środa, 19 października 2016

Rozdział III

„Grzech


Tak jak przypuszczałem Henryk nie wpuścił gościa do domu, lecz zatrzymał przy bramie. Mam więc okazję przyjrzeć się nieznajomemu zanim staniemy twarzą w twarz. Z pewnością nie przekroczył pięćdziesięciu lat. Ciemne włosy, mocno oprószone siwizną na skroniach, ma zaczesane do tyłu. Ubrany w piaskowy garnitur oraz fioletową koszulę, które w żaden sposób nie maskują sporej nadwagi, podwójnego podbródka oraz ciemnoczerwonych plam na polikach, nie robi na mnie dobrego wrażenia.
- Dobry wieczór – wita się uprzejmie. - Jestem David Aaron, a ty musisz być Jack - próbuje się uśmiechnąć, wlepiając we mnie małe, świńskie oczka.
- Czemu zawdzięczam pańską wizytę w środku nocy, panie Aaron? - silę się na uprzejmy ton.
- Proszę, mów mi David. Liczę na to, że zostaniemy przyjaciółmi.
- Nie szukam przyjaciół – odpowiadam mu ostro. - Możesz więc przestać mydlić mi oczy konwenansami i przejść od razu do rzeczy. Kim jesteś i co tu robisz?
- Skoro tak stawiasz sprawę – fałszywy uśmiech znika z jego napuchniętej twarzy. - Mam dla ciebie bardzo intratną propozycję. Chodzi mi o twojego podopiecznego...
- Nie mam żadnego podopiecznego.
- Masz. Dobrze wiesz kogo mam na myśli. Jestem pewny, że przebywa tu z razem tobą i zostanie w tym domu długo po tobie, Jack...
- Nadal nie rozumiem.
- Już ci tłumaczę. Prawda jest taka, że chciałbym go od ciebie na trochę pożyczyć. Pięćdziesiąt, góra sto lat... Wszystko zależy od ciebie – dodaje pośpiesznie, jakby ten argument miał mnie przekonać do rzucenia mu się z wdzięczności w ramiona.
- Po co?
- Po co, po co... Powiedzmy, że mam taki kaprys. Istoty takie jak on są bardzo rzadkie – układa swoje tłuste palce w piramidę, zachowując się przy tym jak pokrętni politycy, których szczerze nienawidzę. - Sowicie cię za to wynagrodzę, zapewniam.
- Nie chcę pieniędzy, mam ich pod dostatkiem.
- Nie chodziło mi o pieniądze... Nie miałbyś ochoty wrócić do swojego poprzedniego życia? Nie tęsknisz za nim? Ponoć zapowiadałeś się na całkiem niezłego pediatrę...
- To niemożliwe! Związku, który nas łączy nie można zerwać!
- Mylisz się, mój drogi. Jest pewne rozwiązanie, dość drastyczne, nie twierdzę, że nie, lecz nie dotyczyłoby ono ciebie, a wspólnika twojej niedoli... Nie darzysz go ciepłymi uczuciami, prawda Jack?
- Co przez to rozumiesz? - przyglądam się tłuściochowi, który krąży wokół mnie. Tak intensywny wysiłek fizyczny sprawia, że zaczyna się mocno pocić. Sięga więc go kieszeni marynarki po chusteczkę, którą wyciera sobie czoło.
- Włos ci z głowy nie spadnie, gwarantuję. A to, co zrobię z wampirem, to już moja sprawa – zaczyna się śmiać, powodując falowanie wielkich fałd tłuszczu i atak zadyszki.
- Nie mogę rozważyć twojej oferty, jeśli nie podasz mi wszystkich szczegółów. Co dokładnie chcesz z nim zrobić? - dopytuję, czując gęsią skórkę na całym ciele. Dobrze wiem, że jego odpowiedź nie przypadnie mi do gustu...
- Jeśli zgodzisz się na moje warunki, zabiorę wampira do siebie choćby dzisiaj, a ty będziesz mógł wyjechać i cieszy się życiem, tak jak to miało miejsce zanim skazano cię na zesłanie do tej, za przeproszeniem, wiochy. Nie obraź się proszę, ale życie na tym odludziu z pewnością nie należy do prostych.
- Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Co mu zrobisz?
- Będzie moim niewolnikiem. Może sprzedam go temu, czy tamtemu, bo nie ukrywajmy, jest całkiem ładniutki. A poza tym... - robi pauzę.
- Poza tym? - im dłużej przebywam w jego towarzystwie, tym bardziej zaczyna mnie mdlić.
- Powiedzmy, że mam innego wampira, który zgodził się zatroszczyć o to, by twój mały podopieczny nie sprawiał problemów.
- Chcesz związać go z innym wampirem wbrew jego woli? To szaleństwo! - krzyczę. Zawarcie kontraktu z innym wampirem przeprowadzone siłą jest znacznie gorsze niż głód, który mu zafundowałem... Źle się stało, że wybrano mnie na opiekuna, ale nawet ja nie umiałbym być aż tak brutalny... Sin postradałby rozum, nie mówiąc już o tym, że...
- Nie, to czysty biznes. Więc jak, przemyślałeś sprawę? Zgadzasz się? Przywiozłem już nawet srebrną klatkę i kajdany. Wystarczy, że go zawołasz i po problemie – zaczyna pocierać dłonią o dłoń. Jego paluchy przypominają parówki ozdobione złotymi pierścieniami. Ohyda! - Na co czekasz, Jack? Jeśli będziemy się tak guzdrać, świt nas tu zastanie, a do tego czasu mam ochotę zabawić się z tym słabeuszem. Jest głodny, prawda? To oznacza, że nie sprawi zbytniego kłopotu. Moi ludzie szybko sobie z nim poradzą. Muszę przyznać, że świetnie się spisałeś. Sam lepiej bym tego nie wymyślił. No dalej, pośpiesz się i przywołaj go! Nie będę tu sterczał całą noc – irytuje się na moją opieszałość.
- Nie.
- Przepraszam, ale chyba nie dosłyszałem – uśmiech przygasa na jego nalanej twarzy.
- Powiedziałem NIE – znacznie bardziej akcentuję odmowę.
- Jack, czy ty rozumiesz, że to twoja jedyna szansa? Nikt inny nie jest w stanie uwolnić cię od klątwy. Tylko ja. Moja propozycja spadła ci jak gwiazdka z nieba, a ty bezczelnie mi odmawiasz?! Nie zachowuj się jak dziecko. On i tak jest już martwy. Nawet tego nie poczuje!
- Nasze spotkanie dobiegło końca. Proszę, nie przychodź więcej – odwracam się do mężczyzny plecami i idę w kierunku domu.
- Jack! Wracaj natychmiast! Porozmawiajmy! Przez niego spędzisz resztę życia na tym przeklętym zadupiu! W dodatku będziesz traktowany tylko jako posiłek! Tego chcesz?! Jack!
- Zamknij drzwi i nie wpuszczaj go nigdy więcej – proszę Henryka, który natychmiast wypełnia moje polecenie.
Rozmowa z tym obrzydliwym typem mocno podniosła mi ciśnienie. Idę do kuchni i nalewam sobie szczodrą porcję alkoholu. Po kilku minutach dołącza mój służący.
- Napijesz się ze mną? - proponuję mu drinka, ponownie napełniając swoją szklaneczkę.
- Dziękuję, panie, ale nie przepadam za alkoholem. Pan David zostawił wizytówkę. Prosi o kontakt przed końcem pełni. Ponoć do tego czasu zmieni pan zdanie – odbieram od niego biały kartonik, po czym drę na kilka części i wyrzucam.
- Nie spotkam się z nim nigdy więcej! – powtarzam, kierując się do swojej pracowni, gdzie znajduję Sina beztrosko śpiącego przed kominkiem. Prawdą jest, że nie darzę go sympatią, ale gdybym się zgodził... Przyglądam mu się przez chwilę. Wygląda na spokojnego i zrelaksowanego. Czuje się tu bezpiecznie. Tylko ciemne cienie pod oczami zdradzają w jakim naprawdę jest stanie. Powiedział, że to jego druga opcja... Czy zgodziłby się na propozycję Davida wiedząc, co ten chce mu uczynić? I czy ja powinienem się zgodzić? Wolność... Mógłbym odzyskać wolność nie ryzykując przy tym niczyjego życia. A wampir? Co mnie obchodzi co się z nim stanie? Będzie sobie cierpiał w nieskończoność. Ja także cierpię! Czy ktokolwiek lituje się nad moim losem? 
Ukrywam twarz w dłoniach i rozważam wszystkie za i przeciw. Nie umiem podjąć żadnej racjonalnej decyzji, więc postanawiam odłożyć to do jutra i idę spać.
Po przebudzeniu spotkanie z Davidem jawi mi się jako zwykły koszmar senny, którym nie zamierzam dłużej zawracać sobie głowy. Muszę kontynuować badania. Pochłonięty zamówieniami nie zauważam, gdy za oknem robi się ciemno.
- Popełniłeś błąd, o tutaj – Sin szepcze mi do wprost ucha, wskazując palcem na obliczenia.
- Nie skradaj się tak! Przez ciebie o mały włos nie dostałem zawału!
- Przepraszam, Jack. Nie chciałem – odwraca głowę w moją stronę. Jest tak blisko, że widzę ciemne plamki w zielonych oczach. Wydaje mi się, że dawniej ich kolor był znacznie bardziej intensywny...
- Odejdź! Mówiłem ci tyle razy, że masz się do mnie nie zbliżać, bo...
- Bo się mnie brzydzisz. Wiem, pamiętam – kończy za mnie zdanie, odsuwając się o kilka kroków od biurka.
- No właśnie. Więc co tu jeszcze robisz?
- Źle dobrałeś proporcje. Jeśli natychmiast nie zareagujesz, za chwilę to, nad czym pracujesz, wybuchnie – wskazuje na miksturę, podgrzewaną przy pomocy niewielkiego palnika.
- Nie śmiesz mnie! Pracowałem nad tym przez ponad miesiąc! Wszystko sprawdziłem trzy razy, więc zapewniam cię, że...
- Źle policzyłeś miejsca po przecinku. Jeśli mnie nie posłuchasz, możesz zrobić sobie krzywdę – ton jego głosu przypomina mi mojego nauczyciela, który w podobny sposób tłumaczył niejasności krnąbrnemu dziecku, którym z pewnością nie jestem!
- Nie wybuchnie! - przyglądam się miksturze. Chyba za mocno ją podgrzałem, bo zaczyna gwałtownie parować, ale...
- Proszę cię, odsuń się – próbuje mnie osłonic, lecz odpycham go i podbiegam do stołu, by przyjrzeć się reakcji chemicznej. - Jack! Nie! - szklany pojemnik wylatuje w powietrze, zanim zdążyłem zmniejszyć płomień. Kawałki szkła rozlatują się we wszystkie strony, raniąc mnie przy tym w rękę. Unoszę ją do góry, by obejrzeć obrażenia. W tej samej chwili oczy Sina robią się wielkie i świecące.
- Krew... - szepcze cicho, nie umiejąc oderwać wzroku od cienkiej stróżki, która spływa po moich palcach.
- Odejdź! - ostrzegam go.
- Jack... Krew... - powtarza, przyglądając się zranionej dłoni jak zahipnotyzowany.
- Nie dostaniesz, odejdź! - nakazuję mu.
- Ale Jack... Jestem taki głodny... Tylko kilka kropli... - zmniejsza dystans między nami.
- Powiedziałem nie! - wampir może wziąć krew tylko wtedy, gdy mu się ją daje. Powinien poczekać na sygnał od opiekuna, że ten wyraża chęć nakarmienia go, ale Sin zupełnie mnie ignoruje. Oblizuje suche wargi. Jego kły zdają się wydłużać. Zaczynam cofać się w kierunku ściany, lecz na niewiele się to zdaje. Sam zapach z pewnością mami już jego wampirze zmysły. Jeśli go nie powstrzymam, rzuci się na mnie i zabije!
- To nie będzie bolało... Wezmę tylko troszkę, zobaczysz... - sięga po moją dłoń.
- Zostaw! - rozkazuję mu, uderzając w twarz z całej siły. Mój cios przywraca mu zdrowy rozsądek. Mruga kilka razy nie bardzo rozumiejąc co się dzieje. - Odejdź, Sin! Chciałeś się na mnie rzucić! - odpycham go do tyłu.
- Prze-Przepraszam... Nie wiem... Nie wiem co mi się stało... Ja... Nie chciałem... Przysięgam! Nie chciałem... - szepcze, chociaż obrzydliwe kły oraz dziwnie błyszczące oczy nie świadczą na jego korzyść.
- Wynoś się stąd!
- Proszę! Nie wyrzucaj mnie z domu! Błagam cię...
- Zagrażasz mi! Opuść teren tego domostwa! - powtarzam część zaklęcia, która pozwala mi usunąć wampira poza bramę. Nigdy wcześniej tego nie robiłem, więc nie wiem czego mam się spodziewać. Sin wpatruje się we mnie żebrzącym wzrokiem. Drzwi balkonowe same się otwierają. Niewidzialna siła otula jego ciało i powoli zaczyna wypychać, najpierw z pokoju, potem coraz dalej, przesuwając go w stronę głównej bramy.
- Jack! Proszę, nie! Jack! Ja nic nie zrobiłem! Odwołaj to! Jack! - jęczy coraz głośniej. Wychodzę na taras, by na własne oczy przekonać się jak działa moja „moc”. Muszę przyznać, że jestem mile zaskoczony skutecznością zaklęcia. Książę Klaudiusz pomyślał o wszystkim...
Po chwili do pracowni wpada zaalarmowany Henryk.
- Panie, wszystko w porządku? Słyszałem jakieś głosy – mężczyzna wpatruje się we mnie z troską.
- Nic się nie stało. Zraniłem się w rękę, a ten idiota uznał to za zaproszenie do ataku, więc użyłem zaklęcia i wyrzuciłem go z domu – streszczam służącemu zajście.
- Całe szczęście. Proszę pokazać mi dłoń, zaraz się nią zajmę – niechętnie wyciągam zakrwawiony nadgarstek w jego stronę. - Skóra została przecięta, ale nie wbiły się żadne odłamki. Pójdę po apteczkę.
- Dziękuję – odkręcam kran, by obmyć ranę. Po chwili powraca, by szybko i sprawnie robić mi opatrunek.
- Gotowe, panie – informuje mnie, ściągając jednorazowe rękawiczki.
- Jesteś w tym naprawdę niezły – przyznaję zaskoczony.
- To mój obowiązek – dodaje, chowając plastry i bandaże z powrotem do pudełka. - A panicz Sin?
- Pójdę po niego jak trochę ochłonie. Obiecałem, że będzie mógł tu zostać aż do zakończenia pełni.
- Mam nadzieję, że nic mu nie będzie. Idąc po apteczkę miałem wrażenie, że słyszałem za murem jakieś samochody.
- Samochody? - dziwię się. - Przecież mieszkamy tu zupełnie sami, więc skąd nagle... David! - podrywam się z miejsca i wybiegam do ogrodu.
- … posiłki są już w drodze. Powtarzam, macie schwytać go żywcem! Jest głodny, nie stanowi dużego zagrożenia! – głos Davida niesie się z samochodowego megafonu.
- Tam jest! Brać go! - słyszę krzyki i głosy ludzi. Nad bramą przelatuje kilka srebrnych strzał. Jedna z nich wbija się w ziemię centymetry od mojej stopy.
- Panie, wróć do środka – Henryk próbuje mnie powstrzymać, gdy zaczynam mocować się z potężnym zamkiem.
- Muszę go stamtąd zabrać! W przeciwnym wypadku zostanie złapany! Szybko, pomóż mi!
- On jest wampirem, poradzi sobie. Panie, nie możesz stąd wyjść – przypomina mi.
- Wiem, ale jeśli nie otworzę bramy, Sin nie będzie mógł wrócić. Szybko! Nie traćmy czasu! - wspólnymi siłami zdejmujemy zasuwę. Z oddali słychać, iż nadjeżdżają kolejne samochody.
- Macie go już? Nie uciekł daleko! Temu kto go dla mnie złapie, ofiaruję dziesięć milionów dolarów! - ekscytuje się David. Z góry nadlatuje śmigłowiec, by wspomóc poszukiwania za pomocą wielkiego halogenowego reflektora.
- Tam jest! Na drzewie! - krzyczy jeden z ludzi, a łucznicy od razu wypuszczają grad srebrnych strzał w kierunku przeciwnika.
- Sin! Wracaj do domu! - krzyczę, dochodząc do krawędzi bariery, której nie wolno mi przekroczyć.
- Muszę przyznać, że świetnie się spijałeś, Jack – David powoli drepcze w moja stronę, uśmiechając się przebiegle.
- Wynoście się z mojej ziemi!
- Tak się składa, że ta ziemia nie należy już do ciebie. Jest niczyja, więc możemy na niej polować bez przeszkód.
- Trafiłem go! - powiadamia jeden z mężczyzn.
- Wspaniale! - uradowany David klaszcze w dłonie.
- Sin! Wracaj! - każę wampirowi świadomy rosnącego z każdą sekundą zagrożenia, które na nas sprowadziłem.
- Ani kroku dalej – grubas próbuje mnie powstrzymać. - To dla twojego dobra, Jack. Zobaczysz. Bez wampira będziesz znacznie szczęśliwszy, a ja tak bardzo pragnę go mieć!
- Szefie, możemy użyć srebrnych kul? - pyta jeden z uzbrojonych ludzi.
- Tak. Chcę go mieć za wszelką cenę! Strzelać, powtarzam strzelać aż go złapiemy!
- Nie możesz go zabrać wbrew jego woli!
- A kto mi zabroni? Ty? Jesteś równie bezbronny jak ten głodny wampir – śmieje mi się w twarz. - Ale skoro chcesz pójść w jego ślady – jeden z jego ludzi rzuca mu miecz, którym zaczyna wymachiwać... - to nie mam nic przeciwko – zanim się orientuję w sytuacji, David rzuca się na mnie. Pomimo sporej nadwagi, jest solidnie wyszkolonym szermierzem. Nie mam z nim żadnych szans.
- Uważaj! - do moich uszu dobiega wołanie Sina, który w ostatniej sekundzie zasłania mnie własnym ciałem, odpychając w głąb ogrodu. Srebrne ostrze przeszywa jego skórę, rozcinając ją pod skosem od prawego ramienia aż po żebra z lewej strony. Krzyczy z bólu, tarzając się po ziemi.
- Zamknij bramę! - nakazuję Henrykowi. Tymczasem wampir zdaje się być w agonii. Zrywa z siebie tunikę, by lepiej obejrzeć obrażenia. Nie wygląda to dobrze. Bardzo krwawi, a biorąc pod uwagę fakt, że od dawna był głodny, rana nie jest w stanie sama się zasklepić.
- Sin! Spokojnie! To za chwilę minie! - próbuję zapanować na czerwonowłosym, który szarpie za resztki tuniki, a następnie zatapia kły w przedramieniu lewej ręki, gryząc raz za razem.
Przejmując stanowisko opiekuna członkowie rady ofiarowali mi całą wiedzę, którą udało im się zdobyć o nieśmiertelnych na przestrzeni kilkuset lat. Przeczytałem ten pokaźny tom kilka razy, by łatwiej zrozumieć zapisy kontraktu, zwłaszcza akapity poświęcone karmieniu. Wyczytałem w nim, że picie własnej krwi to dla wampira najgorszy rodzaj kary. Nie zaspokaja ona pragnienia. Ratuje w nagłych sytuacjach. Patrząc na poranione przedramiona, Sin często się w nich znajdował...
Boję się do niego podejść, choć ciężko dyszy ciężko i przestaje wyć. Po raz ostatni spogląda na mnie załzawionymi oczami. Jego włosy zdają się matowieć i tracić intensywną barwę. W końcu traci przytomność, upadając na żwirowaną alejkę.
- Sin! - podbiegam do niego i podnoszę z ziemi, by łatwiej mi było przyjrzeć się obrażeniom na jego ciele. Na lewym ramieniu widać ślad po srebrnej strzale, którą został trafiony. Rana na klatce piersiowej także się nie uleczyła, a przecież powinien zupełnie zniknąć, tak samo jak ślady po kłach. Od jak dawna jego ciało jest zbyt słabe, by się zregenerować? - Zaraz się tobą zajmę! Wytrzymaj jeszcze trochę! - biorę go na ręce i niosąc w kierunku domu.
- Panie, obawiam się, że w tej chwili niewiele da się dla niego zrobić.
- Mylisz się – układam go przy kominku, podwijając jednocześnie rękaw koszuli. - Masz, pij – przykładam nadgarstek do bladych ust. Nie reaguje. Celowo dotykam jego nagiej skóry. Powinienem móc odbierać wampirze myśli lub uczucia, lecz kompletnie nic nie czuję.
Podchodzę do stołu i sięgam po nóż.
- Panie, co chcesz zrobić? - przerażony Henryk przygląda się z dezaprobatą, gdy nacinam sobie palec serdeczny lewej dłoni. Krew spływa na jego usta, lecz mimo to Sin ani drgnie.
- No dalej, nie rób mi tego...
- Nic mu nie będzie. Śpi - wyrokuje, poprawiając okulary.
- Skąd wiesz? Spójrz na jego włosy! Dzieje się z nim coś złego!
- Powinniśmy go umyć. Ciepła kąpiel rozgrzeje jego ciało.
- Dobry pomysł - chwalę mężczyznę.
- Wezmę go, panie – niechętnie oddaję mu wampira, obserwując jak oddala się w kierunku południowego skrzydła.
- Zabierz go do mojego pokoju – każę. - Po kąpieli znowu spróbuję nakarmić go krwią.
- Jak sobie życzysz – odpowiada, zabierając go do głównej sypialni. Obserwuję jak kładzie Sina ostrożnie na szezlongu, by móc przygotować kąpiel. Zdejmuje mu buty oraz spodnie, a potem wkłada bezwolne ciało do ciepłej wody, podtrzymując przy tym głowę. Delikatnie zmywa krwawe ślady, gładząc skórę myjką. Obwija go ręcznikiem i zanosi do łóżka. Kolejny raz nacinam sobie palec, by wlać nieco krwi do ust nieśmiertelnego. Dopiero teraz zauważam, że ma on ubrany na szyi złoty medalion. Jest niewielki. Nie ma więcej niż centymetr. Sądząc po sposobie, w jaki został ozdobiony, musi być bardzo stary... Sięgam po niego, by lepiej mu się przyjrzeć. Okazuje się, że można go otworzyć. Czy powinienem? Jakiś wampirzy sekret? Ostrożnie ujmuję go w obie dłonie i rozsuwam. W środku wprawione są dwa czarno-białe zdjęcia. Na jednym widnieje miniaturowa wersja posiadłości, a na drugim jestem ja...

41 komentarzy:

  1. TY POTWORNY LISIE!
    W TAKIM MOMENCIE?!
    DDDDDDDDDDDDDDDDD;


    Oczywiście mój monsz Jack najlepszy ;)
    (jak mógł go wypieprzyć przez okno?! XD)

    Jaki Jack jest ciekawski!
    Musiał otworzyć! NO MUSIAŁ
    ale to dobrze :>

    Czyżby NASZE dziecię ciemności było w nim zakośane?
    No szok i niedowierzanie.
    Koffany jest
    bardzo go lubie

    Ale no nie wybaczę ci tej końcówki!
    Ja chce więcej!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty i Jack? Razem? Jak to się stało?
      Jeśli coś da się otworzyć, to trzeba sprawdzić co jest w środku :D Tak dla spokojności :D
      Tyle stron napisałem, a Tobie mało? Nie wierzę!

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Kitsuniu mi ciebie zawsze mało!


      Offkors Jack to mój husband
      tylko jeszcze o tym nie wie

      Usuń
    3. Dziękuje Yagódko, jesteś kochana :)
      Dlaczego akurat Jack? Bo wyrzucił wampira za drzwi? Bardzo mnie to interesuje.

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Dziękuję! :D

      Jack? No całym swoim jestestwem!

      Usuń
    5. To kolejny rozdział też Ci się spodoba :D Jack dokona w nim pewnego odkrycia na miarę Nobla :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. No Kitsuniu nie mogę się wręcz doczekac ;)
      Pewnie będzie to coś bardzo niesamowitego.

      Usuń
    7. Dla mnie to nic wielkiego, ale on będzie podniecony :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    8. Teraz to mnie zagiąłeś.

      Usuń
    9. W przeciwieństwie do Twojego nowego męża, znam wampirzą naturę (nie mówiąc o tym, że realizuję własne fantazje :D). Jest mi łatwiej przewidzieć pewne fakty :D
      Będzie się działo :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    10. Kitsuniu ja to czarno widzę :D

      Usuń
    11. A romantyzm? Miłość? Wiesz co tam będzie się działo :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    12. pff a tam romantyzm
      wybacz Kitsuniu ale mnie kiwiatami czy świeczkami nie kupisz :D

      Ale ma być kref :DDDDDDDD
      Więc mnie kupiłeś

      Usuń
    13. Dogadamy się. Ostatnio odkryłem, że lubię zabijać w opowiadaniach i co? Za każdym razem mnie powstrzymujecie... Ale świeczki i płatki róż też jeszcze będą :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    14. Przeboleje to xD
      kto wie moze mi się spodoba :>

      Usuń
  2. Szczerze to troszkę się obawiałam, że Jack odda Sina... ale on go uratował (a przynajmniej miał taki zamiar...)! To było słooodkie >^3<

    Sinuś w ogóle taki dzielny i szlachetny ^^ obronił Jacka, chociaż ten był dla niego taki złyy... Brawa dla naszego wampirka! :D :D *klaszcze*

    Ten David (?) jest dziwny... i to bardzo. Albo ja go sobie tylko go tak wyobrażam. Mam nadzieję, że nie będziesz próbować nas przekonać, że jest on fajny. On tylko tak myśli, bo jest bogaty (i tłusty, bo puszystość to już nie jest. I to dawno).


    ~Emy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... Kto jest gorszy - Jack czy David? Oto jest pytanie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Uuuuu.... czyli to nie koniec sadystycznego Jacka? Jej >:D

      Albo David zrobi coś czym będzie chciał zyskać w czyiś oczach... (np w moich ^^ tak wiem skromność czasem nie jest moją mocną stroną...)

      ~Emy



      Usuń
    3. Sadystyczny Jack przypadł Wam do gustu :D No dobrze, coś wykombinuję :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Nie wiem czy innym ale mi na pewno przypadł ^^

      ~Emy

      Usuń
    5. Jack nie jest moim "KRÓLEM SEME", ale rokuje na całkiem wrednego :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. "KRÓLEM SEME"? (... >//w//<...)

      *error systemu
      Proszę zresetować system
      Dziękujemy*

      Kompletnie nie wiem jak na to zareagować. Tzw wiem ale nie wiem jak to ubrać zbytnio w sensowne słowa. Może o tak:
      Jestem zmieszana i to bardzo, i nie mam bladego pojęcia co i kiedy mnie odmiesza... (a może wiem? Zobaczmy ;D)

      Jack... zagatka ostatnich chwil... kto ją rozwiąże? Chyba tylko autor ;)

      ~Emy

      Ps. Z jakiegoś powodu nabrałam podejrzeń... -,- i ochoty na coś słodkiego...

      Usuń
    7. Spokojnie Emy, "KRÓL SEME" pojawi się w innym opowiadaniu. Kiedyś już o nim wspominałem. Będzie dotyczyło złotookiego księcia, klatek, pejczy i takich tam, ale to za jakiś czas. Podejrzewam, że w przyszłym roku. Muszę dobrze przemyśleć ten pomysł, bo KRÓL wymaga specjalnego traktowania :D
      A Jack? To zwykły seme :D Nienawidzi wampirów, zwłaszcza jednego. Co z tego wyniknie? Zobaczymy :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    8. Co z tego wyniknie... odwieczne pytanie każdego czytelnika (czasem i autora).

      ~Emy

      Usuń
  3. Ojeju ale mi się nie podobał ten rozdziaaaał aaaa! XD na początku Jack był idiotą, potem też Jack był idiotą a potem się okazało że to już koniec! ;-; no kurde aż tak bezwzglednie się zachował wywalając Sina zakleciem ;-;
    i zamiast od razu go nakarmić jak jeszcze był przytomny to nieeee, zatargajmy go do domu a może się wykrwawi po drodze :'D aaa Jack jesteś okropny XD ale chyba to się teraz troszku zmieni, nie? ^_^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, nie wiem. Sam mam dylemat :D
      Jack ma być dobry czy zły? - oto jest pytanie :D
      Niedługo nowy rozdział, po którym wkurzysz się jeszcze bardziej :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. *konspiracyjny szept*
      ZŁY

      Usuń
    3. o nieee XD będę czekać na ten rozdział i oczywiście swoje oburzenie wyrażę w komentarzu haha xD
      jak uke walczy i seme jest zły to ok hehe XD ale jak ukeś błaaaga,pomaga i jest taki biedny a seme totalnie bezwzględny to jest to smuuutne :'( może fifty fifty? XD wtedy byłoby idealnie :D bo też jakby taki dobry był to za dobrze by ten wampir miał >:>

      Usuń
    4. Nic nie powiem, gryzę się w język i nic nie powiem :D
      Jack jest wredny, ale Sin nie lepszy. Sama się przekonasz :D
      Będę czekał na to oburzenie :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    5. ojej o.o Sinuś nasz kochany? o.o no to widze zrobi się rzeczywiście ciekawie :D

      Usuń
    6. Nie da się ukryć ;3

      ~Emy

      Usuń
  4. Bardzo dobry rozdział -> -> sceny ostrej akcji najlepsze, ale mogłyby być jeszcze ostrzejsze (więcej krwi, jak u Nesbø). Widzisz Kitsuś? Da się pisać coś innego - lepszego - niż tylko biurowce!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że się da. Mam w głowie takie pomysły, że aż sam się siebie boję :D
      Krew jest motywem przewodnim. Sporo jej popłynie nim dobrniemy do końca.

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Ale krew w wyniku ran ciętych/od kul/morderstw, tak?

      Usuń
  5. Nie mam pomysłu na komentarz… ehh… Sin… Sin, Sin, Sin *powtarza* I co ja mam z Tobą zrobić? Akcja fajna, krew, krzyk i rozpacz :D Ooo tak! Jack jest spoko. Lubię go! Taka wredotka *^* Nie umiem, bo nie mam opinii na razie. Pożyjemy, zobaczymy :D

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się. Ja się zajmę Sinem :D Jackiem też :D Wszystkim się zajmę :D
      Ty się zrelaksuj, odpoczywaj, zjedz żelki :) Weekend blisko... :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Genialny ten rozdział. Jakoś tak mi pasuje to jakiegoś filmu akcji.

    Jack niby taki wampirofob, ale nie chciał powiększać męk Sina.

    Ubóstwiam ich pseudonienawiść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobał Ci się? :D
      Nie wszyscy doceniali mojego wampira. Do czasu :D Ciekawe, czy Tobie przypadnie do gustu :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Jak na razie to opowiadanie chyba najbardziej mi się podoba. Lubię czerwone włosy (sama się na czerwono farbuję).

      Ja tam w tym opowiadaniu to wszystkich głównych bohaterów lubię, włącznie z Henrykiem :)

      Usuń
    3. Gdzie byłaś jak to pisałem? Najpierw kazały mi zabić Jacka, potem Henryka, nawet Vero miał pójść do odstrzału... Z perspektywy czasu stwierdzam, że wampir rozbudził w komentatorkach uwielbienie przemocy. Na szczęście ja to wszystko rozumiem, dlatego spełnię ich oczekiwania :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  7. Hejka,
    wspaniały rozdział, a może teraz Jack się zmieni, och tak teraz to postanowił dać mu krew i ten medalion...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń