środa, 21 września 2016

Rozdział XIII


Szkolne opowieści: Mój uczeń- opowiadanie yaoi (część II)

 

Odliczam nerwowo minuty do spotkania z Lucasem, który wcześnie rano wysłał mi smsa informując, że nastąpił przełom i musimy się pilnie zobaczyć. Na miejsce naszego spotkania wybiera restaurację w centrum, w której umawiamy się na obiad.
- Nareszcie jesteś! - uśmiecha się do mnie, machając.
- Przepraszam za spóźnienie. Zostawiłem samochód w firmie, bo o tej porze i tak nie miałbym gdzie zaparkować.
- Nie szkodzi. Po prostu nie mogłem się doczekać, aż cię zobaczę.
- Skoro tak, to zacznij w końcu opowiadać. Jak było? Pogodziłeś się z bratem?
- Można tak powiedzieć – odpowiada enigmatycznie.
- Widziałem go dzisiaj. Zachowywał się jakby nic się nie stało.
- Ojciec zabrał nas do hotelu i długo krzyczał. Powiedział, że powinniśmy trzymać się razem, zwłaszcza w sytuacji, gdy zamierza przekazać ster firmy właśnie nam. Niestety, ma rację, co obaj niechętnie przyznaliśmy. Podaliśmy sobie ręce i obiecaliśmy mu, że na tym kończymy braterską wojnę.
- I już? - dziwię się.
- Już.
- Wasz tata jest niesamowity. Najlepszy negocjator z jakim kiedykolwiek współpracowałem.
- Wiem. Mamy dużo szczęścia, że nas adoptował.
- No dobrze, przestań mydlić mi oczy i powiedz co było dalej – naciskam na niego, bo ewidentnie coś przede mną ukrywa.
- Tata wsiadł do samolotu i wrócił do domu.
- A ty i Patric?
- Ja i Patric... - powtarza po mnie. - Zostaliśmy w hotelu. Rozmawialiśmy jeszcze jakiś czas, a potem wróciliśmy do domu.
- Czyli pogodziliście się? - upewniam się.
- Patric mnie przeprosił, ale nie tego się po nim spodziewałem. Obiecał, że będziemy spędzać razem więcej czasu. Rzucił kilka frazesów typu „jesteś dla mnie najważniejszy”, „mam tylko ciebie”, „bardzo cię kocham”.
- To chyba dobrze.
- Powiedział mi to, co chciałem usłyszeć.
- Skąd wiesz? Może był z tobą szczery? - serce boleśnie o sobie przypomina. Czy nie to samo usłyszałem od Daniela? „Chcę z tobą być”, „zamieszkajmy razem”, „kocham cię”... Może to również są frazesy, które tak bardzo chciałem usłyszeć?
- Znam Patrica lepiej niż ktokolwiek inny, ale nie wiem, co mam o tym wszystkim sądzić. Jeśli nie był wobec mnie szczery, to prędzej czy później dowiem się prawdy.
- Prędzej czy później? Czyli zostajesz? - spoglądam mu w oczy, szukając potwierdzenia.
- Tak, na razie tu zostanę. I to jest w tym wszystkim najlepsze.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę – odwzajemniam jego zaraźliwy uśmiech.
- Cieszysz się?
- Bardzo – zapewniam ciemnowłosego.
- Rano byłeś tak zaabsorbowany małym Danielem, że nawet mnie nie zauważyłeś.
- Przepraszam – uciekam wzrokiem, bo czuję się jak dziecko przyłapane na jedzeniu ciastka przed obiadem.
- No słucham, słucham... Przecież doskonale wiem, że jest tego więcej – splata dłonie i podpiera na nich brodę, wpatrując się we mnie uważnie.
- Daniel chce ze mną mieszkać.
- Serio?!
- Serio. A najgorsze jest to, że chyba się zgodziłem.
- Will... Nie za szybko? Jeszcze nie tak dawno temu trudno ci było przebywać z nim w tym samym pomieszczeniu i nie wyglądać przy tym jak zbity pies, a teraz taka zmiana...
- Wiem, nie musisz nic mówić. To szaleństwo i znając życie nie skończy się niczym dobrym, ale...
- Kochasz go – kończy za mnie zdanie.
Milczę przez chwilę, zastanawiając nad słowami Lucasa. Tak, kocham go. Zranił mnie, złamał serce, ale nie umiem bez niego żyć.
- Jestem idiotą, prawda? - chowam twarz w dłoniach.
- Na miłość nie ma lekarstwa – kładzie mi dłoń na ramieniu. - Wiem coś o tym.
- Jedziemy na tym samym wózku – dodaję ponuro.
- Dokładnie tak. I wiesz co, mam ochotę olać to wszystko i napić się czegoś mocniejszego. Co ty na to?
- Alkohol... O tej porze? - waham się.
- Musisz wracać do biura?
- Właściwie nie...
- Właśnie to chciałem od ciebie usłyszeć. Idziemy się zabawić! Będziemy świętować miłość na swój własny sposób. Kelner! Poproszę o rachunek – posyła mi kolejny figlarny uśmiech. Ma rację. Za bardzo się przejmujemy. Będzie, co ma być.
Przez większość popołudnia, które nagle staje się późnym wieczorem włóczymy się po klubach, pijąc, śmiejąc się i rozmawiając o wszystkim. Prawda jest taka, że bardzo potrzebowaliśmy uwolnić się od problemów, które zaczną wiercić nam dziury w brzuchach jak tylko wrócimy do domu. Daniel dzwonił do mnie kilka razy. Napisałem mu wiadomość, że jestem na spotkaniu. Nie dodałem z kim, bo  dobrze wiem jak zareaguje. Kto wie, może właśnie w tej chwili przenosi swoje rzeczy do mojego mieszkania?
Lucas także nic nie powiedział Patricowi. Po prostu wyłączył telefon, chowając go do kieszeni marynarki z westchnieniem ulgi.
Jest dobrze po północy, gdy decydujemy się wezwać taksówkę, która odwozi nas do domu.
- To było epickie – woła zadowolony, wysiadając z auta.
- Uwierzę, jeśli powtórzysz mi to rano.
- Rano będę zajęty leczeniem mega kaca.
- Nie wiem, co gorsze. Poranny ból głowy, czy wieczorne kazanie.
- Chcesz spać u mnie? Gwarantuję, że obędzie się bez kazań. W moich oczach zasłużyłeś na totalne rozgrzeszenie.
- Dziękuję, przyjacielu – uśmiecham się wdzięczny za zrozumienie, którym mnie obdarza.
- Will, czy to nie twój kuzyn Alden? - wskazuje na samochód, który właśnie odjeżdża z parkingu.
- Alden? - dziwię się. - Co miałby tu robić o tej porze? Mieszka po drugiej stronie miasta. Z tego, co mi wiadomo, nie mamy w sąsiedztwie żadnych dilerów. Jesteś pewny, że to był on?
- Głowy bym za to nie dał, ale podobieństwo było uderzające.
- Zwłaszcza po kilku martini – wybuchamy cichym śmiechem, czekając na windę.
- Ostatnia szansa, by spać u mnie – Lucas blokuje drzwi dłonią, gdy zamierzam wysiąść na swoim piętrze.
- Jestem dorosły i nie boję się małego Daniela – zapewniam go przy pożegnaniu.
- Jak chcesz. W razie czego zostawiam drzwi otwarte.
- Dziękuję. Jesteś aniołem.
- Do jutra, Will.
- Śpij dobrze.
Nie zdążyłem jeszcze dotknąć klamki, gdy Daniel otwiera i mierzy mnie lodowatym spojrzeniem.
- Gdzie byłeś?! Jest prawie pierwsza!
- Świętowałem z Lucasem – mijam go, zatrzaskując za sobą wrota piekieł.
- W dodatku jesteś pijany.
- A ty zrzędzisz jak stara baba. Tak, piłem alkohol. Jestem dorosły i będę robił to, co chcę – podchodzę do lodówki, sięgając po butelkę z wodą.
- Myślałem, że spędzimy ten wieczór razem, skoro mam tu mieszkać.
- Mały, to ty chcesz tu mieszkać. Mówiłem ci, że to nie jest dobry pomysł.
- Zgodziłeś się!
- Nie oznacza to, że zgodziłem się także na to, abyś mi mówił co i z kim wolno mi robić.
- Chodzi ci o Lucasa?! Bronisz go! Coś jest między wami!
- Tylko się przyjaźnimy.
- Nie kłam! Łączy was coś więcej! Wolisz jego, prawda? - załamany spuszcza wzrok.
- Nie będę z tobą rozmawiał w taki sposób.
- Jasne, najlepiej jest uciec od tematu.
- Nie uciekam od żadnego...! Zachowujesz się jak dziecko! - odstawiam butelkę na blacie.
- Ja? Ja zachowuję się jak dziecko?! Czemu nie powiesz mi tego wprost? Czemu nie przyznasz, że sypiasz z Lucasem?
- Bo taka rzecz nigdy nie miała miejsca? - odpowiadam pytaniem na jego pytanie, coraz bardziej zirytowany.
- Kłamiesz! To część twojej zemsty! Rozkochałeś mnie w sobie, a teraz bawisz się moim kosztem i jeszcze wciągasz w to swojego kochanka!
- Ostrzegam cię Danielu, posuwasz się za daleko...
- Jesteś podły! Nienawidzę cię! Żałuję, że cię kiedykolwiek spotkałem! - krzyczy mi w twarz, po czym wybiega z mieszkania, trzaskając drzwiami.
To chyba wszystko w temacie wspólnego mieszkania... Bez wzajemnego zaufania trudno jest cokolwiek zbudować, a my sobie nie ufamy. Przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim powinniśmy.
Rozbieram się i idę wziąć prysznic. Nie mam pomysłu na to, co powinienem powiedzieć Danielowi i czy cokolwiek chcę mu mówić. Jak cienka jest granica pomiędzy „kocham” i „nienawidzę”...
Rano, zanim otwieram oczy, wyciągam rękę w poszukiwaniu ciepłego ciała, lecz natrafiam tylko i wyłącznie na zimną pościel. Nie wrócił... Szlag by to wszystko trafił!

- Dzień dobry, szefie! Za chwilę podaję kawę! - megafon Bella przeprowadza zmasowany atak na moją bolącą głowę. Mam ochotę udusić skubańca albo otworzyć okno i pozbyć się go razem z tym jazgocącym sprzętem! Spokojnie, tylko spokojnie...
- Wyłącz to, głowa mnie boli!
- Przepraszam szefie – zaczyna szeptać. - Chce szef aspirynę?
- Poproszę.
- Już się robi.
Po krótkiej chwili powraca, stawiając na stole szklankę z wodą, do której wrzuca jakieś tabletki musujące.
- To postawi szefa na nogi. Jest niezastąpione na kaca – informuje mnie.
- Wolę papierosy.
- A ja wolałbym pracować z blondynką z trzeciego piętra.
- Bardzo zabawne – sięgam po dziwnie smakujący napój.
- Do dna, szefie. Inaczej nie zadziała.
- Lucas już jest?
- Nie. Rano przyszedł tylko pan Patric. Mam go poprosić?
- Nie, dziękuję.
- A Daniel?
- Pojechał sprawdzić jak idą postępu działu reklamowego. Za tydzień ruszamy z kampanią.
- No tak... - nie ma go... Może to i dobrze?
Magiczny specyfik Bell szybko stawia mnie na nogi. I całe szczęście. Około południa odwiedza mnie Anna w towarzystwie najsłodszego bobasa, jakiego kiedykolwiek widziałem.
- Widzę, że mój następca zdążył się zadomowić – uśmiecha się przelotnie na widok prężnie działającego Bella, który rozstawia wszystkich po kątach.
- Nie przejmuj się nim. Dobrze wiesz, że z nikim nie współpracowało mi się tak dobrze, jak z tobą. Odchowasz dziecko i...
- Szefie... - wzdycha cicho, wpatrując się w maluszka, który śpi w wózku – nie wrócę do firmy.
- Anno, nawet tak nie żartuj! Pomogę ci rozwinąć skrzydła. Niczym się nie martw – zapewniam kobietę, która od pierwszego dnia była moim największym wsparciem. Nie wyobrażam sobie, by mogło jej zabraknąć przy moim boku, zwłaszcza w chwili, gdy projekt wejdzie w decydującą fazę.
- To nie była prosta decyzja, wierz mi. Zawsze myślałam, że żyję po to, by odnieść oszałamiający sukces, ale teraz...
- Tak właśnie będzie, zaufaj mi. Pomogę ci we wszystkim. Będziesz pracować z domu i...
- Nie. Przykro mi to mówić, ale ja chcę odejść.
- Odejść? - wpatruję się zszokowany w jej spokojną i uśmiechniętą twarz.
- Bycie mamą okazało się znacznie bardziej fascynującym zajęciem, niż podpisywanie kontraktów i szukanie kolejnych kontrahentów.
- Jedno nie wyklucza drugiego. Pójdę ci na rękę, zrobię co zechcesz. Zatrudnimy nianię, która zajmie się dzieckiem – wyliczam..
- Właśnie o tym mówię. Nie chcę, by moje dziecko wychowywała obca osoba, gdy ja będę pracować. Chcę przy nim być, patrzeć jak rośnie, jak się rozwija...
- Nie mówisz tego poważnie - załamany chowam twarz w dłoniach.
- Poradzisz sobie. Zawsze sobie radziłeś – kładzie mi dłoń na ramieniu.
- Radziłem sobie, bo byłaś obok. Sama widzisz jaki cyrk tu panuje pod rządami Bella. Błagam cię, nie odchodź. Nie ty...
- Jesteś dobry w tym co robisz, bo we wszystko mocno się angażujesz, wkładasz w to serce. Przedtem też chciałam taka być. Byłeś moim wzorem, ale odkąd urodziła synka... Wszystko się zmieniło – spogląda na maluszka, który otwiera oczy i spogląda na swoją mamę, uśmiechając się przy tym słodko.
- Nie jestem w stanie cię przekonać? Nawet pieniędzmi?
- Zwłaszcza pieniędzmi. Spójrz na niego, jest bezcenny.
- To prawda.
- W dodatku urodził się zdrowy dzięki tobie, bo zdążyliśmy do szpitala na czas – Anna obejmuje mnie z wdzięcznością. - Razem z mężem uznaliśmy, że będziesz idealnym ojcem chrzestnym. Zgadzasz się, prawda?
- Czuję się zaszczycony.
- Czyli rozstajemy się w przyjaźni? - spogląda mi w oczy.
- To nie jest rozstanie. Jeśli zmienisz zdanie, pamiętaj, że czekam tu na ciebie.
- Dziękuję – znowu mnie przytula, ocierając łzy. - Zajmiesz się dzieckiem? Chciałabym przywitać się ze znajomymi i powiedzieć im o mojej decyzji.
- Ja? Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Oczywiście, że dobry. Weźmiesz małego na ręce? Lubi być noszony – wyjmuje Taylora z wózka i układa w moich ramionach. - Widzisz, to wcale nie jest takie trudne.
Mały Taylor przygląda mi się uważnie. Całe szczęście nie płacze, gdy jego mama zostawia nas samych.
- Nie wiem jak ty, ale ja bardzo się cieszę, że będę twoim ojcem chrzestnym. Jak podrośniesz kupię ci rower albo samochód – próbuję go przekupić. - Im dłużej trzymam cię w ramionach, tym lepiej rozumiem twoją mamę. Ciężko by mi było rozstać się z takim skarbem nawet na chwilę – wzdycham, przytulając do siebie maleństwo.
Po kilkunastu minutach, w przeciągu których omówiliśmy plany na najbliższe lata, wraca Anna.
- I jak? Nadal jesteś w nim zakochany? - śmieje się ze mnie, gdy pokazuję dzidziusiowi makietę przedstawiającą nowy biurowiec, który niedługo zacznę budować.
- Bardzo. Jest taki grzeczny.
- Mam nadzieję, że zawsze taki będzie – oddaję jej dziecko. - Odprowadzisz nas do windy?
- Z największą przyjemnością – otwieram drzwi od gabinetu, by mogła swobodnie wyprowadzić wózek.
- Będzie mi brakowało tego miejsca – moja była asystentka po raz ostatni spogląda na nasze miejsce pracy.
- Więc odwiedzaj nas jak najczęściej – proszę, całując ją w rękę.
- Zostawiam cię w dobrych rękach – uśmiecha się, przytulając mnie mocno. - Dbaj o siebie.
- Dziękuję. Za wszystko – szepczę w jej włosy. W tej samej chwili nadjeżdża winda. Wzrok zdumionego Daniela na widok tulącej się do mnie Anny będzie mnie prześladował nawet we śnie...
- Lucas to zaledwie wierzchołek góry lodowej, co? - sarkazm nie opuszcza go od naszej ostatniej rozmowy.
- To była Anna, moja asystentka.
- Powiedz mi Will, dziecko też było twoje?
- Poza tobą nie mam innych dzieci – naciskam na panel, lecz nie mam cierpliwości, by czekać na kolejną windę, więc decyduję się zejść na dół schodami.
- Gdzie idziesz? - woła za mną. - Nadal nie skończyliśmy rozmawiać!
- Przejść się – odpowiadam, chociaż już dawno obrałem kierunek tej małej „wycieczki”.
- Jeśli wybierasz się po papierosy, to... - dopada do mnie i przyciska do poręczy.
- Jakie to ma znaczenie?
- Duże! Nie dam ci zapalić! - zaciska palce na mojej marynarce. - Przepraszam za wczoraj – opiera się czołem o moje ramię. - Byłem tak zazdrosny, że...
- Danielu, spójrz na mnie – proszę. Chłopak niechętnie podnosi wzrok. Jego oczy są takie smutne... Serce podpowiada, że to znowu moja wina. Nie chcę, aby cierpiał. - Ufasz mi?
- Will...
- Odpowiedz.
- Nie wiem. Może miałeś rację, że za szybko wyskoczyłem z tym wspólnym mieszkaniem, ale gdy widzę jak ktoś cię dotyka... On, ta kobieta, kimkolwiek była, to mam wrażenie, że serce pęknie mi z bólu.
- Lucas i ja tylko się przyjaźnimy. Nie spałem z nim. Wierzysz mi?
- Kocham cię – rzuca mi się na szyję. Obejmuję go ramionami i przyciągam do siebie. Lubię czuć jego bliskość, zapach... Z niedowierzaniem zauważam, że policzki chłopaka są mokre od łez. Delikatnie ścieram mokre ślady opuszkami.
- Nie płacz – szepczę ściśniętym od emocji głosem.
- Przepraszam, nie mogę się opanować. Myślałem, że między nami wszystko skończone...
- Już dobrze – zapewniam go, głaszcząc po włosach, gdy szuka schronienia w moich ramionach.
- Nie zmieniłeś kodu, prawda? - spogląda mi nieśmiało w oczy.
- Nie zmieniłem. Możesz się wprowadzić w każdej chwili, chociaż uważam, że powinieneś to przemyśleć, zwłaszcza przed przyjazdem twoich rodziców.
- Pokochają cię tak samo mocno jak ja cię kocham, zobaczysz.
- Mały... Dobrze wiesz, że to nieprawda. Moim zdaniem lepiej będzie, jeśli...
- Nie! - przerywa mi, kładąc palce na moich ustach. - Powiem im. Chcę, aby wiedzieli.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że ich reakcja może być bardzo negatywna?
- Mam problemy z twojego powodu tylko wtedy, gdy znikasz mi w oczu – skarży się.
- Będę to miał na uwadze – próbuję go pocałować, ale odsuwa się ode mnie.
- Szedłeś kupić papierosy, prawda?
- Skąd wiesz?
- Dobrze cię znam.
- Nic się przed tobą nie ukryje – wzdycham zrezygnowany. - No dobrze, wracajmy na górę.
- Jeszcze nie – wtula się we mnie, nie pozwalając odejść.
- Nie? - dziwię się.
- Jeszcze się tobą nie nacieszyłem.
- Będziesz mógł się cieszyć całą noc.
- Uda się nam, prawda? Odbudujemy wzajemne zaufanie i wszystko będzie jak dawniej?
- Bardzo bym tego chciał – uśmiecham się do zielonookiego.
- To dobrze. Jestem wykończony.
- Dlaczego?
- Mówiłem ci już. Nie umiem bez ciebie spać.
- Trzeba było nie wychodzić – drażnię się z nim, szukając miękkich ust, które chętnie rozchyla do pocałunku.
- Dosyć – przerywa po chwili. - Jeśli będziesz całował mnie w taki sposób, to za chwilę przestanie mi to wystarczać i posuniemy się za daleko. Chyba, że możemy już wrócić do domu i...
- Nie możemy. Za dziesięć minut rozpoczyna się spotkanie z inwestorami, zainteresowanymi kolejnym projektem.
- Jesteś pracoholikiem – mruczy mi do ucha.
- To prawda. Za to w dziesięć minut mogę sprawić ci wiele przyjemności – dociskam go do ściany.
- Wolę urwać się stąd po spotkaniu i zaszyć z tobą w domu.
- No dobrze mały, niech ci będzie...
- Ugotujesz kolację? - posyła mi słodki uśmiech, biorąc za rękę i prowadząc na górę.
- Jeśli będziesz grzeczny.
- Zrobię co zechcesz, przecież wiesz – natychmiast zapewnia.
- Zastanów się, co chcesz na kolację – całuję go w policzek.
- A deser? - jego oczy ciemnieją z pożądania.
- Ty jesteś na deser – szepczę mu na ucho, śmiejąc się.
- Will! - oburza się, udając wściekłego, chociaż jego policzki już zdążyły przybrać ten lekko różany odcień, który tak u niego lubię. Przypominają mi kwiaty, którymi ciągle mnie zasypuje. Pierwszy raz od dawna cieszę się na powrót do naszego domu.

14 komentarzy:

  1. Aww jakie to było słodkie >w< Co prawda nasz malutki Danielek miał swój ataczek zazdrości ale potem rozdział był cud miód malina :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ucięło mi komentarz >~< A wracając, bo nie dano mi dokończyć ;_;


      Co prawda nasz malutki Danielek miał swój ataczek zazdrości ale potem rozdział był cud miód malina :3 Coraz bardziej zbliżamy się do spotkania z rodzicami Daniela. Coś czuję, że będzie to jedna wielka klapa... no, bo wiesz masz sobie takiego swojego synka. Niezbyt się widujecie i w ogóle, a tu nagle wbijasz na chate, mieszasz chłopakowi w głosie nieświadomie (lub świadomie nie wiem), przerywasz miłosną scenę, rozrywasz im obu serca na dwie części, a potem co? Jak gdyby nigdy nic potem po 4 latach dowiesz się, że twój jedyny synek woli facetów. A ty nie wyglądasz na taką tolerancyjną matkę z opowiadania naszego Kitsusia. Albo to tylko moje wrażenie... sama nie wiem.

      No a na koniec ślę dużo dużo dużo dużo dużo weny! Przyda się zawsze ;D Nawet w nadmiarze ^^.

      ~ Emy

      Usuń
    2. O wenę się nie bój. Prawda jest taka, że bezustannie piszę :D
      Co będzie dalej? Nie wiem. Jeszcze nie zdecydowałem :D Mama i tata z pewnością przyjadą. A co potem? Zobaczymy :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    3. Przepraszam za to, że teraz rzucę tekstem podobnym do takiego uporczywego dziecka z youtube ale muszę koniecznie spytać!

      Kiedy kontynuacja?

      ~trzymana w za dużym napięciu Emy

      Usuń
    4. Nic nie szkodzi :) Jutro. Rozdział mam już prawie napisany. Postaram się w nocy go poprawić i wrzucę jak najszybciej.

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Kiedy Will zajmował się bobasem to czytając aż mi się zrobiło tak miło w serduszku :D to trochę dziwne bo ja nie cierpię dzieci :/ i panicznie boję się zostawać z nimi sam na sam. Kiedyś zostałam sama w pokoju z moją kilkumiesięczną kuzynką, która w sumie tylko leżała i się na mnie patrzyła a mnie strach aż paraliżował. Podziwiam Willa za to że wytrzymał te kilkanaście minut z dzieckiem, mnie by to przerosło :D

    Viva

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małe dzieci są jak małe kotki lub szczeniaczki. Słodkie :) Dopiero gdy dorastają stają się nieznośne. I takich powinniśmy się wystrzegać :D
      Poza tym Will niczego się nie boi. Jest odważny :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Mam teraz 4 małe kotki :D one są slodkie, dzieci nie

      Viva

      Usuń
    3. Dobrze to rozumiem, bo ja i dzieci to zupełnie inna bajka :D
      A kotków zazdroszczę :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Wszystko miodzio, ale coś się pogubiłam.
    W momencie, gdzie William tuli Annę robi się takie HOP! i nagle Anna znika, pojawia się Daniel nie wiadomo skąd, Will gdzieś idzie i wiadomo tylko tyle, że winda przyjechała. Czy przypadkiem nie wywaliło stąd kilku zdań? Czytałam ten fragment ze 100 razy, przespałam z nim kilka nocy i wciąż nie łapię. Odsyłam do poprawy.
    Cała reszta: cukrowo, miodzio, świetnie, innymi słowy: cykło ;) Byleby tak dalej!
    .
    .
    Ja wiem, ja wiem, Kitsune! Cukier nie jest wieczny! Płynie wraz z deszczem. A ja lubię burze i kałuże :D (śmiech psychopaty)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lidka jak zawsze czujna :)
      Nie wywaliło. Celowo pomijam niektóre opisy. Dodatkowe zdania o tym, że Anna wsiada do windy, a Daniel z niej wysiada, to dla mnie masło maślane. Nie ma większego znaczenia dla fabuły. Patrząc na sytuację oczami Williama dobrze wiesz co się dzieje. Prawda jest taka, że w chwili, gdy pojawia się Daniel, Will widzi już tylko jego. Nie dba o to co stało się z Anną. Od razu odczytuje emocje z jego spojrzenia. Być może jest to nieco mylące dla czytelnika, ale lubię pisać właśnie w taki sposób :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Wybacz, lecz nie lubię chaosu i robienia czegoś nie do końca.
      Ale skoro uważasz, że tak jest lepiej, pisz w ten sposób dalej, zaakceptuję to.

      Usuń
  4. Hejka,
    wspaniale, o tak Danielek zazdrosny, mam nadzieję że odbudują jednak to co było...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, och Danielek zazdrosny, mam nadzieje że jednak odbudują to co było...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń