niedziela, 29 października 2017

Uparty jak Gilbert

Rozdział 6


Choć wydawać by się mogło, że książę Gilbert ominie stolicę własnego królestwa i ruszy od razu na południe, miał on zupełnie inne plany. Nie wtajemniczył w nie swego najbliższego doradcy, Liora. Znał go na tyle, iż bez problemu mógł przewidzieć reakcję starego kapłana. Zamierzał złamać królewskie prawo, a na to Lior nigdy nie wyraziłby zgody. Z pewnością nie brał nawet pod uwagę takiej opcji. Jednak Gilbert nie był Liorem. Miał dość bycia wodzonym za nos przez innych. Odkąd ojciec zrozumiał swój błąd, zaszył się w zamku i latami żył w strachu. Gideon z pewnością poszedłby w jego ślady. „Muszę zdobyć przewagę! Zaskoczyć przeciwnika w sposób, którego się zupełnie nie spodziewa!” – postanowił. Schował twarz pod czarnym kapturem, by nie zostać przypadkowo rozpoznanym i wjechał do miasta.
Był wczesny ranek. Część mieszkańców wybierała się do pracy, inni na targ. Książę upatrzył sobie zupełnie inne miejsce. Przywiązał swego konia przed jednym z niepozornie wyglądających, drewnianych budynków. Jego szyld wskazywał, iż sprzedawano w nim świece, choć wszyscy doskonale wiedzieli, że prowadząca ten przybytek czarownica nikomu nie odmawiała pomocy, każąc sobie przy tym słono płacić. Złotych monet księciu z pewnością nie brakowało, lecz czy to wystarczy, by przekonać ją do transakcji srogo karanej banicją?
Gilbert wszedł do środka, gotowy na wszystko. Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, to dość ponura atmosfera. Jasne promienie słońca omijały to zakazane miejsce, nie mogąc przebić się przez brudne i nieco osmolone szyby. Książę wyraźnie słyszał czyjąś obecność na zapleczu. Podszedł więc pewnym krokiem do kontuaru i cierpliwie czekał.
- Jeszcze zamknięte – głos czarownicy, choć niezbyt donośny, zdawał się docierać do mężczyzny z każdej możliwej strony, jakby jej duch wypełniał całe pomieszczenie. Zerknął na ciemnoszarą szmatę, która stanowić miała kotarę. Mimowolnie zacisnął dłoń na rękojeści swego miecza. „Spokojnie, tylko spokojnie…” – upomniał sam siebie. Sięgnął do kieszeni i wysypał na blat sporą ilość złotych monet. Wiedźma od razu wykazała zainteresowanie i pośpiesznie wyłoniła się z zaplecza. – Zamknąłeś za sobą drzwi, panie? – zaskrzeczała, wlepiając w niego wyłupiaste, przekrwione oczy. Jej tęczówki musiały być niegdyś niebieskie, lecz ich pigment zdawał się należeć do przeszłości.
- Przyszedłem tu w konkretnym celu. Wiem, że nie odmówisz – rzekł chłodno, po czym dołożył złotych monet. Na twarzy kobiety pojawił się grymas zadowolenia. Stuknęła laską, którą się podbierała o zakurzoną podłogę. W tej samej chwili Gilbert usłyszał zgrzyt, oznaczający zamknięcie się zasuwy w drzwiach.
- Mów, po co przyszedłeś – starucha oparła laskę o drewniany kontuar, po czym położyła obie dłonie na blat, by nie stracić równowagi i móc wpatrywać się w młodzieńca bez skrępowania. „Nie przestraszysz mnie tanimi sztuczkami, jędzo” – przeszło mu przez myśl. Kobieta była sporo niższa od księcia. Jej siwe włosy upięte były w niechlujny kok. Miała na sobie starą, mocno podniszczoną suknię, łudząco podobną do brudnej szmaty, która wisiała za jej plecami.
- Chcę kupić wróżkę – Gilbert wyjawił jej cel swych odwiedzin.
- Nie zajmuję się handlem magicznymi istotami – odparła gniewnie.
- Odmawiasz? – dla pewności dołożył kolejną porcję monet, rzucając wiedźmie wyzwanie.
- Mogę przyrządzić dowolny eliksir, truciznę, rzucić urok, ale…
- Chcę wróżkę – powtórzył, przerywając jej monolog.
- Panie...
- Jeśli odmówisz, poszukam kogoś innego. Jadę na południe, lecz mogę zboczyć z trasy i zajrzeć do Tawerny pod Burym Kotem – książę celowo wyciągnął rękę i zaczął przesuwać złote monety w swoją stronę.
- Wiesz o tym miejscu? – zdziwiła się starucha, której nie uśmiechało się, iż całe złoto bogatego wędrowca trafi do konkurencji.
- Wiem o wielu sprawach. Więc? – Gilbert miał już dość przebywania w tym ponurym miejscu. Chciał jak najszybciej dobić targu, ale przede wszystkim, pragnął wyjść na zewnątrz. Wydawało mu się, iż mroczna aura, otaczająca wiedźmę, przenika przez jego skórę, a duszący aromat ziół, dobywający się z zaplecza, pozbawiał go powietrza. „Nie mogę zrezygnować! Muszę zdobyć wróżkę!” – zdeterminowany do działania, zaczął zbierać monety, wrzucając je pojedynczo do skórzanego woreczka. Dźwięk obijających się o złotych krążków zdawał się hipnotyzować staruchę. Jej chciwa natura przejęła nad nią panowanie. Groźby srogiej kary rozpłynęły się we mgle, pozostawiając po sobie jedynie cenny kruszec, odbijający się jasnym blaskiem w jej upiornych oczach.
- Dobrze, już dobrze! – czarownicy nie spodobało się, iż taka fortuna przejdzie jej koło nosa. – Mam jedną na zbyciu – wyciągnęła swoją szponiastą rękę, by przygarnąć zapłatę. Mężczyzna, przewidując ten gest, zabrał sakwę, chowając ją w swej dłoni.
- Najpierw towar – upomniał wiedźmę.
- Jak sobie chcesz – mruknęła obrażona, sięgając po laskę. – Muszę przywołać syna – ponownie stuknęła o zakurzoną podłogę.
- Pośpiesz się – odparł lodowatym tonem, nonszalancko zaciskając palce na woreczku z monetami. Czarownica zachłannie zmierzyła go wzrokiem, po czym zaciskając usta w wąską linię, by nie wydobywał się z nich stłumiony jęk niezadowolenia, zajrzała za kotarę, by ponaglić swego jedynaka.
Minęło kilka długich minut. Gilbert odwrócił się w kierunku drzwi, tęsknie marząc o słońcu. Kusiło go, by jak najszybciej wyjść na zewnątrz, lecz dobrze wiedział, iż wiedźma nie wpuściłaby go ponownie do środka, obawiając się oskarżeń o niecne czyny. Lior od zawsze powtarzał ojcu, iż takie jak ona, powinny zostać już dawno wygnane, lecz król, jak zawsze, nie wykazał żadnej inicjatywy. Na palcach jednej ręki można było policzyć ile razy w przeciągu ostatnich lat wyściubił noc spoza swojej komnaty.
- Pospiesz się, Ark, kupiec czeka – wiedźma odsłoniła kotarę, by ułatwić synowi przejście. Olbrzym musiał się nieco pochylić, lecz i tak solidnie uderzył się w głowę. Wydał z siebie przeraźliwie brzmiący skowyt, po czym spojrzał na matkę, szukając pocieszenia. – No trudno, mówiłam, że masz uważać – skarciła go, jednocześnie dotykając obolałego miejsca pomarszczoną dłonią. Przesunęła część potarganych włosów z jego twarzy, ukazując przerażającą twarz potwora. Miał on jakieś dwa i pół metra wysokości oraz jedno oko. Miejsce drugiego zajmowała brzydka blizna, jakby ktoś próbował stopić jego skórę. Słysząc wydawane przez niego dźwięki, Gilbert miał ochotę zasłonić uszy dłońmi, lecz nie zrobił tego. Potwór spojrzał na matkę, która wyrwała księciu ściskane przez niego monety. – Daj mu ją – rozkazała synowi, nawet nie patrząc w jego stronę. Ark zbliżył się do kontuaru a następnie wyciągnął prawą dłoń i zwolnił uścisk. Na blat spadła niewielka, złota klatka. – Oto twoja wróżka, panie.

22 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. ps. Wstawiłam rozdział. W końcu!! ^^ Mam nadzieję, że MB mi wybaczy :D Co myślisz?

      Usuń
    2. Nie wiem, Kira. A zasłużyłaś? :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    3. Nie wiem. Przeczytaj rozdział i mi powiedz buahahahah ^^

      Usuń
    4. Przeczytałem. Ja, w przeciwieństwie do Ciebie, zawsze jestem grzeczny :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    5. Akurat... Ty grzeczny? Od kiedy?!

      Usuń
    6. Od zawsze? Nikt nie jest równie słodki i uroczy jak ja, wierz mi :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    7. Słodki i uroczy, co nie znaczy, że grzeczny ^^

      Usuń
    8. Ja ZAWSZE jestem grzeczny :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Coś czuję, że ostro go oszukała!

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gilberta nie da się oszukać. Następny rozdział bardziej to wyjaśni.

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Świetne, z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Rozdziały są krótkie, więc może już jutro dowiemy się co dalej :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. jutro minęło... MB

      Usuń
    3. Rzeczywiście :D Jak ten czas szybko płynie...
      Tym razem to nie moja wina. Za brak rozdziałów winny jest brat Joleen, przez którego spędziłem cały wczorajszy dzień w urzędach. Dzisiaj z pewnością coś wrzucę. Obiecuję.

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Ach, ci bracia przyjaciół... :) I przyjaciółek oczywiście:) Mam nadzieję, że udało się te urzędowe sprawy załatwić. Wiem, że to bywa niekiedy (czytaj: "przeważnie") uciążliwe. Ale za to jaka ulga, gdy uda się już wszystko załatwić.
    To ja już nie przeszkadzam, żeby nie marnować Twojego czasu. Wieczorem lub w nocy Cię odwiedzę:) MB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie będziesz zadowolona... Dochodzi 20:00, a ja nadal nie ukończyłem Bezsennych Nocy. Nie wiem, czy dam radę dziś to zrobić. Wszystkie rozdziały mam rozgrzebane, a żaden nie spełnia moich oczekiwać. Nie opublikuję kaszalota. Wybacz.

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Wybaczam. Nie chcę kaszalota. Wolę poczekać na perłę. :-) MB

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejka,
    wspaniały rozdział, ale ciekawe po co mu wróżka, i bardzo dobrze to rozegrał z tą czarownicą...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, ciekawe po co mu wróżka, bardzo dobrze to rozegrał z tą czarownicą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń