„Bezsenne Noce”
Nasze wieczorne spięcie sprawia, że zupełnie
odechciewa mi się spać. Spędzam w kuchni jeszcze trochę czasu, a potem zakradam
się na górę. W pokoju jest ciemno. Zapalam nocną lampkę. Eli schował się pod
kołdrą i odwrócił do mnie plecami. Wrzucam komputer do torby i siadam na brzegu
jego łóżka.
- Śpisz? – cierpliwie czekam na jego reakcję, lecz
nie odpowiada. – Chciałem ci tylko powiedzieć, że wyjeżdżam na kilka dni. Mam
trochę zaległych spraw do załatwienia… To wszystko jest dla mnie trudne… Bardzo
trudne… Chyba najlepiej będzie, jeśli troszeczkę od siebie odpoczniemy… –
wstaję z łóżka i kieruję się w stronę drzwi. – Uważaj na siebie – szepczę.
Całonocna podróż na niewiele się zdała. Nadal czuję
w głowie mętlik i sam już nie wiem, co powinienem myśleć o Eli, dziecku,
naszych pokręconych relacjach, kłamstwach, w które rodzice tak łatwo uwierzyli.
To nie powinno tak wyglądać. Miałem zapłacić za maleństwo, które odebrałbym ze
szpitala po dziewięciu miesiącach i to wszystko. Pieniądze w zamian za usługę.
Tymczasem pojawienie się chłopaka wszystko rozregulowało. A najgorsze jest to,
że powoli przyzwyczajam się do jego obecności. Nawet teraz, kładąc się spać o
świcie, spodziewam się usłyszeć ten charakterystyczny dźwięk, towarzyszący
szkicowaniu, a przecież dzieli nas kilkaset kilometrów… To wszystko jego wina. Gdyby nie był taki
uparty i zgodził się na mój układ, albo chociaż pozwolił dotykać dziecka, ale
nie… Zawsze musi postawić na swoim! Najchętniej przełożyłbym go przez kolano i
zbił ten jego chudy tyłem na kwaśne jabłko! Aż mnie ręka świerzbi! Wspominał,
że od piętnastego roku życia mieszka sam. Na efekty nie trzeba było długo
czekać. Rodzice niczego go nie nauczyli… W sumie czego mieli go nauczyć, skoro
wylądował pod opieką starszej siostry. Nawet to nie daje mi spokoju! Wszystko
jest w nim nienormalne. Nie ma rodziny, nie skończył szkoły, pracował pozując
nago… Strach pomyśleć, co jeszcze ukrywa. A do tego ciągle podlizuje się mamie
i tacie. Już teraz są w niego zapatrzeni. Jak tak dalej pójdzie, przywiążą się
do niego na dobre. Nie chcę go w naszej rodzinie! Przyczepił się jak rzep,
który nieco uwiera, lecz nie na tyle, by zatrzymywać się w połowie drogi, by go
wyjąć. Niby potrafi być miły, lecz nie umiem go polubić.
- Synku, jak było na spotkaniu w wydawnictwie?
Uporasz się z nową książką do końca roku?
- Nie wiem, mamo. Wszyscy bardzo na mnie naciskają,
ale prace nad scenariuszem jeszcze trochę się przedłuży, a ja nie mam obecnie
głowy do pisania – celowo narzekam na swój los, by uporać się z narastającym
rozdrażnieniem. Sądziłem, że te kilka dni spokoju pozwoli mi odzyskać
równowagę, a jest gorzej, niż było. Cały wolny czas poświęcam na czytanie o
ciąży. Kobiety i mężczyźni na różnych forach internetowych przechwalają się
swoim przesłodzonym szczęściem. Planują przyszłość swoich dzieci, wybierają
imiona. Niepotrzebnie próbowałem zgłębić tę wiedzę, która i tak do niczego mi
się nie przyda.
- Nie martw się, synku. Wszystko się ułoży – pociesz
mnie.
- Mamo… - zaczynam niepewnym tonem, nie bardzo wiedząc
jak mam ją o to zapytać. - Ja chciałbym…
- Nic mu nie jest. Dziecko też ma się dobrze –
zapewnia mnie.
- Mogłabyś poprosić go do telefonu? Dzwoniłem kilka
razy, ale znowu się na mnie obraził i…
- Nie, nie mogłabym.
- Proszę cię, tylko na chwilę. Ja muszę mieć
pewność, rozumiesz? Chcę to od niego usłyszeć. Tylko tyle…
- Max, nie mogę tego zrobić, bo wyszedł.
- Nie ma go? – dziwię się, spoglądając na zegarek. –
Dochodzi dwudziesta trzecia, a on jest poza domem? W dodatku sam?!
- Synku, uspokój się – zaczyna się ze mnie śmiać. –
Nie jest sam. Pomaga Freddiemu w jego projekcie. Ostatnio prawie go nie widuję,
bo albo rysuje, albo spędza czas w pensjonacie.
- To skąd wiesz, że dobrze się czuje?! A jeśli… - w mojej głowie pojawiają się
najczarniejsze wizje.
- Pytałam. Dobrze wiesz, że tata i ja bardzo dbamy o
naszego wnuka. To miłe, że Eli chce pomagać przyjacielowi. Freddy jest wobec
niego bardzo opiekuńczy i jestem pewna, że dokłada wszelkich starań, żeby…
- Nie chcę tego słuchać! – przerywam jej ostro. Na
sama myśl o zestawieniu wyrazów typu „opiekuńczy” i „Freddy”, robi mi się
niedobrze.
- Max, nie bądź zazdrosny. Oni mają się ku sobie.
Nic na to nie poradzisz. Ty też miałeś swoją szansę, nie skorzystałeś z niej,
ale to nie oznacza, że Eli nie może być szczęśliwy.
- Eli i Freddy?! Mowy nie ma! Mamo, jak możesz
wygadywać takie głupoty?! Nie i koniec! Jak tylko wróci, już ja mu powiem, co o
tym wszystkim myślę! – biały ze złości najchętniej rozszarpałbym blondyna na
kawałki, gdyby znalazł się w zasięgu moich rąk.
- Maxwell! Uspokój się! Jak ty się zachowujesz? –
strofuje mnie, jakbym był nieposłusznym dzieckiem, a nie wściekłym mężczyzną,
który chciałby zadbać o syna, lecz na związane ręce.
- Mamo, ale oni…! – a co, jeśli my tu sobie
beztrosko rozmawiamy, a ta świnia Freddy korzysta z okazji i…! Fuj! Na samą
myśl, że miałby dotykać tej jasnej skóry, całować go, albo… Jeszcze zrobi mu
krzywdę! Uszkodzi! A co gorsze, może wyrządzić krzywdę dziecku! Sam Eli też jest
jak dziecko! Przy tak niedoświadczonym kochanku nabawi się jakiś traumatycznych
wspomnień! Co taki nabuzowany palant może wiedzieć?! Wykorzysta chłopaka, zmuszając
do rzeczy, których ten nie dość, że nie chce, to pewnie nawet nie zrozumie!
- Max, zapewniam cię, że…
- Dość! Nie chcę o tym więcej słuchać! – rozłączam się,
sapiąc niczym nosorożec, gotowy do ataku. Ty podły draniu! Odczekałeś, aż
wyjadę, by rzucić się na niego, tak?! O poczekaj, bratku! Już ja ci dam
nauczkę! Z połamanymi rękoma nie będziesz miał jak go dotknąć… Nogi też
powinienem mu połamać, tak dla pewności, by do nas nie przychodził…
Jestem gotowy wcielić mój szatański plan w życie,
lecz dość szybko przychodzi otrzeźwienie. Przecież mama ma rację. Jeśli Eli
chce z nim być, nic na to nie poradzę… Gdybym przepędził Freddiego, to
oznaczałoby, że zależy mi na jasnowłosym, a tak nie jest. Chcę tylko dobra
dziecka. Tylko ono się dla mnie liczy, prawda?
Tej nocy śnią mi się same koszmary. Za każdym razem,
gdy zamykam oczy, widzę Freddiego. Jego obleśne palce przesuwają się po skórze
Eli, zostawiając na niej lepkie ślady. Chłopak wyrywa mu się, prosi by
przestał, ale ten nie przestaje. W końcu nad ranem śni mi się inny sen. Tym
razem to ja staję się oprawcą. To moje dłonie pieszczą najpierw jego wypukły
brzuch, a potem… „Proszę, Max… Proszę…” – jego cichy szept elektryzuje całe
moje ciało. Jestem delikatny, cierpliwy, nie śpieszę się, a on… Gdy wsuwam się
w jego wnętrze, na twarzy pojawia się grymas niezadowolenia, który niweluję
serią pocałunków. Chłopak obejmuje mnie mocno za szyję ramionami. Odpręża się i
pozwala na więcej. Mój członek przesuwa się w jego ciasnym wnętrzu, a gdy
jestem cały w środku, zachęcam go, by oplótł moje biodra swoimi nogami, aby
mógł być bliżej. Odchylam jego głowę do tyłu i całuję po szyi. Jest mi zupełnie
uległy. Mógłbym z nim zrobić, co tylko
zechcę. Im bardziej jest podniecony, tym głośniej jęczy, domagając się spełnienia.
Jego fiołkowe oczy robią się zamglone, nabiera głośno powietrza i dochodzi…
Oszołomiony, zaspokojony, absolutnie cudowny…
Budzę się gwałtownie i siadam na łóżku. Jestem zlany
potem i dyszę ciężko, zupełnie jakbym przed chwilą naprawdę uprawiał z nim
seks.
- Oszaleję przez ciebie… - warczę, po czym wstaję z
łóżka i funduję sobie bardzo zimny prysznic. Gdyby tak miał wyglądać nasz
stosunek, nie odmówiłbym… Wprost przeciwnie. Pieściłbym go bez końca, by móc patrzeć
jak wije się z rozkoszy… A gdy byłby już zbyt zmęczony, pozwoliłbym mu zasnąć,
by po pewnym czasie ponownie go torturować… - Max, to przecież Eli! Uspokój
się! – nakazuję sobie, uderzając dłonią w wykafelkowaną ścianę! – Do niczego
takiego nigdy nie dojdzie, słyszysz?! Poza tym on jest w ciąży, a dziecko…
Tylko ono się liczy, tylko ono…
Dziecko… Dla niego zrobiłbym wszystko. To, że
pozwolę Eli się nim zajmować, powinno być wystarczającą nagrodą. Ostatecznie on
też bardzo się o nie troszczy. Był gotowy chronić je za wszelką cenę, gdy
tamten typ szarpał nim bez opamiętania w biurze mamy. Przyłożył mu nawet nóż do
gardła. Gdyby coś mu się stało… Dzidziuś jest za malutki, bo poradzić sobie bez
niego. Musi jak najdłużej zostać w jego brzuchu. Urodzić się silnym i zdrowym,
a ja mu w tym pomogę. W zamian za to nie będę taki restrykcyjny. Kto wie, może
dam mu potrzymać mojego synka, albo pozwolę zabrać na spacer. Zanim to jednak
nastąpi, dołożę wszelkich starań, by nic złego mu się nie stało. A to oznacza,
że jeszcze dzisiaj muszę wrócić do domu! Powinienem zostać w mieście co najmniej
trzy kolejne dni, lecz coś mi mówi, że trzeba wsiąść do auta i gnać przed
siebie.
Nie dzwonię do rodziców i nie informuję ich o zmianie
planów. Wolę im zrobić niespodziankę. A właściwie nie im, lecz pewnemu wkurzającemu
mnie studentowi, który kręci się obok Eli. Przez spontaniczną zmianę planów,
wyruszam dopiero wieczorem, więc docieram na miejsce około północy. Niewyspany,
przemęczony i obarczony masą rzeczy, które powinienem był zrobić lub napisać
dawno temu, parkuję samochód na podjeździe. Wszystkie światła w domu są
zgaszone, lecz drzwi wejściowe otwarte, co może oznaczać, że Eli jeszcze nie
wrócił. To dobrze. Poczekam tu na niego.
Noc jest wyjątkowo ciepła i przyjemna. Spaceruję po
ulicy, czekając na moje gołąbki. Czekam i czekam, a oni nie wracają. Dopiero po
godzinie, dostrzegam światła samochodu tego delikwenta. Postanawiam zrobić im
niespodziankę i chowam się w cieniu, by mnie nie zauważyli. Freddy jakby nigdy
nic, parkuje swoje auto na ulicy i pomaga Eli wysiąść. Chłopak jest zmęczony.
Wcale mu się nie dziwię. Już od dawna powinien spać, a nie włóczyć się nie
wiadomo gdzie, w dodatku w podejrzanym towarzystwie.
- Dobranoc – żegna się z Freddym, ziewając.
- Poczekaj – starszy chłopak łapie go za ramię. –
Nie idź jeszcze.
- Freddy, ja… - jego zachowanie nam obu nie przypada
do gustu. Jednak by mieć pewność, jak naprawdę między nimi jest, muszę
wytrzymać i sprawdzić, co będzie się dalej działo.
- Gdyby nie twoja pomoc… Dobrze wiesz, że sam bym
sobie nie poradził.
- To drobiazg – ziewa Eli, zasłaniając dłonią usta.
Czy ten palant nie widzi, że on się za chwilę osunie na ziemię?! Daj mu spać!
- Eli… - kładzie mu obie ręce na ramionach.
Jasnowłosy mruka kilka razy, zdziwiony jego zachowaniem. Freddy, nawet o tym
nie myśl… Hotelowy dziedzic pochyla się nad nim, zmniejszając odległość miedzy
ich ustami. Zszokowany wstrzymuję oddech. Za późno! Za chwile zobaczę coś, o
czym już nigdy więcej nie uda mi się zapomnieć.
- Nie – złotowłosy odpycha go dosłownie w ostatniej
sekundzie.
- Dlaczego nie? Przecież mnie lubisz… Nie
przeszkadza mi, że jesteś w ciąży…
- Tu nie chodzi o dziecko, dobrze wiesz.
- A o co? – czy on nie rozumie słowa „nie”? Co za
debil! – Ty i Max? Sam mówiłeś, że nic was nie łączy. Widziałem, jak patrzy na
ciebie pełen obrzydzenia. Chyba nie powiesz mi, że nagle zmieniłeś zdanie i
znowu chcesz z nim być, co? – wzdycha niezadowolony, choć nie puszcza chłopaka
ze swojego uścisku.
- Max nie ma z tym nic wspólnego – broni się
blondyn.
- Więc powiedz mi o co chodzi, bo nic z tego nie
rozumiem! Lubisz spędzać ze mną czas, rozmawiać, ale pocałować się nie dajesz.
Dlaczego? Nie podobam ci się? A może wolisz starszych?
- Nie lubię tego. Mówiłem ci już – Eli spuszcza
wzrok na chodnik.
- Nie lubisz? Jak można nie lubić pocałunków?! –
jego ton zmienia się na znacznie ostrzejszy. Wiem, co za chwilę zrobi i tym
razem muszę go powstrzymać. – Może nikt nie pocałował cię jak należy? – unosi jego
brodę do góry. – Pokażę ci, jak się to robi… - zaskoczony takim obrotem
sytuacji, nie ma mu jak uciec. Wychodzę więc z cienia i wkraczam do akcji.
- Freddy! – na dźwięk mojego złowróżbnego głosu aż
podskakuje, cofając dłonie i uwalniając blondyna ze swojego uścisku.
- Ja właśnie… Bo my… - jąka się, nie wiedząc, czy
widziałem, co przed chwilą wyczyniał.
- Bo wy? – powtarzam po nim, podchodząc do ciężarnego,
którego obejmuję od tyłu ramionami. - Jesteś zmęczony… - komentuje jego stan.
Nie umyka mi także lekkie drżenie. Nie broni się, gdy zagarniam go w swoje
ramiona. Wprost przeciwnie. Szuka w nich schronienia. Nie bój się, malutki. Ja
się nim zajmę…
- Eli pomagał mi dokończyć projekt i trochę się
zasiedzieliśmy – bezczelny… Jestem pewien, że planował to od samego początku.
- Pora położyć cię do łóżka – wygląda jak króliczek,
schowany przed wilkiem w ramionach tygrysa. – Dobranoc, Freddy – nie zaszczycam
go swoim spojrzeniem. Wolę wpatrywać się w nieco przestraszone, fiołkowe
tęczówki, które mienią się pod wpływem światła, pochodzącego z samochodowych
reflektorów.
- Dobranoc – niedoszły gwałciciel przełyka swoją porażkę.
- Freddy, zapomniałbym – wołam za nim, gdy otwiera drzwi
od auta. – Zrób tak jeszcze raz, a twoje zwłoki wyłowią z jeziora, jasne? – Nie
odpowiada. Jego mina mówi mi wszystko.
- Max… Puść mnie – dopiero teraz przypominam sobie o
filigranowym zakładniku.
- Przepraszam – zwracam mu wolność.
- Nie szkodzi – automatycznie oplata brzuch. – Chyba
straciłem przyjaciela… - spogląda w kierunku znikającego za zakrętem pojazdu.
- Przyjaciele nie wymuszają rzeczy, na które druga
strona nie ma ochoty. – Powinienem mu coś jeszcze powiedzieć? Jakoś pocieszyć? Chłopak
stoi przede mną ze spuszczoną głową. Żal mi go. – Chodź, pora spać – popycham go
w kierunku wejścia. Niechętnie rusza do przodu. Gdy docieramy na górę, siada na
swoim łóżku i układa dłonie na kolanach. – Hej, co się dzieje? – klękam przed
nim, by spojrzeć mu w oczy.
- Nic.
- Nic? Możesz mi powiedzieć. Nikomu nie powtórzę –
zachęcam go.
- Z mojego powodu znowu groziłeś komuś śmiercią… -
wypomina mi, marszcząc nosek.
- Eli… - wzdycham, siadając obok niego na łóżku. –
Tak długo, jak jesteś w ciąży, nikt obcy nie ma prawa tknąć cię palcem,
rozumiesz?
- Dziecku nic nie jest.
- Nie mówimy teraz o dziecku, a o tobie.
- O mnie? – odwraca głowę w moją stronę.
- Tak, o tobie. Nie pozwolę cię skrzywdzić.
Zwłaszcza teraz. To, czyje to dziecko, nie ma znaczenia. Potrzebujesz opieki,
bezpieczeństwa. To moje zadanie. Wiesz, że nie rzucam słów na wiatr, prawda? -
Przez kilka sekund miedzy nami nastaje cisza. Najwidoczniej potrzebuje chwili,
by przetrawić te słowa, po czym robi coś zupełnie zaskakującego. Bierze mnie za
rękę i układa ją na swoim brzuchu.
- Dziecko jest twoje – szepcze. – Dziękuję, że tak
się o nas troszczysz – zeskakuje z łóżka i uśmiecha się smutno, idąc do
łazienki. Nie mogę się ruszyć ze swojego miejsca. Siedzę tam jak sparaliżowany.
Co to było… Ten dziwny impuls, który poczułem, to ciepło, bijące od jego
drobnej postaci… Eli, ty naprawdę jesteś …
Jeejku, nie wiem czemu, ale uwielbiam to opowiadanie ;D jak mogę przeczytać nowy rozdział, to od razu mam lepszy humor. Eli jest taki słodziutki i biedny... nie mogę się doczekać aż w końcu z Maxem się do siebie przekonają i będzie miłość, choć czytanie o tym jak się nie do końca rozumieją i nieświadomie krzywdzą czasami też jest super ;D
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam to opowiadanie :) Mam mnóstwo pomysłów i scen do opisania, więc będzie się jeszcze dużo działo. Kto wie, może jeszcze w tym tygodniu wrzucę jakiś rozdział.
UsuńTwój Kitsune
No nareszcie! Przeczytałam całość w pracy. Nie ma to jak schować się w toalecie i czytać o wybrykach Maxa ^^
OdpowiedzUsuńKira, płacą Ci za czytanie? :D
UsuńTwój Kitsune
Oczywiście że tak jeśli robię to w toalecie ^^
UsuńSkoro tak, to ok :D Muszę więcej wrzucać, to może wyrobisz jakieś nadgodziny :D
UsuńTwój Kitsune
Jestem jak najbardziej za ^^ jutro idę do pracy tak więc czekam na kolejny rozdział :D
UsuńDobrze się składa, to może coś wrzucę :D
UsuńTwój Kitsune
O boszzzz to było takie słodkie!
OdpowiedzUsuń~Nyaaa!
Kocham to opowiadanie, a tej sceny z freedym to się w sumie spodziewałam.
Powiesze kolesia xDDD
Czekam na kolejne części bezsennych nocy i najlepszego!
Yumiko :*
Znowu mam fazę na Bezsenne noce i zacząłem pisać nowy rozdział, więc pojawi się już niedługo. Nie mogę się doczekać chwili, gdy opiszę genialny pomysł Maxa, na który wkrótce wpadnie :D To dopiero będzie zaskoczenie :D
UsuńTwój Kitsune
Yay ^-^
UsuńTa~ak :D *tańczy taniec zwycięstwa* Czyżby Maxwell w końcu coś zrozumiał? Przekonuje się do blondaska :D
OdpowiedzUsuńA Freddiego i tak go nie lubiłam. Za bardzo kojarzył mi się z Fnaf'em... W razie czego czekam na te zwłoki w rzece :D
Wegi
No wiesz, dobre zwłoki nie są złe :D Poziom dramatyzmu od razu idzie w górę, a przecież o to w tym wszystkim chodzi. Ktoś odchodzi, a potem jest płacz. Dużo płaczu :D
UsuńTwój Kitsune
Już niecierpliwiłam się, że tak długo nie ma rozdziału :) tadam jest :) co mnie bardzo cieszy! Max to mój nr 1 w byciu superbohaterem :)
OdpowiedzUsuńI myślę, że kolejny będzie szybciej :)
A i tak w ogóle to ile przewidujesz części?
Pozdrawiam :)
Ja też uwielbiam Maxa. Jest super gościem :)
UsuńIle będzie części? Nie wiem. 30? Jesteśmy mniej więcej w połowie opowiadania. Chyba :D
Nowy rozdział powinien się pojawić jeszcze w tym tygodniu, bo już połowę mam napisaną.
Twój Kitsune
Z rozdziału na rozdział co raz bardziej nie mogę się doczekać, żeby poznać płeć dziecka. Fajnie by było, gdyby to była dziewczynka. Chociaż nie. Współczułabym temu dziecku bycia niespełnionym planem. Co nie zmienia faktu, że jestem bardzo ciekawa, co Eli wyda na świat :)
OdpowiedzUsuńJa już wiem, ale nie powiem :D Nie chcę Wam psuć niespodzianki :)
UsuńTwój Kitsune
No w końcu Max nie spieprzył XD
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńjednak Freddy coś czuje do Eli, ocho Maxowi coś za bardzo przeszkadzają inni kręcący się ludzie koło Eli... no i sama końcówka...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudownie, a jednak Freddy coś czuje do Eli, Maxowi coś bardzo przeszkadzają inni kręcący się koło Eli...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga