środa, 14 września 2016

Rozdział X


Szkolne opowieści: Mój uczeń- opowiadanie yaoi (część II)

 

Gorąco... To moja pierwsza myśl zaraz po przebudzeniu. Otwieram oczy, zaalarmowany czyjąś obecnością w moim łóżku. Daniel jeszcze śpi, mocno we mnie wtulony. Wygląda tak spokojnie... Wyciągam rękę, by pogłaskać go po policzku, lecz od razu cofam dłoń, karcąc siebie w duchu za przejaw głupoty. Od razu się obudzi i zacznie zadawać pytania, zadręczając mnie o Lucasa. Wstrzymuję oddech i ostrożnie opuszczam łóżko. Dobrze znam jego zamiłowanie do ciepła, więc otulam go szczelnie kołdrą, dzięki czemu mogę bez najmniejszego problemu wziąć prysznic i ubrać garnitur, nie martwiąc się o to, że się obudzi. Dochodzi szósta rano, gdy wychodzę z mieszkania, zostawiając śpiącego chłopaka samego.
Jestem mocno zdziwiony na widok zaspanego posłańca, który pojawia się kilkanaście minut po mnie, wręczając mi wielkie, czerwone pudło czekoladek.
- Proszę podpisać – wskazuje odpowiednie miejsce, ziewając. - Miłego dnia – znika, zanim udaje mi się odpakować malutki bilecik.

„Dziękuję za wczorajszy wieczór. Liczę na kolejny. Całuję, Lucas.”

Ciekawe dlaczego mi je przysłał?  Ma w tym jakiś ukryty cel, a może zrobił to po to, by wkurzyć Patrica? Niestety nie mam czasu, aby się nad tym zastanawiać. Lekarz Aldena, który trafił wczoraj do szpitala, bardzo prosi o spotkanie. Pewnie znowu ma problemy, a ja jako najbliższy krewny zostanę poproszony o pomoc. Trudno jest wpłynąć na narkomana, by zechciał poddać się leczeniu.
- Dzień dobry – Bell stawia filiżankę mocnej kawy na moim biurku.
- Mój wybawicielu – uśmiecham się do niego z wdzięcznością. - A gdzie papierosy?
- Nie ma. Na ostatnim zebraniu, które odbyło się za szefa plecami postanowiliśmy, że szef jest stanowczo za młody na raka, więc... - zwiększa odległość między nami, cofając się w stronę drzwi – wszystkie wyrzuciłem.
- Co takiego?! - oburzam się. - To pójdziesz i odkupisz. Już!
- Uwaga! Uwaga! Szef domaga się papierosów! Wdrażamy procedurę numer jeden! - wrzeszczy do megafonu.
- Przyjąłem – odpowiada mu Stanley, wychodząc ze swojego gabinetu z plikiem ulotek i swoim megafonem. Wygląda jakby wybierał się na pielgrzymkę... - William, zobacz co dla ciebie mam! Mój lekarz uważa, że pora na badania okresowe. Robiłeś już? Pewnie nie, więc zapisałem cię na dzisiejsze popołudnie.
- Dzięki, ale...
- Zanim odmówisz pamiętaj o tym, że masz dawać dobry przykład innym – zasłania mikrofon i puszcza do mnie oko. - O czwartej w gabinecie doktora Roya. Zadzwonię i sprawdzę, czy nie stchórzyłeś – informuje wszystkich zebranych. - Wy też powinniście się przebadać. Przyniosłem masę ulotek, jeśli mi nie wierzycie. Zdrowie jest najważniejsze! - kończy swój medyczny wywód.
- Dzięki, Stanley – odpowiadam mu równie głośno. - Bell! Do mnie! - zostawiam mu otwarte drzwi.
- Szefie, to dla twojego dobra... - zaczyna się tłumaczyć, boją się zostać ze mną sam na sam.
- Wejdź, Bell! Mam dla ciebie zadanie.
- Już – niechętnie zamyka za sobą drzwi i zbliża się do fotela, na którym ostrożnie siada, nie spuszczając ze mnie czujnego wzroku. - Co mam zrobić, szefie?
- Poszukasz najlepszej kliniki walczącej z uzależnieniami od narkotyków. Teraz.
- Szefie... Masz problem z prochami? To by tłumaczyło skąd czerpiesz energię na...
- To dla Aldenia, idioto! - denerwuję się.
- Całe szczęście, już myślałem, że szef coś wciąga!
- Co wciągasz? - pyta Lucas ze śmiechem. - Mam nadzieję, że nie zjadłeś wszystkich czekoladek beze mnie.
- Jakże bym śmiał – odpowiadam mu. - Do pracy, Bell. Jesteśmy zajęci.
- Rozkaz, szefie! - natychmiast ucieka, zostawiając nas samych.
- Rozmawiałeś z bratem? - pytam, nie czekając na to, co mi powie.
- Rozmawiałem to mało powiedziane... Kłóciliśmy się prawie do rana. Nie słyszałeś?
- Nie.
- To dziwne. Moim zdaniem cała dzielnica nas słyszała. Aż się zdziwiłem, że nikt nie wezwał policji...
- Wybacz, ale jak sam widziałeś miałem gościa, więc podsłuchiwanie sąsiadów zeszło na dalszy plan.
- I co z nim robiłeś?
- Spałem.
- Tylko spałeś? Ty? Ten żart wcale nie jest śmieszny!
- Nie chciał wyjść. Tak żałośnie prosił, abym pozwolił mu zostać, że nie umiałem odmówić. Gniewasz się?
- Ja? Skąd. Ostatecznie to z mojej winy wróciliśmy wczoraj do domu – sięga po jedną z czekoladek.
- Chcesz pogadać o Patricu?
- Nie ma o czym. Zarzuca mi zdradę, chociaż sam ma kogoś na boku.
- Skąd wiesz? Może wkręca cię tak samo jak my wkręcamy ich? - zastanawiam się na głos.
- Po prostu wiem. Ciągle wisi na telefonie, wysyła setki smsów dziennie, umawia się na tajemnicze spotkania... Niedobrze mi na samą myśl o tym co i z kim robi.
- Trudna sprawa – wzdycham cicho. Lucas wyciąga swój telefon, pokazując mi siedemnaście nieodebranych telefonów.
- Wyciszyłem dźwięk. Od tej pory dzwoni bezustannie. Mam nadzieję, że w pracy ograniczy ilość scen do minimum. Widzimy się w południe – żegna się, mijając z Danielem w wejściu. - Jak się spało, dzieciaku? - pyta ze śmiechem.
- Odczep się, Lucas. Muszę porozmawiać z Willem – mierzy go wściekłym spojrzeniem.
- Tylko trzymaj ręce przy sobie. Will jest mój – ostrzega ciemnowłosy, zamykając za sobą drzwi.
- William... Dlaczego mnie nie obudziłeś? - posyła mi zawiedzione spojrzenie.
- Nie prosiłeś, abym cię budził – rozsiadam się na fotelu.
- Nie żartuj sobie. Poza tym, dobrze wiem, że Lucas tylko żartował. Gdybyście ze sobą sypiali, inaczej byś na niego patrzył.
- Wyjątkowo masz rację. Wczoraj spałem z tobą, ale to się więcej nie powtórzy. Za bardzo rzucasz się przez sen. Przez ciebie się nie wyspałem – opieram głowę na dłoni i przechylam lekko w bok. Znam wszystkie twoje słabe punkty, mały... Nie umie oderwać wzroku od moich oczu. Jego oddech przyspiesza, a policzki robią się ciemnoróżowe. Mimowolnie poprawia krawat, jakby go dusił. Jesteś taki słodki.. Sięgam po czekoladkę i przymykam powieki, rozkoszując się jej smakiem.
- Will... Nie traktuj mnie jak dziecko! Dobrze wiem, że nic między wami nie zaszło!
- Skąd ta pewność, Danielu? Jeszcze wczoraj nie miałeś nic przeciwko dzieleniu się mną z innymi – drwię.
- Nie z innymi, a z Lucasem, który już kogoś ma, gdybyś nie wiedział.
- Dobrze o tym wiem, ale nie przeszkadza mi to. Mówiłem ci już, że nie szukam związków.
- Skoro tak, to zapewnię ci cały wachlarz przygód! Pod warunkiem, że będziesz tylko ze mną – zastrzega.
- A jeśli nie? - pytam beztrosko.
- To... - spuszcza wzrok, pokonany. - Błagam cię, Will. Nie rób mi tego. Przysięgam, że zrobię co tylko zechcesz.
- Poszedłem ci na rękę i pozwoliłem spać w swoim łóżku. Jeszcze ci mało?
- Tak! Wiem, że po zebraniu masz wolne. Może pójdziemy...?
- Po południu nie mogę, mam umówioną wizytę u lekarza.
- Jesteś chory? - zaczyna mnie bardzo uważnie lustrować.
- Stanley i Bell uważają, że umrę na raka, jeśli nie rzucę palenia – wzdycham rozdrażniony, sięgając po kolejną czekoladkę.
- Mają rację. Jeśli chcesz mogę pójść z tobą.
- Nie chcę, wolę umierać w samotności.
- Żebyś wiedział, że tak się właśnie stanie! Anderson! Ty podły draniu! Powiedziałeś wszystkim, że znowu mam problemy! Przez ciebie spędzę cały miesiąc w klinice dla ćpunów! - do pokoju wparowuje mój ukochany kuzyn.
- Alden... Jak miło, że wpadłeś – odpowiadam kpiąco.
- To nie jest wizyta kurtuazyjna! Sprowadziłeś na mnie wielkie kłopoty tym swoim niewyparzonym jęzorem! - jest czerwony ze złości i ręce mu się trzęsą.
- Mogłeś odmówić.
- Odmówić? Linda też już wie!
- Przeproszę, jeśli udowodnisz mi, że jesteś czysty - proponuję bez entuzjazmu.
- Jeśli przez ciebie stracę Lindę, gorzko tego pożałujesz!
- Czyli jednak... Alden, przecież obiecałeś...
- Gówno o mnie wiesz! Zapamiętaj jedno. To była ostatnia podłość z twojej strony. Zabiję cię, zobaczysz!
- Alden! Miałeś podziękować Williamowi, a nie mu grozić! Natychmiast go przeproś! - wtrąca się kobieta.
- Kochanie... Poczekaj w samochodzie – spogląda na nią niepewnym wzrokiem.
- Przeproś go za kłopot i jedziemy. Już!
- Nie musisz, nic się nie stało. Mam nadzieję, że szybko wrócisz do formy. Będziemy na ciebie czekać, więc zdrowiej szybko, kuzynie.
- Widzimy się za miesiąc, palancie – rzuca na do widzenia, mijając Lindę bez słowa.
- Wybacz, Will. Sam wiesz, że zazwyczaj się tak nie zachowuje – drobna szatynka posyła mi przepraszające spojrzenie.
- Dzwoń, gdybyś czegoś potrzebowała.
- Dzięki, cześć – zamyka za sobą drzwi. W tej samej chwili Daniel rzuca mi się na szyję i zaczyna całować.
- Co robisz...? Przestań...!
- Nigdy więcej nie mów przy mnie o śmierci! Już sama myśl, że tracę cię z oczu jest wystarczająco bolesna.
- Daniel... Skończ ten temat. Jeszcze nie umieram, a Alden w ostatnim czasie nie jest sobą. Wkrótce wszystko wróci do normy. Gdy nie bierze jest zupełnie inny...
- A my? - dopytuje.
- Nie ma żadnych nas – ucinam temat.
- Szefie! Biją się! - alarmuje mnie Bell, wrzeszcząc do megafonu. Uwalniam się z ramion Daniela i pędzę do sali konferencyjnej, bo doskonale wiem o kogo chodzi. Dopadam do Patrica i ściągam go z Lucasa, a asystent dyrektora z działu finansów zajmuje się bliźniakiem.
- Puszczaj! - szarpie się Patric. Popycha mnie do tyłu, a potem zaczyna atakować. Trafia bardzo celnie w twarz, a następnie w brzuch. Upadam na podłogę. Inni pracownicy próbują go powstrzymać. - Myślisz, że nie wiem, że to ty? Zapłacisz mi za to!
- Patric, zostaw go! On nic nie zrobił! - woła Lucas z drugiego końca pokoju. Nie jest w stanie mi pomóc, bo trzyma go trzech mężczyzn.
- Patric... Odbiło ci? - pytam, dysząc ciężko.
- No chodź, Anderson! Pokaż na co cię stać!
- Jesteś moim gościem i nie zamierzam się z tobą bić.
- A jeśli przywalę Danielowi, zmienisz zdanie? W przypadku Aldena podziałało... - wyrywa się i zmierza w kierunku przestraszonego chłopaka. Zanim udaje mu się wyprowadzić cios, odpycham go, przez co Patric trafia mnie prosto w żołądek. Robi mi się słabo i upadam na podłogę.
- Szefie! - Bell wpada w panikę.
- Patric! Jeśli nie przestaniesz, nigdy więcej nie odezwę się do ciebie! - krzyczy Lucas, którego na siłę próbują wywlec z gabinetu, by rozdzielić braci.
- William! Nic ci nie jest? - Daniel pomaga mi się podnieść. Gdy tylko staję na własnych nogach, rzucam się na Patrica. Walczymy zaciekle przez chwilę, aż chłopakom udaje się nas rozdzielić.
- Mam nadzieję, że jesteś zadowolony – wrzeszczy do brata Patric, wycierając rękawem krew z rozciętej wargi.
- Nie chcę cię znać! - odpowiada mu Lucas. - To koniec! Wracam do Chin!
- To sobie wracaj! Myślisz, że dam się zastraszyć? Idź popłakać tatusiowi w rękaw! - krzyczy za nim. - A wy co się gapicie, wracajcie do pracy! - z wściekłością kopie w krzesło, a potem wychodzi, kierują się w stronę windy.
- Szefie, nic ci nie jest? - dyrektor działu finansowego próbuje ocenić czy jestem mocno poturbowany.
- Robię się za stary do tej roboty – komentuję zaistniałą sytuację, starając się rozładować napięcie. - No dobrze, koniec przedstawienia. Zebranie przełożymy na jutro, dobrze?
- Jasne – przytakuje mi, wychodząc w towarzystwie swojego asystenta.
- Gdyby działo się coś pilnego, dzwońcie – instruuję moich podwładnych.
- Wychodzisz? - pyta Daniel.
- Idę porozmawiać z Lucasem. Wracaj do pracy.
Wsiadam do windy, gdzie staram się poprawić ubranie. Czuję na sobie zdziwione spojrzenia innych pracowników biurowych. Coś mi się wydaje, że w ich działach regularne bójki nadal należą do rzadkości... Dziadku, gdzie jesteś? W czasach, gdy razem pracowaliśmy, coś takiego byłoby nie do pomyślenia. Najpierw Alden, teraz Lucas i Patric... Jak tak dalej pójdzie, to do końca miesiąca wyląduję w szpitalu...
Próbuję dodzwonić się do Lucasa, chociaż dobrze wiem, że jest w domu. Nie odbiera. Pewnie nadal ma wyciszony telefon. Parkuję samochód przed budynkiem i wybieram numer piętra na panelu. Pukam do drzwi, lecz nikt nie odpowiada.
- Lucas... Otwieraj! Wiem, że tam jesteś!
- Idź sobie, chcę być sam!
- Za późno! Musimy porozmawiać! - czekam kilka długich sekund.
- Will! - w końcu decyduje się mnie wpuścić do środka. - To nie jest najlepszy moment, właśnie się pakuję – dodaje ponuro.
- Chcesz wyjechać? Dlaczego?
- Bo dłużej tego nie wytrzymam. Mam dosyć tej huśtawki nastrojów mojego drogiego braciszka.
- Jestem pewny, że jeśli spokojnie porozmawiacie, to...
- Will! Czy ty się słyszysz? Tu nie ma mowy o jakichś rozmowach! Sam dobrze wiesz! Czasami trzeba przestać się oszukiwać... - zupełnie zdołowany siada na łóżku.
- Nie podejmuj tak drastycznej decyzji pod wpływem chwili.
- Chciałem cię przeprosić, ale widzę, że masz już towarzystwo! - zdenerwowany Patric mierzy nas morderczym spojrzeniem.
- To nie jest tak jak myślisz. My tylko... - próbuję mu wytłumaczyć sytuację.
- A wczoraj? Wy też tylko...? - drwi ze mnie.
- Daj spokój Willi, sam widzisz jaki z niego dwulicowy typ - Lucas dogryza bratu.
- Dwulicowy?! Kogo nazywasz dwulicowym?!
- Dzwoniłem do ojca. Wracam do domu. Wygrałeś. Cieszysz się? - nawet nie podnosi wzroku na wciąż obrażonego Patrica.
- William... Wyjdź. Załatwimy to między sobą.
- Patric, nie wydaje mi się... - boję się zostawiać ich samych, bo chociaż są już opanowani, to płynie w nich bardzo ognista krew.
- Wyjdź, proszę. Obiecuję, że nic mu nie zrobię – zapewnia mnie.
- Lucas? - spoglądam na drugiego z braci, który nadal siedzi na łóżku.
- W porządku. Potem pogadamy.
- Jak chcesz – wycofuję się w kierunku wyjścia.
- William... Zaczekaj! - woła za mną Patric. - Przepraszam za to, co się stało. Poniosło mnie i… To się więcej nie powtórzy.
- Ja też przepraszam – Patric wyciąga do mnie rękę, którą ściskam.
Mam nadzieję, że dotrzyma słowa i nie pozabijają się z Lucasem...
Spoglądam na zegarek. Dochodzi trzynasta. Nie mam ochoty wracać do biura, więc idę do swojego mieszkania i kładę się na łóżku. Przymykam powieki, wtulając twarz w poduszkę. Po chwili słyszę jak ktoś otwiera drzwi. Musiałem zapomnieć o wbiciu kodu.
- William... Tu jesteś... - Daniel siada obok mnie i zaczyna gładzić po włosach.
- Co tu robisz?
- Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz.
- Nic mi nie jest.
- Lekarz i tak cię nie minie – ostrożnie dotyka nieco obitego policzka. - Znowu stanąłeś w mojej obronie.
- To nic nie znaczy.
- Dla ciebie może i nie, ale dla mnie... Kocham cię – pochyla się nade mną i delikatnie całuje.
- Nie chcę... - odpowiadam automatycznie.
- Chcesz – Daniel kładzie się obok mnie i zaczyna wodzić kciukiem po moich wargach. - Wiesz, gdy się rozstaliśmy, prawie każdej nocy śniło mi się, że znowu leżymy tak jak teraz. Czułem twoje ciepło, bliskość... - sięga dłonią do mojej koszuli i zaczyna rozpinać guziki. - Uwielbiam cię dotykać.
- Przestań.
- Nie. I tak musisz się przebrać przed wizytą u lekarza – sięga po moje dłonie i odpina spinki, które rzuca na podłogę. - Jesteś piękny. Nieco pobity i obolały, ale piękny – uśmiecha się. Zauważyłem, że rzadko się do mnie uśmiecha. Najczęściej jest smutny, wściekły, zbolały... To moja wina. Tylko i wyłącznie moja... - Pocałuj mnie... - prosi. Nie umiem mu się oprzeć. Bardzo powoli przesuwam językiem po jego dolnej wardze. Cały drży, czekając na więcej. - Jeszcze... - zachęca mnie gładząc opuszkami po klatce piersiowej.
- Już późno... Muszę...
- Zostań ze mną... Proszę... - jego dłoń przesuwa się na moje biodro, a potem jeszcze dalej, sunąc w stronę kręgosłupa.
- Łaskoczesz mnie – próbuję go powstrzymać, by nie przesuwał opuszkami w górę i w dół.
- Kocham... - nie daję mu dokończyć, wpijając się mocno w miękkie wargi chłopaka.
Nabieram gwałtownie powietrza i syczę z bólu, gdy jego ramiona zaciskają się na mnie zbyt mocno.
- Przepraszam Will, nie chciałem – spuszcza wzrok.
- Nie szkodzi.
- Kłamałeś mówiąc, że wcale nie boli – zauważa.
- Bo nie boli, tylko... - układam się na plecach.
- Tylko?
- No dobrze, bardzo boli. Zadowolony? Patric jest zaskakująco silny.
- Bo całe życie trenował boks.
- To wiele wyjaśnia – zaczynam się cicho śmiać.
- Will?
- Tak? - odwracam głowę, by poszukać jego oczu.
- Mógłbyś... chociaż przemyśleć... - zaczyna się motać, więc sięgam do jego brody, by wymóc na nim kontakt wzrokowy. - Bo ja... tak bardzo mi zależy na tym, abyś dał mi jeszcze jedną szansę. Przysięgam, że zrobię co zechcesz! Wszystko! Tylko nie skreślaj mnie jeszcze!
- Danielu, ja...
- Nie musisz od razu odpowiadać. Dam ci czas do namysłu – uśmiecha się złośliwie zaczynając całować mnie po klatce piersiowej.
- Za pół godziny muszę być w klinice – przypominam mu.
- Więc nie trać czasu i zacznij się rozbierać.
- Ty mnie rozbierz – prowokuję go.
- Z przyjemnością – zaczyna od paska moich spodni. - Tylko tym razem nie narzekaj, że kończę zbyt szybko. Nie chcę, abyś się spóźnił.
- Pieprzyć to, i tak zawsze się spóźniam.
Jasnowłosy wybucha śmiechem, nad którym nie umie zapanować.
- Nie mały, tym razem naprawdę muszę iść do lekarza. Pobawimy się innym razem – łapię go za nadgarstki.
- Ale Will... - protestuje.
- Poza tym zasługuję chyba na coś lepszego niż bycie wykorzystanym, prawda? A gdzie kolacja? Świece? Kwiaty?
- Chcesz takich rzeczy? - wpatruje się we mnie zdziwiony.
- A czemu nie? Sam przed chwilą mówiłeś, że zrobisz wszystko. To były tylko subtelne wskazówki. Zaskocz mnie jakoś, to może przemyślę twoją propozycję – wstaję z łóżka, zostawiając mocno oszołomionego chłopaka samemu sobie.
- To prawie jak randka!
- To ma być randka.
- Przedtem nigdy na takie nie chodziliśmy.
- Więc teraz zaczniemy. Inaczej nie zaciągniesz mnie do łóżka.
- Nigdy nie byłem na randce z facetem – peszy się.
- Tym bardziej liczę na to, że się mocno postarasz – uśmiecham się podchodząc do niego i głaszcząc po włosach. - Spotkamy się po południu w biurze. A teraz uciekaj.
- Do zobaczenia – kradnie mi ostatni pocałunek i pośpiesznie wychodzi, nadal zaskoczony moimi pomysłami. Zobaczymy co oznacza twoje „wszystko”, mały.

17 komentarzy:

  1. Okej, okej, okej! Właśnie przetwarzam to, co się dzieje. *System Wegi się ładuje*
    Okej, więc:
    Daniel śpi, Will już wychodzi,
    ktoś od Lucasa prezent przywozi.
    Bill wyżuca papierosy,
    żeby szef mu dłużej pożył.
    Umawia go do lekarza,
    Alden do pokoju wpada.
    I tak krzyczy zezłoszczony
    w toważystwie swojej żony
    "Już nie żyjesz, szumowino!"
    Ale bracia się tam biją!
    William ich rozdzić biegnie.
    Ale Patric mocno przegnie.
    Bo pobije się tak w zazdrości
    no nie wierzę! No litości!
    Już Danielek ma oberwać,
    ale Will się zdążył zerwać.
    Lucas już wkurzony bardzo
    wziął tak bratu i wygarnął:
    "Wracam do Chin! Dzsiaj jeszcze!
    I rozmawiać z Tobą nie chcę!"
    Wszyscy się już rozchodzili
    i o szefa się martwili.
    A ten poszedł do Lucasa,
    żeby do Chin jeszcze nie wracał"
    Przyszedł brat, mają rozmawiać,
    on nie będzie im przeszkadzać.
    Poszedł do siebie, miał dość wszystkiego.
    Jeszcze miał gościa na domiar złego.
    Był to Daniel, prowokant wielki
    A William chce pograć w jego gierki.
    Ten się zastrzega, że wszystko zrobi
    "No to na randkę masz być gotowy."

    Tak jakoś mi się nudziło :P Fajny tozdział, emocjonujący. Jesteś aż tak zły, że znowu się biją? :D

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co się dzieje? Co ja widzę?
      Czy to Wegi wierszem pisze?
      Lisek oczka swe przeciera
      Woła Willa i Daniela

      Chłopcy szybko przybiegają
      i z podziwu aż klękają.
      Bo choć nie jest Eminemem
      Toż to istne objawienie! :D

      Trzeba szybko odpowiedzieć.
      Wegi musi się dowiedzieć
      Masz mą wdzięczność bezgraniczną
      za Twą twórczość tak niezwykłą :D

      Wegi, jesteś kochana :) Już dawno nikt, powtarzam NIKT, nie sprawił mi takiej niespodzianki. Bardzo Ci dziękuję :) To zdecydowanie najlepszy komentarz, jaki kiedykolwiek dostałem. Jak tylko wrócę do domu od razu go drukuję i wieszam na ścianie :) Albo sobie oprawię. Albo i to i to :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Niby tylko zwykła nuda
      ale czyni małe cuda :)
      Posiedziałam, napisałam
      i komentarz przeczytałam.

      Ja dziękuję, choć Ci powiem
      że to Ty tu jesteś bogiem!
      Piszesz pięknie, taka prawda!
      Tu nam rośnie wielka gwiazda!

      Ja bardzo Ci dziękuję, choć to nie jest nic niezwykłego :) To będze zaszczyt, jeśli taka rzecz zawiśne w twoim pokoju… Dziękuję :')

      Wegi

      Usuń
    3. Jeszcze nie tak dawno temu
      nie myślałem o tworzeniu
      A dziś mija siódmy miesiąc
      Nie dowierzam, mógłbym przysiąc :D

      I choć mam już doświadczenie
      to wczorajsze objawienie
      i te Twoje wiersze złote
      są najsłodsze na sto procent :)

      Jak to nie jest nic niezwykłego? To magia blogowania :D Nie wmówisz mi, że nie :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Ja już nie wiem co napisać
      jak to wszystko tu opisać.
      To poprostu coś pięknego,
      że tak powiem, mój kolego.

      To jak miód na me uszy? oczy?
      Mnie już chyba nic nie zaskoczy.
      Jakbyś kiedyś wiersza potrzebował
      lepiej żebyś się przygotował.
      Pisz wtedy do mnie, ja cie pomogę
      choć czasem łamię sobie głowę.
      Mimo wszystko zostawiam to tobie
      bo przy tych rynach ja chować się mogę :D

      Ależ oczywiście! Szaman lisek wyczarował coś niezwykłego :)

      Wegi

      Usuń
    5. Więc pamiętaj Moja Miła
      że to Tyś mnie zaraziła :D
      Rymy same się składały?
      Odpowiedzi wymagały! :)
      A że kocham słowa wszystkie
      nie ustąpię, jestem liskiem :D

      Wydaje mi się, że jak tak dalej pójdzie, to wydamy sobie jakiś tomik poezji. Masz ochotę?

      Miłości dawniej się bałem,
      lecz gdy się zakochałem
      i spojrzałem w te granatowe oczy
      nic mnie już nie zaskoczy!
      Nie powiem o nim mej mamie,
      bo dostałbym pewnie lanie.

      Williamie! Miejże dla mego serca zlitowanie!
      I kochaj mnie czule, bo się do ciebie tulę!

      Chyba jednak zostanę przy prozie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. Widzisz lisku, masz pomysły!
      to jest sukces oczywisty!
      Tom poezji? Polecamy!
      Już do kupna zapraszamy :D
      A opłata? Uśmiech jeden
      Jasny jak słońce nad niebem!
      Nie ma tu nic piękniejszego,
      więc uśmiechnij się kolego!
      :D

      Lecz po większym mym namyśle
      powiem, co jest oczywiste:
      Może wróć do opowieści
      Bo to się w głowie nie mieści!
      skończy wierszem, zaczął prozą…
      Nawet nie waż się! O zgrozo!

      Może kiedyś zrobimy dzień wierszowanych komentarzy? Jak by co, wiersze białe też przyjmiemy :D

      Wegi

      Usuń
  2. To jest mój komentarz pierwszy,
    Lecz nie umiem pisać wierszy.
    Sorki, że się tutaj wcinam,
    Już przepraszam, moja wina...
    Ale ja dzisiaj coś wyznam,
    Rozbawiło mnie to przyznam,
    Ta bardzo fajna, rymowa,
    Śmieszna, ciekawa rozmowa.
    A i jeszcze tu coś powiem,
    Ty pisania jesteś bogiem! (Sorki za zgapienie kawałka tekstu, ale nic innego mi tu nie pasowało)
    Bloga czytam przez dni kilka,
    Już zrobiłeś ze mnie wilka!
    Mam apetyt na czytanie,
    "Humory króla" to moje przyszłe danie.

    Nie mam już weny na ten komentarz, ale Tobie, Kitsune, życzę jej bardzo dużo :)
    Nie wiem czy to głupie czy nie, że też piszę komentarz z rymami, ale nie chciałam psuć tego, w jaki sposób pisaliście tu
    Czekam niecierpliwie na "Humory króla" to pierwsze, co zaczęłam tu czytać (tzn. "Humory księcia")
    Najpierw zaczęła to czytać moja koleżanka, którą chciałam zachęcić do czytania opowiadań tego typu, więc wpisałam w google jakąś frazę z "yaoi" i wybrałam pierwszy LEPSZY link :D Chociaż najpierw chciałam dać jej coś, co już czytałam, ale nie chciało mi się włączyć... I taki los :D I dałam jej wybrać opowiadanie i zaczęła to czytać, powiedziala mi potem o czym to jest i mnie zaciekawiło i sama przeczytałam :) A potem poleciłam kolejnej koleżance i też czyta :D
    A Daniel jest głupi i nadal egoistyczny, choć już trochę mniej, a William się za szybko poddaje :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :)
      Bardzo mi miło, że aż tak się postarałaś :) Co ta blogowa poezja w sobie ma, że tak ją lubicie :D Jest mi niezmiernie miło, że spośród tysięcy możliwości wybrałyście akurat moje opowiadanie. Kontynuacja oczywiście będzie. Liczę na to, że pierwszy rozdział pojawi się pod koniec roku. Najpierw jednak opublikuję inne opowiadania, o których już wspominałem. Na chwilę obecną wydaje mi się, że będzie ich chyba 5 :D Czy wyrobię się do końca roku? Nie wiem, ale będę się bardzo starał, bo pomysłów na nowe mam setki, tylko czasu brak :)
      Liczę na to, że zostaniecie ze mną na dłużej. Już niedługo kończę Szkolne opowieści i zaczynam publikację zupełnie nowego pomysłu. Taki typowo jesienny klimat, chociaż nie do końca :D
      Pozdrawiam Ciebie i Koleżanki :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Kitsune! Miałam poczekać z komentarzem, dopóki nie przeczytam całego opowiadania, ale nie mogę wytrzymać. Daniel go nie kocha! Daniel kocha siebie zakochanego" w Willu. Ciągle pozory i pozory. Jak tak wszystko zrobi, to niech zacznie od rodziców. Podobno nie mieliby nic przeciwko temu. Chyba, że źle zrozumiałam pierwszą część. Zasadniczo jestem na gościa mocno ... zdenerwowana!!! MB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocha, nie kocha... :) Za szybko czytasz :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Tzn załapałam, że jego miłość do rodziców wiecznie nieobecnych jest wielka i nie chce ich rozczarować. Miałam na myśli tekst z rozdz. XVI pierwszej część, gdzieś tak 3-4 akapit od góry.... Ale oczywiście sypię głowę popiołem, mogłam go oczywiście źle zrozumieć ;-) MB

      Usuń
    3. Daniel uważa, że rodzice tak go kochają, że przymknęliby oko na związek z rówieśnikiem, lecz prawda jest taka, że nigdy nie rozmawiał z nimi na ten temat. Dlatego siedzi cicho i nie chwali się nowym uczuciem. Krótkie chwile z rodzicami, którzy są pochłonięci swoim życiem uważa za szczyt szczęścia. Z jednej strony ma im za złe ciągłe przelewy na konto, a z drugiej jest spragniony ich uwagi. Cieszy się z prezentów jak dziecko, bo wmawia sobie, że to substytut miłości. Poza tym Will nie jest jego rówieśnikiem. Jest znacznie starszy.
      Will kocha naprawdę. Ma swoje problemy, lecz w pełni angażuje się w ich związek. Daniel tak naprawdę dopiero uczy się co znaczy kogoś kochać. Jest egoistą, który traktuje Willa w taki sam sposób, jak rodziców. Oczekuje, że ten spełni jego zachcianki I tak się właśnie dzieje. Mężczyzna daje mu wszystko, a chłopak nie umie tego docenić. Dla niego uczucie Willa jest jak kolejny prezent od rodziców. Wychodzi z założenia, że mu się należy. Ewidentnie musi dorosnąć i przemyśleć swoje postępowanie :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Dzięki wielkie za wyjaśnienie. Teraz mi się poukładało. :-))) MB

      Usuń
    5. Zawsze do usług ;)

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Hejka,
    wspaniale, widać że Willowi w jakiś sposób zależy na Danielu, bo kiedy miał ten od Patryka oberwać to ten go ochronił... może w końcu między braćmi się naprawią relacje, i co Danielek teraz zrobi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, widać że Willowi w jakiś sposób to zależy na Danielu... może w końcu między braćmi się naprawią relacje, i co Danielek teraz zrobi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń