czwartek, 19 października 2017

Uparty jak Gilbert

Rozdział 3


- Przejmę na siebie klątwę ojca i postaram się odnaleźć kryjówkę demona, by jakoś… - westchnął zrezygnowany jasnowłosy.
- Ja to zrobię – rzekł Gilbert, wprawiając pierworodnego w jeszcze większe poczucie winy. Nie chciał on wysługiwać się młodszym bratem, któremu i tak zawdzięczał zbyt wiele.
- To mój obowiązek! Jestem następcą tronu i … - Gideon gorączkowo szukał dodatkowych argumentów, które pozwoliłyby mu nie stracić resztek godności, choć zdawał sobie sprawę, że od początku stał na przegranej pozycji.
- Właśnie dlatego zrobisz to, co ci każę – generał położył mu rękę na ramieniu, ucinając w ten sposób dalsze sprzeciwy. W zamian za to jego spojrzenie nieco złagodniało, ukazując bardziej ludzkie oblicze. – Nie martw się, bracie. Do czasu mojego powrotu z pewnością nie będziesz się nudził.
- Przysięgam, że cię nie zawiodę – Gideon spuścił wzrok. Nie był w stanie spojrzeć Gilbertowi w oczy, gdy ten odpiął od swej zbroi niewielką, okrągłą odznakę, na której widniał herb królestwa, przekazując mu tym samym dowodzenie nad wielką armią.
- A teraz – ciemnowłosy zwrócił się w kierunku swego ojca – pora, abym przyjął twój dar, panie.
- Synu… - władca zawahał się przez chwilę. Nie tego się spodziewał. Przygotowany był na długie rozmowy, niekończące się awantury. Tymczasem jedyne co dostrzegał, to kamienna twarz i wpatrujące się w niego ciemnobłękitne spojrzenie. Gilbert go nie oceniał, nie potępiał, nie miał w sobie ani krztyny żalu. „On nie ma serca…” – podpowiedział cichy głos, który władca od zawsze spychał w najciemniejsze zakamarki swojej świadomości, by nie zadręczać się brutalną prawdą. Mimo to ponownie podwinął rękaw swej szaty, a następnie wstrzymał z przestrachem oddech, pozwalając tym samym, by były już generał dotknął przeklętego znamienia. Czarna niczym noc pieczęć zaczęła powoli blaknąć, aż w końcu zupełnie zniknęła. Starzec spojrzał na swoje przedramię i poczuł ulgę. Pośpiesznie uniósł wzrok na swego syna. Książę, swoim zwyczajem, nie przejął się zanadto sytuacją. Wprost przeciwnie. Nawet nie pofatygował się, by odpiąć zbroję i przyjrzeć się tajemniczemu znakowi.
- Potrzeba mi będzie mapa, o której wspominałeś, panie – przerwał jego rozmyślania.
- Oczywiście. Za chwilę każę ci ją przynieść – pomimo oszołomienia, skinął na starszego syna, by ten zawołał służącego. Po niespełna kwadransie pojawił się najbardziej zaufany doradca jego wysokości. Postawił na stole niewielką, drewnianą szkatułkę, lecz bał się ją otworzyć. Pokłonił się królowi zamierzając opuścić salę. Jego uwagę przykuła złota odznaka, błyszcząca na piersi starszego z książąt. „Książę Gilbert sprowadzi na nas nieszczęście…” – zatrwożony swoim odkryciem, pobiegł czym prędzej do innych doradców, by podzielić się niepokojącymi wieściami.
Tymczasem obaj bracia rozłożyli na stole mocno sfatygowaną i nieco pogniecioną mapę. Jeśli o jej autentyczności świadczyć miały liczne zagięcia i plamy, widoczne na delikatnym pergaminie, to nie ulegało żadnej wątpliwości, iż była prawdziwa.
- Brakuje sporego kawałka – zauważył Gideon, przesuwając palcem wskazującym prawej dłoni po poszarpanym rozdarciu.
- Nasze królestwo, królestwo króla Jakuba, Zimne Morze, Przystań Tęczy, królestwo księcia Cecyla… - zaczął wyliczać ciemnowłosy, zastanawiając się jednocześnie nad tym, jak daleką drogę przyjdzie mu pokonać.
- Tego nie wiesz. Mapa jest dziwacznie oznaczona. To może być Lisi Las – wskazał na niewielką wysepkę, położoną tuż obok ośmioramiennej gwiazdy - lub zupełnie inna kraina, o której słuch dawno zaginął.
- To prawda – przytaknął mu Gilbert.
- Skąd będziesz wiedział, w którą stronę się udać? Na północ? Na południe? Ojcze, wiesz jak należy odczytać tę mapę? – z nadzieją oczekiwał na wskazówki od władcy, dzięki którym misja brata nie będzie mu się jawiła jako samobójcza i zupełnie daremna.
- Niestety, ale nie. Pokazywałem ją wszystkim swoim przyjaciołom i doradcom, lecz bezradnie rozkładają ręce – władca po raz kolejny spojrzał na młodszego syna. W jego rękach leżał dalszy los całego królestwa. „Zmarnowałem ponad pięćdziesiąt lat na poszukiwania, a wysyłam go z niczym…”
- To już moje zmartwienie – odezwał się Gilbert, wstające ze swojego miejsca.
- Bracie! – jasnowłosy starał się zatrzymać go przy stole jak najdłużej. „Powinienem służyć mu radą, wesprzeć…”
- Jutro o świcie wyruszysz ze mną do obozu. Chcę mieć pewność, że nasi sojusznicy nie odwrócą się od ciebie plecami, gdy wyjadę.
- Myślałem, że zostaniesz ze mną jakiś czas. Powinniśmy porozmawiać o… - schorowany monarcha, wyczerpany ciężkimi przeżyciami, liczył na to, iż Gilbert zostanie w zamku do chwili jego śmierci. Spodziewał się rychłego jej nadejścia i nie chciał żegnać się z życiem wspominając moment, w którym będzie obserwował oddajającą się sylwetkę syna, którego nigdy więcej nie zobaczy.
- Wiem co należy do moich obowiązków, panie. Ochronię królestwo. Możesz być tego pewny – Gilbert pokłonił się ojcu i bratu, po czym wyszedł z sali narad.
- Daj mu trochę czasu, ojcze. Jestem pewny, że gdy trochę się prześpi i przemyśli… - Gideon, jak zawsze, starał się wytłumaczyć nieprzejednaną postawę brata. Kochał go i próbował chronić, zwłaszcza w chwilach, gdy ten okazywał bliskim swą zimniejszą stronę.
- Nie rozumiesz. Nic nie rozumiesz… On już nigdy nie wróci – władca otarł ostatnie łzy i ciężko szurając nogami, oddalił się w kierunku podziemi, by poprosić zmarłą małżonkę o opiekę i wsparcie dla ich synów. Gilbert miał odbyć najniebezpieczniejszą misję, o jakiej kiedykolwiek słyszano, a Gideon… Przecież wrogowie od dawna czekali na okazję do zemsty. Czy zniknięcie ubóstwianego generała nie stanowiło najlepszego momentu do ataku? „Przyszłość już nigdy nie będzie taka sama…”

5 komentarzy:

  1. Super, fajnie ale jak tam się ma Max? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze żyje :D Wkrótce się przekonasz, że potrafi nieźle nabroić.

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, tak Gilbert podjął decyzję że to on wyruszy, ale może być niebezpiecznie kiedy wrogowie zorientują się to mogą zaatakować krolestwo, mam nadzieję, że mu się powiedzie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, tak Gilbert podjął decyzje że to on wyruszy, ale może być niebezpiecznie, kiedy wrogowie zorientują się, to mogą zaatakować krolestwo, mam nadzieje że mu się powiedzie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń