piątek, 9 września 2016

Rozdział VIII



Szkolne opowieści: Mój uczeń- opowiadanie yaoi (część II)

 

Staram się nadrobić stracony czas i jak najszybciej odrobić głupotę Aldena. Póki godziny wypełnione są spotkaniami, pisaniem raportów oraz pilnowaniem prac związanych z nowym oprogramowaniem, jest dobrze. Wieczorem zasypiam w chwili, gdy moja głowa dotyka poduszki. Nie muszę o niczym więcej myśleć. Zwłaszcza o jego oczach, które bezustannie są we mnie wpatrzone...
Jest dopiero kilka minut po 6:00 rano, a ja już jadę do pracy. Wmawiam sobie, że robię tak, żeby wyrobić się z kontraktem. Tymczasem prawda wygląda zupełnie inaczej. Uciekam z domu, aby uniknąć przypadkowych spotkań. Naciskam przycisk i czekam na windę. Rozsuwającym się drzwiom towarzyszy cichy szelest. W środku czeka na mnie Daniel.
- Will! - jego twarz od razu rozświetla uśmiech. - Już wychodzisz?
- Tak, mam spore zaległości – odwracam się do niego plecami.
- Jeśli chcesz, chętnie ci pomogę. Mam spore doświadczenie. Pomagałem rodzicom i-
- Dziękuję, poradzę sobie – przerywam mu.
- Will... Spójrz na mnie – prosi. Nie reaguję. Chłopak wzdycha cicho, po czym wymija mnie, naciska na przycisk, który zatrzymuje windę między dwunastym a trzynastym piętrem i łapiąc za ramiona, popycha na lustrzaną ścianę. - Tęskniłem za tobą. A ty za mną tęskniłeś? - spogląda mi w oczy czekając w napięciu na odpowiedź.
- Nie wiem. Przyzwyczaiłem się już, że ciebie nie ma – znowu go ranię. Potrafię być dla niego tylko i wyłącznie oschły, a mimo to on stale próbuje...
- Ale jestem... Na wyciągnięcie ręki... Wystarczy jedno twoje słowo... - unosi głowę i muska ustami moją brodę. - Przytul mnie – prosi cicho, łasząc się jakby był kotem. - Tylko na chwilę. Bardzo cię potrzebuję – zaczyna całować moją żuchwę. Jego dłonie suną w górę, aż zaplata ręce na moim karku, domagając się pocałunku. - Proszę... - szepcze ledwo słyszalnym głosem... Pochylam głowę i złączam nasze wargi. Nie zamykam oczu, więc doskonale widzę błogość, która natychmiast pojawia się na jego twarzy. Czasami potrafi być taki słodki...
- Wystarczy – kończę pocałunek i przyglądam mu się uważnie. Z niezadowoleniem unosi powieki i spogląda na mnie rozmarzonym wzrokiem.
- To za mało – narzeka.
- Zatrzymałeś windę. Ochrona za chwilę tu będzie. Budynek jest monitorowany.
- Skoro tak, to znaczy, że ktoś nas widział! - wpada w panikę.
- Przeszkadza ci to? - pytam z rozbawieniem, obserwując coraz bardziej zdenerwowanego chłopaka.
- A tobie nie?! Przecież inni się dowiedzą, że my...!
- No i co z tego? Czy sam nie domagałeś się, abym cię pocałował, Danielu? Spełniłem tylko twoją zachciankę. Poza tym zapominasz, że pozory to twoja działka. Ja nie mam nic do ukrycia – drażnię zielonookiego, bawiąc się jego kosztem.
- Tu nie chodzi o pozory! - irytuje się.
- A o co?
- Will, tobie jest łatwiej, masz swoją firmę, pozycję, poparcie rodziny... - zaczyna wyliczać.
- Nadal nie rozumiem.
- Gdyby moi rodzice dowiedzieli się o nas, to...
- To co?
- Oczekują ode mnie czegoś więcej niż związku z facetem.
- Nadal wstydzisz się uczucia do mnie, prawda? - zaczynam się śmiać z niedowierzaniem.
- Nie, to nie tak. William, ja naprawdę ciebie...!
- Dosyć, nie chcę tego słuchać! - przerywam mu ostro, uderzając dłonią w panel sterowania. Winda od razu rusza w dół.
- Co mam zrobić, abyś mi uwierzył?! - łapie mnie za rękę, nie pozwalając wysiąść.
- Przestań udawać kogoś, kim nie jesteś – wyrywam mu się.
- Przecież wiesz, że nie mogę tego zrobić! William! - krzyczy za mną. Oto i Daniel... Minęły cztery lata, a on nadal żyje złudzeniami...
Przygotowuję się do spotkania rady nadzorczej, na której ma nam towarzyszyć wujek Harry. Obiecał mi to podczas ostatniej rozmowy telefonicznej.
- Puk, puk – roześmiany Lucas, konspiracyjnie zakrada się do mojego gabinetu.
- Wchodź, nie musisz pukać – odpowiadam na jego uśmiech.
- Stary, co się z tobą dzieje? - zamyka drzwi i rozsiada się wygodnie na fotelu.
- Co masz na myśli?
- Nic tylko pracujesz. Nigdzie razem nie wychodzimy. Nawet biegać przestaliśmy – robi smutną minę, bawiąc się przy tym moim wiecznym piórem.
- Wiem – odpowiadam mu ponuro.
- Daniel nie daje ci spokoju, co?
- Nie chce się odczepić.
- Nie myśl o nim. Wybierzmy się gdzieś razem. Tylko ty i ja. To nam dobrze zrobi – pochyla się nad biurkiem i przesuwa palcami po mojej dłoni.
- A twój brat?
- To zapatrzony w siebie egoista, który robi co może, by zamienić moje życie w piekło.
- Patric? - dziwię się. Nie sądziłem, że relacja pomiędzy bliźniakami jest aż tak pogmatwana.
- Mam go serdecznie dosyć. Ostatnio ciągle się kłócimy. Razem źle, ale osobno jeszcze gorzej. Nic na to nie poradzę. Jest jak moje słońce. Po prostu musi być obok, inaczej wariuję.
- To może kolacja? Zjemy coś dobrego, ponarzekamy sobie – proponuję ciemnowłosemu.
- Czytasz w moich myślach, przyjacielu.
- Will, możemy porozmawiać? - jasnowłosa głowa Daniela wyłania się zza drzwi.
- Nie możecie. Omawiamy właśnie ważne sprawy – Lucas rzuca mu wymowne spojrzenie.
- Chodzi o kontrakt – mały dzielnie walczy, żeby nie dać się zbyć.
- Wieczorem w hotelu, dobrze? Zajmę się wszystkim – Cheng puszcza do mnie oko i wychodzi. Jego słowa od razu powodują silną reakcję.
- Idziecie do hotelu? Po co?
- Domyśl się – uśmiecham się słodko.
- Naprawdę z nim sypiasz?
- Sypiam... To za dużo powiedziane – opieram się wygodnie o oparcie fotela.
- Więc pieprzysz się z nim tak jak ze mną?
- To nie twoja sprawa. Miałeś jakiś problem z kontraktem. Słucham.
- Ty jesteś moim największym problemem! Proszę, nie spotykaj się z nim!
- Dlaczego? - mierzę go zimnym wzrokiem. - Lubię go. Jest zabawny i miły. Mamy wiele wspólnego. No i seks jest nieziemski – dodaję lekko rozmarzonym tonem.
- William... - szepcze. - Jeśli zależy ci tylko na tym, to ja...
- Z tobą było miło, nie twierdzę, że nie. Jednak za bardzo angażujesz się emocjonalnie. Nie chcę cię ranić. A skoro mogę wybrać między dobrą zabawą, a wiecznym dramatem, to...
- Zrobię co zechcesz! Nie usłyszysz ode mnie ani słowa skargi, tylko nie idź z nim do hotelu, błagam cię!
Jego wzrok pełen emocji... Oddanie aż nazbyt czytelne... Kiedyś też tak na mnie patrzył. Chciałem mu rzucić cały świat pod stopy, tak bardzo go kochałem... Serce boli na samo wspomnienie.
- To już przeszłość. Zapomnij o mnie.
- Nie umiem! Nie widzisz jak bardzo cię kocham?!
- Masz rację, nie widzę – zbieram porozrzucane dokumenty i wychodzę do sali konferencyjnej.
- Witaj, prezesie – Stanley wstaje z fotela, by uścisnąć mi dłoń. - Jak nasze interesy?
- Bardzo dobrze.
- Słyszałem że wujek Harry wybiera się w odwiedziny.
- Z tego co wiem, powinien już tu być – spoglądam na zegarek. Dochodzi południe. Dziwne, że jeszcze go nie ma. Jego samolot miał wylądować godzinę temu.
- Może nie żyje? - złowieszczy chichot Aldena mrozi mi krew w żyłach i podnosi ciśnienie.
- Uważaj kuzynie, bo nic nie stoi na przeszkodzie, abyś do niego dołączył – otwarcie mu grożę, bo mam już dosyć użerania się z nim na każdym kroku.
- Ojej, Will... Jeśli moje przeczucia się spełnią, nie będziesz już mógł chować się za jego spódnicą – udaje przerażonego.
- Dobrze się czujesz, Alden? - Stanley bacznie mu się przygląda. Ja także odnoszę wrażenie, że od pewnego czasu nie jest sobą...
- Znacznie lepiej niż dobrze. Jestem jak nowo narodzony – zapewnia nas, nalewając sobie wody do kryształowej szklanki. Następnie wyciąga z kieszeni marynarki pomarańczowe pudełeczko i wkłada do ust niewielką tabletkę, którą popija. - Nie patrzcie tak, to witaminy. Lekarz mi przepisał, bo jestem przemęczony.
- Skoro tak twierdzisz – Stanley wraca do studiowania raportów.
Przez następną godzinę omawiamy najważniejszy problem, jakim jest ciągły brak naszego oprogramowania na półkach sklepowych. Klienci wystawili nam bardzo pochlebne recenzje, co przyczyniło się do większego zainteresowania zarówno oprogramowaniem, jak i kolejnymi zabezpieczeniami, nad którymi prace dobiegają powoli końca.
- Testerzy są zgodni co do tego, że oprogramowanie nie wykazało większych błędów. Powinniśmy wyciągnąć wnioski i przygotować o wiele większy pakiet...
- Przepraszam szefie, ale pojawił się pan Harry – przerywa mi Bell.
- Jest tutaj? - spoglądam w kierunku drzwi, lecz nikogo nie dostrzegam.
- Fizycznie nie, ale prosi o rozmowę przez Skype.
- Połącz go.
- Witajcie moi drodzy! - macha nam z ekranu, ubrany w słomkowy kapelusz i koszulę w hawajskie wzory.
- Wujku, chyba zabłądziłeś... - spoglądam na niego wymownie.
- Wiesz jak jest, Will. Wsiadasz do samolotu, poznajesz piękna kobietę i nagle okazuje się, że... - zaczyna się nerwowo śmiać, próbując ukryć zakłopotanie.
- Do twarzy panu w tej koszuli – wcina się Lucas, machając mu wesoło do kamery.
- Dzięki, chłopcze. Jeśli chcesz, przyślę ci taką samą.
- Bardzo chętnie. To będzie miła odmiana dla garnituru. Dla Patrica też proszę przysłać.
- Ma się rozumieć. Każę mojemu asystentowi zająć się tym w pierwszej kolejności.
- Obiecałeś mi coś, prawda wujku? - przerywam im przemiłą dyskusję na temat mody.
- No cóż... Nawaliłem... Przyznaję, ale postaram się jakoś ci to wynagrodzić. Przecież i tak twój głos jest decydujący, a w moim wieku lepiej podążać za głosem serca, póki jeszcze bije. Rozumiesz, prawda?
- Anderson i serce... Dobry żart – Alden po raz kolejny wybucha histerycznym śmiechem.
- William, cokolwiek postanowisz, masz moje poparcie. Do końca tygodnia będę nieuchwytny, więc postarajcie się nie przeszkadzać – przez chwilę na ekranie widzimy przepiękną, długowłosą kobietę w średnim wieku, ubraną niebieską sukienkę, która macha do nas równie radośnie jak wujek Harry na przywitanie. - To Cara.
- Ale laska! - gwiżdże podekscytowany Lucas. - Wujku, jak będziesz gdzieś jechać następnym razem, zadzwoń do mnie.
- Masz to jak w banku, chłopcze.
- Jesteś kochany!
- Will, nie patrz tak na mnie – kolejny raz zaczyna się tłumaczyć. - Wiem, dałem ciała, ale dla ciebie też mam prezent.
- Nie chcę koszuli w hawajskie wzory – odpowiadam ponurym tonem.
- Will, no coś ty! Wiesz ile lasek na takie leci? Weź przykład z wujka. To równy gość – Lucas staje w jego obronie.
- W takim razie ja też taką chcę! - Bell jak zawsze trzyma rękę na pulsie.
- Nie ma sprawy! Kupię je dla wszystkich! Nie martw się Will, dla ciebie mam coś innego. Wujaszek się postarał. Powiem tylko tyle. Jest czerwony, szybki jak cholera i powinien być już zaparkowany przed budynkiem – uśmiecha się do mnie. - Do twoich urodzin jeszcze sporo czasu, ale sam przyznasz, że robi wrażenie – daje znać swojemu asystentowi. Na ekranie pojawia się najnowszy Bugatti Chiron.
- Wujku, nie musiałeś... – zaskoczony nie wiem, co powiedzieć.
- Nie udawaj, dobrze wiesz, że zasłużyłeś. Kazałem go nieco podrasować, dlatego obiecaj mi, że nie będziesz szaleć, jak to masz w zwyczaju. I jak, kochasz go już? - cieszy się jak dziecko.
- Ale cacko, Will! Przewieziesz mnie? - Lucas nie może oderwać wzroku od ekranu.
- Kupiłeś mu samochód?! I co jeszcze? Może oddasz mu też swoje udziały, co? - Alden nie umie ukryć niezadowolenia. - Trzy miliony wywalone w błoto dla takiego idioty...
- Tobie nie kupię nawet koszuli. W przeciwieństwie do ciebie, Will potrafi zarobić pieniądze, a skoro koniecznie chcesz wiedzieć, to tak. Moje udziały staną się jego własnością. Nie sprzedam ci ich! Wolę kupić mu samochód, niż zostawić tobie choćby dolara - siwowłosy mężczyzna ucina sprzeczkę, pokazując Aldenowi jego miejsce w szeregu. - Obiecuję, że przyjadę za dwa, góra trzy tygodnie. Masz na to moje słowo, Will. Cara bardzo chce zwiedzić galerię sztuki. A teraz będę się żegnać, trzymajcie się i liczę na to, że nie zabijesz się na pierwszym skrzyżowaniu! - znika z ekranu, równie szybko, jak się na nim pojawił.
- Will, chodźmy go obejrzeć! Musi być niesamowity! - Lucas podrywa się z miejsca.
- Jasne, Anderson. Idź się bawić, a pracę zwal na innych.
- Nie przejmuj się nim, idź – zachęca mnie Patric. - Ja tu zostanę i omówię z Aldenem resztę ważnych spraw.
- Nie, Alden ma rację. Dokończymy spotkanie, a potem pójdziemy obejrzeć wóz – uśmiecham się na samą myśl jaką daje prowadzenie takiej maszyny.
Pojawienie się nowej zabawki mocno dezorganizuje resztę dnia. Po zebraniu muszę skorzystać z megafonu i obiecuję wszystkim zainteresowanym przejażdżkę po firmowym parkingu, co zostaje przyjęte aplauzem ze strony pracowników.
Szybko nastaje wieczór. Zbieram się właśnie do wyjścia, gdy ponownie odwiedza mnie Daniel.
- Rozmawiałeś już z Lucasem? - spogląda na mnie z wyrzutem.
- Na jaki temat?
- Odwołałeś wasze spotkanie?
- Nie.
- Ale Will...
- Anderson! Musimy porozmawiać! - do gabinetu wpada wściekły Alden, nie bawiący się w formalności. - Spadaj chłopcze, jesteś tu zbędny – z pogardą zwraca się do Daniela.
- Alden, nie zapraszałem cię – syczę wściekły, bo nie podoba mi się sposób w jaki traktuje małego.
- To ważne! Rozmawiałem z wujkiem Harrym. Ponoć kupujecie jakieś akcje bez porozumienia z radą!
- Przypominam ci, że twój pakiet jest zbyt mały, by stawiać mi jakiekolwiek warunki, zwłaszcza po twoich ostatnich popisach – moje słowa stają się zapalnikiem, który rozgrzewa mężczyznę do czerwoności.
- Jak śmiesz! Nie pozwolę, abyś traktował mnie w taki sposób! Ty i te twoje nic nie warte pomysły! Znowu będziemy stratni! A ty? Co jeszcze tu robisz? - łapie Daniela za marynarkę i zaczyna nim potrząsać. Chłopak wygląda na przerażonego zachowaniem wojowniczego kuzyna.
- Zostaw mnie! - próbuje się wyswobodzić.
- Milcz, śmieciu! Przez takich jak ty...! - nie kończy tego zdania. Wykręcam mu ramię i rzucam na podłogę.
- Puszczaj! Anderson! - szarpie się jak oszalały starając uwolnić.
- Bell! - wołam asystenta, który czai się przy drzwiach.
- Tak, szefie? - pojawia się w przeciągu sekundy.
- Zadzwoń po kierowcę Aldena.
- Już lecę!
- Anderson, zabiję cię, zobaczysz! Twoje dni są już policzone!
- Nic ci nie jest? - z niepokojem spoglądam na Daniela, który nie przywykł do bijatyk w godzinach pracy.
- Nie – szepcze cicho. - Może kogoś zawołać?
- Poradzę sobie. To nie pierwszy raz, gdy Alden nieco się zapomniał, prawda?  - zbyt zaaferowany stanem Daniela nie poczułem, jak krewki napastnik przygotował się do kontrataku. Jego cios trafia mnie w lewy policzek. Nie jestem mu dłużny i od razu oddaję.
- Oskarżę cię o pobicie! - wrzeszczy na cały głos, okładając mnie na oślep, nim udaje mi się skutecznie go unieruchomić.
- Co tu się dzieje?! - woła zaalarmowany Stanley, który w okamgnieniu ocenia sytuację. - Alden! Co ty wyprawiasz?! Niech tu ktoś przyjdzie! On chyba oszalał! - od razu zbiegają się inni pracownicy, ale ich pomoc nie jest mi potrzebna. Dodatkowe uderzenie sprawia, że Alden staje się znacznie spokojniejszy i nieco oszołomiony.
- Will, nic ci nie jest? - Daniel kuca obok i ostrożnie dotyka obitego policzka. - Bell, przynieś apteczkę!
- Bez przesady, nic mi nie zrobił – bronię się przed niechcianą opieką.
Dyrektor działu finansowego oraz jego asystent wyprowadzają Aldena z gabinetu, ciągnąc go w kierunku windy.
- Bell, zadzwoń do niego do domu i do lekarza. A reszcie dziękuję. Możecie wracać do pracy.
- Co mu się stało? Nigdy się tak nie zachowywał – Daniel ani myśli zostawić mnie samego.
- Kuzyn Alden lubi sobie konkretnie przyćpać. W zeszłym roku był na odwyku, ale nie rozpowiadaj tego. To taka rodzinna tajemnica – ostrzegam.
- Nikomu nie powiem.
- Dziękuję.
- Nie, to ja dziękuję. Gdyby nie ty... - posyła mi spojrzenie pełne bólu.
- Przestań, nic takiego się nie stało.
- Nieprawda! Stanąłeś w mojej obronie! Jednak zależy ci na mnie... – twarz chłopaka łagodnieje, a oczy mienią się na różne odcienie zieleni.
- Powinieneś sprawdzić, czy pan Cheng zaaprobował ostatnie poprawki – przypominam mu.
- Nie zostawię cię samego!
- Will, nic ci nie jest? - zdyszany Lucas podbiega do biurka. - Gdzie ten palant?! Zaraz się z nim rozprawię!
- Pojechał do domu.
- Puściłeś go? Trzeba było dzwonić po policję! Zaatakował cię!
- Nic się nie stało.
- Will, wszystko widziałem. Mogę być świadkiem – wtrąca się Daniel.
- Załatwię to bez policji – reaguję ostro.
- Olać Aldena. Zwijamy się stąd. Mam dość atrakcji jak na jeden dzień i jestem głodny. Idziesz? - Lucas daje mi ostatnią szansę, abym odmówił, lecz nie chcę tego robić. Wprost przeciwnie.
- Idę. Do jutra, Danielu – żegnam się. Dzisiejszy wieczór zamierzam spędzić znacznie przyjemniej...

18 komentarzy:

  1. Ugh oboje strasznie mnie irytują -,-
    Kocham ich no ale WY IDIOCI!
    :T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idioci? Nie wszystkim jest pisany szczęśliwy związek, zwłaszcza po przejściach :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Yaaaay! Kolejny rozdział!
    Will, co ty wyprawiasz?! Ogarnij się! Daniel! Do ciebie to samo!
    I jeszcze jedno: czy to tylko ja jestem jakaś ślepa, bo nie wiem, czy Will spał już z Lucasem, czy nie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co ogarniam, to tylko wkurza Daniela… Chyba nie posunął (*lenny*) się do tak drastycznych środków :D

      Wegi

      Usuń
    2. Chłopaki są bardzo ogarnięci :D Świetnie sobie radzą. Daniel robi co może, a Will też nie jest gorszy. Stara się ułożyć sobie życie.
      Wegi ma rację. Seksu z Lucasem JESZCZE nie było :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Daniel taki kotek ^.^ Słodko jak się denerwuje. Jest wkurzony i jednocześnie zażenowany :D
    Ojej Daniel, zwaliłeś to. Olej rodziców! A tak dobrze Ci szło…
    Patric złośliwy? Wiem, że rodzeństo, ale Lucas… Chyba coś trochę kitujesz! Ja wiem, że ty go lubisz *lenny*! Więc leć tygrysie!
    I Daniel zazdrosny. Znowu. No w sumie mu się nie dziwię. Lucas i William dobrze się bawią jego kosztem. A przecież Daniel znowu jest słodki i uroczy. (Oczywiście nie jak Kitsuś! *dodaje pośpiesznie* Żeby niebyło!) Will, brzydko!
    A Harry znowu leci na podryw, dosłownie :D Ten to ma branie. Nieodpowiedzialny w ciul, ale myśli. Odda akcje Andersonowi :3
    Kuzynek sobie poćpał. (Z tymi "tabletkami" chyba każdy się domyślił :'D) I jest zazdrosny o samochodzik. Ojejciu, jak mi przykro. Tak bardzo, że aż wogóle.
    Oho! Will sprał kuzynka. Ktoś tu się wkurzył o "małego". :D Ach, słodko. BIJ GO! UDERZ! :D
    Okejj… William! *rzuca ostro* Co masz na myśli przez "znaczne przyjemniej"? Kitsuś co on ma na myśli! D:

    Wegi
    Ps. Już miałam pisać maila, czy wszystko gra :D Jednak żyjesz, więc wszystko dobrze… *Uff*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odzyskałem internet! Życie jest piękne, zwłaszcza z 2-letnim abonamentem :D
      Co będzie dalej? Znacznie przyjemniej. Hotel zasadniczo służy do spania, ale Will wyjaśnił nam już, że nie zawsze chodzi o spanie, prawda? :P Więc wiesz jak jest...:)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Tak! Życie jest piękne, gdyby nie poniedziałek… I wiesz co? mam do szkoły na 8:55 do 16:10. Najlepsze jest to, że ostatni mam basen… :') Tak, super…
      … Nie zrobisz tego. Nie, KITSUNE NIE ZROBISZ TEGO ;-;

      Wegi

      Usuń
    3. Nie zrobię czego? :D Myślimy o tym samym? :D
      16:10 i basen, co w tym takiego złego? Woda relaksuje :) Przekonasz się w poniedziałek :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Już dobrze wiesz, czego nie zrobisz ;-; Ale ty jesteś podstępny, więc mam jeszcze nadzieję…



      Nie znasz i nie chcesz poznać babki od Basenu… Poprostu nie… Już bym wolała, żeby borsuk z Chumorków był moim starym przyjacielem… ;-;

      Wegi

      Usuń
    5. Ja? Podstępny? Ja? Mówimy o mnie? No nie wierzę! Serio ja? Nie masz na myśli kogoś innego? Wegi... :(
      Borsuk jeszcze powróci, ale najpierw inne atrakcje, o których nic nie powiem :D Szykuję coś takiego, że z miejsca się zakochasz, zobaczysz :D Radzę Ci już teraz powtarzać, że jestem najsłodszym liskiem ever, bo jak to przeczytasz, to... Ale ciii :) Wszystko w swoim czasie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. Widzisz… moja granica poczucia zła i do ra jeat zatarta… więc sprytny i wymijający to dla mnie to samo co podstępny. Taka już jestem :P Oczywiście nie możesz traktować tego jako obrazę! D: Jak nie powiem Ci wprost, że Cię krytykuję, to wiesz… :D
      Widzisz? Jesteś strasznie wymijający… I podsycasz ciekawość! Jak możesz?

      Wegi

      Usuń
    7. Wymijająco-podsycający :D Od dziś to moje drugie imię :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    8. Jeśli Cię to kręci :'D

      Wegi

      Usuń
    9. Bejbe, a co mnie nie kręci :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    10. Dobra bejbe, dopisuję to do listy *lenny*

      Wegi

      Usuń
  4. Hejka, hejka,
    wspaniale, nie mogą to w jakiś sposób pozbyć się Aldena? on chce doprowadzić firmę do bankructwa, Will bardzo rani Daniela, aż mi smutno...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, nie mogą to się w jakiś sposób pozbyć Aldena? on chce doprowadzić firmę do bankructwa, buu... Will bardzo rani Daniela, aż mi jest smutno...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń