poniedziałek, 19 września 2016

Rozdział XII


Szkolne opowieści: Mój uczeń- opowiadanie yaoi (część II)

 

Budzę się przed szóstą rano i od razu zauważam, że jestem sam. Czyżby Daniel wrócił do siebie? Jeśli tak, to... bardzo dobrze. Nie, wcale nie jest mi dobrze. Żałuję, że nie mogę jeszcze przez chwilę rozkoszować się jego obecnością. Od zawsze lubiłem patrzeć jak śpi. Wyciągam się na łóżku. Nie chce mi się wstawać. Jeżeli prawdą jest, że senior Cheng fatyguje się tu aż z Chin, powinienem zbierać się do pracy. Lepiej dwa razy sprawdzić, czy wszystko przebiega zgodnie z harmonogramem, w przeciwnym wypadku najem się wstydu za nieudolność moich pracowników.
Zanim udaje mi się zebrać siły, by opuścić łóżko, ktoś bardzo cichutko otwiera drzwi...
- Myślałem, że wróciłeś do swojego mieszkania – zaskoczony przyglądam się chłopakowi, który podaje mi kubek z kawą.
- Miałbym cię zostawić? Nigdy! - zapewnia żarliwie, uśmiechając się przy tym chytrze. - Zdradziłeś mi kod. Może więc skorzystam z okazji i wprowadzę się, jak mi to wczoraj zasugerowałeś – drażni się ze mną.
- Na twoim miejscu nie liczyłbym na to. Zmienię go jak tylko wstanę – pociągam łyk kawy, od której jestem równie mocno uzależniony.
- W takim razie – Daniel wskakuje na łóżko – wystarczy, że cię tu zatrzymam – przesuwa dłonią w górę mojego nagiego uda.
- Zwłaszcza w dniu, w którym odwiedzi nas twój bezpośredni przełożony – siadam, by być bliżej niego.
- Masz cudowne oczy – uśmiecha się przelotnie. - Mógłbym w nie patrzeć całymi dniami.
- Tylko niebieskie – odpowiadam, odstawiając kubek na stolik.
- Nieprawda. Są granatowe i... - całuję go lekko w usta.
- I? - dopytuję.
- Zapomniałem – zarzuca mi ramiona na szyję.
- Zapomniałeś? - przesuwam opuszkami po jego dolnej wardze, bo chcę, żeby pozwolił mi na więcej.
- To twoja wina – żali się, przymykając powieki. - Jesteś taki...
- Jaki? - ocieram się o jego usta swoimi, badając ich niezwykłą miękkość.
- Will... Pocałuj... - prosi.
- Nie – odsuwam się.
- Nie? - rzuca się a mnie, aż obydwaj opadamy na poduszki. Zaczynam się śmiać, ale Danielowi nie jest do śmiechu. Całuje mnie zaborczo i namiętnie.
- Muszę iść, mały. Obowiązki czekają.
- Jeszcze chwilę – zaczyna błądzić dłonią po moim ciele.
- Nie rób tak – próbuję go powstrzymać.
- Wiesz na co mam ochotę? - pyta, wpatrują się we mnie.
- Cokolwiek to jest, moja odpowiedź brzmi nie – łapię go za ramiona i bez najmniejszego problemu układam na pościeli.
- To niesprawiedliwe! - irytuje się.
- Ale i tak mnie kochasz – dodaję z ironią.
- Czasami sam zastanawiam się dlaczego – wstaje z łóżka i przygląda mi się jeszcze przez chwilę.
- I do jakich doszedłeś wniosków? - obejmuję się ramionami ciekaw, co mi odpowie.
- Po prostu wiem, że to ty – wydaje się być szczery, a ja tak bardzo chcę mu uwierzyć.
- Ja?
- Miłość mojego życia. Mówiłem ci już dzisiaj jak bardzo cię kocham i pragnę być z tobą? Chcę się codziennie przy tobie budzić, pić z tobą kawę, kochać się do nieprzytomności albo po prostu na ciebie patrzeć. Zawiodłem cię wtedy, wiem. Teraz będzie inaczej. Za kilkanaście dni przyjeżdżają moi rodzice. Chciałbym, abyś ich poznał – dodaje nieśmiało. - Już im mówiłem, że jestem bardzo zakochany. Mama i tata nie mogą się doczekać wspólnej kolacji. Pójdziesz ze mną, prawda?
- Nie wiem, może – zbywam go, bo trudno mi ukryć zaskoczenie.
- Może? Will! Powiedziałem rodzicom! To za mało?!
- Co dokładnie im powiedziałeś?
- Prawdę. Jestem zakochany i zamierzam spędzić z tą osobą resztę życia.
- I jak zareagowali na wiadomość, że twoim wybrankiem jest mężczyzna? - oto chwila prawdy, na którą czekałem...
- Tego jeszcze nie wiedzą... - dodaje znacznie ciszej, spuszczając wzrok.
- Czyli nic się nie zmieniło – zostawiam go samego i zamykam się w łazience.
- Will! - krzyczy za mną, lecz przekręcam zamek. Potrzebuję chwili spokoju, by przetrawić te rewelacje.
Gdy wychodzę spod prysznica, Daniela już nie ma. Ubieram się w garnitur i zabieram kluczyki. Otwieram drzwi, próbując zmienić kod, lecz natrafiam na wielki bukiet różowych róż, które są oparte o framugę. Jest do nich doczepiony taki sam bilecik jak poprzednio. Cholerny dzieciak! W pierwszej chwili mam ochotę wyżyć się na kwiatach, wrzucając je od razu do śmietnika, ale żal mi ich. Przecież sam chciałem, by mnie adorował i starał się o moje względy. Dlaczego nie umie odpuścić? Przedłuża tylko moją agonię. W życiu nie zdecyduje się na wyznanie rodzicom, co do mnie czuje, nawet jeśli nigdy wcześniej nie interesował się innymi facetami. Nasz związek nie ma sensu... Tracę tylko czas, a najgorsze jest to, że niedługo on wróci do firmy Chenga, a ja znowu zostanę ze złamanym sercem.
Pracę zaczynam od obejrzenia kolejnego, jeszcze większego bukietu różowych róż, które Bell zdążył wstawić do wazonu.
- No wiesz... - zdziwiony Lucas powoli obchodzi biurko, by lepiej przyjrzeć się kwiatom. - Są bardzo... różowe – wybucha śmiechem.
- Nie da się ukryć.
- Daniel próbuje swoich sił jako uwodziciel... Kto by pomyślał... - rozsiada się wygodnie, nie przestając chichotać.
- Widzę, że humor ci się poprawił.
- Owszem. Tatuś jest już  w drodze. Wieczorem przeniesie mnie do innej placówki i wszystkie moje problemy znikną – uśmiecha się zadowolony.
- A co na to Patric? - staram się być delikatny, ale zżera mnie ciekawość, a poza tym nie chcę się rozstawać z nowym przyjacielem.
- Nie wiem. Nie rozmawiamy ze sobą. Znaczy on do mnie mówi, ale ja go ignoruję.
- Przykro mi, Lucas – kładę mu dłoń na ramieniu.
- Poradzę sobie – zapewnia mnie, chociaż doskonale widzę, że kłamie.
- Zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dzięki, Will – obejmuję go.
- Od razu mi lepiej – zaczyna się śmiać.
- Co robicie?! - wkurzony Daniel trzaska drzwiami, widząc nas w nieco dwuznacznej sytuacji.
- Nie umiesz zapukać? - pyta Lucas, nie wypuszczając mnie z objęć.
- Zostaw go! - warczy, próbując wydostać mnie z żelaznego uścisku.
- Spokojnie, dzieciaku. Opanuj się i nie przeszkadzaj, gdy dorośli się migdalą – ciemnowłosy całuje mnie przelotnie w policzek. - Pójdę już, skarbie. Pamiętaj, że tatuś zaprasza na kolację. O dwudziestej w hotelu.
- Będę.
- Ciebie też zaprosił – czochra Daniela po włosach. - Być może każe ci udać się ze mną do naszej filii w Sydney, więc na wszelki wypadek zacznij się pakować.
- Nie jadę z tobą – odpowiada mu.
- Jeśli nie spełnisz polecenia ojca, wyrzuci cię i nie zaliczysz ostatniego stażu.
- Lucas ma rację. Powinieneś myśleć o swojej karierze – włączam się do dyskusji.
- Mowy nie ma! Zostaję z tobą! Kocham cię!
- Miłość? – drwi z niego młody Cheng. - Czy to przypadkiem nie ty złamałeś mu serce? - wskazuje mnie palcem.
- Ale teraz to naprawię!
- Jasne... W każdym razie widzimy się wieczorem. Pa, Will. Pa, maskotko – szczypie go w policzek, po czym wychodzi.
- Co? - wpatruję się w jego oczy, które przepełnione są gniewem.
- Gdy tylko się rozstajemy, od razu biegniesz do niego! Pozwalasz mu się dotykać i całować, a przecież rano...! Rano...! - z bezsilności zaciska palce na mojej marynarce. - Jak długo będziesz mnie jeszcze karać?
- Nie wiem.
- Przedtem nie byłeś taki bezwzględny – uśmiecha się gorzko. - Nie szkodzi, poradzę sobie. Podobały ci się kwiaty? - zmienia temat, wygładzając zagniecenia.
- Tak, dziękuję.
- Cieszę się.
- Danielu, uważam, że Lucas miał rację. Powinieneś poważnie podchodzić do stażu i...
- Tak bardzo chcesz się mnie pozbyć? - posyła mi smutne spojrzenie.
- Mały... To nie o to chodzi – wzdycham ciężko, przeczesując włosy palcami. - Wiem, że studia były twoim priorytetem.
- Poświęciłem ciebie, co było moim największym błędem – odpowiada gorzko.
- Nie mów tak. Bardzo dobrze sobie radzisz. Nie powinieneś zaprzepaścić szansy, jaka się przed tobą pojawiała.
- Gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym to. Wierzysz mi? Każdy dzień bez ciebie był udręką. Czasami wydawało mi się, że już nie boli, a potem wystarczyło, że ktoś uśmiechnął się tak jak ty, wyglądał jak ty albo... Mam gdzieś studia, staż i całą resztę – dotyka mojego policzka z czułością.
- Szefie? Mogę? - Bell cichutko puka do drzwi.
- Wejdź, proszę – odsuwam się od Daniela, skupiając na moim asystencie.
- Dzwonił lekarz pana Aldena. Ponoć w nocy opuścił klinikę na własne żądanie. Doktor prosi, by odesłać go z powrotem, jeśli pojawi się w pracy.
- Znowu uciekł... No trudno. Dzwoniłeś do Lindy?
- Nic nie wie. Pan Stanley też nie – dzieli się ze mną swoimi ustaleniami.
- To nie jest pierwszy odwyk Aldena? - dziwi się Daniel.
- Ostatnio wytrzymał tydzień, a przedostatnio pięć dni, za to za szóstym czy siódmym razem przeszedł pełen detoks – chwalę kuzyna.
- Kiedy to było?
- Jakieś dwa czy trzy lata temu, chociaż jego problem to już stara sprawa.
- Kto by przypuszczał, że z Aldena takie ziółko – jasnowłosy nie umie ukryć zdumienia.
- Szefie, wujek Harry mówił, że ty i pan Alden chodziliście razem do szkoły. Całe szczęście, że ciebie w to nie wciągnął.
- To nie do końca jest tak jak sądzisz, Bell. Alden nie raz próbował mi pokazać, że świat może być o wiele bardziej kolorowy, ale nie byłem zainteresowany. Teraz ma do mnie żal i uważa, że z mojej winy popadł w uzależnienie.
- Szefie, brałeś?! Aż mi się wierzyć nie chce! - jego oczy robią się okrągłe niczym dwa wielkie spodki.
- Raz czy dwa, ale nie wspominam tego dobrze, a wam szczerze odradzam, jasne?
- Zawsze uważałem cię za pracoholika i nudziarza, a tu taka niespodzianka – komentuje na głos, po czym przykłada dłoń do ust, uświadomiwszy sobie, że wszystko słyszeliśmy. - Nic nie mówiłem! - czerwieni się.
- Nic nie słyszałem – puszczam do niego oko.
- Jesteś najlepszym szefem, szefie. Już zawsze będę w ciebie ślepo zapatrzony! Powinieneś nosić pierścień, który codziennie bym całował... - zaczyna mi się kłaniać.
- Ziemia do Bella! Zanim uczynisz ze mnie faraona, sprawdź o której pojawi się nasz chiński wspólnik – przypominam mu.
- Pan Cheng wyląduje wieczorem. Z tego co mi wiadomo, okazja do rozmowy pojawi się dopiero w czasie kolacji.
- To dobrze – oddycham z ulgą.
- Szefie, co brałeś?
- Skończ ten temat, Bell!
- Nie bądź taki, chcemy wiedzieć – szuka oparcia w Danielu.
- A papierosy? - przypomina sobie.
- Przyniosłeś mi jakieś? - odbijam piłeczkę, spoglądając na chłopaka z nadzieją.
- Nie! - odpowiada natychmiast.
- Szkoda – wzdycham niepocieszony.
- Nie żałuj. Mam w zanadrzu plan B, w razie gdybyś stawiał opór – uśmiecha się.
- Ja również – Daniel zmysłowo oblizuje usta.
- Dosyć tego, sio dzieciaki! - wypędzam ich.
- Nie chcesz...? - zielonooki celowo nie kończy zdania, posyłając mi figlarny uśmiech.
- Daniel... - ostrzegam.
- Dorze, już idziemy – zabiera ze sobą mojego asystenta i znikają za drzwiami.
Przez resztę dnia jestem tak zajęty, że z trudem udaje mi się zdążyć na kolację do hotelu. Od razu zauważam brak Daniela, który utknął na spotkaniu z informatykami i ma dołączyć do nas później.
Pan Cheng wita się ze mną serdecznie, chociaż jego czujny wzrok śledzi poczynania obu synów, którzy uparcie milczą, ignorując się wzajemnie.
- Z przesłanych raportów wiem, że wszystko przebiega zgodnie z planem, zgadza się? - próbujemy prowadzić normalną konwersację.
- Tak, proszę pana. Nie mamy żadnych opóźnień.
- To bardzo dobrze. A jak nam idzie sprzedaż, Patricu?
- Nie wiem, to działka Lucasa. Jego zapytaj.
- Lucas? - zwraca się do drugiego z bliźniaków.
- Tak, ojcze?
- Zajmujesz się sprzedażą? Myślałem, że razem z bratem...
- To nie jest mój brat – przerywa mu rozdrażniony.
- Od kiedy nie jestem twoim bratem, co? - Patricowi od razu skacze ciśnienie.
- Od kiedy zdradziłeś dane mi słowo, ty podły...
- Dosyć! - stary pan Cheng uderza pięścią w stół. - Przepraszam. Atmosfera jest nieco napięta. Chyba powinniśmy najpierw omówić nasze rodzinne problemy, a dopiero później zajmować się kontraktem.
- W takim razie – podnoszę się z krzesła – nie będę panom przeszkadzać.
- Zaczekaj, Will – Lucas próbuje mnie powstrzymać.
- Nie, synu. Pan Anderson ma rację. Ta sprawa dotyczy naszej trójki. Przepraszam, Williamie. Mam nadzieję, że się na nas nie pogniewasz – mężczyzna również wstaje, podając mi dłoń.
- Oczywiście, że nie, proszę pana. Mam nadzieję, że wpłynie pan na Lucasa, aby zmienił zdanie. Nie wyobrażam sobie, żeby miał teraz wyjeżdżać.
- Zrobię co w mojej mocy. Jeszcze raz przepraszam.
- Nic się nie stało. Dobranoc – żegnam się. Liczę na to, że pan Cheng przemówi im do rozsądku.
- Will, co tu robisz? Znowu się spóźniłeś? - przed hotelem spotykam Daniela, który wysiadł z taksówki.
- Kolacja została odwołana. Pan Cheng stara się pogodzić Lucasa i Patrica.
- Myślisz, że mu się uda? Nie wyglądali na nastawionych ugodowo...
- Jest ich ojcem, więc zna ich najlepiej.
- Nie udawaj. Masz gdzieś, czy się pogodzą, czy nie. Chcesz, żeby Lucas tu został, abyś mógł dalej się nade mną pastwić – wyrzuca z siebie wszystkie żale.
- Nie ukrywam, lubię Lucasa. Nawet bardzo i wolałbym, aby nie wyjeżdżał. Jednak ty nie masz z tym nic wspólnego.
- Nie? Jasne, że nie... Bawi was, że możecie igrać z moimi uczuciami, prawda.
- Danielu, posuwasz się za daleko – próbuję go wyminąć, bo zaczyna mnie irytować swoim zachowaniem.
- Dokąd się wybierasz?
- Nie słyszałeś? Kolacja została odwołana. Wracam do domu.
- Poczekaj, proszę – łapie mnie za ramię. - Dopiero ósma. Wybierzmy się gdzieś razem.
- Teraz?
- A dlaczego nie? Możemy iść na kolację, do kina, na spacer, do hotelu... Gdziekolwiek zechcesz.
- W sumie to jestem głodny, więc... - twarz chłopaka rozpromienia się.
- Wiedziałem, że się zgodzisz – ciągnie mnie w kierunku centrum.
- Dokąd idziemy? - pytam.
- Niedaleko. Chcesz zabrać samochód?
- Nie. Przyjechałem taksówką.
- To dobrze, będziemy mogli napić się wina – uśmiecha się.
- Wina?
- Co to za randka bez wina? Odkryłem to miejsce w zeszłym tygodniu. Jest niesamowite.
- Randka? - powtarzam po nim.
- Randka, kolacja... Nazywaj to jak chcesz. Najważniejsze, że jesteś ze mną.
Wchodzę za Danielem do niewielkiego lokalu, schowanego w wąskim przejściu pomiędzy dwoma kamienicami. Kelner prowadzi nas do loży wyłożonej miękkimi poduszkami, gdzie na stoliku ustawione są świeczki.
- Fajnie, prawda? - zachwyt w oczach Daniela jest aż nazbyt czytelny.
- Tak, bardzo ładnie – dyskretnie rozglądam się po pomieszczeniu.
- To dobrze. Zdejmij marynarkę. Będzie ci wygodniej – zachęca mnie. - Pozwolisz, że ja złożę zamówienie?
- Proszę – opieram się o poduszki, ciekaw jak dalej potoczy się ten wieczór. Daniel szaleje, zamawiając mnóstwo jedzenia, w tym deser, na który ma się składać czekolada, co najbardziej mnie interesuje.
- Nadal masz słabość do ciasta czekoladowego – zauważa od razu.
- Owszem.
- Jeśli tak wolisz, mogę od razu o nie poprosić. Chociaż chciałbym, abyś spróbował wszystkiego. Tu jest jak w bajce, zobaczysz – zapewnia mnie. Nie musi aż tak się starać. Gdy jest obok i tak czuję się bardzo „bajkowo”, nawet bez atłasowych poduszek, wyszywanych złotymi nićmi i nastrojowej muzyki w tle.
-  Dobre? - dopytuje, gdy zaczynamy jeść danie główne, na które składa się ryż, orzechy oraz suszone owoce.
- Bardzo dobre.
- Wiedziałem, że będzie ci smakować.
- Łatwo mnie zadowolić, wystarczy trochę cukru – uśmiecham się, sięgając po wino.
- Nieprawda. Jesteś wymagający. Pewnie nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale taka jest prawda.
- Skoro tak twierdzisz – pojawia się kelner, by ponownie napełnić nasze kieliszki.
- Poprosimy o deser – Daniel ani na chwilę nie przestaje wpatrywać się w moje oczy.
- Już podaję, proszę pana – mężczyzna znika, by po chwili ustawić na stole talerzyki deserowe.
- Wiesz Will, w świetle świec wyglądasz jeszcze bardziej pociągająco niż zwykle – sięga do mojej dłoni i nakrywa ją swoją, a następnie splata ostrożnie nasze palce. Przesuwa opuszkami po skórze. Mam wrażenie, że czuję drobniutkie iskry wszędzie tam, gdzie jestem dotykany.
- A czy przypadkiem nie jest tak dlatego, że światło świec odmładza o jakieś dziesięć lat? - zastanawiam się na głos.
- Nie mów tak! Przecież jesteś młody! I niesamowicie piękny – dodaje ciszej, próbując ukryć delikatny rumieniec, który pojawia się na jego policzkach.
- Tak? - nie umiem ukryć rozbawienia.
- Tak. I dobrze o tym wiesz. W dodatku wykorzystujesz ten atut przeciwko mnie – oburza się.
- To prawda – odwracam jego dłoń i przesuwam palcami po nadgarstku chłopaka, który aż drży pod wpływem tej niespodziewanej pieszczoty.
- Boże, Will... - próbuje przesunąć rękę, ale mu nie pozwalam. - Nie rób tak – wyrywa mi się.
- No cóż, skoro nie chcesz – sięgam po widelczyk od ciasta.
- Nie powiedziałem, że nie chcę. Chcę i to bardzo, ale wolałbym, gdybyśmy byli wtedy sami i... - odbiera mi srebrny sztuciec i nakłada na niego mały kawałeczek ciasta. - Pozwól mi – kieruje go w stronę moich ust. Przymykam powieki rozbawiony.
- Mmm... Pyszne – oblizuję wargi. Daniel przysuwa się do mnie i całuje w usta.
- Nie umiałem się powstrzymać – szepcze na swoje usprawiedliwienie, po czym popycha mnie na ozdobne poduszki i kontynuuje atak. - Chodźmy stąd – prosi zdyszany po kilku długich minutach, gdy udaje mu się w końcu ode mnie odsunąć.
- Chcę zjeść ciastko.
- Każę ci je zapakować – przesuwa dłonią w dół mojej klatki piersiowej.
- Jesteś taki niecierpliwy.
- Nie masz pojęcia jak bardzo – kolejny raz szuka moich ust. Przywołuje kelnera i każe mu zawołać taksówkę oraz przygotować rachunek.
- Myślałem, że przejdziemy się po mieście – zaczynam marudzić, gdy kierowca odpala silnik.
- Przejdziemy – znacząco spogląda mi w oczy. - Jednak teraz mamy inne plany.
- Inne plany... – parskam śmiechem, spoglądając przez okno. Daniel znowu szuka mojej dłoni, lecz celowo układam ją na swoich kolanach.
- Zapłacisz mi za to – syczy wściekły.
Chłopak ciągnie mnie w kierunku windy. Nie śpieszy mi się. Lubię patrzeć jak owładnięty pożądaniem zielonooki z trudem nad sobą panuje.
- Will! Pośpiesz się! - przyciska na panelu odpowiedni numer i gdy tylko drzwi się za nami zamykają, zaczyna zaborczo całować.
- Nie przeszkadza ci, że są tu kamery?
- Pieprzyć to... Pragnę cię – ustami sięga do mojej żuchwy, jednocześnie koncentrując się na odwiązywaniu krawata.
Winda zatrzymuje się na moim piętrze. Daniel łapie mnie za rękę, wprowadza kod i otwiera drzwi do mojego mieszkania.
- Zaczekaj... - próbuję go powstrzymać. - Nie wiem, czy tego chcę.
- Co? Dlaczego? - głuchy na protesty prowadzi mnie za sobą do sypialni i pomaga zdjąć marynarkę.
- Bo...
- Potem mi powiesz – kończy rozpinać moją koszulę i pomaga odpiąć pasek od spodni.
- Potem? A czemu nie teraz? - kpię z niego, poddając się chwili.
- Bo teraz będziesz mój – zaczyna błądzić ustami po mojej klatce piersiowej. Kieruje się powoli do góry, całując mnie po szyi. - Nie chcesz? - spogląda mi w oczy, kończąc rozbieranie, a następnie popycha a łóżko.
- Nie powiedziałem, że nie chcę, ale... - wzdycham cicho, gdy usta chłopaka zaciskają się na moim lewym sutku.
- To dobrze, bo nie puszczę cię ani na chwilę – przesuwa dłońmi w dół po moim brzuchu. Podobną trasę zaczyna pokonywać drażnią skórę samym językiem. - Kocham cię, Will... - szepcze, skubiąc skórę na moim biodrze.
- Daniel... Nie... - chcę go powstrzymać, ale nie daje mi takiej szansy. Wsuwa sobie mojego członka do ust i zaczyna ssać, mrucząc. Spogląda mi w oczy z pełną premedytacją, sięgając po moją dłoń, by wpleść ją w swoje włosy.
- Nadal chcesz, żebym przestał? - pyta między liźnięciami.
- Nie... - zaciskam mocniej palce na miękkich włosach chłopaka, prowokując go do tego by kontynuował. Natychmiast spełnia moją zachciankę, biorąc mojego członka głęboko do ust.
- O tak? Tego chcesz?
- Zrób tak jeszcze... - odchylam głowę do tyłu i przymykam powieki.
- Dla ciebie wszystko, ukochany... - pieści mnie tak długo, aż dochodzę w jego ustach, co sprawia mi niesamowitą rozkosz.
- Jesteś w tym coraz lepszy – chwalę zielonookiego, który całuje mnie po brzuchu. - Chodź tu i pocałuj mnie – żądam. Chłopak pochyla się nade mną, lecz nie całuje. - Na co czekasz? - próbuję przyciągnąć go do siebie.
- Pozwolisz mi na więcej? - całuje mnie w usta, po czym koncentruje się na ssaniu dolnej wargi. Unosi wzrok szukając zgody w moich oczach. Sięgam po jego dłoń i wkładam palce do ust. Uśmiecha się, nabierając gwałtownie powietrza. Jest bardzo napalony, po gdy zaczynam je delikatnie podgryzać, natychmiast mi je zabiera. - Dłużej nie wytrzymam – stara się być ostrożny wsuwając je we mnie powoli. - Jeśli nie chcesz...
- Chcę. Bardzo chcę... Nie przestawaj – zagryzam mocno dolną wargę, by ukryć jęk.
- Boli? - zamiera, przerażony.
- Prosiłem, żebyś nie przestawał.
- Will... Może... powinniśmy...
- Nie panikuj. Nie masz ochoty dominować nade mną?
- Mam, ale...
- To weź mnie. Teraz – łapię go za nadgarstek, by cofnął dłoń.
- Ale... - protestuje cicho.
- Już – popędzam go.
Obejmuję jego biodra udami a on wchodzi we mnie, wstrzymując przy tym oddech.
- Wolałem, gdy ty to robiłeś – stęka, trącając nosem mój nos.
- Tak? - sięgam do jego ust.
- Tak – zaczyna się poruszać.
- Nie tak szybko – upominam go.
- Przepraszam. Tak lepiej? - całuje mnie, starając się zapanować nad własnymi żądzami. - Wiem, że kiedyś prosiłem, abyś mnie uczył, ale teraz... To twoja wina!
- Moja? Dlaczego? - łapię go za biodra.
- Bo jesteś taki cudowny i... Will... Tak mi dobrze.
- Wiem – uśmiecham się do niego czule.
- Kocham cię... - jego pocałunki stają się równie gwałtowne jak ruchy bioder. Obejmuje mnie mocno, jakby się bał, że gdzieś mu ucieknę... Zupełnie jakbym mógł... - Kocham... - powtarza, dając nam spełnienie i opadając w moje ramiona, w których natychmiast zasypia.
Mija godzina, potem następna. Daniel nadal śpi w moich ramionach. Gorąco mi od żaru jego ciała oraz kołdry, którą okryłem jego nagie ciało. Oparłem się o zagłówek, więc mogę bez przeszkód wpatrywać się w jego spokojną twarz.
- Dlaczego ciągle to powtarzasz? - pytam cichutko śpiącego. - Jeśli uwierzę drugi raz w twoje zapewnienia, a ty odejdziesz...
- Will... - mruczy przez sen w moją szyję. - Nie odejdę, przysięgam...
Cholera! Usłyszał mnie. Wstrzymuję oddech, lecz jasnowłosy nie otwiera oczu. Rano uzna to za sen. Czy jego zapewnienia mi wystarczą? Zbliża się weekend. W przyszłym tygodniu mam poznać jego rodziców. Jak zareagują na wieść, że ich ukochany jedynak chce być w związku z innym mężczyzną? Czy on zdaje sobie sprawę z tego, że mogą go odtrącić? Jest w nich tak mocno zapatrzony, że bez ich wsparcia nie da sobie rady. Wystarczy jedno krzywe spojrzenie i cała ta miłość, która teraz nas otacza, zniknie niczym bańka mydlana... Zatapiam palce w jego włosach. Przesuwam opuszkami po ramieniu... Nie! Nie rób tak! Powstrzymaj to! Tak długo jak ograniczam dotykanie do minimum, czuję się bezpieczny. Jeśli przywiążę się do jego ciepła, ból po rozstaniu będzie nie do zniesienia. Zamiast tego powinienem cieszyć się z faktu, że mam go tylko dla siebie tu i teraz. Potem będę się martwił tym, co przyniesie los.
- Nie śpisz? - wyrywa mnie z zamyślenia, unosząc powieki.
- Nie.
- Pewnie ci niewygodnie – próbuje się przesunąć, ale mu nie pozwalam.
- Zostań – uśmiecha się, muskając moją skórę łagodnymi pocałunkami.
- Dziękuję – szepcze.
- Proszę.
- Will?
- Tak?
- Zmienisz kod w zamku?
- Nie.
- Wiesz, że to oznacza tylko jedno?
- Co takiego?
- Wprowadzam się – przytula mnie mocniej, śmiejąc się. - Nie martw się. Nadal będę się starał o twoje względy, ale nie wyobrażam sobie, że mógłbym zasnąć gdzieś indziej, niż tutaj – wtula się we mnie. - To moje miejsce i tylko moje - zaczyna rysować palcem po mojej piersi. - To też jest tylko moje – wskazuje na serce, które zaczyna bić szybciej, jakby same się do niego wyrywało. - Powiedz coś – podnosi na mnie wzrok.
- To nie jest dobry pomysł.
- Dlaczego? Nigdy ze sobą nie mieszkaliśmy. Może właśnie dlatego wszystko poszło nie tak. Teraz będzie inaczej. Chcesz dalej udawać, że nic do mnie nie czujesz, to udawaj, ale ja się stąd nie ruszę. Pogódź się z tym faktem. I przykryj mnie kołdrą, bo mi zimno – przymyka powieki, próbując zasnąć. Złośliwie łapię za brzeg jego okrycia i jednym pociągnięciem ściągam je na podłogę. - Will! To było bardzo wredne! - oburza się. Robi przy tym tak śmieszną minę, że nie umiem się pohamować i wybucham śmiechem.
- Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni – odpowiada złowróżbnie, uwalniając się w moich ramion i sięgając po puchowy kokon, w który najpewniej zaraz się owinie.
- Jesteś taki przewidywalny – zanoszę się śmiechem, gdy chłopak układa się obok mnie, tym razem bacznie pilnując, bym nie wywinął mu kolejny raz „chłodnego” numeru.
- Tak? - wsuwa się pod kołdrę i zaczynając wodzić językiem po moim brzuchu.
- Daniel...
- Zemsta bywa taka słodka – śmieje się spod kołdry, by po chwili zacząć mnie ponownie pieścić swoim utalentowanym językiem. Wspólne mieszkanie nie jest takim złym pomysłem...

27 komentarzy:

  1. To… takie… UWOAAAH! Daniel jak nie powiesz rodzicom i to zwalisz, to się wkurzę! Wszystko idzie idealnie, tak id…


    TO OZNACZA TYLKO JEDNO. KITSUNE, CO PLANUJESZ? Co ty chcesz zrobić moim słodkim kochankom? D:
    Pomijając to wszystko, to wspólne mieszkanie to coś pięknego. A William nie pozbył się swoich ataków złośliwości :D

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wegi, jak możesz?! Ja?! Taki słodki i uroczy?! Spotkanie z rodzicami już niedługo :D
      A co będzie dalej? Powoli zbliżamy się do końca. Taka prawda.

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Ha! Wiedziałam! Coś się stanie.
      Do końca? Ale ja nie chce końca ;-;

      Wegi

      Usuń
    3. Zawsze coś się dzieje. Taki już jestem. Planuję od końca :D
      Ile rozdziałów Cię zadowoli? Pamiętaj proszę, że inne opowiadania czekają, więc nie będzie źle.

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Zauważyłam :D
      Właśnie wiem… Ale dopiero się zaczęło. Nie może się już kończyć! Chociaż nie przedłóżajmy. Co ma być, to będzie…

      Wegi

      Usuń
    5. Ps. Jednak jestem wybredna :D Lubię cukier, ale brakuje mi tego… BOOM na końcu rozdziału.
      Daj coś szokującego, niespodziewanego… czegoś, co potrafisz najbardziej. Dalej Kitsune, wiem, że coś planujesz, bo za dużo cukru ostatnio. :D

      Wegi

      Usuń
    6. Jak Ty mnie dobrze znasz :D Spokojnie, jestem pewny, że jeszcze zatęsknisz za cukrem :D
      Dopiero się zaczęło? Im czas piękniejszy, tym krótszy :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    7. Coś tak przeczuwałam. Nie chcę, żeby to było zbyt słodkie. Wiesz, nadmiar cukru szkodzi. Będę gruba ;-; Spokojnie, w razie czego mam zapas czekolady, kocyk i chusteczki!
      Wszystko co dobre, szybko się kończy? Jakbym słyszała tytuł mojego życia :'D

      Usuń
    8. Spokojnie, jeśli zaczniesz tyć, będziemy razem biegać :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    9. Mów kiedy i gdzie :D

      Wegi

      Usuń
  2. Potrzebuje chusteczkę. I to pilnie! Pod koniec rozdziału obraz mi się zamglił przez łzy! Nie pytaj skąd, bo sama nie wiem.
    Wszystko co tu było tutaj, było przesłodkie! Aww >w< Aż chyba cukrzycy dostanę od tego.
    Jestem ciekawa reakcji rodziców Daniela... nawet bardzo. Szczególnie, że już ułożyłam sobie z kilka scenariuszy jak to się dalej potoczy.
    A do tego Danieluś się wprowadza do "Dominatora" (tak akurat mi się skojarzyło z pierwszą częścią... sama nie wiem dlaczego) ^^ Ciekaw jestem jak długo bedziesz ciągnął ten uroczo-słodki wątek, a zaczniesz taki bardziej dramatyczny. Wiem, że jesteś do tego w 100% zdolny, by tak zrobić. Bo hello?! nie spotkałam jeszcze żadnego takiego blogera, który potrafi obrócić całą sytuację o 180°. No cóż poczekam, zobaczę. Pozdrowionka ^^

    ~Emy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja Droga, proszę nie płakać. W moich opowiadaniach zawsze przychodzi czas na łzy, ale to zdecydowanie nie jest ten moment :D Żartuję oczywiście. Nie wiem co będzie. Znam tylko zakończenie. Cała reszta jest tajemnicą. Te sceny same się pojawiają, a ja tu tylko piszę :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Ja wiem, ja wiem ale jakoś no tak wyszło X3 chyba ze zmęczenia lub nadmiaru słodyczy >w<.
      No właśnie nie! Ty nie tylko to piszesz! Ty nadajesz tym zdarzeniom sens i pobudzasz naszą ciekawość! Pewnie większość, która czyta twoje opka po skończeniu rozdziału zastanawia się co będzie dalej i jakim torem coś się potoczy. No przynajmniej ja tak robię X3

      ~Emy

      Usuń
    3. Mówiąc szczerze to sam się zastanawiam co będzie dalej. Zazwyczaj zaczynam pisać od końca, czyli znam zakończenie i układam wszystko tak, by zrealizować pomysł. Środek to jedna wielka niewiadoma. W moim wypadku coś takiego sprawdza się najlepiej.

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Masz tak cudowny talent do pisania.Czytam to opowiadanie i aż łza w oku się ciśnie ,by wypłynąć,że to już prawie koniec.Sytuacja chłopców przypomina mi bardzo jedną z mojego życia.
    Pisz Kochany Kitsune..pisz..tylko tyle jestem w stanie napisać.
    Twój nowy czytelnik,fan,zakochany w każdym jednym słowie
    Markiel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Aż się zarumieniłem :) Ostatnio wszyscy czytelnicy piszą mi same miłe rzeczy. Poziom cukru już dawno przekroczył dopuszczalną normę :D
      Do końca jeszcze chwila. Kilka rozdziałów. Wolę gdy akcja jest dynamiczna. Poza tym nowe opowiadania czekają :) Mam nadzieję, że zostaniesz dłużej :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Oczywiście,nie śmiałbym zostawiać tak fantastycznego bloga!Skandalem jest o nim zapomnieć,co dopiero zostawić.Liczę kiedyś na bardziej prywatną wynianę zdań,co Ty na to?


      Markiel

      Usuń
    3. Jasne, zawsze będzie mi bardzo miło :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Zatem może gg?email?Cokolwiek pan ma :)

      Markiel

      Usuń
    5. kitsunedefox@gmail.com

      Proszę :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Kitsuneeee! *uderza czołem o podłogę* Twoja najgorsza, niewychowana i niemożliwa córka błaga o wybaczenie!

    Nie było mnie taaaak długo, że aż wstyd samej przed sobą przyznać! Ale po pierwsze i najważniejsze szkoła mnie wykorzystuje do swoich wszystkich niecnych celów i traktuje jak własną zabawkę, więc jak wracam do domu to jedyne o czym marzę, to popisać i ostatnio robię to coraz częściej... Ale odbiegam od tematu - dzisiaj w nocy, chociaż teoretycznie jest to już jutro, wyjeżdżam na trzydniową wycieczkę i znowu nie będę miała okazji poczytać! Ale uroczyście przysięgam, że w weekend jestem cała Twoja XD Nadrobię wszystko i walnę Ci taki komentarz, że aż będziesz mnie miał dość!

    Ruu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S.: A wstyd mi szczególnie dlatego, że jestem jedną z osób, które najbardziej nalegały i wyczekiwały powrotu Szkolnych Opowieści...

      Usuń
    2. Ruu! No nie wierzę :D Aż poprosiłem Joleen, by mnie uszczypnęła :D
      Niczym się nie przejmuj, ja wszystko rozumiem. Poza tym komentowanie nie jest obowiązkowe, więc wiesz, nie spinamy się z byle powodu.
      Mam nadzieję, że będziesz się świetnie bawić na wycieczce. Liczę też na to, że przywieziesz mi trochę słońca, bo tu znowu 7 stopni... Zostawię to bez komentarza...
      Przykro mi, lecz w naciskaniu na mnie miałaś silną konkurencję (prawda, Joleen... tak mi wierciłaś dziurę w brzuchu, że do dzisiaj mam siniaki...). Nie wiem co to opowiadanie w sobie ma, tym bardziej, że pracuję już nad lepszym :D Nie zmienia to faktu, że będzie mi zawsze bardzo miło z odwiedzin córeczki :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    3. A kto to wrócił! Nasza kochana córka marnotrawna! <3 Taki żarcik firmowy :D
      Czekam na weekend. Pamiętaj, że jak w 3 zaczniemy pisać komentarze… strach się bać :D

      Wegi

      Usuń
  5. Hejka,
    wspaniały rozdział, Daniel czerwone róże, ale widać, że się stara, mam nadzieję, że jednak to się dobrze skończy. ..
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, Daniel się stara, mam nadzieje, ze jednak dobrze to się wszystko skończy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń