„For
this one last time
let me fall into your arms”
let me fall into your arms”
- Robert… No nie bądź taki… Nie będziemy się widzieć
przez cały weekend! – Próbuję wsunąć ręce pod piżamę ukochanego, który mnie
ignoruje. Naiwnie wierzę, że ten niewinny dotyk roznieci w nim płomień żądzy.
Nic z tego. Mój chłopak chwyta mnie za nadgarstki i odsuwa je od siebie, jakby
były jadowitymi wężami.
- Przepraszam, ale nie jestem w nastroju – zostaję
odepchnięty.
- Ostatnio nigdy nie jesteś w nastroju – zauważam ponuro.
Jego oschłe traktowanie powoli stanowi naszą codzienność, którą usilnie próbuję
odczarować. Od pewnego czasu to ja inicjuję wszystkie nasze zbliżenia lub
pieszczoty, a mimo to nie bardzo mam się czym chwalić. „Sukcesy” mógłbym
odnotować na palcach jednej dłoni. Czy czas, gdy byliśmy sobą wiecznie
nienasyceni bezpowrotnie przeminął?
- To nieprawda – komentuje beznamiętnym tonem, nie
zaszczycając mnie choćby przelotnym spojrzeniem. Nie rozumiem dlaczego Robert
zachowuje się tak, jakby mu na mnie nie zależało. Do późna przesiaduje w
redakcji, a gdy w końcu wraca do domu, nie rozstaje się z telefonem. Praca jest
ważna, nie twierdzę, że nie, ale co z nami? Co ze mną? Mam się pogodzić z tym,
że jestem traktowany jak zbędny przedmiot? Tak wygląda szara codzienność w
związkach z długoletnim stażem? Dwa lata to żadna wieczność! Nie, nie zgadzam
się!
Zagryzam zęby i postanawiam zmienić taktykę. Kładę
się na boku i wyciągam rękę. Bez problemu udaje mi się namierzy udo mojego
faceta, po którym powoli przesuwam palcami, kierując się w stronę jego
męskości.
- Powiedziałem nie. – Robert ponownie łapie mnie za
nadgarstek, uniemożliwiając dalsze działania.
- Dlaczego nie? – skomlę cicho, lgnąc do niego całym
ciałem. – Nie kochaliśmy się od ponad trzech tygodni… - wypominam mu licząc, że
jednak zmieni zdanie.
- Nie mam czasu na bzdury. Walczę o awans. – Mój
chłopak warczy na mnie, mierząc zimnym spojrzeniem swoich błękitnych oczu, na
punkcie których od początku szaleję. Jest zapalonym dziennikarzem sportowym.
Pisze porywające sprawozdania z meczów, które przysporzyły mu pokaźną grupę
fanów w mediach społecznościowych. Jego kariera nabiera rozpędu. Ma spore
szanse, by nowy właściciel wydawnictwa oddał dział sportowy właśnie w jego
ręce.
- Mógłbyś zrobić sobie krótką przerwę… - mruczę
zmysłowo. – Nie ma dziś żadnego ważnego meczu. Sprawdzałem – uśmiecham się
kokieteryjnie, zadowolony z własnej przezorności. – Proszę… - nie tracę nadziei
na to, że zechce mnie chociaż przytulić lub pocałować.
- Jamie… - wzdycha niepocieszony. – Wiesz równie
dobrze jak ja, że redakcja przechodzi obecnie prawdziwą rewolucję. Zmienił się
właściciel, który bacznie wszystkich obserwuje. To moja szansa na zostanie
naczelnym. Za jakiś czas to całe zamieszanie dobiegnie końca. Powinieneś mnie
wspierać, a nie zachowywać się jak niewyżyty nastolatek.
- Niewyżyty nastolatek?! – spoglądam na Roberta
szeroko otwartymi oczami. – Przez ostatnie tygodnie prawie cię nie widuję.
Wychodzisz wcześnie rano i wracasz późnym wieczorem. Jesteś tak zajęty, że od
wieków nigdzie razem nie wychodziliśmy, a teraz masz mi za złe, że za tobą
tęsknię?! – wybucham, zalewany falą goryczy i frustracji.
- Jamie… - Robert kolejny raz wzdycha, po czym
odwraca głowę. Jego twarz nie wyraża żadnych emocji, czy uczuć. Na próżno
doszukuję się w niej odrobiny zrozumienia. Jest jak kamienna maska, za którą
się przede mną schował. Praca jest ważna. Jego szansa na awans także. Obydwoje
doskonale zdajemy sobie z tego sprawę, lecz obecna sytuacja zakrawa na jakiś
obłęd!
- Nie tęsknisz za mną? Nie brakuje ci mojej
bliskości? Pieszczot? Pocałunków? – W napięciu czekam na jego odpowiedź.
- Brakuje – przyznaje niespiesznie, poprawiając mi
humor.
- W takim razie… - uśmiecham się, przekładając nogę
przez jego biodra i obejmując go za szyję. – Wiedziałem, że zmienisz zdanie… -
pochylam się do przodu i ocieram ustami o usta Roberta, który bardzo opornie
oddaje pocałunek. Staram się nie okazywać mu, że boli mnie tak szorstkie
zachowanie, lecz nic nie mówię. Spycham wszystkie negatywne uczucia na bok, by
cieszyć się chwilą.
Niebieskooki niemrawo obejmuje mnie ramionami i
pogłębia pocałunek. Nie angażuje się w niego do tego stopnia, abym poczuł
dreszcze podniecenia. Postanawiam więc pokazać mu, jak bardzo mi na nim zależy
i jak mocno tęskniłem. Gdy Robert odsuwa się ode mnie, by nabrać powietrza,
przysysam się do jego szyi. W tym samym czasie moje zachłanne dłonie wsuwają
się pod obcisły podkoszulek, w którym mój facet prezentuje się naprawdę kusząco.
Z lubością sunę opuszkami po jego napiętym brzuchu. Na samą myśl, że za chwilę
będę go pieścił językiem, zasycha mi w gardle z podniecenia.
- Kocham cię – szepczę między pocałunkami. – Tak
bardzo cię kocham…
- Tak, wiem – fuka w odpowiedzi, jakby był na mnie
wkurzony. Nie bardzo rozumiem skąd taka reakcja. Przestaję go więc całować i
patrzę mu prosto w oczy, jednak nie potrafię niczego z nich wyczytać. – Zamiast
się gapić, zajmij się nim wreszcie… - Robert spycha mnie ze swoich kolan, a
następnie wkłada rękę w spodnie od piżamy i wyciąga swojego członka. – No, na co
czekasz? – popędza mnie. Jeszcze przed chwilą zawzięcie się przede mną bronił,
a tu proszę… Jest równie mocno spragniony bliskości jak ja.
Na mojej twarzy pojawia się zalotny uśmiech. Moszczę
się na brzuchu między jego szeroko rozłożonymi nogami i przesuwam językiem po
sztywniejącej męskości.
- Nie baw się i zacznij ssać – zostaję kolejny raz grubiańsko
upomniany.
Potulnie otwieram usta i staram się sprawić
ukochanemu przyjemność. Z lubością obserwuję, jak Robert zamyka oczy i odchyla
głowę do tyłu, opierając się o wezgłowie łóżka. Na jego twarzy maluje się
błogość. Oddech staje się ciężki i przyspieszony. Serce bije mu znacznie
szybciej. Wplata palce w moje włosy i nieco dociska moją głowę do swoich
bioder. Krztuszę się, gdy wchodzi naprawdę głęboko. Dobrze wie, że tego nie
lubię. Czemu więc to robi? Nie chcę go zawieść. Nalegałem na zbliżenie, więc
wytrzymam te niedogodności. Robert nigdy nie był wobec mnie brutalny. Może nie
nazwałbym go specjalnie delikatnym, lecz na seks nie śmiałbym narzekać.
Chyba rzeczywiście wyszedłem nieco z wprawy, bo
agresywne ruchy jego dłoni, a także szarpanie za włosy, nie ustępują nawet na
chwilę. Mój chłopak jest tak mocno nakręcony, że nie zwraca uwagi na to, że łzy
ciurkiem lecą mi po twarzy, a szczęki mocno bolą. Gdy kolejny raz zaczynam
kaszleć, zniecierpliwiony puszcza mnie wolno.
- Jesteś w tym beznadziejny – ostro kwituje
sytuację.
- Prze-Przepraszam… - szepczę cicho, ocierając twarz
wierzchem dłoni.
- Na szczęście możesz się jeszcze zrehabilitować…
Mój mężczyzna popycha mnie na pościel i unosi biodra
w górę. Uśmiecham się do siebie na samą myśl, że wreszcie będziemy się kochać.
- Rozsuń nogi… O tak… - Robert ustawia mnie pod
odpowiednim kątem, a następnie pozbawia spodni dresowych. Lewą ręką łapie mnie
za kark, wciskając w poduszki, a prawą przesuwa palcem po moim wejściu. – Tego
chciałeś? – upewnia się jeszcze, drażniąc się ze mną, jak z dzieckiem.
- Tak – mruczę z zadowoleniem, próbując się odprężyć
i przygotować na to, co ma nastąpić.
Mój chłopak niespodziewanie wpycha we mnie aż dwa
palce, sprawiając mi przy tym spory ból.
- Nie! – próbuję mu się wyrwać, lecz trzyma mnie
dość mocno.
- Nie szamocz się tak, do jasnej cholery! Leż spokojnie!
– krzyczy na mnie.
- Ale to boli! Mógłbyś być nieco ostrożniejszy! –
skarżę się na niezbyt czułe traktowanie.
- Sam mówiłeś, że chcesz mi sprawić rozkosz, prawda?
Pokażę ci więc, na co mam ochotę…
Palce w moim wnętrzu są równie bezlitosne, jak mój
ukochany. Przygryzam mocno dolną wargę, skupiając się jedynie na tym, by
zignorować katusze i rozluźnić mięśnie. To trudne, lecz jakoś sobie poradzę.
Muszę wytrwać. Nie chcę, by Robert odsunął się ode mnie. Zmiany w redakcji
bardzo go stresują. Jest spięty. Jestem pewien, że wspólne chwile rozładują
napięcie i znowu będzie tak, jak dawniej.
Dobre chęci to jednak za mało w starciu z tak
gwałtownym przeciwnikiem. Z gardła wyrywa mi się krzyk, który tłumią poduszki,
gdy mój facet postanawia wejść do środka jednym pchnięciem. Po nim następują
kolejne. „Sadysta…” – to pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy. Z całych
sił zaciskam dłonie na pościeli. Nie cierpiałem tak bardzo nawet podczas
pierwszego razu, który również przeżyłem z Robertem. Niby rozciąganie trochę
pomogło, ale nie da się ukryć, że po czymś takim będę w środku mocno
poobcierany. Zagryzam zęby na poduszce, by przeczekać jego furię.
Tak jak się spodziewałem, mój podniecony chłopak
dość szybko dochodzi. Zostawia wewnątrz mnie lepki prezent, po czym opada na
pościel, dysząc jak lokomotywa.
- Masz dość, prawda? – przerywa ciszę między nami. –
Typowe… Nigdy nie umiesz mnie zaspokoić – dodaje z przekąsem. – Po jednym razie
od razu chcesz się tulić, jak jakaś baba – prycha, sięgając po swój telefon. –
Na przyszłość nie zaczynaj czegoś, czego nie potrafisz skończyć.
Nie widzę co robi, lecz wyraźnie słyszę, że wysyła
jakieś wiadomości, po czym odkłada urządzenie na nocny stolik i gasi lampkę,
odwracając się do mnie tyłem.
W naszej sypialni zapada ciemność.
Nie umiem zapanować nad drżeniem mięśni. Chciałbym
zwlec się z łóżka, by dotrzeć do łazienki, lecz nie mam na to siły. Czuję się
brudny. Wykorzystany i brudny. Otulam się szczelnie ramionami i wsłuchuję w
spokojny oddech śpiącego Roberta.
„Is
it so hard to believe our hearts
Are made to be broken by love”
Are made to be broken by love”
Silne ramię obejmuje mnie w pasie. Robert korzysta z
przewagi fizycznej, jaką nade mną ma. Na pierwszy rzut oka wygląda dość
przeciętnie. Jest wysoki i szczupły, lecz to tylko pozory.
- Przestań się boczyć – mój chłopak próbuje mnie
pocałować, lecz odwracam głowę.
- Kiedy wrócisz? – pytam od niechcenia, starając się
ze wszystkich sił zapanować nad emocjami, które z wielkim trudem trzymam na
wodzy.
- Pewnie w piątek lub sobotę – odpowiada spokojnie.
Jego błękitne oczy wwiercają się we mnie przez kilka sekund, lecz jak
przypuszczałem, równie szybko odpuszcza. Nie będzie tracił na mnie cennego
czasu. Ma znacznie ważniejsze rzeczy na głowie niż wiecznie „humorzasta i
dziecinna” druga połówka.
- Do piątku – żegnam się, zostawiając nieco
zaniepokojonego partnera w korytarzu. Sam kieruję się do kuchni, gdzie w ciszy
i spokoju zamierzam delektować się popołudniową kawą. Na stole rozłożone są
materiały, nad którymi obecnie pracuję. Odsuwam krzesło i przeglądam
porozrzucane artykuły medyczne, które właśnie tłumaczę. Obecnie pracuję dla
instytutu badawczego, który jest moim głównym zleceniodawcą. Najczęściej
przysyłają mi różnego rodzaju wyniki badań, czasami książki lub prace
doktorskie. Pracuję w domu, więc tym bardziej doceniam przytulne pomieszczenia.
Długo szukałem idealnego mieszkania. Szczytem szczęścia było wprowadzenie się
tu razem z ukochanym…
Robert i ja jesteśmy ze sobą osiemnaście miesięcy,
choć znamy się znacznie dłużej. Mile wspominam początki naszej znajomości. Pewnego
czerwcowego popołudnia biegł korytarzem w kierunku windy, spiesząc się na jakiś
ważny półfinał. Staranował przypadkową przeszkodę, która pojawiła się na jego
drodze, czyli mnie. W ramach przeprosin poszedłem z nim na obiad i tak zaczęła
się nasza przyjaźń, która po pewnym czasie ewoluowała w coś więcej. Z początku
nic na to nie wskazywało. Robert zupełnie nie był w moim typie. To on się
uparł, by zdobyć moje serce. Dobrowolnie mu je oddałem, a on je złamał…
Wyraźnie słyszę, jak zamyka drzwi, a następnie
przekręca klucz w zamku. Powolnie wstaję ze swojego miejsca i zakradam się do
okna. Mój chłopak pewnym siebie krokiem zmierza w kierunku swojego samochodu.
Jego granatowa kurtka jest rozpięta. Zabrał ze sobą niewielką torbę podróżną. W
prawej dłoni trzyma telefon, przez który z kimś rozmawia. Odblokowuje alarm.
Otwiera tylne drzwi i rzuca torbę na siedzenie. Odjeżdża z piskiem opon.
Zapewne jest gdzieś spóźniony…
Gdy auto Roberta znika za rogiem, podchodzę bliżej
okna i opieram się dłońmi o zimną szybę. Wstrzymuję oddech, gdy kierowca
czarnego passata odpala silnik i włącza kierunkowskaz. W tej samej chwili
dostaję smsa.
„15:47
- ruszam spod bloku”
Wracam do stołu. Na samym środku leży moja teczka z
dokumentami. W jednej z koszulek schowany jest telefon, który ostatnio znalazłem
w salonie. Wibrował cicho między ozdobnymi poduszkami. Podszedłem i go
podniosłem…
Wsuwam dłoń między pospinane artykuły medyczne i wyciągam
tajemniczą zgubę. Nie chcę jej dotykać. Brzydzi mnie… Splatam więc dłonie i
opieram na nich brodę.
Wokół mnie panuje idealna cisza. Czas wyjątkowo jest
dziś moim sprzymierzeńcem. Spowalnia, dając mi chwilę wytchnienia, zupełnie
jakby mi mówił „spokojnie, Jamie, odpocznij”.
Ekran znalezionego telefonu zaczyna błyszczeć. „Bradley”
dzwoni już dwudziesty ósmy raz… On z pewnością jeszcze nie wie. Żal mi go…
„So
amazed how bright are the flames
We are burning In”
We are burning In”
Późny wieczór. Wynajęci przeze mnie detektywi
prowadzą właśnie swoje „śledztwo”. Muszę stwierdzić, że ich działania cechuje
pełen profesjonalizm. Klimat trąca odrobinę niskobudżetowym filmem klasy „B”,
lecz nie będę psuć nastroju.
Leżę na tylnej kanapie w samochodzie młodej pani
detektyw, która „obstawia tyły”. Zabrała mnie ze sobą na akcję, choć coś mi
mówi, że chyba nieco ją zawiodłem. Na monitorze komputera co chwilę pojawiają
się zdjęcia, które jej koledzy robią z ukrycia mojemu facetowi. Robert całuje
się właśnie z jakimś blondynem. Akcja powoli nabiera tempa. Obaj mężczyźni
zaczynają się rozbierać.
- Czy mamy kontynuować? – odzywa się męski głos w
krótkofalówce, która przyczepiona jest do deski rozdzielczej.
- Proszę pana… - Kobieta odwraca się w moją stronę.
W jej oczach dostrzegam mieszaninę współczucia oraz czegoś jeszcze… Pewnie
uważa mnie za zwykłego naiwniaka. Dałem się wodzić za nos, a teraz słono płacę
grupie detektywów, która w niecałe czterdzieści osiem godzin ograbiła mnie z
„happy endu”.
- Tak, macie kontynuować. Chcę mieć wszystko na
zdjęciach. Wszystko… - powtarzam z naciskiem, wpatrując się w zimowe niebo.
Po trzech godzinach „obserwacji” zostaję odwieziony
do hotelu. Jestem pełen podziwu dla samego siebie, że wytrzymałem aż tak długo.
Ekipa ma wywołać wykonane zdjęcia i przywieźć mi je jak najszybciej. Nie jestem
w stanie wrócić do mieszkania. Poprosiłem także, by ustalili kim jest kochanek
Roberta. W tym zadaniu pomógłby im znaleziony przeze mnie telefon, lecz nie mam
zamiaru nikomu go pokazywać.
„Bradley”
znowu dzwoni...
***
Ponoć zdrady są czymś nagminnym. Każdy z nas zna
przecież kogoś, kto został w przeszłości zdradzony. Czy to oznacza, że ludzie,
których codziennie mijamy na ulicy doświadczyli tego miażdżącego bólu?
Nie… To niemożliwe!
Duszę się!
Obejmuję się ciasno ramionami, z całych sił starając
się nabrać powietrza. Robi mi się ciemno przed oczami. Całe moje ciało,
wszystkie mięśnie, spinają się boleśnie. Spazmatycznie szlocham, turlając się
po podłodze, wśród porozrzucanych zdjęć.
Pragnę, by to minęło!
Błagam, niech to się już skończy! Dłużej nie
wytrzymam!
Kłamiesz,
Jamie… Od dawna przeczuwałeś, że coś jest nie tak. Przestań być tchórzem i
powiedz prawdę! Przyznaj sam przed sobą, czego tak naprawdę pragniesz!
- Zem-zemsta… Chcę zemsty… – łkam, zaciskając dłonie na przypadkowych
fotografiach.
Niech
rozkosz bogów stanie się twoją rozkoszą…
***
Ubrana w elegancką, wrzosową garsonkę, sekretarka
obdarza mnie nieco zniesmaczonym spojrzeniem. Ma długie, lśniące i idealnie
wyprostowane włosy, a także gustowny, minimalistyczny makijaż. Jest piękna i
dobrze o tym wie. Pewności siebie dodają jej pożądliwe oczy wodzących za nią
mężczyzn, a także zazdrosne koleżanki, których z pewnością zna bardzo wiele. Ja
nigdy nie czułem się dobrze w swojej skórze. Gdy wydawało mi się, że znalazłem
kogoś, kto mnie akceptuje, ta osoba…
- Pan prezes może panu poświęcić pięć minut. Nie
więcej. Ma bardzo napięty grafik, więc proszę szybko przedstawić mu swoją
ofertę. Umówię pana na przyszły miesiąc, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Dziękuję, ale to nie będzie konieczne. Pięć minut
w zupełności wystarczy.
Zostawiam Miss Ameryki samą sobie i wchodzę do
gabinetu. Okazuje się on naprawdę olbrzymim pomieszczeniem. W centralnym
punkcie ustawiono wielki stół konferencyjny. U jego szczytu siedzi mężczyzna,
który rzuca mi przepraszające spojrzenie. Rozmawia właśnie przez telefon. Jego
biegła znajomość języka rosyjskiego z pewnością ułatwia mu prowadzenie
interesów. Dłonią wskazuje mi krzesło i prosi, abym usiadł. Jego zaangażowanie
wskazuje, iż rozmowa zajmie mu jeszcze chwilę.
Mrużę oczy, bo oślepia mnie zbyt jasne światło
jarzeniówek. Odczuwam silny dyskomfort, który wywołuje u mnie dodatkowo lekki
ból głowy. Migrena od zawsze miała do mnie słabość…
Ściskam w dłoni szarą kopertę, którą ze sobą
przyniosłem. Mężczyzna wstaje ze swojego miejsca i podchodzi do okna.
Podejrzewam, że on również przygląda mi się z zaciekawieniem. Poruszyłem liczne
znajomości, by wymóc na nim dzisiejsze spotkanie. Wyciągam z kieszeni telefon,
który znalazłem i kładę go na stole.
Wybacz,
Bradley… - szepczę do niego w myślach, sięgając do
wnętrza koperty. Cały drżę, niezgrabnie rzucając na blat nieco pomięty plik
zdjęć, na który staram się nie patrzeć. Te jednak, jak na złość, hipnotyzują
mnie. Zostaję ponownie wciągnięty do świata, o którym powinienem jak
najszybciej zapomnieć.
- Oddzwonię! – Bradley kończy połączenie, po czym
podchodzi do stołu i pobieżnie przygląda się przyniesionym przeze mnie „upominkom”.
Przez kilkanaście sekund obydwaj milczymy. Każdy z
nas próbuje na swój sposób uporać się z kłopotliwą sytuacją. W moim wypadku
jest to fala mdłości, którą potęguje coraz silniejszy ból głowy. A on? Jak
sobie radzi? Nie mam odwagi, by to sprawdzić.
- Pójdę już… - szepczę, choć nogi odmawiają mi
posłuszeństwa.
Bradley znacznie szybciej niż ja otrząsnął się po
tym niespodziewanym ciosie. Zgarnia fotografie z powrotem do koperty. Zabiera
także przyniesiony przeze mnie telefon. Nim orientuję się w sytuacji, chwyta
mnie za rękę i ciągnie za sobą w kierunku drzwi.
- Carla, odwołaj wszystkie spotkania, które miałem
na dzisiaj zaplanowane – zwraca się w biegu do swojej sekretarki.
- Ale… Proszę pana! – woła za nami zaskoczona
kobieta, wpatrując się w tą dziwną scenę szeroko otwartymi oczami.
- Jutrzejsze też odwołaj! – woła do niej Bradley. –
Muszę się porządnie napić – dodaje znacznie ciszej. – A ty – odwraca się w moją
stronę – będziesz mi towarzyszyć.
„The
fear of life that keeps
You and me so alive”
You and me so alive”
Budzę się powoli, choć nie mam na to najmniejszej ochoty.
Moje powieki zdają się ważyć tonę… To naprawdę drobiazg, jeśli weźmie się pod
uwagę ilość alkoholu, którą wczorajszej nocy wlał we mnie Bradley.
Jeśli mam być szczery, to niewiele pamiętam z
wczorajszego wieczoru. Wiem, że przyjechaliśmy do jego domu, a potem pili.
Gdyby nie pragnienie oraz krzyki, dochodzące z
sąsiedniego pokoju, zostałbym w łóżku do końca życia.
Znacznie bardziej przytomny, staram się wyłapać
poszczególne słowa, by móc zidentyfikować wrednego intruza, który ośmielił się
mnie obudzić. Nie jest to Bradley. Jego głos brzmi inaczej. Znacznie
subtelniej. Ma ciepłą, męską barwę, która idealnie pasuje do jego bursztynowych
oczu.
Ściągam z siebie kołdrę. Ciekawość jest pierwszym
stopniem do piekła. Po wydarzeniach tego tygodnia mógłbym tam dorabiać jako
przewodnik. Na szczęście ktoś zapobiegliwy zaciągnął rolety, by nie znęcać się
nad moimi przekrwionymi oczami oraz zostawił dla mnie szklankę wody, a także
dwie magiczne pigułki.
Na palcach zakradam się w kierunku drzwi. Nie muszę
przykładać do nich ucha, by wyłapać treść rozmowy.
- Te zdjęcia to fotomontaż!
- Nie wydaje mi się – odpowiada Bradley.
- Nie wydaje ci się?! To chyba kiepski żart! –
krzyczy tamten. Czyżby niewierny kochanek wrócił do domu? – Nigdy w życie cię
nie zdradziłem! Kocham cię, idioto!
- To już nie ma znaczenia, nie sądzisz? – odzywa się
ponownie Bradley. Jest opanowany. Nie znam go zbyt długo, lecz wiem, że nie
jest typem człowieka, który awanturuje się i idzie w zaparte. Ma klasę, której
tamtemu ewidentnie brakuje.
- Udowodnię ci, że się mylisz! To na pewno ta sama
osoba, która ukradła mój telefon!
- Gdyby twój telefon został skradziony, od razu
przybiegłbyś do mnie z płaczem prosząc, abym kupił ci nowy – brązowooki zaczyna
się kpiąco śmiać. Nie jest mu wesoło. Jestem pewny, że jego złamane serce boli
go równie mocno, jak moje…
Cofam się w kierunku łóżka, zatykając jednocześnie
uszy dłońmi. To ich prywatne sprawy. Nie powinienem się mieszać. Dość już zrobiłem.
Masz
rację, Jamie… Uciekaj… Tchórze zawsze unikają konfrontacji…
Nie jestem tchórzem. Ja tylko pozwoliłem, by ktoś
inny traktował mnie źle. Chciałem być szczęśliwy. Chciałem…
Tchórz…
Zwykły tchórz… Zależało ci na zemście, a jedyne na co się zdobyłeś, to
wplątanie niewinnego faceta w twoje pokręcone problemy. Bradley nie zrobił nic
złego, a teraz jest mieszany z błotem.
Nie! To nie tak! Ja chciałem go ochronić, by nie
przeżywał tego piekła! By nie cierpiał!
Gdybyś
serio chciał go chronić, nie chowałbyś głowy w piasek… Robert miał rację. Do
niczego się nie nadajesz… Jesteś beznadziejny…
Oczy zachodzą mi łzami, a serce zamiera. Kolejny raz
zalewa mnie fala wspomnień. Te wszystkie złe chwile, podczas których byłem
znieważany i poniewierany przez „ukochanego”. Czy naprawdę nic nie mogę zrobić?
Przecież spotkałem się z Bradleyem właśnie po to, by oszczędzić mu takiego losu
i choć w minimalnym stopniu ochronić. Nie mogę pozwolić, by ten przebrzydły typ
i jego beznadziejny kochanek wygrali.
Podnoszę się więc z podłogi i biegnę do łazienki.
Ściągam z siebie pomięte ubrania, a następnie wskakuję pod prysznic, by nie
wyglądać jak przejechany przez walec drogowy. Zimna woda sprawia, że moje
policzki nabierają lekkich rumieńców. Pospiesznie wycieram się ręcznikiem, a
następnie nakładam na siebie biały, frotowy szlafrok. Przygładzam także włosy.
Zależy mi, by wyglądały jak po seksie. Uśmiecham się do swojego odbicia, a
następnie biorę głęboki oddech i zmierzam w kierunku drzwi. Przekręcam klamkę i
kieruję się w samo źródło tajfunu.
Oczy kłócących się mężczyzn od razu zwracają się w
moją stronę. W środku cały aż się trzęsę, lecz gram swoją rolę najlepiej jak
potrafię.
- Kto to jest?! – Mężczyzna ze zdjęć wlepia we mnie
nienawistne spojrzenie.
- Kotek… Obudziłeś mnie tymi hałasami… - robię
smutną minkę, kierując moje wyrzuty w stronę brązowookiego. Mam nadzieję, że
nie zdekonspiruje on mojej małej mistyfikacji.
- Wybacz, skarbie. Nie chciałem. – Bradley uśmiecha
się do mnie uwodzicielsko, a ja celowo spuszczam skromnie wzrok, by po chwili
zmienić zdanie i usiąść na jego kolanach.
- Zdradzasz mnie?! Z nim! – Jasnowłosy wpada w szał,
rozjuszony moim frywolnym zachowaniem. – Masz pojęcie, kim on jest?! Wpakował
ci się do łóżka, by zemścić się na Robercie!
- W takim razie jesteśmy kwita, nie sądzisz? – pytam
słodko, uśmiechając się do tulącego mnie mężczyzny. – Pozbądź się go i wracajmy
do łóżka. Chcę się kochać –zwracam się do nowego ukochanego. Kładę dłoń na jego
policzku. Jego były chłopak nadal stoi jak wmurowany. Zbiera się w sobie, by
jakoś mi dopiec, lecz udaje mi się go ubiec. Pochylam się do przodu i wpijam w
usta rzekomego kochanka. Bradley mruczy zmysłowo, ocierając się językiem o mój
język. Smakuje alkoholem i zemstą.
Zostaję na jego kolanach jeszcze przez kilkanaście
minut. Mniej więcej tyle czasu potrzebuje jego były, by zabrać z ich sypialni
swoje rzeczy. Opieram głowę na ramieniu prezesa, a on odwzajemnia się masując
moje plecy. Prawdopodobnie ma świadomość tego, że cały dygoczę, więc stara się
mi pomóc uspokoić.
- Będziesz tego żałował, zobaczysz… - Jadowity ton
na chwilę mrozi krew w moich żyłach. Wiem, że ta pogróżka skierowana była do
mnie. Mimo to zupełnie się tym nie przejmuję. Wprost przeciwnie. Czuję lekkość
na duszy, bo obydwaj zakończyliśmy toksyczne relację z osobami, którym nigdy na
nas nie zależało. Pewnie minie sporo czasu, zanim zdecyduję się na kolejny
związek. Kto wie, być może nigdy nie zaznam już poczucia bezpieczeństwa, lecz
jedno jest pewnie – raz na zawsze kończę z byciem ofiarą!
- Poszedł sobie? – Ostrożnie odchylam głowę,
zerkając w kierunku drzwi.
- Mam nadzieję. Jeszcze dzisiaj każę zmienić
wszystkie zamki.
Ta uwaga sprawia, że przypominam sobie, iż nadal
siedzę na kolanach obcego mężczyzny. W dodatku kompletnie nagi.
- Przepraszam! – piszczę nieco zawstydzony, próbując
się podnieść. – Ja nie chciałem, ale on… Gdy tak na ciebie krzyczał… To ja… -
zaczynam się plątać, czerwieniąc przy tym jak burak. Wpatruję się w swoje
dłonie i za wszelką cenę unikam wzroku mojego wspólnika niedoli. Dopiero teraz
zauważam, że ma całkiem nieźle umięśnione ramiona.
- Ja nie żałuję.
Unoszę wzrok, by spojrzeć Bradleyowi prosto w oczy.
Tylko w taki sposób potrafię ocenić, czy mówi prawdę, czy też kłamie.
Ciemnobrązowe pasemka włosów zaledwie muskają jego czoło, nadając mu
chłopięcego uroku. Ile on może mieć lat? Dwadzieścia sześć? Do tego mocno
zaznaczone kości policzkowe i usta, które nie tak dawno temu całowałem…
- Prze-Przepraszam – jąkam się cicho, kompletnie
zażenowany.
- Za co? – dziwi się Bradley, marszcząc czoło. Jego
silne ramiona obwinęły się wokół mnie, nie dając uciec. Bardzo bym chciał, aby
pozwolił mi wstać, lecz on najwyraźniej zbyt dobrze się bawi moim kosztem. –
Dokąd się wybierasz? – pyta, unosząc się gwałtownie w górę.
- Ach! Puść! – wtulam się szczelniej w jego klatkę
piersiową, by nie zaliczyć lądowania na tyłku.
- Nie.
Mężczyzna
wręcza mi swój niedopity kieliszek szampana którym raczył się od samego rana, a
sam bierze do ręki wypełnione lodem wiaderko, w którym chłodzi się otwarta
butelka. Drugą dłoń splata z moją i prowadzi mnie do swoje sypialni.
Poluzowuję uścisk i przyglądam mu się badawczo. O co
może mu chodzić?
- Napijesz się ze mną? Już wczoraj zauważyłem, że po
alkoholu jesteś znacznie bardziej odprężony. – Ciemnowłosy sięga po butelkę i
napełnia kieliszek, który nadal znajduje się w mojej ręce.
- Bradley…
- Sprawdźmy, czy jesteśmy kompatybilni.
- Co masz na myśli?
- Chciałeś się kochać, prawda?
- Kochać?! Ja?! - Muszę w tej chwili naprawdę głupio
wyglądać. Stoję w cudzej sypialni i wytrzeszczonymi oczami i szeroko otwartą
buzią.
- Zaraz po tym, jak nazwałeś mnie „kotek”. Podobało
mi się… Ty też mi się podobasz, Jamie. I to bardzo… - zostaję pogładzony po
policzku. – Gdybym wiedział, że dane mi będzie spotkać kogoś takiego jak ty,
nie marnowałbym czasu z tanimi substytutami…
Brązowooki sięga po kieliszek i podtyka mi go do
ust. Cierpko-słodki napój wydaje mi się zbyt zimny, a mimo to nie potrafię mu
się oprzeć.
- Najgorsze już za nami. Teraz będzie wyłącznie
dobrze…
Po tych słowach zostaję popchnięty na wielkie łóżko.
Nie mogę uwierzyć, że on najzwyczajniej w świecie rozbiera się do naga i
przysuwa do mnie. Robi to tak naturalnie, jakbyśmy byli ze sobą od zawsze…
Nie mam ochoty na seks. Zwłaszcza po ostatnim razie.
Bradley to wyczuwa, bo postępuje ze mną bardzo ostrożnie. Rozwiązuje supeł
szlafroka, by obnażyć moje nagie ciało. W ostatnim czasie prawie nic nie
jadłem, co mocno odbiło się ma mojej wadze. Na szczęście nic nie mówi. Jego
milczenie jest tak inne. Nie ma w nim oschłości Roberta. Wprost przeciwnie.
Jego oczy wyrażają tak wiele emocji.
- Jamie? – zwraca się do mnie, wyrywając mnie z
zamyślenia.
- Tak… - szepczę.
Bradley uśmiecha się lubieżnie. Zaczynamy się
całować, lecz nie tak jak w salonie. Nasze usta są siebie spragnione, zupełnie
jakby od dawna czekały właśnie na tę chwilę.
Duże, ciepłe dłonie mężczyzny badają moje ciało.
Jego dotyk jest obcy, a jednocześnie tak znajomy. Wzbudza we mnie poczucie bezpieczeństwa.
Podświadomie wiem, że mogę mu zaufać. Chciałbym wyprzeć z głowy to niedorzeczne
doznanie, lecz nie potrafię. W zamian za to bezwiednie przejeżdżam palcami po
umięśnionych przedramionach, a następnie przesuwam ręce na plecy Bradleya.
Zjeżdżam na sam ich dół, a następnie ponownie kieruję się do góry.
- Chcesz mnie dotykać? – Mój kochanek
niespodziewanie zamienia się ze mną miejscami.
Czy chcę? Głupie pytanie. Pierwszy raz jestem w
łóżku z takim przystojniakiem. Byłbym skończonym idiotą, gdybym choć nie
spróbował wykorzystać tego faktu.
Wypracowane mięśnie na jego ciele tężeją pod wpływem najdelikatniejszych
pieszczot. Podoba mi się sposób, w jaki reaguje. Mam ochotę zsunąć się wzdłuż
jego brzucha i lizać…
„Jesteś
w tym beznadziejny…” – w mojej głowie słyszę głos
rozczarowanego Roberta. Oczy momentalnie zachodzą mi łzami. Nie chcę, by
Bradley powiedział mi coś równie niemiłego. Nie chcę czuć się brudny, jak
wtedy. Nie zniósłbym drugi raz tak brutalnego upokorzenia.
- Za dużo myślisz, Jamie. To przeszłość. Już nie
wróci – z powrotem ląduję na pościeli. – Teraz jesteś ze mną, a ja i on to jak
ogień i lód. Za chwilę sam się przekonasz…
Ciemnowłosy sięga dłonią w kierunku wiaderka z
lodem, z którego wyciąga jedną kostkę. Przez kilka sekund obraca ją w palcach.
- Zimne… - Bradley dociska lód do mojej klatki
piersiowej. Przesuwa nim niespiesznie po mostku, kierując się w stronę brzucha.
– Gorące… - szepcze tuż przy moich ustach, w które namiętnie się wpija.
Ten pocałunek to najbardziej seksowna rzecz, jakiej
doświadczyłem w całym dotychczasowym życiu. Jego smak, sposób w jaki drażni się
z moim językiem, ciepło ciała, które jest tak blisko mojego – wszystko to
sprawia, że czuję przyjemne iskry, rozchodzące się tuż pod skórą.
- Wolisz lód czy ogień? – pyta, cierpliwie czekają
na moją odpowiedź.
- Chcę wszystkiego… - dyszę ciężko, z trudem łapiąc
powietrze.
- I słusznie – chichot „kota” wywołuje łagodny
uśmiech i na mojej twarzy.
- Zimne! – syczę zaskoczony, gdy Bradley kładzie
kostkę lodu na mój brzuch i sięga po kieliszek.
- To prawda… Zimne… - Z pełną premedytacją opróżnia
kryształowe naczynie. Drogi trunek spływa po mojej klatce piersiowej, łaskocząc
i wywołując drżenie. Próbuję unieść się do góry, lecz zostaję ponownie
spacyfikowany. – Zaufaj mi, proszę.
Dobrowolnie kładę się na pościeli. Gorące usta
mężczyzny zlizują ze mnie szampana. Wplatam palce w jego włosy i rozkoszuję się
tym niezwykłym doznaniem. Jestem odurzony, całkowicie odurzony tym niesamowitym
facetem.
Przymykam powieki, jęcząc głośno, gdy pociera mój
członek kostką lodu. Przesuwa ją, zostawiając mokry ślad począwszy od nasady,
aż po spragnioną uwagi główkę. Po chwili w identyczny sposób pieści mnie
językiem.
Dobrze mi… Tak cholernie dobrze…
Wprawne usta bez najmniejszego problemu doprowadzają
mnie do spełnienia. Błogie oszołomienie działa niczym silna dawka narkotyku.
Bradley jest naprawdę fenomenalny…
- Jamie, ufasz mi na tyle, by mi się oddać?
Jego troska o moje samopoczucie sprawia, że nie
jestem w stanie myśleć o niczym innym.
- Cały płonę… - skarżę się, unosząc ociężałe
powieki.
- Ach tak? – Ciemnowłosy chyba mi nie wierzy. Odsuwa
się ode mnie na chwilę, by sięgnąć po jeszcze jedną kostkę lodu. Tym razem
doskonale wiem, po co jest mu ona potrzebna i co zamierza z nią zrobić.
Bezwstydnie rozsuwam nogi. – Nie tak… Obróć się…
Wykonanie tego polecenia jest trudne i on doskonale
wie, co sprawiło, iż tak bardzo się waham. Jednak moje ciało… Ono instynktownie
poddaje się czarowi chwili.
Lód rozpala moje wejście do czerwoności. Bradley
kolejny raz miał rację. Nie spieszy się. Nie jest natarczywy. Gdy ma pewność,
że nie zaoponuję, wsuwa we mnie topiącą się kostkę. Nabieram gwałtownie
powietrza, bliski omdlenia z rozkoszy.
- Nie dochodź. Poczekaj na mnie… - chwyta mnie za
biodra. Krew w moich żyłach zdaje się gotować. A strach? Jest jedynie dalekim
wspomnieniem, startym przez jego pełne czułości dłonie.
Kochamy się powoli, uważnie, oswajając swoje ciała,
a jednocześnie ucząc się reakcji partnera.
Kolejny raz jest już znacznie bardziej odważny.
Bradley zaskakuje mnie swoją pomysłowością. W jednej chwili jest namiętny i
wprost porywczy, by za chwilę tulić mnie do siebie i całować w nieskończoność.
- Żałuję, że to ty nie byłeś moim pierwszym… -
mruczę w jego ramię, zasypiając.
- Pierwszym może i nie, ale ostatnim? – rozważa na
głos, całując mnie po skroni. – Chciałbyś, by tak było?
Nie odpowiadam. Nie muszę. On doskonale wie, że
nigdy nie zapomnę chwil, które razem spędziliśmy.
„It
could be alright
For this one last time”
For this one last time”
Kolejny raz budzę się z łóżku Bradleya, który znowu
obudził się przede mną. Mężczyzna jest właśnie w trakcie pisania jakiegoś
maila. Podejrzewam, że przeszkadzam mu w pracy. Spędziłem u niego… Sam nie
wiem, jak długo tu jestem. W każdym razie z pewnością wyczerpałem limit, jeśli
chodzi o pierwszą wizytę.
- Dzień dobry, a właściwie dobry wieczór – wita mnie
rozkosznym uśmiechem. – Daj mi jeszcze dwie minuty i już jestem cały twój –
zapewnia mnie.
Praca w łóżku nie kojarzy mi się z niczym
przyjemnym. Wolę oszczędzić sobie innych, przykrych niespodzianek i próbuję
wstać.
- Która godzina? – pytam, pocierając zaspane
powieki.
- Dwudziesta trzecia. Jesteś głodny? Zamówiłem
kolację. Nie wiedziałem co lubisz, więc zamówiłem pizze.
Jedzenie… Na samo wspomnienie tej prozaicznej
czynności, zaczyna mi głośni burczeć w brzuchu. Bradley ponownie się uśmiecha,
zupełnie jakby cieszyło go, że tak perfekcyjnie potrafi wczuć się w mój
nastrój.
- Posłuchaj, jestem pewien, że jesteś zajęty, więc…
- próbuję wymknąć się z łóżka, lecz skubany ma całkiem szybki refleks. Laptop
zostaje rzucony na pobliski fotel, a ja przygwożdżony do poduszek.
- Praca nie zając… - brązowooki śmieje się zmysłowo,
po czym cmoka mnie w usta. – Muszę cię koniecznie nakarmić. Odkąd ze mną
jesteś, żyjesz wyłącznie na alkoholu.
- Niedawno kupiłeś wydawnictwo. Ono z pewnością
potrzebuje znacznie więcej uwagi niż ja – odpowiadam, siląc się na rozsądny
ton.
- Masz rację. Kupiłem. I zwolniłem Roberta. –
Mężczyzna wstrzymuje oddech, czekając na moją reakcję.
- Szczerze mówiąc liczyłem na to, że to zrobisz – odpowiadam
zgodnie z prawdą. – Robert był święcie przekonany, że wybierzesz go na szefa działu
sportowego.
- No cóż, tak się składa, że nigdy nie brałem jego
kandydatury pod uwagę.
- Serio?
- Nie zrozum mnie źle. Robert to niezły dziennikarz,
lecz również cholerny bufon. Zespół za nim nie przepadał. Nikt nie wskazał go
jako godnego zaufania. – Bradley wodzi palcami po moim policzku, zupełnie jakby
nie mógł przestać mnie dotykać. – Wierzysz mi? – pyta niespodziewanie.
- Tak.
Gdy patrzy mi w oczy, bez problemu potrafię wyczytać
prawdę z jego czekoladowych tęczówek.
- Jutro muszę wyjechać.
Kolejna rewelacja również jest stuprocentową prawdą.
Nadszedł czas rozstania, który nie wiedzieć czemu, wydaje mi się wyjątkowo
bolesny. Nie jestem gotowy na nową porcję cierpień, więc przygryzam mocno dolną
wargę, by nie pisnąć ani słowa. Zaczynam się szamotać, aby jak najszybciej
uwolnić się z jego ramion.
Zapomnieć! Muszę jak najszybciej o wszystkim
zapomnieć!
- Jamie, spokojnie – zostaję czule pogładzony po
policzku. – Zauważyłem, że gdy coś wzbudza w tobie silne emocje, od razu chcesz
uciec. A ja ci na to nie pozwolę. Dlatego jedź ze mną.
- Z tobą?! – Ogarnięty przerażeniem, mrugam kilka
razy, lecz jedyne co dostrzegam, to para najbardziej szczerych, brązowych oczu,
które powoli uzależniają mnie od siebie… Jeśli to on mnie skrzywdzi… Jeśli tylko się mną bawi, by
za chwilę zdradzić lub porzucić, to ja…
- Spotkaliśmy się w dość niezwykłych
okolicznościach, fakt, ale… - Bradley ponownie muska moje usta swoimi
sprawiając, że cały mój opór topnieje. – Chcę spróbować wyleczyć złamane serce,
lecz tym razem zrobię to z pomocą prawdziwej, a nie udawanej miłości. Co ty na
to? Zaryzykujesz związek z nieznajomym?
Jeśli głębiej się na tym zastanowić, to prawda jest
taka, że tylko przy nim miażdżący ból przestaje istnieć…
- Ja nie zdradzam – zapewnia mnie żarliwie.
- Ja też nie.
- Więc jak? Zaryzykujesz?
- To szaleństwo! My się zupełnie nie znamy… -
przechodzę kolejny atak paniki.
- Więc się poznamy. Zaczniemy od kolacji w łóżku, a
rano wsiądziemy do samolotu. Polecimy do Hiszpanii na kilka dni. W drodze
powrotnej przedstawię cię moim rodzicom.
- Przestań! Gdy tak beztrosko o tym opowiadasz,
zaczynam ci wierzyć! – chowam twarz w dłoniach, by odsunąć od siebie jego
romantyczne wizje.
- Codziennie rano będę ci przynosił kawę do łóżka, a
w weekendy wyłączę telefon.
- Kusiciel z ciebie! – wołam oburzony, nie potrafiąc
dłużej ukrywać uśmiechu.
- Podobam ci się taki – Bradley puszy się dumnie i
ma do tego prawo. Jest wspaniałym facetem. Trudno nie dostrzec, że dobry z
niego człowiek. Czy to wystarczy, aby się nam udało?
- Boję się… - wyznaję cicho, dzieląc się z
kochankiem najmroczniejszymi obawami.
- Ja też – ciemnowłosy po raz kolejny zaskakuje mnie
swoją otwartością. – Uważam jednak, że pewne rzeczy nie dzieją się bez powodu.
Los chciał, abyśmy się spotkali. Nie powinniśmy więc narzekać na okoliczności i
brać co nam dają.
Te słowa zostają przypieczętowane słodkim
pocałunkiem, który w magiczny sposób łączy nas ze sobą.
- Niedługo walentynki. Będę zaszczycony, jeśli
spędzisz je razem ze mną.
- Ja też… Dziękuję! – rzucam się Bradleyowi na szyję
i mocno go przytulam.
„Zaufam,
ten ostatni raz…”
***
Słodkich Walentynek, moje Gąski :)
Moją inspiracją był utwór "One last time" zespołu HIM - polecam.
Link dla tych, którzy nie widzieli poprzedniego posta :
https://romanse-kitsune.blogspot.com/
Link dla tych, którzy nie widzieli poprzedniego posta :
https://romanse-kitsune.blogspot.com/
Rewelacyjne. Nawet nie wiesz z jaką ulga odetchnęłam, kiedy Bradley na "koteczkową" akcję Jamiego od razu się połapał co i jak. I to mimo tego, że aktualnie był w trakcie - no cóż, awantury. A przecież tam, gdzie zaczynają się emocje, kończy się rozum. Prawda stara jak świat. Jednak Bradley stanął na wysokości zadania.
OdpowiedzUsuńNo i zakończenie. Lepszego nie można byłoby sobie życzyć w tak przykrych okolicznościach.
Jesteś zdecydowanie Królem. Potwierdzasz to za każdym razem . Tylko mi się tu w dumę nie wbij za bardzo :)))) MB
ps I oczywiście wspaniałego wieczoru walentynkowego :)))
Dziękuję za wspaniałą historię :)
OdpowiedzUsuńObawiałam się, że skończy się ta historia złamanym sercem, ale na szczęście, Jamie zaufał Bradlejowi :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Dziękuję :) Nieskromnie przyznam, że jestem bardzo zadowolony z tego tekstu, ale... W sumie żałuję, że to napisałem.
OdpowiedzUsuńTwój Kitsune
Że słucham?! Ja Cię przepraszam: czy Ty słyszysz (czytasz) sam siebie?! :(((( MB
UsuńTakie jest moje zdanie i z pewnością zapamiętam tę lekcję na przyszłość.
UsuńTwój Kitsune
Zatem... pamiętaj. MB
UsuńA ja mam niesamowicie mieszane uczucia co do tego rozdziału.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony jest cudownie długi ( uwielbiam czytać twoje opowiadania, więc im są dłuższe tym lepiej ).
Jest pięknie napisany, wszystko jest szczegółowo i ciekawie opisane ( nie będę ukrywać, że ucieszyły mnie tu również sceny +18, bo piszesz je rewelacyje; nie jest zbyt przesadnie, a jednocześnie nie jest sztywno i monotonnie )
Przyznam, że fabuła sama w sobie też jest dość oryginalna i jak zwykle zaskoczyłeś mnie swoimi pomysłami *.*
A jednak z drugiej strony zakończenie mi jakoś nie pasuje ( Tak, jestem zwolenniczką smutnych zakończeń, zwłaszcza w opowiadaniach jedno-rozdziałowych)
Wydaje mi się, że ja nie potrafiłambym zaraz po rozstaniu zacząć spotykać się z kimś innym, a że zawsze utożsamiam się z postaciami - moje odczucia są takie a nie inne ~
Nie bierz tego do siebie Lisku, bo jak mówiłam ogólnie jestem przeszczęsliwa, że ten rozdział jest tak długi i tak pięknie napisany. Podziwiam to, że potrafisz tak pięknie pisać i poświęcasz się dla nas.
Robisz niesamowite postępy w stylu wypowiedzi, teraz praktycznie nie widzę, żadnych błędów w treści.
Mam nadzieję, że mój komentarz nie urazi Cię w żaden sposób, bo przecież ty jako autor nie masz wpływu na moje upodobania :D
Z niecierpliwością będę czekać na twoje kolejne rozdziały i na pewno zerkne na nowego bloga <3
~ Miriam
Ps. Dużo miłości dla wszystkich, zwłaszcza dla naszego króla Liska <3
Dziękuję, Miriam :)
UsuńNigdy nie byłaś w takiej sytuacji, a ja tak. I powiem Ci, że nie jest to wyjście dla wszystkich. To pewne. W każdym razie czasami właśnie te "kosmiczne" rozwiązania są najlepsze :)
Twój Kitsune
Wiesz Lisie, prawdę mówiąc to ja powinnam być ostatnią osobą, która może komentować jakiekolwiek sprawy miłosno romantyczne xD
UsuńNa karku mam już ponad 19 wiosen i nigdy w życiu zakochana nie byłam :D
~ Miriam
Dlatego nie bierz moich komentarzy do siebie <3
Usuń~ Miriam
Jako starszy i bardziej doświadczony powiem Ci jedno - wiele (lub wszystko) zależy od osoby, którą kochamy. Miłość jest zmienna. Czasami zbyt nerwowa, czasami nudna. Nie ma w niej stałości. W jednej chwili możesz wszystko, a w drugiej jesteś zranioną kupką nieszczęść. Niektórzy koncentrują się wyłącznie na tym, by kochać, a to błąd. Pamiętaj - mądrze wybieraj obiekt swoich westchnień :)
UsuńTwój Kitsune
Jak narazie moje obiekty westchnień to niedzielne obiadki i chyba nie zapowiada się na to, żeby mi się zmieniło.
UsuńAle dziękuję ślicznie za twoje rady Lisie, wezmę to sobie do serca :*
~ Miriam
No i masz rację - obiad ważna rzecz :D
UsuńTwój Kitsune
Czy tylko ja mam wrażenie że to jest niedokończone? wolałabym konfrontację z Robertem a nie bezimiennym blondynem. Nie da się zdrowo zakończyć relacji bez konfrontacji.. .
OdpowiedzUsuńCo Twoim zdaniem Jaimie miałby mu powiedzieć? Że Robert źle go traktował? Przecież obydwaj doskonale o tym wiedzieli. Tak to w życiu bywa - wydawało mu się, że ma wszystko. Oszukiwał swojego chłopaka, czerpał przyjemność z romansu i był pewny awansu, a ja mu te rzeczy zabrałem :)
UsuńW prawdziwym życiu konfrontacja nie zawsze jest rozwiązaniem. Czasami lepiej odejść i zachował miłe wspomnienia, niż szarpać się do samego końca.
Twój Kitsune
I tu masz rację lisku ja mam 19lat ×2 i trochę i zawsze byłam zwolenniczką ostrych cięć życie jest za krótkie na dramy gdy raz podjęłam decyzję nie było odwrotu czy byłam zdradzana może wystawiana do wiatru pewnie ignorowana nigdy mój ojciec powiedział mi pewną prawdę szanuj się dziecko jeśli ty tego nie zrobisz jak możesz oczekiwać tego od innych . I tak robię . Raz w roku przed moimi urodzinami robię rachunek sumienia : czy moje życie w 100'/. mnie satysfakcjonuje czy dalej ciągnę bez zmian jak nie to był czas zmian pracy chłopaka stylu ubioru koloru włosów itp itd no i jestem teraz w pełni szczęśliwa. Każdy wie że mam żelazne zasady których się trzymam nie raz z bólem serca musiałam je stosować ale ludzie nic nie przychodzi lekko za życie jest brutalne trzeba walczyć o siebie. A tak w tonie walentynek to swojego męża poznałam i od razu pobiła (hi hi hi) miał zbyt lepkie ręce byłam wredna i uszczypliwa no generalnie chciałam go sprawić,chłopak się nie dał stwierdził że to miłość i mósi mnie zdobyć oj wredna byłam jak lisek czasami (dlatego go lubię) po prostu dałam mu ostro popalić a po tym dałam go tacie na pożarcie nooooo powiedziałam jak chcesz ze mną być na poważnie to jutro idziesz do mnie do domu i poznasz moich rodziców jak tata cię zaakceptuje to się z tobą umówię . No i tak to było, a teraz mamy synka i piękne życie
UsuńOszukiwista
Biorąc pod uwagę wszystko co napisałaś - Twój Mąż ma zadatki na świętego :D Pobity, pożarty i wypluty jakoś utrzymał się na powierzchni. Jego przykład daje promyk nadziei innym facetom - walczcie do końca, to może przeżyjecie :)
UsuńTwój Kitsune
A może lekki Masochista?
UsuńCzasami żeby ktoś nas pokochał trzeba pokazać swoją mroczną stronę gdy ją zaakceptuje może być już tylko lepiej
Oszukiwista
Jeśli to masochista, to tym bardziej powinnaś się cieszyć. Joleen ma teorię, że prawdziwymi seme są wyłącznie kobiety :D
UsuńTwój Kitsune
Coś w tym jest no można też rządzić z dołu;-)
UsuńOszukiwista
Pod warunkiem, że masz odpowiednie predyspozycje i wmawiasz seme, że jest seme, a sama pociągasz za sznurki :D
UsuńTwój Kitsune
Nooooo a może tak seme to głowa i widzi to co szyja mu wskazuje?
UsuńOszukiwista
To wszystko zależy. Ja na przykład lubię władzę, a udaję, że jej nie lubię :D
UsuńTwój Kitsune
Pokrętna ludzka natura chyba każdy tak ma a może tylko lisy
UsuńOszukiwista
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńKiedyś wierzyłem, że każdy, ale rzadko kto potrafi mnie zaskoczyć.
UsuńTwój Kitsune
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńEch lisku nie wiem jak ci to powiedzieć próbowałam wejść na drugiego bloga i dostałam info że witryna nieosiągalna buuuu
OdpowiedzUsuńU mnie działa. Spróbuj odświeżyć stronę.
UsuńTwój Kitsune
Buuuu nic to samo info no cóż będę próbować do skutku
UsuńA spróbuj wpisać w wyszukiwarce bez www lub jeśli czytasz na telefonie, to na tum blogu z boku po prawej jest bezpośredni link.
UsuńTwój Kitsune
Dzięki
UsuńZawsze do usług :)
UsuńTwój Kitsune
To było naprawdę fajne :) tak szybko się czytało :) ale powiem ci, że mam niedosyt 😊Chętnie bym poczytała o tym, co robili w Hiszpanii 🙄No i oczywiście ciekawi mnie ta groźba tej zdradzieckiej szui 😎
OdpowiedzUsuńGdybym to wszystko opisał, wyszłoby ze 100 stron :D Jeśli pojawi się więcej osób chętnych na poznanie dalszych losów tej pary, to może udałoby się coś jeszcze o nich skrobnąć... :)
UsuńTwój Kitsune
Kochany lisku napewno wszyscy by poczytali ich dalsze losy :) a jak się miewa Max i jego tatuaż?
UsuńMax ma się dobrze. Wrzucę nowy rozdział, gdy tylko skończę go pisać.
UsuńTwój Kitsune
Kyaa!!!! Zajebiste, całkowicie cudowne, jestem zakochana! Ostatni raz tak reagowałam na Xellossa ze Slayersów, wieki temu :D Serio romantyczna perełka :) I nikt nie umarł :D
OdpowiedzUsuńXellossa? Przecież wiadomo, że Zelgadis był lepszy :D To on powinien być z Liną :D
UsuńTwój Kitsune
CHYBA KPISZ!!!!!
UsuńNie. Jestem śmiertelnie poważny.
UsuńTwój Kitsune
Absolutny nonsens. Xelloss był the best, przy czym wcale nie chciałam aby był z Liną :D
UsuńMoja Droga, ja żyję TYLKO dla ROMANSÓW :D Miłość rządzi światem :)
UsuńTwój Kitsune