piątek, 10 listopada 2023

Wpadka rozdział 2

 

- Synu, słyszałeś, co powiedziałem? – Głos ojca odrywa mnie od moich myśli, które bezustannie krążą wokół bliźniaków. Tak bardzo się cieszyły, że w końcu przyszedłem. Chciałbym je znowu odwiedzić. – Jeremy, co się dziś z tobą dzieje? – Twarz mojego staruszka wyraża zaniepokojenie. Za chwilę zacznie szczegółowe śledztwo. Tylko tego mi brakowało.

- Przepraszam, tatku. Ostatnio kiepsko sypiam i jestem trochę rozkojarzony – tłumaczę się.

- Rozkojarzony… - Mężczyzna prychnięciem daje mi do zrozumienia, że nie kupuje tej bujdy. Odkłada srebrne sztućce oraz lnianą serwetkę i wlepia we mnie wzrok. Okłamywanie go nie ma sensu, więc…

- W nocy byłem u dzieci – zwierzam się ze swoich najintymniejszych problemów.

- Byłeś gdzie?! – Ojciec ze zdenerwowaniem uderza pięścią w stół. – Chyba nie muszę ci tłumaczyć, że dzieci się jeszcze nie urodziły, prawda?! Trzymaj się
z daleka od młodego Reeda! Dość już namieszał w twoim życiu!

- Jak niby mam to zrobić, skoro bliźniaki bezustannie mnie wołają?! – Odpowiadam z równą pasją, wstając od stołu. Wyciągam z kieszeni pudełko papierosów.

- Odłóż to. – Ojciec ma awersję do tytoniu. Tym razem jestem posłuszny
i spełniam jego prośbę.

By zyskać na czasie, zaczynam nerwowo obracać w dłoniach trzymaną zapalniczkę, na której wygrawerowane są moje inicjały. Nie przynosi mi to ukojenia, więc zmieniam taktykę i wpatruję się w pokryty śniegiem zagajnik sosnowy, który widoczny jest za oknem. Atmosfera gęstnieje. Wyraźnie słyszę niespokojny oddech ojca. Zbiera się w sobie, by mnie zrugać. Żaden z nas nie chce przerywać ciszy. Dopóki milczymy, trudne tematy, ciążące nam obu na ramionach, pozostają w ukryciu.

- Jeremy… Porozmawiajmy.

Tata i ja mamy zupełnie inne charaktery. Wypracowanie kompromisu graniczy
z cudem, o czym obydwaj doskonale wiemy. Ta sprawa nie różni się od innych. Za chwilę dowiem się, że w obecnej sytuacji jedyne co muszę zrobić, to wytrwać do porodu. Zgodnie z obowiązującym prawem dzieci zostaną przy mnie. Samuela i mnie nie łączy więź. Nie uczyniłem go swoim i z całą pewnością tego nie zrobię. Gdybym umiał lepiej panować nad emocjami wystarczyłoby, abym cierpliwie odczekał cztery miesiące, a potem rozpoczął nowy rozdział życia jako przykładny ojciec.  

Jednak maluchy… Nie będę głuchy na ich potrzeby! Wprost przeciwnie! Cieszy mnie, że samodzielnie wychowam moich synków. Nauczę ich wszystkiego, co jest ważne. Pozwolę rozwinąć skrzydła. I z całą pewnością nie będę zmuszał, by zajmowali się rodzinną firmą, jeśli nie będą mieli na to ochoty.

- Tato, proszę cię. Nie zaczynaj znowu. Dobrze wiem, co chcesz mi powiedzieć. Nie powinienem był tam jechać, wiem. To trudna sytuacja, ale…

- Trudna? – Ojciec nie daje za wygraną. On również wstaje od stołu.
W pierwszej chwili mam wrażenie, że podejdzie bliżej, lecz jego celem jest barek, znajdujący się po przeciwległej stronie jadalni. Nie ma jeszcze dziewiątej, a on już raczy się solidną porcją burbonu, którą i mnie proponuje.

- Nie, dziękuję. Przyjechałem bez szofera.

- Żałuj – komentuje cierpko, przełykając kilka sporych łyków. – Wracając do tematu… – Przywódca klanu Atkinsów rozsiada się wygodnie na beżowej sofie i wyciąga nogi. – Żadnych więcej odwiedzin w szpitalu, jasne? – Grozi mi palcem.

- A co z dziećmi? – Cedzę przez zęby, zapalając jednocześnie papierosa, na którego od samego początku miałem wielką ochotę.

- Dostaniesz je w odpowiednim czasie, gdy ten… Jak mu tam było?
– Mężczyzna marszczy czoło i pociera brodę.

- Samuel – odświeżam ojcu pamięć. Jak mógł zapomnieć imię omegi? Przecież on nosi jego wnuki!

- Samuel… Psia krew! To ciekawe, że dostał imię po naszym krewnym, którego ten wredny, zawszony… – Nicolas Atkins dławi się nienawiścią, rozpamiętując bolesną przeszłość.

Samuel Atkins był trzecim synem założyciela klanu Atkinsów. Nie przysłużył się rodzinie. Porwał Adama Reeda – syna sąsiada. Obydwaj zrzekli się swoich nazwisk i rozpoczęli wspólne życie, podróżując po Afryce. Senior Reed wpadł we wściekłość na wieść, że jego latorośl zaginęła. Gdy poszukiwania nie przyniosły rezultatów, smutek po stracie przerodził się w prawdziwą obsesję. Poprzysiągł zemstę, prowokując naszą rodzinę do obrony.

Pojedynki, procesy sądowe, wreszcie budowanie imperium, które miało doprowadzić do upadku drugą stronę. Cel był prosty – zniszczyć przeciwnika, zrównać go z ziemią wszelkimi dostępnymi metodami, by nie pozostał po nim żaden ślad. Tak mniej więcej prezentuje się moje dziedzictwo. Zostałem wychowany w duchu walki o dobre imię rodu, który miał zatriumfować nad wrogami.

- Tato, znam tę historię. Powtarzałeś mi ją miliony razy! – Wywracam oczami, doceniając uspokajającą dawkę nikotyny.

- No i co z tego, że ci ją powtarzałem?! Przy pierwszej lepszej okazji zaciągnąłeś do łóżka syna mojego największego adwersarza! Masz pojęcie co czuję, gdy uświadamiam sobie, że będę zawdzięczał wnuki temu małemu pomiotowi?! Nasza krew kolejny raz została zbezczeszczona! – Ostre krzyki mężczyzny niosą się po całej rezydencji.

Przytłacza mnie poczucie winy. To wszystko prawda. Splamiłem honor rodziny…

- Gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym to. – Przepraszający ton mojego głosu brzmi smutno i obco. – Nie chciałem cię zawieść. – Spuszczam głowę, wpatrując się w czubki butów.

- Nie zawiodłeś. Po prostu nie chcę słuchać o tym małym bękarcie, jasne?

- Przepraszam – bąkam pod nosem, ciesząc się, że najgorsze mamy już za sobą.

- Więc… – Ojciec ponownie przerywa ciszę, która między nami zapanowała. – Postanowiłeś zareagować na nawoływanie dzieci.

- Musiałem! – Każda komórka mojego ciała cieszy się na samą myśl, że mogę komuś opowiedzieć o naszym pierwszym spotkaniu. –  Chłopcy są bardzo przekonywujący i uparci. – Na samo wspomnienie o bliźniakach mimowolnie się uśmiecham. – Wyrosną na wspaniałych dziedziców, zobaczysz.

- Mam nadzieję. Jednak zanim to się stanie – ojciec ponownie robi pauzę, by jego słowa zabrzmiały dosadniej – unikaj szpitala jak ognia.

- Nie mogę tego zrobić! – Załamuję ręce, bo nie potrafię mu tego wytłumaczyć słowami. Ich wołanie… Bycie ojcem… To sens mojej egzystencji! – Dzieci mnie potrzebują. Na przykład wczoraj… –  Chcę się pochwalić tacie, jak zostałem zmuszony, by rzucić wszystko i pędzić do kliniki, lecz on zbywa to ruchem ręki, w której trzyma szklaneczkę z alkoholem.

- Jackson Reed wyklął brata. Nie chce mieć z nim nic wspólnego, dlatego też zamknął go w klinice do czasu porodu. Skoro własna rodzina odseparowała Samuela, ty tym bardziej nie powinieneś się angażować.

- Samuel został wyklęty? – dziwię się tym rewelacjom.

W naszym świecie przynależność do danej rodziny jest cenniejsza od złota. Jeśli jest się alfą, zawsze można założyć własny klan. Wymaga to sporo siły
i determinacji, lecz znam kilka osób, którym ta sztuka wyszła na dobre. Jeśli jednak jest się omegą… No cóż, moja zemsta chociaż w minimalnym stopniu odbiła się na Jacksonie. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy.

Odkąd pamiętam, Jackson Reed znajduje się na samym szczycie listy moich zaprzysiężonych wrogów. Można śmiało stwierdzić, że niezdrowa sytuacja między naszymi rodami, skumulowała się właśnie na naszej dwójce. Co więcej, obydwaj byliśmy święcie przekonani, że triumf jest już blisko. By zwiększyć szanse na pokonanie przeciwnika, celowo uczęszczaliśmy do tej samej, elitarnej szkoły średniej, gdzie dzień w dzień darliśmy ze sobą koty. Rzucaliśmy sobie kłody pod nogi i rywalizowaliśmy we wszystkim. Ja miałem lepsze wyniki
w sporcie, a Jackson błyszczał na zajęciach z literatury. Jak się okazało, zawdzięczał to sypianiu z nauczycielką, której wykradał testy. Gdy opublikowałem w Internecie zdjęcia ich wspólnej schadzki, Jackson zemścił się na mnie, odbijając ówczesną dziewczynę. Odwet był nieunikniony.

- To są ich sprawy, a nie nasze – zastrzega ojciec, po raz kolejny przywołując mnie do rzeczywistości.

Ich sprawy… Nasze sprawy… Moje dzieci… Za bardzo je kocham, by przez najbliższe cztery miesiące trzymać się na uboczu.

- Nie interesuje mnie, co Jackson zrobi ze swoim bratem. Po porodzie może go nawet zabić. Mam to gdzieś –  ironizuję. – Jednak nie zapominaj, że ciąża jest zagrożona. Chłopcy są za mali, by poradzić sobie bez wsparcia omegi. – Na powierzchnię wypływają tematy, o których wolałbym nie myśleć.  

- Jeremy, nie przyszło ci do głowy, że to kolejne kłamstwo, którym mydlą
ci oczy? Naprawdę jesteś aż tak naiwny? – Nicolas Atkins zaczyna się ze mnie gorzko śmiać.

- Uważasz, że Samuel tylko udaje? Niby jaki miałby mieć w tym cel? – Rozważam na głos wszystkie opcje, choć ta o mijaniu się z prawdą wydaje mi się nieco wydumana. Po co miałby to robić? Dobrowolnie skazał samego siebie na dziewięć miesięcy leżenia plackiem? Nic na tym nie zyska.

- Jak to jaki? Właśnie stracił rodzinę. Spodziewa się bliźniąt. Gdyby udało mu się jakoś cię uwieść i przekabacić, to…

Dożywotni związek? Ukochany z rodu Reedów? To abstrakcja w czystym wydaniu, która zasługuje jedynie na kilka szyderczych komentarzy.

- Chyba żartujesz?! – Oburzają mnie te niedorzeczne insynuacje. – Samuel miałby mnie uwieść? Nie kpij. W jaki niby sposób miało by mu się to udać?

- Tak samo, jak zrobił to za pierwszym razem? – Senior Atkins smaga mnie biczem satyry. – Uda pokrzywdzonego przez los, zacznie żebrać, płakać. W jego brzuchu znajdują się aż dwie karty przetargowe.

- Dobrze wiesz, że nic by z tego nie wyszło. – Wkurzony brakiem wiary w to,
że musiałem mocno obniżyć poprzeczkę, by przespać się z wrogiem, odpalam kolejnego papierosa. Głowa zaczyna mnie boleć od nadmiaru dymu oraz chronicznego przemęczenia. Silna migrena jest jak gwóźdź do trumny.

- A jednak wyszło. Podwójne szczęście. – Kochany tatuś nie zamierza przestać pastwić się nade mną. – Masz świadomość , że gdyby dzieci okazały się omegami, to musielibyśmy zostawić je na wychowanie  Samuelowi?! To by dopiero była ujma na honorze! – grzmi, oburzony własnymi słowami.

Oddać dzieci? Samuelowi? Nigdy! Są moje! Nawet gdyby okazało się, że jeden z chłopców to alfa, a drugi omega, za nic w świecie bym się go nie wyrzekł! Walczyłbym do utraty tchu, by nie rozdzielać maluchów.

Na szczęście nie muszę się martwić o takie drobiazgi. Bliźniaki odziedziczyły po mnie gen dominacji. W razie dodatkowych kłopotów, wykorzystam prawo. Jego zapisy wyraźnie wskazują, co należy zrobić, gdy w czasie poczęcia zainteresowanych łączył wyłącznie seks. Jednak argumenty ojca także muszę wziąć pod uwagę. Jackson może bez najmniejszego problemu sterować bratem. Sam ciężarny również wydaje się podejrzany. Pojawił się nie wiadomo skąd,
a potem zamienił moje poukładane życie w istny koszmar. Nie zdziwiłbym się, gdyby nastawił dzieci przeciwko mnie, aby tylko dopiec naszemu klanowi.

- Widzisz, twój staruszek czasami miewa dziwne pomysły, lecz szybciej mnie piekło pochłonie, niż pozwolę, by którykolwiek z tych kłamliwych węży skrzywdził mojego jedynaka!

Wzruszam się, słysząc tę szczerą deklarację ze strony Nicolasa Atkinsa. To do niego niepodobne. Nie przepada za takimi „babskimi” wyznaniami.

- Naprawdę uważasz, że oni robią to wyłącznie po to, aby mieć na nas jakiegoś haka? – Zadaję to pytanie nieco wbrew sobie. Czy moje własne dzieci tak bardzo nalegałyby na spotkanie ze mną, gdyby to był tylko i wyłącznie plan omegi?

- Nie wiem, jednak w przeciwieństwie do ciebie, synu, nie wykluczam takiej opcji. Dlatego powtarzam, trzymaj się od niego z daleka.

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    oj Drogi Lisku, bardzo mnie ucieszyłeś poprzednim wpisem, jak i teraz tym tekstem... ale i mam pytanie napisałeś coś o wattpadzie, ale tutaj też będziesz publikować?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak bardzo czekam na kolejny rozdział ❤️

    OdpowiedzUsuń