Simon
Eryk został królem…
Wygląda na przestraszonego, choć obydwaj dobrze
wiemy, że doskonale sobie poradzi. To jego przeznaczenie. Pomimo krzywd,
których zaznał, ma w sobie silne poczucie obowiązku, odpowiedzialności, ale
przede wszystkim sprawiedliwości. Nie odwrócił wzroku, gdy poddanym działa się
krzywda. Wrażliwy. Dobry. Czuły. Kocham go ponad wszystko.
Mnóstwo ludzi przepycha się bliżej podestu, by
pogratulować władcy objęcia tronu. Eryk nerwowo zerka w moją stronę. Uśmiecham
się do niego, by dodać mu otuchy. On również się do mnie uśmiecha – subtelnie i
delikatnie. Koronacja skomplikowała nasze plany. Wszystko wskazuje na to, że
nici z przeprowadzki do Rzymu. Nowy król ma przed sobą mnóstwo wyzwań. Z
prawdziwą przyjemnością będę go wspierał, obojętne co postanowi i gdzie
będziemy mieszkać. Liczy się tylko to, by był blisko.
Wpatruję się z mojego ukochanego z dumą. Wyraz
twarzy Eryka zmienia się w przeciągu sekund. Coś go wystraszyło? Odpycha od
siebie stojących blisko ministrów i rzuca się w moją stronę. Próbuje popchnąć
mnie na podłogę. Kątem oka dostrzegam broń. Nim udaje mi się zareagować, pada strzał.
Owijam ramiona wokół drobnego ciała srebrnookiego i z impetem rzucam go na
ziemię. Za późno… Wyciągam swój pistolet i naciskam spust. Napastnik odwraca
się do mnie tyłem i oddaje jeszcze dwa szybkie strzały, po czym upada na
posadzkę. Trafiłem go. Resztą zajmie się ochrona. W sali tronowej zapada chaos.
Słyszę krzyki i płacz, lecz to wszystko jest nieważne.
- Eryku! - jasnowłosy przygląda się swojej dłoni.
Szczupłe palce ubrudzone są od krwi. Z wielkim wysiłkiem kieruje wzrok do góry,
by spojrzeć mi prosto w oczy.
- Tylko… mój… - szepcze cicho, uśmiechając się, po
czym traci przytomność.
- Eryku! Eryku! – spanikowany, próbuję zatamować
krwawienie. – Błagam, otwórz oczy! Gdzie lekarz?! – rozglądam się nerwowo po
otoczeniu. Królewscy agenci osłaniają ludzi, by nie tratowali się podczas
ewakuacji.
- Wezwaliśmy pogotowie. Za chwilę tu będzie! – informuje
mnie jeden z ludzi starego księcia.
- Wytrzymaj. Wiem, że to boli, ale… - przyciskam
dłonie do rany króla. Jego biała koszula jest przesiąknięta i lepka.
- Simon! – w słuchawce, którą mam w uchu, rozlega
się ostry głos Vee, który czekał na nas przed pałacem. – Przynieś go do
samochodu! Już!
- Ale lekarz…
- On nie ma tyle czasu! – Vee ma rację. Nie wiemy,
czy ten szaleniec działał sam, czy też ma kogoś do pomocy. Jeśli zaatakuje ponownie...
Nikomu nie możemy zaufać. Jesteśmy zdani tylko na siebie.
- Podjedź pod główne wejście! – każę mu. Ostrożnie
biorę nieprzytomnego chłopaka na ręce i ignorując krzyki jego dziadka, wybiegam
przed pałac.
Drzwi od naszej limuzyny są już otwarte. Tleniony
zaciska mocno szczęki, widząc swojego podopiecznego w agonalnym stanie. Gdy tylko udaje mi się
wsiąść do tyłu, Vee wskakuje za kółko i dociska pedał gazu do samej podłogi.
- Sprawdziłeś, czy ma puls? - czuję na sobie jego
wzrok, odbijający się w lusterku. Obydwaj wstrzymujemy oddech. Nie jestem w stanie odpowiedzieć, więc
jedynie twierdząco kiwam głową.
- Zdążymy – zapewniam go, czując silny ścisk w
klatce piersiowej, zupełnie jakby ktoś wypompował tlen w wnętrza auta.
- Arim! – Vee głosowo wybiera numer dobrze znanego
nam lekarza, który praktycznie od razu odbiera telefon.
- Co z Erykiem? – doktor nie traci czasu i
razem ze swoim zespołem przygotowują się do operacji. Wyraźnie słyszę, jak
towarzyszący mu personel medyczny szykuje sprzęt.
- Jest nieprzytomny. Kula nie wyszła na wylot. W
dodatku bardzo krwawi – tleniony zdaje szczegółowy raport. – Będziemy na
miejscu za jakieś trzy minuty.
- Pośpiesz się, chłopcze. Idę myć ręce – Arim szybko
kończy połączenie. Dotykam bladego policzka mojego ukochanego. Wytrzymaj,
Eryku. Wytrzymaj jeszcze chwilę. Już prawie jesteśmy na miejscu…
Wszystko dzieje się bardzo szybko, a jednocześnie
zbyt wolno. Vee nie zwalnia nawet na chwilę. Samochód zdaje się frunąć, a nie
jechać. Nawet w zakręty wchodzi z szaleńczą prędkością. I co najdziwniejsze –
nie kieruje się do szpitala.
- Pomyliłeś drogę! – krzyczę na niego, gdy skręca w boczną
uliczkę, zamiast wjechać na główną szosę. – Szpital jest…
- Szpital nie wchodzi w grę. Zabiją go tam –
odpowiada beznamiętnie.
- To gdzie jedziemy?
- Wybudowaliśmy nową klinikę, pamiętasz?
- Ponoć nie jest ukończona! – przypominam sobie
chwile, gdy Eryk dopracowywał szczegóły, konsultując się z Arimem przy każdej możliwej
okazji.
- Blok operacyjny już działa – uspokaja mnie.
- Co takiego?! Zakładałeś, że Eryk może zostać ranny
podczas koronacji?! Arim i inni lekarze… Wiedział, że ktoś zaatakuje i nic
nie zrobił?! – Świadomie zaryzykowałeś jego życiem?!
- Simon, uspokój się! Gdybym wiedział, że coś
takiego będzie miało miejsce, już od dawna bylibyśmy we Włoszech. Jesteśmy! –
parkuje przed niepozornym, białym pawilonem. Na zewnątrz stoją już nosze.
Lekarze zabierają Eryka i od razu przystępują do reanimacji. Wbiegamy za nimi
do budynku. Na samym końcu korytarza otwierają się drzwi, prowadzące na salę
operacyjną. Doktor Arim rzuca nam przelotne spojrzenie. Ma ubrany błękitny
fartuch medyczny oraz maskę. Towarzyszy mu kilka osób To zapewne lekarze,
których z taką pieczołowitością zatrudniał. Mam nadzieję, że wybrał
najlepszych.
- Nie może pan wejść – jedna z pielęgniarek wypycha
mnie na zewnątrz.
- Nie zostawię go! Ja muszę przy nim być! – krzyczę
oburzony.
- Przykro mi – naciska jakiś guzik na panelu. Dwóch
mężczyzn łapie mnie za ręce i odciąga do tyłu. Odwracam głowę, by poszukać
wsparcia u Vee. Dopiero teraz zauważam, iż w jednej ręce trzyma broń, a w
drugiej telefon. Wydaje swoim ludziom masę poleceń. W pierwszej kolejności każe
im zabezpieczyć budynek. Policja i reporterzy przez cały czas siedzieli nam na
ogonie. Jestem pewny, iż będą próbować przedrzeć się do środka.
- Vee… - chciałbym, by mi pomógł dostać się na salę
operacyjną.
- Nie teraz. Pracuję – odpowiada oschle.
- Ale… - zaciskam dłonie w pięści, by ukryć ich
drżenie. Szok związany z wydarzeniami w sali tronowej powoli mija. Adrenalina ustępuje
miejsca strachowi.
- Poczekaj chwilę… - szepcze do słuchawki, po czym
zakrywa mikrofon. – Jeśli powiesz choć słowo o tym, że Eryk umrze, zabiję cię
tu i teraz, jasne? On z tego wyjdzie. Jest silny. Zaszliśmy za daleko. Nie ma
opcji, abym ponownie stracił jedyną osobę, na której mi zależy – choć zachowuje
się spokojnie, jego oczy zdradzają prawdę. Jest bliski furii. – Sprawdźcie
monitoring. Chcę wiedzieć wszystko. Macie prześwietlić każdą osobę, która była
obecna podczas koronacji – nie mogę tego słuchać. Osuwam się na podłogę i
obejmuję ściśle ramionami. Chyba nigdy w życiu nie czułem się taki samotny…
Wlepiam wzrok w nowoczesne drzwi, prowadzące do sali operacyjnej. Eryku…
Czas… Która jest godzina? Ile minut minęło od
chwili, gdy rozpoczęła się operacja? Vee nerwowo spaceruje po korytarzu. Jego
telefon nie przestaje dzwonić. Spoglądam na swoje dłonie. Dopiero teraz dociera
do mnie, iż są brudne od krwi. Jego krwi… Oczy zachodzą mi łzami. Mój malutki…
Tyle wycierpiałeś, a ja… Czemu mnie zasłoniłeś?
- To czekanie mnie wykończy… - zmęczony Vee siada
obok mnie na podłodze. Opiera głowę o wykafelkowaną ścianę i przymyka powieki.
Kładzie pistolet na podłodze. Jego telefon bezustannie wibruje. Blondyn spogląda na
wyświetlacz.
- To wszystko moja wina. Nie zauważyłem… - chowam
twarz w dłoniach i zaczynam płakać.
- Daj spokój. Nie mogłeś tego przewidzieć. Nikt nie
mógł – czyżby starał się mnie pocieszyć? Jeśli w takiej chwili stać go na ten
gest, to będę mu dozgonnie wdzięczny.
- Byłem obok. Gdybym tylko… - poczucie winy sprawia
mi fizyczny ból. Nawet oddychanie przychodzi mi z trudem.
- Simon, nie szalej – upomina mnie. – Jesteś jedyną
osobą, której mogę zaufać, więc weź się w garść i nie rozklejaj. Musimy
zachować czujność i zapewnić królowi bezpieczeństwo – klepie mnie po ramieniu.
- A twoi ludzie?
- Moi ludzie zabezpieczali teren. Sprawdzili
wszystkich, którzy mieli przy sobie broń, a mimo to jesteśmy tutaj, a nie w
samolocie – wzdycha. – Nie ufam nikomu. Tobie radzę to samo. Nasza trójka jest
zdana wyłącznie na siebie, więc przestań się mazać. Jeśli Eryk zobaczy, że okazujesz
słabość, będzie się niepotrzebnie denerwować.
- Wiesz już kto do niego strzelał?
- Jeszcze nie, ale to z pewnością nie był nikt stąd.
W dodatku zmarł zanim przyjechało pogotowie.
- Alan będzie wiedział! – moje serce przepełnia chęć
mordu. – Niech ja go tylko dopadnę w swoje ręce… - odgrażam się.
- Zajmiemy się nim później. Idź się umyć i przebrać.
Łazienka jest zaraz za zakrętem.
- Ale Eryk… - przygryzam dolną wargę. – Nie chcę go
zostawiać…
- Operacja potrwa jeszcze jakiś czas. Gdy się ocknie
i zobaczy w jakim jesteś stanie, nie będzie zadowolony. Wierz mi.
- Zostaniesz tutaj? – upewniam się, patrząc Vee
prosto w oczy.
- Tak. Będę tu cały czas.
- Za chwilę wrócę – podnoszę się nieporadnie i po
raz ostatni zerkam w kierunku sali operacyjnej. Ufam, że Arim zrobi co z jego
mocy, by pomóc Erykowi.
Moje ociężałe kroki odbijają się echem od pustych
ścian. Z tego, co zdążyłem zauważyć, to nie jest główny budynek. Położony jest
na uboczu i oznaczony jako magazyn, dzięki czemu nie wzbudza niczyich podejrzeń
i nie jest szturmowany przez rzesze obcych. Wyglądam przez okno. Tak jak
przypuszczałem, policja zdążyła już odgrodzić reporterów, którzy próbują
przedrzeć się do środka. Vee kazał przepakować nasz samochód, by odwrócił
uwagę. Sprytny ruch.
Naciskam na klamkę i wchodzę do łazienki. Na
wieszaku czeka na mnie czysty garnitur oraz koszula. Spoglądam na swoje odbicie
w lustrze. Na widok zaschniętej krwi, robi mi się zimno. Odkręcam kran i obserwuję,
jak woda usuwa z mojej skóry szkarłatne ślady.
Umyty i przebrany, natychmiast dołączam do Vee,
który znowu kontynuuje spacerowanie po korytarzu.
- Nic mnie to nie obchodzi! Daję wam dziesięć minut
i chcę poznać odpowiedzi! Facet nie jest pieprzonym duchem! – rozłącza się,
przeklinając. – Banda frajerów! Mają zwłoki, a nie są w stanie ich
zidentyfikować! Swoją drogą to był niezły strzał – chwali mnie.
- Nie do końca. Wolałbym, by skurczybyk przeżył i
powiedział, kto go nasłał, chociaż dałbym sobie rękę uciąć, że to wszystko wina
Alana – dzielę się z nim swoimi podejrzeniami.
- Alan ma teraz inne problemy na głowie – odpowiada enigmatycznie.
- Co masz na myśli?
- No tak… Ty nic nie wiesz… - blondyn odchyla głowę do tyłu
i próbuje rozmasować sobie kark.
- Nie wiem o czym? – dopytuję, coraz bardziej
zirytowany.
- Zamachowiec oddał trzy strzały – przypomina mi.
- Pierwszym ranił Eryka. Potem ty do niego strzeliłeś, a potem…
- Nie mów mi, że Alan został trafiony – czekając na
potwierdzenie moich przypuszczeń, nie odczuwam ani grama współczucia wobec
starszego z książąt. Wprost przeciwnie. Życzę mu wszystkiego, co najgorsze.
Oczywiście wyłącznie do czasu, aż dorwę go w swoje ręce. Zapłaci za każdą łzę brata. Może być tego pewny.
- Ten facet zabił parę książęcą. Najpierw trafił tatusia,
a potem matkę. Oboje zginęli na miejscu. Gdy Eryk się obudzi, czeka go spory
szok – przerywa naszą rozmowę, by odebrać kolejny telefon.
Operacja trwa już ponad pięć godzin. Vee i ja
milczymy. Każdy z nas stara się na własną rękę uporać z trudną sytuacją.
Srebrnooki monarcha jest naszym oczkiem w głowie. Jednak upływający czas
świadczy o komplikacjach, z czego doskonale zdajemy sobie sprawę.
Po prawie siedmiu godzinach słyszę dźwięk kodu
elektronicznego zamka. Pełen nadziei wstaję z podłogi i spoglądam na
towarzyszącego mi ochroniarza. Pojawia się doktor Arim, na którego czekaliśmy.
Mężczyzna wygląda na bardzo zmęczonego i smutnego.
Ściąga z twarzy maskę, by móc swobodnie z nami rozmawiać.
- Co z nim? – Vee nawet w takiej chwili potrafi
zachować zimną krew. Ja jestem w totalnej rozsypce. Najchętniej odepchnąłbym
lekarza, by osobiście sprawdzić, jak czuje się mój ukochany.
- Zrobiliśmy co było w naszej mocy, ale stan jest
naprawdę ciężki. Teraz musimy czekać i…
- Najważniejsze, że żyje – tleniony odetchnął z ulgą.
Udawał twardziela, choć czuje dokładnie to samo co ja.
- Nie mogliśmy wydobyć kuli – Arim streszcza nam
przebieg zabiegu. - Stracił mnóstwo krwi. W pewnym momencie musiałem go
reanimować, bo… - głos mu drży. – Teraz już wiem, czemu rodzice nie powinni
leczyć własnych dzieci – uśmiecha się blado. – Przewieziemy go do innej sali i
wtedy pozwolę wam go zobaczyć, dobrze?
- Dziękujemy – Vee przeczesuje włosy palcami, po
czym odbiera kolejny telefon.
- Wiadomo coś o jego rodzicach? – pyta lekarz.
- Nie żyją – rozwiewam jego wątpliwości.
- Przykro mi – cicho komentuje sprawę, choć nie
wygląda na specjalnie poruszonego. Od samego początku wyczuwałem u niego silną
niechęć w stosunku do rodziców Eryka.
- Doktorze! – pojawia się jedna z pielęgniarek. –
Pacjent ma zapaść! – mężczyzna natychmiast wbiega z powrotem na salę
operacyjną.
- Tylko nie to…
Aaaaaaa Kitsune! Dlaczego tak się znęcasz nad biednym Erykiem?!
OdpowiedzUsuńI dlaczego zamachowiec strzelał do Simona?! Bo w końcu Eryk go zasłonił! Więc to nie Eryk miał zginąć... Czyżby zazdrosny były?
Ale to nie tłumaczy śmierci rodziców... Nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać na ciąg dalszy :D Oby nastąpił szybciej niż ten rozdział :D Długo kazałeś nam czekać!!
Długo? To nie było długo. Zajęty jestem.
UsuńLubię się znęcać i będę to robić. Ostatecznie kto mi zabroni? :D
Twój Kitsune
Ja ci zabronię
UsuńTak wiem że było to pisane 2 lata temu trudno
[komentarz oznajmujący przeczytanie rozdziału, poprzedzający treść nie ułożoną jeszcze ze względu na nadmiar emocji]
OdpowiedzUsuńOddychaj spokojnie. Nie zrobiłem jeszcze nic złego :D
UsuńTwój Kitsune
Coooooo się stało?! Eryczek biedny tak cierpi~ *płacze wewnątrz bo na zewnątrz już nie potrafi*
OdpowiedzUsuńSimon moje słońce też się denerwuje! Taki stres, nie mogę! Widzę że Vee okazał trochę współczucia Simonowi <3 To byłoby nawet rozczulające gdyby nie to, że OMG MOJE BOBO MOŻE UMRZEĆ!
Wegi
PS. Ale się stresuję... Wszystkie uczucia towarzyszące temu opowiadaniu właśnie wróciły ;.;
Zapnij pasy,Bejbe :D Ostro się przejedziemy :D Będzie krew, łzy i inne, straszne rzeczy :) Nie mogę się doczekać :)
UsuńTwój Kitsune
To ja bez pasów, bo jak już jechać to na całego:D
UsuńAż się boję! Gdzie mój misio do przytulania? Kitsuś musisz mi jakiegoś załatwić:D
Wegi
Misie kupowałem w zeszłym roku. Spóźniłaś się.
UsuńTwój Kitsune
Zostały Ci jakieś? Najlepiej takie metrowe? A jak nie, to trzeba znaleźć coś/kogoś na zastępstwo!
UsuńWegi
Metrowych brak... Ostatniego misia-pandę kupiłem w zeszłym roku dla psa. Uwielbia go :)
UsuńTwój Kitsune
I co ja teraz zrobię?
Usuń.
.
.
No cóż... Nie masz wyboru! Przytul! :'D *rozkłada ręce*
Wegi
To może jakiś grupowy przytulas? :D
UsuńWegi, jak coś to mogę Ci załatwić jednego Misia z mojej kolekcji przytulakow ;D Ale tylko na jakiś czas, bo potem będę tęsknić za nim...
K-chan
Chętnie! Kitsuś chyba się wystraszył ale ja przyjmę przytulasy bez gadania :D
UsuńA z misiem to chyba się dogadałyśmy :DD
Wegi
*przytula* :D i to rozumiem Wegi! ;D A Misia mam takiego do spania jak Jaś Fasola ;D *pozycza Misia* ;D
UsuńK-chan
Kitsune... i co ja mam powiedzieć? Cała się dygoczę od nadmiaru emocji. Jak uśmiercisz Eryczka to nw co ci zrobię. Hmmm zabiorę ci całą herbatę! Ha ha ha. Błagam nie rób już takich fuj przerw bo mi serduszko rozsadzisz.
OdpowiedzUsuńPiszę za mało, za dużo... Trudno wszystkich zadowolić.
UsuńCzy Eryk przeżyje? Zobaczymy :) Na pocieszenie powiem, ze dziadziuś ma się dobrze. Zdrów jak ryba :)
Twój Kitsune
(To uczucie kiedy co 10sekund odświeżasz stronę,patrząc czy Mój Kitsune odpisze)
UsuńDziadziusiowi już podziękujemy...
UsuńK-chan
Nie, nie, nie. On zostaje :D
UsuńTwój Kitsune
-...słodki i uroczy...Taa, jaaasne... - szepcze pod nosem ;)
UsuńK-chan
Jestem najsłodszym lisem, jakiego znasz. I nie zaprzeczaj :D
UsuńTwój Kitsune
Jeśli o Liski chodzi...to nie zaprzeczam ;>
UsuńK-chan
No nie! Co tu się właśnie wydarzyło?? 0.0 Kitsune...czy Ty litości nie znasz? Tak kazać cierpień Eryczkowi..i Simonowi...O moim wspaniałym Vee nie wspomnę :( Zlituj się nad nami wszystkimi i daj choć trochę dobrego znów :( Czekam na dalsza część z WIELKĄ niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńK-chan
A czy ja wyglądam na kogoś litościwego? Nie sądzę... :D
UsuńTwój Kitsune
PAcjent ma zapaść... cóż za urocze zakończenie:-)
OdpowiedzUsuńWiem :) Wpadłem na nie w ostatniej chwili :)
UsuńTwój Kitsune
Eeeeeryyyyyyśśśś, nie umieeeeraaaaajjjjj ;-;
OdpowiedzUsuńKitsune, ty sadysto! Vee i Simon zaraz tam na zawał zejdą!
Tak, jestem sadystą :) I jest mi z tym dobrze :)
UsuńTwój Kitsune
Szczerze mówiąc taki Kitsuś jest nawet zabawniejszy co nie zmienia faktu że Eryś cierpi :D
UsuńWegi
Ale dziadziuś ma się dobrze :P Weg, ja jeszcze dobrze pamiętam, że ten "stary borsuk" przypadł Ci do gustu i lubiłaś go bardziej, niż innych bohaterów :D
UsuńTwój Kitsune
Co?! Ktoś wtedy musiał mnie odurzyć :o "Borsuk" i "przypadł go gustu" jakoś mi się nie łączą :D
UsuńWegi
Kitsune jesteś okropnym liskiem - sadystą nie znęcaj się aż tak nad biednym Erykiem :(
OdpowiedzUsuńCzekam na następną część z niecierpliwością bo nie mam już co czytać xD
ERYK TRZYMAJ SIĘ I NIE WAŻ MI SIĘ UMIERAĆ!!
Ja? Ja okropnym lisem? Tak się składa, że będę się znęcać nad wszystkimi :D Lubię to :)
UsuńTwój Kitsune
K-kitsuneee ja ryczeee... boże a tylko spróbuj go uśmiercić to zakopie cię gdzieś w lesie XD
OdpowiedzUsuńJak zwykle czekam na kolejny rozdzialik i trzymam za Eryka kciuki
Yumiko ;*
Prawda jest taka, że cały czas próbuję, a on nadal żyje... :P Uparciuch jeden. Widać podoba mu się, że zrobiłem z niego króla :D
UsuńTwój Kitsune
Ja bym prędzej powiedziała że spodobał mu się Simon hehe...
UsuńYumiko ;*
Pod warunkiem, ze nadal będą razem :D
UsuńTwój Kitsune
;_____; no wiesz coo? twoja szczerość jest tutaj zbyt duża ;-;
UsuńYumiko ;*
Ejj, Lisieeee... Czy Eryk się już obudził ?? Pytam, bo jestem w sklepie i może trzeba by wziąć mu jakiś jogurt, serek, czy inny batonik, hmmm ?
OdpowiedzUsuńBroń borze (bór, las, wiadomo) żebym oczekiwała jakiegoś spojleru D: , tylko naprawdę mogę coś mu kupić, skoro i tak robię zakupy... Więc czym prędzej mi napisz :D
Matko jedyna!!!!! Umrę przed Erykiem!!!! Już po mnie... MB
OdpowiedzUsuńNie! Dziewczyny, szybka akcja! MB nam odpływa! *panika*
UsuńWegi
*idzie po kubek herbaty i slodkosci*
UsuńŻadnego umierania już tu więcej proszę nie wnosić ;( MB napij się herbatki, zjedz ciasteczko i pomyśl ze Eryczek już niedługo będzie znów cały i zdrów ;)
Musi ;)
K-chan
A gdzie zniknął Kitsu?
OdpowiedzUsuńK-chan
Skąd pomysł, że zniknąłem? Tu jestem :D Zabiłbym kogoś, ale jestem zajęty :D Musicie poczekać, aż ogarnę to i owo.
UsuńTwój Kitsune
Już się martwiłam ze gdzieś zniknąłeś ;) Zabić? Tez pomysł... Ty już lepiej nie strasz bo dziewczyny pomału schodzą tutaj ;P
OdpowiedzUsuńA z czekaniem...poczekamy na Ciebie, oczywiście :)
K-chan
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, no nie co tak znęcasz mi się nad biednym Erickiem, para Książęca zginęła wiec to nie był Alan ale kto zatem? Vee o tak od razu działa choć się bardzo martwi to chce wyjaśnień...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza