środa, 6 grudnia 2017

mpreg 22

„Bezsenne Noce



Plany Eli zostały pokrzyżowane nagłym pojawieniem się pani Gertrudy, która jest najbliższą przyjaciółką mojej mamy. Uzbrojona w talerz własnoręcznie przygotowanych słodkości, przywitała blondyna ciepłym uśmiechem. Najwidoczniej wpadli na siebie, gdy ten wychodził z domu, bo nie słyszałem dzwonka.
- Mój drogi, jak dobrze, że cię widzę! – kobieta odstawia ciastka na stół, po czym mocno obejmuje ciężarnego, a następnie kieruje swój wzrok na jego brzuch. – Jak się ma wasze maleństwo?
- Dobrze, dziękuję – szepcze chłopak, szukając u mnie wsparcia. Nic z tego. Chciałeś pobyć z daleka ode mnie, więc pobędziesz.
- Dzień dobry – witam się przelotnie ze starszą panią.
- Max, jak miło cię widzieć – emerytka odpowiada uśmiechem na mój uśmiech, po czym mnie również mocno ściska. Muszę się nieco nachylić, by mogła mnie objąć za szyję. – Umówiłam się z Pamelą, że wpadnę, jak tylko załatwię wszystkie sprawy, dotyczące cateringu. Nie macie nic przeciwko, jeśli pozawracam wam chwilę głowę? – dopytuje.
- Ależ skąd. Eli, dotrzymasz towarzystwa naszej sąsiadce? Muszę na chwile wyskoczyć do warsztatu. Dostawca przywiózł części, na które tata od dawna czekał – to kłamstwo, które bardzo gładko przechodzi mi przez usta. Dobrze wiem, co będzie dalej. Pani Gertruda każe sobie zrobić herbatę, a potem wepchnie w niego otrębowo-orkiszowe „pyszności”. Marzył o słodyczach, a teraz będzie ich miał w nadmiarze. I wszystkie tylko dla niego… Niech je. Może dzięki nim bardziej doceni to, co mu daję.
- Oczywiście. Proszę – usłużnie odsuwa jej krzesło, unikając przy tym mojego wzroku. Wygląda na zawiedzionego. Wcale mu się nie dziwię.
- Bawcie się dobrze – uśmiecham się do niego złośliwie, ewakuując się z tego okrętu.
Mając popołudnie tylko dla siebie, postanawiam spędzić je tak, jak spędziłbym je razem z Eli, gdyby nie był wrednym uparciuchem. Idę na spacer nad jezioro, a także kupuję najpyszniejsze lody, jakie ostatnio jadłem. Skoro woli Freddiego, to niech on go rozpieszcza. Zasłużył na karę w postaci ohydnych ciastek.
Mój pobyt w kawiarni znacznie się przedłuża. Piję kawę i przeglądam gazety, ciesząc się zasłużonym relaksem, który co rusz przerywany jest pojawieniem się małych dzieci oraz ich rodziców. Jest gorąco, a maluchy są żądne ulubionego deseru. Swojemu synkowi także nie odmówiłbym żadnej przyjemności…  No właśnie, mój synek… Mój, nie Freddiego. Najwidoczniej za długo przebywał na słońcu, skoro wydaje mu się, że dam sobie odebrać najważniejszą istotę na tej planecie.
Króliczka też mu nie oddam. Dziecko będzie go potrzebowało. Bez niego… Nie, nie wyobrażam sobie, by mogło go zabraknąć. Musi być blisko. Poza tym jest zbyt… Jest taki… Taki… Nie ma mowy, by ten wiejski dorobkiewicz mi go odebrał. Na samą myśl, iż wyciąga brudne łapska i próbuje go dotknąć, robi mi się niedobrze. Może go uszkodzić! Pobrudzić! Wystraszyć!
W tej samej chwili do kawiarni wchodzi młoda kobieta, która również spodziewa się dziecka. Towarzyszy jej mężczyzna. Dostrzegam obrączkę na jego palcu. Więc są po ślubie. Bardzo troskliwie troszczy się o żonę. Przynosi jej lemoniadę i lody z bitą śmietaną. Kobieta uśmiecha się do niego, jednocześnie głaszcząc brzuszek… To się nazywa szczęście… Kiedyś, dawno temu, coś takiego było spełnienie moich marzeń. Zakochać się, zaopiekować ukochaną osobą, wychowywać wspólnie dzieci… Co wyszło z moich planów? I dlaczego został w nie wplątany ten piękny nastolatek?
Ciepło i spokój, bijące od oczu nieznajomej, ranią mnie do żywego. Eli tak na mnie nie patrzy. Raz zrobił wyjątek – szkoda, że nie pamiętam w jaki sposób zasłużyłem na ten akt łaski… Gdybym się nie upił, jak skończony kretyn, to może miałbym jakąś szansę. Dlaczego potrafię wyłącznie pogorszyć sprawę? Relacje miedzy nami są napięte i do tej pory nie zrobiłem nic, by to zmienić.
Trzeba było zabrać go ze sobą, a nie zostawiać samego w domu. Pewnie mama i Gertruda nadal zadręczają ciężarnego swoimi szalonymi pomysłami, a on zmuszony jest wysłuchiwać ich historii, bo nie ma się gdzie ukryć. Biedaczek. Chciał pójść na spacer, a został uwięziony z dwoma matronami, które wszystko wiedzą najlepiej. Liczył na to, że mu pomogę. Już dawniej żalił się na zdrowotne wypieki. Porcja lodów nie wyrządziłaby dziecku żadnej krzywdy. Nie mówiąc już o tym, że podobałoby mu się tutaj. W kawiarni jest miło i przytulnie. Nie dziwię się, że smętnym wzrokiem zerka w kierunku Freddiego. On zapewniał mu atrakcje. Wyciągał z domu. A ja? Wpędzam go jedynie w poczucie winy.
Wracając do domu zahaczam o sklep, w którym już raz dziś byłem. Odpokutuję swoje winy, kupując mu to, czego chciał. I tym razem nie będzie to miniaturowy, bezcukrowy batonik, smakujący jak mydło. Dostanie czekoladę. Największą tabliczkę, jaką uda mi się znaleźć.
Przeglądam zawartość sklepowego regału. Musi gdzieś tu być… Mijają bezcenne minuty, a ja nie mogę znaleźć tej właściwej! Dlaczego? Eli wyraźnie zaznaczył, iż ma być gorzka z dodatkiem karmelu. W końcu zaczepiam jednego z pracowników działu ze słodyczami.
- Wiem, o którą panu chodzi, ale została wyprzedana. Proszę przyjechać w przyszłym tygodniu – informuje mnie, wskazując jednocześnie puste miejsce na półce.
- Wyprzedana?! Nie macie ani jednej?! – Za co?! Za co?! Czy chociaż ta jedna, najprostsza czynność, nie może mi się udać?!
- Rano były setki sztuk, ale to nasz produkt tygodnia. Może zechce pan wybrać coś innego? – wskazuje na inne pralinki, którymi obecnie pogardzam.
- To musi być ta! Mój chłopak jest w ciąży i… - do szału doprowadza mnie myśl, iż mogłem spełnić jego życzenie. Przecież gdy byłem tu kilka godzin temu, widziałem jak klienci pakują do koszyków te niepozorne, zielone opakowania. Szlag by to trafił!
- Proszę spróbować na stacji benzynowej. Ta sama firma sprzedaje także batoniki. Smakują tak samo, ale są znacznie mniejsze – radzi.
- Naprawdę? – ta informacja na nowo przywraca mi chęć do życia. – Tak właśnie zrobię, dziękuję! – wybiegam ze sklepu i nerwowo odpalam silnik. Muszę zdobyć te batoniki, choćby nie wiem co!
Droga na stację benzynową zajmuje tylko kilka minut. Jestem zdenerwowany. Jest już po dwudziestej pierwszej. Nie zdążę do innych sklepów… Parkuję samochód i z miną godną płatnego mordercy przewracam wszystkie kartony, by odnaleźć na półce jeden zabłąkany batonik.
- Mam cię! – krzyczę na cały głos, wzbudzając zainteresowanie innych klientów.
- Coś jeszcze? – przestraszona dziewczyna, obsługująca kasę, zerka na mnie niepewnie. Pewnie w duchu dziękuje Bogu za to, że nie jest sama z szaleńcem.
- Nie, dziękuję – udaję niewzruszonego moim dziwnym wybrykiem. Płacę i odjeżdżam, bo nie chcę, by wezwała policję.
Niestety, nie wszystko układa się po mojej myśli. W domu nadal obecna jest pani Gertruda, która razem z rodzicami omawia szczegóły przyjęcia. Całą trójka śmieje się przy tym wesoło. W salonie obecny jest także Eli, który wygląda jeszcze bardziej żałośnie, niż przed moim wyjściem. Sprząta ze stołu, a następnie idzie do kuchni, gdzie rozładowuje naczynia ze zmywarki. Najchętniej wyciągnąłbym go z domu i nakarmił czekoladą, ale doskonale zdaję sobie sprawę z czujnych oczu ojca, który śledzi każdy mój krok. Martwi się o małego Króliczka. „Spokojnie, tato, zaraz się nim zajmę. Zobaczysz, jaki będzie zadowolony.” Ściskam w kieszeni mój miniaturowy prezent, nie mogąc się doczekać słodkiego sam na sam.
Tymczasem chłopak, pod pierwszym lepszym pretekstem, wymyka się do ogrodu, a ja zostaję zmuszony do wzięcia udziału w zażartej dyskusji, dotyczącej oświetlenia. Siedzę jak na szpilkach, czekając wyłącznie na to, aż nasz gość zdecyduje się wrócić do domu, lecz na nic takiego się nie zanosi.
Dopiero po dwudziestej trzeciej tata prosi, abym odwiózł panią Gertrudę do domu. Starsza pani boi się sama prowadzić o tak późnej porze. Zostawia nam kluczyki od swojego wozu, który mamy jej rano podstawić pod dom. Oczywiście najpierw tata sprawdzi poziom oleju i zerknie na silnik, ale to przecież szczegół.
Choć znam panią Gertrudę od dziecka i nie mam nic przeciwko sąsiedzkim przysługom, tym razem nie marzę o niczym innym, jak tylko znalezienie się z Eli w naszej sypialni. Kobieta ma chyba szósty zmysł, bo najpierw szczegółowo wypytuje mnie o części, które miałem odebrać, a potem każe mi wejść do środka, bo ma przygotowany cały zapas przysmaków, które tak bardzo smakowały Króliczkowi.
- To taki dobry chłopiec. I taki utalentowany. Masz sporo szczęścia, Max – uśmiecha się, szukając papierowej torebki w kredensie.
- Też tak uważam – cedzę przez zaciśnięte zęby, obserwując jak powolnie przesuwają się wskazówki na wielkim zegarze w kształcie czerwonego imbryka, który zdobi ścianę jej przestronnej kuchni.
- I jest taki kochany. Obiecał, że namaluje specjalny prezent na rocznicę ślubu mojej córki. Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam – klaszcze w dłonie, upuszczając papierową torebkę na blat.
- Odbiorę to jutro, dobrze? – przystępuję z nogi na nogę, gotów w każdej chwili rzucić się do ucieczki.
- Wolałabym, abyś zabrał je teraz. Bardzo mu smakowały. Zjadł chyba dziesięć… - Eli, tak mi przykro…
Zanim udaje mi się wrócić do domu, mija kolejnych czterdzieści minut. Rodzice chyba poszli już spać, bo światła na dole są pogaszone. Wbiegam na górę. Tu również jest ciemno.
- Eli… - szepczę, by go nie obudzić. Odpowiada mi cisza. Nie wytrzymam dłużej tego napięcia! Zapalam nocną lampkę. Jego łóżko jest puste. Gdzie się podziałeś? Sprawdzam łazienkę, a potem kuchnię. Zostało tylko jedno miejsce.
Bezdźwięcznie otwieram drzwi prowadzące na taras i kieruję się w stronę altanki. Tam także jest ciemno. Z oddali dostrzegam tylko przytłumiony błysk. Zapewne jego telefon. Nieważne. Grunt, że będziemy sami.
Gdy dzielą nas już dosłownie dwa metry, wyraźnie słyszę, jak zapłakany Eli pociąga nosem. Świetnie, tylko tego brakowało mi do szczęścia…
- Tak mi ciężko… Tak bardzo mi ciężko… - chlipie, siedząc skulonym na niewielkiej sofie. – Nie sądziłem, że… T-To takie tru-trudne… - wykorzystuje wszystkie pokłady siły, by nie rzucić się przed siebie i nie schować go w swoich ramionach. Jest taki bezbronny, a jego łzy… - Dobrze, że mam ciebie. Inaczej byłbym całkiem sam. Kocham cię. Tak bardzo cię kocham… - Siadam na trawniku, tuż przy balustradzie, by mnie nie widział. Wiem, że powinienem go pocieszyć, lecz to moja szansa, by poznać jego myśli. Szczerze wątpię, iż powiem mi prosto z mostu co go trapi. Nie jest specjalnie wylewny. – Nie martw się, skarbie. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Niedługo się stąd wyprowadzimy, a wtedy… - ziewa. – Jestem taki zmęczony. Nie mam siły, by wrócić na górę… - pociąga jeszcze kilka razy nosem, aż w końcu zasypia.
Wstaję ze swojego miejsca i korzystając z latarki w moim telefonie, podchodzę do śpiącego. Owinął ramiona wokół brzucha. Mój mały nieszczęśnik… Ostrożnie biorę go na ręce.
- Max…
- Śpij. Zaniosę cię do łóżka – przygarniam go jak najbliżej siebie. Chłopak tak ufnie przytula się do mojej klatki piersiowej, jakby szukał schronienia. Gdy mam go blisko… Nie, gdy mam ich tak blisko… Eli miał rację, wszystko będzie dobrze…
Już po drodze na górę postanawiam, że będzie spał ze mną. Nie wyobrażam sobie, abym miał go teraz wypuścić ze ramion. Tu jest jego miejsce. Tylko tu. A ja jestem jedynym mężczyzną, który będzie go tak tulił. Układam go więc na pościeli i okrywam, po czym siadam na brzegu łóżka, by jeszcze przez chwilę móc na niego patrzeć.
- Króliczku… Mój mały Króliczku… - gładzę go po jasnych włosach. Nawet nie drgnął. Przekręca się na boku, plecami do mnie, co wyjątkowo mi odpowiada. Podpieram głowę prawą ręką, a lewą wsuwam pod kołdrę, szukając jego biodra. Zakradam się palcami pod jego T-shirt, by dosięgnąć dziecka. Po chwili przesuwam dłoń w dół, aż udaje mi się dosięgnąć do zapięcia jego szortów. Będzie mu wygodnie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Kusi mnie, by go dalej rozbierać, ale to byłaby gruba przesada. I wyszedłbym na zboczeńca, którym przecież nie jestem. Jestem za to totalnie zakochany w moim synu, którego ponownie zaczynam gładzić dłonią. Dobrze mi. Tak jest dobrze…

Nie mam pojęcia, która jest godzina, lecz wyraźnie czuję, jak Eli wierci się w moich ramionach. Nieporadnie obraca się twarzą do mnie, bo owinięty jest szczelnie kocem i prześcieradłem. Jego twarz znajduje się kilka centymetrów od mojej. Ciepły oddech drażni skórę. Obejmuję go ramieniem, by mi nie uciekł.
- Znowu śpię w twoim łóżku… - mruczy przez sen, nie otwierając oczu.
- Zasnąłeś w ogrodzie – przypominam mu.
- Mogłeś mnie tam zostawić.
- Nie mogłem – przysuwam się o kilka centymetrów. Moja dłoń wciąż dotyka jego nagiej skóry. Pozwala mi na to, więc wykorzystuję okazję i gładzę go po plecach.
- Która godzina? – pyta po chwili. Brzmi to prawie jak westchnienie.
- Śpij. Jest bardzo wcześnie – moim zdaniem nie ma nawet piątej. Jeśli wydaje mu się, że pozwolę mu wstać, to jest w błędzie.
- Twoje dziecko jest głodne – wyznaje przysypiając.
- Na co ma ochotę?
- Na cukier – mamrocze pod nosem. Nareszcie! To moja szansa.
- Czekolada może być? – upewniam się.
- Śnię o czekoladzie… - jego usta wykrzywiają się w delikatnym uśmiechu. – Nie chcę się budzić… - szepcze, układając dłoń na swoim brzuchu.
Sięgam po batonik, który zostawiłem na szafce nocnej i rozrywam opakowanie. Wreszcie mam szansę zrobić coś dobrego.
- Otwórz usta – zaskoczony chłopak unosi powieki.
- Czekolada… - wypowiada to słowo w taki sposób, jakby kryły się w nim wszystkie zaklęcia miłosne. Próbuje wyswobodzić rękę, by odebrać mi batonik.
- Nie – odsuwam go delikatnie. – Ja cię nakarmię. Otwórz usta – powtarzam napiętym od emocji głosem. Eli posłusznie rozchyla wargi i odgryza niewielki kawałek, mrużąc oczy, jakby był kotem.
- Mmm… - wyrywa mu się cichutki pomruk rozkoszy, który przyprawia mnie o dreszcze. Pochłania kolejny kawałek, a później jeszcze jeden. Nie mam pojęcia ile to trwa, lecz obserwowanie jego reakcji sprawia, iż robię się bardzo podniecony.
Wsuwając ostatnią cząstkę do jego ust, mam jednocześnie ochotę zerwać resztę naszych ubrań i kochać się z nim do nieprzytomności. W sumie to jestem tak niewiarygodnie pobudzony, że nawet ubrania nie wydają mi się problemem.
- Nie ma więcej? – ponownie unosi powieki, okazując swoje niezadowolenie.
- Przykro mi – ton mojego głosu brzmi obco i przepełniony jest pożądaniem, nad którym praktycznie nie panuję. Jasnowłosy sięga po moją rękę i patrząc mi prosto w oczy, przesuwa swoim gorącym językiem po moich ubrudzonych rozpuszczoną czekoladą palcach.
- W takim razie – przerywa lizanie – nie pozwólmy, by choć odrobina się zmarnowała…

26 komentarzy:

  1. Początek podniósł mi ciśnienie chyba do trzystu ! Zostawić ciężarnego na pastwę otrębów, a samemu pójść obżerać się lodami ! (i to za co ?? Za karę, za coś_tam, co też było winą Maxa)

    JAKBYM MIAŁA CEGŁĘ, TO BYM NIĄ RZUCIŁA, masz farta Max, że rzadko trzymam je przy łóżku...

    Natomiast końcówka... mhmmm, Ty Lisie, Ty, zawsze w takich momentach przerywasz, no! :D
    No nic, CZEKAM :D
    Ale mam wrażenie, że w końcu coś się zadzieje, w sensie takiego "awwww" i przełomowego (czyżby??)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałem pisać dalej, ale wtedy nie zdążyłbym przez północą :D
      No i co teraz zrobi Max? Będzie grzeczny? :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że nie będzie :D
      Tzn., jeśli chodzi o spełnianie zachcianek Eli, to z całego serduszka życzę chodzenie jak w zegarku, na krótkiej smyczy :p
      Natomiast poza tym słodkim aspektem to ZDECYDOWANIE Max nie powinien być grzeczny ^^
      P.S. w sumie to dobrze, że zostawiasz niedopowiedziany rozdział, bo się bardziej napalam na kolejny :D
      [końcówkę wypowiedziała bardzo, bardzo cichutko, żeby inne Gąski jej za nią nie podziobały :v]

      Usuń
    3. Max jest, jaki jest. Uczy się powoli :D Czy będzie spełniał zachcianki? Zobaczymy :)
      Czy ja spełnię Wasze zachcianki? Zobaczymy :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Och, to był najlepszy prezent mikołajkowy jaki mogłeś Nam dać Kitsune :))) Dziękuje:))

    Serdeczności
    K-chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla grzecznych Gąsek tylko to, co najlepsze :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Max!!! Gratuluję!! Teraz tylko poczekać do przyszłego tygodnia i będziesz miał całą tabliczkę czekolady ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała tabliczka... Wiesz jakie to daje możliwości... :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. To daje mnóstwo możliwości :D

      Usuń
  4. Max teraz będzie codziennie kupował czekoladę tylko po to by ta rozpuszczała się w jego palcach... :D

    Serdeczności
    K-chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie, kto wie... Biedny Max, teraz pewnie żałuje, czemu nie kupił więcej, gdy miał taką okazję :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Nareszcie Eli dał się zbliżyć Maxowi do sb, tak się z tego cieszę. No ogólnie czekam na następny, bo aż mną telepie. Ogólnie to dziecko się jeszcze nie poruszyło z tego co mi się zdaje?
    Uwielbiam poprostu ten rozdział i nie zaszkodzi, jak rozdział pojawił się szybciutko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i mam pytanie masz jeszcze jakieś opowiadania napisane tego typu w sensie mpreg?

      Usuń
    2. Niestety, jak do tej pory, to mój jedyny mpreg :D Czy będą inne? Chciałbym :)
      Nowy rozdział już wkrótce.

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Max właśnie znalazłeś sposób na Eli - to czekolada! To było takie proste, widzisz :)

    OdpowiedzUsuń
  7. JPRDL Kitsune jesteś mym bogiem yaoi... eli X czekolada ten rozdział jest cudowny zaraz coś mnie trafi kiaa i jeszcze na dodatek dostałam dziś plakat z Yuri on Ice xD
    Czekam na kolejny rozdział, tylko aby pojawił się szybko
    Dzisiaj mam szczęśliwy dzień i jeszcze sobie ten rozdział przeczytałam

    Yumiko :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze - gratuluję plakatu :)
      A po drugie - nie pisz mi takich rzeczy, bo się rumienię, a inne Gąski od razu zarzucają mi, że jestem zbyt pewny siebie. To opowiadanie dopiero się rozkręca. Nowy rozdział prawie skończony, więc... :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Ahhh kitsune ale tobie się to należy ,niszczysz efekt (no taki żarcik :3) tego mojego pełnego życia przesłania ale tak naprawdę jesteś bogiem yaoi xD

      Yumiko :*

      Usuń
  8. No to się zaczęło. Widzę, że nie tylko Max się rozkręca :D Ty chyba chcesz doprowadzić do grupowej śmierci. Ta scena w łóżku, o matko, to było tak niespodziewane i słodkie zarazem. Rozpływam się, niczym czekolada na palcach Maxa :D Eli dla czekolady zrobi wszystko? Teraz mnie zżera ciekawość co się dalej stanie. Kitsune zlituj się, proszę. A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro, jutro dowiecie się co dalej :D

      Twój Kitsune

      PS Jeśli będziecie grzecznymi Gąskami :D

      Usuń
    2. My zawsze jesteśmy grzeczne, to raz, a dwa, jutro to tak strasznie odlegle brzmi. Podobno podczas snu czas płynie szybciej, także muszę chyba iść spać. A.

      Usuń
  9. Hej,
    o tak wspaniale, do Maxa powoli dociera, ale jeszcze długa droga przed nim, cudnie nie ma zsmiaru nikomu oddawać swojego króliczka, pewnie nie kupiłbyś mu tego loda... ale w końcu kupił Eli tą czekoladę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń