„Najlepszy”
- Ależ się wynudziłem… - Eryk zasłania usta dłonią, ziewając. Jest niewyspany. Piątą noc z rzędu dręczą go koszmary. Psycholog zaproponował tabletki, lecz uparty książę nie chce ich brać. Twierdzi, że po nich czuje się jeszcze gorzej. Dziś wstał kilka minut po drugiej i do rana czytał książki, siedząc przy kuchennym stole. Nie naciskał na przeprowadzkę do większego mieszkania. Uznałem więc, że szybciej dojdzie do siebie w tej klitce, lecz pora pomyśleć o czymś większym. Brakuje nam dodatkowych pokoi.
- Ja się nie nudziłem. Wykład był całkiem
interesujący – pierwszy raz jestem w sytuacji, gdy muszę towarzyszyć
podopiecznemu nawet podczas zajęć. Wystarczyła jedna rozmowa z rektorem. Bez
mrugnięcia okiem spełnił ekstrawagancką prośbę młodziutkiego monarchy.
Prestiżowa uczelnia, dzieciaki z dobrych domów… Ciekawe co powiedzieliby ich
rodzice wiedząc, że studiują z płatnym mordercą?
- Cieszę się, że ci się podobało. Niedługo egzaminy
semestralne – spogląda na mnie nieco złośliwie. – Poradzisz sobie?
- Nie docenia pan moich możliwości, panie Johnes –
odgryzam mu się, mierzwiąc po jasnych włosach. – Z góry uprzedzam, nie dam panu
ściągać.
- Nie zamierzam tego robić. Gdybym został przyłapany
na czymś tak haniebnym, musiałbym wrócić do domu… - z miejsca robi się nieco
blady. Powrót do domu w obecnym stanie jest absolutnie wykluczony.
- To chyba nie będzie konieczne. Jak do tej pory
świetnie panu idzie – staram się go chwalić przy każdej okazji, by wyrobił w
sobie choćby iskierkę poczucia własnej wartości. Ma za sobą traumatyczne
przeżycia, o których pewnie nigdy nie zapomni. Choć każdego dnia polega na mnie
coraz mocniej, zauważyłem także, że powolutku uczy się być sobą. Pisklę po raz
pierwszy rozwinie skrzydełka... Nie wyrośnie na drapieżnego orła. To raczej
delikatny koliber. Skąd mi się biorą takie analogie? Jakkolwiek bym go nie
nazwał, Eryk już zawsze będzie potrzebował mojej opieki. Jestem jak mama-ptak.
Wychowam go, na nowo ukształtuję jego charakter i zabiję każdego, kto spróbuje
skrzywdzić…
- Właśnie dlatego tak się nudzę. Zauważyłeś, że druga
połowa wykładu zaprzeczała pierwszej? Poza tym system bankowy jest trochę
bardziej skomplikowany. Nie można sprowadzić go do kilku górnolotnych porównań.
Nasz profesor posłużył się słowami jednego z analityków, którego prognozy wyśmiał
w zeszłym tygodniu. Czytałeś jego artykuły dotyczące Indii i Chin?
- Nie – lubię go słuchać, gdy czymś się ekscytuje.
Różnica między nami polega na tym, że ja mogę się poszczycić zaledwie
fotograficzną pamięcią, a ten mały skubaniec jest jak wyszukiwarka Google. Wie
wszystko. Geniusz z krwi i kości…
- Musisz je przeczytać! Są…
- Uważaj! – obejmuję księcia ramieniem i przyciągam
bliżej siebie, by nie oberwał piłką, którą bawią się młodsi uczniowie, gdy
przemierzamy uczelniany korytarz, prowadzący do głównego wyjścia. Szarooki,
czując iż dotykam jego pleców, od razu się spina i próbuje odsunąć. – Cholerne dzieciaki…
- mamroczę pod nosem. Władze uczelni nie patrzą na wiek swoich studentów.
Wyszukują kandydatów obdarzonych ponadprzeciętną inteligencją, by dostosować
program nauczania do ich potrzeb. Dzięki temu Eryk nie będzie musiał marnować
czasu na królewskim uniwersytecie. Idę o zakład, że do końca roku będzie
wiedział tyle, że zdoła zaskoczyć nawet wykładowców. Ostrzegałem, by nie
afiszował się ze swoimi zdolnościami, bo może sobie dodatkowo zaszkodzić. Póki co
idealnie wpasował się w swoją rolę i zbytnio się nie wychyla.
- Przepraszam, Vee. Ja… - spuszcza wzrok,
uświadomiwszy sobie własną reakcję.
- Wszystko w porządku – zapewniam go, wypuszczając
ze swoich objęć.
- Nie dla mnie – szepcze tak cicho, że ledwo go
słyszę. – Nie przeszkadza mi twój dotyk, ale… - urywa w połowie zdania, nie
potrafiąc się wysłowić.
- Chodzi o ten pamiątkowy napis, tak? – po wyrazie
jego twarzy wiem, że właśnie trafiłem w dziesiątkę. Obejmuje się ściśle
ramionami. Przez krótką chwilę mam wrażenie, że brakuje mu tchu, a oczy
zachodzą łzami. Braciszek nieźle go urządził, masakrując sporą powierzchnię
skóry. W dodatku postarał się nawet o autograf… Przyjdzie dzień, drogi książę
Alanie, w którym zapłacisz za całe zło, które mu wyrządziłeś… Osobiście tego
dopilnuję. – Panie Johnes, spokojnie. Proszę oddychać. Nic złego się nie
dzieje.
Cierpliwie czekam jeszcze kilka minut, po czym
zabieram go do samochodu. Chciałbym powiedzieć coś, co poprawiłoby mu humor,
lecz nauczyłem się milczeć. Nie jest już dzieckiem, a to doskonała lekcja dla
kogoś takiego jak on. Kawałek po kawałku, wydrę go z przeszłości.
- Nienawidzę jej… Tak bardzo jej nienawidzę… -
przerywa ciążące milczenie. – Oddałbym wszystko, by zniknęła, choć wiem, że to
niemożliwe… - żałośnie wzdycha.
- Wiem – przełykam gulę w gardle. Prosiłem kilku
lekarzy o pomoc, lecz bezradnie rozkładali ręce. Medycyna nie jest
jeszcze w stanie sprostać jego wymaganiom… Zabiegi mogą nieco poprawić stan skóry,
lecz Eryk na zawsze zostanie naznaczony. Chyba żeby… - Wydaje mi się, że jest
pewien sposób – zerkam na mojego podopiecznego, który z ciekawością i
niedowierzaniem unosi na mnie szare tęczówki.
- Jaki?
- Skoro nie da się jej usunąć, możemy spróbować ją
zakryć – wtajemniczam go w swój plan. – Z góry zaznaczam, że ból…
- Zróbmy to – zdeterminowanie w jego głosie mówi
więcej, niż tysiące słów.
- Jest pan pewny? To oznacza kolejną bliznę, w
dodatku całkiem sporą… Poza tym sam zabieg nie należy do przyjemnych… - ta część
najbardziej mnie przeraża. Nie chcę, by znowu cierpiał. Nie jest jeszcze na to
gotowy.
- Nie dbam o to! Chcę się jej pozbyć! – pierwszy raz
widzę iskry w jego oczach.
- No dobrze – zawracam na skrzyżowaniu. – Znam kogoś,
kto może pomóc. Polecimy do Californi, ok?
- Dziękuję Vee… Jesteś prawdziwym przyjacielem – uśmiecha
się blado. Po chwili dociera do niego sens własnych słów i pośpiesznie dodaje –
znaczy wiesz, to nie tak, że ja…
- Czuję się zaszczycony, że uważa mnie pan za
swojego przyjaciela, panie Johnes. Zrobię co w mojej mocy, by nigdy nie zawieść
pańskiego zaufania. – Jasnowłosy jest pod takim wrażeniem moich słów, że
zaczyna płakać. – No już, już… Wszystko będzie dobrze – ścieram mokry ślad z
jego policzka. Wreszcie robimy krok naprzód.
***
Mam za sobą bardzo ciężki dzień. Marzę tylko o tym,
by wreszcie położyć się do łóżka. Jednak zanim to zrobię, muszę ponownie
porozmawiać z Adamem. Wysłałem mu zakodowaną wiadomość. Oby szybko oddzwonił…
- Vee, dlaczego nie mogę otworzyć okna?! – no tak,
nieszczęścia zawsze chodzą parami… Obrażony młodzieniec na każdym kroku daje mi
odczuć swoje niesłabnące niezadowolenie. Jego niekończące się fochy przybrały
na sile po tym, jak odmówiłem spełnienia nietypowej „prośby”. – Vee, ogłuchłeś? –
spogląda na mnie z góry mieszaniną pogardy i arktycznego mrozu. Nie potrafię się
powstrzymać i parskam śmiechem. Chłopak, jak na zawołanie, rzuca mi kolejne, tym
razem wprost mordercze spojrzenie.
- W moim wieku wszystko jest możliwe – poprawiam poduszkę,
by było mi wygodniej.
- Chcę otworzyć okno! – dość szybko traci nad sobą
panowanie. Coś mi się wydaje, że najwyższy czas, by kociątko schowało pazurki…
- Jeśli jest ci gorąco, włącz klimatyzację – mój pomysł
chyba nie przypadł mu do gustu. Chciałby jakoś skomentować te słowa, lecz
przerywa mu dźwięk wibracji mojego telefonu. – Halo?
- Opanowałeś sytuację? – Adam od razu przechodzi do
rzeczy.
- Tak. Zostaniemy tu dzień lub dwa, jeśli nie masz
nic przeciwko.
- To wujek Adam?! Chcę z nim porozmawiać! –
rudzielec rzuca się na mnie, próbując odebrać urządzenie. Moja reakcja jest
błyskawiczna. Obracam go na brzuch i wykręcam mu ramię, siadając na nim
okrakiem, by nie wierzgał. – Puszczaj! Ty potworze! Wujku Adamie, ratuj mnie!
On mnie zabije!
- Vee, jesteś pewny, że opanowałeś sytuację? –
rozbawiony odgłosami naszego starcia mężczyzna, zaczyna się śmiać do słuchawki.
- Staram się jak mogę – odpowiadam z sarkazmem. –
Może chcesz się ze mną zamienić?
- Wyślę ludzi na miasto, by nieco powęszyli. Do tego
czasu postarajcie się nie wychylać.
- Jasne… - syczę, unikając jednocześnie ciosów,
które mój podopieczny chciałby mi zadać, lecz nie może.
- Ty podły tchórzu! Nienawidzę cię! Puść mnie, albo…!
- opieram telefon o ramię i wolną dłonią przyduszam głowę chłopaka do poduszki,
by stłumić rebelię.
- Adamie, wiem, że to twój krewny, lecz nie mogę ci
zagwarantować, że nie spotka go żadna krzywda z mojej strony... Może ktoś
bardziej cierpliwy lepiej nadawałby się do tego zadania – rozważam na głos.
- Nie! To musisz być ty! – przerywa mi ostro. – Daj mojego
siostrzeńca do telefonu. Postaram się na niego wpłynąć, by nie robił żadnych
głupstw – nabiera głośno powietrza, starając się zachować spokój, przed czekającą
go rozmową.
- Z największą przyjemnością – odpowiadam, zwalniając
uścisk i rzucając aparat na poduszkę. – Wujek Adam do ciebie – zeskakuję z
łóżka, by nie prowokować losu i przypadkiem nie udusić cholernego smarkacza.
- Wujku… - zapłakany Brandon zaczyna łkać do
słuchawki. – Ratuj mnie! Vee to szaleniec! Zobaczysz, że on mnie zabije! – w myślach
zaczynam liczyć do dziesięciu, by nie spełniły się najczarniejsze przewidywania
tego wyrostka. Nie marnowałbym na niego kul. Kupiłbym gruby sznur i podwiesił
pod sufitem… Tak, to zdecydowanie dobry wybór. Bolesny i męczący koniec, którym
mógłbym się do woli rozkoszować. Przez chwilę nastaje cisza. Wyraźnie słyszę,
jak Adam stara się go uspokoić. Chłopak raz po raz, unosi na mnie wzrok i rzuca
pogardliwe spojrzenie. – Boję się go! Ty nie wiesz, jaki on jest brutalny!
Ciągle mnie bije i…
- Jeszcze chwilę i naprawdę pożałujesz! – warczę.
- Słyszałeś go? Boję się! – chłopak wybucha
spazmatycznym szlochem, łkając do słuchawki niczym dziecko. – Błagam cię, nie
zostawiaj mnie! Mam tylko ciebie! Mamy i taty już nie ma, a Vee… On mnie w
ogóle nie rozumie! Bła-Błagam, zabierz Mn-mnie do siebie do do-domu! – żebrze,
ledwo nabierając powietrza. Po chwili słychać krzyki Adama, których niestety
nie rozróżniam. Rozmasowuję obolałe skronie palcami, zastanawiając się, czy
gdybym stąd po prostu wyszedł, jak szybko mógłbym się przedostać na drugi
koniec świata, gdzie miałbym wreszcie ciszę i święty spokój. Zamiast tego wychodzę
do kuchni i nalewam sobie szklankę zimnej wody. Wolałbym napić się czegoś
mocniejszego, lecz w mieszkaniu nie ma ani kropli alkoholu. Mija kilkanaście
minut. Przez uchylone drzwi wyraźnie słyszę, jak rudzielec wylewa swoje żale,
błagając o pomoc i ratunek. Świetnie…
Po pewnym czasie Brandon przestaje płakać i przynosi
mi telefon. – Wujek… Chce z tobą porozmawiać – szepcze, od razu odsuwając się
na bezpieczną odległość.
- Tak? – gryzę się w język, by nie powiedzieć
Adamowi na wstępie czegoś naprawdę złośliwego na temat genów, które dziedziczą
członkowie jego rodziny.
- Vee! Czy ty już kompletnie oszalałeś?! Miałeś mu
zapewnić ochronę, a nie łamać psychicznie! – wrzeszczy tak głośno, że zmuszony
jestem odsunąć aparat od ucha. – Jeśli jeszcze raz go tkniesz, to gwarantuję
ci, że twoje zwłoki…!
- Daj znać, kiedy będziemy mogli wyruszyć w dalszą
podróż – rozłączam się, nie zważając na to, co chciałby dodać do tej litanii.
Spoglądam w kierunku dzieciaka, który upewniwszy się, że rozmowa dobiegła
końca, wpatruje się we mnie dziwnie zadowolony. – Co? – rzucam oschle, próbując
rozszyfrować jego nagłą zmianę nastroju.
- Masz przechlapane – uśmiecha się, zadowolony z
łzawego popisu, którym nas przed chwilę uraczył.
- Tak sądzisz?
- Wiedziałeś, że należałem do kółka teatralnego? –
ponownie przywołuje na twarz zbolałą minę. – Jestem biedną sierotą, na którą poluje
mafia… Ratuj mnie, wujku Adamie… - powtarza swoje najlepsze kwestie.
- Uważasz, że dam się nabrać na coś takiego? –
krzyżuję ramiona na piersi, zastanawiając się, do czego on zmierza.
- Nie chodziło mi o ciebie, lecz wujka. Przyznaj, że jadł mi z ręki… - przechwala się,
zaczynając wodzić palcami po moim prawym ramieniu.
- I co w związku z tym? – nie daję za wygraną.
- Oczerniłem cię w jego oczach, przez co popadłeś w
poważne problemy… Powiedział, że jeśli jeszcze raz na ciebie naskarżę, przyśle
tu swojego najlepszego człowieka. Ponoć specjalizuje się w kastracji,
wiedziałeś o tym?
- Ach tak? – przykładam obie dłonie do serca, udając
zastraszonego.
- Boisz się? – głupek… Od razu połknął haczyk…
- Bardzo. Adam jest bardzo groźny. Coś czuję, że w
nocy nie będę mógł spać…
- Nie martw się, Vee. O tym też pomyślałem –
uśmiecha się słodko. – Moja oferta jest nadal aktualna. Wystarczy, że zrobisz,
co ci każę… - zalotnie mruczy.
- Co konkretnie masz na myśli? – robię krok w jego
stronę, zmniejszając tym samem odległość między nami.
- Podobasz mi się, Vee. Jest w tobie coś
niebezpiecznego… Twoje spojrzenie, nawet barwa głosu, przesiąknięte są
niebezpieczeństwem… Chcę, abyś był mój… - ty cwany lisie… Myślałeś, że tak
łatwo wpadnę w twoją pułapkę? Amatorzy zawsze szarżują… Przez chwilę sprawiam
wrażenie, jakbym się naprawdę zastanawiał nad jego propozycją. Marszczę nieco
czoło i pocieram brodę, rozważając za i przeciw. Na twarzy rudzielca maluje się
nieposkromione napięcie. Oblizuje suche wargi, licząc na to, że spełnię jego
bezwstydną prośbę. Patrz i ucz się, mały.
- Brawo! – zaczynam klaskać w dłonie, wprawiając go
tym samym w totalne osłupienie. – To było naprawdę dobre. Jestem pewny, że z
takim talentem i plecami, już niedługo rzucisz całe Hollywood na kolana – nie przestaję
klaskać, pełen uznania, dla jego talentu aktorskiego.
- Przestań, idioto! To nie jest śmieszne! – w końcu
dociera do niego, że od samego początku tylko się z niego naigrywałem.
- Serio? Ja się nieźle bawiłem. Idąc spać, zgaś
światło – czochram go po włosach, kierując się do swojej sypialni i zamykając
za sobą drzwi.
Po tylu dniach kulenia się na niewygodnym fotelu, z
prawdziwą przyjemnością biorę prysznic i układam się na łóżku. Chowam jeden z
pistoletów pod poduszkę, a drugi, razem z telefonem, do niewielkiego sejfu,
który ukryty jest w szafce nocnej. Co prawda zainstalowany alarm z
wyprzedzeniem powiadomiłby mnie, gdyby jacyś nieproszeni goście próbowali wpaść
z wizytą, lecz nie mogę również zapominać o moim „cudownym” współlokatorze i
jego pomysłach. Nie sądziłem, że dzieciak jest aż tak zdeterminowany… Dobrze
się składa. Przynajmniej nie będziemy się nudzić…
Mój sen przerywa cichutkie skrzypnięcie drzwi.
Otwieram oczy, słysząc kroki. Mimowolnie zaciskam dłoń na zimnej rękojeści. Na
dziewięćdziesiąt dziewięć procent jestem pewny, że to Brandon, lecz lepiej być
gotowym na każdą ewentualność. Poza tym po wieczornych popisach, może zakrada
się tu po to, by mnie zabić?
- Wiem, że nie śpisz – szepcze w ciemności.
- Moja odpowiedź nadal brzmi nie. Tracisz tylko czas…
- siadam na łóżku i próbuję dosięgnąć do włącznika światła.
- Nie! – powstrzymuje mnie, pociągając nosem. – Nie chcę,
żebyś na mnie patrzył…
- Znowu próbujesz sztuczki z płaczem? – ziewam,
zapalając lampkę. Przy okazji zerkam w kierunku tarczy zegarka, którego nie
zdjąłem przez spaniem. Druga czterdzieści… Nie mógł przyjść nieco później? Do
rana już nie zasnę…
- Vee… Mogę z tobą spać?
- Po co pytasz, skoro znasz odpowiedź?
- Proszę… Nie wyrzucaj mnie! Przepraszam za to, co zrobiłem.
Jeśli chcesz, zadzwonię do wujka choćby teraz i wszystko mu wyjaśnię!
- Brandon… Ile razy mam ci powtarzać, że nic z tego
nie będzie?
- Tym razem nie chodzi o pocałunek… – dąsa się,
siadając na skraju łóżka.
- A o co?
- Przyzwyczaiłem się, że jesteś obok… Każdej nocy
czuwałeś nade mną sprawiając, że czułem się bezpiecznie. Dobrze wiesz, że robie
to wszystko, jestem dla ciebie nieznośny i w ogóle, bo bardzo się boję –
nieśmiało spuszcza wzrok, bardzo się przy tym rumieniąc.
- Jeśli naprawdę jesteś złośliwy ze strachu, to ja
jestem Śpiącą Królewną. Spadaj stąd.
- Vee, nie bądź okrutny! Przecież cię przeprosiłem! –
wykłóca się.
- No i co z tego?
- Twoje łóżko jest całkiem spore. Nawet mnie nie
zauważysz.
- Moja odpowiedź i tak brzmi nie – powtarzam z
większym naciskiem.
- Proszę cię… - unosi wzrok i patrzy na mnie
błagalnie. – Rano zrobię śniadanie i przyniosę ci do łóżka. Masz ochotę? –
wydaje się szczery, a skoro i tak nie zamierzam już spać…
- Umiesz gotować? – upewniam się, by kolejny raz nie
wpuścił mnie w maliny.
- Oczywiście, że umiem! Robię najlepszą jajecznicę
na świecie!
- Trzymam cię za słowo – przesuwam się bliżej
krawędzi, by miał więcej miejsca.
- Dziękuję – szybko zajmując swoje miejsce i
szczelnie okrywaja się kołdrą. – Wujek Adam miał rację. Dobry z ciebie
człowiek…
Nazywa mnie tak, choć nic o mnie nie wie… Gdyby
poznał prawdę, zmieniłby zdanie. Dopóki emocje w nim nie ostygną i nie poukłada
sobie wszystkiego w głowie, będzie się szarpał, ale później… Za jakiś czas
zapomni, że mnie znał, wymaże z pamięci naszą podróż i wszystko złe, co
spotkało go w ostatnim czasie.
Niebieskooki szybko zasypia. Gaszę światło, by nie
raziło go w oczy. I co teraz? Może powinienem poćwiczyć? Dawno tego nie
robiłem, lecz nie mam ochoty opuszczać ciepłego łóżka. Kto wie ile czasu minie,
zanim nadarzy się kolejna okazja, by cieszyć się ciszą i wygodą. Tym bardziej
przy Brandonie… Gdy śpi, wydaje się zupełnie inny. Kto wie, może w normalnych okolicznościach
mógłbym go choć trochę polubić…
Kolejną rzeczą, jaką rejestrują moje wciąż śpiące zmysły,
jest zmysłowy dotyk czyichś warg, ocierających się o moje. Zasnąłem? Gwałtownie
otwieram oczy, lecz przebiegły napastnik był na to przygotowany. Chłopak chwyta
mnie za ramiona i dociska do pościeli, jednocześnie pogłębiając nasz pocałunek.
Jego ciepły język próbuje wślizgnąć się w moje usta. Kusi mnie, abym je
rozchylił. Chcesz się bawić? Nie ma sprawy… Spełniam jego zachciankę i udaję
uległego. Rudzielec szybko przechodzi do ataku, lecz traci czujność. Obejmuję
go i przejmuję kontrolę na sytuacją zmuszając tym samym, aby tym razem to on mi
uległ i grzecznie się położył. Rozsuwam mu nogi kolanem i nie czekając na
zgodę, dobieram się do jego majtek. Zaskoczony tak szybkim tempem, wpatruje się
we mnie nie potrafiąc zdecydować, czy bezpieczniej jest mnie objąć, czy raczej
odepchnąć. Wpijam się w jego wargi, by maksymalnie wykorzystać słodkie oszołomienie.
Jego członek od razu reaguje, poddając się pieszczotom mojej dłoni. Jęczy mi
prosto w usta, wyginając kręgosłup, by nasze ciała dzieliła jak najmniejsza
odległość.
- O tak… - dyszy, gdy pozwalam mu nabrać powietrza
do płuc.
- Podoba ci się? – złośliwy uśmieszek pojawia się na
moje twarzy.
- Błagam Vee, nie przestawaj… Jestem już tak blisko…
- szybko traci nas sobą kontrolę, drapiąc mnie paznokciami po ramieniu.
- O tak? – upewniam się, zwiększając nacisk palców.
- Tak… Jesteś…
- Jaki jestem? – pytam, cofając rękę. Brandon
momentalnie unosi powieki. – Jaki jestem? – powtarzam pytanie, choć po jego
minie widzę, że nie jest zadowolony w takiego obrotu sprawy. Unosi się nieco,
próbując mnie pocałować.
- Vee… - syczy, przygryzając dolną wargę. – Ja chcę
dojść…
- Ja też chciałbym, abyś doszedł.
- Więc dlaczego przestałeś?
- Sam nie wiem… Może dlatego, że nie lubię być
oszukiwany?
- Nie oszukałem cię, Vee! Musimy o tym teraz
rozmawiać? Proszę, zajmij się mną, a obiecuję, że…
- Że co? – droczę się z nim.
- Zrobię co zechcesz, przysięgam!
- Kolejna obietnica bez pokrycia… - wzdycham. - Obiecałeś
mi śniadanie do łóżka – wypominam mu.
- Śniadanie?! W takiej chwili myślisz o jedzeniu?!
- Nic na to nie poradzę, jestem głodny – odsuwam się
od niego i powoli wstaję.
- Ja chyba śnię! To jakiś chory koszmar! Wracaj tu i
dokończ, co zaczęliśmy, słyszysz?! – woła za mną gdy oddalam się w kierunku
lodówki.
- Nie krępuj się i sam dokończ. Mi jakoś przeszła
ochota – wyciągam szklaną butelkę soku i ponownie zaglądam do pokoju. - Poza
tym gdybym to zrobił, od razu powiedziałbyś Adamowi, prawda? Wykorzystywanie
nieletnich kiepsko wyglądałoby w moim CV – pociągam spory łyk z butelki.
- Zabiję cię za to, zobaczysz! – odgraża mi się.
- Brandon, Brandon… Rozumiem, że jesteś młody i
niewyżyty, ale seks bez miłości… - w odwecie rzuca we mnie poduszką i wychodzi.
– A co z jajecznicą? – wołam za nim.
- Sam sobie zrób!
Od dzisiaj zaczynam komentować, a co!
OdpowiedzUsuńAle to zakończenie, piękne xD
https://zmoczony-blogasek.blogspot.com
Hahahahahahahaha
OdpowiedzUsuńHahahahahahahaha
OdpowiedzUsuńO nieee~ Aktualnie płaczę ze śmiechu na lekcji. Jak nie przestanę, to coś czuję, że zaraz będę pytana... :') Rozdział genialny! :'D
OdpowiedzUsuńWegi
Kompletnie genialne. Podpisami do śmigania się na zajęciach. Wykład wykładem ale to było genialne!
UsuńZawsze zabawniej w nieodpowiednich momentach, prawda "Jack"? :D
UsuńWegi
Moje Piękne, proszę nie czytać w trakcie zajęć, bo to się źle skończy. I później wina spadnie na mnie, a przecież nie zrobiłem nic złego (jeszcze) :D
UsuńWasz Kitsune
Kiedy to jest tak wciągające, że nie można się oderwać :o
UsuńI w Twoim przypadku"jeszcze" zmienia bardzo dużo :D
Wegi
Złap mnie :P
UsuńTwój Kitsune
Bawimy się w berka? :D
UsuńWegi
No uwielbiam Brandona xD jest taki zabawny i widać, że Vee pomimo tego, że kilkanaście razy dziennie ma ochotę go zabić to też go trochę polubił. Chociaż trochę przeczuwam ( nw czy dobrze), że Brandon może się okazać nie tym za kogo go uważamy. Albo po prostu ja zaczynam za bardzo kombinować na temat tego co może się zdarzyć dalej, bo pewnie (na pewno) ta historia nie skończy się tak jakbym chciała, czyli szczęśliwie. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny ♥♥
OdpowiedzUsuń- Demi Lerman
Mam wrażenie, że nasz kochany rudzielec dostanie kulkę :/
UsuńWegi
Czy Vee w końcu zabije Brandona? Dobre pytanie (znam odpowiedź, ale nie powiem :D). Dowiemy się za jakiś czas. Zanim to nastąpi, zajrzymy do "tatusia roku", czyli Maxa-uwodziciela :) Nie mogę się doczekać :)
UsuńWasz Kitsune
Nie Ty jeden *.*
UsuńWegi
W Bezsennych Nocach dużo będzie się działo, oj bardzo dużo :D
UsuńTwój Kitsune
Podsycasz ciekawość ( ͡° ͜ʖ ͡°)
UsuńWegi
Vee nie powinien zabijać Brandona, chociaż smarkacz zasługuje na to niewątpliwie. A przynajmniej na solidne lanie. Składam jego zachowanie na karb ostatnich przeżyć niemniej, gdybym ja była na miejscu Vee, Brandon jadłby kolację na stojąco przynajmniej przez tydzień. Nie mam cierpliwości do dzieci. A Brandon zachowuje jak dziecko, a nie jak nastolatek. Zasadniczo jestem na niego wkurzona, bo podłe z niego stworzenie, oj podłe. Trzymam kciuki za Vee.
OdpowiedzUsuńHmmm, tak sobie myślę, że Vee może dać Brandonowi czego ten chce, ale niekoniecznie w taki sposób, jak tego młody oczekuje :))) Ciekawe, czy chłoptaś nauczyły się czegoś... MB
ps Kitsune, tylko swoim zwyczajem proszę nie tłumacz mi zachowania Brandona, że ona taki biedny i wgl, mam ochotę się na niego powkurzać w spokoju!
Możesz wkurzać się na mnie. Nie mogę ukończyć nowego rozdziału Bezsennych Nocy, bo żadna koncepcja nie wydaje mi się dość dobra :(
UsuńA poza tym mam ochotę pisać o pewnej wróżce, ale to nie będzie yaoi i chętnie wrzuciłbym to na wattpada :D
Twój Kitsune
Na Ciebie nie mam powodu się wkurzać. A Twoi bohaterowie rozwijają się i zyskują na osobowości, więc zaczynam żywić wobec nich coraz bardziej "kolorowe" uczucia. Jak się wkurzam to na maksa. Jak lubię to też z mniejszym dystansem. Są coraz bardziej realni. Rozumiesz o co mi chodzi, prawda?
UsuńZacznij przelewać te koncepcje na ekran i któraś z nich sama do Ciebie przemówi.
Co do wróżki - nie krępuj się, wcale a wcale!
:))) MB
Skoro jesteśmy przy bohaterach - może podzielisz się ze mną wrażeniami po przeczytaniu "Wybierz mnie"? :)
UsuńPierwszy rozdział wróżki będzie jeszcze dzisiaj :D
Twój Kitsune
Podzielę się podzielę, ale jeszcze nie teraz :) MB
UsuńHejka,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, widać że Vee mimo wszystko polubił Brandona, ale mnie ciekawi ksiazę Eryk...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia