sprowadzenie tej książki zajmie kilka dni. Możemy je wysłać razem z resztą książek. 
- Bardzo dziękuję – zwracam się do mężczyzny, który patrzy na nas z szeroko otwartymi oczami. Na jego miejscu ja też byłbym zdziwiony, ale nic nie mogę poradzić. Wyciągam dłoń w kierunku czytnika i robię przelew za pośrednictwem mojego telefonu.
- W takim razie proszę oczekiwać na przesyłkę – żegna się ze mną i podchodzi do kolejnego klienta, kręcąc przy tym głową z niedowierzaniem.
- Zakupy się udały, Eryku? - ściska mnie jeszcze mocniej, niż na początku, przypominając o swojej obecności.
- Dla ciebie książę Eryku... Możesz mnie puścić? Nie mogę oddychać – skarżę się. Podziałało. Natychmiast mnie uwalnia.
- Wybacz. Ciągle zapominam, że jesteś taki drobny - szczerzy zęby w głupkowatym uśmiechu.
Czuję się znacznie pewniej z dala od jego ramion. Co to w ogóle był za pomysł?!
Staram się być opanowany, bo wiem, że za chwilę Simon wywoła prawdziwą burzę. Dziadek ściągnie tu wszystkich agentów, łącznie z policją i śmigłowcami, bo nieposłuszny wnuczek wymknął się z domu... 
- Jak się tu dostałeś? - no proszę, czyli jednak nie wie wszystkiego.
- Przybiegłem - wypalam bez zastanowienia.
- Nagle polubiłeś bieganie... 
- To cud - kpię z niego.
- Koniec żartów. Jak tu dotarłeś? - krzyżuje ręce na piersi, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Taksówką – odpowiadam zgodnie z prawdą. Simon kręci głową, po czym spogląda na zegarek.
- Chodź, zbieramy się stąd. 
- Nie chcę. - Prowokowałem go i teraz może się okazać, że zabierze mnie gdzieś, gdzie nie ma ludzi i zrobi coś naprawdę złego. Nie ufam mu, bo zostać z nim sam na sam.
- Chcesz, zapewniam cię, że chcesz... - grozi mi, ciągnąc za sobą w kierunku parkingu.
- Masz dziś wolne, zajmij się swoimi sprawami i zostaw mnie w spokoju.
- Eryku, nie drażnij mnie jeszcze bardziej... - ostrzega – bo wyciągnę cię stąd siłą. 
- Książę Eryku – poprawiam go. - Nie przypominam sobie, abym pozwolił ci na poufałość – też potrafię być złośliwy, chociaż tak naprawdę nie przeszkadza mi, że mówi mi po imieniu. 
- Nie chcę się spóźnić, więc... Książę Eryku, do samochodu. Już! - jestem posłuszny, bo co mam zrobić? Kolejna ucieczka tego dnia nie miałaby sensu. 
Simon odpala silnik, po czym odwraca głowę i wpatruje się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- Nie zapytasz jak cię znalazłem? - wiec o to chodzi... Liczy na jakąś pochwałę?
- Jak mnie znalazłeś?- przedrzeźniam go, udając zainteresowanie.
- Zajrzałem na targi, bo coś nie dawało mi spokoju... I proszę, miałem rację. 
- Gratuluję, możesz być z siebie dumny.
- Wypatrzenie cię w tłumie zajęło mi kilkanaście sekund. Rozumiesz o czy mówię? Gdybym był porywaczem, już leżałbyś w bagażniku, albo był martwy – chyba stara się mnie nastraszyć, ale jego groźby nie robią na mnie wrażenia. 
- Nie boję się śmierci – odpowiadam, patrząc mu prosto w oczy. 
- A powinieneś. 
Na tym kończymy naszą pogawędkę. Samochód włącza się do ruchu. 
Zostajemy w centrum. Po kilkunastu minutach jazdy zatrzymujemy się na parkingu przylegającym do jednej z kawiarni.
- Pośpiesz się, czekają na nas – rozglądam się, bo rzadko bywam w tej części miasta. Simon gestem wskazuje na niewielką kawiarnię. W środku jest prawie pusto. Zwykłe miejsce, nic specjalnego. Przy jednym ze stolików siedzi kobieta, która uśmiecha się na jego widok. Mój ochroniarz odpowiada jej tym samym, chwyta mnie za ramię i ciągnie w stronę jej stolika.
- Grace! - rzucają się sobie w objęcia. - Tak dawno cię nie widziałem!
Zabrał mnie na randkę?! A myślałem, że gorzej już nie będzie...
- Nic dziwnego, skoro ostatni rok spędziłeś w Europie. Ucieszyłam się, gdy zadzwoniłeś. - Więc to jest jego „przyjaciel”? Kobieta ma ciemne, krótkie włosy i brązowe oczy. Jest ładna. Za ładna dla Simona...
- A to kto? - pyta, dostrzegając moją obecność. 
- Mój nowy pieszczoszek – posyłam mu lodowate spojrzenie, słysząc to określenie.
- Pracujesz nawet w dni wolne? - dopytuje Grace. Nie ukrywa, iż wolałaby zostać z Simonem sama.
- Eryk to nie praca, to czysta przyjemność – mój ochroniarz zdaje się być w szampańskim humorze. Nie zauważa, że ma wokół siebie dwie wkurzone osoby?
- Wydaje mi się, że skądś cię znam, Eryku. Jesteś kimś znanym? - w dodatku jego dziewczyna okazuje się bardzo spostrzegawcza. 
- Nie sądzę - chowam się za plecami Simona.
- Grace i ja służyliśmy razem w wojsku. Łączy nas kawał historii - uśmiechają się do siebie porozumiewawczo. Czuję, że moja obecność nieco ich krępuje, więc próbuję się wycofać. 
- Idę na spacer – informuję ich. Mężczyzna wykazuje się niesamowitym refleksem i chwyta za moje ramię. 
- Zostajesz! Mam dosyć uganiania się za tobą po mieście – popycha mnie w kierunku stolika i siłą sadza na krześle. 
- Simon... - Grace stara się nieco załagodzić napiętą sytuację.
- Przepraszam, ale to jego wina. Doprowadza mnie do szału. Dziś znowu mi uciekł – nie wiem czy te słowa kieruje do mnie, czy do niej. Odsuwam się w najodleglejszy kąt stolika i wyciągam z torby jedną z książek, którą dziś kupiłem. To marne pocieszenie, ale przynajmniej nie czuję się jak piąte koło u wozu. Wolałbym wrócić do domu i słuchać wyrzutów dziadka. Im dłużej tu jestem, tym będzie gorzej. Wiem, że opowie mu o ucieczce ze szczegółami, a także o tym, że musiał mnie niańczyć podczas randki. To miał być mój dzień wolny... Szkoda, że trwał tak krótko. Dziadek nie toleruje przerw w pracy. Ciągle każe mi coś robić. Dzięki treningom nie mogę się nawet wyspać. Prosiłem, aby trochę mi odpuścił, ale jak zawsze to zignorował. Gdyby nie przyjechał na targi, wszyscy byliby zadowoleni... 
Rozmowę tej dwójki przerywają częste wybuchy śmiechu. Muszą się dobrze znać, bo mam wrażenie, że rozumieją się bez słów. Trochę im zazdroszczę. Nigdy z nikim nie byłem tak blisko. 
Spędzamy w kawiarni kilka godzin. Simon wmusza we mnie herbatę, która jest ohydna, a jego dziewczyna zamawia dla nas ciasto wiśniowe.
- Jestem uczulony na wiśnie – protestuję cicho. 
- Zjesz ciastko i bez dyskusji! Stwarzasz same problemy, więc chociaż raz zrób, co mówię - rozkazuje mi.
- Ale... - staram się wytłumaczyć, jednak nie daje mi skończyć. 
- Jedz, bo nie ręczę za siebie... - syczy wściekły.
Nie mam wyboru... Jem nieszczęsne ciastko, od którego od razu jest mi niedobrze. 
Późnym popołudniem żegnamy się z Grace i wracamy do domu.
Słabo mi, a brzuch boli tak bardzo, jakby ktoś mnie kopnął w żołądek. Chyba nawet wolałbym, aby tak właśnie było. Z trudem docieram do samochodu. Marzę o tym, aby położyć się do łóżka. Najgorsze jest to, że na taki ból nic nie pomaga. Zagryzam mocno wargi. Walczę ze łzami ze wszystkich sił, bo nie dam mu tej satysfakcji. Płacz i tak nic nie da... 
- Jesteś dziwnie milczący. Zaczynam tęsknić za twoimi złośliwościami. Wszystko w porządku, książę? - ledwo rozumiem o czym do mnie mówi.
- Tak, jest cudowanie – nie szczędzę mu ulubionej ironii.
Dojeżdżamy w milczeniu. Otwieram drzwi samochodu i odpinam pasy. Jeszcze chwila i będę w swoim pokoju. Udaje mi się wysiąść, lecz mam problem z utrzymaniem równowagi. Simon natychmiast do mnie podbiega. Nie dam rady wrócić do pokoju... Czuję jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Mężczyzna ratuje mnie przed upadkiem dosłownie w ostatniej chwili.
- Eryk! Co ci jest?! - wpada w panikę. 
- To reakcja alergiczna na wiśnie – odpowiadam z trudem. - Proszę, chcę wrócić do swojego pokoju – Simon bierze mnie na ręce. Opieram głowę o jego klatkę piersiową. Serce tak szybko mu bije...
Kładzie mnie ostrożnie na łóżku. Po chwili wraca w towarzystwie kucharki, która pracuje z zamku najdłużej.
- Nie wiedziałeś, że książę Eryk jest uczulony na wiśnie? - pyta kobieta. 
- Nie wiedziałem! - krzyczy Simon. - Skąd mogłem wiedzieć?! 
- To teraz już wiesz.
- Trzeba zawołać lekarza! Strasznie się męczy! 
- Nie martw się. Do rana mu przejdzie. Jeśli mi nie wierzysz, zadzwoń do jego wysokości. Nie pierwszy raz jest w takim stanie. Poza tym to mazgaj, który lubi się nad sobą rozczulać. I niezły aktor. Zostaw go w spokoju. Znudzi się, to przestanie udawać - służąca, jak zawsze, jest dla mnie taka miła.
Dziadek potwierdza wersję kucharki, gdy ochroniarz prosi go o pomoc.
- Jak mam się nie martwić?! Nawet nie wiem czy jest przytomny! - patrzy na mnie tak bezradnie. Nie patrz tak, Simon... Nie chcę twojej litości. Niczego od ciebie nie chcę... 
Staram się skupić na oddychaniu i liczę na to, że stracę przytomność, jak wtedy, gdy byłem dzieckiem, a brat z kolegami siłą karmili mnie wiśniami, bo wiedzieli, że jestem za słaby, aby się obronić. To było tak dawno... Nic się nie zmieniło. Nadal jestem słaby...

23 komentarze:

  1. Jak do tej pory, to był najlepszy rozdział z tego opowiadania. Przynajmniej według mnie :)
    Eryk taki mały konspirant i Sherlock w jednym. Jak wybierał asystentke, to mi się od razu jedna scena z serialu Sherlock przypomniała :D Swoją drogą, z Simona byłby dobry Watson :D
    Jak przyłapał Eryka na targach książki i go objął... To było urocze i jednocześnie zabawne. Haha, grupowa randka? Z racji, że to pierwsza randka Simona i Eryka, jestem niepocieszona, że jakaś dziewczyna im towarzyszyła. Jakby byli we dwóch, byłoby romantyczniej :)
    Simon Ty idioto. Książę mówi, że ma uczulenie a ten każe mu nie marudzić i jeść. Ale trochę mu się nie dziwie, bo Eryk cały czas go oklamuje, więc pewnie myślał, że to kolejny "żart" z jego strony.
    Ale dlaczego na wiśnie? :< Trochę mi z tego powodu przykro, bo wiśnie mają taki dziwny związek z moim życiem i to tak, jakby Eryk miał uczulenie na mnie :P Wiem, pokrętna logika, ale grunt, że chociaż ja, mniej więcej rozumiem o co mi chodzi :D Ale to mniej więcej.
    Więc... to jest ten moment, kiedy Simon czuwa przy łóżku Eryka, trzyma go za rękę, a kiedy książę zasypia, to go całuje? ^^ Małe prawdopodobieństwo, ale nadzieja zawsze jest :D
    Ciekawy rozdział, nie mogę się doczekać następnego!

    Ruu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie Sherlock jako serial rozczarował. Wszyscy tak zachwalali, a poza kilkoma scenami trochę lipa.
      Tobie się podobało, że go objął na targach, a Joleen do mnie powiedziała "czemu on go ciągle ściska, nie możesz tego zmienić?". Nie zmieniłem. Mi też się podoba :D
      Czemu wiśnie? Bo kojarzą mi się z czymś wesołym i dlatego je wybrałem, ale gdybym wiedział, że odbierzesz to tak osobiście, zmieniłbym na inne owoce :P
      Czy to jest ten moment? Kto wie :D Słodki, kradziony pocałunek, niczego nieświadomy książę... :)Kusisz mnie Ruu, i to bardzo :D
      Więcej już niedługo, obiecuję :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Mi się osobiście podobał. Chociaż, zmieniłabym kilka scen. No i obowiązkowo dorzuciła kilka Johnlockowych momentów :P
      Bo to jest takie urocze, kiedy Eryk stara się go odepchnąć a Simon nic sobie z tego nie robiąc, dalej traktuje go jak przenośną poduszkę :D
      Haha, spokojnie, jakoś to przeżyję :D
      Właśnie! To jet idealny moment. To by był taki niewinny pocałunek, że ahh! Się rozmarzyłam ;) Tylko gorzej, jakby Eryk w tym momencie otworzył oczy i spytał Simona, co ten do cholery wyprawia. Ciężko by było jakoś z tego wybrnąć, bo zwykłe "miałeś coś na policzku", raczej by nie zadziałało w tej sytuacji :D
      Co ja poradzę, że ze mnie taki mały szatan? :D

      Ruu

      Usuń
    3. Ruu, zaczynam się Ciebie bać :D
      "Miałeś coś na policzku"... :P Myślisz, że to by przeszło? Muszę wypróbować :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Niepotrzebnie. Prawda, mam jakieś tam odchyły, ale poza tym jest w porządku :D
      Szczerze? Nie mam pojęcia. Jak wypróbujesz, daj znać, czy się udało :P

      Ruu

      Usuń
    5. Spodziewałem się, ze napiszesz mi coś w stylu "z mojego doświadczenia wynika, że ..." :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. Ahahaha,za kogo Ty mnie uważasz, co? :D Na razie nie miałam okazji całować śpiących ludzi. Zobaczymy co życie przyniesie :P

      Ruu

      Usuń
    7. W razie czego jestem chętny wysłuchać Twojej relacji :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    8. Zdam Ci szczegółową relacje. Masz to jak w banku :D

      Ruu

      Usuń
    9. Może jakoś to udokumentuj. Mała video-relacja dla kochanego Kitsusia byłaby super :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    10. Mam Ci nagrać, jak całuje jakiegoś śpiącego, lub nieprzytomnego gościa? :o Kitsune, to jakiś fetyszyk? :P

      Ruu

      Usuń
    11. Tylko jeśli ta scena zakończy się zdaniem "miałeś coś na policzku" :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    12. Nie wiem, czy mam na tyle odwagi... raz się żyje :P Masz moje słowo, że jak jeśli będę sama w pokoju ze śpiącym mężczyzną, to sprawdzę, czy ma brudny policzek :D

      Ruu

      Usuń
    13. Ruu, Twoje badania będą krokiem milowym dla ludzkości :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    14. Mam taką nadzieję :D

      Ruu

      Usuń
  2. Czemu ci ludzie tacy są?
    Przecież Eryk nic nie zrobił...
    Jedynie Simon rozumie...
    A z tego brata to dopiero jebany książę :<

    Kitsune zrób coś miłego Erykowi
    bo będę płakać ;^;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yagódko, myślisz, że Simon rozumie? Naprawdę? To słodkie. Tylko czy prawdziwe? Zobaczymy ... :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Rozumie w sensie ,że się stara zrozumieć (Chyba xD) a nie odrazu ,że Eryk udaje

      Usuń
    3. A jeśli się nie stara to co wtedy? :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Oj Eryś... Teraz to serio już nie wiem co powiedzieć. Czy wszyscy tam są wstrętnymi ku***mi (przepraszam, ale ładniej nie umiem o takich się wypowiadać, bo jestem dość emocjonalna) bez uczuć! Ja bym tej kucharce czegoś do jedzenia dosypała tak jak Dziadziowi! Przecież to właśnie im powinno na nim zależeć, bo długo go znają! A jedynym, który jest Simon, czyli właściwie obca osoba. W tak beznadziejny sposób przypomniałeś mi o ludzkiej znieczulicy... Bardzo polubiłam nową asystentkę Księciunia. Mam nadzieję, że nie okaże się wstrętną bladzią. Jeżeli tak, będę kibicować wszystkim mordercą i psycholom tego świata żeby ją dopadli i się z nią zabawili. Tak. Włączył mi się tryb mordowania wszystkich złych potworów. Ta akcja na targach... Mistrzostwo! To było takie myry myry. Coraz bardziej nie mogę doczekać się jakiegoś zbliżenia między Erysiem i Simonem. Grace... Wydaje się być ogólnie spoko babką. Ale od razu Ci mówię, że jak zaczniesz się do pana ochroniarza dowalać idź się kurde utop, albo skocz z wysokiego budynku. Bo jak ja Cię w swoje łapki dopadnę marnie skończysz. Tak. Bardzo ich shipuję. Wręcz psychopatycznie. No, ale nie moja wina żeś zrobił ich takich... No... No... No wiesz dobrze jakich! Jak na moje kryteria obaj są tak zajebiści, że aż brak mi słów! A to przecież niby tylko ochroniarz i książę. Chociaż "tylko" nie jest adekwatne do ich parki. To "aż" ochroniarz i książę.
    Miałam już na dzisiaj przystopować i iść spróbować się wyspać, ale po co. Wolę czytać!
    Do następnego!
    Papa!
    AsiaAri <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka, hejka,
    a było tak pieknie... Simon to twoja wina mówił o alergii, ciekawe czy ta kucharka też by zignorowała gdyby jej syn był w takim stanie, a dziadek wcale też nie lepszy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, a było tak pięknie, Simon to twoja wina mówił o alergii, ciekawe czy ta kucharka też by zignorowała gdyby jej syn był w takim stanie, a dziadek też nie lepszy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń