piątek, 12 stycznia 2018

mpreg 24

„Bezsenne Noce



- Max… - słyszę słodki szept, drażniący moje ucho. Nie mam najmniejszej ochoty, by unosić powieki. Dobrze wiem, co będzie dalej. Uśmiecham się, czując subtelny pocałunek, tuż przy kąciku ust… Więcej, chcę więcej… Ciepło jego skóry sprawia, że zaczynam płonąć. Zaciskam dłonie na szczupłych ramionach chłopaka, by upewnić się, że nie ucieknie, lecz on ma zupełnie inne plany. Podciąga mój podkoszulek i zaczyna wodzić opuszkami po moim brzuchu…
- Rób tak dalej, a pożałujesz… - ostrzegam go. Niech wie, że miał szansę, by się odsunąć.
- Rozbierz się… - mruczy do mego ucha. – A potem rozbierz mnie. Tylko powoli. Nie będziemy się spieszyć…
- Szkoda na to czasu – przyciągam go do siebie i układam na pościeli. Teraz to ja jestem górą, a jedyne, co mój Króliczek może zrobić, to ulec…
Zrywam ubrania i po chwili jestem już w jego wnętrzu. Chcę się poruszać. Naprawdę poruszać, lecz jego twarz wykrzywia się od bólu. Muszę być delikatny… Bardzo delikatny… - upominam samego siebie.
- Kocham cię, Max…
- Ja też cię…
Łapię się za serce i ciężko dyszę. W pokoju jest już jasno. Siedzący przy stole Eli wpatruje się we mnie fiołkowymi tęczówkami. Dostrzegam w nich cały kalejdoskop uczuć – od strachu, przez troskę, na drwinie kończąc.
- Wszystko w porządku? – wstaje ze swojego miejsca i niepewnym krokiem podchodzi do łóżka. Ma ubrany szary T-shirt oraz niebieskie, jeansowe szorty. Długie, nadal nieco wilgotne włosy, spływają po jego ramionach.
- Tak… To był tylko sen… - odpowiadam nieco rozczarowany, zerkając nerwowo na kołdrę. Wolę mieć pewność, że szczelnie zasłania mój żenujący stan… Przecież jestem dorosły! Takie rzeczy przytrafiają się głównie nastolatkom, a nie odpowiedzialnym, poukładanym facetom, którzy wkrótce zostaną ojcami!
- Chcesz wody? – blondyn cofa się o kilka kroków i sięga po swoją szklankę. „Jeśli się z niej napiję, to będzie prawie jak pocałunek…” – podpowiada mi rozchwiana emocjonalnie wyobraźnia. Nie tylko ona reaguje pozytywnie na taki scenariusz…
- Poproszę – moja dłoń nieco drży, więc Eli musi podejść bliżej. Wyczuwam od niego subtelny zapach mydła oraz coś jeszcze. Owo coś najbardziej działa na moje zmysły… Chcę go… Tak bardzo go chcę…
- Lepiej? – czuję się jak kilkuletnie dziecko. Nie, do cholery! Wcale nie jest mi lepiej! Mogłoby być, gdybyś położył się obok mnie i pozwolił pieścić, ale na to się pewnie nie zgodzisz…
Na szczęście woda jest zimna i pozwala mi odzyskać zdrowy rozsądek. Wycieram usta wierzchem dłoni. Eli nie spuszcza ze mnie wzroku. Przez ułamek sekundy mam wrażenie, że wyciągnie rękę i dotknie mojego policzka. Jeśli to zrobi… Jeśli choćby muśnie moją skórę swoimi palcami… Chcę go!
- Jest bardzo wcześnie – zauważam. – Dlaczego nie śpisz? – to jedyny bezpieczny temat, który przychodzi mi do głowy.
- Nie jestem zmęczony. Poza tym zawsze malowałem w nocy. Ciężko mi się od tego odzwyczaić – odbiera ode mnie szklankę i wraca na swoje miejsce. Spoglądam na zegarek. Nie ma nawet piątej…
Chłopak odsuwa jasne pasma swoich włosów, by nie przeszkadzały mu podczas szkicowania, a następnie kieruje całą uwagę na powstające właśnie małe dzieło sztuki. Wybiera z kasetki jeden z ołówków. Kładzie lewą dłoń na swoim brzuchu i uśmiecha się do dziecka. Coś do niego szepcze, lecz jestem za daleko, by go usłyszeć. Gdyby był blisko, najlepiej w moich ramionach, słyszałbym go głośno i wyraźnie. Po chwili unosi na mnie roześmiane oczy. Zapiera mi dech w piesiach. Widząc moją minę, szybko spuszcza wzrok.
Mogłem się uśmiechnąć…
Idę do łazienki, żeby wziąć prysznic. Powinienem kąpać się w kostkach lodu, bo zachowanie wstrzemięźliwości wydaje mi się w tej chwili jakimś odległym mitem, który nie ma racji bytu. Bieganie z pewnością by mi pomogło, lecz zakwasy w mięśniach skutecznie odstraszają od tego pomysłu.
Ubrany i znacznie spokojniejszy podchodzę do okna. Zapowiada się naprawdę piękny dzień. Udaję, że zaczynam sprzątać, a prawda jest taka, że śledzę każdy ruch ciężarnego. Lubię, gdy marszczy brwi lub gdy porównuje swoje rysunki upewniając się, iż nie zapomniał o żadnym szczególe.
Gdy składam koc, Eli zmienia ołówki i niechcący upuszcza jeden z nich na podłogę. Zanim udaje mu się odsunąć krzesło, ja mam już jego własność w dłoni. Kucając blisko niego, mam znacznie lepszy widok. Jasnowłosy wyciąga rękę, by odzyskać zgubę. Ponownie patrzy mi prosto w oczy. Nasze palce się stykają. Mój puls szaleje. Nareszcie…
- Dziękuję – śmiało sięga po ołówek, lecz czeka go kolejna niespodzianka - nie puszczam jego dłoni. Obejmuję ją palcami. Po raz kolejny uświadamiam sobie, że jest taki drobniutki. Nadal patrzymy sobie w oczy. Najwidoczniej Eli czuje się zagrożony, bo szybko próbuje się wycofać.
- Chcę dotknąć dziecka - mamroczę pod nosem, przysuwając się jeszcze bliżej. Być może uzna, iż jestem zbyt agresywny. Nie dbam o to. Interesuje mnie wyłącznie ciepło jego skóry, które jest na wyciągnięcie ręki. Jeszcze kilka centymetrów i znajdzie się w moich ramionach.
- A co ja będę z tego mieć? – pyta przebiegle. Oczekuje gratyfikacji?
- A co byś chciał?
- Nie będziesz się wtrącać w to, co jem.
- Chodzi ci o słodycze? – bez problemu odgaduję, co ma na myśli. – To nie jest dobry pomysł. Mogą ci zaszkodzić.
- Dziecko ich potrzebuje! – mały wojownik. Mogę się zgodzić na drobne ustępstwo raz na jakiś czas, ale nie będę karmił synka wyłącznie słodyczami, a przecież o to głównie mu chodzi.
- Nie kłam, Króliczku. To ty jesteś od nich uzależniony. Zdrowie dzidziusia jest ważniejsze niż twoje nieprawidłowe nawyki żywieniowe.
- Max, o czym ty mówisz? Nieprawidłowe co? Ja chcę tylko kilka cukierków!
- Nie dostaniesz ich. Rozmawialiśmy o tym setki razy – ponownie próbuję położyć dłoń na jego brzuchu, ale mnie odpycha.
- Nie! – obejmuje się ramionami, odgradzając mnie od maleństwa.
- Eli, nie bądź taki… - ostro walczę o swoje, praktycznie wbijając go w oparcie krzesła.
- Przeszkadzasz mi w pracy – robi się opryskliwy.
- Nie chcesz dać się dotykać? W porządku… Jeszcze zmienisz zdanie - nie ukrywam, że jego postawa bardzo mnie zirytowała. Podnoszę się z podłogi, rzucając mu jednocześnie obrażone spojrzenie.
- Twoje groźby nie robią na mnie większego wrażenia – odpowiada spokojnie, wracając do szkicowania.
- Ktoś musi być dorosły i wyznaczyć granice, a skoro ty zachowujesz się dziecinnie… Najpierw śniadanie – decyduje, opierając ręce na biodrach, bo właśnie wpadł mi do głowy bardzo dobry pomysł.
- Jesteś okrutny! Nie możesz odmawiać słodyczy własnemu dziecku! – oburza się.
- Coś za coś… Ty chcesz jeść, a ja przytulić syna - uśmiecham się złośliwie. – Więc jak będzie?
- Nie! – pada natychmiastowa odpowiedź.
- Mam czas. Poczekam, aż sam do mnie przyjdziesz – czytałem, że ciężko zapanować nad zachciankami w ciąży, a on jest zdany na moją łaskę. Jeśli będzie pożądał słodyczy równie mocno, jak ja pożądam jego, może uda się nam wypracować jakiś kompromis?
Przy pierwszej okazji mówię rodzicom, że wyniki badań Eli mogłyby być lepsze. Wymaga to naszej ścisłej współpracy, a co za tym idzie, trzeba skończyć z dokarmianiem go czekoladą. Ta informacja nie podoba się zwłaszcza mojemu tacie, który czuje się nieco winny. Ostatecznie to on rozpieszczał go przy każdej okazji. Przez cały poranek zerka w kierunku złotowłosego, grając przy tym rolę prawdziwego męczennika.
- Nie martw się, tato. Nic mu nie będzie – staram się go pocieszyć, gdy obserwuje blondyna przez kuchenne okna. – Gdy tylko wrócę do domu, zabiorę go na spacer.
- Wychodzisz gdzieś? – dziwi się ojciec.
- Mam do załatwienia pewną sprawę – odpowiadam wymijająco, by nie dzielić się z nim szczegółami. – To nie potrwa długo. Najwyżej dwie, trzy godziny i jestem z powrotem – obiecuję.
- Mówiłeś, że Eli gorzej się czuje. Nie powinien być sam, a mama i ja… - Peter Ford wygląda na mocno przejętego. Fatalnie się czuje, wykorzystując jego dobroć. Jednak sprawy zaszły za daleko, a jak mówi stare przysłowie „na wojnie i w miłości…” Nie wiem, czy to już miłość, lecz z pewnością wojna, którą zamierzam wygrać!
- Spójrz, jaki jest pochłonięty pracą – przerywam jego wywód. - Nawet nie zauważy mojej nieobecności. Ojciec mamrocze coś w odpowiedzi. Nie martw się tatku, tym razem nie zawiodę. Obiecuję.

Tak jak przewidywałem, chłopak przez całe przedpołudnie nie ruszył się ze swojego miejsca. Zakradam się więc do ogrodu, by sprawdzić, jak się czuje.
Nie dziwi mnie widok całego stosu nowych szkiców, które później dopracuje. Później… Teraz mógłby dać się porwać na jakiś czas. A ja z wielką przyjemnością odegram rolę porywacza.
- Co robisz? – pytam, siadając obok niego przy stole.
- Dokładnie to, co widzisz. Rysuję – coś mi się wydaje, że jest na mnie nieco obrażony. Nie szkodzi. Za chwilę spróbuję zawalczyć o jego względy.
- Niedaleko jeziora jest taka mała kawiarnia, gdzie sprzedają najlepsze lody, jakie w życiu jadłem. Pomyślałem sobie, że moglibyśmy…
- Nie mogę jeść lodów, Max. Jestem uczulony na mleko – przypomina mi, nie odrywając wzroku od kartki.
- Zapomniałem… - cały mój perfekcyjny plan szlag właśnie trafił. Przecież mówił mi o mleku kilkanaście razy. Wyszedłem na ignoranta, który nigdy go nie słucha. Mogę sobie pogratulować głupoty.
- Ok, żadnych lodów. To może… - gorączkowo przeczesuję moją bazę pamięci w poszukiwaniu czegoś, co zastąpiłoby lody.
- Nie musisz mnie zabawiać. Nie brakuje mi atrakcji – wskazuje swoje szkice.
- Spędzamy ze sobą za mało czasu. Powinniśmy…
- Max… - sam sposób, w jaki wypowiada moje imię, przypomina mi nocne „koszmary”. – Wcale nie wymagam, abyś spędzał ze mną swój cenny czas. Wiem, że dla kogoś takiego jak ty, to byłoby wielkie poświęcenie… - ironizuje.
- Skoro nie mogę być blisko dziecka, będę blisko ciebie – uśmiecham się triumfująco, widząc jego skwaszoną minę.
- Zawsze znajdziesz jakiś sposób, by choć trochę mnie podręczyć – odpiera mój atak.
- To prawda. Zaczniemy od spaceru. Chodź – wstaję i wyciągam do niego rękę.
- Jest za gorąco. Dostanę udaru, jeśli będę z tobą spacerować w samo południe - ten argument brzmi zbyt rozsądnie, by się z nim nie zgodzić…
- Drażni mnie, że ciągle masz rację – niepocieszony, obejmuję się ramionami. Chłopak parska cichym śmiechem. Zasłania usta lewą dłonią. Jest piękny, lecz gdy się uśmiecha, nie sposób oderwać od niego wzrok. Na jego rękach dostrzegam ślady po wczorajszych badaniach. Nacierpiał się z mojego powodu.
- Nic na to nie poradzę – wciąż rozbawiony moim dziecinnym zachowaniem, wraca do rysowania.
- Staram się. Wychodzę z inicjatywą. Pomóż mi jakoś – te słowa sprawiają, że jasnowłosy natychmiast poważnieje. Przez kilka długich sekund wpatruje się we mnie intensywnie, by w końcu wydać wyrok.
- Możemy się przejść wieczorem.
- Dziękuję – zaplatam ręce na karku. Napięcie powoli opuszcza moje ciało, pozwalając mi rozkoszować się słońcem i ciepłem. Nie było tak źle, jak zakładałem. Eli dobrze zareagował na moją propozycję. Bałem się, że od razu odmówi. Na jego miejscu tak właśnie bym zrobił. Zachowywałem się względem niego naprawdę okropnie. Nic dziwnego, że stara się unikać mojego towarzystwa. Wkrótce to się zmieni.  
- Zamierzasz tu ze mną siedzieć aż do wieczora? – jego głos wyrywa mnie z zamyślenia.
- Może – drażnię się z moim Króliczkiem. – Pójdę sobie, jeśli pozwolisz mi dotknąć dziecka.
- Nie pozwolę, a poza tym – nieśpiesznie wstaje – to ja muszę iść. Pora przygotować obiad. Chyba, że chcesz mnie wyręczyć…
- A nauczysz mnie gotować? – licytuję się z nim, ruszając w kierunku domu.
- Z pewnością nie dzisiaj. Z tego co pamiętam, miałeś pomóc swojemu tacie posprzątać w garażu, prawda?
- Garaż! Jak mogłem o nim zapomnieć?! – jeśli tata odkryje, że nic nie zrobiłem, śmiertelnie się na mnie obrazi. Odkąd pamiętam ma totalną obsesję na punkcie „wspólnej pracy”, która zacieśnia więzi miedzy ojcem i synem. – Dzięki, Eli! Jestem twoim dłużnikiem!

Pracowite popołudnie bardzo szybko przechodzi w wyczekiwany przeze mnie wieczór. Obserwuję Króliczka bardzo uważnie. Próżno doszukiwać się u niego oznak ekscytacji, która sprawia, iż nerwowo przystępuję z nogi na nogę. Tata i mama zajęci są sobą. To najlepszy moment, by zostawić ich samych.
- Chodźmy już – odciągam ciężarnego od jego twórczości. Unosi na mnie swoje fiołkowe oczy.
- Chyba nic z tego. Szkice nie są gotowe i…
- Dokończysz, gdy wrócimy. Proszę – odsuwam jego krzesło, by pomóc mu wstać.
- Nadal nie rozumiem czemu tak naciskasz na wspólne spacerowanie. Przedtem tego nie robiliśmy i też było dobrze.
Nie podoba mi się jego nastawienie. Wiem, że w pełni zasłużyłem na brak wiary w moje nie do końca czyste intencje, ale przecież ludzie się zmieniają. On z pewnością się zmienił. Jest tak piękny, że aż promienieje…
- Nie szkodzi. Chodź – oferuję mu swoją dłoń, lecz Eli ani myśli, by mnie dotknąć. Nie ufa mi i nie rozumie, że totalnie zawrócił mi w głowie. Wzdycham ciężko, cofając rękę i puszczając go przodem.
- Dokąd idziemy?
- Nad jezioro. Obejrzymy sobie zachód słońca, albo…
- Pośpiesz się. Chcę jak najszybciej wrócić do domu – przyspiesza kroku, znacznie mnie wyprzedzając.

Rozmowa się nie klei. Eli wybiera jeden z pomostów i siada na deskach. Zdejmuje buty, po czym wkłada stopy do wody. Wydaje się pochłonięty swoimi sprawami. Przełamanie lodów jest trudne, lecz nie sądziłem, że aż tak. Liczyłem na szczerą rozmowę, romantyczną atmosferę, nawiązanie porozumienia, wzajemne zaufanie. Przede mną trudny orzech do zgryzienia… Dasz radę, Max. Postaraj się. To ważne.
Rozglądam się po otoczeniu, by sprawdzić, jak radzą sobie inni. Widzę dużo rodzin z dziećmi, spacerowiczów, zakochanych… Zwłaszcza osoby spodziewające się dzieci przyciągają moją uwagę. Uśmiech nie schodzi im z twarzy. Radośnie oczekują pojawienia się na świecie swoich maluszków. Wczoraj w szpitalu było podobnie.
- Jesteś smutny… - nie ma na co czekać. Szczerość powinna pomóc.
- Hmm? – blondyn wreszcie zwraca na mnie uwagę. – Przepraszam, mówiłeś coś?
- Co się dzieje, Eli? – jeśli sądzisz, że spławisz mnie byle czym, to grubo się mylisz.
- Co masz na myśli? – spogląda na mnie podejrzliwie.
- Myślałem, że spacer sprawi ci przyjemność, ale nie wyglądasz na szczęśliwego – Do odważnych świat należy. Albo na mnie nakrzyczy, albo się przede mną otworzy. W najgorszej sytuacji zostanę wepchnięty do jeziora.
- Po prostu powiedz czego chcesz, bo przecież do tego wszystko się sprowadza, prawda? – jego słowa ranią moje ego. Ma rację.
- Niczego nie chcę. Myślałem… - odwracam wzrok w kierunku mieniącej się tafli wody.
- Max… - o nie, nie pozwolę na to! Jeszcze kilka sekund i znowu wyjdę na dupka.
- Zaufaj mi! – wypalam bez zastanowienia. – Ty i ja… Żaden z nas tego nie planował, ale stało się. Wkrótce urodzi się nasz syn…
- Albo córka – poprawia mnie automatycznie.
- Albo córka – z grzeczności przyznaję mu rację, choć w głębi duszy i tak wiem, że to będzie chłopiec. – Nie zrozum mnie źle. Nie zamierzam się wybielać. Wiem, że byłem dla ciebie okropny, ale znalazłem się w niecodziennej sytuacji. Od dawna pragnąłem dziecka i…
- Tak, wiem. Chcesz dziecka, a ja jestem zbędną przeszkodą – irytuje się, próbując wstać.
- Poczekaj! – łapię go za ramię. – Daj mi dokończyć. Sam wiesz, że między nami wszystko się zmieniło.
- Zmieniło? Przecież nadal chcesz mi odebrać dziecko. Nie oddam ci go! Jest moje!
- Nasze. I proszę, nie denerwuj się, bo to ci może zaszkodzić – uśmiecham się lekko, co wzbudza w chłopaku zdumienie. Nie jest już tak skory do ucieczki. – Wiem, że to trudne i nie oczekuję, że zaufasz mi z dnia na dzień, ale… - czuję się bardzo zmieszany. Myśli kotłują się w mojej głowie i wydaje mi się, że mam spory problem, by wyrażać się precyzyjnie, jednak on wydaje się mnie rozumieć i tylko to się liczy.
- I co teraz? – pyta, obejmując brzuszek ramionami.
- Nic. Posiedzimy sobie, a potem wrócimy do domu. Obiecuję, że nie będę cię atakować, jeśli ty nie będziesz atakować mnie.
- Nie atakowałem cię, Max. Tylko się broniłem. Czasami bywasz naprawdę nieznośny.
- Potrafię być wyjątkowo miły – bardzo ostrożnie szturcham go w bok, na co blondyn uśmiecha się, choć niezbyt szeroko. – Nie mieliśmy jeszcze okazji, by poznać się nieco bliżej. Na szczęście mamy sporo czasu, by nadrobić to niedopatrzenie. Więc jak będzie? – wstrzymuje oddech, czekając na jego decyzję. – Zaufasz mi? – wyciągam prawą dłoń w jego stronę.
- To zależy. Zaczniesz się liczyć z moimi potrzebami? – odpowiada pytaniem na moje pytanie. Spogląda na moją rękę, jakby była wężem. Spokojnie, Króliczku. Nie ugryzę cię. A przynajmniej jeszcze nie teraz…
- Eli, nie jestem zbyt domyślny. Musisz mi mówić, czego potrzebujesz, a nie zamykać się w sobie, jak masz w zwyczaju. Sam wiesz, że zgadywanie nie jest moją mocną stroną.
- A co jest twoją mocną stroną? – zaskakuje mnie tym pytaniem. Czyżby chciał poznać mnie bliżej? To miłe.
- Jestem niezłym pisarzem – przechwalam się, dumny z moich dotychczasowych osiągnięć.
- Nie pozwoliłeś mi przeczytać żadnej swojej książki – marszczy brwi.
- Są zbyt brutalne, a ty jesteś wrażliwy i…
- Max, nie przesadzaj. Nie jestem dzieckiem, tylko dorosłym mężczyzną.
- Dobrze, już dobrze. Jesteś dorosły – i zniewalający, dodają w myślach. – Spójrz, jaki widok – odwracam jego uwagę, wskazując na słońce, które powoli topi się w jeziorze. – Chciałbym, abyś to namalował – rozmarzam się.
- Bez farb olejnych? To niemożliwe… - wzdycha smętnie.
- Tęsknisz za nimi? – odgaduję jego myśli.
- A ty byś nie tęsknił, gdybym ci zabrał komputer?
- Zostaje jeszcze papier i długopis – chyba zaczynam rozumieć, do czego zmierza. Szkice, czy grafiki niezbyt mu leżą. – Chciałbym, by nasze dziecko odziedziczyło twój talent – przyznaję otwarcie.
- A ja chciałbym już wracać do domu. Mam wrażenie, że komary zjedzą mnie żywcem – zakłada buty.
- Było aż tak strasznie? – dopytuję, ciekaw jego wrażeń. Siedzieliśmy tu blisko godzinę. Czy on także odniósł wrażenie, że minęła zaledwie chwila?
- Nie – odpowiada enigmatycznie.
- Nie odmówisz, jeśli poproszę o kolejny spacer? – upewniam się.
- Nie – uśmiecha się. – Bardzo chętnie przyjdę tu ponownie.

Przez resztę wieczoru mam wspaniały humor. Naładowany pozytywną energią w ekspresowym tempie kończę nowy rozdział mojej krwawej sagi. Hunter, główny bohater, nawiązał w nim więź z bratem zamordowanego mężczyzny, który obiecuje mu wspólne zwiedzanie nawiedzonego domu. Nie jest to bezpieczne. Jego dusza może zostać zaatakowana przez innego ducha. Tak się z resztą stanie… Napisałbym jeszcze jeden, lecz dochodzi druga. Mój współlokator pracował na równi ze mną, a teraz oczy same mu się zamykają.
- Eli, kładź się, bo zaśniesz na siedząco – strofuję go.
- Za chwilę. Muszę jeszcze…
- Już wystarczy – biorę go za rękę i popycham w kierunku łóżka. Nie protestuje. Jest naprawdę zmęczony. – Pójdziemy jutro na spacer? – tak bardzo kusi mnie, by już teraz poznać odpowiedź na to pytanie.
- Na spacer…? Nie wiem… - półprzytomny chyba nie wie, o czym mówię. Nie szkodzi.  Gaszę światło i układam się na poduszce. Jest dobrze. Jest naprawdę dobrze.
Mija kilka długich minut, a blondyn nie potrafi ułożyć się do snu. Kręci się na łóżku, szepcząc do dzidziusia, by dał mu spać.
- Kochanie… Proszę cię, bądź grzecznym dzieckiem… To był taki długi dzień… Kocham cię bardzo, ale śpij już… - niechcący zrzuca poduszkę na podłogę. Cichutko wstaję ze swojego miejsca i podchodzę bliżej. Oddaję mu jego własność i siadam na skraju wąskiego łóżka. Chłopak leży odwrócony do mnie plecami. Chyba się nie zorientował, co zamierzam zrobić… Czuję nagły przypływ adrenaliny. Szumi mi w uszach. Promieniujące ciepło jego skóry działa niczym magnes. Ostatkiem sił odpędzam uporczywe wspomnienia wszystkich wizji, gdy kochaliśmy się namiętnie.
- Śpij, ja zajmę się naszym dzieckiem – wstrzymuję oddech i układam dłoń na jego brzuchu. Eli niespodziewanie kładzie się na plecach. Otwiera oczy, które pomimo ciemności, błyszczą niczym gwiazdy. Gdybym był wędrowcem, to one wskazałyby mi drogę do domu. A przecież to tu jest dom. Ten prawdziwy.
- Mówiłeś, że mam ci mówić o swoich potrzebach… Wiesz, czego teraz pragnę, Max? – zagadka godna Sfinksa…
- Cokolwiek to jest… - przełykam głośno ślinę, bo z wrażenia zaschło mi w gardle – jest twoje…

24 komentarze:

  1. Łiiii, atrakcje <3 ! Najpierw pomyślałam: wesołe miasteczko (łamane przez park rozrywki), potem pokaz erotyczny ^^ Ciekawe, czy trafiłam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż znając Maxa pewnie jego atrakcje nie będą mieściły się w mojej definicji tego słowa...
      P.S. oczywiście, że nie śpię, czekam <3

      Usuń
    2. Pokaz erotyczny...? Mała Gąsko, cóż to za pomysł? :D To nie jest "takie" opowiadanie. Max ma być grzeczny. W przeciwnym wypadku zostanie srogo ukarany.

      Twój Kitsune

      Usuń
    3. No jak to, ja jestem prostolinijną gąską, a Ty wyraźnie napisałeś "atrakcje". Więc nic dziwnego, że mój umysł najpierw pokazał opcje brane dosłownie.
      A że faktycznie to nie "takie" oowiadanie i Max kaszani wszystko co tylko przejdzie obok niego, to była pomyślane zaraz po tych (skromnych) marzeniach...

      Usuń
    4. Eli to jeszcze dziecko. W dodatku w ciąży. Max musi być bardzo grzeczny :D A czy będzie? Zobaczymy :) Wszystko w swoim czasie :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Mam jakieś takie przeczucie, że te atrakcje niekoniecznie dobrze się skończą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I obeszło się bez większych spięć. Moja sadystyczna część serduszka nie jest usatysfakcjonowana >.< Za to cieszy się ta kochana część, która z całej siły trzyma kciuki za Maxa :)

      No, to teraz pytanie, co Eli będzie chciał. Stawiam na coś w stylu:
      Max: "chciej seksu"
      Eli: Chcę czekolady
      Max: Nie!
      I wracamy do kłótni xD
      Aj, wredna jestem, tak im życzę xD

      Usuń
    2. Moja sadystyczna część serduszka też nie jest usatysfakcjonowana. Na szczęście mam jeszcze Eryka :D
      A czego będzie chciał Eli? Zobaczymy :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Tak jest Max!! Trzymam kciuki! Eli na pewno wymyśli coś, co z wali cię z nóg! Hahahaha cudowny rozdział :d Jak ja tęskniłam za Maksem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysły Eli są niczym w porównaniu do pomysłów Maxa, ale o tym poczytacie dopiero za pewien czas :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Eli na swój sposób też jest wredniaczkiem, chociaż ma uzasadnienie... Max, nie poddawaj się, ale nie bądź jak piesek !!! :) MB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Max jako piesek? Dobry żart. Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy do czego "tatuś" jest w stanie się posunąć :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. zakładam, że mnie uświadomisz w tej mierze ...Kitsune :) MB

      Usuń
    3. Za jakiś czas z pewnością :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Nie wiem, czy Max będzie w stanie spełnić dosłownie każdą zachciankę Eli, ale niech się stara i da z siebie wszystko :) Kitsune, dlaczego Ty zawsze kończysz w takich momentach? Przecież ciekawość mnie zje od środka.
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego? Bo jestem wredny :D A tak na poważnie to musiałem napisać ten rozdział od zera, bo poprzednia wersja mi się nie podobała. Nie starczyło czasu na więcej. Co nie oznacza, że nie wrócimy do tematu :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. O rany! Cudowny rozdział *^* Strasznie się cieszę, że zaczynają się w końcu do siebie przekonywać <3 Max, oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto pisze nowy rozdział? No kto? :D
      Max działa dalej. Wrzucę, gdy skończę :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  7. Świetnie rozegrane. W końcu są na dobrej drodze do zrozumienia siebie nawzajem. Trzymam mocno kciuki! :) Ale Max to Max, a Eli to Eli, więc pewnie jeszcze nie jedno się wydarzy :) Pisz Kitsuś pisz, bo nie mogę się doczekać co będzie z nimi dalej.

    //Mika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, Max już wszystko rozumie :P Chyba :D Mam już połowę nowego rozdziału, więc będzie na dniach.

      Twój Kitsune

      Usuń
  8. Hej! Chcę ciąg dalszy! No jak tak można.. Niegrzeczny lis :) Eli co chcesz? Max zrobi wszystko, chcę się o tym przekonać :)
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) pisz szybko :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niegrzeczny? Ja? Jestem uosobieniem bycia słodkim i uroczym :D
      Nowy rozdział już w połowie gotowy, więc pojawi się niedługo.

      Twój Kitsune

      Usuń
  9. Oby w końcu jakoś się dogadali :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    no Max staraj się, staraj się... i nie irytuj się bo to odstrasza Eli'ego, ach a ten początek...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń