wtorek, 26 grudnia 2023

Wpadka rozdział 8

 

Wracam z pracy późnym popołudniem, lecz unikam pokoju Samuela. Wisi nade mną miecz Damoklesa w postaci gróźb ojca. Jeśli doliczymy do tego anemię, wyziębienie organizmu oraz milczenie bliźniaków, odechciewa mi się czegokolwiek.

Podczas kolacji moja gosposia bardzo oględnie streszcza to, co działo się
z ciężarnym w ciągu dnia. Jej zadaniem jest podawanie mu witamin oraz posiłków o stałych porach. Odkąd Samuelowi doskwierają silniejsze dreszcze, znacznie mniej je. Niby się stara, lecz zazwyczaj kończy się na tym, że wypija gorącą wodę z cytryną i miodem, po czym od razu wraca do spania.

Dziś wieczorem nie pośpi…

Czuję się okropnie na myśl o tym, co muszę zrobić. Z drugiej jednak strony gorzej będzie, jeśli nie zrobię nic.

Masakra. Prawdziwa masakra!

By odwlec w czasie to co nieuniknione, dla pewności jeszcze raz przeglądam wszystkie książki o ciąży, a potem porządkuję sterty papierów, zalegające na moim biurku. Jak się okazuje czasami dobrze jest skumulować stosy dokumentów, bo nigdy nie wiadomo, czy nie posłużą one jako perfekcyjna wymówka przed intymnością z wrogiem, którego goszczę w swoim domu.

Intymność…

Już wcześniej postanowiłem, że stosunek nie wchodzi w grę. Nie chcę, aby Samuel zarzucił mi później, że go wykorzystałem. Zrobię coś odwrotnego. To ja dam mu się wykorzystać. Niech mnie użyje jako narzędzia, które ma sprawić mu przyjemność i tyle.

Kilka minut po dwudziestej trzeciej postanawiam ruszyć się ze swojej bezpiecznej kryjówki. Jednak najpierw udaje się do łazienki. Zdejmuję koszulę
i rzucam ją na podłogę. Biorę szybki prysznic, a następnie rozważam co dalej? Nie założę piżamy, bo sypiam  nago. Poza tym od zawsze uważałem, że w takim stroju prawdziwy facet wygląda głupio. Samuel jest tego idealnym przykładem. On zawsze jest szczelnie odziany. Nie pozostawia w ten sposób żadnego pola dla wyobraźni. Nikt się nim nie zainteresuje, jeśli będzie tak dalej postępować.

Wycieram włosy ręcznikiem, po czym spoglądam na swoje odbicie w lustrze. Ze srebrnej tafli patrzy na mnie młody, postawny i umięśniony mężczyzna. Nieco orientalną urodę odziedziczyłem po ojcu. Obydwaj mamy ciemne, prawie czarne włosy oraz wyraziste, kobaltowe oczy. Jedyna różnica jest taka,
że staruszek nie nosi zarostu. Czasami on lub mama przebąkują, że broda i wąsy niezbyt mi pasują, lecz jestem innego zdania. Uważam, że dzięki temu prostemu zabiegowi wyglądam na starszego, a co za tym idzie, wzbudzam większy respekt. No i mogę dłużej pospać, bo nie tracę czasu na codzienne golenie. Moja skóra ma karmelowy odcień, który zawdzięczam niedawnym wakacjom. Wybrałem się ze znajomymi do Meksyku. To właśnie wtedy po raz pierwszy usłyszałem głosy moich synów. Uśmiecham się do siebie, wspominając tamten moment. Tęsknię za dziećmi. Najwyższa pora, abym je odzyskał!

Nakładam na siebie szare dresy, których ściągacz „od niechcenia” układa się nisko na moich biodrach i tyle. Jestem gotowy na szaleństwo.

Boso przemierzam odległość dzielącą moją sypialnię od pokoju Samuela. Nie zapalam świateł, by nikt mnie nie widział. Za to pamiętam, by przekręcić zamek, gdy udaje mi się wślizgnąć do środka, niczym nocnemu złodziejowi.

Nie masz kraść, a uwodzić, idioto!

Naprostowany na właściwe tory, tak jak poprzednim razem, kładę się maksymalnie blisko chłopaka i przyciągam go do siebie. Omega nawet nie drgnął. Jego równy, spokojny oddech świadczy o tym, że pogrążony jest
w głębokim śnie.

Może by tak odejść i dać mu spokój?

I co, zaczekać do rana, aż się obudzi?

Nie kombinuj! Nie czujesz, jaki jest zimny? Zrób to, co miałeś zrobić i po krzyku!

Wstrzymuję oddech i bardzo powoli zaczynam odpinać guziki. Najpierw jeden, potem następny. W jednym z poradników było napisane, że najlepsze efekty przynosi bezpośredni kontakt z nagą skórą. Spróbujemy i zobaczymy co to da.

Bez większych problemów zsuwam górną część piżamy blondyna, obnażając jego ramiona. Gdy przysuwam się bliżej, zaalarmowany zmarzlak szarpie się w moich ramionach. Chyba się przestraszył, bo jego serce bije jak szalone.

- Bądź grzeczny – szepczę mu do ucha, a następnie chwytam płatek zębami
i lekko podgryzam. Samuelowi nie jest na rękę to co robię. Zaczyna się szamotać. – Naprawdę sądzisz, że to coś da? Schowaj pazurki. Pobawimy się…

W pierwszej kolejności zrzucam z nas wszystkie koce i kołdry, bo utrudniają mi one poruszanie się. Gdy pościel miękko ląduje na dywanie, mam znacznie większe pole do popisu. Moje ramiona trzymają w ryzach to przestraszone stworzenie. Nie ucieknie mi. Przynajmniej do czasu, aż nieco go rozgrzeję. Nie chcę, aby uznał mnie za zbyt natarczywego. Jest w ciąży, więc tym bardziej powinienem zachować ostrożność. Ma być miło i tak właśnie będzie.

Samuel nabiera gwałtownie powietrza, gdy przestaję maltretować jego ucho,
a mój język błądzi po odsłoniętej szyi. Ma bardzo wrażliwą skórę. Miękką
i pachnącą mydłem.

Chwileczkę, a gdzie się podział jego zapach? Gdy kochaliśmy się wtedy
w Londynie, wziąłem go za własność Jacksona. A teraz? Przysuwam nosem milimetr po milimetrze, lecz nic nie czuję. Zupełnie nic. To nawet lepiej. Feromony antagonistycznego rodu tylko by mnie rozpraszały.

- Nie jesteś już senny, prawda? Ze swojej strony mogę obiecać, że jeszcze przez dłuższą chwilę nie dam ci spać… – kontynuuję mój monolog.

Czubkiem języka zaczynam rysować wzory na jego lewym obojczyku. Piwnooki nadal jest mocno spięty i pewnie liczy na to, że na tym poprzestanę. Nic z tego.

- Wiesz, poszłoby znacznie sprawniej, gdybyś powiedział mi, co lubisz – kuszę go do zwierzeń, choć coś mi mówi, że i tak nic nie powie. – Jeśli tego nie zrobisz, będę musiał sam się przekonać, metodą prób i błędów – trącam kciukiem jeden z jego sutków. Z gardła Reeda wydobywa się westchnienie, które koniecznie chce stłumić, zasłaniając usta dłonią. – Nie rób tak – proszę.
– Mówiłem ci już, że masz krzyczeć moje imię, prawda? – Zaczynam intensywnie pocierać lodowaty punkcik, aby nieco go rozgrzać. – W sumie to podoba mi się ta różnica temperatur między naszymi ciałami. Im jesteś zimniejszy, tym bardziej pragnę cię ogrzać. Nie bój się. Nie posuniemy się tak daleko jak wtedy. – Niechętnie wracam wspomnieniami do namiętnej nocy, podczas której zostały poczęte nasze dzieci. Głupia wpadka…

Kierując się pragnieniami Samuela, trącam koniuszkiem języka twardniejący sutek. Tym razem z ust chłopaka wydobywa się jęk, którym mile łechta moje rozbuchane ego.

Mój kochanek żywo reaguje. Układa obie dłonie na mojej klatce piersiowej by jeszcze raz spróbować mnie odepchnąć. Jestem zmuszony chwycić oba jego nadgarstki w jedną rękę i przygwoździć je tuż nad jego głową.

Taki przewidywalny…

Im dłużej pieszczę szczupły tors, tym bardziej mi się poddaje. Już nie walczy tak zaciekle, by się ode mnie odsunąć. Mogę więc uwolnić drobne dłonie, które bezradnie zaciska na prześcieradle. Wolałbym, by wplótł je w moje włosy. Dlaczego tego nie zrobił?

Niezadowolony z zachowania omegi, decyduję się na bardziej stanowcze działania. Jeszcze mi się nie zdarzyło, by ktoś okazał mi w łóżku tak jawną niesubordynację.

Ukarz go, Jeremy… Niech się trochę pomęczy…

Co prawda planowałem dłużej się z nim cackać, ale cóż… Trzeba być elastycznym i szybko przystosować się do nowych reguł gry.

Unoszę się nieco do góry, by zawisnąć nad krnąbrnym dwudziestolatkiem
i przez chwilę popatrzeć na jego twarz. W tym celu sięgam ręką do włącznika
i zapalam światło. Jego blask razi ciężarnego, który zasłania oczy dłonią.

- Nie – protestuję. – Mówiłem, że masz się przede mną nie chować. Patrz na mnie. No już – poganiam go. Chłopak wygląda na nieco urażonego. Wydyma lekko usta i odsuwa dłonie. Nie chce na mnie zerknąć. Odwraca głowę. – Lubisz mnie prowokować – wzdycham. – Spójrz mi w oczy.

Cierpliwie czekam, aż Samuel wypełni polecenie, lecz jak zwykle traktuje mnie jak powietrze. Jest uparty i butny. Nie rozumie, że złamanie go to żadne wyzwanie?

Cmokam z pobłażaniem, po czym siadam na łóżku i chwytam go za nogę,
by zrobić sobie miejsce. To oczywiście spotyka się ze sprzeciwem.

- Leż! – Popycham wojującego omegę z powrotem na pościel i zaczynam grozić mu palcem. Tym razem bez najmniejszego problemu dostrzegam swoje odbicie w jego niesamowitych oczach. Przepełnia je lęk, frustracja, złość oraz… Tak, nie ukryjesz tego przede mną. Pożądasz mnie, choć za nic w świecie się do tego nie przyznasz. – Nie trać energii. Będzie ci potrzebna. – Pociągam za flanelowy sznurek, by ściągnąć z jego ciała dół od piżamy. Przez materiał czuję, jaki jest podniecony. – To miłe, że aż tak na ciebie działam – mruczę zmysłowo, jednocześnie dotykając jego sztywnego członka. Samuel przygryza dolną wargę prawie do krwi. Nie podoba mi się, gdy tak robi. Rozsuwam szerzej jego uda, po czym pochylam się nad nim naprawdę nisko. Nasze ciała dzielą od siebie milimetry. Opuszkiem kciuka prześlizguję się po jego ustach. Mały Reed zaciska powieki, po czym z jego gardła wydobywa się głośne westchnienie.

Nie pocałuję go, bo nie chcę tego robić. Nie zasłużył. Wspominał o miłości,
a teraz nie chcę ustąpić.

On i ja… Na zawsze…? Ta myśl wydaje mi się całkowitą abstrakcją. Samuel najwidoczniej woli karmić się niespełnionymi marzeniami. Spogląda mi w oczy w tak sugestywny sposób, że tylko idiota nie domyśliłby się prawdy.

- Przykro mi, ale tracisz czas. To zabrzmi brutalnie, lecz chcę, abyś znał prawdę. Robię to, bo muszę. Najpierw posłużyłeś mi jako narzędzie, by zemścić się na Jacksonie, a teraz jesteś potrzebny wyłącznie po to, by urodzić dzieci. Gdy bliźniaki przyjdą na świat, nasze drogi bezpowrotnie się rozejdą. Jednak do tego czasu zadbam o to, by niczego ci nie brakowało. Na nic więcej nie licz.

To co usłyszał, zabolało. Wolę jednak, by nie wyobrażał sobie nie wiadomo czego. Zapewne mogłem wybrać bardziej odpowiednią chwilę. Postaram się jakoś „osłodzić” mu traumatyczną lekcję życia.

Wsuwam dłoń pod materiał jego piżamy i uwalniam sterczącego członka, który natychmiast ląduje w moich ustach. Samuel krzyczy zszokowany tempem, które mu narzucam. Orgazm go odpręży. Przykre myśli odlecą niczym stado spłoszonych ptaków, pozostawiając jedynie nasycenie i błogość.

Tak jak przypuszczałem, mój kochanek dość szybko dochodzi. Nie jest wymagający. Wprost przeciwnie. W sumie czuję się nieco rozczarowany. Powinienem teraz odejść i dać mu spokój. Przesuwam palcami po wewnętrznej stronie jego lewego uda. Skóra nadal jest chłodna w dotyku.

- Jeszcze raz? – pytam, frywolnie się przy tym uśmiechając. Piwnooki po raz kolejny nie wykazuje się refleksem. Jest jeszcze nieco oszołomiony, mam więc ułatwione zadanie. Tym razem nie zamierzam się spieszyć.

Zaciskam dłoń u podstawy jego członka, a następnie drażnię główkę, obsypując ją delikatnymi pocałunkami. Ta kombinacja siły i łagodności rozpala zmysły mojego kochanka. Dopiero teraz naprawdę intensywnie reaguje na każde muśnięcie mojego języka. Drży, lecz to nie zimno jest tego powodem.

Lubię seks. Jest przyjemny. Wymaga zaangażowania. Buduje napięcie. Uczy, jak wypracować idealny kompromis pomiędzy dawaniem i braniem. Ja lubię dawać, bo mam w tym swój ukryty cel. Mały fetysz, który nakręca mnie silniej, niż jakiekolwiek inne bodźce. Nie mam ustalonych preferencji, jeżeli chodzi
o wygląd. Nie dbam o płeć osób, z którymi to robię. Tak naprawdę zależy mi tylko na jednym – kochanka lub kochanek ma być głośny.

Zdarzało się, że ktoś próbował mnie oszukać, symulując w dość ordynarny sposób swoje zaangażowanie w miłosny akt. Zazwyczaj było to nasze ostatnie spotkanie.

Natomiast on… Z pewnością nie udaje. Wydawane przez niego jęki
i westchnienia są jak melodia dla moich uszu. Rozpala mnie do białości. Choć nękam jego ciało w dość żarliwy sposób, ten mały nicpoń nie pozostaje mi dłużny. Samo jego ekstatyczne łkanie doprowadza mnie na sam skraj przepaści. Koniecznie muszę posunąć się dalej, by sprawdzić czym jeszcze jest w stanie mnie zaskoczyć.

Unoszę się nieco do góry i ponownie przesuwam palcami po wargach chłopaka.

- Poliż – każę mu, bezwstydnie dając do zrozumienia, że plany na dzisiejszy wieczór znowu uległy zmianie. Samuel rozchyla szerzej usta. Jego gorący
i śliski język bezbłędnie wykonuje swoje zadanie. – Bardzo dobrze – chwalę go. – A teraz… Wiesz co z nimi zrobię?

Podpieram się na lewej dłoni, by móc patrzeć na jego twarz. Chłopak wcale się tego nie boi. Wprost przeciwnie. Aż płonie… Bez większego problemu wsuwam w niego najpierw jeden, a po chwili drugi palec.

- Ach! – Moje starania zostają nagrodzone przeciągłym kwileniem rozkoszy,
a przecież tak niewiele zrobiłem!

Weź go! Weź go, Jeremy! On tak bardzo o to prosi…

Nie mam za grosz silnej woli. Nie potrafię się powstrzymać. Nie w chwili,
w której rozpalony i gotowy omega wije się pode mną, błagając o zaspokojenie.

Znowu zrobimy to bez prezerwatywy. Z drugiej jednak strony, on i tak jest już w ciąży.

- Rozsuń szerzej nogi i postaraj się rozluźnić. Nie chcę zrobić ci krzywdy
– wydaję mu polecenie.

Niech odmówi. Odepchnie mnie. Zaprotestuje…

Nic takiego się nie dzieje. W brązowo-zielonych oczach dostrzegam jedynie bezgraniczne zaufanie. Z każdą chwilą jego uczucia względem mnie przybierają na sile. Nie ukrywa tego, że mnie kocha. Wprost przeciwnie. Chłopak bez słowa sprzeciwu robi to, o co poprosiłem, czerpiąc garściami z każdej sekundy naszego zbliżenia. Tylko tyle mogę mu dać. Miałem być narzędziem, więc pora wejść w swoją rolę.

Wsuwam się w ciasne i rozgrzane wejście, które mocno kontrastuje z chłodną skórą. Samuel na chwilę zamyka oczy, a ja zastygam w miejscu. Poczekam tyle, ile będzie chciał. Ostatecznie to on decyduje. Gdy unosi powieki i rzuca mi zniecierpliwione spojrzenie, przestaję nad sobą panować. Oplatam jego nogi wokół swoich bioder. Pilnuję, by zachować dystans między naszymi ciałami
i nie zgnieść dzieci. Jednak sam seks… Och, nie pamiętam przy kim czułem się taki rozżarzony. To także jego wina. Wydaje z siebie te kuszące dźwięki, a poza tym… Kiedy kochałem się z kimś po raz ostatni? Sześć miesięcy minęło błyskawicznie.

Nasze zbliżenie w Londynie było zupełnie inne. Bardziej dzikie. Dziś nie musimy się aż tak spieszyć, a mimo to Samuel ponagla mnie, abym poruszał się szybciej. Nie zależy mu na łagodnych i miarowych ruchach. I robi wszystko, by mnie nie dotknąć. Jego dłonie przez cały czas ściskają prześcieradło. No trudno. Ja także nie mogę mu dać tego, czego najbardziej pragnie. Bez problemów znajduję jego najczulszy punkt, który raz za razem atakuję. Piwnooki głośno krzyczy. Nie wypowiada jednak mojego imienia, na czym najbardziej mi zależy. I dochodzi stanowczo za szybko.

Wysuwam się z jego wnętrza, by dać mu chwilę odpocząć. Jego klatka piersiowa unosi się i opada z zawrotną prędkością. Na jego czole błyszczą kropelki potu, do których przyklejają się pasma przydługawej grzywki. Muszę przyznać, że tuż po orgazmie wygląda naprawdę uroczo. Niebrzydka z niego bestyjka.

- Jeszcze raz, tak? – Upewniam się obracając go na bok i kładąc tuż za jego plecami. Moja ręka sunie po jego nagim biodrze, a następnie kieruje się w dół. Przytrzymuję prawą nogę blondyna nad kolanem i lekko uginam.  – Będzie
ci wygodniej – szepczę mu do ucha, nakierowując swojego członka na jego chętne wejście. Wiem, że jest mu przyjemnie. Kołysze się razem ze mną, wzdychając cichutko. Tym razem wtula twarz w poduszkę, co tłumi seksowny głos. – Wolałem, gdy byłeś głośniejszy – żalę się, sapiąc ciężko.

Sam również jestem już blisko spełnienia, ale nie mogę dojść nie zaspokoiwszy Samuela. By nieco go rozpalić, skubię zębami wrażliwą skórę między jego łopatkami. Chłopak od razu wygina plecy, a z jego ust wydobywa się słodkie mruczenie.

- Brzmisz jak kot – śmieję się. Zostaję za to potraktowany zimnym spojrzeniem. – Masz jeszcze siłę na coś takiego? – droczę się. – No dobrze… Tylko pamiętaj, że sam chciałeś… – Chwytam go mocniej za biodra i wbijam się cały, aż po nasadę. Moje pchnięcia są płytkie i mocne. – Tak mi dobrze… – dyszę.

Nieoczekiwanie to wyznanie sprawia, że w Samuelu coś pęka. Dochodzi gwałtownie, na co chyba sam nie był gotowy, a ja idę w ślad za nim. Jego ciałem wstrząsają dreszcze. Próbuje wtulić się we mnie, szukając schronienia
i oparcia. Mam ochotę otworzyć ramiona, by mógł do mnie swobodnie przylgnąć, ale…

Jeremy, co ty robisz? Mało masz przez niego kłopotów? Zrobiłeś swoje, więc zostaw go w spokoju. Już nie pamiętasz, że to twój wróg?

Ta chwila refleksji działa na mnie jak kubeł zimnej wody. Opuszczam łóżko jak poparzony. Przed wyjściem z pokoju sięgam po kołdrę, którą zrzuciłem na podłogę i okrywam nią nagie ciało ciężarnego.

- Śpij. – Wypowiadając to słowo nawet nie patrzę mu w oczy. Po prostu wychodzę, zamykając szczelnie drzwi.



***

Ustawiłem automatyczne publikowanie rozdziałów na święta. Nie zadziałało. Mam nadzieję, że miło spędziliście świąteczny czas. Postaram się jak najszybciej skończyć nowy rozdział Bezsennych Nocy. 

1 komentarz:

  1. Hej Lisku, jak fajnie, że jesteś! Strasznie za Tobą tęskniłam. Mam nadzieję, że święta minęły dobrze i powoli wrócisz do nas w pełni. Jakoś tak smutno bez Ciebie, mimo, ze życie płynie i nie zwalnia. Mała jest ta nasza społeczność liskowa, ale naprawdę dużo mi daje. Szkoda by było ją utracić. Mam nadzieję, że raz na jakiś czas uda Ci się do nas zagadać :) Pozdrawiam serdecznie, wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku :)

    OdpowiedzUsuń