Szkolne opowieści: Mój uczeń- opowiadanie yaoi (część II)
- Pomijając pobicie, jest pan okazem zdrowia, panie Anderson – doktor Roy uśmiecha się do mnie, po czym siada przy biurku i zaczyna wypisywać recepty.
- Nie chcę żadnych leków – bronię się zaciekle.
- Rzucenie palenia bywa ciężkie, przyda się panu większa dawka witamin.
- To jeszcze nie jest przesądzone – mruczę pod nosem.
- Chłopcze, nawet tak nie żartuj – grozi mi palcem i poprawia okulary.
- Ale panie doktorze ja mało palę, uprawiam sport i dobrze się odżywiam.
- A mimo to inni martwią się o pana zdrowie. Oglądał pan ulotki, które dałem Stanleyowi? Palenie zabija. Warto tak ryzykować? - opuszcza okulary, by spojrzeć mi prosto w oczy.
- Nie – ponury nastrój nie chce mnie opuścić.
- Wiem, że początki bywają trudne. W takiej sytuacji najlepiej znaleźć sobie coś zastępczego.
- Na przykład co? Czekoladę? - kpię z niego. - Papierosy pomagały mi się zrelaksować.
- No właśnie. A teraz zastąpi je pan na przykład spacerem.
- Zwłaszcza w godzinach pracy – irytuję się.
- Może pan kupić gumy antynikotynowe, albo...
- Nie, dziękuję. Poradzę sobie – zapewniam doktora.
- Przypisałem panu tabletki przeciwbólowe – wręcza mi recepty. - Apteka jest na dole. Proszę także zapisać się na kolejną wizytę za pół roku. Powtórzymy wtedy badania.
- Dobrze, dziękuję.
- Jeśli do jutra będzie pana bolało, proszę zadzwonić do mojej asystentki. Przyjmę pana bez kolejki.
- Dziękuję, ale to nie będzie konieczne.
- Mam nadzieję, panie Anderson. Do zobaczenia.
Niechętnie idę do apteki, gdzie farmaceuta zasypuje mnie stosem kartoników. Zgarniam je wszystkie do papierowej torby i rzucam w samochodzie na siedzenie pasażera. Obite miejsca nadal dają o sobie znać. Bez papierosów czuję się samotny, a ich brak zaczyna mi coraz dokuczliwiej doskwierać. Cholerny Stanley i jego uzależnienie od lekarzy!
- Witaj szefie. Widzę, że jednak posłuchałeś pana Stanleya i odwiedziłeś lekarza – czasami przeraża mnie czujność mojego asystenta. - Jeśli szef chce mogę przeczytać ulotki i codziennie podawać witaminy – proponuje.
- Nie, dziękuję – warczę coraz bardziej wściekły, otwierając drzwi do swojego gabinetu.
- Na biurku czeka na szefa przesyłka.
- Przesyłka? - dziwię się.
- Tak – uśmiecha się tajemniczo. - Zrobię kawę. A może woli szef herbatę ziołową?
- A może wolisz przenieść się do Aldena? - odpowiadam pytaniem na pytanie.
- Kawa! Już niosę! - zrywa się w kierunku ekspresu.
Podchodzę do biurka i przyglądam się pięknej różowej róży, przewiązanej wstążką, do której dołączony jest liścik.
„Bardzo Cię kocham”
Daniel...
- Szefie, ktoś się w tobie zakochał – Bell zdążył przeczytać liścik i szturcha mnie łokciem w bok.
- Bell...! Posuwasz się za daleko!
- Nie gniewaj się! - przestraszony ucieka w kierunku wyjścia. - Masz gościa, to pan Daniel! - woła.
- Wystarczy Daniel – zielonooki uśmiecha się do mnie zamykając za sobą drzwi. - Jak było u lekarza?
- W porządku – siadam na blacie biurka i wpatruję się w chłopaka.
- Podoba ci się? - pyta, wskazując na kwiat.
- To tylko róża – zbywam go.
- To symbol mojej miłości – naburmusza się.
- Miałbyś większe szanse przynosząc mi papierosy – podpowiadam.
- Nie!
- To nie – powoli zmniejsza dystans między nami.
- Zamiast tego wolę cię pocałować – proponuje, układając dłonie na moich ramionach i przysuwając się nieznacznie. - Mogę? - nasze usta ocierają się o siebie powoli. Nie udaje mi się w pełni zaangażować, bo chłopak odsuwa się ode mnie.
- To żaden substytut – mruczę niezadowolony.
- Wiem – śmieje się ze mnie. - Co powiesz na to, że pojedziemy teraz do domu i wtedy...
-Nie! - przerywam mu ostro. - Mam dużo pracy, a poza tym jeden kwiat to za mało, aby mnie uwieść.
- No cóż, będę próbował dalej.
- Takim tempem tylko niepotrzebnie mnie rozdrażniasz – dodaję wkurzony, zeskakując z biurka i siadając w moim ulubionym fotelu. - W dodatku kawa wystygła. Bell! - wrzeszczę na asystenta, który oczywiście nie reaguje.
- Może spróbuj przez megafon – proponuje, wskazując na znienawidzony przeze mnie sprzęt.
- Bell! Do mnie!
- Lecę, biegnę, frunę! - odpowiada mi asystent, otwierając drzwi. - Co mam zrobić?
- Wydrukowałeś nowe raporty?
- Jeszcze nie – przyznaje zawstydzony.
- Przypomnij mi za co ci płacę, do jasnej cholery! Lecisz po nie! Już! I po nową kawę!
- Rozkaz, szefie!
- Utrapienie z tymi dzieciakami – wzdycham pod nosem, sięgając po czekoladkę.
- Will, nie rób tak – ostrzega mnie zielonooki.
- Jak?
- Nie zastępuj papierosów słodyczami, bo się roztyjesz.
- I bardzo dobrze! Wyjdź!
- Jesteś dziś bardzo nieznośny. Nie wiem jak mam z tobą wytrzymać, skoro zachowujesz się w taki sposób – ucieka za drzwi, zanim zdążyłem rzucić w niego wazonem.
Do końca dnia moje rozdrażnienie rośnie z minuty na minutę. Irytuje mnie wszystko, dosłownie wszystko! Zdołałem się opanować tylko podczas rozmowy z Lucasem, który przestał odzywać się do Patrica i przeniósł do hotelu, by go nie widywać do czasu, aż pozamyka wszystkie swoje sprawy i będzie mógł wrócić do Chin.
- Nie wyjeżdżaj – proszę go, rozmawiając przez zestaw głośnomówiący w drodze do domu.
- Will... Dłużej tego nie wytrzymam! Jeśli tu z nim zostanę, to chyba eksploduję! A tak może odpoczniemy od siebie jakiś czas i przy następnej okazji porozmawiamy jak ludzie, nie skacząc sobie do gardeł?
- Co powiesz na kolację? - proponuję, licząc na to, że się zgodzi.
- Przepraszam, ale chcę pobyć sam. Spotkamy się jutro, dobrze?
- Dobrze. Do jutra – rozłączam się.
Parkuję na swoim miejscu i wsiadam do windy. W mieszkaniu zdejmuję marynarkę oraz krawat i rzucam na sofę. Zabieram z lodówki butelkę czerwonego wina, leję ciepłą wodę do wanny i wyciszam telefon.
Nie mija nawet pół godziny, gdy ktoś zaczyna się dobijać do drzwi. Ignoruję dźwięk dzwonka i podkręcam muzykę. Nie mam ochoty przerywać kąpieli. Niestety ten wredny truteń nie wie kiedy odpuścić... Sięgam po telefon i wybieram jego numer.
- Will! Wpuść mnie! Proszę!
- Nie.
- Nie bądź taki, musimy porozmawiać! Pan Cheng jutro przejeżdża.
- Super, tylko jego jeszcze tu brakuje – czuję, że pomimo wypitego wina wcale nie jest mi lepiej. Wprost przeciwnie. Czy mam w domu jakieś papierosy?
- Will... Otwórz drzwi.
- Nie chce mi się wstawać. Idź sobie.
- To podaj mi kod – przymila się.
- Jeszcze czego... Gotów jesteś wprowadzić się pod moją nieobecność – bawię się kieliszkiem.
- Proszę... - szepcze wprost do mojego ucha. - Potem możesz go zmienić jeśli będziesz chciał... Potrzebuję cię... Proszę...
- 3...7...
- A dalej?
- Nie powiem – wybucham śmiechem.
- William! Mów, bo wyważę drzwi! - no proszę, nie tylko ja nie umiem dziś zapanować nad emocjami...
- 4... Co będę z tego miał? - drażnię się z nim, chociaż obydwaj doskonale wiemy, że nasza rozmowa coraz bardziej zaczyna przypominać nieco pokręconą grę wstępną.
- A co byś chciał?
- Hmm... - zaczynam się wahać, rozważając różne scenariusze. - To zależy jak daleko jesteś w stanie się posunąć, by mnie zadowolić – pociągam kolejny łyk zimnego trunku z kieliszka, który delikatnie obracam w dłoni.
- Co jest po 4?
- 9.
- Ile cyfr zostało? - dopytuje.
- Kilka.
- Will... Pragnę cię...
- 7... Zacznij się rozbierać.
- Teraz?
- Tak, teraz – celowo zniżam głos, by brzmiał bardziej seksownie.
- Nie wierzę, że to robię – odpowiada lekko zażenowany.
- Co dokładnie robisz?
- Rozpinam koszulę. Co jest po 7?
- Za wolno. Woda stygnie.
- Nie zdejmę spodni na klatce schodowej! - burzy się.
- Dlaczego nie?
- Bo ktoś może zobaczyć... Will, co jest po 7?
- 2...
- Podnieca cię to?
- Co takiego? - udaję niewiniątko.
- Podnieca, prawda?
- Może... Została ostatnia cyfra. Jak bardzo mnie chcesz, Danielu?
- Bardzo. Przecież wiesz. Niepotrzebnie to przedłużasz.
- Tak jest znacznie zabawniej – śmieję się do słuchawki.
- William, błagam cię! Powiedz mi...
- 1... - szepczę cicho. Daniel wbija cały kod i wchodzi do mieszkania. Mija kolejna długa minuta, zanim udaje mu się mnie znaleźć.
- Nareszcie! - podbiega do mnie i klęka obok wanny. - A teraz wyjdź z wody, będziemy się kochać.
- Przyniosłeś papierosy? – złośliwie wyciągam się w wannie, popijając wino.
- Nie. Zapomnij o nich.
- Bez nich nie umiem się zrelaksować – narzekam.
- Pomogę ci – wkłada rękę pod wodę i zaczyna masować mojego członka. Przymykam powieki i lekko zagryzam dolną wargę. Od razu to wykorzystuje i wpija się w moje usta z głośnym pomrukiem zadowolenia. - Chodź do łóżka... - kusi.
- Teraz też jest przyjemnie – dyszę.
- Nie wolałbyś gdybym robił to ustami? - pyta mocno zawstydzony.
- Może...
- Wiem, jak sprawić ci znacznie większą rozkosz – przesuwa dłoń niżej... Jego oczy zdają się płonąć. Nie umiem oderwać od nich wzroku. Mój mały chłopiec... Kiedy stał się taki śmiały? - Pragnę cię – jęczy w moje usta, wsuwając we mnie palec. - Powiedz... Powiedz, że ty też mnie pragniesz... - jego pocałunki, pieszczoty, smak... Wszystko to tak silnie działa na moje zmysły.
- Nie przestawaj – zamykam oczy, gdy mój oddech zaczyna się lekko rwać.
- Chodź do łóżka, Will. Dam ci tyle rozkoszy, ile tylko zechcesz. Obiecuję... - całuje mnie w usta.
Łapię go za nadgarstki i odsuwam od siebie.
- To ty chodź tu do mnie – uśmiecham się, zapraszając go do wanny. Jestem zbyt podniecony, by marnować kolejne minuty. Widzę, że przez ułamek sekundy waha się nad moją propozycją, po czym wstaje i zaczyna zdejmować resztki ubrań, które na sobie ma.
- Woda wystygła – żali się, siadając na wprost mnie.
- Zimno ci, Danielu? - udaję zmartwionego.
- Nie... Raczej gorąco... - przyciąga mnie bliżej siebie. - William... Możemy to tutaj zrobić? - spogląda mi w oczy, nie bardzo wiedząc co dalej.
- A czemu nie?
- Bo ja...
- Bo ty? - sięgam po jego dłoń, którą zaciskam na obu naszych członkach jednocześnie.
- Will... - skomle.
- Tak?
- Will... - potrafi już tylko powtarzać moje imię. Za bardzo odpłynął, by się kontrolować. - Ja chcę...
- Nie przestawaj – proszę go.
- Już nie mogę... Will... - stęka cicho, doprowadzając nas do ekstazy. Obejmuje mnie mocno ramionami, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi, którą od czasu do czasu całuje.
- Dobrze ci było, prawda? - dopytuje sennie.
- Nie śpij. Przeziębisz się – ganię chłopaka.
- Mogę z tobą zostać?
- Wolałbym nie – uwalniam się z jego uścisku i wstaję.
- Proszę – robi smutną minę, gdy rzucam mu gruby, frotowy ręcznik. - Potrzebuję cię. Chcę być blisko, czuć twoje ciepło. Proszę – podchodzi bliżej i tuli się do mnie.
Spanie z nim jest bardzo niebezpieczne i doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale tak trudno mi odmówić...
- Ostatni raz – zgadzam się niechętnie.
- Kocham cię, Will – uśmiecha się, moszcząc w moich ramionach.
- Kochasz i zabierasz cała kołdrę? - naigrywam się z jasnowłosego, lecz ten od razu zasypia, ignorując moje protesty. Chcąc nie chcąc, muszę przyznać, że miał rację. Jego obecność działa lepiej niż jakiekolwiek papierosy...
To jest niezwykłe co robisz na tym blogu! Aż mi się łezka w oczku kręci (i to dosłownie... no prawie). Śledzę twoje poczynania już od jakiegoś czasu i nadal nie mogę wyjść z podziwu co ty tu wyczyniasz. Przeczytałam wszystkie, powtarzam WSZYSTKIE twoje dzieła (czasem jakiś rozdział z kilka razy ^^) i nadal mam niedosyt twoich historii. Są one po prostu przeepickie!
OdpowiedzUsuń~Emy
Witaj Emy :) Co ja tu wyczyniam? A nie wiem, tak sobie siedzę i piszę :D Cieszę się bardzo, że opowiadania przypadły Ci do gustu i że doceniasz moją małą twórczość. Zapewniam Cię, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to gdy tylko ukończę Szkolne opowieści, pojawią się nowe opowiadania. O niektórych już wspominałem,inne będą niespodzianką. Szykuje się bardzo ciekawa jesień :)
UsuńTwój Kitsune
Przypadły do gustu to mało powiedziane :> Widziałam w zakładkach tytuły i jak na obecną chwilę mogę powiedzieć jedno. Chyba już się zakochałam *~* Co do ciekawości tej jesieni, wiem jedno. Na pewno nasz nie zawiedziesz ;3
UsuńTytuły tytułami, najpierw niespodzianki :D
UsuńTwój Kitsune
Ciekawość mnie zżera teraz przez ciebie! Z resztą u mnie zawsze tak jest, że gdy w coś się wkręcę, a się skończyło i nie ma kontynuacji to serduszko wtedy mi troszkę smuta, a wyobraźnia układa po swojemu zdarzenia nawet do 20 lat później jak nie dalej. Eh, normalka.
Usuń~Emy
Ps: Kiedy kolejny rozdział?
Też tak mam, więc doskonale rozumiem :) Zwłaszcza jeśli chodzi o 20 lat później :)
UsuńNowy rozdział? Dziś lub jutro. Napisałem, ale nie poprawiłem, bo piszę dalej :D Jeśli zdecyduję się go wrzucić, to pewnie późnym wieczorem.
Twój Kitsune
Zaszyłam się w cieplutkiej pościeli u mojej cioci i dopiero dziś przyjechałam. Dałam radę bez internetu! Widzisz Kitsune? Rozdział świetny! Jak coś mi się podoba czasem nie umiem tego ubrać w słowa. Ja naprawde nie mogę się doczekać, jak to się między nimi rozwinie *^* Coś… coś NIEBYWAŁEGO! :D
OdpowiedzUsuńWegi
Nie udawaj, bez internetu nie ma życia :D Napisałem kolejny, znacznie "ciekawszy", ale dziś już go chyba nie wstawię. Może jutro. Jestem zajęty pisaniem kolejnego. Wpadłem w trans i za nic nie umiem przestać :D Cieszę się bardzo, że Ci się spodobał :) Kolejny to już wyższy poziom wtajemniczenia :D
UsuńTwój Kitsune
Heeej, Kitsune, dla mnie nie wstawisz? W sumie jak masz trans pisania, to dobrze. Pochwalam, uszanowanko *klask klask* ;)
UsuńWtajemniczenia… wtaaajeemnniiicczzeeeeniaaa… to takie śmieszne słowo. Ciekawe skąd się wzięło. Może od jakiej sekty? W-tajemnicy-czczenie? Hę? Dobra, nie ważne, zignoruj. :D
Wegi
Jak przeczytasz, to zrozumiesz :D
UsuńTwój Kitsune
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, wynki to ma dobre, choć brak papierosów robi swoje... no i ta końcówka ciekawe...
Wesołych Świąt życzę...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, wynki są dobre, choć brak papierosów to robi swoje no i ta końcówka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia