niedziela, 15 listopada 2020

mpeg 95

 

„Bezsenne Noce"

Randka.

Byłem na naprawdę wielu randkach. Niektóre zaliczyłbym do wyjątkowo udanych. Inne okazywały się totalną katastrofą. Interesujące, nudne, szalone, kończące się fantastycznym seksem lub po prostu seksem.

Zazwyczaj spotykałem się z pięknymi kobietami. Młodszymi lub starszymi ode mnie. Za każdym razem, tuż przed spotkaniem z „tajemniczą nieznajomą” zapalała się we mnie iskierka nadziei, że może to „ta jedyna”.

Potem wszystko przebiegało według prostego schematu. Rozczarowanie budziło frustrację, która oznaczała kupienie butelki czerwonego wina, zaszycie się w domu i tworzenie mrocznych historii.

Błędne koło.

A potem pojawił się on i wywrócił wszystko do góry nogami.

Byliśmy już raz na randce. Mniej więcej wiedziałem czego mogę się spodziewać. Szybkie bicie serca. Uśmiech, który sprawia, że chciałbym krzyczeć z radości. Zaufanie, bo pozwala mi trzymać się za rękę. I najważniejsze – miłość. Wystarczy jedno spojrzenie w te piękne, fiołkowe oczy…

- Dlaczego tak mi się przyglądasz? – Eli wyrywa mnie z romantycznego letargu.

- Sam nie wiem.

- Nie wiesz? – Króliczek wkłada srebrną łyżeczkę do pucharka wypełnionego malinowym sorbetem i oblanego obficie gorzką czekoladą. – A może nie chcesz mi powiedzieć? – Bawi się ze mną.

- Powiem ci później. Gdy będziemy sami – dopowiadam znacznie ciszej.

- Teraz też jesteśmy sami – zauważa zaczepnie.

Restauracja, którą wybrałem, jest prawie pusta. Na jedzenie z pewnością nie będę narzekać. Obiad był smaczny. Brakuje gości, lecz takie są uroki małomiasteczkowej elegancji. Początek tygodnia. Wygórowane ceny. Idę o zakład, że tłoczno robi się dopiero od czwartku.

- W świetle świec wyglądasz zjawiskowo – rozmarzam się.

- Max… – Eli lekko się rumieni, zaskoczony komplementem.

- A może to twoja magia? – rozważam na głos. – Jesteś cudowny, a ten blask dodatkowo to podkreśla. – Wyciągam telefon i robię Eli zdjęcie. – Widzisz? – Odwracam ekran, by sam się przekonał, że nie kłamię.

- Wyglądam tak jak zwykle – Króliczek uśmiecha się nieco zawstydzony.

- To moja wina, że nie zawsze umiałem dostrzec twoją wyjątkowość – wzdycham. – Wszystko na czym mi najbardziej zależało, znajdowało się daleko poza moim zasięgiem. Długo nie potrafiłem się z tym pogodzić. Nie masz pojęcia, jak żałuję, że to właśnie na tobie odreagowałem swój żal i gniew.

- Nie chcę wracać do przeszłości.

- Skarbie, nie wiem jak to robisz, ale jednym gestem czy spojrzeniem wyciągasz ze mnie to, co najlepsze. Przy tobie czuję, że naprawdę żyję. Znowu umiem cieszyć się drobiazgami. Przedtem nie zwróciłbym uwagi na te głupie świece. A teraz? Wiesz, że jak tylko wrócimy do domu, to w pierwszej kolejności zamówię ich całe mnóstwo? Wyobrażasz to sobie?

- Nie piłeś wina, a mimo to szumi ci w głowie. – Eli posyła w moją stronę złośliwy uśmieszek.

- Po co mi wino skoro mam ciebie? – Sięgam po drobną dłoń, którą podnoszę do ust. – Upajasz mnie tysiąc razy mocniej. W dodatku jesteś taki słodki… – Celowo przesuwam językiem po wewnętrznej stronie króliczego nadgarstka. Eli lekko drży, co dodatkowo łechce moje rozbuchane ego. – Widzisz, o tym właśnie mówiłem. Oto chwile, dla których warto żyć.

- Dziękuję – cichy szept ukochanego chwyta mnie za serce.

- To ja ci dziękuję, najdroższy. Będziesz ze mną bardzo szczęśliwy. Zobaczysz.

- Wiem. – Oczy ciężarnego zachodzą łzami. Nie mogę pozwolić, by się rozpłakał, więc postanawiam szybko zmienić taktykę.

- Wzruszyłeś się, bo pomysł ze świecami aż tak ci się spodobał? To może dołożymy do tego egzotyczne kwiaty?

- Egzotyczne co? Max… – kręci głową z dezaprobatą.

- Zmiana planu! Świeczki i kwiaty to jedynie sztuczna namiastka. Wybierzmy się w podróż! Moglibyśmy zamieszkać na rajskiej wyspie. Wyobrażasz to sobie? Pyszne owoce, zachody słońca na wyciągnięcie ręki, turkusowa woda i złoty piasek. Powiedz, że tego chcesz, a za godzinę będziemy już w samolocie.

- Mężu, pora na lądowanie. Tu jest nasz dom, pamiętasz?

- A gdybyśmy tak kupili naszą własną wyspę? – Pełen optymizmu wpatruję się w mojego kochanka.

- Opowiadasz mi o swojej nowej książce? – Eli sprytnie unika jednoznacznej odpowiedzi. Zna mnie na tyle by wiedzieć, że jestem poważny jak nigdy wcześniej.

- Ja nie żartuję! Proszę, zróbmy to. Nie powiesz mi, że nigdy o tym nie myślałeś.

- Moją wyspą jest obecnie nasz uroczy domek. I ramiona męża, który codziennie mnie tuli. Zasypiam szczęśliwy i budzę się szczęśliwy. To o wiele więcej niż kiedykolwiek śmiałbym prosić.

- Każdy mąż tak robi, a ja nie chcę być jak każdy. Rzucę ci świat do stóp, jeśli uznam, że to cię uszczęśliwi.

- Jestem realistą, który twardo stąpa po ziemi. Dobrze mi nawet bez dalekich podróży.

- Właśnie dlatego daję ci parę skrzydeł, abyś mógł obejrzeć świat z innej perspektywy.

- Uwielbiam sposób, w jaki dobierasz słowa, posługując się metaforami – narzeczony rozbraja mnie kolejnym uśmiechem. – To mi przypomina, że w domu czeka na mnie wielkie pudło książek. Twoich książek. Wiesz co to oznacza?

- Koszmary senne – podpowiadam.

- Max, nie możesz tak do tego podchodzić. W ten sposób ranisz siebie i mnie. Jesteś pisarzem. Książki są ważną częścią twojego życia. Życia, które zacząłeś dzielić ze mną. Fani na całym świecie uwielbiają twoje historie. Dlaczego ze względu na mnie zacząłeś się tego wstydzić?

Dlaczego? To bardzo dobre pytanie. Eli jak zawsze trafił w samo sedno.

- Jesteś świetny w tym co robisz. Twoi fani, April i Jeff, twoi rodzice… Jednym słowem wszystkie ważne osoby w twoim życiu znają cię od tamtej strony. Tymczasem ja… Bezustannie mnie straszysz. Zniechęcasz. Tak trudno ci zrozumieć, że chcę cię lepiej poznać? Nie rozumiesz, że w tej historii to ty jesteś królikiem, a ja chcę podążać za tobą do zaczarowanego świata po drugiej stronie lustra. Nie zabraniaj mi tego.

- Eli… – Z wrażenia nie wiem co powiedzieć.

- Proszę, nie traktuj mnie jak dziecko. Może i jestem o ciebie młodszy, ale nie musisz wiecznie trzymać mnie pod kloszem. Związek opiera się na partnerstwie. Jeśli nie będziesz widział we mnie partnera, to nasze małżeństwo obróci się w koszmar. Tego chcesz, bo ja nie.

- Czasami wkurzasz mnie tym, że zawsze masz rację – markotnieję.

- Jeśli tak bardzo ci to przeszkadza, spróbuję się zmienić.

- Nie próbuj. Kocham cię takiego, jaki jesteś. I kocham cię za to, że bezustannie przypominasz mi o tym, co jest ważne.

- Dziękuję. – Na anielskiej twarzy maluje się satysfakcja. Tak, znowu masz nade mną przewagę.

- Na twoim miejscu przystopowałbym z wiwatowaniem zwycięstwa. Zostajesz pod kloszem, bez względu na to, czy tego chcesz, czy nie. Zwłaszcza teraz, gdy nosisz naszego syna.

- Rzucasz mi wyzwanie? O to ci chodzi? – Diabelskie ogniki w jego oczach zdają się tylko czekać aż przytaknę.

- Nie. – Studzę jego zapędy. – Po prostu zdałem sobie sprawę z czegoś okropnego. Zanim ci powiem co to jest, obiecaj, że to zostanie między nami, ok?

- Oczywiście, mężu. Możesz mi zaufać.

- Zauważyłem, że… – Pochylam się nad stołem, by tylko Eli mógł mnie słyszeć. – Na samą myśl mam dreszcze, ale skoro jesteśmy partnerami, więc chyba powinieneś znać prawdę. I nie zdziwię się, jeśli zaczniesz inaczej na mnie patrzeć.

- Mów! – Mój ukochany zaczyna się niecierpliwić.

- Eli, ja zmieniam się w swojego ojca! – Dzielę się z narzeczonym mrocznym sekretem.

- I to cię tak dziwi?

Mój wybranek mruga kilka razy. Jego twarz wydaje się spokojna i opanowana. Nic nie wskazuje na to, że został poddany szokowi.

- Wiedziałeś?! Skąd?!

- Max, przecież to naturalne.

- Naturalne?! To chore! Ja nie chcę! – Zaczynam się bronić przed wizją starzejącego się Maxwella Forda, siedzącego w fotelu, z gazetą i w kapciach.

- Nie chcesz, ale nic na to nie poradzisz. Odziedziczyłeś wiele cech po swoim tacie. Jesteście do siebie bardzo podobni, zarówno pod względem psychicznym, jak i fizycznie.

- Chcesz mi powiedzieć, że wyglądam jak mój tata?! – To stwierdzenie to jawny atak na moją męskość. Jak on może insynuować takie rzeczy?! To chyba oczywiste, że jestem od niego znacznie przystojniejszy.

- Genów nie oszukasz. I nic nie da się z tym zrobić. – Eli ze zrozumieniem klepie mnie po ręce. Jego gest przynosi nikłe pocieszenie, ale ciężko mi będzie dojść do siebie.

- Jestem zdruzgotany – informuję ukochanego o moim kiepskim stanie.

- Peter Ford to ideał ojca. Wychował cię na wspaniałego syna. Będzie cudownym dziadkiem dla naszego maleństwa. W dodatku od zawsze jesteś w niego wpatrzony jak w obraz. Ta sytuacja ma same plusy.

- Ty nic nie rozumiesz. Co innego chcieć być takim jak on, a co innego… Nie wyobrażasz go sobie kiedy się kochamy, prawda? – Zadaję pytanie, które domaga się natychmiastowej odpowiedzi.

- Przykro mi, ale nie. Ty mi w zupełności wystarczysz.

- Na pewno? – Lepiej dmuchać na zimne i drążyć temat, gdy pojawiła się sprzyjająca okazja, niż potem pluć sobie w brodę.

- A ja tobie wystarczę? Fantazjujesz o kimś innym będąc ze mną w łóżku? – Eli zgrabnie odwraca kota ogonem, atakując mnie tym samym pytaniem.

- Jesteś ideałem.

- Czyżby? – Niczym rasowy polityk, układa dłonie w piramidkę i marszczy jasne brwi. – W twoich oczach jestem zaledwie niewinnym nastolatkiem, którego trzeba chronić nawet przed niegroźnymi książkami.

- Jesteś cholernie seksownym nastolatkiem. Jeśli ktoś powinien być chroniony, to chyba ja. Jak mam się oprzeć twojemu urokowi? Jesteś piękny, mądry, zabawny i kręcisz mnie tak bardzo, że mógłbym to z tobą zrobić nawet tutaj, na tym stole – wskazuję palcem na blat. – Przed tym wyuzdanym krokiem powstrzymują mnie kamery oraz świadomość, że nasz film z pewnością znalazłby się w Internecie. Na samą myśl, że ktoś oprócz mnie zobaczyłby cię nagiego, krew się we mnie gotuje.

- Zazdrośnik – chichot Eli podsuwa mi kolejny pomysł.

- Jeśli skończyłeś jeść proponuję, abyśmy się zbierali – szukam wzrokiem kelnera. – Muszę cię zabrać do łóżka.

- Jeszcze wcześnie. Nie jestem zmęczony – złotowłosy od razu protestuje.

- Nie mówiłem, że będziemy spać – puszczam do niego oko, wyciągając z portfela kartę kredytową.

Chwilę później łapię Eli za rękę i prowadzę w kierunku samochodu.

- Restauracje są fajne. Randki też są fajne, ale minie sporo czasu, zanim znowu tu przyjedziemy – decyduję.

- Obiad był wyjątkowo…

- Nie chodzi o jedzenie – przerywam mu, popychając delikatnie na drzwi mercedesa. Eli przymyka powieki. Rozchyla usta. Odchyla głowę do tyłu. – Przy tobie nawet święty straciłby panowanie nad sobą – warczę, zaborczo wpijając się w ponętne wargi. – Smakujesz czekoladą… – dyszę ciężko, chciwie łapiąc powietrze. – Wsiadaj. Wracamy do domu.

- A zakupy? – Ciężarny sprowadza mnie na ziemię, przypominając o przykrym obowiązku. – Dzidziuś chciałby dostać coś dobrego.

- Zakupy? – Powtarzam po nim, dokonując w głowie karkołomnej kalkulacji.

Co powinienem wybrać? Ognisty seks, którym z pewnością zakończy się ten wieczór, czy też zapełnienie lodówki? Jeśli pojedziemy do centrum handlowego, nasz powrót opóźni seks o dobre dwie godziny. Wytrzymam tyle? Gdybym to sobie potem odbił i kochał się z nim aż do świtu, to może, może…

Mógłbym też olać zakupy i przyjechać tu jutro, ale to by oznaczało, że musiałbym się rozstać z tym puchatym nicponiem na kilka godzin. Szczerze wątpię, że po dzisiejszej nocy będzie w stanie obudzić się jutro przed południem. No i nie mógłbym patrzeć jak śpi.

- Proszę… – Fiołkowe oczy wiercą mi dziurę w sercu.

Czy on mnie sprawdza? Poddaje próbie, aby po raz kolejny się przekonać, że jestem kukiełką w jego małych rączkach. W dodatku tak umiejętnie pociąga za sznurki…

Szlag by to wszystko trafił!

- Dobrze, będą zakupy – cedzę przez zęby.

- Kupisz mi lody i czekoladę?

Nie wierzę! Po prostu nie wierzę! Kilka sekund i ma mnie na widelcu!

- Przestań ze mną flirtować, jeśli naprawdę zależy ci na jedzeniu.

Nieco zły, otwieram szeroko drzwi od strony pasażera i czekam aż Eli wygodnie się usadowi.

- Max… – znowu zaczyna kusić przymilnym głosikiem. Zapinam pasy, ignorując jego ciche skomlenie. – Max… – ponawia próbę, muskając moje ramię.

- Skarbie, okaż mi odrobinę zrozumienia. Ja naprawdę bardzo ze sobą walczę, by nie zerwać z ciebie ubrań, więc zachowuj się jak na grzecznego Króliczka przystało. W przeciwnym wypadku może się okazać, że spędzimy dzisiejszą noc w areszcie, a nie w domu. Seks w aucie to wykroczenie.

- Wolałbym w domu – moja trusia poprawia niewidzialne zagniecenia na swoim ubiorze, a następnie zaczyna się bawić rozpuszczonymi włosami.

- Ja też. A teraz bądź cichutko, bo muszę się skoncentrować, a ty za bardzo mnie rozpraszasz.

***

Krążymy między sklepowymi regałami. Pcham przed sobą wielki wózek, który jest już praktycznie pełny. Uparłem się, abyśmy solidnie uzupełnili zapasy.

- Może już wystarczy? – Eli z zatroskaniem ocenia budowaną przeze mnie piramidę, która lekko się chwieje. Nie runie. Ma solidną podstawę zbudowaną ze słodkich ziemniaków oraz kilku zgrzewek soków.

- Im więcej jedzenia w domu, tym rzadziej będziemy musieli z niego wychodzić.

- Mniej więcej kilka godzin temu stwierdziłeś, że będziemy często randkować, pamiętasz? – Słodziak kolejny raz wykorzystuje szansę, by pochwalić się dobrą pamięcią.

- Będziemy wychodzić. Obiecuję.

- Pójdziemy do kina? – Domaga się nowych atrakcji.

- Tak, skarbie. Pójdziemy.

- Kiedy?

- Kiedy? Z pewnością nie w tym tygodniu. Zaplanowałem dla nas inne atrakcje.

- Jakie?

Przebiegłe stworzenie zatrzymuje się na samym środku alejki i spogląda mi wymownie w oczy.

- Takie atrakcje… – Zgaduje. – W takim razie przydałaby się jeszcze jedna butelka sosu czekoladowego.

- Tak uważasz? – Tym razem to ja nie potrafię powstrzymać uśmiechu. Porzucam wózek i obejmuję ramionami mój najcenniejszy skarb. – Po co ci tyle sosu czekoladowego?

- Będzie nam potrzebny do… różnych rzeczy – Eli dyskretnie uwalnia się z moich ramion, bo w naszej alejce zaczyna się robić nieco tłoczno.

- Poczekaj tu na mnie. Za chwilę wracam.

Mam nadzieję, że płynna gorzka czekolada to ostatnia rzecz na naszej liście. Poza tym nie mogę się doczekać chwili, gdy Eli jej użyje. Na samą myśl robi mi się gorąco.

- Chyba nic się nie stanie, jeśli kupimy kilka dodatkowych… – mamroczę do samego siebie, ściągając z półki cztery półlitrowe butelki.

- Przesadziłeś – Eli śmieje się ze mnie, gdy próbuję znaleźć dla nich miejsce w przepełnionym koszyku.

- Mówiłeś, że jest niezbędny, więc nie może go zabraknąć – tłumaczę się.

- Max, z tego co pamiętam, nie przepadasz za gorzką czekoladą. Dlaczego nie wybrałeś sosu, który bardziej by ci smakował?

- Bo tylko ten nie zawiera mleka, na które jesteś uczulony.

- No właśnie. To ja jestem uczulony. Ty nie.

- Nie zamierzam ryzykować, że coś ci się stanie – cmokam Króliczka w policzek. – Masz ochotę na coś jeszcze?

- Podczas obiadu nie zamówiłeś mięsa.

- Do czego zmierzasz?

- Nie powinieneś zmuszać się do jedzenia czegoś, czego nie lubisz.

- Skarbie, ja się do niczego nie zmuszam. Lubię twoją kuchnię. Nie przeszkadza mi, że nie jesz mięsa. Poza tym sam mówiłeś, że gorzka czekolada jest zdrowsza, prawda?

- Nie oznacza to także, że musisz ją jeść. Jeśli masz ochotę na mięso, o powiedz. Ugotuję ci coś dobrego.

- Króliczku, ja też nie wiem, jak to się stało, ale przebywając z razem tobą przejąłem część twoich nawyków. To był mój świadomy wybór. I jest mi z tym dobrze. Kiedy mieszkaliśmy u rodziców, dużo czytałem na temat zdrowej diety. Może to właśnie dzięki tobie mam więcej energii niż zwykle?

- Tak sądzisz? – Eli nie jest przekonany. To urocze, że tak się o mnie troszczy.

- To była jasna strona mocy – żartuję.

- A jaka jest ciemna? – Ciężarny od razu poważnieje.

- Będziesz musiał wziąć za to odpowiedzialność.

- Z przyjemnością. Zaopiekuję się tobą. I gorzką czekoladą.

- Mój Króliczku – wybucham wesołym śmiechem. – Chodź, poszukamy wyjścia.

- I tragarza. Nie wiem czy damy radę zabrać to wszystko do samochodu.

- Skarbie, oczywiście, że damy radę. Wątpisz w siłę swojego męża?

Gdy kasjerka nabija towary na kasę, Eli bawi się swoim telefonem. Podejrzewam, że znowu pisze do Jo. Cichy cień zazdrości szepcze mi do ucha by jak najszybciej pozbyć się tego wstrętnego urządzenia, które tylko psuje mi krew i nie pozwala cieszyć się z tak udanego wieczoru.

- To twoja mama – osiemnastolatek czyta w moich myślach. – Zachęca nas, abyśmy odwiedzili nowy sklep z akcesoriami dla dzieci, skoro już tutaj jesteśmy.

Nic nie odpowiadam, choć najchętniej porwałbym Eli na ręce i rzucił się na oszukiwanie owego sklepu. Jest jeszcze tyle rzeczy, które powinniśmy zgromadzić dla malucha. Nie mamy kołyski ani wózka. W dodatku w większości sklepów pojawiają się jesienne kolekcje. Tylko jak przekonać Eli do tej eskapady?

- Zaniesiemy zakupy do samochodu, a potem możemy tam na chwilę zajrzeć, jeśli chcesz – proponuje.

- Kocham cię! – Uszczęśliwiony przytulam do siebie ukochanego, nie zwracając uwagi, na ciekawskie spojrzenia innych klientów oraz przemiły uśmiech kasjerki.

- Obejrzymy rzeczy dla dziecka, ale nie będziemy niczego kupować. To mój warunek – jasnowłosy grozi mi palcem, bo dobrze wie do czego jestem zdolny.

- To nie fair! No nie bądź taki! – Zaczynam się targować.

- Wyczerpałeś limit na zakupy dla dziecka.

- Skarbie, ja niczego nie wyczerpałem, bo nie ustaliliśmy żadnego limitu.

- Twój wybór Max. Chcesz pójść do sklepu czy wracamy do domu?

Walczę ze sobą z całych sił. Ta pluszowa trusia igra z ogniem sądząc, że dam się zapędzić do rogu i zgodzę na tak krzywdzące warunki.

- Odwiozę nasze zakupy, a ty tu chwilę odpocznij – wskazuję blondynowi schowaną wśród roślinności ławeczkę. – Będziesz potrzebować dodatkowej porcji energii… - rzucam od niechcenia, choć wątpię, że mnie usłyszał.

***

Moja mama to złota kobieta, która zasłużyła na olbrzymi bukiet kwiatów. To właśnie dzięki niej od blisko godziny gromadzę różne ubranka i akcesoria. Rozpływam się ze szczęścia mogąc przykładać malutkie śpioszki i kaftaniki do brzucha ukochanego.

- To jest śliczne! I to! To też musimy kupić! – Ekscytują mnie wszystkie niemowlęce drobiazgi.

- Nie kupujemy. Oglądamy – mały uparciuch od razu mnie poprawia.

- Kupujemy! Zdecydowanie kupujemy! Nie możesz mi zabronić rozpieszczania naszego dziecka. Od tego ma rodziców.

- Rodzice powinni kierować się przede wszystkim rozsądkiem i wybierać to, co najlepsze dla dziecka.

- Dokładnie tak! – Przytakuję automatycznie. – Wybierz to co ci się najbardziej podoba – zachęcam Eli do współudziału w tej niechybnej zbrodni na mojej karcie kredytowej.

- Nic z tego, mężu. Po kolekcji jesiennej pojawi się kolekcja świąteczna. Nie wierzę, że odpuścisz i nie będziesz próbował mnie przekonać, że powinniśmy przebrać dzidziusia za małego renifera.

- Renifer… Albo Mikołaj… – Coś wewnątrz mnie zaczyna się topić. I coraz lepiej rozumiem Eli. On reaguje tak na słodycze. Nic dziwnego, że bardzo cierpiał, gdy mu ich odmawiałem. Gorzej, że ja też będę bardzo cierpiał, jeśli nie zabiorę tych malutkich ubranek ze sobą do domu. – Proszę, nie rób mi tego! – żebrzę o odrobinkę zrozumienia. – To silniejsze ode mnie. Przecież musi być jakiś sposób, żebyś dał się przekonać. Obiecuję, że zrobię co zechcesz.

- Nie – pada natychmiastowa odpowiedź.

- Proszę, ja muszę, rozumiesz? Wiem, że mnie rozumiesz. Sam zobacz – przykładam malutkie śpioszki ozdobione malutkimi grzybkami do jego brzucha. – Pasują idealnie.

- Nie. Odłóż to na wieszak.

- Co mam zrobić, abyś zmienił zdanie? Spełnię każdą twoją zachciankę. – Wpatruję się w niego z nadzieją, że jednak zmięknie.

- Każdą? – Po jego minie widzę, że to będzie mnie słono kosztować. Jednak te jesienne ubranka warte są każdego poświęcenia.

- Każdą – potwierdzam, biorąc jednocześnie bardzo głęboki wdech, by jakoś zrekompensować sobie cios, który zaraz na mnie spadnie.

- Dobrze. W takim razie możesz kupić co zechcesz.

- Dziękuję! – Całuję Eli bardzo namiętnie.

Chwila szczęścia ulatnia się z mojej głowy niczym szampan. Ta przebiegła istotka ani słowem nie wspomniała czego zażąda w zamian. Stoję więc niepewny, ściskając w dłoniach jesienną wyprawkę i dumam nad tym, w jak wielkie bagno się wpakowałem.

- Twój warunek. Chcę go poznać.

- Powiedzmy, że będziesz moim dłużnikiem. Być może już niedługo ja też o coś cię poproszę, a ty mi nie odmówisz.

- Dlaczego mam wrażenie, że w twojej propozycji ukryty jest jakiś haczyk?

- Nie ma. To czysty układ. Przysługa za przysługę. Wchodzisz w to? – Eli wyciąga prawą dłoń. Jeśli ją uścisnę, nie będę mógł niczego mu odmówić.

Z drugiej strony o co on może mnie poprosić? O słodycze? Odmówił, gdy proponowałem mu nowy samochód, a nawet zakup wyspy. Pieniądze nie wejdą w grę. Może poprosi o kolejną randkę? A może chodzi mu o to, abyśmy spędzili noc w ogrodzie? Tak, musi chodzić o ogród. Nie mam ochoty na spanie w namiocie, ale cóż. Mówi się trudno.

- Wchodzę – ściskam jego drobną dłoń.

- W takim razie do dzieła, mężu. Możesz szaleć do woli.

- Tak też zamierzam zrobić!

Z dziecinnym uśmiechem na twarzy rozglądał się wokół siebie. Tyle cudowności zgromadzonych w jednym miejscu. I wszystkie one mogą być moje. To zdecydowanie najlepsza randka, na jakiej byłem!


15 komentarzy:

  1. Matko aż się boje tego na co max się zgodził. Mam takie przeczucie że to wcale nie będzie spędzenie nocy w ogrodzie ale coś na co by nigdy nie pozwolił. Żal mi go

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedny Max. Czy zjedzą go komary? A może czeka go coś znacznie gorszego? Przekonamy się już niedługo :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Hahahaha, oj Max... No ja nie wiem czy te zakupy były tego warte :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie nie, ale ja go rozumiem. To chwilowe szaleństwo warte jest każdego ryzyka, prawda?

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Zżera mnie ciekawość o co poprosi Eli. Może Jo ma u nich nocować? Warto było poczekać te parę godzin. Pozdrawiam Iason

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eli już wie. Ja też wiem. Niedługo Wszyscy się dowiedzą. To z pewnością będzie szok. Zwłaszcza dla biednego Maxa. Przyszłość nie maluje się optymistycznie.

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Uuuuu czuję, że nagi akt Maksa niedługo powstanie :D Jaki ten Maks jest niedomyślny, nie wie, że króliczek na bank ma plan na który serio nie warto było się godzić? Sprzedać tak tanio skórę, a niby jest starszy i "mądrzejszy" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zabawne, bo ja też o tym myślałem. Stwierdziłem jednak, że to nie miałoby sensu. Eli, jeśli oczywiście będzie chciał, to i tak namaluje akt Maxa. Zwłaszcza, że jego "mąż" bardzo często "pozuje nago", nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
      Niestety, chwilę potrwa, zanim poznamy ten mały sekret.

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Cierpliwości, Moja Droga :)
      Najpierw zabiorę Was na wieś, do Eryka, a potem wrócimy tutaj.

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Już się boję co Eli wymyśli, na pewno będzie ciekawie ��

    OdpowiedzUsuń
  7. Halo halo proszę Pana, skończyłam właśnie czytać prawdziwego romantyka i pytam się, gdzie są ich dalsze dzieje? Przecież to jest najprawdziwsze cudo!
    Mam też nieodparte wrażenie, że Max z bezsennych nocy w poprzednim wcieleniu był właśnie Cassianem. Są do siebie tak niesamowicie podobni, tak samo torturowani przez swoich ukochanych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa:)
      Szczerze? Ciągle myślę o mojej różowej pijawce i bardzo mnie cieszy, że są osoby, którym to opowiadanie przypadło do gustu. Chciałbym je ukończyć, chociaż to będzie trudne.
      Czy Cassian i Max są do siebie podobni? Nie wiem. Może. Cassian musiał nauczyć się cierpliwości. Kochanie wampira jest trudne. Zwłaszcza w czasach wojen i sekretów. Na razie kończę nowy rozdział przygód Eryka, a potem zobaczymy co los przyniesie.

      Twój Kitsune

      Usuń
  8. Hejka,
    wspaniały rozdział, och aż strach pomyśleć o co Eli poprosi Maxa jak dla mnie to wpakował sie w wielkie... może to będzie zwiazene z pracą
    weny i pomysłów oraz czasu życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń