Szkolne opowieści: Mój nauczyciel- opowiadanie yaoi(część I)
Kocham go.
Zakochałem się w facecie.
Uśmiecham się.
Kocham go.
Kocham...
Zasypiam.
Budzę się w niedzielę. W pierwszej
kolejności dotykam swoich ust. Przymykam powieki. Chciałbym znowu go
pocałować... Doświadczyć tej niezwykłej palety uczuć - delikatności jego
pieszczot, a jednocześnie zaborczości, namiętności...
Sięgam pod poduszkę i wyjmuję mój telefon.
Nie zadzwonił do mnie... To ja mam zadzwonić? I co powinienem mu powiedzieć?
Tęsknię? To chciałby usłyszeć?
Związki z facetami są bardziej skomplikowane
niż te z kobietami...
Wyszukuję wśród kontaktów jego imię. Pragnę zadzwonić. Nie musielibyśmy rozmawiać. Ucieszyłoby mnie nawet kilka
minut milczenia, gdybym miał pewność, że poświęci ten czas tylko mnie...
Robię się zaborczy? Chyba tak. Ostatecznie
uczę się od niego. Cholerny nauczyciel...
Ilu rzeczy przyjdzie mi nauczyć się od
Willa? A jeśli jestem tylko chwilowym kaprysem? Szybko się mną znudzi, i co
wtedy?
Nigdy nie zapytałem go o tamtego blondyna.
Czy powinienem? Nie wiem. Znajomi Willa myśleli, że jesteśmy razem, więc chyba
nikogo nie ma...
Nie wiem co robić. Jestem taki zagubiony.
Kocham go.
Trzymając telefon blisko siebie
postanowiłem, że zamiast marnować czas na przemyślenia, które do niczego mnie
nie prowadzą, zrobię coś konstruktywnego. Zaczynam od hiszpańskiego.
Powoli, bardzo powoli walczę z książkami. Pomagam sobie
notatkami. Przez chwilę wpatruję się w te, które dla mnie zrobił. Elegancki charakter pisma... Nie tego się po nim spodziewałem. Myślałem, że
niczego nie zapisuje, bo jego pismo jest nieczytelne, lub po prostu nie umie
pisać... Zaskoczył mnie. Znowu. Nie umiem się powstrzymać i przejeżdżam
opuszkami po wysublimowanych literach. Dotykać w taki sposób...
Mijają kolejne godziny... Przecież to nic
trudnego, wystarczy nacisnąć zieloną słuchawkę i powiedzieć “halo”. Nie, nie
mogę tego zrobić. Nie chcę aby wiedział, że ma nade mną aż taką władzę.
W poniedziałek jest mi już łatwiej. Udało
się zażegnać Willowy kryzys. Czuję się znacznie silniejszy. Jak zwykle dałem
się ponieść emocjom, zamiast panować nad sobą.
Wtorek jest równie udanym dniem. W szkole
idzie mi świetnie. Spędziłem wiele godzina na nauce hiszpańskiego, co sprawiło,
że jestem znacznie pewniejszy siebie.
Tylko serce bije zbyt szybko i głośno, gdy
z każdym krokiem zbliżam się do sali, witam ze znajomymi i uciekam do ostatniej
ławki. Czekam. Staram się uspokoić zszargane nerwy. To nic takiego, całowałeś
się z nim, ale to nic. Z Jade też się całowałeś, a teraz nawet o niej nie
myślisz. Jest dobrze.
Will znowu się spóźnia. Widzisz, to nic
nie znaczy, musisz tylko panować nad sobą, a wszystko będzie dobrze.
Drzwi się otwierają... Patrzę na niego. W
pierwszej kolejności dostrzegam, że nic się nie zmienił. Nadal jest szalenie
przystojny. Ma na sobie koszulę i sweter w ciemnych kolorach. Wygląda tak ja
zawsze. Włosy ma potargane w tak seksowny sposób... Nakłada okulary. Szczupłymi
palcami przewraca kartki w podręczniku. Wszystko jest ok.
Zaczynają się zajęcia. Wspólnymi siłami
walczymy ze streszczeniem, urozmaicając je wywodami na temat naszych planów na
przyszłość. Nie odzywam się, a Will mnie nie zaczepia. Nie odrywam wzroku od
podręcznika.
I wtedy to się dzieje. Przechadza się
między ławkami. Czyta na głos jakieś zdanie. Jego głos... Akcent... Czuję się
mocno kuszony, więc pozwalam sobie tylko zerknąć... Oczywiście wybrałem idealną
chwilę... Will w tym samym czasie patrzy mi prosto w oczy. Nabieram powietrze.
Zalewa mnie tęsknota. Jak mogłem wytrzymać tyle godzin z dala od niego?
Mam wrażenie, że moje oczy są głodne tego
widoku. Utrwalają każdy szczegół - cień, jaki oprawki okularów rzucają na jego
policzki, lekko rozchylone usta, kosmyk, który miękko opada na skroń.
Tęskniłem... Tak bardzo tęskniłem... Miał rację, powinienem był zadzwonić...
Mam wrażenie, że patrzymy na siebie bardzo
długo, tymczasem mija zaledwie kilka sekund. Will odwraca wzrok w stronę
ucznia, który prosi, aby przeczytał jeszcze raz ostatni fragment.
Mój przyspieszony oddech uspokaja się.
Dyskretnie rozglądam się wokoło, bo nie chcę, aby inni wiedzieli, że patrzę na
niego inaczej. Na szczęście nikt nie jest zainteresowany.
Zajęcia dobiegają końca, a ja nie wiem co
powinienem zrobić? Wyjść? Zostać? Zwykle czekałem na instrukcje, ale
dzisiaj ignorował mnie przez cały czas. Zbieram swoje rzeczy i wychodzę. Nie
zatrzymał mnie. Czuję bolesne ukłucie w sercu. Czego się spodziewałeś? Przecież
nie możesz zostawać za każdym razem.
Wracam do domu.
Kolejne dni wypełnia mi nauka. Chyba nigdy
aż tak bardzo się nie starałem. Jestem tak mocno rozbity emocjonalnie, że każde
zajęcie staje się swego rodzaju błogosławieństwem. Po raz pierwszy rozwiązuję
nawet najłatwiejsze przykłady z matematyki. Wszystko dla zabicia czasu.
Obsesyjnie sprawdzam telefon. Nie zadzwoni
do mnie, a ja jestem u kresu wytrzymałości.
Po wielu udrękach wreszcie piątek.
Denerwuję się bardziej niż zwykle. Chcę go zobaczyć. Natychmiast. Nawet jeśli
znowu będzie mnie ignorował, to chcę chociaż na niego popatrzeć, posłuchać jego
głosu...
Jestem bardzo niecierpliwy, więc
przychodzę do szkoły długo przed wyznaczonym czasem. Sala jest pusta. Panuje
idealna cisza. Siadam z tyłu i kładę głowę na blacie. Uspokajam się słuchając
własnego oddechu. Dam radę, dam sobie radę.
Podrywam się gwałtownie, gdy ktoś dotyka
moich włosów.
- William … Przestraszyłeś mnie... - serce boleśnie się szamocze. - Co tu robisz tak wcześnie? - pytam zaskoczony.
- Jeszcze raz - prosi.
- William … Przestraszyłeś mnie... - serce boleśnie się szamocze. - Co tu robisz tak wcześnie? - pytam zaskoczony.
- Jeszcze raz - prosi.
Nie rozumiem o co mu chodzi, ale nie dbam
o to. Rozkoszuję się upragnionym widokiem.
- Jeszcze raz - prosi ponownie - powiedz to jeszcze raz.
- Ale co? - pytam, nadal nie rozumieją.
- Wypowiedz moje imię jeszcze raz - prosi po raz trzeci.
- Jeszcze raz - prosi ponownie - powiedz to jeszcze raz.
- Ale co? - pytam, nadal nie rozumieją.
- Wypowiedz moje imię jeszcze raz - prosi po raz trzeci.
Dotyka mojego policzka. Nie umiem mu
odmówić.
- William... - szepczę cicho.
Gwałtownie chwyta mnie za ramiona i
podciąga w górę, jakbym był szmacianą lalką, po czym całuje. Mocno.
Tak jak tego chciałem, jak o tym marzyłem. Jego wymagający język pozbawia mnie
resztek cennego powietrza. Odrywa się ode mnie i opiera czoło o moje. Nasze
przyspieszone oddechy mieszają się ze sobą. Jestem taki podniecony. Jednym
pocałunkiem przywrócił mnie do życia. Obudził najskrytsze pragnienia. Pierwszy raz dostrzegam w tym bezkresnym granacie ogień, który w
sobie nosi. Odsłonił się przede mną. Jego wzrok sięga głęboko w moje wnętrze.
Pali. Zaznacza. Czuję się jego własnością. Moim przeznaczeniem jest
podążać za tym ogniem. Jestem słaby. Bezbronny, a jednocześnie niczego się nie
boję.
Will znacznie szybciej odzyskuje panowanie
nad sobą. Zaczyna mnie gładzić po policzku. Cały drżę. Chciałbym się przytulić,
dotknąć go. Nie pozwala mi.
- Nie - powstrzymuje mnie, zanim zdążę go objąć.
- Dlaczego
nie? - jestem zawiedziony.
- Za chwilę
zacznie się lekcja - uśmiecha się. Zupełnie zapomniałem...
Zwiększa dystans między nami. Siada przy
swoim biurku, zostawiając mnie same mu sobie. Nagle drzwi się otwierają i
wchodzi ruda.
- Daniel! - cieszy się na mój widok - Dobrze, że już jesteś. Musisz mi dać swój numer telefonu. Wysłałam ci wiadomość
na fejsie, ale nie przeczytałeś. Chciałam cię poprosić o spotkanie w
kawiarni, jak ostatnio... - William odwraca się gwałtownie w jej stronę. Chyba
nie spodobało mu się to, co usłyszał.
Dziewczyna rumieni się na jego widok.
Podobnie jak ja nie spodziewała się go ujrzeć tak wcześnie.
- Pan Rice...! Dzień dobry. - Jest speszona sposobem w jaki na nią patrzy, lecz mimo to
uśmiecha się i podchodzi do mnie.
- Dzień dobry - odpowiada ponuro nauczyciel.
- Dasz mi swój
numer? - pyta nieśmiało.
- Jasne –
sięgam do kieszeni po telefon.
Wymieniamy się numerami pod czujnym okiem
Willa, który tylko udaje, że pracuje na komputerze. Tymczasem ruda wyciąga
różowy zeszyt i siada obok, prosząc o rozwiązanie kolejnych zadań.
- Jak tak dalej pójdzie, to chyba będę
musiała poprosić cię o kilka lekcji – śmieje się.
Odpowiadam jej uśmiechem I zabieram się za
obliczenia.
- Chcesz, abym sprawdziła twoje zadanie
domowe? – pyta cicho, spoglądając jednocześnie w kierunku Rica.
Kiwam głową i podsuwam jej mój zeszyt.
William mierzy nas karcącym spojrzeniem. Zachowuje się jak zazdrosny kochanek.
Zazdrosny? Czy to możliwe, że jest o mnie zazdrosny? Trudno w to uwierzyć...
Chyba ponosi mnie wyobraźnia.
- Następnym
razem musisz bardziej uważać. Wystarczył drobny błąd, o tutaj, i skopałaś całe
zadanie. Widzisz?
- Rzeczywiście.
Dziękuję. Jesteś najlepszy – za każdym razem reaguje tak entuzjastycznie. Will
wywraca oczami.
- Pokażesz mi
jeszcze raz na tym przykładzie?
W kilka minut udaje mi się zadowolić moją
samozwańczą uczennicę.
- Mogę do
ciebie zadzwonić, gdybym czegoś nie rozumiała?
- Jeśli
będziesz miała ochotę – odpowiadam.
Podsuwa mi kartkę z zadaniem domowym.
Składa się głównie z poprawek i skreśleń...
- Ty też do
mnie zadzwoń, gdybyś potrzebował pomocy. Bardzo chętnie ci pomogę – uśmiecha
się i wraca na swoje miejsce.
- Dziękuję.
- Obiecujesz,
że zadzwonisz? - dopytuje się.
- Tak.
William posyła mi jedno ze swoich
ironicznych spojrzeń, po czym wstaje i wychodzi, zatrzaskując z impetem drzwi.
- Pan Rice
dziwnie się dzisiaj zachowuje – zauważa ruda.
- Tak? Nie
zauważyłem – bagatelizuję sytuację, bo co niby miałbym jej powiedzieć? Że to
mały atak zazdrości i szybko mu minie?
Sala powoli zapełnia się uczniami.
Przepisuję swoją pokreśloną pracę na wypadek, gdyby chciał się jej bliżej
przyjrzeć. Kończę akurat wtedy, gdy wraca. Nadal jest wściekły.
Przynosi ze sobą papierosy i zapalniczkę, które odkłada na swoje biurko, a
także białe kartki, które nam rozdaje.
- Pali pan
papierosy? - pyta jedna z uczennic, zniesmaczona tym odkryciem.
- Palę –
ucina, rzucając jej złowrogie spojrzenie. - Temat na dziś “Zalety pracy w
korporacji”. Macie godzinę na napisanie pracy do 300 słów.
Podchodzi do mnie i podaje mi kartkę. Gdy
ją od niego odbieram, muska moje palce swoimi. 300 słów... Godzina...
Wspomnienia naszego pocałunku. Teraz to... Jak niby mam się skupić na pisaniu?
To jakiś żart...
- Nie ociągajcie się, bo czas ucieka –
straszy nas.
Will wraca do swojego biurka, odsuwa
krzesło i opiera nogi o blat. Wpatruje się w okno pustym wzrokiem. Mógłbym
spędzić wieczność obserwując go. Jaki sens ma pisanie pracy, gdy nadal czuję na
skórze każde, nawet najdelikatniejsze dotknięcie...
Godzina mija bardzo szybko. Przez ten czas
ani drgnął... Nie popisałem się. Byłem zbyt rozproszony, by wpaść na jakieś
sensowne argumenty poza aspektami finansowymi, pracą w grupie czy też
możliwością zdobywania doświadczenia poprzez staże. Przynajmniej takie są moje
nadzieje. Wkrótce sam rozpocznę pracę w korporacji...
Will zbiera kartki, które rzuca na
biurku obok papierosów i każe nam otworzyć podręczniki. Ma dziś zabójcze tempo
pracy. Do końca zajęć maltretuje nas, zadając więcej i więcej. Nie mogę
doczekać się 19.00. Po wszystkim jestem fizycznie i emocjonalnie wykończony.
Obserwuję innych. Oni też wydają się zmęczeni. Dokopał nam na koniec tygodnia.
Zbieram się do wyjścia, lecz wystarczyło
jedno jego spojrzenie, abym został. Nie opieram się. Po prostu wolniej niż
zwykle pakuję swoje rzeczy. Zostajemy sami.
- Poczekaj tu na mnie - zabiera prace oraz
pudełko papierosów. Wygląda na to, że znowu gdzieś razem pójdziemy.
Gdy jesteśmy już na ulicy, zapala
papierosa. Nadal milczy, więc podążam za nim w ciszy. Idziemy na parking.
- Wsiadaj – każe, otwierając drzwi
czarnego samochodu. Nie sądziłem, że nauczycieli hiszpańskiego stać na
zeszłoroczny model sportowego BMW. Widać znęcanie się nad innymi jest nieźle
płatne... Odpala silnik i rusza z piskiem opon. Jedno trzeba mu przyznać –
jeździ jak szaleniec, ignorując wszystkie możliwe przepisy. Samochód jest
wyjątkowo zwrotny, choć to pewnie zasługo jego umiejętności. Ja nie mam prawa
jazdy. Wolę autobusy oraz taksówki. Jazda z Willem upewnia mnie w tym
przekonaniu. Po odmówieniu licznych modlitw parkujemy pod moim apartamentowcem.
Patrzę na niego, jednocześnie odczuwając
wdzięczność wobec wszechświata, że pozwolił nam dojechać w jednym kawałku. William
uśmiecha się ironicznie.
- Podobało ci
się? - pyta.
- Nie!
Jeździsz jak wariat! Kto dał ci prawo jazdy?
- Czyli ci się
podobało – jest niesamowicie zadowolony z siebie.
- Nie
podobało! Słyszałeś co mówiłem?
- Nie – śmieje
się.
Wchodzimy do budynku, chociaż osobiście
wolałbym spędzić jeszcze chwilę na świeżym powietrzu. Will przywołuje windę. W czasie tej
krótkiej przejażdżki, w której towarzyszą nam sąsiedzi z niższych pięter, nie
odzywamy się do siebie. Odzyskuję panowanie nad sobą, a mój żołądek odnajduje swoje
bezpieczne miejsce pośród innych organów wewnętrznych.
Wpisuję kod, po czym otwieram drzwi.
Zapalam światło we wszystkich pomieszczeniach. Dziwne uczucie wrócić razem z
nim do domu. Will zdejmuje skórzaną kurtkę i rzuca na sofę w salonie.
- Co na kolację,
mały? - pyta, a ja znowu nie wiem czy mówi poważnie, czy żartuje.
- Na kolację?
- powtarzam po nim.
- Tak. Co mi
podasz? Jestem głodny. Jak myślisz, dlaczego jechaliśmy tak szybko? - Jego
tłumaczenie być może ma sens, lecz na samą myśl o jedzeniu aż mnie mdli. Zbyt
duża szybkość, szaleniec za kierownicą to za dużo, nawet jak na mnie.
- A na co masz
ochotę?
- Na ciebie –
odpowiada natychmiast.
- Bardzo
śmieszne. Nie spodziewałem się gości. Nie wiem co jest w lodówce.
- To sprawdź –
chyba serio jest głodny. Pośpiesznie kieruję się do kuchni. William siada na
jednym z wysokich stołków i bacznie mnie obserwuje.
W lodówce znajduje się wiele przypadkowych
rzeczy. Pewnie gdybym umiał gotować, ogarnąłbym temat, ale nie umiem.
- Zamówmy coś
– proponuję, ale Will nie jest przekonany. Zwinnym ruchem zeskakuje ze stołka.
- Odsuń się
– przesuwa mnie, by samemu zajrzeć do
lodówki. Wyjmuje różne rzeczy, które układa na blacie.
- Umiesz
gotować? - pytam zdziwiony.
- Umiem –
uśmiecha się.
- Jestem pod
wrażeniem – mówię z podziwem.
- Wiem – ta
jego wkurzająca pewność siebie...
Zdejmuje sweter, odpina guziki mankietów.
Podciąga rękawy koszuli do góry. Ma szczupłe, lecz umięśnione przedramiona.
Myje ręce i rozgląda się po kuchni.
- Gdzie są garnki? I noże? - pyta.
Otwieram kilka szafek. Nie wiem, gdzie
nasza gosposia chowa garnki. Nigdy z nich nie korzystałem Will kolejny raz
przewraca oczami. Bawi go moje zagubienie wśród kuchennych sprzętów.
- Nie wiesz
gdzie są garnki? - ironia w jego głosie podnosi mi ciśnienie.
- Nie wiem –
odpowiadam ostro.
- Siadaj –
rozkazuje, wskazując jeden z wysokich stołków – Sam sobie poradzę.
Rzeczywiście, sam radzi sobie znacznie
lepiej. Otwiera szafki i szuflady, wyjmując potrzebne rzeczy. Wybiera spory
nóż, godny seryjnego mordercy. Pewnie dzięki takim sprzętom dorobił się
drogiego samochodu...
Obserwowanie go jest fascynujące. Potrafi
w jednej chwili ogarnąć kilka czynności. Nigdy nie widziałem, aby ktoś tak
gotował. No, może w telewizji, ale czy można porównać nauczyciela hiszpańskiego
do zawodowców?
- Gdzie się
tego nauczyłeś? - pytam oczarowany sposobem i szybkością, z jaką posługuje się
nożem.
- To nic
takiego – posyła mi krótkie spojrzenie.
- Nic
takiego?!
- Każdy umie
gotować – kolejny uśmiech, od którego robi mi się cieplej – No, może nie każdy.
- Z pewnością
nie każdy wybiera tak duży nóż...
Will śmieje się na głos.
- Nakryj do stołu – prosi.
Zastanawiam się który stół ma na myśli.
Ten w jadalni? Pewnie tak. Gdy kieruję się w stronę drzwi, zatrzymuje mnie.
- Dokąd się wybierasz? - pyta.
- Do jadalni. Nakryć stół – odpowiadam lekko zbity z tropu.
- Wolę zostać w kuchni.
- Jak sobie życzysz.
- Dokąd się wybierasz? - pyta.
- Do jadalni. Nakryć stół – odpowiadam lekko zbity z tropu.
- Wolę zostać w kuchni.
- Jak sobie życzysz.
Nie powiem mu przecież, że jeszcze nigdy
nie niczego nie jadłem przy kuchennym stole. To nic, że jest duży,
ośmioosobowy, przykryty obrusem. Nie czuję się tu dobrze. Kuchnia od zawsze kojarzyła mi się z
rodzinną atmosferą, czego brakuje w naszym domu. Rodzice mnie kochają, ale
kochają też swoją pracę, dlatego rzeczy typu wspólne gotowanie, czy
przesiadywanie tutaj, są mi zupełnie obce. Z nim jest pewnie inaczej... Zazdroszczę
mu.
- Pyszne! -
chwalę umiejętności Willa.
- Dziękuję. To
nic trudnego. Nauczę cię, jeśli chcesz.
Ja? Gotować? Żartowniś z niego. I co
jeszcze? Może powinienem też poprosić jakiegoś wojownika ninja by nauczył mnie
posługiwać się nożem?
- Najpierw muszę sprawdzić, czy mieszkanie
jest ubezpieczone od pożaru...
Will wybucha śmiechem. Uwielbiam, gdy się
śmieje. Muszę koniecznie zapamiętać, że głodny Will to zły Will. Po kolacji
jest znacznie weselszy i bardziej zrelaksowany.
- W takim razie ja będę gotować –
wypowiada te słowa lekko, lecz jest przy tym niesamowicie poważny, jakby badał
jak daleko może się posunąć.
Uśmiecham się z wdzięcznością.
- Gotowanie
czasami się przydaje. Na przykład wtedy, gdy chcesz oczarować pewną rudą
koleżankę... - a więc o to mu chodziło. Nadal jest zazdrosny.
- Przeszkadza
ci, że pomagam jej w matematyce?
- Nie.
- Więc?
- Nie
zadzwoniłeś do mnie.
- Nie
zadzwoniłem.
- Obiecałeś
jej, że zadzwonisz... - teraz to pojechał po bandzie.
- Tak? -
droczę się z nim.
- Tak. Kiedy
zadzwonisz do mnie?
- Nie wiem –
przyznaję zgodnie z prawdą.
Will podnosi się z krzesła i zbiera brudne
naczynia.
- Pomogę ci.
- Nie musisz.
Nie odzywamy się do siebie. Odkłada umyte
rzeczy na swoje miejsce, a ja prośbę oswoić się z sytuacją. Czemu taka prosta
rzecz jak wykonanie jednego telefonu jest taka trudna?
- Nie szkodzi. Ty mi wystarczysz …
- Co? - pytam
zaskoczony tym, że Will tak cicho się do mnie zakradł.
- Chcę deser –
odpowiada z uśmiechem.
- Deser?
- Tak.
- Obawiam się,
że nie mam ciasta czekoladowego – drwię z jego czekoladowej obsesji.
"- A na co masz ochotę? - pytam.
OdpowiedzUsuń- Na ciebie – odpowiada natychmiast."
Padłam xD wiem ,że to częsty żart w yaoi ale nadal śmieszny.
Jak ja kocham zazdrosnych seme♡
Miłością wielką i prawdziwą.
Mi się wydaje czy daniel już wpadł w jego sidła? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
O! Mam pytanie!
Skoro William jest "treserem zwierząt" to jakim zwierzakiem jest Daniel?
Moja Droga Yagodo,
UsuńNie wiesz jakim zwierzęciem jest Daniel? Serio?
Daniel to Daniel :D Joleen też często mi zarzuca, że powinienem ostrzej zaznaczyć granice pomiędzy seme a uke, ale nie chcę tego robić. Podoba mi się ta ich płynność. Uległy, potulny, wrażliwy, namiętny, dominujący, wymagający... Daniel taki jest. William taki jest. Lubię tak pisać. Nigdy nie jest tak, że ktoś tylko ulega, a ktoś inny tylko wymaga. To byłoby nudne.
Twój Kitsune
D:
OdpowiedzUsuńA-a-a tylko jeden będzie na dole nie?
Nie mów ,że się będą zamieniać!
A jeśli o charaktery chodzi to mi pasujo.
Hmm... Kto będzie na dole? Hmm... Kusząca perspektywa :D
UsuńTwój Kitsune
D: k-k-kitsune-sa-san ty mnie ty-tylko ta-tak stara-straszysz ,ne?
UsuńJa? W żadnym wypadku :D Jestem bardzo grzeczny i zdradzam tylko tyle, ile mogę :D
UsuńKto będzie na dole, a kto nie - na to pytanie odpowiedź poznasz już w ten weekend :)
Twój Kitsune
:)
UsuńTy zły człowiek jesteś
Yadoda! Jak możesz? :P
UsuńZ pewnego źródła wiem (Królowa jest tylko jedna hehehe), że jestem kochany, a nie zły :D
Twój Kitsune
Znowu jedzą! ^^ Will gotuje... I to dobrze gotuje... Właśnie stworzyłeś w mojej głowie obraz idealnego faceta :D idę się uczyć hiszpańskiego *.*
OdpowiedzUsuńDaniel nie musi umieć gotować, on sam będzie deserem *złowieszczy śmiech*. I jak tu nie kochać tego opowiadania, no jak? ^^
~zagorzała fanka ^^
Masz rację. Dopiero teraz zauważyłem, że tylko jedzą i jedzą :D Hahahahah Nie, no tak nie może być. To pewnie dlatego, że sam lubię gotować :D Ale czemu oni ciągle jedzą? :P
UsuńCzas najwyższy opublikować deser :)
Twój Kitsune
Hej,
OdpowiedzUsuńach Will taki zazdrosny... nie zadzwonił ale już trzymał telefon w dłoni...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, nie zadzwonił (buuu), ale już trzymał telefon w rece, ach Will taki zazdrosny...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia