poniedziałek, 1 stycznia 2018

Rozdział X

„Najlepszy


- Już jest – informuję księcia, wskazując mu grupkę wychodzących z restauracji mężczyzn. Robią sporo zamieszania, śmiejąc się i żartując, co natychmiast zwraca uwagę innych, zwłaszcza kobiet. Podbiegają do wysokiego blondyna. Wcale mnie to nie dziwi. Na tle swoich kompanów wyróżnia go przede wszystkim niebanalna uroda oraz charyzma. Bije od niego blask zwycięzcy, który z przyjemnością zgaszę.
- Boję się… Błagam, jedźmy stąd! – zatrwożony Eryk osuwa się w fotelu. Choć od mężczyzny dzieli nas kilkanaście metrów, książę trzęsie się ze strachu.
- Szyby są przyciemniane. Nie widzi nas – próbuję jakoś go pocieszyć, lecz jedynie pogarszam sprawę.
- Bła-Błagam cię… On… On… - obraca twarz w moją stronę. Jego szare oczy zachodzą łzami.
- Panie Johnes, nie przywiózłbym pana tutaj, gdybym nie miał pewności, iż jest to w stu procentach bezpieczne. Proszę usiąść prosto i powiedzieć mi, co pan widzi - to bolesne, ale nie mamy innego wyjścia. Musi się oswoić z obecnością brata, zwłaszcza w sytuacjach, gdy nie będzie mnie obok.
- Ja… - zmusza się, by ponownie obrócić głowę w kierunku szyby.
- Książę Alan zawsze zachowuje się w taki sposób? - od pewnego czasu znam odpowiedź na to pytanie, bo kilka razy zdarzało mi się śledzić tego psychopatę, lecz zależy mi, by spojrzeć na niego oczami mojego podopiecznego. Tylko wtedy nauczę go patrzeć na brata w mój sposób.
- Tak. Jest pewny siebie i wesoły. Sprawia wrażenie… - waha się. Choć minęły trzy lata odkąd po raz ostatni widział swojego oprawcę, trudno mówić o spektakularnej przemianie. Eryk to nadal wrażliwy chłopak z pokiereszowaną psychiką. Opanował umiejętność maskowania wszelkich uczuć, lecz to za mało, by stawić czoła tak silnemu przeciwnikowi.
- Śmiało, powiedz mi – zachęcam go do zwierzeń, sięgając po niewielką, czarną torbę, którą schowałem z tyłu, za fotelem kierowcy.
- To tylko maska, by ukryć prawdziwą twarz potwora. Boję się go, Vee…
- Potwór udający miłego i robiący sobie wspólne zdjęcia z poddanymi nie należy do rzadkości. Zwyrodnialcy najczęściej tacy są. Wzbudzają podziw, szacunek. Pański brat wcale nie jest wyjątkowy – ściągam okulary i odpinam zamek błyskawiczny.
- Z tą różnicą, że Alan już wkrótce zostanie królem – wzdycha.
- To jeszcze nic pewnego – mruczę pod nosem, nie spuszczając wzroku z kokietującego wszystkich naokoło sadysty.
- Spójrz na niego. Jest silny, sprytny, przebiegły. Od zawsze manipuluje dziadkiem, królem, nawet rodzicami – wylicza bez tchu.
- Panie Johnes, zapomina pan o pewnym małym, ale jakże znaczącym szczególe. Zedrzemy mu tę maskę z twarzy i pokażemy światu prawdziwe oblicze ich ukochanego księcia.
- Może gdybyś był na moim miejscu, to… - przerywa, zerkając na pistolet, który wyciągnąłem ze swojej torby. – Vee, co robisz? Ty chyba nie… - rzuca mi wymowne spojrzenie.
- Nie zabiję go. Jeszcze nie – uśmiecham się porozumiewawczo. - Coś panu pokażę – przymocowuję lunetę, by Eryk nie miał większego problemu z wycelowaniem do brata. – Wie pan jak to działa? – unoszę wzrok. Jasnowłosy wstrzymuje oddech. Serce bije mu w szaleńczym tempie. A oczy… Tak, mój mały. Dobrze wiem o czym myślisz… - Najpierw trzeba sprawdzić, czy linia strzału jest czysta – mój cichy głos przywołuje go do rzeczywistości. Opuszczam nieco szybę. – Proszę – wręczam mu broń.
- Vee…  - wyciąga prawą dłoń. Z początku nieco się waha, lecz po chwili przesuwa opuszkami po lufie.
- Śmiało, wieź ją do ręki – szarooki jest jak w transie. Ponownie spogląda mi w oczy, po czym bez słowa sprzeciwu, wykonuje polecenie. – A teraz… - przysuwam się bliżej, by łatwiej nim sterować – spójrz tutaj. Widzisz go?
- Tak – szepcze.
- To najtrudniejszy etap. Nie wolno się śpieszyć. Wymaga to pewnej finezji, rozumiesz? – pomagam mu ustawić celownik w odpowiedni sposób.
- Tak – przytakuje, nakierowując krzyżyk na postać Alana.
- Nie odrywaj od niego wzroku. Obserwuj, jak się porusza, jak gestykuluje. Nie daj się zaskoczyć. Najlepiej jest spędzić nieco czasu w towarzystwie swojego celu. Uważnie prześledzić jego nawyki, sposób bycia. Nawet to jak się śmieje i jak oddycha jest ważne. Widzisz, jak pracuje jego klatka piersiowa? Dasz radę oddychać w takim samym tempie co on? – choć dłonie Eryka nie przywykły do trzymania broni, są mokre od potu i nieco drżące, chłopak świetnie sobie radzi.
- Muszę stać się nim?
- Nie. Wystarczy, że będziesz jego cieniem. A teraz najważniejsze – obejmuję go ramieniem – szepcząc bezpośrednio do jego ucha – wyceluj. Zawsze wybieraj głowę lub serce. Jedna kula musi ci wystarczyć.
- Rozumiem – wstrzymuje oddech, kierując broń lekko w górę. Woli strzał w głowę? Interesujące…
- Gdy będziesz gotowy, wystarczy nacisnąć na spust… - spoglądam na celownik, by ocenić szanse księcia w biznesie płatnych morderców. Jest spokojny i mocno skoncentrowany. Jego czoło lśni od potu. Zsynchronizował swój oddech z oddechem Alana. Idealnie…
Odważysz się?
Szczęście chyba nam sprzyja, bo zwyrodnialec robi sobie zdjęcie z ostatnią „fanką”, po czym oddaje jej telefon, machając na pożegnanie. To idealna szansa. Eryk bierze wdech i naciska na spust! Mija kilka sekund. Gdy zdaje sobie sprawę, iż w magazynku nie ma naboi, adrenalina opada, a na niego przychodzi otrzeźwienie. Zamykam okno i odkładam broń do torby, po czym odpalam silnik i odjeżdżam.
- Co ja zrobiłem?! Strzeliłem! Vee… Ja… Strzeliłem do niego! – histeria była nieunikniona… Zatrzymuję samochód na pierwszym lepszym parkingu i odpinam jego pasy. Wyciągam dzieciaka w samochodu i mocno przytulam.
- Już po wszystkim – powtarzam bez końca, szepcząc w jego włosy.
- Prawie zabiłem brata! – unosi na mnie zapłakane, szare oczy.
- Nie pozwoliłbym na to. To moje zadanie, pamiętasz? – uśmiecham się lekko. – Chodź, napijemy się herbaty – zabieram go do malutkiej kawiarni. Ubrany w zwykłą bluzę oraz moją bejsbolówkę, jest nie do poznania. Wygląda tak zwyczajnie. Wprost nudnie.
Kelnerka stawia przed nami plastikowe kubeczki. Dosypuję sobie sporo cukru. Tymczasem Eryk nie odrywa wzroku od swoich drobnych dłoni.
- Pij, bo wystygnie. – Herbata ma na niego zbawienny wpływ. To jedna z niewielu rzeczy, która sprawia mu przyjemność. Drżącą dłonią unosi kubeczek do ust. – Lepiej?
- Vee… - jego oczy ponownie zachodzą łzami.
- Wiesz dlaczego kazałem ci to zrobić? – chłopak przecząco kiwa głową, więc mogę podzielić się z nim prawdą. – Abyś zrozumiał, że Alan jest takim samym człowiekiem, jak ty. Nie ma super-mocy, która uchroniłaby go przed śmiercią. Wystarczy jeden strzał… - opieram się o krzesło z nonszalancją. – Dni twojego brata są policzone. Jednak zanim ukrócę jego męki, musisz uratować królestwo. Jesteś księciem. To twój obowiązek.
- Wiem – przytakuje mi z ciężkim sercem.
- A gdy nadejdzie odpowiednia pora, obiecuję ci, że Alan stanie się tylko i wyłącznie wspomnieniem.
- Dziękuję – łzy spływają po jego bladych policzkach. – Dziękuję…
- Wytrzyj oczy, Eryku. Księciu nie wypada okazywać publicznie emocji.
- Przepraszam – sięga po białą serwetkę. W pewnej chwili coś sobie uświadamia. – Pierwszy raz… Pierwszy raz zwróciłeś się do mnie po imieniu – uśmiecha się.
- Nie przyzwyczajaj się. To wyjątkowa sytuacja – puszczam do niego oko.
- Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś…
- Wiem – przerywam mu. – Daj mi trochę więcej czasu, dobrze? – „nie daj się zabić, mały… lubię cię”
- Dobrze.

***

Wracam do sypialni i kładę się na łóżku. Podpieram głowę, by móc bez przeszkód przyjrzeć się chłopakowi. Jego rude loki nadal się nieco wilgotne i potargane. Śnieżnobiała pościel wydobywa brązowy odcień piegów, którymi pokryta jest jego twarz. Ufa mi, skoro śpi aż tak głęboko. Następca Adama…

Mija kilka godzin, które spędzam głównie na wpatrywaniu się w twarz mojego ukochanego. Gdy poranek przechodzi w południu, zamawiam śniadanie. Zapach jedzenia sprawia, iż Brandon unosi powieki i uśmiecha się do mnie uwodzicielsko.
- Powiedz, że to sushi - pociera zaspane oczy, przysuwając się do mnie i próbując dosięgnąć moich ust.
- Może sushi… - odpowiadam, drocząc się z nim.
- Jesteś najcudowniejszym facetem na ziemi, wiesz o tym? – obejmuje mnie ściśle ramionami, rażąc blaskiem błękitnych tęczówek. – Kocham cię tak bardzo…
- Jak bardzo? – poważnieję. Nie umiem ukryć napięcia, które towarzyszy mi od kilku godzin. – Jak bardzo mnie kochasz? – pytam ponownie.
- Vee, coś się stało? – przesuwa palcami po moim policzku, gładząc mnie po nieogolonej twarzy.
- Jak bardzo mnie kochasz? – powtarzam po raz kolejny.
- Do szaleństwa. Przecież wiesz – wydaje się taki szczery, a jego usta są zdecydowanie zbyt miękkie i kuszące, abym mógł bronić się przed ich słodyczą. Całujemy się nieśpiesznie, wtuleni w siebie. Jego dłonie zaczynają pieścić moje ciało. Znowu są nienasycone.
- Mówiłeś, że jesteś głodny – wypominam mu, gdy próbuje rozpiąć moje jeansy.
- Bo jestem, ale to może poczekać, a to – chwyta mnie za ręce i układa je na swoich pośladkach – nie. Weź mnie. Teraz… Tak bardzo cię potrzebuję…
Miłość jest dziwna. Moje serce zdaje się bić tylko dla niego. Ciało żąda, by mi się oddał. Dlaczego uczucia nie chcą zagłuszyć cichutkich podszeptów głosu rozsądku, który podpowiada, abym zachował ostrożność? Przecież dzieciak jest mój. Mogę z nim zrobić co tylko zechcę. Skąd więc to nieprzyjemnie wrażenie, iż to nie ja pociągam za sznurki?
Nastaje wieczór. Niechętnie opuszczam łóżko. Gdyby to zależało ode mnie, zostalibyśmy w nim za zawsze. Jednak Brandon ma inne plany. Koniecznie chce wrócić do kasyna i spróbować odegrać się za poprzednie niepowodzenia.
- Przedtem wystarczył garnitur – marudzi, próbując zawiązać muszkę.
- To było przedtem – uśmiecham się lekko, pomagając mu doprowadzić jego wygląd do porządku. – Dziś zabiorę cię tam, gdzie będziesz mógł oskubać naprawdę grube ryby.
- Oszalałeś?! Sam wstęp do tego miejsca kosztuje fortunę! Nie sądzisz, że przepuściłem już dość twoich pieniędzy? – irytuje się.
- To tylko pieniądze – odpowiadam spokojnie, wręczając mu dziesięć czarnych żetonów, które wyciągam z kieszeni. Chłopak uważnie je ogląda. Każdy z nich wart jest sto tysięcy dolarów. – Coś mi się wydaje, że potrzebujesz dodatkowej zachęty, więc zrobimy tak. Strata jednego z nich będzie oznaczała, że przez dwanaście godzin zrobisz wszystko, co ci każę – tłumaczę mu zasady gry, która dotyczy tylko naszej dwójki.
- A jeśli wygram? – unosi na mnie zaciekawione spojrzenie.
- Wtedy ja zrobię to, czego ty chcesz… – mruczę zalotnie, ujmując jego dłoń w swoje ręce i pomagając mu zacisnąć palce na czarnych krążkach.
- Nie zgadzam się! Stracisz milion dolarów!
- Za to zyskam seksualnego niewolnika… - powstrzymuję się, by nie parsknąć śmiechem.
- Jesteś niemożliwy! – robi się lekko zawstydzony, po czym delikatnie całuje mnie w policzek, okazując wdzięczność. - Z przyjemnością przywiążę cię z powrotem do łóżka i będę wykorzystywać bez końca – wspina się na palce, by szeptać mi do ucha.
- Nie mogę się doczekać, skarbie – układam dłonie na jego ramionach, muskając jego usta swoimi.

Nasz wieczór w kasynie przebiega dość zwyczajnie. Brandon dość szybko przegrywa sześćset tysięcy. Robi sobie przerwę, abyśmy mogli w spokoju zjeść kolację w ekskluzywnej restauracji, która usytuowana jest na najwyższym piętrze hotelu. Widok na miasto zapiera dech w piersiach. Z prawdziwą przyjemnością wybieram stolik tuż przy samym oknie.
- Coś nie tak? – pytam, podziwiając iskierki, odbijające się w jego oczach. W świetle świec wygląda wyjątkowo kusząco…
- Nigdy wcześniej nie byłem w takim miejscu – nieco oszołomiony małolat przygląda się kryształowym żyrandolom, prawdziwej, chińskiej porcelanie oraz idealnie wykrochmalonym i wyprasowanym obrusom. – Tu jest jak w bajce – ostrożnie dotyka sztućców. – I te eleganckie kobiety – wskazuje dyskretnie na damy w sukniach wieczorowych, których ja zupełnie nie zauważyłem, będąc pochłonięty moim uroczym towarzyszem.
- To dopiero początek, kochany – zapewniam go, popijając szampana. – Chyba, że wolisz wrócić do Adama… - prowokuję go, ciekawy jego reakcji.
- Rozmawialiśmy już o tym, prawda? – robi się nieco naburmuszony.
- Czyli nie zmieniłeś zdania? Chcesz ze mną być, tak? – wykładam karty na stół.
- Tak! O niczym więcej nie marzę! - żarliwość jego słów sprawia, że serce bije mi nieco szybciej.
- Cieszę się – uśmiecham się do chłopaka, po czym gestem przywołuję kelnera, by dolał nam szampana do kieliszków. Gdy mężczyzna zostawia nas samych, postanawiam wtajemniczyć Brandona w mój plan. – Dziś w nocy lecimy do Włoch.
- Do Włoch? Dlaczego? – wydaje się nieco zaskoczony moim wyborem.
- Taki kaprys z mojej strony – nie chcę mu mówić o tym, iż urodziłem się w Rzymie i od zawsze marzę o tym, by osiąść tam na stałe.
- Co cię tak bawi? – niebieskooki od razu wyczuwa zmianę w moim zachowaniu.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek doczekam emerytury. W dodatku nadeszła tak szybko… – chłopak wsłuchuje się w moje słowa, lecz nie potrafi poskromić śmiechu.
- Jeśli liczysz na to, że pozwolę, abyś zaszył się gdzieś na wsi i gnuśniał, to grubo się mylisz. Musisz dbać o formę, by spełniać moje zachcianki – ostrzega mnie, grożąc palcem i uśmiechając się w dość wymowny sposób.
- Na wsi? Skąd taki pomysł – odstawiam kieliszek na stół i sięgam po jego rękę. Powoli splatam nasze palce. Brandon mimowolnie dotyka swojej muszki, jakby zrobiło mu się zbyt gorąco. – Chciałbym spędzić resztę życia właśnie w taki sposób – rozmarzam się.
- Ja też – przytakuje mi.
 - Zamówimy coś? Jestem głodny. Mam ochotę na jakieś wykwintne danie – jak na zawołanie pojawia się kelner, by przyjąć nasze zamówienie. Wypytuję go o moje ulubione przysmaki. W tej samej chwili wzrok chłopaka zatrzymuje się na młodym mężczyźnie, który siedzi kilka stolików od nas. Nie jest sam. Ma ochronę, choć bardzo dyskretną. Przyglądał się nam podczas gdy w pokera. Mój podopieczny reaguje dość nerwowo. I co ciekawsze, ukrywa fakt, iż wypatrzył kogoś znajomego… – Wszystko w porządku? – pytam z troską, wyrywając go z zamyślenia.
- Tak – unosi na mnie wzrok, po czym uśmiecha się w nieco zbyt radośnie, jak na mój gust.
Każdy, nawet najmniejszy kęs homara, wydaje mi się zupełnie bez smaku. Jestem coraz bardziej spięty. Słowa Adama, odnośnie przyszłości Brandona, nie dają mi spokoju. Któryś z nich kłamie lub nie mówi mi wszystkiego. Cała ta intryga wydaje mi się szyta coraz grubszymi nićmi. Do tego nieznajomy młodzieniec bez przerwy zerka w naszym kierunku. Jest coraz bardziej natarczywy, choć mój kochanek zdecydował się go ignorować. Dzisiejsza noc będzie obfitować w same niespodzianki…
Zachłanny wrażeń nastolatek ciągnie mnie z powrotem do kasyna. Szczęście w końcu zaczęło mu sprzyjać. Udaje mu się ograć kilka roztargnionych starszych pań, dzięki czemu odzyskuje sto tysięcy. Zadowolony ze swojego sukcesu, całą uwagę koncentruje na dalszej grze. Jego „cień”, choć traktowany jest jak powietrze, nie spuszcza rudzielca z oczu nawet na sekundę.
Spoglądam na zegarek. 21:59… Zażarta rozgrywka przechodzi w decydujące stadium. Niespodziewanie zostaję poproszony, by zająć „szczęśliwe” miejsce przy stole. Rudzielec musi pójść do łazienki. Uczynnie zgadzam się go zastąpić. Krupier rozkłada karty. Pewny swego, bo zdążyłem je już przedtem policzyć, dość ostro podbijam stawkę, odzyskując kolejne dwieście tysięcy. Towarzyszące nam osoby rezygnują z kolejnej partii. Każę krupierowi zarezerwować nasze miejsca tłumacząc, iż idę po szampana, po czym rozglądam się za moim ukochanym. Dobrze wiem, gdzie go znajdę. Nowicjusze zawsze popełniają te same, głupie błędy…
Nie dziwi mnie widok Brandona, który rozmawia ze swoim znajomym. Zajmuję miejsce przy barze, by móc obserwować go w lustrze, które znajduje się za plecami barmana. Jasnowłosy młodzieniec wydaje się nieco przestraszony. Mój ukochany wprost przeciwnie. Wymiana zdań między nimi odbywa się w dość napiętej atmosferze. Jeden z ochroniarzy blondyna , wysoki i dobrze zbudowany, wyciąga z kieszeni telefon komórkowy, który chłopak szybko od niego odbiera i wręcza Brandonowi. Nieznajoma łapie go za ramiona, po czym próbuje objąć, lecz rudzielec szybko się odsuwa, odprawiając natręta.
Zamawiam podwójną szkocką. Gorzki, palący smak nieco mnie uspokaja. Moja twarz nie zdradza żadnych emocji. Wkrótce dołącza do mnie mój kochanek, który domaga się powrotu do naszego apartamentu.
- Chodź, pojedziemy na wycieczkę – biorę go za rękę i prowadzę w kierunku windy, w której nie zważając na innych gości, namiętnie się całujemy. Każę obsłudze podstawić mojego vipera.
- Lotnisko jest w drugą stronę. Vee! – próbuje zwrócić na siebie moją uwagę. Monitor na desce rozdzielczej wskazuje, iż dochodzi 23:00. Jeszcze wcześnie. Do przyjazdu Adama została godzina. Mam nadzieję, iż to wystarczy, by mój czarujący ukochany przełamał swój wewnętrzny opór i zaczął w końcu mówić.
- Wiem, skarbie. Zanim zabiorę cię do Rzymu, musimy coś załatwić.
- Załatwić?! Przestań robić ze mnie idiotę i powiedz o co chodzi! – domaga się prawdy. To dobrze. Mi również zależy na odpowiedziach. Zebrałem już dość elementów tej układanki. Pora złożyć je w całość.
- Musimy się spotkać z Adamem. Chyba nie liczyłeś na to, że wyjedziemy, nie uzyskawszy jego błogosławieństwa – mój złośliwy uśmieszek sprawia, iż dzieciak przełyka głośno ślinę.
- Obiecałeś, że będę mógł z tobą zostać, a ty przy pierwszej okazji chcesz mnie odesłać do Kanady, tak?! Oddasz mnie jego ludziom?! Zaufałem ci, a ty…! – ton jego głosu przepełniony jest bólem oraz oskarżeniem.
- Zapewniam cię, że Kanada nie wchodzi w grę. Już nie – dodaję po chwili, widząc niedowierzanie na jego pięknej twarzy.
- Przecież powiedziałeś, że… - pora na wielki finał, skarbie…
- Spokojnie. Nikomu cię nie oddam – zapewniam go. - Sam widziałeś, że lotnisko nie jest nam po drodze. Jedziemy w zupełnie inne miejsce.
- Wujek jest w Las Vegas, prawda? – dzieciak szybko łączy fakty, domyślając się prawdy.
- Nie bój się. Obiecuję, że nic złego się nie stanie. Potraktuj to jak typowo rodzinne spotkanie. Wiele zawdzięczam twojemu wujkowi i zależy mi, by rozstać się z nim w zgodzie.
- Chcesz mu dziękować? Niby za co? – prycha gniewnie.
- Chociażby za ciebie – uśmiecham się w odpowiedzi. – Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz – kładę dłoń na jego udzie, by dodać mu otuchy. Jest wyraźnie spięty. Godzina prawdy nadeszła szybciej, niż się spodziewał.
Po kilku minutach parkuję samochód na tyłach kompleksu biurowego, który znajduje się na obrzeżach miasta. Znajduje się tu kilka nieco zaniedbanych, kilkupiętrowych budynków, które Adam kupił kilka lat temu. Brandon rozgląda się dokoła. Jesteśmy pierwsi. Idealnie.
- Chodź – wskazuję mu drogę. Podchodzę do przeszklonych drzwi i wbijam kod. Wchodzimy do środka. Zaraz za dawną recepcją znajduje się stara sala konferencyjna. Nasze kroki odbijają się echem po opustoszałych pomieszczeniach. Od lat nic się tu nie zmieniło. – Siadaj – wskazuję mu krzesło przy nieco okurzonym, drewnianym stole, zapalając jednocześnie światło.
- Co to za miejsce? Dlaczego tu przyszliśmy? – no tak, zapomniałem już, że to nadzwyczaj ciekawskie stworzenie.
- Twój wujek i ja wolimy kameralną atmosferę – celowo zajmuję miejsce po drugiej stronie, by móc patrzeć mu prosto w oczy.
- A hotel? Czemu nie wybraliście hotelu? Przecież w naszym apartamencie nikt by wam nie przeszkadzał – z każdą sekundą jego puls przyspiesza, zdradzając narastające zdenerwowanie.
- Adam ma wielu wrogów. Sam wiesz, że w takich miejscach nietrudno jest spotkać kogoś znajomego… - celowo nie kończę tego zdania.
- No tak…
- Nie powiesz mi kogo spotkałeś? – pytam jakby od niechcenia.
- Ja… - panika maluje się na jego twarzy.
- Wszystkie związki oparte są za zaufaniu. Nie sądzisz, iż nadszedł najwyższy czas, abyś powiedział mi prawdę?
- Nie wiem o czym mówisz – zaskoczony takim obrotem sytuacji, rudowłosy nabiera głęboko powietrza do płuc i zaciska dłonie w pięści.
- Zła odpowiedź. Mówiłeś, że mnie kochasz i chcesz zacząć ze mną wspólne życie… - to podłe z mojej strony, lecz nie mam innego wyjścia.
- Kocham cię – wbija wzrok w brudny blat.
- Za chwilę zjawi się twój wujek. Jeśli mam ci pomóc, to…
- Nie pomożesz mi, Vee – chowa twarz w dłoniach, po czym zaczyna się histerycznie śmiać. - Nie mogę się doczekać chwili, w której powiem mu prawdę. Długo na to czekałem – zaręcza.
- On już wie, Brandon. Wie, co zrobiłeś… - chłopak natychmiast poważnieje i wpatruje się we mnie z rozchylonymi ustami.
- Jak…? Nie, to niemożliwe… Ty nie mógłbyś…
- Skarbie, ranisz moje uczucia… - wzdycham. – Od samego początku podejrzewałem, że masz coś wspólnego ze śmiercią swoich rodziców. Zastanawia mnie jednak dlaczego to zrobiłeś? Co na tym zyskałeś?
- Vee, ty nic nie rozumiesz! – wstaje ze swojego miejsca i zaczyna przechadzać się po pokoju. –Wiem, że w tej chwili wydaję ci się potworem, ale musiałem to zrobić. Musiałem ich poświecić – gdy zaczyna mówić, każdy mięsień w moim ciele boleśnie się napina. Przecież wiedziałem… Od samego początku wiedziałem, że maczał palce w tej straszliwej zbrodni. Dlaczego więc mydlił mi oczy kłamiąc, że mnie kocha, skoro tak naprawdę chodzi mu o coś zupełnie innego…
- Ten chłopak, z którym dziś rozmawiałeś, to Kit, wnuk Riccardo, prawda? – dalsze udawanie nie ma już sensu.
- Proszę, zrozum mnie – podchodzi bliżej i desperacko wpatruje się w moje oczy. Niechętnie podnoszę się ze swojego miejsca. Dobrze wiem, że Brandon właśnie podpisał na siebie wyrok śmierci…
- Wuj Adam dopuścił się strasznych zbrodni! Nie zasługuje na to, by dalej żyć, a tylko ja byłem w stanie wyciągnąć go z twierdzy, w której się okopał.
- A ja? Jaką rolę mam odegrać? – zaplatam ręce na klatce piersiowej, ciekaw jego odpowiedzi.
- Ty… - uśmiecha się do mnie w taki sposób, iż nie umiem oderwać wzroku od jego twarzy. – Między nami nic się nie zmieniło. Wystarczy, że poczekamy tu na jego przyjazd, a Kit i reszta, wszystkim się zajmą.
- Dobrze wiesz, że nie mogę się na to zgodzić – odpowiadam, wyciągając dłoń i opuszkami muskając jego policzek. Serce mi pęka, lecz nie mam innego wyjścia. Muszę go powstrzymać.
- Zabijesz mnie? – chłopak beztrosko siada na okurzonym blacie i porusza nogami. Opiera dłonie na zaokrąglonym rancie, wykrzywiając usta w zawadiacki sposób. – Śmiało. Dobrze wiesz, że jestem bezbronny.
- Nie zabiję cię - szepczę, dyskretnie sięgając za siebie, by wyciągnąć pistolet, który ukryłem pod marynarką jeszcze w samochodzie. – Nie skrzywdzę osoby, którą kocham – w błękitnych oczach małolata dostrzegam błysk satysfakcji. Niestety źle zrobił, zajmując miejsce na stole, gdyż odwrócony jest plecami do drzwi. Nie zwrócił uwagi, iż od pewnego czasu nie jesteśmy sami. W cieniu czai się ten drugi – równie głupi i lekkomyślny. Obydwu wydaje się, że przechytrzyli swoich najbliższych krewnych. Adam i Riccardo nie zaszliby tak wysoko, gdyby nie potrafili rozprawić się z nic nie znaczącymi płotkami. To prawdziwe rekiny.
- Och Vee, wiem, że nie tego się po mnie spodziewałeś, ale gwarantuję ci, że wszystko będzie dobrze. Riccardo nie jest taki, jak wszyscy o nim mówią. Kit powiedział, że…
- Był twoim kochankiem – kończę za niego zdanie. – Powiedz mi, to ty znalazłeś jego, czy on ciebie?
- Kit odezwał się do mnie pierwszy – przechwala się, nadal bujając nogami w powietrzu.
- Kochasz go?
- Nie, oczywiście, że nie! – zapewnia mnie żarliwie. – Poszliśmy kilka razy do łóżka, ale to nie było nic poważnego. Daleko mu do ciebie… - słysząc te słowa, jasnowłosy młodzieniec, postanawia zaatakować. Wyciąga broń, mierząc nieświadomemu żadnego zagrożenia Brandonowi prosto w plecy. Na szczęście ja jestem szybszy. Chwytam chłopaka za ramię i rzucam na ziemię, osłaniając własnym ciałem.
- Ty zdrajco! – rozlega się krzyk desperata. Zanim udaje mu się do nas zbliżyć, dosięga go kula, wycelowana z pistoletu samego Adama. Jego ochroniarze zabezpieczają broń nieudolnego zabójcy, a następnie sprawdzają w jakim jest stanie.
- Niech lekarz się nim zajmie – odzywa się mężczyzna, gdy pomagam wstać jego siostrzeńcowi. – Nie pozwólcie mu umrzeć. Jest mi potrzebny żywy. – Ton jego głosu nie zdradza żadnych emocji. Gestem dłoni odsyła swoich ludzi, po czym odsuwa jedno z krzeseł i zajmuje miejsce przy stole.
- Wujku… - roztrzęsiony Brandon nie jest w stanie spojrzeć mu w oczy. – Ja…
- Powinienem cię zabić za to, co zrobiłeś – Adam nigdy nie traci nad sobą panowania i dokładnie tak samo zachowuje się w tej chwili. – Bardzo się na tobie zawiodłem – kontynuuje swój wywód. Przyglądam mu się dość uważnie. Ma na sobie czarny garnitur oraz czarne, skórzane rękawiczki. Odkłada pistolet, po czym mierzy siostrzeńca przenikliwym spojrzeniem.
- Prze-Przepraszam… - dzieciak zaczyna płakać, trzęsąc się przy tym ze strachu, niczym galareta.
- Masz przy sobie kartę pamięci, którą skradziono twojemu ojcu, prawda? – nie czeka na potwierdzenie, bo chłopak od razu sięga do kieszeni, z której wyjmuje znajomo wyglądający telefon. To ten sam, który Kit dał mu w hotelu.  Adam wstaje od stołu i odbiera urządzenie, które chowa w wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza. – Dobrze się spisałeś – informuje mnie. – Jak zawsze z resztą. Dałbym ci premię, lecz jak rozumiem – przesuwa wzrokiem po chłopaku, który nadal cicho pochlipuje – sam o to zadbałeś. Zabieram go ze sobą. Pożegnaj się z nim. Szczerze wątpię, że jeszcze się spotkacie. Brandon musi odpokutować za to, co zrobił. Masz dwie minuty. Czekam w samochodzie – kieruje się do wyjścia, zamykając za sobą drzwi.
- Vee! – rudzielec rzuca mi się w ramiona, mocno obejmując. – Błagam, nie pozwól mu! On mnie zabije, zobaczysz!
- Skarbie, obiecuję, że… - chcę mu powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że nie pozwolę nikomu tknąć go palcem, lecz moje ciało przeszywa silny ból. By nie stracić równowagi, wpijam palce w ramiona chłopaka, próbując zlokalizować miejsce, w którym tkwi nóż. Brandon ciężko dyszy, jakby stoczył walkę na śmierć i życie.
- Mówiłem ci… Mówiłem, że świetny ze mnie aktor – popycha mnie do tyłu, wprost na ścianę. Zaczyna kręcić mi się w głowie. Odczuwam także silne mdłości, wywołane metalicznym zapachem, pomieszanym z czymś jeszcze…
- To trucizna? – z niedowierzaniem kręcę głową. Jeśli wyłuskam ostrze ze swojego ciała, wykrwawię się na śmierć. Jeśli jednak tego nie zrobię…
- Powtarzał, że jesteś najlepszy, a spójrz jak żałosny jest twój koniec – zaczyna się cicho śmiać. – Załatwił cię amator. – Wyciąga z kieszenie niewielki nadajnik, który ostrożnie odblokowuje. – Ukryliśmy ładunek wybuchowy w telefonie, który mu dałem. Cieszę się, że będziesz świadkiem swojej kolejnej porażki – naciska guzik, śmiejąc się przy tym jak szalony. – Pokonałem was! Adama, ciebie, a nawet Riccardo! Jego wnuk jest teraz w moich rękach! Zrobi wszystko, co tylko mu każę! – triumfuje, zanosząc się od śmiechu. Ja również zaczynam się śmiać, choć ból zdaje się rozrywać moje wnętrzności. – Co cię tak bawi, ukochany? – pyta, nieco wytrącony z równowago moim zachowaniem.
- Ty, najdroższy – odpowiadam ostatkiem sił. – Właśnie dlatego nie lubię dzieciaków. I amatorów… - dodaję, zapadając się w ciemność.

Budzi mnie ciche pikanie oraz przyciszone szepty prowadzonych rozmów. Z jednej strony mój mózg zdaje się dryfować przez niezmierzoną ciemność, a z drugiej… Czy to był tylko sen? Jestem obolały, senny i słaby. Mimo to z całych sił zmuszam się, by przesunąć dłonią po pościeli i dotknąć miejsca, w które zostałem ugodzony nożem. Mógł mi go wbić prosto w serce. Dlaczego wybrał akurat…
- Nie ruszaj się. To ci zaszkodzi – czyjaś dłoń łapie mnie za nadgarstek. Unoszę powieki, by spojrzeć w oczy osobnikowi, który śmie mnie besztać w takiej chwili.
- Co… Co tu robisz? – tylko tyle udaje mi się wycharczeć.
- Pilnuję, abyś nie zszedł z tego świata przede mną – odpowiada cicho, unosząc nieco moją ołowianą głowę i podając mi plastikowy kubek z wodą. Tych kilka ruchów pochłania resztki mojej energii. Za chwilę znowu zapadnę się w ciemność.
- Czy on… - samo wspomnienie sprawia mi piekielne cierpienie. Mężczyzna siada bliżej mnie. Jego zbolałe oczy mówią mi więcej, niż słowa.
- Uratowałeś mi życie. Gdybyś nie rozbroił ładunku…
No tak, ładunek… Mały, precyzyjny, ukryty w podejrzanie wyglądającym telefonie. Wystarczyło rozłączyć kable. Brandon nawet nie zauważył… Był zbyt pochłonięty całowaniem się ze mną, niż… Nie, Vee. Nie myśl o tym. Nie myśl o nim! Już nigdy więcej o nim nie myśl! Zabraniam ci, słyszysz?! To tylko sen, zły sen, który nigdy się nie zdarzył.
- Trzeba mnie było tam zostawić – szepczę, zaciskając dłonie w pięści.
- Nawet tak nie żartuj – śmieje się nieco nerwowo. – Wyjdziesz z tego. Jesteś silny. Musisz tylko nieco odpocząć. Praca pozwoli ci zapomnieć. Brandon…
- Nie wymawiaj przy mnie jego imienia! – warczę, walcząc jednocześnie z kolejną falą bólu, która rozrywa resztki mojego serca na kawałki. Tak samo bolało, gdy utraciłem brata. To dlatego postanowiłem zabić w sobie wszystkie uczucia i żyć tak, jakby nigdy ich nie było.
- Vee…
- Pomóż mi wstać. Chcę stąd jak najszybciej wyjść.
- Obawiam się, że to niemożliwe – zerka w kierunku pielęgniarki, która podaje mi jakiś lek. – Odpoczywaj. Ja się wszystkim zajmę. Jesteś najlepszy i… - nie słyszę co do mnie mówi.
Kilka dni później, gdy mam dość siły, by podnieść się ze szpitalnego łóżka, wymykam się z prywatnej kliniki. Ubieram skórzaną kurtkę oraz bejsbolówkę, które znajdowały się w torbie przyniesionej przez Adama. Chciałbym wsiąść w vipera i odjechać daleko, bardzo daleko, ale nie mogę tego zrobić. Ponoć samochód został ostrzelany przez ludzi Riccardo, którzy próbowali odbić Kita. Nie wiem, czy im się udało i mało mnie to obchodzi. Zaszywam się w jednym ze swoich mieszkań i oddaję nowej pasji – piciu.
Mój błogi letarg przerywa telefon, który dzwoni i dzwoni… Stary uparciuch… Przesuwam kciukiem po wyświetlaczu, by spławić go raz, a dobrze.
- Vee, co słychać? – Adam wita się ze mną w typowy dla siebie sposób.
- Cokolwiek to jest, moja odpowiedź brzmi nie – rozłączam się, lecz on znowu wybiera mój numer. – Odczep się! Jestem zajęty! – krzyczę do słuchawki.
- Nie kłam. Nie jesteś zajęty, a pijany! I radzę ci się nie rozłączać. Musisz pomóc komuś, kto bardzo cię potrzebuje – zaznacza z góry.
- Nie chcę – rozsiadam się wygodnie na parapecie, po czym pociągam spory łyk z jednej z butelek, które towarzyszą mi od chwili, w której opuściłem klinikę.
- Nie obchodzi mnie, czego chcesz! – po raz pierwszy odkąd go znam, jego głos brzmi naprawdę ostro i nieprzyjemnie. – Zrobisz to, w czym jesteś najlepszy! Doprowadzisz się do porządku i polecisz do Wiednia. Pan Johnes potrzebuje twojej pomocy. Przesyłam ci jego dane. Mój samolot czeka na lotnisku.
Pan Johnes…? Kimkolwiek jesteś, masz wyjątkowego pecha… Nienawidzę pracować z dzieciakami…

Koniec


***

Moje Drogie Gąski!

Witajcie w Nowym Roku :)
Bardzo Wam dziękuję za wszystkie życzenia. Mam nadzieję, że 2018 rozpoczynacie szczęśliwie, jesteście zdrowe, uśmiechnięte i zadowolone z życia.
Z nowym rokiem kończy się „Najlepszy”, a zaczynają „Humory króla”. Kto wie, może uda mi się wrzucić pierwszy rozdział już dzisiaj :D Macie ochotę sprawdzić co słychać u księcia Eryka? :D Koniecznie dajcie znać, co sądzicie o tym pomyśle. Czekam na Wasze komentarze.
Czekam też na relację z zabaw sylwestrowych :D Ja rozpocząłem rok bardzo romantycznie – razem z Królową oglądaliśmy koreańską dramę o miłości. Było super :) Teraz zabieram się do pracy. Jestem podekscytowany! Tak długo czekałem na ten dzień i cieszę się jak dziecko, że to już dzisiaj :)

Wasz Kitsune

28 komentarzy:

  1. Wiedziałam!!!!! Ale dlaczego go prawie zabiłeś?! Co Vee ci zrobił, że tak nie ładnie łamiesz mu serce?!

    Humory króla! Hurra! Hip, hip Hurra!!!!!! ^^

    impreza sylwestrowa minęła fajnie. Miałam oglądać Horrory, a skończyło się tylko na jednym, bo musiałam doprowadzić do porządku koleżankę mojej siostry, bo się upiła ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brandon od samego początku był podejrzany. Nic dziwnego, że skończył w taki, a nie inny sposób.
      Vee ma misję do spełnienia. Nie może umrzeć. Lubię go :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Ohohoooo... Tego się nie spodziewałam. Cokolwiek tu się zdarzyło, zyskało mój podziw. Zakończenie wpłynęło na mnie tak samo jak początek - przez kilka chwil nie ogarniałam co z czym.

    Co do życzeń pod koniec, bardzo dziękuje, na pewno wszystko co wymieniłeś się przyda ( ˘ ³˘)❤

    Kończąc, wracam na stare śmieci!!! (Prawdopodobnie)

    ~Emy (tak, jeszcze żyje)

    PS. Pamięta mnie ktoś???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emy, ja Cię pamiętam :) Lisek zawsze wie, które Gąski należą tylko do niego :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Ooooooooo MÓJ BOŻE szok, szok i jeszcze raz szok :0. Jak on mógł to zrobić, jestem taka wściekła na niego!!!, teraz Vee cierpi a ja razem z nim :'(
    No nieeeeeeeeee!! (szloch :'( )

    Ale, ale jak są minusy to muszą być i plusy PRAWDA :D.
    HUMORY KRÓLA!!! Jezu nie mogę się doczekać, aż płakać mi się chce ze szczęścia!! (zaciesz na twarzyczce :D ) TAK!!! Jestem taka podekscytowana!

    A sylwester nie był zły, taka niewielka domówka. Ale najlepsze że kac nie męczy, bo inni ciężko to znoszą (współczuje :( i pozdrawiam)

    "Koreańska drama o miłości?
    (Oooo jak romantyczne <3 )
    Lisku poprosze tytuł :)
    I za życzenia bardzo dziękuje :*

    Pozdrawiam i życzę weny na "Humory króla" oraz "Bezsenne noce"


    TajemniczaA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Skoro Humory króla już za nami, to może rzeczywiście zajrzymy do Maxa. Chłopak nie ma lekko, a to dopiero początek.


      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Hej,
    drogi autorze, wciąż jest daleko w tyle, ale zaglądam i czytam kiedy tylko mogę... nie udało mi się złożyć życzeń świątecznych ale noworocznych nie przegapię ;] więc po prostu życzę dużo pomysłów, sił i chęci do pisania...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Pisać będę tyle, ile się da. Za bardzo to lubię, by rezygnować, choć czasami jest naprawdę ciężko. Nowy rok to nowa energia, więc liczę na to, że pojawi się cała masa rozdziałów.

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Bardzo się cieszę, że tak się skończyło :) po pierwsze więcej akcji, więcej emocji, w ogóle wszystko jakoś Bardziej <3
    No i, gdy żegnana przez nas osoba jest okazuje się laleczką Chuckie (i to jeszcze jak :o ) to troszkę-troszeczkę mniej smutno. Tj. mi, dla Vee to miało zerowe znaczenie, łączę się z nim w bólu ;C
    Część "Erykowa" też mnie mile zaskoczyła :) to strzelanie do Alana i wgl ;v

    Co do dopisków zapisków pod rozdziałem:
    TAG TAG TAG (sensie, takie bardzo mocne TAK <3 )
    Przecież zapłakalibyśmy się z Saimonem na amen, gdyby miało być inaczej :V
    Nadzieja zapłonela w moim serduszku niczym choinka po samozapłonie lampek :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę, że w końcu skończyłem Najlepszego. Lubiłem to opowiadanie, ale tak się nieszczęśliwie układało, że nowe rozdziały zawsze pojawiały się w czasie największych kataklizmów w moim życiu. Męczyłem się z tym niemiłosiernie, ale teraz będzie już dobrze. Mam Eryka i Eli - moje dwie miłości. Pora trochę namieszać :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Genialny rozdział i świetne zakończenie. Szkoda mi tylko serduszka Vee...:( Bardzo, bardzo go polubiłam :) Ostatnio to moja ulubiona postać :)
    Już się nie mogę doczekać na Humory Króla :) Dziękuje za życzenia i cieszę się ze fajnie rozpocząłeś rok. No i mówiłam ze są fajne dramy :D Ciekawa jestem co oglądaliście :)
    Wszystkiego dobrego jesCze raz na Nowy Rok dla Ciebie i Joleen :)

    Serdeczności
    K-chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Wszystko o dramach napisałem na wattpadzie, bo na blogu nie bardzo mam gdzie, a dostałem wiele pytań o to, co już obejrzeliśmy. Przeglądając filmiki na YouTube odnoszę wrażenie, że dwie najlepsze są już za nami. Reszta się do nich nie umywa. Szkoda...

      Twój Kitsune

      Usuń
  7. Szok i niedowierzanie! Brandon... a ja ci ufałam ;o; Kitsune! Rozdział przeprowadzony tak genialnie, że nie byłam w stanie zgadnąć co się wydarzy! W sensie na początku było takie... Okurdebele, coś jest nie tak! Ale potem to poszło w niepamięć. Ale "kosa pod żebra" tak mnie zaskoczyła! Wow! Poprostu wow! Ale teraz biegnę do Simona, mojego słoneczka *.*

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wegi, nigdy nie ufaj fikcyjnym bohaterom :D Wiesz, że w moich rękach stać ich na najgorsze podłości? Max mógłby zabić swoje dziecko - taki potrafię być wredny :P

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. ?? :OOO C-Cooo?!
      Od dzisiaj chyba będę zaczynać każdy komentarz słowami "Szok i nie-do-wie-rza-nie!"

      Wegi
      Ps. Dopiero dziś zauważyłam to powiązane z blizną na brzuchu u Vee w Humorach Księcia. Ja to mam zapłon jak przemoczona zapałka :'D

      Usuń
  8. Nooooooo Kitsune, Max - zabić - dziecko?!?!?!?!?! Nie strasz!!!!!!
    Rozdział zaskakujący. Super. Tak. Zakończenie niebywałe. No no. Kitsune
    Jestem pod wrażeniem. Tego mi trzeba było. Totalny odlot. MB
    ps dziś się połapałam, że już od połowy listopada mam zaległości. Okropność! Ale nadrabiam z zapałem i zapartym tchem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj MB! Dawno nie pisałyśmy :) Co u Ciebie?

      Wegi

      Usuń
    2. Hej Wegi. Żyję!!!!! YYYEEESSSS!!!! MB

      Usuń
    3. No ja mam nadzieję! Nie możesz mi tu umrzeć:D
      A co cię tak wogóle zatrzymało od połowy listopada? :O

      Wegi

      Usuń
  9. Jeżu, jak ja tęsknię za Brandonem <3 chyba się naprawdę zadurzyłam (i nawet ostatnie odkrycia nie były w stanie tego zepsuć), wiem co czuje Vee ;c

    OdpowiedzUsuń
  10. No jakoś mi smutno, że jednak Brandon okazał się taki. Kurde no 😩😩 Biedny Vee. Ale i tak przeczytałabym coś jeszcze z nim w roli głównej. Jest najlepszy 😈

    OdpowiedzUsuń
  11. Hey hey hey! Witam drogiego Kitsune. Zacznę nadrabiać Bezsenne Noce i wtedy ogarne wszystkie twoje opowiadanka, cieszysz się? Kitsune mym bogiem yaoi nałogiem czytanie zabawą... a szkoła więzieniem. Buźka😘

    OdpowiedzUsuń
  12. Po tym opowiadaniu jeszcze bardziej polubiłam Vee, jest świetny :)
    Miło było poznać jego historię oraz to jak poznali się z Erykiem :)
    Tak czułam, że blizna Vee to sprawka ukochanego - intuicja mnie nie zawiodła. Ciekawie było to przeczytać po Humorach Księcia, bo miałam sporą frajdę w odkrywaniu motywów zachowania Eryka bez żadnych gotowych odpowiedzi, które tutaj się znajdują. Czuję się usatysfakcjonowana i być może w końcu siądę do magisterki, albo... jeszcze jedno opowiadanie :D
    Ciężko się oderwać :)
    Pozdrawiam, mysza_polna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysza, pamiętaj, że jak promotor będzie się rzucać, to nie zwalaj winy na mnie :D
      Vee jeszcze nie rozwinął skrzydeł. Zanim to jednak zrobi, muszę dokończyć chociaż jedno z opowiadań, bo pisanie kilku na raz odrobinę mnie przerosło.

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Spoko Lisie, jesteś bezpieczny dopóki tworzysz :D
      Chętnie poczytam coś nowego o Vee i może... o młodym Rysiu? (chętnie zobaczyłabym ich razem - młody taki w niego wpatrzony jak w obrazek) :D
      Nie przemęczaj się tylko za bardzo i na spokojnie ukończ to, co zacząłeś :) ja się nigdzie nie wybieram (jak z resztą chyba większość Twoich czytelniczek), mogę czekać tyle, ile będzie trzeba - zwłaszcza, że jeszcze mnóstwo opowiadań mam do czytania :D
      Pozdrawiam, mysza_polna.

      Usuń
  13. Tyyyy, fajowskie :) Fajnie napisane, fajne postacie, wiem wiem, elokwencją tryskam na lewo i prawo :D Ale serio bardzo mi się podobało, pod kątem wartkości akcji i zarysu postaci chyba najbardziej ze wszystkich :) Co dalej polecasz? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co polecam? Trudno powiedzieć. Grzech jest o wampirach. Szkolne opowieści mają aż 2 części. Sama musisz wybrać :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  14. Hejka,
    wspaniały rozdział, jak to się mówi: "rude to wredne", jak się okazało to Brandon stoi za śmiercią rodziców, a taki był niby niewinny... ciekawe co się z nim stało, ale bardzo ciekawi mnie  też co z Ksieciem Erykiem, czy Vee pomógł mu dostać się na tron...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń