Szkolne opowieści: Mój nauczyciel- opowiadanie yaoi (część I)
Egzamin zbliża się w zastraszającym
tempie. Ostatni tydzień szkoły, potem Wielkanoc, a bezpośrednio po świętach...
Wolę o tym nie myśleć. To tylko jeden dzień, powtarzam sobie. William torturuje
mnie zarówno w szkole, jak i w domu. Zmusza, abyśmy rozmawiali po hiszpańsku.
Zadręczam go, aby spędzał ze mną jak
najwięcej czasu. To trudne zadanie, bo ma bardzo dużo zajęć. Pomaga w
rodzinnej firmie, tłumaczy dokumenty, uczy. Przy każdej nadarzającej się okazji
proszę, aby zostawał na noc. Często się ze mnie śmieje, że nie potrafię nad
sobą panować. Nie chcę tego umieć. Pragę ciągle więcej i więcej... Zachowuję się niczym
rozkapryszone dziecko nastawione tylko na przyjemności.
Wróciłem ze szkoły, zamówiłem obiad i
cierpliwie czekałem. Will pojawił się dopiero przed 20.00. Usiadł na sofie i
przymknął powieki. Przyniósł ze sobą stos dokumentów i laptopa, co oznacza, że
przez kilka następnych godzin będzie pracować.
- Zjesz obiad? - zapytałem cicho, siadając obok niego.
- Ugotowałeś coś?
- Nie, ale chciałem. - Mężczyzna wybucha cichym
śmiechem - Zamówiłem z restauracji - podpowiadam mu.
- Za chwilę, dobrze?
- Jesteś zmęczony?
- Jestem.
- Za dużo pracujesz.
- Wiem, ale nie martw się. Na ciebie
zawsze znajdę siłę...
- Przestań, nie o to mi chodziło! - oburzam
się.
- Nie? Chcesz mi powiedzieć, że nie
tęskniłeś? - Popycha mnie na sofę i przesuwa się w taki sposób, abym nie mógł
się ruszyć. Wpatruję się w jego oczy pociemniałe z pożądania. Chciałbym mu
ulec, ale widzę też sińce odbijające się od jasnej skóry.
- Może odpoczniesz? - naciskam. Will
odsuwa się i pozwala mi wstać.
- Może.
Nie posłuchał mnie. Nigdy nie słucha.
Zawsze robi to co chce... Przyglądam mu się ukradkiem z drugiego końca stołu,
gdzie udaję, że piszę esej. Jest maksymalnie skoncentrowany. Przypomina robota.
Kiedy odkłada ostatnią kartkę papieru dochodzi druga w nocy. Czuję się zmęczony
od samego patrzenia...
- Koniec na dziś - oznajmia wstając.
Przeciąga się. Na pierwszy rzut oka widać, że ledwo żyje.
- Strasznie wyglądasz.
- Dzięki. Za to ty bardzo kusząco.
- Idziesz spać, William. Teraz - staram
się zmusić go do odpoczynku. Nie może żyć w taki sposób. Tempo, które sobie
narzuca jest mordercze.
- Dobrze, mamo - drażni się ze mną,
kierując w stronę łazienki.
Zasypia od razu, jeszcze zanim jego głowa
dotknęła poduszki. To moja wina. Tak bardzo chciałem z nim być, więc rzucił
wszystko i przyjechał.
Lubię patrzeć jak śpi. Obejmuje poduszkę,
zabiera kołdrę, rozpycha się... Na początku myślałem, że dominuje tylko w
łóżku, lecz to nieprawda. Taki właśnie jest. Władczy i nieustępliwy.
Wyciągam rękę, by go dotknąć. Ciepło aż
promieniuje od tej jasnej skóry. To jakby wewnętrzny blask. A ja jestem jak
ćma, kuszony światłem, które pewnie mnie zabije...
Żyjemy w taki sposób od prawie dwóch
miesięcy... Aż wierzy mi się nie chce, że minęło już tyle czasu...
Obserwuję mężczyznę jeszcze przez chwilę, a potem
gaszę światło i zasypiam.
Budzę się wcześnie rano. Nie otwieram oczu.
Wyciągam rękę szukając go. Mój mały poranny rytuał. Nie ma go. Otwieram
oczy. Jest wcześnie, dopiero 6.00... Nie chcę wstawać. Rozglądam się po pokoju.
Cholerny Will... Nie mógłby pospać jeszcze godzinę jak normalni ludzie, zamiast
zrywać się z łóżka o świcie?
Wyruszam na poszukiwania. Znajduję ciemnowłosego w
kuchni.
- Mały, nie śpisz już? - podchodzi do mnie
i wita promiennym uśmiechem. Skąd czerpie na to siły? Kilka godzin temu był nieprzytomny
ze zmęczenia.
- Will, jest 6.00...
- A ty marudzisz od rana?
- Już pracujesz?!
- Muszę.
- Chodź do łóżka - proszę. - Pośpijmy
jeszcze godzinę.
- Przez godzinę w łóżku mógłbym z tobą
zrobić inne rzeczy - uśmiecha się figlarnie, wlepiając we mnie te hipnotyzujące
tęczówki. Patrzę na niego nieprzytomnym wzrokiem. Podły drań. Znowu się ze mną
bawi.
Na szczęście dzwoni telefon, który
odbiera. Widać takich rannych ptaszków jest więcej... Patrzę z nadzieją, że może
da się jednak przekonać. Zupełnie pochłonięty swoim komputerem, uderza
szybko w klawisze, powtarzając do słuchawki “tak” bądź “nie”. Nie mogę na to
patrzeć. Wracam do siebie. Okrywam się szczelnie kołdrą i zasypiam.
Budzę się, gdy robi mi się zimno. Ktoś
zabrał mi kołdrę. Znowu...
- Oddawaj - mamroczę przez sen.
- Zmuś mnie - słyszę śmiech, który
uwielbiam najbardziej. Will leży obok, podpiera głowę ręką i wpatruje się we mnie.
- Zrzuciłeś kołdrę na podłogę... Zimno mi.
- Biedactwo. Za chwilę będzie ci bardzo
ciepło - kusi. Choć nadal jestem senny, czuję
rozkoszny dreszcz na skórze.
Przysuwa mnie do siebie i obejmuje
ramieniem. Zbliża twarz do mojej. Jest tak blisko, że jego ciemne rzęsy łaskoczą mój
policzek. Otwieram oczy. Bezkresny granat - to wszystko co widzę. Całuje mnie
powoli. Wtulam się szczelnie w szerokie ramiona. Dobrze mi.
- Mały, co ty ze mną robisz? - szepcze mi
do ucha. Czułe słowa gubią mnie, sprowadzają płomienie pożądania, które chciałem
od siebie odsunąć. Idźcie sobie, jeszcze nie... Teraz chcę być inny...
Wrażliwy, powściągliwy... Taki jak on.
Układa mnie wygodnie na poduszkach i unosi
się, by spojrzeć w oczy. Jest piękny. Tak bardzo piękny... Uległy, ufny,
całkowicie poddany... Taki się czuję, gdy prześwietla moją duszę tym niezwykłym
spojrzeniem.
- Tęskniłeś za mną? - pyta.
- Przecież wiesz.
- Nie, nie wiem. Powiedz mi.
- Bardzo tęskniłem.
- Jak bardzo?
Zabiera prawą dłoń, którą jeszcze przed
chwilą opierał przy mojej głowie i przesuwa na brzuch. Smukłe palce na
skórze... Jego dotyk wywołuje iskry... Nie umiem się powstrzymać... Zamiast
odpowiedzieć jak bardzo tęskniłem, przygryzam dolną wargę zębami, by ukryć
przed kochankiem ciche westchnienie.
- Jak bardzo? - pyta ponownie. Cofa dłoń z
mojego brzucha i przesuwa opuszkami po ustach, po czym bardzo powoli zaczyna ją
drażnić swoim językiem. Uczucie jest nieziemskie. Nie umiem się powstrzymać i
próbuję przyciągnąć go bliżej, by mnie już nie torturował, a naprawdę zaczął
całować.
- O nie, mój mały. Nauczę cię większej
cierpliwości.
- Nie teraz - błagam cicho.
- Teraz. Właśnie teraz - jego dłoń wędruje
z powrotem na mój brzuch.
- Jeśli nie przestaniesz … - ostrzegam go.
- To co? - ponownie mruczy tym seksownym
głosem, aż gwałtownie nabieram powietrza.
- To... - chciałem mu odpowiedzieć,
naprawdę chciałem, lecz myśli uciekały z mojej głowy niczym stado ptaków, które
poderwało się do lotu. Nie dam rady... Nie umiem... To ponad moje siły...
- Poddaj mi się - szepcze cicho wprost do
mego ucha, drażniąc je językiem. Całe moje ciało przeszywa silny dreszcz. Mam
się poddać? Czy nie widzi, że już jestem cały jego?
Usta mężczyzny przesuwają się na
zagłębienie mojej szyi. Za każdym razem, gdy muska nagą skórę swoim językiem,
mam wrażenie, że zaczynam płonąć.
- Pragnę cię...
- Jeszcze nie - uśmiecha się do mnie.
- William...
- Tak? Powiedz mi o czym myślisz?
- Nnnie m-mogę - Niedobrze, bardzo
niedobrze.
- Możesz i... zrobisz to - śmieje się parząc
oddechem moją nadwrażliwą skórę.
Krzyczę głośno, gdy przejeżdża językiem po
moim sutku.
- Jeszcze raz? - pyta, rozbawiony tą
reakcją. Nie jestem w stanie odpowiedzieć. Boję się, że dojdę zanim skończy
mnie rozbierać.
Nie uzyskawszy odpowiedzi, ponownie drażni
mój sutek, tym razem znacznie mocniej, skubią go delikatnie zębami.
- Aaah! - krzyczę, wyginając klatkę
piersiową w jego stronę.
- Lubisz tak?
- William...
- Tak?
- Proszę...
- O co mnie prosisz? O to? - zaczyna
torturować mój drugi sutek.
Chcę go odepchnąć, by nie stracić resztek panowania nad sobą, ale on jest szybszy. Łapie mnie za ręce i przytrzymuje.
Chcę go odepchnąć, by nie stracić resztek panowania nad sobą, ale on jest szybszy. Łapie mnie za ręce i przytrzymuje.
- Tyle razy prosiłem... Bądź grzeczny.
Jesteś mój i zrobię z tobą co zechcę - Jego oczy... Nie są już skore do zabawy.
Wyrażają żądzę w najczystszej postaci. Przekręca mnie na brzuch. Blokuje ruchy,
mocno trzyma za nadgarstki, abym mu się nie wyrwał. Powoli, bardzo powoli
całuje wzdłuż kręgosłupa, aż znowu zaczynam drżeć.
- Puszczę twoje ręce, jeśli obiecasz, że
będziesz grzeczny. Jeśli nie, będę je musiał przywiązać... Obiecujesz?
- Tak - szepczę cicho. Nie chcę być związany.
To byłby mój koniec.
William ściąga moje spodnie od piżamy.
Chciałbym mu w tym pomóc, ale przecież obiecałem być mu posłusznym...
Gdy jestem zupełnie nagi, próbuję
się podnieść, ale on od razu dociska mnie do poduszek. Sadysta. Czy jego
tortury nigdy się nie skończą? Z drugiej strony jestem tak bardzo podniecony,
że zrobię wszystko, co mi każe. Dosłownie wszystko. Nie mam już własnej woli.
Jestem mu całkowicie poddany. Przedtem nie lubiłem tego uczucia, ale teraz
zaczynam się w nim zakochiwać, tak samo jak w moim oprawcy...
Czuję jak rozsuwa mi nogi i unosi biodra
nieznacznie w górę. Oddycha ciężko. Cierpliwie czekam na to, co będzie dalej.
Znając Willa dobrze wiem, czego powinienem się spodziewać. Nawet totalnie
podniecony nie wejdzie we mnie jeśli nie jestem na to gotowy. Zawsze dba o mój
komfort. Staram się odprężyć, gdy rozsuwa moje pośladki. Nie wkłada we mnie
palców, pokrytych lubrykantem, jak ma to w zwyczaju.
- Powiedz mi, jeśli będzie bolało -
wchodzi we mnie powoli. Jest duży. Trochę się boję, mimo to ufam mu tak bardzo,
że jestem w stanie zaryzykować nawet sporą dawkę bólu byle tylko nie przerywał.
Uczucie jest milion razy bardziej
intensywne. Chciałbym, by zrobił to szybciej, lecz gdy próbuję poruszyć
biodrami, jego silne dłonie od razu przytrzymują mnie w miejscu.
- Daniel... Bądź grzeczny... - wiem, że
panowanie nad sobą w takiej sytuacja sporo go kosztuje. Uśmiecham się do
siebie. Jednak nie jest takim sadystą, jak myślałem.
- Ale ja chcę... Proszę cie, Will - błagam
go.
Chociaż raz mnie posłuchał. Zaczyna się we
mnie poruszać. Czuję lekki dyskomfort, lecz specjalnie mi nie przeszkadza. Chcę
więcej.
- Jeszcze - domagam się, a on natychmiast
mi to daje.
- Zawsze taki nienasycony - ma rację. Taki
już jestem, a on ma spełniać moje zachcianki... W tej chwili nie marzę o niczym
tak bardzo jak o tym, by dojść głośno krzycząc jego imię. Will daje mi
dokładnie to, czego chcę.
Leżę z głową opartą na jego umięśnionym brzuchu i
pozwalam, by głaskał mnie po włosach. Przymykam powieki. Jest mi tak błogo, że
mógłbym znowu zasnąć. Ten dotyk i miarowe bicie serca są jak kołysanka...
- Nie śpij. Spóźnisz się do szkoły.
- Nie chcę iść.
- Znowu marudzisz?
- Tak. Chcę zostać z tobą w łóżku przez
cały dzień.
- Zamęczysz mnie - śmieje się. Ja też się
śmieję, bo wiem, że ma rację. - Dobrze się czujesz?
- Zawsze musisz być taki troskliwy?
- W
stosunku do ciebie? Zawsze.
Nic na to nie odpowiadam. Wystarczy
ciepło, które czuję w środku.
- Mały... - wzdycha cicho - nie zobaczymy
się przez kilka dni.
- Dlaczego?
- Muszę wyjechać. Jeszcze dziś szkoła
powiadomi was o mojej nieobecności. Wrócę po Wielkanocy, dokładnie przed
egzaminem.
- Nie jedź - proszę, wtulając się w niego.
- Muszę.
- Ale ja... - nie kończę tego zdania. Za
bardzo się boję.
- Co? - no tak, typowe. Od razu musiał to
wychwycić.
- Nic.
- Powiedz mi - nalega.
- To nic ważnego - zbywam go.
- Daniem. Powiedz mi - wiem, że nie
żartuje. Nie mam innego wyjścia.
- Myślałem, że spędzimy razem Wielkanoc -
szepczę cicho, unikając jego wzroku.
- Wiem. Ja też.
Tylko tyle? Nie doda nic więcej?
- Nie możesz żyć tylko pracą.
- Mój dziadek jest ciężko chory. W nocy
trafił do szpitala. Chcę z nim być.
Nie znam jego rodziny, ale jedno wiem na
pewno - dla niego znaczy to coś więcej niż przelew na konto czy telefon raz na
tydzień.
- Zawsze będę pod telefonem. Możesz do
mnie dzwonić o każdej porze, przecież wiesz.
- Wiem. - Wszystko to wiem, ale nie
zmienia to faktu, że buntuję się przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Chcę go
tylko dla siebie. Chcę by był mój w takim samym stopniu, w jakim ja jestem
jego. Czemu to jest takie trudne?
- Wynagrodzę ci to po powrocie, dobrze? -
pyta, wpatrując się we mnie bezkresnym granatem. Będę za nim bardzo tęsknił...
- Dobrze.
Spędzamy jeszcze kilka minut we własnym
świecie, po czym Will wychodzi, a ja zostaję sam. Zamykam drzwi, o które
opieram się plecami. To takie niesprawiedliwe...
No no... Will się rozkręca. Bardzo ciekawy rozdział. Jak zwykle nie mogę się doczekać kolejnego. Kiedy w końcu nasz sadysta będzia miał więcej czasu dla Daniela? Czy on nie widzi, że biedaczek potrzebuję więcej miłości? No to chyba na tyle. Weny życzę. :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńczemu Will na tak mało czasu dla Daniela? on potrzebuje tego ciepła...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, czemu Will ma tak mało czasu dla Daniela, on potrzebuje tego ciepła...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia