„Najlepszy”
- Panie Johnes, czemu nadal leży pan w łóżku? Nie
tak się umawialiśmy, prawda? – z niedowierzaniem odkrywam, że mały książę wciąż
ma na sobie piżamę. Jakby nigdy nic, pracuje na komputerze. – Pamięta pan o
rozkładzie dnia? – karcę go ostro.
- Najpierw muszę to skończyć – wpatruje się w ekran
laptopa, obserwując notowania giełdowe. Za niecałe dwa miesiące przeniesiemy
się do Chin. Eryk mocno wziął to sobie do serca i stara się jak najdokładniej
poznać rynek.
- Rehabilitacja jest najważniejsza – irytuję się,
podchodząc bliżej i zabierając mu jego bezcenny sprzęt. – No już, drugi raz nie
powtórzę.
- Mówił ci ktoś, że jesteś apodyktyczny? – marszczy
brwi, lecz nie próbuje polemizować. Posłusznie wykona moje polecenia. W głębi
duszy wie, że choć wymagam od niego żelaznej dyscypliny, robię to dla jego
dobra. Odzyskanie sprawność w prawej ręce jest trudne, lecz nie niemożliwe.
Jednak by to się udało, lwią część wolnego czasu musi poświęcić na ćwiczenia.
Jest zniechęcony, bo choć walczy z bólem, jego wysiłki spełzną na niczym. Już
nigdy nie zagra na skrzypcach. Część z ortopedów, których poprosiłem o
konsultację, wykluczyło interwencję chirurgiczną. Inni się wahają, nie chcąc
doprowadzić do zupełnego bezwładu ręki. Tymczasem Eryk… Nie pogodził się ze
stratą. Jego serce zostało złamane i chyba tylko cud byłby w stanie naprawić
ten stan rzeczy.
- Wasza wysokość, taka obelga z twoich ust, to dla
mnie prawdziwy zaszczyt – kłaniam mu się. Jasnowłosy nie lubi, gdy przypominam
mu o szlachetnym pochodzeniu. Przyzwyczaja się do bycia „zwykłym
śmiertelnikiem”, lecz ja mam inny plan.
- Vee… Ja nie chcę ćwiczyć! – marudzi, próbując
zakopać się pod kołdrą.
- Nie przesadza pan? To tylko osiem godzin… -
ściągam z niego kołdrę i wyciągam rękę, by mieć pewność, że nie odmówi. Choć
bardzo ze sobą walczy, w końcu i tak ulega.
- To niesprawiedliwe! Dlaczego mnie zmuszasz?
Mógłbym w tym czasie zrobić wiele innych rzeczy – wstaje z łóżka, a ja w tym
czasie wręczam mu białą koszulę. Spoglądam na zegarek. Zostało nam piętnaście
minut do przyjścia nauczycielki. Powinniśmy zdążyć.
- Taki kaprys z mojej strony – uśmiecham się. –
Jeśli się pan postara, w nagrodę pojedziemy do opery – nienawidzę paryskiej opery.
Mierzi mnie na samą myśl o snobistycznej atmosferze tych wszystkich miejsc,
przesiąkniętych „sztuką”, ale mój podopieczny… Jego oczy od razu wyrażają
czystą miłość i zachwyt.
- Mówiłeś, że nie ma już biletów… - wypomina mi
zeszłotygodniowe błagania. W wolnych chwilach wyszukuje w Internecie adresy
galerii, muzeów i innych przereklamowanych miejsc, a potem zmusza, abym go tam
zabierał. Jeśli mamy oglądać dzieła wielkich mistrzów, nie mam nic przeciwko.
Jednak sztuka nowoczesna…
- Bo to prawda, lecz dla pana zrobiono wyjątek. Loża
może być? – podaję chłopakowi spodnie.
- Naprawdę?! Dziękuję! – rzuca się na mnie, mocno
obejmując. Przeprowadziliśmy się do Paryża trzy tygodnie temu. Podjęcie tej
decyzji przyspieszyła „rehabilitantka”. To prawdziwa mistrzyni. Przekonanie jej
do pomocy było naprawdę trudne, lecz dla księcia zrobię wszystko.
- Nie chcę słyszeć ani słowa więcej na temat tego,
że nie będzie pan ćwiczył. Czy wyrażam się jasno? – grożę mu palcem.
- Vee, nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę.
Zależało mi na tym przedstawieniu. Tobie również powinno przypaść do gustu. Jest
rzadko wystawiane z racji dość kontrowersyjnego tematu, jaki podejmuje, ale…
- Opowie mi pan przy śniadaniu – ciągnę go za sobą
do kuchni, gdzie czeka na niego ciastko truskawkowe. - Jak ręka?
- Boli – spuszcza wzrok.
- Musi pan wytrzymać. Zdaniem lekarza jeszcze kilka
tygodni i będzie lepiej – obecnie największe nadzieje pokładam w pewnym
chińskim autorytecie medycznym. Niestety jest on dość restrykcyjny. Postawił
poprzeczkę tak wysoko, że księciu zdarza się płakać. Pozwalam mu wtedy na
chwilę przerwy, którą i tak później odpracowuje. Bycie dorosłym jest trudne.
- Wytrzymam – zapewnia mnie żarliwie. Boi się, że
jeśli mnie rozczaruje, zostawię go samego. Nie zrobię tego.
Podczas śniadania nie potrafię oderwać wzroku od
okna wyczekując pojawienia się białej limuzyny.
- Vee, ona może się chwilę spóźnić – Eryk śmieje się
ze mnie beztrosko, dolewając herbaty do swojej filiżanki. Dobrze wie, że nieco
zadurzyłem się w tej uroczej kobiecie i spędzenie kilku godzin w jej
towarzystwie, mocno mnie nakręca.
- Gdy się pan zakocha, to…
- Mówmy o rzeczach realnych – ucieka od tematu. –
Dlaczego nie zaprosisz jej na kawę, skoro tak ci się podoba? – sprytnie kieruje
temat naszej rozmowy z powrotem na mnie.
- Bo ma już męża, o czym doskonale pan wie – opieram
się czołem o zimną szybę.
- I to cię powstrzymuje? – parska śmiechem.
- Nie. Po prostu kobiety takie jak ona, nie są
zainteresowane przelotnymi znajomościami.
- Więc zaoferuj jej coś więcej – podchodzi bliżej
przeszklonej ściany, by móc razem ze mną przyglądać się ruchliwej ulicy.
- Panie Johnes… - jak mam mu to wytłumaczyć? –
Więcej jest wtedy, gdy chce się z kimś stworzyć dom.
- Dom… - to słowo jest mu zupełnie obce. Brzmi
smutno i niesie za sobą same zgryzoty.
- Już jest! – wskazuję na białą limuzynę, która
skręca w naszą ulicę. – Rozegramy to tak. Pan będzie się uczył, a ja flirtował.
W ten sposób wszyscy będą zadowoleni.
- Hmm… Chyba powinniśmy dać sobie radę – uśmiecha się
do mnie porozumiewawczo.
- I właśnie dlatego tak dobrze się nam współpracuje.
Rozumiemy się prawie bez słów – klepię chłopaka po ramieniu.
- Nie martw się, Vee. Niedługo my też będziemy mieć
swój dom… Taki, w którym nikt nas nie skrzywdzi.
- Co ma pan na myśli?
- Posiadłość w Rzymie… - podpowiada mi. – Brzmi znajomo?
Rzym… Najszczęśliwsze chwile swojego życia spędziłem
właśnie tam. To dlatego Erykowi tak bardzo zależy, abyśmy się tam przenieśli?
***
- Związałem cię i zamierzam wykorzystać… - zadowolony
z siebie rudowłosy krąży wokół łóżka podziwiając swoje „dzieło”. Nieźle mnie
urządził. Szarpię mocno, by uwolnić ręce, lecz na niewiele się to zdaje. Wredny
bachor! Przywiązał nadgarstki moim własnym paskiem do ramy w taki sposób, że
nawet gdybym chciał, nie mam szans na ucieczkę. Niech ja go tylko dorwę…
- Brandon… Liczę do trzech. Jeśli mnie nie uwolnisz,
to… - moja wściekłość zdaje się narastać z każdą sekundą. Tym razem ostro
przegiął i kara go nie minie!
- To co? – odpowiada przebiegle, zdejmując jednocześnie
piżamę, którą rzuca na podłogę.
- Uważasz, że ci na to pozwolę? – ozdobny zagłówek
wykonany jest z rzeźbionej dębiny. Szamoczę się ze wszystkich sił. Ani drgnął.
Chłopak uśmiecha się tak, jakby dostał wymarzony prezent. Brakuje mi tylko kokardki
na…
- Nie będę cię pytał o zdanie, bo obydwaj znamy
odpowiedź – ściąga z siebie majtki i zupełnie nagi podchodzi bliżej.
- Brandon, to twoja ostatnia szansa… - ostrzegam go,
by nie mógł mi później zarzucić, że nie wiedział o konsekwencjach, które będą
dość brutalne.
- Bardzo cię pragnę, Vee… Od chwili, gdy cię
spotkałem, myślę tylko o tym, by poczuć, jak się we mnie poruszasz – oblizuje
zmysłowo wargi, przesuwając wzrokiem po moim ciele. – Zrobisz to tak, jak
lubię?
- Zostaną z ciebie strzępy – wbijam w niego wzrok.
Trochę się mnie boi, a mimo to ani myśli, by zrezygnować.
- Serio? – uśmiecha się, podchodząc do niewielkiego
fotela, na którym leży jego plecak. Najwidoczniej źle zinterpretował moje
słowa. – Byłem pewny, iż zapytasz o to, jak znalazłeś się w tej krępującej
sytuacji… Ostatecznie to chyba pierwszy raz, gdy dałeś się tak podejść…
- Wyglądam na skrępowanego? – choć nasza pogawędka
wydaje się mieć dość beztroski charakter, atmosfera gęstnieje do tego stopnia,
iż można by ją kroić nożem.
- Wyglądasz kusząco… - wyciąga coś ze środka, po
czym zakrada się do mnie, niczym kot.
- Na twoim miejscu zacząłbym uciekać. Szybko i
daleko – podpowiadam mu słodkim tonem.
- Och Vee, jesteś taki zabawny – śmieje się,
muskając opuszkami mój policzek. – I gorący… Nie mogę się doczekać, aż zacznę
cię ujeżdżać – rozmarza się, nieco nade mną pochylając. – Pocałuj mnie –
szepcze tuż nad moimi ustami.
- Spadaj – odwracam głowę w bok, by nie dać mu
satysfakcji. Z drugiej jednak strony, jeśli dobrze to rozegram… Hmm…
- Nie będę cie dłużej trzymał w niepewności – siada
na skraju łóżka i przeczesuje moje włosy palcami. – Zauważyłem, że jesteś
bardzo opiekuńczy, więc celowo wierciłem się w twoich ramionach za każdym
razem, gdy pozwalałeś mi ze sobą spać. Dzięki temu, a także niewielkiej ilości
środka nasennego, który znalazłem w szafce z lekami babci Miller… Dolałem ci
kilka kropli, gdy oglądałeś zdjęcia jej męża. Gdybyś wiedział, jak te przygotowania
działały na moją wyobraźnię… Z trudem nad sobą panowałem, nie przestając marzyć
o tym, że już niedługo ty i ja... Taki silny, a taki bezbronny… - mruczy
cichutko, jednocześnie zaczynając pocierać swojego członka ręką. - Mmm… -
przymyka powieki i odchyla głowę nieco do tyłu. – Wolałbym, abyś ty to robił…
Masz takie męskie dłonie… - sapie.
- Uwolnij mnie, to zrobię ci coś znacznie gorszego…
- nie potrafię oderwać od niego wzroku. Wygląda tak niewinnie. Błękitne oczy,
delikatne piegi, lekko zaróżowione policzki i usta, które lekko zagryza. Gdzieś
wewnątrz mnie cichy głos podpowiada, że to ja powinienem się nimi zająć. Ssać
tak mocno, aż zrobią się spuchnięte i znacznie ciemniejsze… Odebrać mu resztki
powietrza i napawać się widokiem zdanego wyłącznie na moją łaskę…
- Nie martw się, kochany. Wszystko dokładnie
przemyślałem – niespodziewanie kładzie się obok mnie i chowa twarz w
zagłębieniu mojej szyi. – Lubię twój zapach. Zmysłowy i… – próbuje pocałować
mnie w policzek, lecz ponownie odwracam głowę. – Nie bądź taki… - dąsa się,
przesuwając dłonią w dół mojej klatki piersiowej. Zakrada się palcami pod
materiał i zaczyna badać mięśnie na moim brzuchu. – Dużo ćwiczysz, prawda?
- Przestań… - nasze twarze dzielą od siebie
centymetry. Oczy nastolatka intensywnie lśnią. Jest gotowy spełnić swoje
groźby.
- Nie przestanę – przysuwa się jeszcze bliżej i
trąca nosem mój policzek. Wyraźnie słyszę, jak odkręca buteleczkę, którą
wcześniej wyjął ze swojego plecaka. Nad łóżkiem unosi się subtelny zapach jakiś
egzotycznych owoców. Zupełnie do niego nie pasuje. W sumie czy powinno mnie to
dziwić? Brandon jest inny, niż mi się wydawało.
- Jeśli mnie nie uwolnisz – wzdycham zrezygnowany –
zrobię ci coś bardzo, bardzo złego…
- Pozwolę ci zrobić ze sobą wszystko, na co tylko
masz ochotę, ale najpierw… - sięga dłonią do mojego rozporka i powoli go
odpina. Odruchowo usiłuję się odsunąć, lecz nie bardzo mam jak. – Vee… -
małolat z niezadowoleniem zaczyna kręcić głową. – Przecież wiesz, jak to
działa. Nie spinaj się tak, bo i ja zrobię się spięty, a wtedy nie będzie nam przyjemnie
– mocno zdeterminowany wstaje ze swojego miejsca, przekłada nogę i siada na
moich udach. Mógłbym go skopać, lecz zamiast tego daję się ponieść nastrojowi.
Baw się, póki możesz…
Przed naprawdę długą chwilę patrzymy sobie prosto w
oczy. Powietrze jest tak naelektryzowane, iż zdaje się lśnić. Niebieskooki
celowo oblizuje usta a potem pochyla się nade mną. Wsuwa obie dłonie pod mój
biały podkoszulek i przejeżdża po skórze paznokciami. Dobrze wie, że zostawi
ślady, lecz właśnie o to mu chodzi. Zaczynam się bezczelnie śmiać, czym
wyprowadzam go z równowagi.
- Co cię tak bawi?- marszczy brwi, by okazać mi
niezadowolenie.
- Ty – odpowiadam zgodnie z prawdą.
- A konkretnej?
- Tanie sztuczki z filmików porno dla amatorów to
wszystko, na co cię stać? – drwię.
- Nie. Przygotowałem też inne atrakcje – jest rozgniewany.
Na pierwszy rzut oka widać, że brakuje mu doświadczenia do takich „zabaw”.
- Nie mogę się doczekać – chichoczę. – Nie patrz tak
na mnie. Doceniam twoje starania, naprawdę. Mogę grać ofiarę, jeśli tak ci na
tym zależy. Mam się zacząć bronić? A może wolisz, abym był uległy?
- Zamknij się! – układa dłonie na moich policzkach i
całuje bardzo namiętnie. Jego usta są nachalne, a jednocześnie zniewalające. Z
przyjemnością rozchylam wargi. Gdy język chłopaka ociera się o mój, bez
najmniejszego problemu przejmuję pełną kontrolę nad pocałunkiem.
- To, jak rozumiem, był ostatni akt desperacji – dyszę
ciężko, bezceremonialnie przerywając pieszczotę.
- Nie – prostuje się, dumnie spoglądając na mnie z
góry. Chwyta za mój podkoszulek i rozdziera go na pół, obnażając klatkę
piersiową. – Jesteś cholernym ideałem… - zaczyna gładzić mnie po brzuchu,
zaznaczając kontur mięśni opuszką palca wskazującego.
- Łaskoczesz - czuję, jak ten delikatny dotyk
rozpala mnie do czerwoności. Nie powinienem tak reagować. Nie przy nim. Jest
moim podopiecznym i…
- Kocham cię, Vee. Tak bardzo cię kocham – jego wyznanie
wyrywa mnie z zamyślenia. – A ty? Kochasz mnie chociaż troszkę? – ponownie drażni
moją skórę swoimi paznokciami, drapią niemiłosiernie mocno.
- Chcesz wiedzieć, co czuję? Wypuść mnie, to sam się
przekonasz – nabieram gwałtownie powietrza, gdy chłopak szczypie moje sutki.
- Podoba ci się, prawda? Lubisz to… Lubisz ostry
seks. Inny cię nudzi - sam odpowiada na zadane pytanie, nie czekając, aż ja to
zrobię. Czy to możliwe, by domyślił się prawdy? - Widzę to w twoich oczach. A
właściwie odkryłem to w chwili, gdy przedstawiłeś mi tamtą kobietę. Była
piękna, lecz ty ledwo ją zauważałeś. Wtedy zacząłem nabierać podejrzeń –
uśmiecha się przebiegle, zadowolony z siebie.
- Skoro jesteś taki cwany, to z pewnością zdajesz
sobie sprawę, że gdy tylko wpadniesz w moje ręce, zrobię ci coś naprawdę złego
i ani wujek ani nikt inny mnie nie powstrzyma.
- Vee – burczy niezadowolony – nie strasz mnie, bo
to nie jest podniecające.
- Naprawdę? – udaję przejętego jego ciężką sytuacją.
- Później będziemy się tym martwić… - zsuwa spodnie
z moich bioder i uwalnia mojego członka, którego obejmuje palcami. Jego ruchy
są takie nieporadne. Ponownie zaczynam się śmiać. Urażony chłopak sięga po
swoją butelkę. – Przestań, bo będę cię tu trzymał cały dzień.
- Skarbie, po co te nerwy? Przecież dobrze wiesz, że
co osiem godzin dzwoni do mnie mój człowiek. Jeśli nie odbiorę telefonu,
przyjedzie sprawdzić co porabiamy, a wtedy… Zimne! – skarżę się, czując sporą
ilość chłodzącej substancji, którą rudowłosy wylewa na moje części intymne.
- Mamy mniej czasu, niż zakładałem… - wzdycha
niepocieszony, kontynuując masaż.
- Wiem – zrelaksowany, moszczę się wygodniej na
poduszce, czekając na dalszy rozwój zdarzeń. Być może się mylę, lecz mój „oprawca”
nie posunie się zbyt daleko. Robi wiele szumu i na tym koniec. Łapię się na
tym, że zaczynam żałować, iż ten poranek, choć zapowiadał się tak interesująco,
skończy się fiaskiem.
- Zarozumialec! – zaciska mocniej palce, które
nieporadnie ślizgają się po napiętej skórze.
- Mhm… - mruczę, przymykając powieki.
- Myślałem, że będziemy się pieścić długie godziny,
lecz gdy na ciebie patrzę, jestem nakręcony, jak nigdy. Nie gniewaj się, Vee,
ale dłużej nie wytrzymam –unosi wyżej biodra i zaczyna pocierać główką swoje
wejście. Nie jest rozciągnięty. Będzie
go bolało jak diabli. Już mam mu to powiedzieć, lecz gryzę się w język. Sam
tego chce, więc…
Jego wnętrze jest ciasne i gorące. Opuszcza się na
mnie bardzo powoli. Jęczy z bólu, choć wsunąłem się w niego dopiero do połowy.
By nieco się uspokoić i zapanować nad przykrymi odczuciami, zamyka oczy i
zaczyna spokojnie oddychać. Właśnie na to czekałem. Jedno zdecydowane pchnięcie
wystarczy, by jego krzyk wypełnił cały pokój.
- Mówiłeś, że dłużej nie wytrzymasz… - spogląda na
mnie pełen wyrzutów na ten wredny występek.
- Idealnie do siebie pasujemy… – jego zbolały ton
nie do końca mnie przekonał.
- Masz dość?
- Ciebie? Nigdy! Wiem co lubisz i właśnie to zamierzam
ci dać – pochyla się do przodu, całując mnie powoli. Niecierpliwię się. Mam
dosyć czekania.
- Chyba zasłużyłem na coś więcej… - wyraźnie daje mu
odczuć moje niezadowolenie.
- Pragniesz mnie? – nieznacznie unosi biodra,
doprowadzając moją samokontrolę do granic wytrzymałości.
- Rusz się w końcu – poganiam go. Nie liczę na to,
że zaspokoi mnie tak, jak lubię. W obecnej sytuacji wezmę, co mi da.
- Tego chcesz? – kołysze się zmysłowo sięgając do
moich ust. Gdy odmawiam pocałunku, prycha głośno i w końcu naprawdę zaczyna się
poruszać. Ciche krzyki dobiegają z jego gardła, drobne dłonie suną po jasnym
ciele. Choć bardzo się stara, nie jest w stanie patrzeć mi w oczy. Jego powieki
stają się ciężkie, wzrok zamglony. Przyjemność trwa zaledwie chwilę. Rudowłosy
dość szybko dochodzi, po czym opada na mnie, usatysfakcjonowany.
- Dobrze ci było? – kpię, dmuchając na jego loki,
które przyklejają się do pokrytego potem czoła, zasłaniając jego piękną twarz.
- Tak… - posyła mi nieśmiały uśmiech, po czym przesuwa
się nieco wyżej, uwalniając mojego członka ze swojego wnętrza. – Rozwiążę cię –
decyduje niespodziewanie. – Jednak zanim to zrobię, obiecasz, że zrobimy to
jeszcze raz. Co ty na to?
- Już się poddajesz? – nie wierzę własnym uszom. To
najbardziej żałosna próba wykorzystania, o jakiej słyszałem.
- Nie poddaję się. Po prostu wiem, że za chwilę
zadzwoni telefon. Musisz odebrać. A potem, gdy już spławisz tego kogoś, dasz mi
silniejszy orgazm. Więc jak będzie? Zgadzasz się? – w napięciu czeka na to, co
powiem.
Rozum każe odmówić tej szczodrej ofercie, ale
Brandon doprowadził mnie do furii i poniesie tego konsekwencje. Chce seksu,
dostanie seks…
- Jestem twoim więźniem. Ty decydujesz – unikam odpowiedzi
wprost. Niebieskooki najpierw spogląda mi w oczy, a później sięga do moich
nadgarstków i poluzowuje zapięcie. W pierwszej chwili zachowuje się jak
przestraszone zwierzątko, gotowe do ucieczki. Postanawiam uśpić jego czujność.
Siadam na łóżku i rozmasowuję obolałe ramiona. Sięgam także po telefon, który
usłużnie mi podaje i wbijam kod. Nie fatyguję się, by wykręcić numer. Korzystam
z aplikacji, która potwierdzi moją lokalizację, po czym blokuję ekran i odkładam
urządzenie na stolik, ustawiony po drugiej stronie łóżka. W tym czasie Brandon
kładzie się obok mnie na boku i nie przestaje uśmiechać.
- Vee… - szepcze moje imię, próbując zwrócić na
siebie uwagę. Zapewniam cię, że od tej chwili skupie się wyłącznie na tobie…
Z kocią gracją chwytam zaskoczonego nastolatka za
łydkę i przeciągam na środek łóżka.
- Co…?! – próbuje się obrócić na plecy, lecz to
również przewidziałem. Wbijam się palcami w jego kark i dociskam do poduszek,
by nie miał jak się podnieść. Gdy zaczyna walczyć, ustawiam się między jego
rozsuniętymi nogami, po czym wykręcam mu obie ręce do tyłu.
- Nie waż się drgnąć – rozkazuję zimnym, pozbawionym
emocji tonem. Czuję pod skórą przyjemny dreszcz, który pojawia się tylko w
chwili, gdy odrzucam kontrolę i mogę być sobą.
- To boli! Słyszysz?! – walczy zaciekle, lecz na
niewiele może sobie pozwolić.
- Chciałeś się ze mną bawić, więc nie narzekaj, bo
to dopiero początek – wchodzę w niego mocno. By zdławić protesty, pochylam się
do przodu i pilnuję, by poduszka tłumiła jego krzyki. Niech krzyczy, skoro
chce. – Kochasz mnie, więc powinienem dać ci się poznać z każdej, nawet najgorszej
strony… - agresywne pchnięcia pozwalają mi odzyskać utraconą władzę.
- Nie przestawaj! Tak dobrze…! – chłopak szybko
przyzwyczaja się do tego tempa. Wiedziałem, że tak będzie. Być może miał jakieś
pojęcie o seksie, lecz po tym razie zmieni zdanie.
- Głuptasie, nie zamierzam przestać. Dasz mi to, co
obiecałeś. W przeciwnym wypadku, zabiję cię… - jest mi gorąco. Adrenalina i
endorfiny krążą w moich żyłach. Interesuje mnie tylko i wyłącznie własna
przyjemność. Cała reszta zupełnie się nie liczy. Dziki, wolny, nieokiełznany…
Dochodzę z ekstatycznym uśmiechem na ustach, uwalniając moją małą ofiarę, która
dysząc ciężko, ponownie zdążyła dojść.
- To było… Najlepszy… - zabrakło mu słów? Ciekawe…
- Śpij – każę mu, okrywając jego zmaltretowane ciało
prześcieradłem. Natychmiast zamyka oczy. – Widzisz, jednak potrafisz być
grzeczny… - głaszczę go przez chwilę po policzku.
Pozwalam Brandonowi na dwugodzinną drzemkę, podczas
której udaje mi się spakować nasze rzeczy oraz wykonać kilka telefonów. Pani
Miller przygotowuje nam śniadanie. Rozkoszując się smakiem świeżo wyciśniętego
soku z owoców, przyglądam się jednocześnie śpiącemu dzieciakowi. Nawet przez
sen wygląda całkiem ponętnie.
- Przestań się na mnie gapić i wracaj do łóżka –
mamrocze sennie.
- Nic z tego, mały. Zbieramy się stąd. – rzucam w
niego ozdobną poduszką, by przyśpieszyć poranną pobudkę.
- Nie mam siły się ruszyć… - naciąga na siebie
kołdrę aż po rude loki, chowając się przed moim wzrokiem.
- To nic nie da. Weź prysznic i zjedz śniadanie –
gdy nie reaguje, zrywam z niego ciepłe okrycie.
- Jesteś taki brutalny… - narzeka, nadal nie
otwierając oczu.
- Myślałem, że lubisz, gdy taki jestem… - pewny
swego, podaję mu szklankę soku. Jego cytrusowy zapach sprawia, że zmienia
zdanie i chętnie wyciąga po niego rękę.
- Lubię to mało powiedziane – uśmiecha się
zawadiacko. – Chcę jeszcze raz…
- Odpowiedź brzmi nie – pomagam mu wstać. Krzywi się
z bólu, siadając.
- Nic nie mów – uprzedza moje słowa. – Dla takiego
seksu warto pocierpieć.
- W samochodzie zmienisz zdanie.
- Nie możemy tu zostać? Proszę… - wlepia we mnie
błagalne spojrzenie licząc na to, że się ugnę.
- Przykro mi. Mamy inne plany. Twój wujek Adam kazał
nam…
- Mam gdzieś, co nam kazał! Nie chcę jechać do
Kanady!
- Nie chcesz? – dziwię się. – Przecież bez przerwy
żądałeś od Adama, by po ciebie przyjechał…
- Vee, ty nic nie rozumiesz! – wybucha, zaciskając
dłonie na pomiętej pościeli. – Wiesz co powiedział podczas naszej ostatniej
rozmowy? Że jestem jego jedynym krewnym i przekaże mi swoje dziedzictwo!
Rozumiesz, co to znaczy?! On zamieni mnie w bandytę! Nie chcę być taki jak on!
Musisz mi pomóc przed nim uciec! – nieporadnie wstaje ze swojego miejsca i
rzuca mi się na szyję, zaczynając żałośnie płakać. I co mam teraz zrobić?
***
Tym z Was, którzy nie zauważyli poprzedniego postu przypominam, że możecie wybrać, jaki post opublikuję jutro - prolog Humorów Króla lub Bezsenne Noce :)
Wasz Kitsune
Kitsu bezsenne noce Prosze czekam z niecierpliwoscia :DDD
OdpowiedzUsuńTak, to będą Bezsenne Noce :)
UsuńTwój Kitsune
Jakie fajne seksy ! Gratulacje dla Brandona, super to wymyślił :D btw. co za odwaga, to się nazywa determinacja ^^ A voices in my head nie przestają popiskiwać "urocze_urocze_urocze"
OdpowiedzUsuńAwwww
Ślepe Oczy
Brandon jest geniuszem zbrodni, bez dwóch zdań :D
UsuńTwój Kitsune
Brandon, ho-ho-ho! Nieźle to wymyślił! Co prawda desperacja rudzielca jest większa niż moje i jego ego razem wzięte, ale no cóż:D
OdpowiedzUsuńVee też dał się podejść! No dalej, jak tak można? I jeszcze tak stracić kontrolę! "Ochoch, jestem taki opanowany i superzimny!" Tsaa, widać!:'D
(Ten rozdział jest genialny hihi)
Wegi
Cieszę się, że Ci się podobało, bo w tym tygodniu postaram się o kolejny rozdział :D
UsuńTwój Kitsune
*.* Tak!! Co się stanie, co zrobi Vee? (To wpół oczywiste, że pomoże Brandonowi, nie? No kto by mu nie pomógł?! :D)
UsuńWegi
Vee to Vee. Zawsze ma w zanadrzu plan B :D
UsuńTwój Kitsune
B jak "BędzieCoMaByć"? :D
UsuńWegi
Ow yeah! Wreszcie Brandon pokazał pazurki na całego (i nie tylko pazurki) :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział Kitsune :) warto było tyle czekać :D
Ciekawa jestem co Vee zrobi po wyznaniach chłopaka ;) Nie może zdradzić Adama, ale z kolei on przeciez lubi ryzyko... ;D
Serdeczności
K-chan
Vee jest jak kot - ma swoje ścieżki :) Postaram się szybko dodać nowy rozdział. Może jutro się uda :)
UsuńTwój Kitsune
Czekam na moje bezsenne noce :D
OdpowiedzUsuńA rozdział świetny :D Oby tak dalej :D ^^
Bezsenne Noce już są :) Zastanawiam się za to, gdzie Twoje rozdziały... :D
UsuńTwój Kitsune
Zaginęły w akcji :P
UsuńBezsennne noce. Proszę proszę proszę lisku!
OdpowiedzUsuńMegakari
Hejka, hejka,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, och czyżby Brandon mógłby liczyć na wiecej... tak mi smutno, a może jakiś cud nastąpi i Erick jednak kiedyś jeszcze zagra na tych skrzypcach...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia