sobota, 19 marca 2016

Rozdział XV

Szkolne opowieści: Mój nauczyciel- opowiadanie yaoi (część I)





Egzamin zbliża się w zastraszającym tempie. Ostatni tydzień szkoły, potem Wielkanoc, a bezpośrednio po świętach... Wolę o tym nie myśleć. To tylko jeden dzień, powtarzam sobie. William torturuje mnie zarówno w szkole, jak i w domu. Zmusza, abyśmy rozmawiali po hiszpańsku.

Zadręczam go, aby spędzał ze mną jak najwięcej czasu. To trudne zadanie, bo ma bardzo dużo zajęć. Pomaga w rodzinnej firmie, tłumaczy dokumenty, uczy. Przy każdej nadarzającej się okazji proszę, aby zostawał na noc. Często się ze mnie śmieje, że nie potrafię nad sobą panować. Nie chcę tego umieć. Pragę ciągle więcej i więcej... Zachowuję się niczym rozkapryszone dziecko nastawione tylko na przyjemności.

Wróciłem ze szkoły, zamówiłem obiad i cierpliwie czekałem. Will pojawił się dopiero przed 20.00. Usiadł na sofie i przymknął powieki. Przyniósł ze sobą stos dokumentów i laptopa, co oznacza, że przez kilka następnych godzin będzie pracować.

- Zjesz obiad? - zapytałem cicho, siadając obok niego.

- Ugotowałeś coś?

- Nie, ale chciałem. - Mężczyzna wybucha cichym śmiechem - Zamówiłem z restauracji - podpowiadam mu.

- Za chwilę, dobrze?

- Jesteś zmęczony?

- Jestem.

- Za dużo pracujesz.

- Wiem, ale nie martw się. Na ciebie zawsze znajdę siłę...

- Przestań, nie o to mi chodziło! - oburzam się.

- Nie? Chcesz mi powiedzieć, że nie tęskniłeś? - Popycha mnie na sofę i przesuwa się w taki sposób, abym nie mógł się ruszyć. Wpatruję się w jego oczy pociemniałe z pożądania. Chciałbym mu ulec, ale widzę też sińce odbijające się od jasnej skóry.

- Może odpoczniesz? - naciskam. Will odsuwa się i pozwala mi wstać.

- Może.

Nie posłuchał mnie. Nigdy nie słucha. Zawsze robi to co chce... Przyglądam mu się ukradkiem z drugiego końca stołu, gdzie udaję, że piszę esej. Jest maksymalnie skoncentrowany. Przypomina robota. Kiedy odkłada ostatnią kartkę papieru dochodzi druga w nocy. Czuję się zmęczony od samego patrzenia...

- Koniec na dziś - oznajmia wstając. Przeciąga się. Na pierwszy rzut oka widać, że ledwo żyje.

- Strasznie wyglądasz.

- Dzięki. Za to ty bardzo kusząco.

- Idziesz spać, William. Teraz - staram się zmusić go do odpoczynku. Nie może żyć w taki sposób. Tempo, które sobie narzuca jest mordercze.

- Dobrze, mamo - drażni się ze mną, kierując w stronę łazienki.

Zasypia od razu, jeszcze zanim jego głowa dotknęła poduszki. To moja wina. Tak bardzo chciałem z nim być, więc rzucił wszystko i przyjechał.

Lubię patrzeć jak śpi. Obejmuje poduszkę, zabiera kołdrę, rozpycha się... Na początku myślałem, że dominuje tylko w łóżku, lecz to nieprawda. Taki właśnie jest. Władczy i nieustępliwy.

Wyciągam rękę, by go dotknąć. Ciepło aż promieniuje od tej jasnej skóry. To jakby wewnętrzny blask. A ja jestem jak ćma, kuszony światłem, które pewnie mnie zabije...

Żyjemy w taki sposób od prawie dwóch miesięcy... Aż wierzy mi się nie chce, że minęło już tyle czasu...

Obserwuję mężczyznę jeszcze przez chwilę, a potem gaszę światło i zasypiam.

Budzę się wcześnie rano. Nie otwieram oczu. Wyciągam rękę szukając go. Mój mały poranny rytuał. Nie ma go. Otwieram oczy. Jest wcześnie, dopiero 6.00... Nie chcę wstawać. Rozglądam się po pokoju. Cholerny Will... Nie mógłby pospać jeszcze godzinę jak normalni ludzie, zamiast zrywać się z łóżka o świcie?

Wyruszam na poszukiwania. Znajduję ciemnowłosego w kuchni.

- Mały, nie śpisz już? - podchodzi do mnie i wita promiennym uśmiechem. Skąd czerpie na to siły? Kilka godzin temu był nieprzytomny ze zmęczenia.

- Will, jest 6.00...

- A ty marudzisz od rana?

- Już pracujesz?!

- Muszę.

- Chodź do łóżka - proszę. - Pośpijmy jeszcze godzinę.

- Przez godzinę w łóżku mógłbym z tobą zrobić inne rzeczy - uśmiecha się figlarnie, wlepiając we mnie te hipnotyzujące tęczówki. Patrzę na niego nieprzytomnym wzrokiem. Podły drań. Znowu się ze mną bawi.

Na szczęście dzwoni telefon, który odbiera. Widać takich rannych ptaszków jest więcej... Patrzę z nadzieją, że może da się jednak przekonać. Zupełnie pochłonięty swoim komputerem, uderza szybko w klawisze, powtarzając do słuchawki “tak” bądź “nie”. Nie mogę na to patrzeć. Wracam do siebie. Okrywam się szczelnie kołdrą i zasypiam.

Budzę się, gdy robi mi się zimno. Ktoś zabrał mi kołdrę. Znowu...

- Oddawaj - mamroczę przez sen.

- Zmuś mnie - słyszę śmiech, który uwielbiam najbardziej. Will leży obok, podpiera głowę ręką i wpatruje się we mnie.

- Zrzuciłeś kołdrę na podłogę... Zimno mi.

- Biedactwo. Za chwilę będzie ci bardzo ciepło - kusi. Choć nadal jestem senny, czuję rozkoszny dreszcz na skórze.

Przysuwa mnie do siebie i obejmuje ramieniem. Zbliża twarz do mojej. Jest tak blisko, że jego ciemne rzęsy łaskoczą mój policzek. Otwieram oczy. Bezkresny granat - to wszystko co widzę. Całuje mnie powoli. Wtulam się szczelnie w szerokie ramiona. Dobrze mi.

- Mały, co ty ze mną robisz? - szepcze mi do ucha. Czułe słowa gubią mnie, sprowadzają płomienie pożądania, które chciałem od siebie odsunąć. Idźcie sobie, jeszcze nie... Teraz chcę być inny... Wrażliwy, powściągliwy... Taki jak on.

Układa mnie wygodnie na poduszkach i unosi się, by spojrzeć w oczy. Jest piękny. Tak bardzo piękny... Uległy, ufny, całkowicie poddany... Taki się czuję, gdy prześwietla moją duszę tym niezwykłym spojrzeniem.

- Tęskniłeś za mną? - pyta.

- Przecież wiesz.

- Nie, nie wiem. Powiedz mi.

- Bardzo tęskniłem.

- Jak bardzo?

Zabiera prawą dłoń, którą jeszcze przed chwilą opierał przy mojej głowie i przesuwa na brzuch. Smukłe palce na skórze... Jego dotyk wywołuje iskry... Nie umiem się powstrzymać... Zamiast odpowiedzieć jak bardzo tęskniłem, przygryzam dolną wargę zębami, by ukryć przed kochankiem ciche westchnienie.

- Jak bardzo? - pyta ponownie. Cofa dłoń z mojego brzucha i przesuwa opuszkami po ustach, po czym bardzo powoli zaczyna ją drażnić swoim językiem. Uczucie jest nieziemskie. Nie umiem się powstrzymać i próbuję przyciągnąć go bliżej, by mnie już nie torturował, a naprawdę zaczął całować.

- O nie, mój mały. Nauczę cię większej cierpliwości.

- Nie teraz - błagam cicho.

- Teraz. Właśnie teraz - jego dłoń wędruje z powrotem na mój brzuch.

- Jeśli nie przestaniesz … - ostrzegam go.

- To co? - ponownie mruczy tym seksownym głosem, aż gwałtownie nabieram powietrza.

- To... - chciałem mu odpowiedzieć, naprawdę chciałem, lecz myśli uciekały z mojej głowy niczym stado ptaków, które poderwało się do lotu. Nie dam rady... Nie umiem... To ponad moje siły...

- Poddaj mi się - szepcze cicho wprost do mego ucha, drażniąc je językiem. Całe moje ciało przeszywa silny dreszcz. Mam się poddać? Czy nie widzi, że już jestem cały jego?

Usta mężczyzny przesuwają się na zagłębienie mojej szyi. Za każdym razem, gdy muska nagą skórę swoim językiem, mam wrażenie, że zaczynam płonąć.

- Pragnę cię...

- Jeszcze nie - uśmiecha się do mnie.

- William...

- Tak? Powiedz mi o czym myślisz?

- Nnnie m-mogę - Niedobrze, bardzo niedobrze.

- Możesz i... zrobisz to - śmieje się parząc oddechem moją nadwrażliwą skórę.

Krzyczę głośno, gdy przejeżdża językiem po moim sutku.

- Jeszcze raz? - pyta, rozbawiony tą reakcją. Nie jestem w stanie odpowiedzieć. Boję się, że dojdę zanim skończy mnie rozbierać.

Nie uzyskawszy odpowiedzi, ponownie drażni mój sutek, tym razem znacznie mocniej, skubią go delikatnie zębami.

- Aaah! - krzyczę, wyginając klatkę piersiową w jego stronę.

- Lubisz tak?

- William...

- Tak?

- Proszę...

- O co mnie prosisz? O to? - zaczyna torturować mój drugi sutek. 
Chcę go odepchnąć, by nie stracić resztek panowania nad sobą, ale on jest szybszy. Łapie mnie za ręce i przytrzymuje.

- Tyle razy prosiłem... Bądź grzeczny. Jesteś mój i zrobię z tobą co zechcę - Jego oczy... Nie są już skore do zabawy. Wyrażają żądzę w najczystszej postaci. Przekręca mnie na brzuch. Blokuje ruchy, mocno trzyma za nadgarstki, abym mu się nie wyrwał. Powoli, bardzo powoli całuje wzdłuż kręgosłupa, aż znowu zaczynam drżeć.

- Puszczę twoje ręce, jeśli obiecasz, że będziesz grzeczny. Jeśli nie, będę je musiał przywiązać... Obiecujesz?

- Tak - szepczę cicho. Nie chcę być związany. To byłby mój koniec.

William ściąga moje spodnie od piżamy. Chciałbym mu w tym pomóc, ale przecież obiecałem być mu posłusznym...
Gdy jestem zupełnie nagi, próbuję się podnieść, ale on od razu dociska mnie do poduszek. Sadysta. Czy jego tortury nigdy się nie skończą? Z drugiej strony jestem tak bardzo podniecony, że zrobię wszystko, co mi każe. Dosłownie wszystko. Nie mam już własnej woli. Jestem mu całkowicie poddany. Przedtem nie lubiłem tego uczucia, ale teraz zaczynam się w nim zakochiwać, tak samo jak w moim oprawcy...

Czuję jak rozsuwa mi nogi i unosi biodra nieznacznie w górę. Oddycha ciężko. Cierpliwie czekam na to, co będzie dalej. Znając Willa dobrze wiem, czego powinienem się spodziewać. Nawet totalnie podniecony nie wejdzie we mnie jeśli nie jestem na to gotowy. Zawsze dba o mój komfort. Staram się odprężyć, gdy rozsuwa moje pośladki. Nie wkłada we mnie palców, pokrytych lubrykantem, jak ma to w zwyczaju.

- Powiedz mi, jeśli będzie bolało - wchodzi we mnie powoli. Jest duży. Trochę się boję, mimo to ufam mu tak bardzo, że jestem w stanie zaryzykować nawet sporą dawkę bólu byle tylko nie przerywał.

Uczucie jest milion razy bardziej intensywne. Chciałbym, by zrobił to szybciej, lecz gdy próbuję poruszyć biodrami, jego silne dłonie od razu przytrzymują mnie w miejscu.

- Daniel... Bądź grzeczny... - wiem, że panowanie nad sobą w takiej sytuacja sporo go kosztuje. Uśmiecham się do siebie. Jednak nie jest takim sadystą, jak myślałem.

- Ale ja chcę... Proszę cie, Will - błagam go.

Chociaż raz mnie posłuchał. Zaczyna się we mnie poruszać. Czuję lekki dyskomfort, lecz specjalnie mi nie przeszkadza. Chcę więcej.

- Jeszcze - domagam się, a on natychmiast mi to daje.

- Zawsze taki nienasycony - ma rację. Taki już jestem, a on ma spełniać moje zachcianki... W tej chwili nie marzę o niczym tak bardzo jak o tym, by dojść głośno krzycząc jego imię. Will daje mi dokładnie to, czego chcę.

Leżę z głową opartą na jego umięśnionym brzuchu i pozwalam, by głaskał mnie po włosach. Przymykam powieki. Jest mi tak błogo, że mógłbym znowu zasnąć. Ten dotyk i miarowe bicie serca są jak kołysanka...

- Nie śpij. Spóźnisz się do szkoły.

- Nie chcę iść.

- Znowu marudzisz?

- Tak. Chcę zostać z tobą w łóżku przez cały dzień.

- Zamęczysz mnie - śmieje się. Ja też się śmieję, bo wiem, że ma rację. - Dobrze się czujesz?

- Zawsze musisz być taki troskliwy?
- W stosunku do ciebie? Zawsze.
Nic na to nie odpowiadam. Wystarczy ciepło, które czuję w środku.

- Mały... - wzdycha cicho - nie zobaczymy się przez kilka dni.

- Dlaczego?

- Muszę wyjechać. Jeszcze dziś szkoła powiadomi was o mojej nieobecności. Wrócę po Wielkanocy, dokładnie przed egzaminem.

- Nie jedź - proszę, wtulając się w niego.

- Muszę.

- Ale ja... - nie kończę tego zdania. Za bardzo się boję.

- Co? - no tak, typowe. Od razu musiał to wychwycić.

- Nic.

- Powiedz mi - nalega.

- To nic ważnego - zbywam go.

- Daniem. Powiedz mi - wiem, że nie żartuje. Nie mam innego wyjścia.

- Myślałem, że spędzimy razem Wielkanoc - szepczę cicho, unikając jego wzroku.

- Wiem. Ja też.

Tylko tyle? Nie doda nic więcej?

- Nie możesz żyć tylko pracą.

- Mój dziadek jest ciężko chory. W nocy trafił do szpitala. Chcę z nim być.

Nie znam jego rodziny, ale jedno wiem na pewno - dla niego znaczy to coś więcej niż przelew na konto czy telefon raz na tydzień.

- Zawsze będę pod telefonem. Możesz do mnie dzwonić o każdej porze, przecież wiesz.

- Wiem. - Wszystko to wiem, ale nie zmienia to faktu, że buntuję się przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Chcę go tylko dla siebie. Chcę by był mój w takim samym stopniu, w jakim ja jestem jego. Czemu to jest takie trudne?

- Wynagrodzę ci to po powrocie, dobrze? - pyta, wpatrując się we mnie bezkresnym granatem. Będę za nim bardzo tęsknił...

- Dobrze.

Spędzamy jeszcze kilka minut we własnym świecie, po czym Will wychodzi, a ja zostaję sam. Zamykam drzwi, o które opieram się plecami. To takie niesprawiedliwe...

3 komentarze:

  1. No no... Will się rozkręca. Bardzo ciekawy rozdział. Jak zwykle nie mogę się doczekać kolejnego. Kiedy w końcu nasz sadysta będzia miał więcej czasu dla Daniela? Czy on nie widzi, że biedaczek potrzebuję więcej miłości? No to chyba na tyle. Weny życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    czemu Will na tak mało czasu dla Daniela? on potrzebuje tego ciepła...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, czemu Will ma tak mało czasu dla Daniela, on potrzebuje tego ciepła...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń