piątek, 16 września 2016

Rozdział XI


Szkolne opowieści: Mój uczeń- opowiadanie yaoi (część II)

 

- Pomijając pobicie, jest pan okazem zdrowia, panie Anderson – doktor Roy uśmiecha się do mnie, po czym siada przy biurku i zaczyna wypisywać recepty.
- Nie chcę żadnych leków – bronię się zaciekle.
- Rzucenie palenia bywa ciężkie, przyda się panu większa dawka witamin.
- To jeszcze nie jest przesądzone – mruczę pod nosem.
- Chłopcze, nawet tak nie żartuj – grozi mi palcem i poprawia okulary.
- Ale panie doktorze ja mało palę, uprawiam sport i dobrze się odżywiam.
- A mimo to inni martwią się o pana zdrowie. Oglądał pan ulotki, które dałem Stanleyowi? Palenie zabija. Warto tak ryzykować? - opuszcza okulary, by spojrzeć mi prosto w oczy.
- Nie – ponury nastrój nie chce mnie opuścić.
- Wiem, że początki bywają trudne. W takiej sytuacji najlepiej znaleźć sobie coś zastępczego.
- Na przykład co? Czekoladę? - kpię z niego. - Papierosy pomagały mi się zrelaksować.
- No właśnie. A teraz zastąpi je pan na przykład spacerem.
- Zwłaszcza w godzinach pracy – irytuję się.
- Może pan kupić gumy antynikotynowe, albo...
- Nie, dziękuję. Poradzę sobie – zapewniam doktora.
- Przypisałem panu tabletki przeciwbólowe – wręcza mi recepty. - Apteka jest na dole. Proszę także zapisać się na kolejną wizytę za pół roku. Powtórzymy wtedy badania.
- Dobrze, dziękuję.
- Jeśli do jutra będzie pana bolało, proszę zadzwonić do mojej asystentki. Przyjmę pana bez kolejki.
- Dziękuję, ale to nie będzie konieczne.
- Mam nadzieję, panie Anderson. Do zobaczenia.
Niechętnie idę do apteki, gdzie farmaceuta zasypuje mnie stosem kartoników. Zgarniam je wszystkie do papierowej torby i rzucam w samochodzie na siedzenie pasażera. Obite miejsca nadal dają o sobie znać. Bez papierosów czuję się samotny, a ich brak zaczyna mi coraz dokuczliwiej doskwierać. Cholerny Stanley i jego uzależnienie od lekarzy!
- Witaj szefie. Widzę, że jednak posłuchałeś pana Stanleya i odwiedziłeś lekarza – czasami przeraża mnie czujność mojego asystenta. - Jeśli szef chce mogę przeczytać ulotki i codziennie podawać witaminy – proponuje.
- Nie, dziękuję – warczę coraz bardziej wściekły, otwierając drzwi do swojego gabinetu.
- Na biurku czeka na szefa przesyłka.
- Przesyłka? - dziwię się.
- Tak – uśmiecha się tajemniczo. - Zrobię kawę. A może woli szef herbatę ziołową?
- A może wolisz przenieść się do Aldena? - odpowiadam pytaniem na pytanie.
- Kawa! Już niosę! - zrywa się w kierunku ekspresu.
Podchodzę do biurka i przyglądam się pięknej różowej róży, przewiązanej wstążką, do której dołączony jest liścik.

„Bardzo Cię kocham”

Daniel...
- Szefie, ktoś się w tobie zakochał – Bell zdążył przeczytać liścik i szturcha mnie łokciem w bok.
- Bell...! Posuwasz się za daleko!
- Nie gniewaj się! - przestraszony ucieka w kierunku wyjścia. - Masz gościa, to pan Daniel! - woła.
- Wystarczy Daniel – zielonooki uśmiecha się do mnie zamykając za sobą drzwi. - Jak było u lekarza?
- W porządku – siadam na blacie biurka i wpatruję się w chłopaka.
- Podoba ci się? - pyta, wskazując na kwiat.
- To tylko róża – zbywam go.
- To symbol mojej miłości – naburmusza się.
- Miałbyś większe szanse przynosząc mi papierosy – podpowiadam.
- Nie!
- To nie – powoli zmniejsza dystans między nami.
- Zamiast tego wolę cię pocałować – proponuje, układając dłonie na moich ramionach i przysuwając się nieznacznie. - Mogę? - nasze usta ocierają się o siebie powoli. Nie udaje mi się w pełni zaangażować, bo chłopak odsuwa się ode mnie.
- To żaden substytut – mruczę niezadowolony.
- Wiem – śmieje się ze mnie. - Co powiesz na to, że pojedziemy teraz do domu i wtedy...
 -Nie! - przerywam mu ostro. - Mam dużo pracy, a poza tym jeden kwiat to za mało, aby mnie uwieść.
- No cóż, będę próbował dalej.
- Takim tempem tylko niepotrzebnie mnie rozdrażniasz – dodaję wkurzony, zeskakując z biurka i siadając w moim ulubionym fotelu. - W dodatku kawa wystygła. Bell! - wrzeszczę na asystenta, który oczywiście nie reaguje.
- Może spróbuj przez megafon – proponuje, wskazując na znienawidzony przeze mnie sprzęt.
- Bell! Do mnie!
- Lecę, biegnę, frunę! - odpowiada mi asystent, otwierając drzwi. - Co mam zrobić?
- Wydrukowałeś nowe raporty?
- Jeszcze nie – przyznaje zawstydzony.
- Przypomnij mi za co ci płacę, do jasnej cholery! Lecisz po nie! Już! I po nową kawę!
- Rozkaz, szefie!
- Utrapienie z tymi dzieciakami – wzdycham pod nosem, sięgając po czekoladkę.
- Will, nie rób tak – ostrzega mnie zielonooki.
- Jak?
- Nie zastępuj papierosów słodyczami, bo się roztyjesz.
- I bardzo dobrze! Wyjdź!
- Jesteś dziś bardzo nieznośny. Nie wiem jak mam z tobą wytrzymać, skoro zachowujesz się w taki sposób – ucieka za drzwi, zanim zdążyłem rzucić w niego wazonem.
Do końca dnia moje rozdrażnienie rośnie z minuty na minutę. Irytuje mnie wszystko, dosłownie wszystko! Zdołałem się opanować tylko podczas rozmowy z Lucasem, który przestał odzywać się do Patrica i przeniósł do hotelu, by go nie widywać do czasu, aż pozamyka wszystkie swoje sprawy i będzie mógł wrócić do Chin.
- Nie wyjeżdżaj – proszę go, rozmawiając przez zestaw głośnomówiący w drodze do domu.
- Will... Dłużej tego nie wytrzymam! Jeśli tu z nim zostanę, to chyba eksploduję! A tak może odpoczniemy od siebie jakiś czas i przy następnej okazji porozmawiamy jak ludzie, nie skacząc sobie do gardeł?
- Co powiesz na kolację? - proponuję, licząc na to, że się zgodzi.
- Przepraszam, ale chcę pobyć sam. Spotkamy się jutro, dobrze?
- Dobrze. Do jutra – rozłączam się.
Parkuję na swoim miejscu i wsiadam do windy. W mieszkaniu zdejmuję marynarkę oraz krawat i rzucam na sofę. Zabieram z lodówki butelkę czerwonego wina, leję ciepłą wodę do wanny i wyciszam telefon.
Nie mija nawet pół godziny, gdy ktoś zaczyna się dobijać do drzwi. Ignoruję dźwięk dzwonka i podkręcam muzykę. Nie mam ochoty przerywać kąpieli. Niestety ten wredny truteń nie wie kiedy odpuścić... Sięgam po telefon i wybieram jego numer.
- Will! Wpuść mnie! Proszę!
- Nie.
- Nie bądź taki, musimy porozmawiać! Pan Cheng jutro przejeżdża.
- Super, tylko jego jeszcze tu brakuje – czuję, że pomimo wypitego wina wcale nie jest mi lepiej. Wprost przeciwnie. Czy mam w domu jakieś papierosy?
- Will... Otwórz drzwi.
- Nie chce mi się wstawać. Idź sobie.
- To podaj mi kod – przymila się.
- Jeszcze czego... Gotów jesteś wprowadzić się pod moją nieobecność – bawię się kieliszkiem.
- Proszę... - szepcze wprost do mojego ucha. - Potem możesz go zmienić jeśli będziesz chciał... Potrzebuję cię... Proszę...
- 3...7...
- A dalej?
- Nie powiem – wybucham śmiechem.
- William! Mów, bo wyważę drzwi! - no proszę, nie tylko ja nie umiem dziś zapanować nad emocjami...
 - 4... Co będę z tego miał? - drażnię się z nim, chociaż obydwaj doskonale wiemy, że nasza rozmowa coraz bardziej zaczyna przypominać nieco pokręconą grę wstępną.
- A co byś chciał?
- Hmm... - zaczynam się wahać, rozważając różne scenariusze. - To zależy jak daleko jesteś w stanie się posunąć, by mnie zadowolić – pociągam kolejny łyk zimnego trunku z kieliszka, który delikatnie obracam w dłoni.
- Co jest po 4?
- 9.
- Ile cyfr zostało? - dopytuje.
- Kilka.
- Will... Pragnę cię...
- 7... Zacznij się rozbierać.
- Teraz?
- Tak, teraz – celowo zniżam głos, by brzmiał bardziej seksownie.
- Nie wierzę, że to robię – odpowiada lekko zażenowany.
- Co dokładnie robisz?
- Rozpinam koszulę. Co jest po 7?
- Za wolno. Woda stygnie.
- Nie zdejmę spodni na klatce schodowej! - burzy się.
- Dlaczego nie?
- Bo ktoś może zobaczyć... Will, co jest po 7?
- 2...
- Podnieca cię to?
- Co takiego? - udaję niewiniątko.
- Podnieca, prawda?
- Może... Została ostatnia cyfra. Jak bardzo mnie chcesz, Danielu?
- Bardzo. Przecież wiesz. Niepotrzebnie to przedłużasz.
- Tak jest znacznie zabawniej – śmieję się do słuchawki.
- William, błagam cię! Powiedz mi...
- 1... - szepczę cicho. Daniel wbija cały kod i wchodzi do mieszkania. Mija kolejna długa minuta, zanim udaje mu się mnie znaleźć.
- Nareszcie! - podbiega do mnie i klęka obok wanny. - A teraz wyjdź z wody, będziemy się kochać.
- Przyniosłeś papierosy? – złośliwie wyciągam się w wannie, popijając wino.
- Nie. Zapomnij o nich.
- Bez nich nie umiem się zrelaksować – narzekam.
- Pomogę ci – wkłada rękę pod wodę i zaczyna masować mojego członka. Przymykam powieki i lekko zagryzam dolną wargę. Od razu to wykorzystuje i wpija się w moje usta z głośnym pomrukiem zadowolenia. - Chodź do łóżka... - kusi.
- Teraz też jest przyjemnie – dyszę.
- Nie wolałbyś gdybym robił to ustami? - pyta mocno zawstydzony.
- Może...
- Wiem, jak sprawić ci znacznie większą rozkosz – przesuwa dłoń niżej... Jego oczy zdają się płonąć. Nie umiem oderwać od nich wzroku. Mój mały chłopiec... Kiedy stał się taki śmiały? - Pragnę cię – jęczy w moje usta, wsuwając we mnie palec. - Powiedz... Powiedz, że ty też mnie pragniesz... - jego pocałunki, pieszczoty, smak... Wszystko to tak silnie działa na moje zmysły.
- Nie przestawaj – zamykam oczy, gdy mój oddech zaczyna się lekko rwać.
- Chodź do łóżka, Will. Dam ci tyle rozkoszy, ile tylko zechcesz. Obiecuję... - całuje mnie w usta.
Łapię go za nadgarstki i odsuwam od siebie.
- To ty chodź tu do mnie – uśmiecham się, zapraszając go do wanny. Jestem zbyt podniecony, by marnować kolejne minuty. Widzę, że przez ułamek sekundy waha się nad moją propozycją, po czym wstaje i zaczyna zdejmować resztki ubrań, które na sobie ma.
- Woda wystygła – żali się, siadając na wprost mnie.
- Zimno ci, Danielu? - udaję zmartwionego.
- Nie... Raczej gorąco... - przyciąga mnie bliżej siebie. - William... Możemy to tutaj zrobić? - spogląda mi w oczy, nie bardzo wiedząc co dalej.
- A czemu nie?
- Bo ja...
- Bo ty? - sięgam po jego dłoń, którą zaciskam na obu naszych członkach jednocześnie.
- Will... - skomle.
- Tak?
- Will... - potrafi już tylko powtarzać moje imię. Za bardzo odpłynął, by się kontrolować. - Ja chcę...
- Nie przestawaj – proszę go.
- Już nie mogę... Will... - stęka cicho, doprowadzając nas do ekstazy. Obejmuje mnie mocno ramionami, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi, którą od czasu do czasu całuje.
- Dobrze ci było, prawda? - dopytuje sennie.
- Nie śpij. Przeziębisz się – ganię chłopaka.
- Mogę z tobą zostać?
- Wolałbym nie – uwalniam się z jego uścisku i wstaję.
- Proszę – robi smutną minę, gdy rzucam mu gruby, frotowy ręcznik. - Potrzebuję cię. Chcę być blisko, czuć twoje ciepło. Proszę – podchodzi bliżej i tuli się do mnie.
Spanie z nim jest bardzo niebezpieczne i doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale tak trudno mi odmówić...
- Ostatni raz – zgadzam się niechętnie.
- Kocham cię, Will – uśmiecha się, moszcząc w moich ramionach.
- Kochasz i zabierasz cała kołdrę? - naigrywam się z jasnowłosego, lecz ten od razu zasypia, ignorując moje protesty. Chcąc nie chcąc, muszę przyznać, że miał rację. Jego obecność działa lepiej niż jakiekolwiek papierosy...

12 komentarzy:

  1. To jest niezwykłe co robisz na tym blogu! Aż mi się łezka w oczku kręci (i to dosłownie... no prawie). Śledzę twoje poczynania już od jakiegoś czasu i nadal nie mogę wyjść z podziwu co ty tu wyczyniasz. Przeczytałam wszystkie, powtarzam WSZYSTKIE twoje dzieła (czasem jakiś rozdział z kilka razy ^^) i nadal mam niedosyt twoich historii. Są one po prostu przeepickie!

    ~Emy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Emy :) Co ja tu wyczyniam? A nie wiem, tak sobie siedzę i piszę :D Cieszę się bardzo, że opowiadania przypadły Ci do gustu i że doceniasz moją małą twórczość. Zapewniam Cię, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to gdy tylko ukończę Szkolne opowieści, pojawią się nowe opowiadania. O niektórych już wspominałem,inne będą niespodzianką. Szykuje się bardzo ciekawa jesień :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Przypadły do gustu to mało powiedziane :> Widziałam w zakładkach tytuły i jak na obecną chwilę mogę powiedzieć jedno. Chyba już się zakochałam *~* Co do ciekawości tej jesieni, wiem jedno. Na pewno nasz nie zawiedziesz ;3

      Usuń
    3. Tytuły tytułami, najpierw niespodzianki :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Ciekawość mnie zżera teraz przez ciebie! Z resztą u mnie zawsze tak jest, że gdy w coś się wkręcę, a się skończyło i nie ma kontynuacji to serduszko wtedy mi troszkę smuta, a wyobraźnia układa po swojemu zdarzenia nawet do 20 lat później jak nie dalej. Eh, normalka.

      ~Emy

      Ps: Kiedy kolejny rozdział?

      Usuń
    5. Też tak mam, więc doskonale rozumiem :) Zwłaszcza jeśli chodzi o 20 lat później :)
      Nowy rozdział? Dziś lub jutro. Napisałem, ale nie poprawiłem, bo piszę dalej :D Jeśli zdecyduję się go wrzucić, to pewnie późnym wieczorem.

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Zaszyłam się w cieplutkiej pościeli u mojej cioci i dopiero dziś przyjechałam. Dałam radę bez internetu! Widzisz Kitsune? Rozdział świetny! Jak coś mi się podoba czasem nie umiem tego ubrać w słowa. Ja naprawde nie mogę się doczekać, jak to się między nimi rozwinie *^* Coś… coś NIEBYWAŁEGO! :D

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie udawaj, bez internetu nie ma życia :D Napisałem kolejny, znacznie "ciekawszy", ale dziś już go chyba nie wstawię. Może jutro. Jestem zajęty pisaniem kolejnego. Wpadłem w trans i za nic nie umiem przestać :D Cieszę się bardzo, że Ci się spodobał :) Kolejny to już wyższy poziom wtajemniczenia :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Heeej, Kitsune, dla mnie nie wstawisz? W sumie jak masz trans pisania, to dobrze. Pochwalam, uszanowanko *klask klask* ;)
      Wtajemniczenia… wtaaajeemnniiicczzeeeeniaaa… to takie śmieszne słowo. Ciekawe skąd się wzięło. Może od jakiej sekty? W-tajemnicy-czczenie? Hę? Dobra, nie ważne, zignoruj. :D

      Wegi

      Usuń
    3. Jak przeczytasz, to zrozumiesz :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Hejka,
    wspaniały rozdział, wynki to ma dobre, choć brak papierosów robi swoje... no i ta końcówka ciekawe...
    Wesołych Świąt życzę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    cudnie, wynki są dobre, choć brak papierosów to robi swoje no i ta końcówka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń