Mija dziesiąty dzień
odkąd Samuel zamieszkał w moim domu. Muszę przyznać, że na początku bardzo się
bałem. Nie mam tu na myśli omegi. Po prostu dotknęła mnie „wielka kumulacja”
różnego rodzaju zdarzeń, takich jak niepokój o zdrowie i bezpieczeństwo dzieci,
reakcja ojca na wieść o tym, że przygarnąłem wroga pod swój dach. O rzuceniu
palenia nie warto chyba wspominać. Każdy, kto znajdował się w szponach nałogu
dobrze wie, jaki koszmar się z tym wiąże.
Jest mi ciężko.
Naprawdę ciężko.
Stare przysłowie mówi,
że „dobro wraca”. Do mnie chyba wróciło. Malutkimi kroczkami brnę do przodu.
Anemia Samuela jest
wreszcie pod kontrolą. Doktor Ivette twierdzi, że nowa dieta oraz witaminy dały
niewielką poprawę. Jest za wcześnie, by ogłosić pełne zwycięstwo, lecz zmiany
są widoczne na pierwszy rzut oka. Mój kłopotliwy gość nie jest już przeraźliwie
bladym zombie z sino podkrążonymi oczami. Wygląda znacznie lepiej. Tylko ze
zjedzeniem trzech tysięcy kalorii ma poważny problem. I bardzo dużo śpi. Może
to zasługa wygodniejszego łóżka?
A może on serio był zastraszany w klinice i musi odreagować stres? Trudno
powiedzieć. Pytałem go o to wiele razy, lecz nie odezwał się do mnie ani jednym
słowem.
Moja gosposia twierdzi,
że Reed jest cichy i powściągliwy. O nic nie prosi. Na wszystko się zgadza. Nie
kaprysi w czasie jedzenia. Nie ma żadnych wymagań, a przy tym bardzo troszczy
się o maluchy. Zauważyłem, że wyjątkowo często głaszcze brzuszek. Potrafi to
robić nawet przez sen.
Jego wzorowe zachowanie
pozwoliło mi odetchnąć z ulgą. Co bym zrobił, gdyby Samuel zaczął się stawiać?
Przecież nie jest przeze mnie ubezwłasnowolniony. W każdej chwili może odmówić
przyjmowania leków, albo przeprowadzania badań. Aż strach pomyśleć, jakie
mogłoby to przynieść konsekwencje.
Jedynym minusem całej
tej sytuacji jest to, że bliźniaki stały się wyjątkowo milczące. Rzadko się
odzywają. Nie nawołują mnie do siebie. Nie dzielą swoimi emocjami. Staram się poświęcać dzieciom
tyle czasu, ile tylko mogę. Odwiedzam je rano przed pracą, a także wieczorem.
Czasami udaje mi się wyrwać na chwilę do domu w ciągu dnia, by z nimi pobyć, ale
to nic nie daje. Próbowałem wszystkiego, łącznie z wduszaniem w Samuela
kolejnych kawałków sernika. Skoro sernik ich nie satysfakcjonuje, coś jest nie
tak.
- Zrobiłeś co w twojej
mocy, stary. Teraz wystarczy poczekać – pocieszam samego siebie, próbując
jednocześnie nadrobić papierkowa robotę.
Na moim biurku piętrzą
się stosy umów, które powinienem był przejrzeć „na wczoraj”. To zemsta ojca. Staruszek
nie skomentował faktu, że samowolnie wziąłem na swoje barki odpowiedzialność za
los młodego Reeda. Kilka razy próbowałem zagaić rozmowę, lecz senior Atkins od
razu mnie zbywa lub ostentacyjnie zmienia temat.
Nie powiedziałem, że
dzwoniłem do Jacksona. Będę udawać, że „wyleciało mi to z głowy”, gdyby jakimś
cudem dowiedział się prawdy.
Tym samym kłamstwem
posłużę się w chwili, w której Samuel zacznie dopytywać o odwiedziny brata.
Wciąż liczę, że prędzej lub później pęknie. Przecież jest w ciąży z moimi dziećmi.
Musimy ze sobą rozmawiać chociażby po to, abym wiedział, jak on się czuje. Wiem,
że milczy z powodu awantury, którą wywołałem. W chwili złości ludzie mówią
różne głupie rzeczy. Szkoda,
że on tego nie rozumie.
Doktor Ivette określiła
go jako „wyjątkowo miłego i sympatycznego”. Na pewno ma rację. Ostatecznie to
student Uniwersytetu w Cambridge. Drugi rok filozofii, jeśli mnie pamięć nie
myli. Od razu przekabacił lekarkę na swoją stronę. Zostałem wyproszony z pokoju
na czas badania, gdyż nie życzył sobie mojej obecności. Podejrzewam, że przy
niej płakał, bo gdy doktor Ivette wychodziła, jej usta były zaciśnięte w wąską
linię, a oczy ziały ogniem.
Chciałbym być obecny
przy ich rozmowie. Obgadywanie za plecami, zwłaszcza jeżeli argumenty są wyssane
z palca, jest odrażające. Tak naprawdę co on może o mnie wiedzieć? Nie zna
mnie. Zrobiłem mu „brzuch”, fakt, ale to wszystko. Stanowimy dla siebie
zagadkę. Różnica polega na tym, że ja staram się wypracować kompromis. Inicjuję
rozmowę, a on mnie ignoruje. Jest zawzięty
i nieco egocentryczny. Weźmy na przykład jego eleganckie maniery podczas
jedzenia. Samo patrzenie, jak posługuje się sztućcami to czysta poezja. Mógłbym
mu się przyglądać godzinami. Albo jego charakter pisma. Na dokumentach z trudem
nabazgrał swoje nazwisko, lecz sposób, w jaki to zrobił.
Znowu
kłamiesz, Jeremy. Sam ze sobą nie potrafisz być przez chwilę szczery?
Jestem szczery.
Szczery jak diabli.
Dlatego za żadne skarby
nie wracam myślami do chwil, które spędziłem z nim
z „welurowym saloniku”. Gdy pomyślę, jak seksowne dźwięki wydobywały się z jego
gardła, przechodzą mnie ciarki.
Był taki inny… Zawstydzony,
a jednocześnie bez mrugnięcia okiem poddał się namiętności. Pozwolił, by nim
zawładnęła. Opanowała go. Oddał mi się bez reszty…
A
ty wykorzystałeś to oddanie w dwustu procentach i teraz masz za swoje. Dzieci
dziedzica Atkinsów zawdzięczają poczęcie zwykłej wpadce…
- Dlaczego nie
odzywacie się do tatusia? – pytam maluchy, przesuwając jednocześnie palcami po
okrągłym brzuchu ciężarnego. Mogę sobie na to pozwolić, bo chłopak zasnął od
razu po obiedzie. – Gniewacie się na mnie? Zrobiłem coś nie tak? – dopytuję. –
A może wasz drugi tata wam zabronił?
– Rozważam na głos.
Dyskretnie cofam dłoń i
poprawiam ciepłe okrycie, składające się z puchowej pierzyny oraz całej sterty
koców. Pomimo tylu warstw, skóra omegi jest chłodna. Efekt jest odwrotny od
zamierzonego. Samuel bezustannie trzęsie się
z zimna.
Wychodzę z pokoju
gościnnego i kieruję się do swojego gabinetu. Mam
w planach wykonać kolejny telefon do doktor Ivette. A właściwie miałem taki
zamiar, lecz nieco się krępuję. Po pierwsze dlatego, że kobieta ewidentnie
trzyma stronę Samuela i wcale się z tym nie kryje. Omega oczarował panią
ginekolog, sprowadzając mnie do roli łotra spod ciemnej gwiazdy. A po drugie…
Rzucam okiem na piramidę poradników ciążowych, których nawet nie otworzyłem.
Odpycha mnie książkowe
podejście do seksu. Poza tym nie ma mowy, abym ponownie go tknął! W moich
oczach jest całkowicie aseksualny. Nie podnieca mnie. Sam się sobie dziwię jak
to się stało, że tamtej nocy w ogóle byłem
w stanie w niego wejść. Może i nie należy do szczególnie szpetnych, ale za
pięknego także bym go nie uznał. Jest po prostu przeciętny, a ja nie sypiam
z przeciętnymi. Chcę czegoś więcej.
Z odrazą na twarzy
pobieżnie przeglądam zgromadzoną literaturę. Wszystko, co dotyczy zapłodnienia
oraz stosunków wszelkiego rodzaju, zostaje przeze mnie szybko odepchnięte w najodleglejszy
kąt. Niech tam leży i pokrywa się kurzem.
Pozostają cztery książki.
Pierwsza z nich dotyczy samego porodu, który jest dość szczegółowo
przedstawiony na milionach ilustracji i wzbudza prawdziwy strach. Kolejna
dotyczy diety, co zdążyłem już ogarnąć. Pozostają dwie
– „Sztuka relaksu na co dzień” oraz „Ciąża oczami alfy”.
Siadam w fotelu i
wyciągam wygodnie nogi. Oby autor naprawdę potrafił wczuć się w moją sytuację. W
przeciwnym wypadku mam przechlapane.
***
Lektura poradnika
pochłania mnie na tyle, że nie zauważam, gdy za oknem robi się ciemno.
Wstrząsające fakty, które zostały wyłożone dość łopatologiczne sprowadzają się
do następującego wniosku – muszę przytulać Samuela! Jeżeli nie będę tego robić,
stracę więź z bliźniakami. Brak dotyku może się także przyczynić do pogorszenia
stanu zdrowia omegi, a co za tym idzie, samych dzieci. Zimno, które on odczuwa,
w prostej linii prowadzi do przeziębienia. Przeziębienie w połączeniu z anemią
mogą się tragicznie skończyć. Pozbawiony resztek odporności organizm bez trudu
podłapie coś znacznie gorszego. Na przykład zapalenie płuc. Nie mogę do tego
dopuścić! Obiecałem dzieciom,
że wszystko będzie dobrze. Skoro mogłem dla nich kłamać, mogę i przytulać. To nic takiego, prawda?
Schodzę na parter i bez
większego przekonania krążę po salonie, od czasu do czasu zerkając w stronę
pokoju gościnnego. Jak to rozegrać? Mam wejść
i powiedzieć „wiesz, przeczytałem książkę, w której było napisane, że należysz
do słabych i wątłych”? Już widzę, jak się ucieszy…
Tracisz
cenny czas, Jeremy. Dzieci czekają.
- Głupie omegi i ich jeszcze
głupsze zasady – mruczę pod nosem.
W pierwszej kolejności
zamykam za sobą szczelnie drzwi. Nie chcę, by ktoś ze służby doniósł ojcu, że
miętoszę się z wrogiem.
Samuel oczywiście śpi.
Pytanie brzmi – co
teraz? Mam go obudzić? Autor poradnika pominął rozdział, w którym omega jest
śmiertelnie obrażony.
Dobra, dam sobie radę.
To nic takiego. Pięć minut szybko zleci.
Obchodzę łóżko i wślizguję
się pod kołdrę. Od razu robi mi się zbyt gorąco,
a przecież to dopiero pierwsza warstwa. Są jeszcze koce.
Dokopanie się do
zmarzlaka to wyzwanie godne prawdziwego kaskadera. Gdzie on się podział?!
Najchętniej pozbyłbym
się tej utrudniającej oddychanie, przygniatającej
i klaustrofobicznej pościeli. Gdy w końcu przygarniam blondyna do swojej klatki
piersiowej, cały dygocze. Trzęsie się tak bardzo, jakbym najpierw zafundował mu
długą kąpiel w kostkach lodu, a następnie wystawił nagiego na mróz. A przecież
Samuel nie jest nagi. Ma na sobie flanelową piżamę. Otulam go ramieniem i
zaczynam odliczać czas.
Jestem nieco spięty. On
także. Mój nocny „atak” najwyraźniej nie był tak dyskretny, jak planowałem.
- Leż spokojnie. Zaraz
sobie pójdę. To dla dobra dzieci – szepczę.
Chłopak nic nie
odpowiada, co tym razem wyjątkowo mnie cieszy. Obydwaj czujemy się dość
niezręcznie. Upewnia mnie to w przekonaniu, że nie pasujemy do siebie. Nasz
ewentualny „związek” przyniósłby znacznie więcej zgryzot niż pożytku. Po co się
szarpać? Lepiej zostawić to tak jak jest.
Błądzące myśli
pozwalają mi przetrwać najgorsze. Z wielką ulgą cofam rękę
i próbuję wygrzebać się z ciepłego kokonu.
- Mam nadzieję, że
dzieci będą zadowolone. Dobranoc – żegnam się
z Samuelem, gasząc za sobą światło.
***
- Czuję się oszukany!
Przestudiowałem bardzo dokładnie książki, które mi pani dała, ale to bujda na
resorach! Nic się nie dzieje! Co więcej, jest znacznie gorzej, niż było na
początku! – Wyrzucam z siebie wszystkie pretensje, które kieruję do
winowajczyni tego zamętu, czyli doktor Ivette.
- Spokojnie, panie
Atkins. Proszę wziąć kilka głębokich oddechów i…
- To nie poród, a moje
życie! – Zniecierpliwiony jej reakcją mam ochotę wyjść
z siebie. Co to w ogóle za pomysł, że nie jestem spokojny?! – Od ponad tygodnia
dzieci nie odezwały się do mnie ani jednym słowem! To pani wina! Wszystko było
dobrze do chwili, gdy zacząłem słuchać pani przemądrzałych rad! – Wrzeszczę do
słuchawki, dając upust wściekłości, która od dłuższego czasu się we mnie
kumulowała.
- Z tego co słyszę,
rzucił pan palenie. Gratuluję. – Chichot kobiety niepotrzebnie podgrzewa
napiętą atmosferę między nami.
- Proszę mnie nie
prowokować, lecz naprawić to, co pani zepsuła! – Śmiało artykułuję moje
żądania.
- A co takiego się
stało? – Doktor Ivette nadal świetnie się bawi moim kosztem.
- Zrobiłem wszystko, co
mi pani kazała. Zabrałem Samuela z kliniki, nafaszerowałem witaminami, wpycham
w niego tony ekologicznego jedzenia
i co?! Nic! To nie działa!
- Proszę nie pleść
bzdur. Wyniki są coraz lepsze. Spisał się pan na medal.
Niezasłużony komplement
sprawia, że tracę rezon. Jest źle, a ona mnie chwali? Właśnie dlatego nie
przepadam za kobietami. Zawsze robią wszystko, abyśmy je opatrznie rozumieli!
- A dzieci? Czemu mnie
ignorują?
- Proszę pana,
rozmawialiśmy już o tym, prawda? Samuel ma bardzo wrażliwy
i wymagający organizm. To, że traci pan kontakt dziećmi jest jedynie
konsekwencją…
- Jaką znowu
konsekwencją?! – Ostro przerywam wypowiedź lekarki. – Co zrobiłem nie tak?!
- Raczej czego pan nie
zrobił… – Doktor Ivette wzdycha, okazując mi swoje zniecierpliwienie. – Brak
bliskości zawsze kończy się w ten sam sposób, ale
w przypadku takiego uparciucha jak pan, szkoda sobie strzępić język.
- No właśnie o tym
mówię! Przytuliłem go, starałem się. Nie rozumiem, czemu jest gorzej niż było?!
On się tak trzęsie, że kazałem służącemu kupić koce elektryczne!
- Ile razy? – Pada
tajemnicze pytanie.
- Nie rozumiem. – Po
raz kolejny tracę wątek.
- Ile razy przytulił
pan Samuela?
- Raz – odpowiadam z
dumą. – I nie zrobiło mu się cieplej.
- A seks?
- Seks? Mówiłem już, że
taka bliskość jest absolutnie wykluczona! – Czerwienię się jak burak. – Nie
będzie żadnego seksu!
- W takim razie
dlaczego ma pan do mnie pretensje?
- Bo obiecała pani, że
jeśli się nim zajmę, to wszystko będzie dobrze!
Niby ordynator, a taka
roztrzepana. Co ona sobie myśli? Robię co mogę, staram się, jestem miły, a
przecież równie dobrze mógłbym przełożyć ten obrażalski sopel lodu przez kolano
i…
- Jest pan taki
niewdzięczny, panie Atkins – Doktor Ivette decyduje się kontynuować swój atak.
– Proszę wziąć się za siebie! Ma pan przebłyski, nie twierdzę, że nie. Potrafi
być pan troskliwy i czuły, zgadza się?
- Oczywiście, że tak! –
Jestem chwalony i obrażany na zmianę. Pogubiłem się
w tym wszystkim. Następnym razem nagram rozmowę i poproszę mamę, by mi to na
spokojnie wytłumaczyła. Chociaż prawda jest taka, że mam z niej kiepski
pożytek. Moja rodzicielka woli się trzymać z boku, bo jak sama stwierdziła „to
męskie sprawy”.
- Więc proszę się nie
zachowywać jak egoistyczny gbur! – grzmi do słuchawki. – Ma pan książki, ma
wytyczne. Z mojej strony nic więcej nie mogę panu zaproponować.
- Czyli seks to pani
ostatnie słowo? – pytam wzburzony. W tej samej chwili do mojego gabinetu
wchodzi ojciec, który mierzy mnie zszokowanym spojrzeniem.
- Niekoniecznie. Każdy
jest inny. Są przecież różne alternatywy… – Śmiech kobiety i karcące spojrzenie
staruszka sprawiają, że mam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Inne? To znaczy
jakie? – Cedzę przez zęby, jednocześnie błądząc wzrokiem po dokumentach.
- Panie Atkins… – Doktor
Ivette gwałtownie przestaje się śmiać. – Właśnie chciałam panu przypomnieć
pewne przysłowie, które brzmi „nie ucz ojca dzieci robić”, ale dopiero teraz do
mnie doszło, że być może potrzebuje pan bardziej fachowej porady. Znam świetnego
seksuologa. Podam panu jego numer telefonu.
- Nie potrzebuję porady
żadnego seksuologa! Zapewniam panią, że moje doświadczenie w tej dziedzinie
jest bogate!
- To nie jest powód do
wstydu. Miałam już styczność z wieloma pacjentami, którzy w obliczu silnego
stresu miewali przejściowe problemy z erekcją.
- Problemy z czym? – Szepczę,
modląc się w duchu, by ostatnia część jej wypowiedzi nie została wychwycona
przez czujne ucho ojca, który siedzi na wprost mnie i znacząco wsłuchuje się w
to, co mówię.
- Z erekcją – kobieta
powtarza spokojnie ostatnią część swojej wypowiedzi.
– Badał pan już prostatę?
- Będziemy z kontakcie!
– Kończę połączenie. Dławi mnie poczucie wstydu
i zażenowania.
- Synu… - Nicolas
Atkins odrywa mnie od knucia zemsty na wrednej i zbyt pewnej siebie lekarce.
Jak ona mogła wątpić w moją męskość?! – Niechcący usłyszałem część twojej
rozmowy. Jeśli nie czujesz się na siłach, to pojadę
z tobą na te badania. Jesteś młody i silny. To z pewnością minie.
- Tato, błagam cię! Nie
chcę o tym rozmawiać! – Nerwowo przeszukuję kieszenie. Rozpaczliwie potrzebuję
papierosa.
- Jeremy, nie
powinieneś ignorować tego typu problemów. Jeśli zauważyłeś,
że hydraulika nieco rdzewieje, to…
- Dość! Dla twojej
wiadomości, nic mi nie rdzewieje! Samuel źle się czuje, więc to chyba logiczne,
że nie będę go wykorzystywać! W przeciwnej sytuacji mógłby wykreślić spanie ze
swojego życia!
- Jeremy! – Twarz ojca
zmienia się nie do poznania. Nie jest już miłym
i panującym nad emocjami przedsiębiorcą, lecz groźnym i nieustępliwym panem
naszego klanu. – Nie dbam o to, co robisz z tym chłopakiem, ale zapamiętaj
jedno. Jeżeli uczynisz go swoim, nie chcę cię znać. Matka i ja stracimy syna.
Na zawsze.
Zapada chwila
bezwzględnej ciszy.
Samuel musiałby chyba
zawrzeć pakt z samym diabłem, by zmusić mnie do miłości. Nie chcę go. Jest
wrogiem. Nic tego nie zmieni. Poza tym rodzina jest dla mnie bardzo ważna. Gdy
byłem mały, tata często powtarzał, że pewnego dnia będę miał własne dzieci i
wtedy zrozumiem, jak ważne jest nasze dziedzictwo. Przekazywanie go następnym
pokoleniom to przywilej. Miałbym zmarnować taki dar dla Samuela? Nigdy!
- Muszę już iść. Mam
umówione spotkanie w swojej firmie. – Spoglądam na zegarek, po czym wychodzę,
zostawiając ojca samego. Wyznaczył mi granicę, której za nic w świecie nie mogę
przekroczyć. Nie chcę skończyć jak ten trzęsący się omega – bez wsparcia
rodziny i przyjaciół jest nikim. Przez pięć miesięcy leżał jak kłoda w szpitalu
i nikt się do niego słowem nie odezwał, bo Jackson zagroził, że go wyrzuci.
Zwykle nie rzuca on gróźb na wiatr, więc tak czy inaczej, czeka ciężki los. Ciekawe
co się z nim wtedy stanie? Wróci do Anglii? Wątpię, czy ma pieniądze na
samolot. Jackson z pewnością zadbał, by go ich pozbawić. Nie jestem bez serca.
Powiedzmy, że wypłacę mu okrągłą sumkę, aby mógł ukończyć studia. Ciąża nie
jest dla niego łatwa, więc należy mu się choćby minimalna rekompensata. To
załatwi sprawę i uwolni mnie od przytłaczającego poczucia winy.
Może dzisiaj nowy rozdział? 🥰 Nie mogę się już doczekać 😁
OdpowiedzUsuńPisz dalej, czytam... i wspominam "stare dobre czasy", kiedy było wielu twórców na blogspocie :)
OdpowiedzUsuńHej hej, Wesołych świąt Lisku :)
OdpowiedzUsuń