niedziela, 8 października 2017

Rozdział V

„Najlepszy


- Ależ się wynudziłem… - Eryk zasłania usta dłonią, ziewając. Jest niewyspany. Piątą noc z rzędu dręczą go koszmary. Psycholog zaproponował tabletki, lecz uparty książę nie chce ich brać. Twierdzi, że po nich czuje się jeszcze gorzej. Dziś wstał kilka minut po drugiej i do rana czytał książki, siedząc przy kuchennym stole. Nie naciskał na przeprowadzkę do większego mieszkania. Uznałem więc, że szybciej dojdzie do siebie w tej klitce, lecz pora pomyśleć o czymś większym. Brakuje nam dodatkowych pokoi.
- Ja się nie nudziłem. Wykład był całkiem interesujący – pierwszy raz jestem w sytuacji, gdy muszę towarzyszyć podopiecznemu nawet podczas zajęć. Wystarczyła jedna rozmowa z rektorem. Bez mrugnięcia okiem spełnił ekstrawagancką prośbę młodziutkiego monarchy. Prestiżowa uczelnia, dzieciaki z dobrych domów… Ciekawe co powiedzieliby ich rodzice wiedząc, że studiują z płatnym mordercą?
- Cieszę się, że ci się podobało. Niedługo egzaminy semestralne – spogląda na mnie nieco złośliwie. – Poradzisz sobie?
- Nie docenia pan moich możliwości, panie Johnes – odgryzam mu się, mierzwiąc po jasnych włosach. – Z góry uprzedzam, nie dam panu ściągać.
- Nie zamierzam tego robić. Gdybym został przyłapany na czymś tak haniebnym, musiałbym wrócić do domu… - z miejsca robi się nieco blady. Powrót do domu w obecnym stanie jest absolutnie wykluczony.
- To chyba nie będzie konieczne. Jak do tej pory świetnie panu idzie – staram się go chwalić przy każdej okazji, by wyrobił w sobie choćby iskierkę poczucia własnej wartości. Ma za sobą traumatyczne przeżycia, o których pewnie nigdy nie zapomni. Choć każdego dnia polega na mnie coraz mocniej, zauważyłem także, że powolutku uczy się być sobą. Pisklę po raz pierwszy rozwinie skrzydełka... Nie wyrośnie na drapieżnego orła. To raczej delikatny koliber. Skąd mi się biorą takie analogie? Jakkolwiek bym go nie nazwał, Eryk już zawsze będzie potrzebował mojej opieki. Jestem jak mama-ptak. Wychowam go, na nowo ukształtuję jego charakter i zabiję każdego, kto spróbuje skrzywdzić…
- Właśnie dlatego tak się nudzę. Zauważyłeś, że druga połowa wykładu zaprzeczała pierwszej? Poza tym system bankowy jest trochę bardziej skomplikowany. Nie można sprowadzić go do kilku górnolotnych porównań. Nasz profesor posłużył się słowami jednego z analityków, którego prognozy wyśmiał w zeszłym tygodniu. Czytałeś jego artykuły dotyczące Indii i Chin?
- Nie – lubię go słuchać, gdy czymś się ekscytuje. Różnica między nami polega na tym, że ja mogę się poszczycić zaledwie fotograficzną pamięcią, a ten mały skubaniec jest jak wyszukiwarka Google. Wie wszystko. Geniusz z krwi i kości…
- Musisz je przeczytać! Są…
- Uważaj! – obejmuję księcia ramieniem i przyciągam bliżej siebie, by nie oberwał piłką, którą bawią się młodsi uczniowie, gdy przemierzamy uczelniany korytarz, prowadzący do głównego wyjścia. Szarooki, czując iż dotykam jego pleców, od razu się spina i próbuje odsunąć. – Cholerne dzieciaki… - mamroczę pod nosem. Władze uczelni nie patrzą na wiek swoich studentów. Wyszukują kandydatów obdarzonych ponadprzeciętną inteligencją, by dostosować program nauczania do ich potrzeb. Dzięki temu Eryk nie będzie musiał marnować czasu na królewskim uniwersytecie. Idę o zakład, że do końca roku będzie wiedział tyle, że zdoła zaskoczyć nawet wykładowców. Ostrzegałem, by nie afiszował się ze swoimi zdolnościami, bo może sobie dodatkowo zaszkodzić. Póki co idealnie wpasował się w swoją rolę i zbytnio się nie wychyla.
- Przepraszam, Vee. Ja… - spuszcza wzrok, uświadomiwszy sobie własną reakcję.
- Wszystko w porządku – zapewniam go, wypuszczając ze swoich objęć.
- Nie dla mnie – szepcze tak cicho, że ledwo go słyszę. – Nie przeszkadza mi twój dotyk, ale… - urywa w połowie zdania, nie potrafiąc się wysłowić.
- Chodzi o ten pamiątkowy napis, tak? – po wyrazie jego twarzy wiem, że właśnie trafiłem w dziesiątkę. Obejmuje się ściśle ramionami. Przez krótką chwilę mam wrażenie, że brakuje mu tchu, a oczy zachodzą łzami. Braciszek nieźle go urządził, masakrując sporą powierzchnię skóry. W dodatku postarał się nawet o autograf… Przyjdzie dzień, drogi książę Alanie, w którym zapłacisz za całe zło, które mu wyrządziłeś… Osobiście tego dopilnuję. – Panie Johnes, spokojnie. Proszę oddychać. Nic złego się nie dzieje.
Cierpliwie czekam jeszcze kilka minut, po czym zabieram go do samochodu. Chciałbym powiedzieć coś, co poprawiłoby mu humor, lecz nauczyłem się milczeć. Nie jest już dzieckiem, a to doskonała lekcja dla kogoś takiego jak on. Kawałek po kawałku, wydrę go z przeszłości.
- Nienawidzę jej… Tak bardzo jej nienawidzę… - przerywa ciążące milczenie. – Oddałbym wszystko, by zniknęła, choć wiem, że to niemożliwe… - żałośnie wzdycha.
- Wiem – przełykam gulę w gardle. Prosiłem kilku lekarzy o pomoc, lecz bezradnie rozkładali ręce. Medycyna nie jest jeszcze w stanie sprostać jego wymaganiom… Zabiegi mogą nieco poprawić stan skóry, lecz Eryk na zawsze zostanie naznaczony. Chyba żeby… - Wydaje mi się, że jest pewien sposób – zerkam na mojego podopiecznego, który z ciekawością i niedowierzaniem unosi na mnie szare tęczówki.
- Jaki?
- Skoro nie da się jej usunąć, możemy spróbować ją zakryć – wtajemniczam go w swój plan. – Z góry zaznaczam, że ból…
- Zróbmy to – zdeterminowanie w jego głosie mówi więcej, niż tysiące słów.
- Jest pan pewny? To oznacza kolejną bliznę, w dodatku całkiem sporą… Poza tym sam zabieg nie należy do przyjemnych… - ta część najbardziej mnie przeraża. Nie chcę, by znowu cierpiał. Nie jest jeszcze na to gotowy.
- Nie dbam o to! Chcę się jej pozbyć! – pierwszy raz widzę iskry w jego oczach.
- No dobrze – zawracam na skrzyżowaniu. – Znam kogoś, kto może pomóc. Polecimy do Californi, ok?
- Dziękuję Vee… Jesteś prawdziwym przyjacielem – uśmiecha się blado. Po chwili dociera do niego sens własnych słów i pośpiesznie dodaje – znaczy wiesz, to nie tak, że ja…
- Czuję się zaszczycony, że uważa mnie pan za swojego przyjaciela, panie Johnes. Zrobię co w mojej mocy, by nigdy nie zawieść pańskiego zaufania. – Jasnowłosy jest pod takim wrażeniem moich słów, że zaczyna płakać. – No już, już… Wszystko będzie dobrze – ścieram mokry ślad z jego policzka. Wreszcie robimy krok naprzód. 

***

Mam za sobą bardzo ciężki dzień. Marzę tylko o tym, by wreszcie położyć się do łóżka. Jednak zanim to zrobię, muszę ponownie porozmawiać z Adamem. Wysłałem mu zakodowaną wiadomość. Oby szybko oddzwonił…
- Vee, dlaczego nie mogę otworzyć okna?! – no tak, nieszczęścia zawsze chodzą parami… Obrażony młodzieniec na każdym kroku daje mi odczuć swoje niesłabnące niezadowolenie. Jego niekończące się fochy przybrały na sile po tym, jak odmówiłem spełnienia  nietypowej „prośby”. – Vee, ogłuchłeś? – spogląda na mnie z góry mieszaniną pogardy i arktycznego mrozu. Nie potrafię się powstrzymać i parskam śmiechem. Chłopak, jak na zawołanie, rzuca mi kolejne, tym razem wprost mordercze spojrzenie.
- W moim wieku wszystko jest możliwe – poprawiam poduszkę, by było mi wygodniej.
- Chcę otworzyć okno! – dość szybko traci nad sobą panowanie. Coś mi się wydaje, że najwyższy czas, by kociątko schowało pazurki…
- Jeśli jest ci gorąco, włącz klimatyzację – mój pomysł chyba nie przypadł mu do gustu. Chciałby jakoś skomentować te słowa, lecz przerywa mu dźwięk wibracji mojego telefonu. – Halo?
- Opanowałeś sytuację? – Adam od razu przechodzi do rzeczy.
- Tak. Zostaniemy tu dzień lub dwa, jeśli nie masz nic przeciwko.
- To wujek Adam?! Chcę z nim porozmawiać! – rudzielec rzuca się na mnie, próbując odebrać urządzenie. Moja reakcja jest błyskawiczna. Obracam go na brzuch i wykręcam mu ramię, siadając na nim okrakiem, by nie wierzgał. – Puszczaj! Ty potworze! Wujku Adamie, ratuj mnie! On mnie zabije!
- Vee, jesteś pewny, że opanowałeś sytuację? – rozbawiony odgłosami naszego starcia mężczyzna, zaczyna się śmiać do słuchawki.
- Staram się jak mogę – odpowiadam z sarkazmem. – Może chcesz się ze mną zamienić?
- Wyślę ludzi na miasto, by nieco powęszyli. Do tego czasu postarajcie się nie wychylać.
- Jasne… - syczę, unikając jednocześnie ciosów, które mój podopieczny chciałby mi zadać, lecz nie może.
- Ty podły tchórzu! Nienawidzę cię! Puść mnie, albo…! - opieram telefon o ramię i wolną dłonią przyduszam głowę chłopaka do poduszki, by stłumić rebelię.
- Adamie, wiem, że to twój krewny, lecz nie mogę ci zagwarantować, że nie spotka go żadna krzywda z mojej strony... Może ktoś bardziej cierpliwy lepiej nadawałby się do tego zadania – rozważam na głos.
- Nie! To musisz być ty! – przerywa mi ostro. – Daj mojego siostrzeńca do telefonu. Postaram się na niego wpłynąć, by nie robił żadnych głupstw – nabiera głośno powietrza, starając się zachować spokój, przed czekającą go rozmową.
- Z największą przyjemnością – odpowiadam, zwalniając uścisk i rzucając aparat na poduszkę. – Wujek Adam do ciebie – zeskakuję z łóżka, by nie prowokować losu i przypadkiem nie udusić cholernego smarkacza.
- Wujku… - zapłakany Brandon zaczyna łkać do słuchawki. – Ratuj mnie! Vee to szaleniec! Zobaczysz, że on mnie zabije! – w myślach zaczynam liczyć do dziesięciu, by nie spełniły się najczarniejsze przewidywania tego wyrostka. Nie marnowałbym na niego kul. Kupiłbym gruby sznur i podwiesił pod sufitem… Tak, to zdecydowanie dobry wybór. Bolesny i męczący koniec, którym mógłbym się do woli rozkoszować. Przez chwilę nastaje cisza. Wyraźnie słyszę, jak Adam stara się go uspokoić. Chłopak raz po raz, unosi na mnie wzrok i rzuca pogardliwe spojrzenie. – Boję się go! Ty nie wiesz, jaki on jest brutalny! Ciągle mnie bije i…
- Jeszcze chwilę i naprawdę pożałujesz! – warczę.
- Słyszałeś go? Boję się! – chłopak wybucha spazmatycznym szlochem, łkając do słuchawki niczym dziecko. – Błagam cię, nie zostawiaj mnie! Mam tylko ciebie! Mamy i taty już nie ma, a Vee… On mnie w ogóle nie rozumie! Bła-Błagam, zabierz Mn-mnie do siebie do do-domu! – żebrze, ledwo nabierając powietrza. Po chwili słychać krzyki Adama, których niestety nie rozróżniam. Rozmasowuję obolałe skronie palcami, zastanawiając się, czy gdybym stąd po prostu wyszedł, jak szybko mógłbym się przedostać na drugi koniec świata, gdzie miałbym wreszcie ciszę i święty spokój. Zamiast tego wychodzę do kuchni i nalewam sobie szklankę zimnej wody. Wolałbym napić się czegoś mocniejszego, lecz w mieszkaniu nie ma ani kropli alkoholu. Mija kilkanaście minut. Przez uchylone drzwi wyraźnie słyszę, jak rudzielec wylewa swoje żale, błagając o pomoc i ratunek. Świetnie…
Po pewnym czasie Brandon przestaje płakać i przynosi mi telefon. – Wujek… Chce z tobą porozmawiać – szepcze, od razu odsuwając się na bezpieczną odległość.
- Tak? – gryzę się w język, by nie powiedzieć Adamowi na wstępie czegoś naprawdę złośliwego na temat genów, które dziedziczą członkowie jego rodziny.
- Vee! Czy ty już kompletnie oszalałeś?! Miałeś mu zapewnić ochronę, a nie łamać psychicznie! – wrzeszczy tak głośno, że zmuszony jestem odsunąć aparat od ucha. – Jeśli jeszcze raz go tkniesz, to gwarantuję ci, że twoje zwłoki…!
- Daj znać, kiedy będziemy mogli wyruszyć w dalszą podróż – rozłączam się, nie zważając na to, co chciałby dodać do tej litanii. Spoglądam w kierunku dzieciaka, który upewniwszy się, że rozmowa dobiegła końca, wpatruje się we mnie dziwnie zadowolony. – Co? – rzucam oschle, próbując rozszyfrować jego nagłą zmianę nastroju.
- Masz przechlapane – uśmiecha się, zadowolony z łzawego popisu, którym nas przed chwilę uraczył.
- Tak sądzisz?
- Wiedziałeś, że należałem do kółka teatralnego? – ponownie przywołuje na twarz zbolałą minę. – Jestem biedną sierotą, na którą poluje mafia… Ratuj mnie, wujku Adamie… - powtarza swoje najlepsze kwestie.
- Uważasz, że dam się nabrać na coś takiego? – krzyżuję ramiona na piersi, zastanawiając się, do czego on zmierza.
- Nie chodziło mi o ciebie, lecz wujka.  Przyznaj, że jadł mi z ręki… - przechwala się, zaczynając wodzić palcami po moim prawym ramieniu.
- I co w związku z tym? – nie daję za wygraną.
- Oczerniłem cię w jego oczach, przez co popadłeś w poważne problemy… Powiedział, że jeśli jeszcze raz na ciebie naskarżę, przyśle tu swojego najlepszego człowieka. Ponoć specjalizuje się w kastracji, wiedziałeś o tym?
- Ach tak? – przykładam obie dłonie do serca, udając zastraszonego.
- Boisz się? – głupek… Od razu połknął haczyk…
- Bardzo. Adam jest bardzo groźny. Coś czuję, że w nocy nie będę mógł spać…
- Nie martw się, Vee. O tym też pomyślałem – uśmiecha się słodko. – Moja oferta jest nadal aktualna. Wystarczy, że zrobisz, co ci każę… - zalotnie mruczy.
- Co konkretnie masz na myśli? – robię krok w jego stronę, zmniejszając tym samem odległość między nami.
- Podobasz mi się, Vee. Jest w tobie coś niebezpiecznego… Twoje spojrzenie, nawet barwa głosu, przesiąknięte są niebezpieczeństwem… Chcę, abyś był mój… - ty cwany lisie… Myślałeś, że tak łatwo wpadnę w twoją pułapkę? Amatorzy zawsze szarżują… Przez chwilę sprawiam wrażenie, jakbym się naprawdę zastanawiał nad jego propozycją. Marszczę nieco czoło i pocieram brodę, rozważając za i przeciw. Na twarzy rudzielca maluje się nieposkromione napięcie. Oblizuje suche wargi, licząc na to, że spełnię jego bezwstydną prośbę. Patrz i ucz się, mały.
- Brawo! – zaczynam klaskać w dłonie, wprawiając go tym samym w totalne osłupienie. – To było naprawdę dobre. Jestem pewny, że z takim talentem i plecami, już niedługo rzucisz całe Hollywood na kolana – nie przestaję klaskać, pełen uznania, dla jego talentu aktorskiego.
- Przestań, idioto! To nie jest śmieszne! – w końcu dociera do niego, że od samego początku tylko się z niego naigrywałem.
- Serio? Ja się nieźle bawiłem. Idąc spać, zgaś światło – czochram go po włosach, kierując się do swojej sypialni i zamykając za sobą drzwi.
Po tylu dniach kulenia się na niewygodnym fotelu, z prawdziwą przyjemnością biorę prysznic i układam się na łóżku. Chowam jeden z pistoletów pod poduszkę, a drugi, razem z telefonem, do niewielkiego sejfu, który ukryty jest w szafce nocnej. Co prawda zainstalowany alarm z wyprzedzeniem powiadomiłby mnie, gdyby jacyś nieproszeni goście próbowali wpaść z wizytą, lecz nie mogę również zapominać o moim „cudownym” współlokatorze i jego pomysłach. Nie sądziłem, że dzieciak jest aż tak zdeterminowany… Dobrze się składa. Przynajmniej nie będziemy się nudzić…
Mój sen przerywa cichutkie skrzypnięcie drzwi. Otwieram oczy, słysząc kroki. Mimowolnie zaciskam dłoń na zimnej rękojeści. Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent jestem pewny, że to Brandon, lecz lepiej być gotowym na każdą ewentualność. Poza tym po wieczornych popisach, może zakrada się tu po to, by mnie zabić?
- Wiem, że nie śpisz – szepcze w ciemności.
- Moja odpowiedź nadal brzmi nie. Tracisz tylko czas… - siadam na łóżku i próbuję dosięgnąć do włącznika światła.
- Nie! – powstrzymuje mnie, pociągając nosem. – Nie chcę, żebyś na mnie patrzył…
- Znowu próbujesz sztuczki z płaczem? – ziewam, zapalając lampkę. Przy okazji zerkam w kierunku tarczy zegarka, którego nie zdjąłem przez spaniem. Druga czterdzieści… Nie mógł przyjść nieco później? Do rana już nie zasnę…
- Vee… Mogę z tobą spać?
- Po co pytasz, skoro znasz odpowiedź?
- Proszę… Nie wyrzucaj mnie! Przepraszam za to, co zrobiłem. Jeśli chcesz, zadzwonię do wujka choćby teraz i wszystko mu wyjaśnię!
- Brandon… Ile razy mam ci powtarzać, że nic z tego nie będzie?
- Tym razem nie chodzi o pocałunek… – dąsa się, siadając na skraju łóżka.
- A o co?
- Przyzwyczaiłem się, że jesteś obok… Każdej nocy czuwałeś nade mną sprawiając, że czułem się bezpiecznie. Dobrze wiesz, że robie to wszystko, jestem dla ciebie nieznośny i w ogóle, bo bardzo się boję – nieśmiało spuszcza wzrok, bardzo się przy tym rumieniąc.
- Jeśli naprawdę jesteś złośliwy ze strachu, to ja jestem Śpiącą Królewną. Spadaj stąd.
- Vee, nie bądź okrutny! Przecież cię przeprosiłem! – wykłóca się.
- No i co z tego?
- Twoje łóżko jest całkiem spore. Nawet mnie nie zauważysz.
- Moja odpowiedź i tak brzmi nie – powtarzam z większym naciskiem.
- Proszę cię… - unosi wzrok i patrzy na mnie błagalnie. – Rano zrobię śniadanie i przyniosę ci do łóżka. Masz ochotę? – wydaje się szczery, a skoro i tak nie zamierzam już spać…
- Umiesz gotować? – upewniam się, by kolejny raz nie wpuścił mnie w maliny.
- Oczywiście, że umiem! Robię najlepszą jajecznicę na świecie!
- Trzymam cię za słowo – przesuwam się bliżej krawędzi, by miał więcej miejsca.
- Dziękuję – szybko zajmując swoje miejsce i szczelnie okrywaja się kołdrą. – Wujek Adam miał rację. Dobry z ciebie człowiek…
Nazywa mnie tak, choć nic o mnie nie wie… Gdyby poznał prawdę, zmieniłby zdanie. Dopóki emocje w nim nie ostygną i nie poukłada sobie wszystkiego w głowie, będzie się szarpał, ale później… Za jakiś czas zapomni, że mnie znał, wymaże z pamięci naszą podróż i wszystko złe, co spotkało go w ostatnim czasie.
Niebieskooki szybko zasypia. Gaszę światło, by nie raziło go w oczy. I co teraz? Może powinienem poćwiczyć? Dawno tego nie robiłem, lecz nie mam ochoty opuszczać ciepłego łóżka. Kto wie ile czasu minie, zanim nadarzy się kolejna okazja, by cieszyć się ciszą i wygodą. Tym bardziej przy Brandonie… Gdy śpi, wydaje się zupełnie inny. Kto wie, może w normalnych okolicznościach mógłbym go choć trochę polubić…

Kolejną rzeczą, jaką rejestrują moje wciąż śpiące zmysły, jest zmysłowy dotyk czyichś warg, ocierających się o moje. Zasnąłem? Gwałtownie otwieram oczy, lecz przebiegły napastnik był na to przygotowany. Chłopak chwyta mnie za ramiona i dociska do pościeli, jednocześnie pogłębiając nasz pocałunek. Jego ciepły język próbuje wślizgnąć się w moje usta. Kusi mnie, abym je rozchylił. Chcesz się bawić? Nie ma sprawy… Spełniam jego zachciankę i udaję uległego. Rudzielec szybko przechodzi do ataku, lecz traci czujność. Obejmuję go i przejmuję kontrolę na sytuacją zmuszając tym samym, aby tym razem to on mi uległ i grzecznie się położył. Rozsuwam mu nogi kolanem i nie czekając na zgodę, dobieram się do jego majtek. Zaskoczony tak szybkim tempem, wpatruje się we mnie nie potrafiąc zdecydować, czy bezpieczniej jest mnie objąć, czy raczej odepchnąć. Wpijam się w jego wargi, by maksymalnie wykorzystać słodkie oszołomienie. Jego członek od razu reaguje, poddając się pieszczotom mojej dłoni. Jęczy mi prosto w usta, wyginając kręgosłup, by nasze ciała dzieliła jak najmniejsza odległość.
- O tak… - dyszy, gdy pozwalam mu nabrać powietrza do płuc.
- Podoba ci się? – złośliwy uśmieszek pojawia się na moje twarzy.
- Błagam Vee, nie przestawaj… Jestem już tak blisko… - szybko traci nas sobą kontrolę, drapiąc mnie paznokciami po ramieniu.
- O tak? – upewniam się, zwiększając nacisk palców.
- Tak… Jesteś…
- Jaki jestem? – pytam, cofając rękę. Brandon momentalnie unosi powieki. – Jaki jestem? – powtarzam pytanie, choć po jego minie widzę, że nie jest zadowolony w takiego obrotu sprawy. Unosi się nieco, próbując mnie pocałować.
- Vee… - syczy, przygryzając dolną wargę. – Ja chcę dojść…
- Ja też chciałbym, abyś doszedł.
- Więc dlaczego przestałeś?
- Sam nie wiem… Może dlatego, że nie lubię być oszukiwany?
- Nie oszukałem cię, Vee! Musimy o tym teraz rozmawiać? Proszę, zajmij się mną, a obiecuję, że…
- Że co? – droczę się z nim.
- Zrobię co zechcesz, przysięgam!
- Kolejna obietnica bez pokrycia… - wzdycham. - Obiecałeś mi śniadanie do łóżka – wypominam mu.
- Śniadanie?! W takiej chwili myślisz o jedzeniu?!
- Nic na to nie poradzę, jestem głodny – odsuwam się od niego i powoli wstaję.
- Ja chyba śnię! To jakiś chory koszmar! Wracaj tu i dokończ, co zaczęliśmy, słyszysz?! – woła za mną gdy oddalam się w kierunku lodówki.
- Nie krępuj się i sam dokończ. Mi jakoś przeszła ochota – wyciągam szklaną butelkę soku i ponownie zaglądam do pokoju. - Poza tym gdybym to zrobił, od razu powiedziałbyś Adamowi, prawda? Wykorzystywanie nieletnich kiepsko wyglądałoby w moim CV – pociągam spory łyk z butelki.
- Zabiję cię za to, zobaczysz! – odgraża mi się.
- Brandon, Brandon… Rozumiem, że jesteś młody i niewyżyty, ale seks bez miłości… - w odwecie rzuca we mnie poduszką i wychodzi. – A co z jajecznicą? – wołam za nim.
- Sam sobie zrób!

22 komentarze:

  1. Od dzisiaj zaczynam komentować, a co!
    Ale to zakończenie, piękne xD

    https://zmoczony-blogasek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. O nieee~ Aktualnie płaczę ze śmiechu na lekcji. Jak nie przestanę, to coś czuję, że zaraz będę pytana... :') Rozdział genialny! :'D

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kompletnie genialne. Podpisami do śmigania się na zajęciach. Wykład wykładem ale to było genialne!

      Usuń
    2. Zawsze zabawniej w nieodpowiednich momentach, prawda "Jack"? :D

      Wegi

      Usuń
    3. Moje Piękne, proszę nie czytać w trakcie zajęć, bo to się źle skończy. I później wina spadnie na mnie, a przecież nie zrobiłem nic złego (jeszcze) :D

      Wasz Kitsune

      Usuń
    4. Kiedy to jest tak wciągające, że nie można się oderwać :o
      I w Twoim przypadku"jeszcze" zmienia bardzo dużo :D

      Wegi

      Usuń
    5. Bawimy się w berka? :D

      Wegi

      Usuń
  3. No uwielbiam Brandona xD jest taki zabawny i widać, że Vee pomimo tego, że kilkanaście razy dziennie ma ochotę go zabić to też go trochę polubił. Chociaż trochę przeczuwam ( nw czy dobrze), że Brandon może się okazać nie tym za kogo go uważamy. Albo po prostu ja zaczynam za bardzo kombinować na temat tego co może się zdarzyć dalej, bo pewnie (na pewno) ta historia nie skończy się tak jakbym chciała, czyli szczęśliwie. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny ♥♥
    - Demi Lerman

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że nasz kochany rudzielec dostanie kulkę :/

      Wegi

      Usuń
    2. Czy Vee w końcu zabije Brandona? Dobre pytanie (znam odpowiedź, ale nie powiem :D). Dowiemy się za jakiś czas. Zanim to nastąpi, zajrzymy do "tatusia roku", czyli Maxa-uwodziciela :) Nie mogę się doczekać :)

      Wasz Kitsune

      Usuń
    3. Nie Ty jeden *.*

      Wegi

      Usuń
    4. W Bezsennych Nocach dużo będzie się działo, oj bardzo dużo :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    5. Podsycasz ciekawość ( ͡° ͜ʖ ͡°)

      Wegi

      Usuń
  4. Vee nie powinien zabijać Brandona, chociaż smarkacz zasługuje na to niewątpliwie. A przynajmniej na solidne lanie. Składam jego zachowanie na karb ostatnich przeżyć niemniej, gdybym ja była na miejscu Vee, Brandon jadłby kolację na stojąco przynajmniej przez tydzień. Nie mam cierpliwości do dzieci. A Brandon zachowuje jak dziecko, a nie jak nastolatek. Zasadniczo jestem na niego wkurzona, bo podłe z niego stworzenie, oj podłe. Trzymam kciuki za Vee.
    Hmmm, tak sobie myślę, że Vee może dać Brandonowi czego ten chce, ale niekoniecznie w taki sposób, jak tego młody oczekuje :))) Ciekawe, czy chłoptaś nauczyły się czegoś... MB
    ps Kitsune, tylko swoim zwyczajem proszę nie tłumacz mi zachowania Brandona, że ona taki biedny i wgl, mam ochotę się na niego powkurzać w spokoju!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz wkurzać się na mnie. Nie mogę ukończyć nowego rozdziału Bezsennych Nocy, bo żadna koncepcja nie wydaje mi się dość dobra :(
      A poza tym mam ochotę pisać o pewnej wróżce, ale to nie będzie yaoi i chętnie wrzuciłbym to na wattpada :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Na Ciebie nie mam powodu się wkurzać. A Twoi bohaterowie rozwijają się i zyskują na osobowości, więc zaczynam żywić wobec nich coraz bardziej "kolorowe" uczucia. Jak się wkurzam to na maksa. Jak lubię to też z mniejszym dystansem. Są coraz bardziej realni. Rozumiesz o co mi chodzi, prawda?
      Zacznij przelewać te koncepcje na ekran i któraś z nich sama do Ciebie przemówi.
      Co do wróżki - nie krępuj się, wcale a wcale!
      :))) MB

      Usuń
    3. Skoro jesteśmy przy bohaterach - może podzielisz się ze mną wrażeniami po przeczytaniu "Wybierz mnie"? :)
      Pierwszy rozdział wróżki będzie jeszcze dzisiaj :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Podzielę się podzielę, ale jeszcze nie teraz :) MB

      Usuń
  5. Hejka,
    rozdział wspaniały, widać że Vee mimo wszystko polubił Brandona, ale mnie ciekawi ksiazę Eryk...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń