piątek, 4 marca 2016

Rozdział IX

Szkolne opowieści: Mój nauczyciel- opowiadanie yaoi(część I)





Świąteczne ferie szybko minęły. Zanim się spostrzegłem był poniedziałek i musiałem wrócić do szkoły. Ucieszyłem się. Szkoła i obowiązki nadają rytm mojemu życiu. Zajęcia, odrabianie zadań domowych, oglądanie filmów... I tak bez końca.
Od czasu do czasu wyciągam telefon, naciskam na ikonę kontakty tylko po to, by wpatrywać się w pewien numer telefonu... Nie zadzwonię. Nie wiem, o czym mielibyśmy porozmawiać. Nie czuję się komfortowo w jego towarzystwie. Zawstydza mnie robiąc rzeczy, na które ma ochotę, jak karmienie mnie ciastem czy całowaniem się z innym facetem w miejscu publicznym. Na samo wspomnienie nadal czuję się zakłopotany.
Z jednej rzeczy byłem dumny - tak jak sobie obiecałem nie otworzyłem podręcznika od hiszpańskiego. Nadrobienie materiału graniczy z cudem. Zastanawiałem się nad korepetycjami. Zajęcia prowadzone przez Willa są uciążliwe, a co jeśli kolejny nauczyciel okazałby się jeszcze gorszy? Nie jestem masochistą, więc nie zaryzykuję. Zyskałem akceptację grupy jak najgorszy uczeń, na którą sam zapracowałem. Nie mogę ich teraz rozczarować, prawda?
Wtorek okazał się być przeciętnym dniem. W szkole jako jedyny rozwiązałem najtrudniejsze przykłady z matematyki. Nauczyciel był zachwycony. Wróży mi celujące oceny z końcowych egzaminów. Will też wspominał kiedyś o egzaminach... Czy dam sobie radę, jeśli się wkurzy?
Po szkole poszedłem na obiad. Czas nieco mi się dłużył, więc przepisałem zadania, które chłopaki pozwolili mi sfotografować, gdy chorowałem. Sam nie wiem czemu to zrobiłem. Może w ramach asekuracji? Jeśli Will nie okaże mi litości, to sam siebie rozgrzeszę, bo coś zrobiłem.
Przed zajęciami wszyscy pochłonięci są rozmową. Część dziewczyn opowiadała o swoich świętach, otrzymanych prezentach i tego typu bzdurach. Inni żywo dyskutowali o szkole. Usiadłem z tyłu. Ruda natychmiast do mnie podbiegła.
- Daniel, jeszcze raz dziękuję za zdjęcia.
- Nie ma sprawy.
- Wyszły lepsze niż się spodziewałam!
- Cieszę się.
- Słyszałam, że nieźle sobie radzisz z matematyki. To prawda?
- Tak - odpowiedziałem szczerze, chociaż nie miałem pojęcia skąd o mnie wie takie rzeczy.
- Mógłbyś mi wytłumaczyć jedno zadanie?
- Jasne. Teraz?
- Czemu nie - odpowiedziała uradowana. Podbiegła do swojej ławki i wyjęła z torby zeszyt, po czym wróciła do mnie i usiadła obok. Pokazała mi przykład, który bez problemu rozwiązałem. Zanim zdążyłem wytłumaczyć, jak to zrobiłem, ruda wpatrywała się we mnie niczym w bohatera.
- Tak szybko?! - zawołała.
- Musisz tylko użyć tego wzoru i podstawić liczby.
- Jesteś genialny, dziękuję! - uśmiechnęła się do mnie.
- To bardzo proste - dodałem nieco onieśmielony jej słowami.
- Mam nadzieję, że mówisz to o tłumaczeniu, które zadałem wam na ferie - ten głos... William wpatrywał się w nas nieźle wkurzony. Gdy ruda spostrzegła, że jest już w sali, zabrała swoje rzeczy, szepnęła „dzięki” kładąc mi rękę na ramieniu i wróciła do swojej ławki. Jej zachowanie jeszcze bardziej go rozjuszyło.
- Może zaczniesz, geniuszu?
- Wolałbym nie - odpowiedziałem cicho, wpatrując się w podręcznik.
- Tak myślałem - odparł zniesmaczony Will. - Kto następny?
- Ja, proszę pana - ruda spojrzała na niego z wypiekami na twarzy i uwielbieniem w oczach. Przetłumaczyła tekst idealnie, nie popełniwszy ani jednego błędu. Will był pod wrażeniem i kazał brać z niej przykład. Aby zachęcić nas do pracy wyszukał kolejny tekst, milion razy trudniejszy i pastwił się nad naszymi nieudolnymi próbami ogarnięcia gramatyki.
- Do egzaminu zostało niewiele czasu, zaledwie kilka miesięcy - straszył - jak tak dalej pójdzie, to przyniesiecie mi wstyd. Do tego nie mogę dopuścić, dlatego począwszy od dzisiejszej lekcji będę was bezustannie pytał - jak nikt potrafi zmotywować do nauki... - Na dziś koniec. Na piątek każdy ma napisać streszczenie. Zrozumiano?
- Tak - odpowiadamy niechętnie.
Znowu praca pisemna. Tylko tego było mi trzeba... Pakuję swoje rzeczy do plecaka i cichutko wychodzę.
- Nie tak szybko, Pitagorasie - jego złowieszczy ton sprawia, że czuję dreszcze na całym ciele. A przecież byłem już tak blisko wyjścia... - Zostajesz po zajęciach.
Wszyscy uśmiechają się pod nosem na te słowa. Rozmowa sam na sam... Odwracam się od drzwi i jako jedyny zawracam w kierunku drewnianego biurka. Obserwuję, jak szybko i sprawnie zapisuje temat, wylogowuje się z systemu i kieruje całą uwagę na mnie.
- Nie przygotowałeś się do dzisiejszych zajęć - wypomina mi.
- Byłem zajęty - wykręcam się.
- Zajęty? Czym? Flirtowaniem?
Nie bardzo wiem o co mu chodzi. Ja? Flirtowaniem? Ale z kim? Z rudą? Oszalał?
- Wcale z nią nie flirtowałem. Pomagałem jej w lekcjach.
- Szkoda, że nie poprosiłeś, aby ona pomogła tobie.
- Nie wpadłem na to - przyznaję niechętnie.
Will zdejmuje okulary, którymi zaczyna się od niechcenia bawić.
- Nie zadzwoniłeś do mnie.
- A o czym mielibyśmy rozmawiać? Nie jesteś moim kolegą.
- Nie jestem i nie będę - rzuca ostro. - Mam wobec ciebie inne plany.
- Ale dlaczego?
- Nie zadawaj mi takich pytań. Niepotrzebnie mnie nimi rozdrażniasz - nawet nie udaję, że wiem do czego zmierza.
Odsuwa krzesło i siada po przeciwnej stronie. Nie czuję się na siłach, aby go dalej prowokować, więc kieruję wzrok na guziki jego ciemnoszarej koszuli.
- Mogę już iść? - pytam cicho.
- Uciekasz?
- Nie, mam mnóstwo rzeczy do zrobienia - staram się, aby moje kłamstwo zabrzmiało bardzo wiarygodnie.
- Serio? Stać cię tylko na tyle? - Will nie daje się nabrać.
- Nie rozumiem …
- Rozumiesz. Po pierwsze jesteś kujonem, więc lekcje już dawno odrobiłeś. Po drugie nikt na ciebie nie czeka, więc nigdzie się nie śpieszysz, a po trzecie masz duże zaległości. Sam sobie nie poradzisz.
- Poszukam korepetytora - ucinam jego wywód.
William wybucha głośnym, szczerym śmiechem, a ja w głębi duszy cieszę się jak dziecko, że udało mi się go rozbawić. Co jest ze mną nie tak?
- To świetnie się składa. Pomogę ci - uśmiecha się do mnie triumfująco.
- Nie prosiłem cię o pomoc - mruczę pod nosem.
- Wiem. Ironia losu, prawda? - nauczyciel jest z siebie bardzo zadowolony.
- Potrafisz wykorzystać każdą sytuację? - pytam.
- Tak - uśmiecha się promiennie.
- Nie potrzebuję twojej pomocy. Sam sobie poradzę.
- Nie musisz dziękować, ale okaż choć trochę dobrej woli. Jeszcze niedawni żałowałeś, że nie jestem twoim kolegą. Pora to zmienić.
- Żałowałem? Ja?!
- Może nie żałowałeś, ale ja już postanowiłem.
- Dziękuję bardzo, ale nie skorzystam.
- Daniel... Nie zachowuj się jak dziecko - ostrzega, po czym wbija we mnie swój wzrok. Nie mogę się ruszyć. Tonę w tym granacie... Jeszcze przed chwilą mogłem przytoczyć kilkanaście argumentów, walczyć do upadłego, ale teraz... Jestem zupełnie bezwładny. Zdany na jego łaskę. I choć jakaś część mnie nie chce tego, to ta inna część, ta sama, która godzinami wpatrywała się w nowy numer telefonu, i z każdą godziną coraz bardziej rosła w siłę. Właśnie ta część chce mu się poddać, zatonąć w ciemnych oczach, słuchać głosu, być blisko, patrzeć na niego...
William uśmiecha się po raz kolejny. Łagodnie. A ja topię się cały w środku od tego uśmiechu. Czuję, że gdy patrzy na mnie właśnie w taki sposób, nie umiem się obronić. Nie kłam, nie próbowałbyś się bronić nawet gdybyś mógł, bo on...
- Wychodzimy - głos Willa przywraca mnie do rzeczywistości. Podnoszę się z miejsca i kieruję w stronę drzwi, a on idzie za mną. - Poczekaj tu chwilę, muszę zabrać moje rzeczy - zostawia mnie samego i znika za drzwiami pokoju nauczycielskiego. Czemu tu jestem? Po co na niego czekam? Przecież powinienem wrócić do domu... To najrozsądniejsza alternatywa, którą ignoruję tylko dlatego, że nie chcę się jeszcze z nim rozstawać. Przyznaj to sam przed sobą - lubisz go.
Will szybko do mnie wraca. Ubiera czarną kurtkę, jednocześnie szukając w kieszeni papierosów. Wychodzimy na ulicę.
- Dokąd idziemy? - pytam niepewnie, obserwując jak zapala papierosa i zaciąga się dymem.
- Na kolację. Jestem głodny - odpowiada - Uczenie was to bardzo ciężka praca - śmieje się.
- Może nie jesteś do tego stworzony?
Natychmiast zwalnia i odwraca się w moją stronę, aby spojrzeć mi w oczy. Wyjmuje papierosa z ust.
- Mylisz się, jestem świetnym nauczycielem - jego głos jest poważny, lecz mam wrażenie, że wypowiadając te słowa nie ma na myśli hiszpańskiego. - Wkrótce sam się przekonasz.
Idziemy w milczeniu przez kilka minut. Rzadko bywam w tej części miasta. Nie lubię tych ciemnych, małych uliczek. Wolę centrum, które jest znacznie lepiej oświetlone. Zabiera mnie do małej restauracji. Panuje tu dziwna atmosfera. Mało klientów, obrusy w kratę. Wszyscy sprawiają wrażenie jakby dobrze się znali. Siadamy przy niewielkim stoliku w głębi sali. Podchodzi do nas kelner, który jest Hiszpanem... Od razu wita się z Willem i gawędzą sobie o pogodzie. Przedstawia mnie starszemu mężczyźnie tłumacząc, że muszą mnie bardziej oswoić z językiem. Chciałbym wbić mu widelec w rękę... Kelner nie podaje nam menu, sam coś wybierze. Nie jestem głodny i drażni mnie domowa atmosfera. Nie czuję się najlepiej wśród ludzi, którzy udają serdecznych tylko po to, aby sprzedać więcej jedzenia.
- O co chodzi? - pyta, uważnie mnie lustrując.
- Nie jestem w nastroju na kolację - odpowiadam.
- Wolisz coś innego? - mruży oczy - Chętnie spełnię inne zachcianki.
Zasycha mi w gardle. Sposób w jaki mówi o zachciankach brzmi bardzo dwuznacznie i doskonale o tym wie. Chcę do domu... Chyba najbezpieczniej będzie, jeśli nie będę go więcej prowokował i ograniczę naszą rozmowę do minimum.
Nie muszę się specjalnie wysilać. Powraca kelner, który częstuje nas winem. Sprowadził je z samej Hiszpanii. Produkcją zajmuje się jego bliski krewny. Nie mam ochoty na alkohol, zwłaszcza po ostatnim kacu, więc z grzeczności mówię, że smakuje dobrze i szybko odstawiam kieliszek.
Will jest w szampańskim nastroju. Zachwala kucharza, który osobiście fatyguje się do naszego stolika, na każdym kroku żartuje z kelnerem i popija wino. Mało trzeba, aby go uszczęśliwić. Od razu wychwytuje zmianę mojego nastroju i odwzajemnia uśmiech. Nie jestem w stanie dłużej patrzeć mu w oczu, więc całą uwagę kieruję na obrus.
- Co się dzieje? Jedzenie ci nie smakowało?
- Było bardzo dobre - przyznaję niechętnie.
- Więc o co chodzi? - dopytuje.
Nie odpowiadam. Nie wiem, co miałbym mu powiedzieć. Że mnie onieśmiela? Że go nie rozumiem? A może powinienem podzielić się z nim prawdą, której się boję? Rzucić od niechcenia "Will, wydaje mi się, że jestem tobą za bardzo zafascynowany" - ciekawe jakby zareagował? Boję się nawet o tym myśleć... Wolę już siedzieć cicho i podziwiać wzór z okruszków chleba.
- Już wiem o co chodzi! - wykrzyknął uradowany, po czym zawołał kelnera, który jak na skrzydłach podbiegł do naszego stolika - Poprosimy o deser. Ciasto czekoladowe!
- Już podaję, przyjacielu - odpowiedział mu kelner równie entuzjastycznie.
Boże, wszystko, tylko nie ciasto. Proszę, tylko nie to...
Wpatruję się w Williama z przerażeniem, a on się złowieszczo uśmiecha.
Kelner szybko wraca. Stawia na stole talerzyki i puszcza oko, mówiąc w sekrecie, że specjalnie postarał się o dodatkową porcję polewy czekoladowej, po czym odchodzi.
Will sięga po swój telefon i robi mi zdjęcie.
- Co robisz? - pytam zaskoczony.
- Zdjęcie. Sam zobacz - odwraca ekran w moją stronę. Wyglądam bardzo głupio, więc próbuję mu wyrwać aparat, by jak najszybciej je skasować.
- O nie, zostawię je sobie - chowa telefon do kieszeni.
- Jesteś wredny - odpowiadam i celowo odwracam od niego wzrok.
- Nie jestem.
- Jesteś.
- Serio tak uważasz? - nagle poważnieje.
- Nie - wyrywa mi się. Cholera. Nie umiałem się pohamować.
Zabiera się za jedzenie ciasta. Tym razem nie próbuje mnie karmić, co bardzo mnie cieszy, choć ten cichy głos wewnątrz mnie nie jest zadowolony. Nie mam ochoty na ciasto, więc przysuwam mu swój kawałek.
- Nie chcesz?
- Nie.
- Twoja strata.
Gdy jest już maksymalnie objedzony ciastem, moja nadzieja na ucieczkę cichutko powraca. Jednak on ma inne plany...
- Wyjmij podręcznik - każe mi.
- Po co?
- Jak to po co? Sam mówiłeś, że potrzebujesz korepetycji, prawda?
Odsuwa krzesło i siada obok mnie. Aby uciec od jego bliskości rzucam się w stronę mojego plecaka i wyciągam znienawidzoną książkę. Otwieram ją gorączkowo na stronie, na której zakończył dzisiejszą lekcję, lecz on kładzie swoją dłoń na mojej i powstrzymuje mnie.
- Nie tutaj - podpowiada - tylko tutaj - splata nasze palce i otwiera podręcznik na początku.
Cofa dłoń, a ja czuję jak serce wali mi w piersi. Jego dotyk... Dlaczego mam wrażenie, że jest mi tak znajomy? Zupełnie jakbyśmy już wcześniej...
- Przyglądasz mi się bardzo podejrzliwie - mówi z rozbawieniem.
- Tak?
- Nie martw się, zaczniemy od początku i wszystkiego cię nauczę - uśmiecha się i sięga po okulary. Znowu aluzja w jego głosie?
Miał rację - jest świetnym nauczycielem. Potrafi wszystko wytłumaczyć tak prosto i szybko, że tylko idiota by nie zrozumiał. Ciężko mi się skupić, bo rozprasza mnie jego bliskość, sporadyczny dotyk, zapach papierosów. Zaskakuje mnie, gdy wyciąga długopis i zaczyna zapisywać to, czego przedtem nie rozumiałem, wplatając swoje zdania w moje notatki. Ma drobne i delikatne pismo.
- Nigdy niczego nie notujesz.
- To prawda - odpowiada.
- Więc dlaczego teraz?
- Łatwiej zapamiętasz. Masz lepiej rozwiniętą pamięć wzrokową, prawda?
- Tak. Skąd wiesz?
- Mówiłem ci już, obserwuję cię.
Policzki znowu mnie palą. Na jego słowa serce zaczyna mi bić jeszcze mocniej. Will chyba to zauważa, bo nie chcąc mnie dłużej zawstydzać spogląda na swój zegarek.
- Muszę się zbierać, mały - mówi.
- Tak? - jestem lekko zawiedziony, że nasz wspólny czas dobiegł właśnie końca.
- Tak. Ale nie martw się, zawsze możesz do mnie zadzwonić - uśmiecha się figlarnie.
- Nie zadzwonię - powtarzam jak mantrę.
- Zadzwonisz.
Obserwuje, jak się podnosi i zaczyna ubierać. Wyjmuje z kieszeni plik banknotów i kładzie na stoliku. Chcę mu oddać część pieniędzy, ale od razu mnie powstrzymuje.
- Nawet nie próbuj, to ja cię zaprosiłem - ucina moje protesty.
Wychodzimy na ulicę. Podjeżdżają taksówki, które zamówił nam kelner.
- Dziękuję za kolację i... za lekcję - mówię to niechętnie, ale prawda jest taka, że serio jestem mu wdzięczny.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Will uśmiecha się po raz ostatni i odchodzi w kierunku czekającego samochodu.
- Do piątku. Chyba, że wcześniej zadzwonisz - śmieje się ze mnie wsiadając.
- Nie zadzwonię - rzucam mu na pożegnanie. Nie zadzwonię...

14 komentarzy:

  1. No cześć, Kingu~ ;P

    Sam wiesz, jak nie przepadam za rudą... (jest strasznie wkurzająca -,-) Ale teraz to już normalnie przegięła! ;o Niech się lepiej odczepi od pana Daniela, bo inaczej Rice ją pogryzie! XD (albo Danielka... ^^)

    Irytujący fragment z poprzedniego rozdziału (tak, chodzi o to nieszczęsne ciasto xd) został załagodzony ^^ Will to prawdziwy badass! Kocham te jego zabójcze teksty! *q* <3

    Zadzwoni? A może nie? >.< To takie frustrujące... ;_; Niech już zadzwoni...! ;)

    Rozdział, jak zwykle powalający i doskonały! ^-^ Jak Ty to robisz, mój Kitsuniu, że gdy czytam kolejne rozdziały... zaczynam czuć coraz większy niedosyt? ;p

    Czekam aż pokażesz mi swoje kolejne dzieła! :) Choć wciąż obawiam się, jak sobie poradzisz, kiedy chłopcy się do siebie zbliżą! xD Może udzielić Ci kilka cennych porad? ;)


    Joleen :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja Królowa, nie wierzę :) Odwiedziłaś swego uniżonego sługę :)

      Nie podobał Ci się czekoladowy fragment... Dlaczego? Myślałem, że docenisz moje cukiernicze starania (tym bardziej, że znam WSZYSTKIE Twoje deserowe słabości ...:)

      Chcesz wiedzieć co dalej? Zadzwoń do mnie :)

      Jak sobie poradzę? Jeszcze nie wiem. Zapytaj mnie wieczorem, ale póki co jestem cały Twój, więc nauczaj Królowo :) Z pokorą przyjmę wszystkie bezcenne uwagi.

      Twój Kistuś kochany

      Usuń
    2. Od razu widać ,że się znacie xD

      Usuń
    3. Znamy się bardzo dobrze :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Rozdział genialny ^^
    Rozpływam się *^*
    Ciekawe czy Daniel zadzwoni? :D Hehe tak myślałam, że Will zostanie korepetytorem Daniela *^*

    Weny~ c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)

      Czy Daniel zadzwoni... Zobaczymy :) Postaram się wrzucić kolejny rozdział jeszcze w tym tygodniu, bo nie chcę abyście musieli długo czekać, więc zaglądaj jeśli masz ochotę :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. OMÓJJEŻU *_* on jest taki fucking cute!

    Swoją drogą trochę z boczny ten nasz nauczyciel! >\\\\\<
    Wszędzie podteksty! :O

    Niech zadzwoni! Wait , ale to by znaczyło ,że daniel przepadł...
    A niech przepada! XDD

    Życzę powodzenia dalej! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam nie wiem co tu zrobić z tym Danielem - ma dzwonić czy nie :D Trudna decyzja.

      Bez podtekstów byłoby nudno.

      Już prawie skończyłem kolejny rozdział, więc idzie mi całkiem nieźle. Bardzo chciałbym zakończyć to opowiadanie w marcu, bo inne czekają na napisanie. Jednak z drugiej strony tu też jeszcze będzie się działo :) Tak to niestety jest - zbyt wiele pomysłów, a tak mało czasu.

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Tak to już czasem bywa ,że postacie żyją własnym życiem
    Co zrobisz? Nic nie zrobisz.

    W marcu? Tagg szybko? D:
    Dobra jak se tam chcesz byleby to nie ucierpiało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za szybko?
      Mogę się dostosować i przesunąć w czasie to i owo :D
      Jeśli ktoś jeszcze uważa, że marzec to za szybko, napiszcie o tym. Coś wykombinuję :)
      Dopóki nie skończę "Szkolnych opowieści", nie dodam nic innego.

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. '' -Nie chcesz?
    -Nie.
    -Twoja strata''
    Ja głupi przeczytałem: Twoja stara xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nie byłem jedyny :P Leżę w łóżku i myślę "ale co to miało wspólnego z jego matką?".
      Dzięki za komentarz :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Hej,
    dobrze widzieć, że już w tej grupie nie jest taki osamotniony... czyżby Will był zazdrosny...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka,
    wspaniale, no naprawdę cudownie, że już w tej grupie nie jest taki samotny, och czyżby to Will był zazdrosny...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń