„Najlepszy”
- Lubisz muzykę klasyczną, Vee? – jasnowłosy książę
budzi się dzisiaj znacznie później niż zwykle. Jest przerażająco chudy. Od
trzech dni odmawia zjedzenia czegokolwiek. Jego oczy wydają się nienaturalnie
duże. Powoli dochodzi do granicy swoich możliwości. Jeśli nic z tym nie zrobię,
nie będzie dla niego odwrotu…
- Lubię. Panie Johnes, pora na śniadanie – unoszę go
wyżej na poduszki, bo sam nie dałby rady tego zrobić.
- Nie jestem głodny.
- Mimo to nalegam – podtykam mu zupę. Nawet na nią
nie patrzy. – Zapewniam pana, że nie jest trująca…
- Wiem. Po prostu nie jestem głodny.
- Niknie pan w oczach! Nie będę się temu przyglądać!
– ostrzegam go.
- Ty też wyglądasz inaczej niż w dniu, w którym się
poznaliśmy… Może to wina tego pokoju? Czasami wydaje mi się, że jest przeklęty…
- szepcze.
- Przeprowadźmy się – proponuje natychmiast, lecz
Eryk przecząco kręci głową.
- To bez sensu. Wszędzie mnie znajdzie. Nie mam
gdzie uciec…
Nie tylko on ma dość ucieczek, ale poddać się?
Pozwolić, by inni wdeptali nas w ziemię? Brakuje mi brata. On nie pozwoliłby
nam trwać w próżni i dzień w dzień użalać się nad sobą, ale jego już nie ma…
Brandon także nie chciał uciekać…
- Może napijemy się kawy? Tak dla odmiany? –
spoglądam na mojego podopiecznego, który układa się na boku, by opuszkami
prawej dłoni muskać swoje bezcenne skrzypce. O czym teraz myśli? Na jego
miejscu opracowałbym plan zemsty. Zniszczył swoich wrogów krok po kroku, a
potem z lubością patrzyłbym, jak błagają o litość, wijąc się u moich stóp.
Zabijałbym ich wolno. Bardzo wolno, by rozkoszować się prośbami o pomoc i
próbami zaklinania rzeczywistości… Kiedyś właśnie tak postąpię z osobą, która
pozbawiła mnie jedynego krewnego. Jednak zanim to nastąpi, muszę zająć się
Erykiem. W przeciwieństwie do mnie, jest słaby i sam nie da sobie rady. Nie
chcę, by stoczył się na dno… Zbieram butelki, które porozstawiane są po pokoju
i wynoszę je do łazienki.
- Co robisz?! Zostaw!
- Na dziś koniec picia… - Odpowiada coś w gniewie,
ale nie do końca rozumiem jego słowa. Sam jestem nieźle wstawiony. Unoszę wzrok
i spotykam swoje odbicie w lustrze. Wyglądam koszmarnie. Eryk ma rację. Ten
pokój rzeczywiście jest przeklęty. On i ja pozwalamy, by zabijały nas nasze
własne demony…
***
- Vee to jakiś skrót, tak? Dlaczego nie chcesz mi
powiedzieć?
- Jeśli się nie zamkniesz, zrobię ci coś naprawdę
złego. Nie żartuję! – cedzę przez zaciśnięte zęby. Dawniej wydawało mi się, że
potrafię perfekcyjnie panować nad emocjami, ale to było w czasach przed
Brandonem! Ten cholerny małolat tak bardzo zalazł mi za skórę, że z przyjemnością
zatrzymałbym wóz i wpakował w niego cały magazynek, a następnie wykopał mu grób
gołymi rękami!
- Vinny, zgadłem? – wlepia we mnie swoje błękitne
oczy. Z całej siły zaciskam dłonie na kierownicy, aż stają nie nienaturalnie
białe. Oddychaj… Spokojnie oddychaj… Przecież to prosta robota. Zawieziesz go w
wyznaczone miejsce i po sprawie. – No nie bądź taki. Obiecuję, że nikomu nie
powiem. I nie będę się śmiał.
- Nie interesuje mnie to – dociskam pedał gazu, choć
dobrze wiem, że nie powinienem. To samochód z wypożyczalni, a poza tym lepiej
unikać brawury, lecz nie jestem w stanie nic na to poradzić. Szybkość mnie
uspokaja. Jest lepsza niż jakikolwiek narkotyk…
- Dokąd jedziemy?
- Na piknik.
- Serio? – w jego oczach dostrzegam iskierki
nadziei. Jak to możliwe, że jest aż tak głupi…
- Milcz, albo resztę drogi spędzisz w bagażniku.
- Nie zrobiłbyś tego… - gwałtownie hamuję, by dać mu
do zrozumienia, że żarty się skończyły. – A jednak byś zrobił… Jesteś inny, niż
ludzie wuja Adama. Oni byli dla mnie znacznie milsi. Opowiadali różne historie.
Wiesz, niby nic takiego. Mówili o żonach, rodzinie, ludziach, których zabili. Może
ty też coś byś mi opowiedział, co? Tak na przełamanie lodów.
- Chcesz posłuchać historyjek? Nie ma sprawy. Jeśli
się nie zamkniesz, osobiście zadzwonię do Riccardo. Jestem pewny, że przebije
stawkę, którą zaproponował mi twój wujaszek. Wiesz, co z tobą zrobi?
- Nie, ale… - próbuje coś wtrącić.
- Jego ludzie zawsze zaczynają od wyrywania
paznokci. Potem łamią kości, a następnie odcinają kończyny. Dobrze znam ich
metody działania, zwłaszcza wobec osób, które nie chcą współpracować.
- Wuj Adam nic mi o tym nie wspominał – chyba wreszcie
dotarło do niego, jak wygląda prawda. – Ja nic nie wiem o tej sprawie. Ojciec
nigdy nie poruszał tematu pracy, bo wszystko było ściśle tajne – słysząc jego
tłumaczenie, zaczynam się śmiać. – Co cię tak bawi?
- Ty. Serio uważasz, że ktoś uwierzy w tak
beznadziejne kłamstwo? Nawet ja nie dałem się nabrać, a co dopiero Riccardo –
ocieram łzy, prawdziwie rozbawiony.
- To nie jest kłamstwo! To prawda! – broni się
zaciekle.
- Powinieneś poświęcić nieco czasu na stworzenie
lepszej bajeczki. Obecna nie brzmi przekonująco – skręcam w boczną ulicę.
- Nie korzystasz z mapy? – zauważa.
- Nie muszę.
- Byłeś tu już kiedyś? – i znowu pytania…
- Nie – uśmiecham się pod nosem. Dobra pamięć to
tylko jeden z moich licznych talentów, mały.
- A gdzie jedziemy?
- Zobaczysz.
Po kilku nieudanych próbach wciągnięcia mnie w
rozmowę, w końcu daje za wygraną. Najtrudniejsze mamy chyba za sobą. Teraz pora
odpocząć. Parkuję auto przed motelem i budzę przysypiającego Brandona.
- Gdzie jesteśmy? – rozgląda się w ciemności, lecz na
niewiele może liczyć. Przepalony neon daje niewiele światła. Każę mu wysiąść i
ciągnę w kierunku naszego pokoju. Wyjmuję z kieszeni klucze i otwieram drzwi.
Chłopak próbuje dosięgnąć do włącznika, by włączyć prąd.
- Ani się waż – szepczę złowrogo. Wyciągam broń i
zapalam lampkę w łazience. To musi mu na razie wystarczyć. Zajmuję miejsce w
niewielkim fotelu i bacznie obserwuję otoczenie. Po dokładnie pięciu minutach
odzywa się mój telefon.
- Vee… - w słuchawce słyszę zmysłowy pomruk.
- Tak, kochanie? – odpowiadam kobiecie.
- Tęskniłam.
- Wyobrażam sobie – wyciągam nogi przed siebie i
nabieram głęboko powietrza do płuc. Brandon przygląda mi się z niesmakiem. Stoi
na środku niewielkiego pomieszczenia, ściskając swój plecak.
- Spotkamy się? – moja rozmówczyni beztrosko kontynuuje rozmowę, jakby chodziło tylko o
randkę.
- Nie dzisiaj – odpowiadam z żalem.
- Zadzwonię za godzinę. Może zmienisz zdanie –
rozłącza się.
- Z kim rozmawiałeś? – rudowłosy od razu atakuje
kolejnym pytaniem.
- Nie twoja sprawa. Możesz się umyć i przespać. W torbie
obok łóżka jest jedzenie i ubrania na zmianę. Weź sobie, co chcesz.
- Twoja dziewczyna?
- Może… - nie chcę zdradzać mu prawdy. Nie
spodobałoby mu się, gdybym powiedział, że płacę dziwkom za informacje. Anabell
lubię w szczególności, choć to nie miejsce dla niej. Zazwyczaj kreci się po
luksusowych kurortach. Przyjazd do tak obskurnego miejsca na długo zapadnie jej
w pamięci. To ja wyciągnąłem ją z rynsztoka i od tamtej chwili pracuje dla
mnie. Mogła zmienić swoje życie, wykorzystać zdobyte wykształcenie, lecz jak
sama wspominała, lubi ten dreszczyk emocji, który towarzyszy ukradkowym
spotkaniom z bogatymi nieznajomymi.
- A ty? Nie jesteś zmęczony?
- Nie jestem. Pośpiesz się – popędzam go, bo chcę
mieć choć chwilę tylko dla siebie. Chłopak odkłada swój plecak na podłodze i
zaczyna przeglądać zawartość torby. Korzystam z faktu, iż jest zajęty, by podejść
bliżej. Zabieram mu jego własność i zapalam nocną lampkę.
- Co robisz?! Oddaj! – zbyt późno orientuje się w
sytuacji. Odpycham go do tyłu i wysypuję wszystko na łóżko. Tak naprawdę chodzi
mi tylko o jedno – jego telefon. Wyłączam go i chowam do kieszeni. – Nie masz
prawa! Oddawaj! – rzuca się na mnie z pięściami. Bez najmniejszego problemu
dociskam go do łóżka i pochylam się, by patrzył mi prosto w oczy.
- Jeśli jeszcze raz podniesiesz na mnie rękę, odetnę
ci ją, jasne?
- Wuj by cię za to zabił – mruży oczy, posyłając mi
pełne nienawiści spojrzenie.
- Serio? Powiedział, że masz być żywy, ale nie
wspominał, czy w jednym kawałku, a w naszym świecie takie szczegóły robią
istotną różnicę. A teraz – podnoszę się, uwalniając go – umyjesz się, zjesz
kolację i pójdziesz spać. Trzeci raz nie powtórzę – znowu jestem spokojny i nie
okazuję żadnych emocji. Wracam na swój fotel i zajmuję się obserwowaniem
okolicy.
Brandon spędza w łazience zaledwie kilka minut, po
czym wraca do pokoju i odsuwa cienką kołdrę z jednego z łóżek. Niechętnie
układa się na pościeli i odpakowuje kanapkę.
- A ty nie jesz? – zagaduje mnie.
- Nie jestem głodny.
- Okularów też nie zdejmiesz? Nie widzę jak
wyglądasz. Bez nich i bez czapki, nie poznałbym cię w tłumie.
- Grunt, że ja poznaję ciebie – odwracam się z jego
stronę.
- Jak chcesz – wzdycha cicho. Po kilkunastu
minutach, zasypia.
- Więc tak wyglądasz? – próbuje mnie zaskoczyć,
zakradając się wcześnie rano do łazienki. Spoglądam w lustro. Zupełnie nie
rozumiem o co mu chodzi. W tych przydługich, tlenionych włosach oraz ze szkłami
kontaktowymi, nie przypominam siebie. Sięgam po gumkę, a następnie
zbieram jasne pasma i związuję w kucyk. Ścieram ręcznikiem resztki mydła z
twarzy, po czym mierzę zaspanego Brandona zimnym spojrzeniem.
- Jeszcze wcześnie. Idź spać.
- A ty spałeś? – odpowiada pytaniem na moje pytanie.
- Nie.
- Tak chcesz mnie chronić? – opiera się plecami o
framugę. – Jeszcze zaśniesz za kierownicą, albo…
- Nie ma takiej opcji.
- Jesteś zbyt pewny siebie, Vee… - krzyżuje ręce na
piersi.
- I muszę z tym żyć – nakładam biały T-shirt oraz szelki. Przypinam do nich jeden z pistoletów. Drugi celowo
zostawiam na stoliku. Nie jest naładowany. To prowokacja wymierzona w mojego
podopiecznego. Lubię wiedzieć z kim mam do czynienia.
- Vee, nudzę się – po kilku minutach spokoju, znowu
zaczyna marudzić.
- Masz – rzucam mu pilota – pooglądaj telewizję.
- Nie chcę!
- Twoja strata – wkładam okulary, by móc łatwiej go
obserwować.
- To może zadzwonię do wuja Adama i... Oddasz mi
telefon? – nie stać go na nic lepszego?
- Nie.
- Dlaczego nie? – zachowuje się jak małe dziecko.
- Bo nie – jedna kula… Jedna zabłąkana kula uciszyłaby
go na zawsze…
- Dlaczego nie? – chłopak marszczy swój piegowaty
nos, okazując mi w ten sposób niezadowolenie.
- Wyrzuciłem go.
- Co takiego?! Jak mogłeś?! Był dla mnie bardzo
ważny!
- Nie obchodzi mnie to. Za jego pomocą ktoś mógłby
nas namierzyć.
- No i co z tego?! Masz mi go natychmiast oddać!
Słyszysz?! - łapie mnie za ramię i zaczyna szarpać. Sam się o to prosił…
Wykręcam mu rękę, aż piszczy z bólu.
- Jeśli się nie uspokoisz, zostanie złamana w kilku
miejscach, a do najbliższego szpitala nie jest nam po drodze.
- Dobrze, już dobrze. Rozumiem! – próbuje się
uwolnić.
- W takim razie siedź cicho – okazuję mu litość.
Kątem oka dostrzegam, jak rozmasowuje obolały nadgarstek, trzymając go blisko
klatki piersiowej. Żałosny… Takiego zachowania spodziewałbym się po kobiecie, a
on jest synem komendanta nowojorskiej policji… Teraz już byłego komendanta.
Ojciec niczego go nie nauczył? Ponoć Nowy Jork to dżungla, ale ten tutaj nie
przetrwałby ani minuty w kontakcie z dziką naturą.
- Na przyszłość nie musisz być taki brutalny – urażony,
odsuwa się w stronę swojego łóżka.
- Tylko się nie popłacz – kpię, nie umiejąc ukryć
złośliwego uśmieszku.
- Palant – mruczy pod nosem.
- Mówiłeś coś? – obracam głowę. Choć mam ubrane
ciemne okulary, doskonale widzę, jak zdenerwowany małolat głośno przełyka
ślinę. Dobrze się stało, że go zaatakowałem. Jeśli będzie się mnie bał, łatwiej
wymuszę na nim posłuszeństwo.
- Nie – energicznie kręci głową. Wreszcie nastaje
upragniona cisza.
Jak do tej pory, nasza podróż przebiega bez
większych zakłóceń. Zgodnie ze wskazówkami Adama, trzymam się z daleka od
większych miast. Codziennie zmienię samochód na inny, zostawiając w porzucanych
przeze mnie autach niewielkie nadajniki. Muszę mieć pewność, czy nikt nie depcze
nam po piętach. Gdy auto zostaje na parkingu lub ruszy w przeciwnym kierunku,
oznacza to pięćdziesiąt procent szans, iż nie jesteśmy śledzeni. Nic na to
nie wskazuje, jednak wolę dmuchać na zimne. W tej pracy nigdy nie wiadomo jak głębokie
jest bagno, w którym się taplamy…
Około dziesiątej Anabell parkuje tuż przed naszym
oknem. Prosiłem, by wybrała coś, co nie zwróci na nas uwagi, lecz chyba się nie
zrozumieliśmy. Jasnopomarańczowy mustang nie do końca spełnia moje kryteria.
- To twoja dziewczyna? Ale laska… - Brandon nie umie
oderwać wzroku od długonogiej piękności, ubranej w dopasowaną, krótką sukienkę.
Kwiatowy wzór oraz krwistoczerwona szminka idealnie podkreślają jej afrykańskie
korzenie.
- Odejdź od okna i nie odzywaj się ani słowem –
ostrzegam go, chowając drugi pistolet i pośpiesznie nakładając swoją kurtkę. Po
chwili rozlega się ciche pukanie. Podchodzę do drzwi.
- Wejdź, proszę – uśmiecham się, odsłaniając oczy.
- Szefie, świetnie wyglądasz – chwali mój nowy
wizerunek. – Pasują ci jasne włosy – z dużą delikatnością zakłada kilka
niesfornych kosmyków za moje lewe ucho.
- Miałaś wybrać coś pospolitego, prawda… - kieruję
wzrok z stronę krzykliwego mustanga.
- Wiem, lecz gdy pomyślałam o tobie, od razu wpadł
mi w oko – chichocze, zerkając na rudowłosego. – Przedstawisz mnie? – pyta słodko.
- Nie tym razem.
- Jaki zaborczy – puszcza oko w kierunku chłopaka. –
Ładniutki. Twój?
- Mój – potwierdzam automatycznie.
- Chyba śnisz… - wiedziałem, po prostu wiedziałem,
że nie wytrzyma cicho nawet przez chwilę! Odwracam się do niego, by przypomnieć, że ma milczeć.
- Vee jest bardzo troskliwy. Dobrze ci z nim będzie –
Anabell zaczyna wykorzystywać swoje wdzięki. Niedoświadczony młodzik połyka
haczyk.
- On? Troskliwy? – by bardziej mnie wkurzyć,
podchodzi bliżej i kładzie mi rękę na ramieniu. – Szybciej uwierzę w to, że… -
dwie sekundy. Dokładnie tyle potrzebuję, by zamknąć mu usta. Prosiłem,
ostrzegałem. Mógł mnie posłuchać. Z prawdziwą przyjemnością odnotowuję, jak
posłusznie rozchyla usta, zmuszony do tego przez mój nieustępliwy język. Trwa to
zaledwie chwilę, lecz warto było. Błękitne oczy robią się wielkie niczym dwa
spodki. Z niedowierzaniem wpatruje się we mnie w taki sposób, jakbym go
zahipnotyzował.
- Oddychaj – wyrywam go z odrętwienia. – Dziękuję za
pomoc. Dalej sami sobie poradzimy – obejmuję rudowłosego ramieniem, żegnając
się z dziewczyną.
- Szefie, ty nigdy się nie zmienisz – kobieta posyła mi
całusa, po czym wychodzi na zewnątrz, kręcąc zmysłowo biodrami i wsiada do
czekającej już na nią taksówki.
- Zbieraj się, jedziemy – informuję dzieciaka, który
nadal jest w lekkim szoku.
- Vee…! Ty… Pocałowałeś mnie! – dotyka swoich ust,
jakby dopiero teraz dotarła do niego ta niewygodna prawda.
- Miałeś siedzieć cicho. Weź swoje rzeczy – nakładam
czapkę i okulary.
- Ale… Ale… - tylko tyle jest w stanie z siebie
wydusić. Gdybym wiedział, że tym prostym trikiem zyskam nad nim przewagę, zrobiłbym to
znacznie wcześniej.
Och... Uwielbiam Vee ;3
OdpowiedzUsuńJa też, wierz mi, ja też :D
UsuńTwój Kitsune
Hahahaha tyle jestem teraz w stanie wymyślić hahahahaha
OdpowiedzUsuńA ja mam już wizję kolejnego rozdziału, lecz dziś czasu brak...
UsuńTwój Kitsune
To w przeciwieństwie do mnie. Ja mam czasu multum, ale chęci brak. Zresztą tylko MB czyta to opowiadanie moje więc myśle że wybaczy mi kolejną zwłokę z rozdziałem.
UsuńTo nie moja wina, że mnie nie słuchasz. Mówiłem Ci minimum 10 razy co powinnaś zrobić. Więcej nie będę się wtrącać, bo zauważyłem, że gdy chcę komuś pomóc, to się zazwyczaj źle kończy. Kobiety są trudne :D
UsuńTwój Kitsune
ależ ja cię cały czas słucham drogi lisku ^^
UsuńKira, no nie wiem...MB
UsuńMoże zastosuj rady Kitsune? Bardzo Cię very plis :) MB
Poza tym jestem przekonana, że czytelników jest więcej, za to komentatorów mniej :))) Rozumiesz, piszą Ci bardziej pracowici, a czytają... pracowici inaczej :)))
hahahahhahhahaha Chyba będę od dzisiaj shipować Rudego i Vee! Wyobraziłam sobie ten szoczek na twarzy młodego! Słodko~! >.<
OdpowiedzUsuńWegi
Veendon? :D
UsuńNie :D
UsuńJestem ciekawy co powiesz, gdy dobrniemy do końca :D
Twój Kitsune
I don't care! I ship it!~ *.*
UsuńSama jestem ciekawa czym jeszcze mnie zaskoczysz lisie :D
Wegi
Zostało 7 rozdziałów. Zaskoczenie będzie już wkrótce :D
UsuńTwój Kitsune
Przez 7 rozdziałów może stać się naprawdę dużo :D
UsuńWegi
Oj będzie się działo, będzie :D
UsuńTwój Kitsune
Vee i Brandon mój ulubiony paring ze wszystkich twoich opowiadań. Kocham rudzielca! Vee aaaah cudowny oby było jak najwięcej wątków z nimi błagam! <3 Jiminie.
OdpowiedzUsuńTo jest ich opowiadanie. Całe 10 rozdziałów. Mam nadzieję, że nie zmarnują wspólnego czasu razem :D
UsuńTwój Kitsune
Ten paring to cudo, prawda?!
UsuńWegi
Cudo? To się jeszcze okaże :D
UsuńTwój Kitsune
Khe-he :D
UsuńWegi
Cudo? O czym wy mówicie, laski??! Czyście zmysły postradały przez tą (niekiedy przesadną xd) ilość słodyczy w opowiadaniach? O.O
UsuńO nie, nie! To po prostu wyobrażenie na ich dalsze losy i wogóle wiesz o co chodzi khe-he :D
UsuńWegi
Lidka - dobrze kombinujesz :D
UsuńTwój Kitsune
Kitsune, czytam i oczom nie wierzę! Masz Ty swoją mroczną stronę, oj masz... MB
OdpowiedzUsuńKażdy ma mroczną stronę, słodka MB. W tym temacie nie ma wyjątków.
UsuńTwój Kitsune
No i jak tu nie kochać Vee? Ja też bardzo ich shipuje, ale czuję, że źle to się skończy dla mojego serca. Jak zwykle się w coś wpakuję xD
OdpowiedzUsuń~Demi Lerman
To prawda, szykują się niespodzianki :D Ostatecznie to Vee :) Najlepszy :)
UsuńTwój Kitsune
Daj mi ktoś takiego Vee :(
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, och bardzo to uwielbiam Vee, bardzi to martwię się o Eryka, fantastyczny sposób aby Brandon był cicho... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia