środa, 6 grudnia 2023

Wpadka rozdział 7

 

Mija dziesiąty dzień odkąd Samuel zamieszkał w moim domu. Muszę przyznać, że na początku bardzo się bałem. Nie mam tu na myśli omegi. Po prostu dotknęła mnie „wielka kumulacja” różnego rodzaju zdarzeń, takich jak niepokój o zdrowie i bezpieczeństwo dzieci, reakcja ojca na wieść o tym, że przygarnąłem wroga pod swój dach. O rzuceniu palenia nie warto chyba wspominać. Każdy, kto znajdował się w szponach nałogu dobrze wie, jaki koszmar się z tym wiąże.

Jest mi ciężko. Naprawdę ciężko.

Stare przysłowie mówi, że „dobro wraca”. Do mnie chyba wróciło. Malutkimi kroczkami brnę do przodu.

Anemia Samuela jest wreszcie pod kontrolą. Doktor Ivette twierdzi, że nowa dieta oraz witaminy dały niewielką poprawę. Jest za wcześnie, by ogłosić pełne zwycięstwo, lecz zmiany są widoczne na pierwszy rzut oka. Mój kłopotliwy gość nie jest już przeraźliwie bladym zombie z sino podkrążonymi oczami. Wygląda znacznie lepiej. Tylko ze zjedzeniem trzech tysięcy kalorii ma poważny problem. I bardzo dużo śpi. Może to zasługa wygodniejszego łóżka?
A może on serio był zastraszany w klinice i musi odreagować stres? Trudno powiedzieć. Pytałem go o to wiele razy, lecz nie odezwał się do mnie ani jednym słowem.

Moja gosposia twierdzi, że Reed jest cichy i powściągliwy. O nic nie prosi. Na wszystko się zgadza. Nie kaprysi w czasie jedzenia. Nie ma żadnych wymagań, a przy tym bardzo troszczy się o maluchy. Zauważyłem, że wyjątkowo często głaszcze brzuszek. Potrafi to robić nawet przez sen.

Jego wzorowe zachowanie pozwoliło mi odetchnąć z ulgą. Co bym zrobił, gdyby Samuel zaczął się stawiać? Przecież nie jest przeze mnie ubezwłasnowolniony. W każdej chwili może odmówić przyjmowania leków, albo przeprowadzania badań. Aż strach pomyśleć, jakie mogłoby to przynieść konsekwencje.

Jedynym minusem całej tej sytuacji jest to, że bliźniaki stały się wyjątkowo milczące. Rzadko się odzywają. Nie nawołują mnie do siebie. Nie dzielą  swoimi emocjami. Staram się poświęcać dzieciom tyle czasu, ile tylko mogę. Odwiedzam je rano przed pracą, a także wieczorem. Czasami udaje mi się wyrwać na chwilę do domu w ciągu dnia, by z nimi pobyć, ale to nic nie daje. Próbowałem wszystkiego, łącznie z wduszaniem w Samuela kolejnych kawałków sernika. Skoro sernik ich nie satysfakcjonuje, coś jest nie tak.

- Zrobiłeś co w twojej mocy, stary. Teraz wystarczy poczekać – pocieszam samego siebie, próbując jednocześnie nadrobić papierkowa robotę.

Na moim biurku piętrzą się stosy umów, które powinienem był przejrzeć „na wczoraj”. To zemsta ojca. Staruszek nie skomentował faktu, że samowolnie wziąłem na swoje barki odpowiedzialność za los młodego Reeda. Kilka razy próbowałem zagaić rozmowę, lecz senior Atkins od razu mnie zbywa lub ostentacyjnie zmienia temat.

Nie powiedziałem, że dzwoniłem do Jacksona. Będę udawać, że „wyleciało mi to z głowy”, gdyby jakimś cudem dowiedział się prawdy.

Tym samym kłamstwem posłużę się w chwili, w której Samuel zacznie dopytywać o odwiedziny brata. Wciąż liczę, że prędzej lub później pęknie. Przecież jest w ciąży z moimi dziećmi. Musimy ze sobą rozmawiać chociażby po to, abym wiedział, jak on się czuje. Wiem, że milczy z powodu awantury, którą wywołałem. W chwili złości ludzie mówią różne głupie rzeczy. Szkoda,
że on tego nie rozumie.

Doktor Ivette określiła go jako „wyjątkowo miłego i sympatycznego”. Na pewno ma rację. Ostatecznie to student Uniwersytetu w Cambridge. Drugi rok filozofii, jeśli mnie pamięć nie myli. Od razu przekabacił lekarkę na swoją stronę. Zostałem wyproszony z pokoju na czas badania, gdyż nie życzył sobie mojej obecności. Podejrzewam, że przy niej płakał, bo gdy doktor Ivette wychodziła, jej usta były zaciśnięte w wąską linię, a oczy ziały ogniem.

Chciałbym być obecny przy ich rozmowie. Obgadywanie za plecami, zwłaszcza jeżeli argumenty są wyssane z palca, jest odrażające. Tak naprawdę co on może o mnie wiedzieć? Nie zna mnie. Zrobiłem mu „brzuch”, fakt, ale to wszystko. Stanowimy dla siebie zagadkę. Różnica polega na tym, że ja staram się wypracować kompromis. Inicjuję rozmowę, a on mnie ignoruje. Jest zawzięty
i nieco egocentryczny. Weźmy na przykład jego eleganckie maniery podczas jedzenia. Samo patrzenie, jak posługuje się sztućcami to czysta poezja. Mógłbym mu się przyglądać godzinami. Albo jego charakter pisma. Na dokumentach z trudem nabazgrał swoje nazwisko, lecz sposób, w jaki to zrobił.

Znowu kłamiesz, Jeremy. Sam ze sobą nie potrafisz być przez chwilę szczery?

Jestem szczery.

Szczery jak diabli.

Dlatego za żadne skarby nie wracam myślami do chwil, które spędziłem z nim
z „welurowym saloniku”. Gdy pomyślę, jak seksowne dźwięki wydobywały się z jego gardła, przechodzą mnie ciarki.

Był taki inny… Zawstydzony, a jednocześnie bez mrugnięcia okiem poddał się namiętności. Pozwolił, by nim zawładnęła. Opanowała go. Oddał mi się bez reszty…

A ty wykorzystałeś to oddanie w dwustu procentach i teraz masz za swoje. Dzieci dziedzica Atkinsów zawdzięczają poczęcie zwykłej wpadce…

- Dlaczego nie odzywacie się do tatusia? – pytam maluchy, przesuwając jednocześnie palcami po okrągłym brzuchu ciężarnego. Mogę sobie na to pozwolić, bo chłopak zasnął od razu po obiedzie. – Gniewacie się na mnie? Zrobiłem coś nie tak? – dopytuję. – A może wasz drugi tata wam zabronił?
– Rozważam na głos.

Dyskretnie cofam dłoń i poprawiam ciepłe okrycie, składające się z puchowej pierzyny oraz całej sterty koców. Pomimo tylu warstw, skóra omegi jest chłodna. Efekt jest odwrotny od zamierzonego. Samuel bezustannie trzęsie się
z zimna.

Wychodzę z pokoju gościnnego i kieruję się do swojego gabinetu. Mam
w planach wykonać kolejny telefon do doktor Ivette. A właściwie miałem taki zamiar, lecz nieco się krępuję. Po pierwsze dlatego, że kobieta ewidentnie trzyma stronę Samuela i wcale się z tym nie kryje. Omega oczarował panią ginekolog, sprowadzając mnie do roli łotra spod ciemnej gwiazdy. A po drugie… Rzucam okiem na piramidę poradników ciążowych, których nawet nie otworzyłem.

Odpycha mnie książkowe podejście do seksu. Poza tym nie ma mowy, abym ponownie go tknął! W moich oczach jest całkowicie aseksualny. Nie podnieca mnie. Sam się sobie dziwię jak to się stało, że tamtej nocy w ogóle byłem
w stanie w niego wejść. Może i nie należy do szczególnie szpetnych, ale za pięknego także bym go nie uznał. Jest po prostu przeciętny, a ja nie sypiam
z przeciętnymi. Chcę czegoś więcej.

Z odrazą na twarzy pobieżnie przeglądam zgromadzoną literaturę. Wszystko, co dotyczy zapłodnienia oraz stosunków wszelkiego rodzaju, zostaje przeze mnie szybko odepchnięte w najodleglejszy kąt. Niech tam leży i pokrywa się kurzem.

Pozostają cztery książki. Pierwsza z nich dotyczy samego porodu, który jest dość szczegółowo przedstawiony na milionach ilustracji i wzbudza prawdziwy strach. Kolejna dotyczy diety, co zdążyłem już ogarnąć. Pozostają dwie
– „Sztuka relaksu na co dzień” oraz „Ciąża oczami alfy”.

Siadam w fotelu i wyciągam wygodnie nogi. Oby autor naprawdę potrafił wczuć się w moją sytuację. W przeciwnym wypadku mam przechlapane.

 

***

 

Lektura poradnika pochłania mnie na tyle, że nie zauważam, gdy za oknem robi się ciemno. Wstrząsające fakty, które zostały wyłożone dość łopatologiczne sprowadzają się do następującego wniosku – muszę przytulać Samuela! Jeżeli nie będę tego robić, stracę więź z bliźniakami. Brak dotyku może się także przyczynić do pogorszenia stanu zdrowia omegi, a co za tym idzie, samych dzieci. Zimno, które on odczuwa, w prostej linii prowadzi do przeziębienia. Przeziębienie w połączeniu z anemią mogą się tragicznie skończyć. Pozbawiony resztek odporności organizm bez trudu podłapie coś znacznie gorszego. Na przykład zapalenie płuc. Nie mogę do tego dopuścić! Obiecałem dzieciom,
że wszystko będzie dobrze. Skoro mogłem dla nich kłamać, mogę  i przytulać. To nic takiego, prawda?

Schodzę na parter i bez większego przekonania krążę po salonie, od czasu do czasu zerkając w stronę pokoju gościnnego. Jak to rozegrać? Mam wejść
i powiedzieć „wiesz, przeczytałem książkę, w której było napisane, że należysz do słabych i wątłych”? Już widzę, jak się ucieszy…

Tracisz cenny czas, Jeremy. Dzieci czekają.

- Głupie omegi i ich jeszcze głupsze zasady – mruczę pod nosem.

W pierwszej kolejności zamykam za sobą szczelnie drzwi. Nie chcę, by ktoś ze służby doniósł ojcu, że miętoszę się z wrogiem.

Samuel oczywiście śpi.

Pytanie brzmi – co teraz? Mam go obudzić? Autor poradnika pominął rozdział, w którym omega jest śmiertelnie obrażony.

Dobra, dam sobie radę. To nic takiego. Pięć minut szybko zleci.

Obchodzę łóżko i wślizguję się pod kołdrę. Od razu robi mi się zbyt gorąco,
a przecież to dopiero pierwsza warstwa. Są jeszcze koce.

Dokopanie się do zmarzlaka to wyzwanie godne prawdziwego kaskadera. Gdzie on się podział?!

Najchętniej pozbyłbym się tej utrudniającej oddychanie, przygniatającej
i klaustrofobicznej pościeli. Gdy w końcu przygarniam blondyna do swojej klatki piersiowej, cały dygocze. Trzęsie się tak bardzo, jakbym najpierw zafundował mu długą kąpiel w kostkach lodu, a następnie wystawił nagiego na mróz. A przecież Samuel nie jest nagi. Ma na sobie flanelową piżamę. Otulam go ramieniem i zaczynam odliczać czas.

Jestem nieco spięty. On także. Mój nocny „atak” najwyraźniej nie był tak dyskretny, jak planowałem.

- Leż spokojnie. Zaraz sobie pójdę. To dla dobra dzieci – szepczę.

Chłopak nic nie odpowiada, co tym razem wyjątkowo mnie cieszy. Obydwaj czujemy się dość niezręcznie. Upewnia mnie to w przekonaniu, że nie pasujemy do siebie. Nasz ewentualny „związek” przyniósłby znacznie więcej zgryzot niż pożytku. Po co się szarpać? Lepiej zostawić to tak jak jest.

Błądzące myśli pozwalają mi przetrwać najgorsze. Z wielką ulgą cofam rękę
i próbuję wygrzebać się z ciepłego kokonu.

- Mam nadzieję, że dzieci będą zadowolone. Dobranoc – żegnam się
z Samuelem, gasząc za sobą światło.

 

***

 

- Czuję się oszukany! Przestudiowałem bardzo dokładnie książki, które mi pani dała, ale to bujda na resorach! Nic się nie dzieje! Co więcej, jest znacznie gorzej, niż było na początku! – Wyrzucam z siebie wszystkie pretensje, które kieruję do winowajczyni tego zamętu, czyli doktor Ivette.

- Spokojnie, panie Atkins. Proszę wziąć kilka głębokich oddechów i…

- To nie poród, a moje życie! – Zniecierpliwiony jej reakcją mam ochotę wyjść
z siebie. Co to w ogóle za pomysł, że nie jestem spokojny?! – Od ponad tygodnia dzieci nie odezwały się do mnie ani jednym słowem! To pani wina! Wszystko było dobrze do chwili, gdy zacząłem słuchać pani przemądrzałych rad! – Wrzeszczę do słuchawki, dając upust wściekłości, która od dłuższego czasu się we mnie kumulowała.

- Z tego co słyszę, rzucił pan palenie. Gratuluję. – Chichot kobiety niepotrzebnie podgrzewa napiętą atmosferę między nami.

- Proszę mnie nie prowokować, lecz naprawić to, co pani zepsuła! – Śmiało artykułuję moje żądania.

- A co takiego się stało? – Doktor Ivette nadal świetnie się bawi moim kosztem.

- Zrobiłem wszystko, co mi pani kazała. Zabrałem Samuela z kliniki, nafaszerowałem witaminami, wpycham w niego tony ekologicznego jedzenia
i co?! Nic! To nie działa!

- Proszę nie pleść bzdur. Wyniki są coraz lepsze. Spisał się pan na medal.

Niezasłużony komplement sprawia, że tracę rezon. Jest źle, a ona mnie chwali? Właśnie dlatego nie przepadam za kobietami. Zawsze robią wszystko, abyśmy je opatrznie rozumieli!

- A dzieci? Czemu mnie ignorują?

- Proszę pana, rozmawialiśmy już o tym, prawda? Samuel ma bardzo wrażliwy
i wymagający organizm. To, że traci pan kontakt dziećmi jest jedynie konsekwencją…

- Jaką znowu konsekwencją?! – Ostro przerywam wypowiedź lekarki. – Co zrobiłem nie tak?!

- Raczej czego pan nie zrobił… – Doktor Ivette wzdycha, okazując mi swoje zniecierpliwienie. – Brak bliskości zawsze kończy się w ten sam sposób, ale
w przypadku takiego uparciucha jak pan, szkoda sobie strzępić język.

- No właśnie o tym mówię! Przytuliłem go, starałem się. Nie rozumiem, czemu jest gorzej niż było?! On się tak trzęsie, że kazałem służącemu kupić koce elektryczne!

- Ile razy? – Pada tajemnicze pytanie.

- Nie rozumiem. – Po raz kolejny tracę wątek.

- Ile razy przytulił pan Samuela?

- Raz – odpowiadam z dumą. – I nie zrobiło mu się cieplej.

- A seks?

- Seks? Mówiłem już, że taka bliskość jest absolutnie wykluczona! – Czerwienię się jak burak. – Nie będzie żadnego seksu!

- W takim razie dlaczego ma pan do mnie pretensje?

- Bo obiecała pani, że jeśli się nim zajmę, to wszystko będzie dobrze!

Niby ordynator, a taka roztrzepana. Co ona sobie myśli? Robię co mogę, staram się, jestem miły, a przecież równie dobrze mógłbym przełożyć ten obrażalski sopel lodu przez kolano i…

- Jest pan taki niewdzięczny, panie Atkins – Doktor Ivette decyduje się kontynuować swój atak. – Proszę wziąć się za siebie! Ma pan przebłyski, nie twierdzę, że nie. Potrafi być pan troskliwy i czuły, zgadza się?

- Oczywiście, że tak! – Jestem chwalony i obrażany na zmianę. Pogubiłem się
w tym wszystkim. Następnym razem nagram rozmowę i poproszę mamę, by mi to na spokojnie wytłumaczyła. Chociaż prawda jest taka, że mam z niej kiepski pożytek. Moja rodzicielka woli się trzymać z boku, bo jak sama stwierdziła „to męskie sprawy”.

- Więc proszę się nie zachowywać jak egoistyczny gbur! – grzmi do słuchawki. – Ma pan książki, ma wytyczne. Z mojej strony nic więcej nie mogę panu zaproponować.

- Czyli seks to pani ostatnie słowo? – pytam wzburzony. W tej samej chwili do mojego gabinetu wchodzi ojciec, który mierzy mnie zszokowanym spojrzeniem.

- Niekoniecznie. Każdy jest inny. Są przecież różne alternatywy… – Śmiech kobiety i karcące spojrzenie staruszka sprawiają, że mam ochotę zapaść się pod ziemię.

- Inne? To znaczy jakie? – Cedzę przez zęby, jednocześnie błądząc wzrokiem po dokumentach.

- Panie Atkins… – Doktor Ivette gwałtownie przestaje się śmiać. – Właśnie chciałam panu przypomnieć pewne przysłowie, które brzmi „nie ucz ojca dzieci robić”, ale dopiero teraz do mnie doszło, że być może potrzebuje pan bardziej fachowej porady. Znam świetnego seksuologa. Podam panu jego numer telefonu.

- Nie potrzebuję porady żadnego seksuologa! Zapewniam panią, że moje doświadczenie w tej dziedzinie jest bogate!

- To nie jest powód do wstydu. Miałam już styczność z wieloma pacjentami, którzy w obliczu silnego stresu miewali przejściowe problemy z erekcją.

- Problemy z czym? – Szepczę, modląc się w duchu, by ostatnia część jej wypowiedzi nie została wychwycona przez czujne ucho ojca, który siedzi na wprost mnie i znacząco wsłuchuje się w to, co mówię.

- Z erekcją – kobieta powtarza spokojnie ostatnią część swojej wypowiedzi.
– Badał pan już prostatę?

- Będziemy z kontakcie! – Kończę połączenie. Dławi mnie poczucie wstydu
i zażenowania.

- Synu… - Nicolas Atkins odrywa mnie od knucia zemsty na wrednej i zbyt pewnej siebie lekarce. Jak ona mogła wątpić w moją męskość?! – Niechcący usłyszałem część twojej rozmowy. Jeśli nie czujesz się na siłach, to pojadę
z tobą na te badania. Jesteś młody i silny. To z pewnością minie.

- Tato, błagam cię! Nie chcę o tym rozmawiać! – Nerwowo przeszukuję kieszenie. Rozpaczliwie potrzebuję papierosa.

- Jeremy, nie powinieneś ignorować tego typu problemów. Jeśli zauważyłeś,
że hydraulika nieco rdzewieje, to…

- Dość! Dla twojej wiadomości, nic mi nie rdzewieje! Samuel źle się czuje, więc to chyba logiczne, że nie będę go wykorzystywać! W przeciwnej sytuacji mógłby wykreślić spanie ze swojego życia!

- Jeremy! – Twarz ojca zmienia się nie do poznania. Nie jest już miłym
i panującym nad emocjami przedsiębiorcą, lecz groźnym i nieustępliwym panem naszego klanu. – Nie dbam o to, co robisz z tym chłopakiem, ale zapamiętaj jedno. Jeżeli uczynisz go swoim, nie chcę cię znać. Matka i ja stracimy syna. Na zawsze.

Zapada chwila bezwzględnej ciszy.

Samuel musiałby chyba zawrzeć pakt z samym diabłem, by zmusić mnie do miłości. Nie chcę go. Jest wrogiem. Nic tego nie zmieni. Poza tym rodzina jest dla mnie bardzo ważna. Gdy byłem mały, tata często powtarzał, że pewnego dnia będę miał własne dzieci i wtedy zrozumiem, jak ważne jest nasze dziedzictwo. Przekazywanie go następnym pokoleniom to przywilej. Miałbym zmarnować taki dar dla Samuela? Nigdy!

- Muszę już iść. Mam umówione spotkanie w swojej firmie. – Spoglądam na zegarek, po czym wychodzę, zostawiając ojca samego. Wyznaczył mi granicę, której za nic w świecie nie mogę przekroczyć. Nie chcę skończyć jak ten trzęsący się omega – bez wsparcia rodziny i przyjaciół jest nikim. Przez pięć miesięcy leżał jak kłoda w szpitalu i nikt się do niego słowem nie odezwał, bo Jackson zagroził, że go wyrzuci. Zwykle nie rzuca on gróźb na wiatr, więc tak czy inaczej, czeka ciężki los. Ciekawe co się z nim wtedy stanie? Wróci do Anglii? Wątpię, czy ma pieniądze na samolot. Jackson z pewnością zadbał, by go ich pozbawić. Nie jestem bez serca. Powiedzmy, że wypłacę mu okrągłą sumkę, aby mógł ukończyć studia. Ciąża nie jest dla niego łatwa, więc należy mu się choćby minimalna rekompensata. To załatwi sprawę i uwolni mnie od przytłaczającego poczucia winy.

3 komentarze:

  1. Może dzisiaj nowy rozdział? 🥰 Nie mogę się już doczekać 😁

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisz dalej, czytam... i wspominam "stare dobre czasy", kiedy było wielu twórców na blogspocie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej hej, Wesołych świąt Lisku :)

    OdpowiedzUsuń