piątek, 19 lutego 2016

Rozdział IV

Szkolne opowieści: Mój nauczyciel- opowiadanie yaoi (część I)



Cały weekend spędziłem w domu. Do nikogo nie zadzwoniłem. W sobotę rano napisałem smsa do Jade. Chciałem wiedzieć czy wróciła bezpiecznie do domu. A potem zapadłem się w sobie i tak sobie trwałem. Dryfowałem między snem a jawą. W poniedziałek rano zastanawiałem się czy iść do szkoły. Kusiło mnie, by zostać w łóżku i kontemplować stan totalnego odrętwienia, ale z drugiej strony... „Podążaj za swoim celem” - to moje życiowe motto, które usłyszałem wieki temu. Byłem wtedy mały, rodzice zabrali mnie ze sobą na jakiś służbowy wyjazd. Nudziłem się. Chciałem się z nimi bawić, ale ciągle słyszałem, że mam być grzeczny. Wtedy podszedł do mnie jakiś facet z garniturze. Spojrzał na moją zapłakaną twarz i z całą powagą powiedział „Podążaj za swoim celem”. Nie rozumiałem, o co mu chodzi. Nie pamiętam jego twarzy. Ponoć wziął mnie za rękę i zaprowadził do innych dzieci. Byłem szczęśliwy. Zapamiętałem tylko to zdanie. Kimkolwiek był, miał rację. Należy podążać za swoim celem. Dlatego zwlokłem się z łóżka i poszedłem pod prysznic. Zdjąłem ciuchy, które miałem na sobie od piątkowej imprezy. Umyłem się i ubrałem, zjadłem śniadanie. Zabrałem plecak i wyszedłem z mieszkania.
Po szkole, jak zawsze kręciłem się bez celu po mieście, a potem pojechałem po Jade, żeby odprowadzić ją do domu. Myślałem, że będzie na mnie wściekła za to, iż wcześnie wyszedłem i zostawiłem ją samą, ale nic nie powiedziała.
- Przepraszam za piątek, naprawdę źle się czułem - kolejny raz tego dnia próbowałem spojrzeć jej w oczy. Jade swoim zwyczajem była znudzona, chciała wrócić do domu.
- Już mnie przepraszałeś, nie gniewam się.
- Serio?
- Jasne, zapomnij.
- Może wybierzemy się gdzieś jutro? - chciałem spędzić z nią trochę czasu, ale nie w klubie czy na ulicy, potrzebowałem jej jak nigdy wcześniej.
- Jutro masz hiszpański, a ja dodatkową matematykę.
- No i co z tego? Chcę być z tobą - byłem coraz bardziej zdesperowany.
- Nie mogę, jutro jest test.
- Test? Nigdy nie masz dla mnie czasu. Nie przeszkadza ci to?
- Przeszkadza, ale w przeciwieństwie do ciebie, nie mogę urwać się z zajęć kiedy chcę. Muszę się więcej uczyć, bo nie przyjmą mnie na studia.
- A co ze mną?
- A co ma być? Spotkamy się w piątek. Chcę znowu iść do tego klubu, a ty? Ostatnia impreza była niesamowita. - Przytula się do mnie. Obejmuję ją mocno. Gdy jest tak blisko nie umiem się na nią złościć. Wtulam twarz w jej włosy. Pachnie tak słodko, owocowo. Odchyla się i patrzy na mnie, a potem obejmuje mocniej i pozwala się pocałować. Ma miękkie wargi, które smakują truskawkowym błyszczykiem. Splata ramiona na mojej szyi. Jest mi cudownie.
- Jade, to ty? - Ojciec... Właśnie dlatego nie przepadam za jej rodziną. Nie podoba im się, że moich rodziców nigdy nie ma w domu. Nie będę lekarzem, co również działa na moją niekorzyść. Zawsze traktowałem Jade z szacunkiem, odprowadzałem do domu, otwierałem drzwi, a mimo to jej rodzina wyczuwa we mnie coś dziwnego, co sprawia, że najchętniej wymieniliby mnie na członka drużyny koszykówki, którego częstowaliby domowym ciastem. Jeśli mam być szczery, to staram się nie wkraczać na terytorium wroga, dlatego odprowadzam Jade tylko do furtki.
W końcu nadszedł wtorek. Waham się czy pójść na hiszpański. Od sobotniego poranka zabroniłem sobie myśleć o zdarzeniach, które miały miejsce w klubie. Trudno jest mi zaakceptować, że facet pokroju Willa woli facetów, ale jeszcze gorzej czuję się z faktem, że poczułem zazdrość i... Dobrze, przyznaj to chociaż raz - ich pocałunek był podniecający. Jednak najgorsze jest to, że on mnie widział. Pocałował go na moich oczach celowo. Z jednej strony mam go w garści - wystarczy przypadkowo rzucić od niechcenia „widziałem naszego nauczyciela w piątek w klubie, jak całował się z innym facetem”. Plotki szybko się rozejdą i do końca semestru nie zazna spokoju. Zszokuje uczennice i zniechęci je do siebie, bo teraz lekko się w nim zadurzyły. A Łysol? Wyrzuci go ze swojej szkoły z hukiem. Zrobi taką aferę, że strach się bać. Właśnie tak powinienem zakończyć tę historię. Zemścić się za to, co zrobił oraz za fakt, że jest palantem. Mimo to, nie umiem się na to zdobyć. Za krótko go znam. Muszę się przyczaić i uodpornić na złowieszcze spojrzenie granatowych oczu. Jeśli tego nie zrobię, on będzie górą... Rozdarty wewnętrznie zdecydowałem, iż nie będę się do niczego zmuszać i w ostatniej chwili podejmę decyzję.
Lekko zasapany dopadłem do ostatniej ławki. Chwilę po mnie pojawił się on. Miałem wrażenie, że skanuje wzrokiem całą salę. Gdy wypatrzył mnie z tyłu, schowanego za plecami Adama, dla którego istnieją tylko zapasy, miałem wrażenie, że w jego oczach znowu widzę cień uśmiechu. Jeśli serio potrafi się uśmiechać w takiej chwili, to musi być nienormalny.
Starałem się ze wszystkich sił nie patrzeć w jego kierunku, udawać, że jest nieobecny i że zajęcia prowadzi poprzednia nauczycielka. Nie dało się. Jak na złość, tym razem zaczął krążyć po sali. Powoli zbliżał się do mnie niczym drapieżny kot, który upatrzył sobie niczego nieświadomą ofiarę przy wodopoju. Z jednej strony odpytuje uczniów, a z drugiej z każdą chwilą jest coraz bliżej i bliżej.
Zdradzieckie serce zaczyna przyspieszać. Dłonie mi się pocą. Czuję, że ta chwila w końcu nadejdzie, chociaż wolałbym jej uniknąć lub oddalić w czasie najbardziej jak się da.
Słyszę jego kroki. Ciężkie, motocyklowe buty odbijają się od parkietu. To koniec, nie mam gdzie uciec. O Bogowie, miejcie mnie w swojej opiece...
- Daniel - wypowiada moje imię prowokująco - jak sądzisz, czy twoja urocza koleżanka ma rację twierdząc, że to właściwa odpowiedź?
Wiem do czego zmierza. Chce abym spojrzał mu w oczy. Jeśli teraz tego nie zrobię, równie dobrze mogę zrezygnować z zajęć, bo już nigdy nie da mi spokoju. Podejmuję wyzwanie. Podnoszę wzrok utkwiony w podręczniku. Drań stoi tak blisko... Czuję zapach jego perfum. Widzę, jak pojedyncze kosmyki przydługich włosów okazują mu jawną niesubordynację. W końcu wstrzymuję oddech. To uczucie... Nie da się go porównać z niczym innym. Szkła okularów pana Rice'a złowieszczo błyszczą. Mam wrażenie, że obcuję z samym Lucyferem. I gdy w końcu zebrałem się na odwagę, on zrobił to, czego zupełnie się po nim nie spodziewałem. Uśmiechnął się w ten sam sposób jak wtedy... Czas biegnie do tyłu. Znowu jesteśmy w klubie. Blondyn niezgrabnym, lecz pełnym uczucia gestem przesuwa opuszkami po bladym policzku, a szczupłe palce Willa zaciskają się na jego ramieniu. Przyciąga nieznajomego do siebie i wtedy... NIE! Przestań. Odwracam od niego wzrok i kieruję z powrotem na podręcznik.
- Zadałem ci pytanie Danielu - dobrze się bawi. Jego głos powtórnie wabi moje zdradzieckie oczy. Znowu jestem w pułapce. - Danielu?
- Tak? - wydukałem w końcu. Stróżka zimnego potu przesuwa się wzdłuż mojego kręgosłupa coraz niżej i niżej.
- Odpowiedz. - naciska.
- Ja wiem, proszę pana - głos rudej kończy tą przedziwną grę między nami. Na szczęście dla mnie nie tylko ja nie byłem w stanie znieść dłużej tego napięcia. - Prawidłowa odpowiedź to B, a nie C.
William w ułamku sekundy przesuwa swoje hipnotyzujące spojrzenie ze mnie na rudą. Nie znam go zbyt dobrze, ale przysiągłbym, że jest wściekły.
- Tak, masz rację, lecz to było pytanie do Daniela. - Jego głos potwierdza moje przypuszczenia - Daniel, nie śpij! - I pomyśleć, że zostało jeszcze półtorej godziny...
Przez resztę zajęć Will krąży po sali niczym dziki zwierz. Co pewien czas zbliża się do mnie, a potem wycofuje.
- Za mało się uczycie. Na następne zajęcia proszę powtórzyć materiał od początku roku, jasne? - Nie brzmiało to jak polecenie, raczej rozkaz. - I jeszcze jedno. Daniel - wymawia moje imię prawie ze złością - zostajesz po zajęciach.
- Co? - wyrwało mi się.
- Zostajesz po zajęciach. Głuchy jesteś? - powtarza znacznie głośniej. - Reszta może się zbierać. Widzimy się w piątek.
Nie marzę o niczym bardziej niż o ucieczce. Pośpiesznie wpycham wszystko do plecaka i nakładam kurtkę. Chcę skorzystać z zamieszania jakie panuje w sali i wyjść z innymi, aby nie mógł mnie dopaść. Kątem oka widzę, że otworzył laptopa. Pochyla się nad biurkiem, lecz nie siada. Teraz mam szansę by uciec. Gdy cichutko przeciskam się między ławkami, zastępuje mi drogę. Skąd się tu wziął tak szybko? Przecież jeszcze chwilę temu stał przy biurku.
- Powiedziałem zostań - łatwo powiedzieć. Kto przy zdrowych zmysłach chciałby zostać z nim sam na sam? A jednak zostajemy sami. Zastanawiam się czy pobiegłby za mną gdybym spróbował uciec? Trudna decyzja...
- Usiądź - kolejny rozkaz nieznoszący sprzeciwu. Siadam natychmiast w najbliższej ławce. William podchodzi do mnie, odsuwa sobie krzesło i nie spuszczając ze mnie wzroku zajmuje miejsce po przeciwnej stronie. Znowu jest spokojny i opanowany, a ja dla odmiany bliski ataku paniki bądź zawału serca. - Musimy porozmawiać.
- O czym? - zadaję najgłupsze z możliwych pytań by zyskać trochę czasu.
- O tym, co widziałeś w klubie - odpowiada rzeczowo.
- Ja nic nie widziałem - zaczynam się zaciekle bronić.
- Naprawdę?- Kłamię jak z nut i on dobrze o tym wie. Wbijam wzrok w blat ławki, by uniknąć jego spojrzenia.
- Spójrz mi w oczy - prosi cicho. Cholera, mogłem się domyślić, że tak będzie... Podnoszę wzrok. William przez chwilę się waha, co jest do niego niepodobne. Drzwi się otworzyły i do sali wszedł Łysol. Całe szczęście. Mój wybawiciel, jestem uratowany.
- Dobrze, że pana zastałem. Musimy porozmawiać - jego wzrok przenosi się z Willa na mnie. Rozumiem bez słów i od razu się podnoszę.
- Do widzenia - szepczę cicho i uciekam jak najdalej od Willa i niechcianych wspomnień.

9 komentarzy:

  1. Wow. Weszłam, zaczęłam czytać... I po prostu nie mogę *-* Zapowiada się niezła historia, czekam na następną część!!!
    ~ja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że moja twórczość przypadła Ci do gustu. Następny rozdział już w poniedziałek lub wtorek.

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Cudne~ Piękne~ Świetne~!!! Zwykle nie lubię opowiadań w czasie teraźniejszym, ale to jest takie opowiadanie, które chce się czytać ^^ Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Oby były tak samo cudne jak dotychczas~
    ~Dziwako

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :) Nie spodziewałem się, że ktokolwiek przeczyta moje opowiadanie, bo blog istnieje dopiero od tygodnia. Nowy rozdział wrzucę jutro. Chciałem dzisiaj, ale Joleen jeszcze nie przeczytała. To moja pierwsza historia, którą chcę mocniej rozbudować, więc powstanie jeszcze kilkanaście rozdziałów. Nie za dużo, tak w sam raz :)Zapraszam jutro wieczorem.

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Łaaa ale mnie wciągnęło! :D
    Pisz dalej, nie mogę się doczekać! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę, piszę:) Jestem już mniej więcej w połowie. Chciałbym dodawać posty jak najczęściej, bo mam już pomysł na kolejne opowiadanie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Hej,
    wspaniale, cały czas myśli o weekendzie i o tym co wtedy widział, ale ciekawi mnie o czym Will chciał porozmawiać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka,
    wspaniale, cały czas myśli o weekendzie i o tym co widział, ciekawe o czym chciał Will porozmawiać tak dokladnie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie się czyta, chociaż nie jestem przyzwyczajona do opowiadań w czasie teraźniejszym. Historia zapowiada się bardzo ciekawie i już mnie wciągnęła :)) .
    Minęło już dużo czasu od dodania historii, pewnie autor już nie wchodzi na bloga, ale jeśli tak to gratuluję pomysłu i talentu do pisania :))

    OdpowiedzUsuń