„Bezsenne Noce”
- Cześć! Tak się cieszę, że znowu się spotykamy! –
entuzjazm mężczyzny wydaje mi się nieco przerysowany. Podbiega do nas, ciągnąc
za sobą małą dziewczynkę, ubraną w jasnoróżową sukienkę.
- Cześć – odpowiadam nieco markotnie.
- Max, myślałem, że wyjechałeś. Obiecałeś, że
zadzwonisz, a tymczasem beztrosko sobie randkujesz – wymownie spogląda w
kierunku jasnowłosego, którego nadal trzymam za rękę. – Cześć – wita się z Eli.
– Pamiętasz mnie?
- Oczywiście, że pamiętam – chłopak uśmiecha się do
niego. – Jesteś jedynym superbohaterem, jakiego poznałem – komplementuje go.
- Nie mów tak, bo się zarumienię – peszy się Ian.
- Przecież to szczera prawda. Ostatnio pomagałem
pani Ford w pracy przy folderze reklamowym. Wymieniła cię jako jedną z osób,
która czyni ten region wyjątkowym.
- Serio? Gdy dzwoniła w tej sprawie, byłem pewny, że
żartuje! I co teraz? Rodzina znowu nie da mi spokoju… - lamentuje.
- Moim zdaniem powinni być z ciebie bardzo dumni.
Poza tym dobrze wyglądasz w mundurze – Eli ponownie się do niego uśmiecha. – To
twoja córeczka? Jest śliczna – puszcza moją rękę i klęka obok dziewczynki.
- Katie, co się mówi? – Ian próbuje zmusić małą, by
podeszła bliżej, lecz ta zawzięcie chowa się za jego nogami. Mam dosyć jego
oraz sposobu, w jaki rozmawia z Eli. To czysty flirt! Superbohater… Też mi coś.
Przy pierwszej okazji podrywa nie swojego chłopaka…
- Nie stresuj dziecka – strofuję go, zwracając uwagę
na przestraszoną trzylatkę.
- Jeszcze kilka miesięcy i sam się przekonasz, jak
to jest – szydzi ze mnie, biorąc ją na ręce. – Wracając do tematu. Czemu do
mnie nie zadzwoniłeś?
- Przepraszam, byłem zajęty – mam nadzieję, że
przestanie drążyć temat.
- Nie szkodzi. Na szczęście dziś się spotkaliśmy,
więc ponawiam zaproszenie. Moja żona bardzo się ucieszy. Ona także jest w
ciąży. Za niecały miesiąc przywitamy nasze trzecie
dziecko – rozpływa się, niczym lody pozostawione na słońcu.
- Gratuluję. My na swoje jeszcze długo poczekamy –
zerkam w kierunku niewielkiego brzuszka Eli. Cholerny Ian. Nawet w tym musi być
lepszy…
- Tina, moja żona, będzie uszczęśliwiona, jeśli nas jutro
odwiedzicie. Pamiętasz, gdzie mieszkam? – zwraca się do mnie. - Czekamy o
czwartej.
- Ian… - nie mam ochoty spędzać popołudnia
wysłuchując pochwał płynących z ust Eli pod jego adresem, więc spróbuję
delikatnie odmówić.
- Nawet nie chcę tego słuchać, Max. Ty się zgadzasz,
prawda Eli? Żona z pewnością udzieli ci wielu rad. Całe dnie spędza w domu.
Jeśli jej powiem, że was spotkałem i nie zaprosiłem, wkurzy się na mnie, więc
proszę, nie zawiedźcie mnie. Eli, obiecaj, że przyjdziecie – szuka u niego
wsparcia.
- Ja… - chłopak nie bardzo wie, co ma odpowiedzieć.
Wcale mu się nie dziwię. Przecież to obcy mu ludzie. Mama wspominała, że powinien
mieć więcej znajomych… Szlag by to…!
- Przyjdziemy – decyduję za niego.
- Bardzo się cieszę. Jutro o czwartej. Nie
spóźnijcie się! – woła na pożegnanie, biegnąc w kierunku synka, który czeka na
niego przy samochodzie.
- Nie chcę tam iść… - zaczynam narzekać, gdy tylko
mam pewność, że mnie nie usłyszy.
- To dlaczego się zgodziłeś? – szepcze Eli, równie
konspiracyjnie.
- Ze względu na ciebie.
- Na mnie? A co ja mam z tym wspólnego?
- Nie cieszysz się? Porozmawiasz sobie z jego żoną,
a po godzinie wrócimy do domu.
- Nie musisz się dla mnie aż tak poświęcać – rzuca
oschle, kierując się w stronę ławki.
- Potrzebujesz lepszych znajomych.
- Lepszych?
- Przestań mnie łapać za słowa – irytuję się, siadając
obok niego. – Chodziło mi o Freddiego.
- Nie chcę o nim rozmawiać.
- Ian to porządny człowiek. Znam go od dawna.
Chodziliśmy razem do szkoły. Jestem pewny, że jego żona przypadnie ci do gustu.
Chyba lepsze to, niż spędzenie kolejnego popołudnia na rysowaniu, prawda?
- Lubię swoją pracę.
- Jest dosyć absorbująca. Nie sądzisz, że
powinieneś…
- Max, przestań. Naprawdę nie musisz udawać, że
interesuje cię to, co robię lub czego potrzebuję – jest na mnie zły? Dlaczego?
- Oczywiście, że mnie to interesuje! – bronię się.
- Skoro tak, to wracaj do domu. Chcę pobyć sam –
wstaje i rusza przed siebie. Nie mogę go teraz zostawić. Mieliśmy szczerze
porozmawiać, a znowu się kłócimy.
- Poczekaj! Eli! – idę za nim, ignorując jego
humory. – Zanim pojawił się Ian, chciałeś mi coś powiedzieć.
- Ale już nie chcę – ucina temat.
Przez kilkanaście minut błąka się po parku. Słońce
powoli zachodzi. Złote promienie zdają się topić w jeziorze. Wiele osób
przychodzi tu tylko po to, by obejrzeć ten niezwykle piękny widok. Mały
uparciuch raczej do nich nie należy. Jest zamyślony i smutny. Zaczepia jakiegoś
przechodnia, pytając go o godzinę. Umówił się z kimś? Jeśli liczy na to, że
pozwolę mu na kolejne spotkanie z Freddym, to już teraz może zacząć zmieniać
plany. Obejmuje brzuch ramionami.
- Jeszcze pół godziny i wrócimy do domu, obiecuję –
zwraca się do dziecka.
- Dobra, dosyć tego! – klękam przed nim, by móc
patrzeć mu w oczy. – Co się dzieje?
- Nic – ucieka przede mną wzrokiem.
- Mów, bo dłużej nie zniosę twojego zachowania! –
ostrzegam go.
- Jestem trochę zmęczony, to wszystko – tłumaczy pokrętnie.
- Wracamy – proponuję mu.
- Twoja mama powiedziała, że za dużo czasu spędzam w
domu i mam nie wracać przed dziewiątą. Nie chcę jej denerwować, dlatego
posiedzę tu jeszcze pół godziny.
- Co takiego?! – spodziewałem się wszystkiego, ale
to… - Co jej strzeliło do głowy?!
- W ciągu dnia jest bardzo ciepło, a ja mam sporo
zleceń i…
- I co? – w tej chwili jest bezgranicznie wściekły…
Własna matka, a zero zrozumienia.
- Nic – szepcze, spuszczając wzrok. – Nie krzycz na
mnie. Przecież nie zrobiłem nic złego – szepcze.
- Porozmawiam z nią, gdy tylko wrócimy do domu!
- Proszę, nic jej nie mów! Przecież nic się nie
stało – od razu jej broni. Nie stało? Chłopak jest zmęczony i pewnie głodny.
Nic dziwnego, że nerwowo odlicza każdą minutę.
- Chcesz tu siedzieć, by nie denerwować mamy… Super…
A twoje potrzeby? – cedzę przez zaciśnięte zęby, bo nadal nie mogę się
uspokoić.
- Moje co?
- Nie udawaj idioty! Dobrze wiesz o czym mówię! –
zaczynam nerwowo krążyć przed ławką, na której siedzi.
- Prosiłem, abyś na mnie nie krzyczał. Dzidziuś tego
nie lubi – układa dłoń na brzuchu.
- Przepraszam. Nie chciałem – wracam na swoje miejsce
i ciężko opadam na ławkę. Eli odwraca głowę i zaczyna wpatrywać się w
zachodzące słońce. – Wkrótce zacznie padać – zaczynam ostrożnie kolejny, jakże
elokwentny temat.
- Skąd wiesz?
- To normalne po takich upałach.
- Pewnie masz rację.
Znowu nastaje cisza. Mam swoją szansę. Jesteśmy
sami. Nikt nam nie przeszkadza. Teraz albo nigdy!
- Czemu wychowywała cię siostra?
- Rodzice byli zajęci pracą – odpowiada po chwili
namysłu.
- Wspominałeś coś, że mając piętnaście lat,
mieszkałeś już sam. Dlaczego? – kontynuuję moje przesłuchanie licząc na to, że
powie coś więcej.
- Jak to dlaczego? – dziwi się. – Byłem już dorosły.
Nie potrzebowałem jej opieki.
- Nie chcesz mi powiedzieć? – nieco na niego
naciskam, lecz to trudny przeciwnik. Świadomie wszystko mi dawkuje.
- Siostra przechodziła trudny okres w życiu. Jej małżeństwo
wisiało na włosku. Uważała, że to moja wina. Wspólne mieszkanie stało się dla
nas zbyt trudne.
- I wyrzuciła cię z domu? – zaskoczony otwieram
szeroko usta. – Przecież byłeś jeszcze dzieckiem!
- Max, szokuje cię jej zachowanie, a sam wielokrotnie
powtarzałeś, że moje miejsce jest na ulicy – od jego czarnego humoru robi mi
się zimno.
- Dobrze wiesz, że nie to miałem na myśli! – robi mi
się wstyd.
- To już przeszłość. Nie ma dla mnie większego
znaczenia – uśmiecha się lekko.
- A twoi rodzice?
- Nie wiem, gdzie są. W sumie słabo ich pamiętam.
Widziałem zdjęcia, ale były zrobione dawno temu. Gdyby któraś z tych osób
podeszła do nas i powiedziała, że jest moją matką lub ojcem – wskazuje na
spacerowiczów – uwierzyłbym.
- To jak sobie poradziłeś?
- Normalnie. Poszedłem do pracy. Musiałem
zrezygnować ze szkoły, o czym też już wiesz. W przyszłym roku pewnie udałoby mi
się wrócić, ale pojawił się dzidziuś, a on jest dla mnie najważniejszy. Bardzo
mocno go kocham – rozczula się, mówiąc o naszym dziecku.
- Jeśli chcesz, pomogę ci odnaleźć rodziców –
proponuję, układając w myślach co im powiem, gdy spotkamy się twarzą w twarz.
Eli nie powinien być świadkiem tej sceny. W jego stanie lepiej unikać silnych
emocji.
- Nie chcę. Mówiłem ci już. Jestem dorosły i
samodzielny. Po tylu latach nie miałbym z nimi o czym rozmawiać. Wracamy?
Dzidziuś chce kolację.
Tak jak przypuszczałem, późnym wieczorem zaczyna
padać deszcz. Ekran komputera sprawia ból moim zmęczonym oczom. Dochodzi
pierwsza, a ja napisałem aż dwie strony… Przeciągam się, spoglądając w kierunku
śpiącego chłopaka. Źle go oceniałem. Bardzo źle. Biorąc pod uwagę, że nikt się
nim nie zajmował, nie poszedł na dno. Myślał nawet o kontynuowaniu edukacji.
Zapewne ciąża pokrzyżowała wiele z jego planów, a mimo to ani razu nie
słyszałem, by narzekał. Wprost przeciwnie. Na każdym kroku podkreśla, jak
bardzo kocha dziecko. Gdy się do niego zwraca, zawsze jest miły i stara się, by
naszemu synkowi niczego nie zabrakło. Pod tym względem mógłbym się od niego
wiele nauczyć…
Wyłączam komputer i szykuję się do spania. Szum
deszczu za oknem nie ułatwia mi tego zadania. Pomimo zmęczenia, kręcę się z
boku na bok, nie umiejąc znaleźć sobie miejsca. Przez cały dzień miałem
problem, by jakoś ogarnąć własne emocje. Nic dziwnego, że teraz wcale nie jest
lepiej. Podpieram głowę ręką i wpatruję się w sufit, zastanawiając nad tym, co
przyniesie przyszłość.
W pewnej chwili z sąsiedniego łóżka dobiega mnie
dziwny dźwięk. Unoszę się wyżej, by sprawdzić co robi mój jasnowłosy
współlokator. Zamieram, słysząc jak cichutko płacze przez sen. Może coś go
boli? Albo dziecko jest zagrożone! Podrywam się na równe nogi i podchodzę
bliżej. Eli szamocze się przez chwilę, zrzucając poduszkę na podłogę. Zapalam
nocną lampkę.
- Już dobrze. To tylko sen – ścieram mokre ślady z
jego policzków. Chłopak zasłania oczy przed światłem, które od razu gaszę.
- Gdzie… Gdzie jestem? – skołowany, rozgląda się
nerwowo w ciemności.
- Spokojnie. Nie bój się – staram się go uspokoić.
- Max? – pociera zapłakane oczy.
- Jestem tutaj.
- To był tylko sen… - stwierdza z dużą ulgą.
- Co ci się śniło?
- Siostra zabrała mi dziecko. Myślałem, że
serce mi pęknie z tęsknoty za nim... - Oplata się ciasno ramionami, drżąc na
całym ciele. Przez kilka sekund rozważam wszystkie za i przeciw, lecz po chwili
wstaję i biorę go na ręce.
- Co… Zostaw…!
- Nie – kładę go w swoim łóżku. – Dzidziuś mówi, że tata
ma go przytulić i właśnie to zamierzam zrobić – układam się obok niego,
obejmując go ramieniem. – Widzisz, od razu lepiej.
- Nie potrzebuję... - szarpie się, próbując uwolnić.
- Gdy ja byłem mały i śniło mi się coś złego, zawsze
szedłem spać do łóżka rodziców. Uspokajałem się, gdy ktoś był obok mnie. Przyznaj,
że już jest ci lepiej – droczę się z nim, przysuwając nieśmiało dłoń do jego
brzucha.
- Za gorąco!
- Wcale nie – śmieję się cicho, sunąc palcami po tej
bezcennej wypukłości. Eli w pierwszej chwili spina się i wstrzymuje oddech,
lecz widząc, że nie jestem zbyt natarczywy, pozwala mi kontynuować. – Nie zrobię
ci nic złego. Zaufaj mi.
- Rodzice naprawdę pozwalali ci spać ze sobą w
łóżku?
- No pewnie. Byłem przez nich bardzo rozpieszczony. Tobie
też by pozwolili, gdybyś ich o to poprosił.
- Nie zamierzam.
- Nasze dziecko będzie jeszcze bardziej
rozpieszczone, zobaczysz – zaczynam się śmiać.
- Mam nadzieję – ziewa sennie. – Nie ma rzeczy,
której bym nie zrobił dla dzidziusia… - mamrocze. Po chwili znowu zapada w sen,
wtulając się we mnie.
- Chociaż to nas łączy – szepczę, zasypiając.
Resztkami świadomości odnotowuję, że śni mi się
bardzo piękny sen. Jest mi tak dobrze i ciepło. Nie wiedzieć czemu, jakaś
tajemnicza siła próbuje mnie pozbawić tego zniewalającego uczucia. Dopiero
wtedy uświadamiam sobie, że owo coś znajduje się w moich własnych ramionach, a
ja szczelnie tulę to do siebie.
- Max… Puść… - skomle cicho, próbując wyswobodzić
się z żelaznego uścisku. Nie otwierając oczu, przysuwam go bliżej siebie.
Łaskoczą mnie kosmyki jasnych włosów, które nadal pachną szamponem. Jego drobne
dłonie łapią mnie za rękę, która ani drgnie. Próbuj dalej… - Max… Ja chcę wstać…
- Jeszcze wcześnie, śpij – mruczę w jego włosy,
naciągając na nas kołdrę.
- Już rano, a ja muszę… - chce się obrócić, lecz na
to też mu nie pozwalam.
- Nie musisz. Jestem pewny, że nie ma nawet szóstej.
Śpimy.
- Max… Proszę cię…
- Zamknij oczy i śpij – wtulam się w jego plecy. –
Jesteś taki cieplutki...
- Max! Twoi rodzice już wstali… - to jego ostatnia
deska ratunku.
- Tata zabiera mamę na randkę. Chyba wolą być sami,
więc tym bardziej nie powinniśmy im przeszkadzać. No już, połóż się.
- Nie jestem zmęczony – obraża się na mnie,
pokorniejąc.
- Łóżko to idealne miejsce, by spędzić deszczową
sobotę. Dzidziuś też tak uważa.
- Nie wykorzystuj dziecka w taki sposób. Poza tym to
ja je noszę. Nie masz pojęcia jak to jest.
- Nie szkodzi. Nauczysz mnie, jak poczuć to, co
czuje dziecko. Za to ja nauczę ciebie wstawania o późniejszej porze.
- Tak? – drwi ze mnie, moszcząc się na poduszce.
- Właśnie tak… Mogę? – upewniam się, że mnie nie
odepchnie, sięgając do jego brzucha.
- Wolałbym nie.
- Dlaczego nie? – jego odmowa sprawia mi przykrość.
- Jesteś mi zupełnie obcy, a to bardzo intymne
doznanie – zwija się w kłębek, abym go więcej nie molestował.
- Nie jestem obcy… Znasz mnie już trochę. Chyba
wiesz, ile to dla mnie znaczy.
- Znowu nie bierzesz pod uwagę moich uczuć –
wzdycha. – Jak byś się czuł, gdyby ktoś chciał wpakować ci rękę pod ubranie?
- Nie jestem obcy – bronię się. - A to wyjątkowa
sytuacja… Nie gniewaj się – proszę, nieco się cofając, by miał więcej
przestrzeni. – W nocy nie miałeś nic przeciwko. Myślałem…
- W nocy nie do końca byłem sobą, a ty to
wykorzystałeś.
- Nie wykorzystałem. Chciałem…
- Wiem co chciałeś i doceniam to. Ten jeden raz…
- Tylko ten jeden raz? – przerywam mu, z
niedowierzaniem. – Eli? – unoszę się wyżej, by sprawdzić, czemu nie odpowiada.
Zasnął w trakcie naszej rozmowy. Mam ochotę go obudzić tylko po to, by przyznał
mi rację. Za wcześnie wstaje. Powinien wylegiwać się w łóżku do późna, a nie
malować jak opętany. Wiem, że robi to dla dziecka, by móc się wyprowadzić, ale…
Przyznaj to. Przyznaj choć sam przed sobą, że jego bliskość nie jest ci
obojętna. Może to ciepło drobnego ciała, może zapach skóry? Ma w sobie coś
takiego co sprawia, że czuję się inaczej. Uspokajam się. Wyciszam. Jest mi
dobrze.
- Ktoś tu mnie oszukał… – spoglądam w zaspane,
fiołkowe oczy, które łaskawie otworzył.
- Która godzina? – podrywa się ze swojego miejsca.
- Dwunasta – uśmiecham się, stawiając kubek kakao na
nocnej szafce.
- Dwunasta? Żartujesz, tak? – na jego twarzy
odmalowuje się przerażenie. Jest późno, ale co z tego?
- Nie – pokazuję mu wyświetlacz swojego telefonu.
- Niedobrze! Bardzo niedobrze! – próbuje wyswobodzić
się w kołdry, w którą szczelnie go owinąłem.
- Nie przesadzasz trochę? Wyglądasz na przemęczonego
– chciałbym usiąść obok niego, ale jasnowłosy ma inne plany. Wygląda słodko w
potarganych włosach i z resztkami sennych marzeń na powiekach.
- Mam spore opóźnienie – wpada w panikę, biegnąc do
łazienki. – Pan Robinson mnie zabije, jeśli zaliczę kolejną porażkę! – Porażkę?
Jaką znowu porażkę? O czym on mówi?
Po chwili wyłania się ubrany w swoje ulubione szorty
i bluzę, siada przy stole i niedbale związuje włosy na karku.
- Nic z tego – powstrzymuję go, gdy sięga po papier.
– Najpierw śniadanie – dzielnie wytrzymuję rozzłoszczone spojrzenie.
- Nie jestem głodny.
- Jeśli niczego nie zjesz, nie dam ci rysować –
odsuwam jego krzesło, by mógł swobodnie spać.
- Max…
- Chociaż pół kanapki – licytuję się z nim.
- Nie chcę kanapki.
- A czego chcesz? – pytam, otwierając drzwi od
naszego pokoju.
- Cukru.
- Dosypałem trochę do kakao. Tyle musi ci
wystarczyć.
- Ale nie wystarczy – boczy się na mnie, idąc w
kierunku kuchni. Wiem, że nie jest zadowolony, lecz życie nie jest słodkie, a
gdybym dał mu wolną rękę, wyjadłby zawartość cukierniczki łyżeczką… Zamiast
tego niechętnie otwiera lodówkę i przegląda jej zawartość. W końcu decyduje się
na banana oraz butelkę soku malinowego.
- Zjedz coś jeszcze.
- Później ugotuję obiad – wyrzuca skórkę do
pojemnika i wraca na górę. Nie mogę go powstrzymać. Siadam na łóżku i nie
potrafię oderwać od niego wzroku. Imponuje mi swoim zapałem i poświęceniem.
Powinienem brać z niego przykład i również wziąć się do pracy. Sięgam po
laptopa i czytam tekst, który ostatnio napisałem. Jest beznadziejny.
Najchętniej przeredagowałbym całą książkę i zaczął od początku. Zazwyczaj w
połowie dopada mnie niemoc twórcza, która trwa jakiś czas. Gdy udaje mi się
zmotywować, mogę pisać od rana do nocy, aż książka zostanie ukończona. Skąd
więc przeświadczenie, że tym razem będzie inaczej? Prawda jest taka, że nie mam
ochoty zagłębiać się w kolejne zbrodnie. Wolałbym pisać o czymś innym… A
właściwie o kimś innym. Im bliżej go poznaję, tym bardziej mnie intryguje. Czy
nadawałby się na bohatera powieści? Liczne sekrety, nieprzeciętny talent, uroda…
Mógłbym z niego zrobić na przykład przemytnika dzieł sztuki, który oszukuje
swoich klientów, wciskając im namalowane przez siebie kopie. Prawdę znałaby
tylko jedna osoba, z którą wdałby się w romans… Akcję przeniósłbym do Włoch,
gdzie w jakimś wielkim domu tuż przy plaży, jego powiernik postarałby się go
uwieść. Spiłby jasnowłosego winem, a potem zabrał na taras i zaczął powoli
rozbierać, obserwując jak promienie słońca igrają na jasnej skórze… Chłopak
byłby zbyt oszołomiony, aby się bronić. Uległby mu. Pozwolił się całować, aż w końcu zostałby przygnieciony do podłogi i wzięty
z pasją… Eli, och Eli… Ponownie czuję nieprzyjemne ukłucie zazdrości. Nie
pozwoliłbym, by dotykał cię ktoś obcy. Nawet jeśli to miałaby być tylko fikcja.
Zwłaszcza w sposób, który przed chwilą sobie wyobraziłem. Dystans, Max,
potrzebujesz dystansu. Traktuj go lepiej, ale nie zbliżaj się zanadto. Przecież
nie chcesz, by stał ci się zbyt bliski… Liczy się wyłącznie dziecko, a on jest
bohaterem drugiego, albo i trzeciego planu. Nie myśl o nim. Nawet na niego nie
patrz. I co ważniejsze, przestań fantazjować! A jeśli już koniecznie chcesz to z kimś zrobić, to umów się na randkę z dorosłą osobą, która zamiast uciec z
krzykiem, sprosta twoim oczekiwaniom.
haha Max jest zabawny z tą swoją zazdrością, a kiedy już nie jest taki wredny dla Eli to zaczynam go nawet trochę lubić. No nic, trzymam za niego kciuki podczas gdy będzie się starał o naszego aniołka. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny ♥
OdpowiedzUsuńNowy rozdział będzie wkrótce. Max znowu da popis, ale może nie wybiegajmy zbytnio w przyszłość.
UsuńTwój Kitsune
Max jest super! Już się boję co będzie dalej :) Oby Max niczego nie popsuł :)
OdpowiedzUsuńEli wyluzuj trochę :)
Ja też się boję, bo pomysły Maxa porażają :D
UsuńTwój Kitsune
Ach Max. Jestem z tobą całym sercem. Jednak wierz mi... Eli jest dla ciebie stworzony możesz fantazjować tylko o nim ^^
OdpowiedzUsuńNo wiesz, Max chce randkować. Niech szuka szczęścia :D
UsuńTwój Kitsune
Byleby za daleko nie szukał ^^
UsuńZobaczymy, zobaczymy :)
UsuńTwój Kitsune
Och Max spróźne myśli z Eli ???
OdpowiedzUsuńNo jak dla mnie bomba! ^^
Chciałabym poczytać jedną z książek Maxa, albo wszystkie ;)
Fajny rozdzialik i czekam na kolejny!
Yumiko :*
Myślałem o tym, by jedno z opowiadań dotyczyło fabuły jednej z książek Maxa, ale do końca roku i tak się z tym nie wyrobię. Poza tym waham się, czy podzielić Bezsenne Noce na 2 części, czy po prostu pisać dalej. Trudny wybór.
UsuńTwój Kitsune
To nie jest żaden wybór! Pisz dalej!!!!!
UsuńPrzecież piszę. Na razie zostanie tak jak jest. Potem... Nie wiem czy chcę, by opowiadanie miało 100 rozdziałów, a wszystko na to wskazuje :D
UsuńTwój Kitsune
Im więcej Maxa tym lepiej, więc nie mam nic przeciwko ^^
UsuńA ja wprost przeciwnie. Nie lubię bardzo długich opowiadań. Może więc pozostaniemy tylko przy części pierwszej.
UsuńTwój Kitsune
Moja "cudowna" siostra marudzi, że jak ja mogę czytać mpregi. A dla mnie to chyba twoje najlepsze opowiadanie. I czekam aż fantazje Maxa staną się rzeczywistością. Bo staną się… Prawda?
OdpowiedzUsuńTy tylko czytasz, a ja to piszę :D Kto ma gorzej? :) Pozdrów ode mnie siostrę, bo prędzej czy później, zostanę ojcem innych dzieci i co wtedy? :D
UsuńTwój Kitsune
Współczułabym dzieciaczkom szczególnie gdyby dobrały się do waszej kolekcji yaoi lub gdyby przeczytałby te opowiadania. Mózgi spaczone od najmłodszych lat.
UsuńKto ma gorzej? Bez przesady. Oboje robimy to z dobrej woli (no chyba, że ciebie zmusza Królowa).
Miałem na myśli dzieci blogowe. Mpreg pisze się naprawdę dobrze, więc z pewnością wrócę do tego tematu. Ja sam nie nadaję się na ojca. Poza tym mam już Królową. Wierz mi, to nadmiar szczęścia :)
UsuńTwój Kitsune
W takim razie się cieszę i czekam. Lubię mpregi, a pewnie wiesz jak cieżko na jakiś dobry trafić.
UsuńSzczerze? Nie przeczytałem ani jednego :D Idę w ciemno. Bezsenne Noce to mój poligon doświadczalny :) Wy ocenicie moje starania :)
UsuńTwój Kitsune
Uwielbiam ukesi tsundere. Suodziak ;D
OdpowiedzUsuńEli jeszcze Cię zaskoczy :)
UsuńTwój Kitsune
Nie mogę się doczekać ;>
UsuńTo jeszcze chwilę mi zajmie, bo obecnie wolę skupić się na Maxie, ale prędzej czy później poznamy ciemną stronę blondyna :D
UsuńTwój Kitsune
Mnie dla odmiany intryguje ta porażka... MB
OdpowiedzUsuńNo cóż, może w kolejnym rozdziale wrócimy do tego tematu.
UsuńTwój Kitsune
Widzę, że masz duże doświadczenie w pisaniu. Chętnie usłyszę troche krytyki... Więc nieśmiało zapraszam.. ^^"
OdpowiedzUsuńhttps://www.wattpad.com/user/Muffinka4
Muffin.
Hej , szkoda że każesz długo czekać na następne rozdziały
OdpowiedzUsuńWiem, wiem. Jestem okropny.
UsuńTwój Kitsune
Lisku czekam na rozdział :( weny ... dużo weny :( Paula
OdpowiedzUsuńNowe rozdziały pojawią się już niedługo.
UsuńTwój Kitsune
Witam,
OdpowiedzUsuńo Max i ta jego zazdrość, słodko Eli uchylił rąbka tajemnicy o sobie, a ten koszmar, mam wrażenie, że było to coś innego niż powiedział...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, Max i jego zazdrość, to jest miód na serce... Eli uchylił rąbka tajemnic o sobie, mam jakieś takie wrażenie, że było to coś zupełnie innego niż powiedział...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga