czwartek, 10 marca 2016

Rozdział XII

Szkolne opowieści: Mój nauczyciel- opowiadanie yaoi(część I)



Kocham go.
Zakochałem się w facecie.
Uśmiecham się.
Kocham go.
Kocham...
Zasypiam.
Budzę się w niedzielę. W pierwszej kolejności dotykam swoich ust. Przymykam powieki. Chciałbym znowu go pocałować... Doświadczyć tej niezwykłej palety uczuć - delikatności jego pieszczot, a jednocześnie zaborczości, namiętności...
Sięgam pod poduszkę i wyjmuję mój telefon. Nie zadzwonił do mnie... To ja mam zadzwonić? I co powinienem mu powiedzieć? Tęsknię? To chciałby usłyszeć?
Związki z facetami są bardziej skomplikowane niż te z kobietami...
Wyszukuję wśród kontaktów jego imię. Pragnę zadzwonić. Nie musielibyśmy rozmawiać. Ucieszyłoby mnie nawet kilka minut milczenia, gdybym miał pewność, że poświęci ten czas tylko mnie...
Robię się zaborczy? Chyba tak. Ostatecznie uczę się od niego. Cholerny nauczyciel...
Ilu rzeczy przyjdzie mi nauczyć się od Willa? A jeśli jestem tylko chwilowym kaprysem? Szybko się mną znudzi, i co wtedy?
Nigdy nie zapytałem go o tamtego blondyna. Czy powinienem? Nie wiem. Znajomi Willa myśleli, że jesteśmy razem, więc chyba nikogo nie ma...
Nie wiem co robić. Jestem taki zagubiony.
Kocham go.
Trzymając telefon blisko siebie postanowiłem, że zamiast marnować czas na przemyślenia, które do niczego mnie nie prowadzą, zrobię coś konstruktywnego. Zaczynam od hiszpańskiego. Powoli, bardzo powoli walczę z książkami. Pomagam sobie notatkami. Przez chwilę wpatruję się w te, które dla mnie zrobił. Elegancki charakter pisma... Nie tego się po nim spodziewałem. Myślałem, że niczego nie zapisuje, bo jego pismo jest nieczytelne, lub po prostu nie umie pisać... Zaskoczył mnie. Znowu. Nie umiem się powstrzymać i przejeżdżam opuszkami po wysublimowanych literach. Dotykać w taki sposób...
Mijają kolejne godziny... Przecież to nic trudnego, wystarczy nacisnąć zieloną słuchawkę i powiedzieć “halo”. Nie, nie mogę tego zrobić. Nie chcę aby wiedział, że ma nade mną aż taką władzę.
W poniedziałek jest mi już łatwiej. Udało się zażegnać Willowy kryzys. Czuję się znacznie silniejszy. Jak zwykle dałem się ponieść emocjom, zamiast panować nad sobą.
Wtorek jest równie udanym dniem. W szkole idzie mi świetnie. Spędziłem wiele godzina na nauce hiszpańskiego, co sprawiło, że jestem znacznie pewniejszy siebie.
Tylko serce bije zbyt szybko i głośno, gdy z każdym krokiem zbliżam się do sali, witam ze znajomymi i uciekam do ostatniej ławki. Czekam. Staram się uspokoić zszargane nerwy. To nic takiego, całowałeś się z nim, ale to nic. Z Jade też się całowałeś, a teraz nawet o niej nie myślisz. Jest dobrze.
Will znowu się spóźnia. Widzisz, to nic nie znaczy, musisz tylko panować nad sobą, a wszystko będzie dobrze.
Drzwi się otwierają... Patrzę na niego. W pierwszej kolejności dostrzegam, że nic się nie zmienił. Nadal jest szalenie przystojny. Ma na sobie koszulę i sweter w ciemnych kolorach. Wygląda tak ja zawsze. Włosy ma potargane w tak seksowny sposób... Nakłada okulary. Szczupłymi palcami przewraca kartki w podręczniku. Wszystko jest ok.
Zaczynają się zajęcia. Wspólnymi siłami walczymy ze streszczeniem, urozmaicając je wywodami na temat naszych planów na przyszłość. Nie odzywam się, a Will mnie nie zaczepia. Nie odrywam wzroku od podręcznika.
I wtedy to się dzieje. Przechadza się między ławkami. Czyta na głos jakieś zdanie. Jego głos... Akcent... Czuję się mocno kuszony, więc pozwalam sobie tylko zerknąć... Oczywiście wybrałem idealną chwilę... Will w tym samym czasie patrzy mi prosto w oczy. Nabieram powietrze. Zalewa mnie tęsknota. Jak mogłem wytrzymać tyle godzin z dala od niego?
Mam wrażenie, że moje oczy są głodne tego widoku. Utrwalają każdy szczegół - cień, jaki oprawki okularów rzucają na jego policzki, lekko rozchylone usta, kosmyk, który miękko opada na skroń. Tęskniłem... Tak bardzo tęskniłem... Miał rację, powinienem był zadzwonić...
Mam wrażenie, że patrzymy na siebie bardzo długo, tymczasem mija zaledwie kilka sekund. Will odwraca wzrok w stronę ucznia, który prosi, aby przeczytał jeszcze raz ostatni fragment.
Mój przyspieszony oddech uspokaja się. Dyskretnie rozglądam się wokoło, bo nie chcę, aby inni wiedzieli, że patrzę na niego inaczej. Na szczęście nikt nie jest zainteresowany.
Zajęcia dobiegają końca, a ja nie wiem co powinienem zrobić? Wyjść? Zostać? Zwykle czekałem na instrukcje, ale dzisiaj ignorował mnie przez cały czas. Zbieram swoje rzeczy i wychodzę. Nie zatrzymał mnie. Czuję bolesne ukłucie w sercu. Czego się spodziewałeś? Przecież nie możesz zostawać za każdym razem.
Wracam do domu.
Kolejne dni wypełnia mi nauka. Chyba nigdy aż tak bardzo się nie starałem. Jestem tak mocno rozbity emocjonalnie, że każde zajęcie staje się swego rodzaju błogosławieństwem. Po raz pierwszy rozwiązuję nawet najłatwiejsze przykłady z matematyki. Wszystko dla zabicia czasu.
Obsesyjnie sprawdzam telefon. Nie zadzwoni do mnie, a ja jestem u kresu wytrzymałości.
Po wielu udrękach wreszcie piątek. Denerwuję się bardziej niż zwykle. Chcę go zobaczyć. Natychmiast. Nawet jeśli znowu będzie mnie ignorował, to chcę chociaż na niego popatrzeć, posłuchać jego głosu...
Jestem bardzo niecierpliwy, więc przychodzę do szkoły długo przed wyznaczonym czasem. Sala jest pusta. Panuje idealna cisza. Siadam z tyłu i kładę głowę na blacie. Uspokajam się słuchając własnego oddechu. Dam radę, dam sobie radę.
Podrywam się gwałtownie, gdy ktoś dotyka moich włosów.
- William … Przestraszyłeś mnie... - serce boleśnie się szamocze. - Co tu robisz tak wcześnie? - pytam zaskoczony.
- Jeszcze raz - prosi.
Nie rozumiem o co mu chodzi, ale nie dbam o to. Rozkoszuję się upragnionym widokiem.
- Jeszcze raz - prosi ponownie - powiedz to jeszcze raz.
- Ale co? - pytam, nadal nie rozumieją.
- Wypowiedz moje imię jeszcze raz - prosi po raz trzeci.
Dotyka mojego policzka. Nie umiem mu odmówić.
- William... - szepczę cicho.
Gwałtownie chwyta mnie za ramiona i podciąga w górę, jakbym był szmacianą lalką, po czym całuje. Mocno. Tak jak tego chciałem, jak o tym marzyłem. Jego wymagający język pozbawia mnie resztek cennego powietrza. Odrywa się ode mnie i opiera czoło o moje. Nasze przyspieszone oddechy mieszają się ze sobą. Jestem taki podniecony. Jednym pocałunkiem przywrócił mnie do życia. Obudził najskrytsze pragnienia. Pierwszy raz dostrzegam w tym bezkresnym granacie ogień, który w sobie nosi. Odsłonił się przede mną. Jego wzrok sięga głęboko w moje wnętrze. Pali. Zaznacza. Czuję się jego własnością. Moim przeznaczeniem jest podążać za tym ogniem. Jestem słaby. Bezbronny, a jednocześnie niczego się nie boję.
Will znacznie szybciej odzyskuje panowanie nad sobą. Zaczyna mnie gładzić po policzku. Cały drżę. Chciałbym się przytulić, dotknąć go. Nie pozwala mi.
Nie - powstrzymuje mnie, zanim zdążę go objąć.
- Dlaczego nie? - jestem zawiedziony.
- Za chwilę zacznie się lekcja - uśmiecha się. Zupełnie zapomniałem...
Zwiększa dystans między nami. Siada przy swoim biurku, zostawiając mnie same mu sobie. Nagle drzwi się otwierają i wchodzi ruda.
- Daniel! - cieszy się na mój widok - Dobrze, że już jesteś. Musisz mi dać swój numer telefonu. Wysłałam ci wiadomość na fejsie, ale nie przeczytałeś. Chciałam cię poprosić o spotkanie w kawiarni, jak ostatnio... - William odwraca się gwałtownie w jej stronę. Chyba nie spodobało mu się to, co usłyszał.
Dziewczyna rumieni się na jego widok. Podobnie jak ja nie spodziewała się go ujrzeć tak wcześnie.
Pan Rice...! Dzień dobry. - Jest speszona sposobem w jaki na nią patrzy, lecz mimo to uśmiecha się i podchodzi do mnie.
- Dzień dobry - odpowiada ponuro nauczyciel.
- Dasz mi swój numer? - pyta nieśmiało.
- Jasne – sięgam do kieszeni po telefon.
Wymieniamy się numerami pod czujnym okiem Willa, który tylko udaje, że pracuje na komputerze. Tymczasem ruda wyciąga różowy zeszyt i siada obok, prosząc o rozwiązanie kolejnych zadań.
- Jak tak dalej pójdzie, to chyba będę musiała poprosić cię o kilka lekcji – śmieje się.
Odpowiadam jej uśmiechem I zabieram się za obliczenia.
- Chcesz, abym sprawdziła twoje zadanie domowe? – pyta cicho, spoglądając jednocześnie w kierunku Rica.
Kiwam głową i podsuwam jej mój zeszyt. William mierzy nas karcącym spojrzeniem. Zachowuje się jak zazdrosny kochanek. Zazdrosny? Czy to możliwe, że jest o mnie zazdrosny? Trudno w to uwierzyć... Chyba ponosi mnie wyobraźnia.
Następnym razem musisz bardziej uważać. Wystarczył drobny błąd, o tutaj, i skopałaś całe zadanie. Widzisz?
- Rzeczywiście. Dziękuję. Jesteś najlepszy – za każdym razem reaguje tak entuzjastycznie. Will wywraca oczami.
- Pokażesz mi jeszcze raz na tym przykładzie?
W kilka minut udaje mi się zadowolić moją samozwańczą uczennicę.
Mogę do ciebie zadzwonić, gdybym czegoś nie rozumiała?
- Jeśli będziesz miała ochotę – odpowiadam.
Podsuwa mi kartkę z zadaniem domowym. Składa się głównie z poprawek i skreśleń...
Ty też do mnie zadzwoń, gdybyś potrzebował pomocy. Bardzo chętnie ci pomogę – uśmiecha się i wraca na swoje miejsce.
- Dziękuję.
- Obiecujesz, że zadzwonisz? - dopytuje się.
- Tak.
William posyła mi jedno ze swoich ironicznych spojrzeń, po czym wstaje i wychodzi, zatrzaskując z impetem drzwi.
Pan Rice dziwnie się dzisiaj zachowuje – zauważa ruda.
- Tak? Nie zauważyłem – bagatelizuję sytuację, bo co niby miałbym jej powiedzieć? Że to mały atak zazdrości i szybko mu minie?
Sala powoli zapełnia się uczniami. Przepisuję swoją pokreśloną pracę na wypadek, gdyby chciał się jej bliżej przyjrzeć. Kończę akurat wtedy, gdy wraca. Nadal jest wściekły. Przynosi ze sobą papierosy i zapalniczkę, które odkłada na swoje biurko, a także białe kartki, które nam rozdaje.
Pali pan papierosy? - pyta jedna z uczennic, zniesmaczona tym odkryciem.
- Palę – ucina, rzucając jej złowrogie spojrzenie. - Temat na dziś “Zalety pracy w korporacji”. Macie godzinę na napisanie pracy do 300 słów.
Podchodzi do mnie i podaje mi kartkę. Gdy ją od niego odbieram, muska moje palce swoimi. 300 słów... Godzina... Wspomnienia naszego pocałunku. Teraz to... Jak niby mam się skupić na pisaniu? To jakiś żart...
- Nie ociągajcie się, bo czas ucieka – straszy nas.
Will wraca do swojego biurka, odsuwa krzesło i opiera nogi o blat. Wpatruje się w okno pustym wzrokiem. Mógłbym spędzić wieczność obserwując go. Jaki sens ma pisanie pracy, gdy nadal czuję na skórze każde, nawet najdelikatniejsze dotknięcie...
Godzina mija bardzo szybko. Przez ten czas ani drgnął... Nie popisałem się. Byłem zbyt rozproszony, by wpaść na jakieś sensowne argumenty poza aspektami finansowymi, pracą w grupie czy też możliwością zdobywania doświadczenia poprzez staże. Przynajmniej takie są moje nadzieje. Wkrótce sam rozpocznę pracę w korporacji...
Will zbiera kartki, które rzuca na biurku obok papierosów i każe nam otworzyć podręczniki. Ma dziś zabójcze tempo pracy. Do końca zajęć maltretuje nas, zadając więcej i więcej. Nie mogę doczekać się 19.00. Po wszystkim jestem fizycznie i emocjonalnie wykończony. Obserwuję innych. Oni też wydają się zmęczeni. Dokopał nam na koniec tygodnia.
Zbieram się do wyjścia, lecz wystarczyło jedno jego spojrzenie, abym został. Nie opieram się. Po prostu wolniej niż zwykle pakuję swoje rzeczy. Zostajemy sami.
- Poczekaj tu na mnie - zabiera prace oraz pudełko papierosów. Wygląda na to, że znowu gdzieś razem pójdziemy.
Gdy jesteśmy już na ulicy, zapala papierosa. Nadal milczy, więc podążam za nim w ciszy. Idziemy na parking.
- Wsiadaj – każe, otwierając drzwi czarnego samochodu. Nie sądziłem, że nauczycieli hiszpańskiego stać na zeszłoroczny model sportowego BMW. Widać znęcanie się nad innymi jest nieźle płatne... Odpala silnik i rusza z piskiem opon. Jedno trzeba mu przyznać – jeździ jak szaleniec, ignorując wszystkie możliwe przepisy. Samochód jest wyjątkowo zwrotny, choć to pewnie zasługo jego umiejętności. Ja nie mam prawa jazdy. Wolę autobusy oraz taksówki. Jazda z Willem upewnia mnie w tym przekonaniu. Po odmówieniu licznych modlitw parkujemy pod moim apartamentowcem.
Patrzę na niego, jednocześnie odczuwając wdzięczność wobec wszechświata, że pozwolił nam dojechać w jednym kawałku. William uśmiecha się ironicznie.
Podobało ci się? - pyta.
- Nie! Jeździsz jak wariat! Kto dał ci prawo jazdy?
- Czyli ci się podobało – jest niesamowicie zadowolony z siebie.
- Nie podobało! Słyszałeś co mówiłem?
- Nie – śmieje się.
Wchodzimy do budynku, chociaż osobiście wolałbym spędzić jeszcze chwilę na świeżym powietrzu. Will przywołuje windę. W czasie tej krótkiej przejażdżki, w której towarzyszą nam sąsiedzi z niższych pięter, nie odzywamy się do siebie. Odzyskuję panowanie nad sobą, a mój żołądek odnajduje swoje bezpieczne miejsce pośród innych organów wewnętrznych.
Wpisuję kod, po czym otwieram drzwi. Zapalam światło we wszystkich pomieszczeniach. Dziwne uczucie wrócić razem z nim do domu. Will zdejmuje skórzaną kurtkę i rzuca na sofę w salonie.
Co na kolację, mały? - pyta, a ja znowu nie wiem czy mówi poważnie, czy żartuje.
- Na kolację? - powtarzam po nim.
- Tak. Co mi podasz? Jestem głodny. Jak myślisz, dlaczego jechaliśmy tak szybko? - Jego tłumaczenie być może ma sens, lecz na samą myśl o jedzeniu aż mnie mdli. Zbyt duża szybkość, szaleniec za kierownicą to za dużo, nawet jak na mnie.
- A na co masz ochotę?
- Na ciebie – odpowiada natychmiast.
- Bardzo śmieszne. Nie spodziewałem się gości. Nie wiem co jest w lodówce.
- To sprawdź – chyba serio jest głodny. Pośpiesznie kieruję się do kuchni. William siada na jednym z wysokich stołków i bacznie mnie obserwuje.
W lodówce znajduje się wiele przypadkowych rzeczy. Pewnie gdybym umiał gotować, ogarnąłbym temat, ale nie umiem.
Zamówmy coś – proponuję, ale Will nie jest przekonany. Zwinnym ruchem zeskakuje ze stołka.
- Odsuń się –  przesuwa mnie, by samemu zajrzeć do lodówki. Wyjmuje różne rzeczy, które układa na blacie.
- Umiesz gotować? - pytam zdziwiony.
- Umiem – uśmiecha się.
- Jestem pod wrażeniem – mówię z podziwem.
- Wiem – ta jego wkurzająca pewność siebie...
Zdejmuje sweter, odpina guziki mankietów. Podciąga rękawy koszuli do góry. Ma szczupłe, lecz umięśnione przedramiona. Myje ręce i rozgląda się po kuchni.
- Gdzie są garnki? I noże? - pyta.
Otwieram kilka szafek. Nie wiem, gdzie nasza gosposia chowa garnki. Nigdy z nich nie korzystałem Will kolejny raz przewraca oczami. Bawi go moje zagubienie wśród kuchennych sprzętów.
Nie wiesz gdzie są garnki? - ironia w jego głosie podnosi mi ciśnienie.
- Nie wiem – odpowiadam ostro.
- Siadaj – rozkazuje, wskazując jeden z wysokich stołków – Sam sobie poradzę.
Rzeczywiście, sam radzi sobie znacznie lepiej. Otwiera szafki i szuflady, wyjmując potrzebne rzeczy. Wybiera spory nóż, godny seryjnego mordercy. Pewnie dzięki takim sprzętom dorobił się drogiego samochodu...
Obserwowanie go jest fascynujące. Potrafi w jednej chwili ogarnąć kilka czynności. Nigdy nie widziałem, aby ktoś tak gotował. No, może w telewizji, ale czy można porównać nauczyciela hiszpańskiego do zawodowców?
Gdzie się tego nauczyłeś? - pytam oczarowany sposobem i szybkością, z jaką posługuje się nożem.
- To nic takiego – posyła mi krótkie spojrzenie.
- Nic takiego?!
- Każdy umie gotować – kolejny uśmiech, od którego robi mi się cieplej – No, może nie każdy.
- Z pewnością nie każdy wybiera tak duży nóż...
Will śmieje się na głos.
- Nakryj do stołu – prosi.
Zastanawiam się który stół ma na myśli. Ten w jadalni? Pewnie tak. Gdy kieruję się w stronę drzwi, zatrzymuje mnie. 
- Dokąd się wybierasz? - pyta.
- Do jadalni. Nakryć stół – odpowiadam lekko zbity z tropu.
- Wolę zostać w kuchni. 
- Jak sobie życzysz.
Nie powiem mu przecież, że jeszcze nigdy nie niczego nie jadłem przy kuchennym stole. To nic, że jest duży, ośmioosobowy, przykryty obrusem. Nie czuję się tu dobrze.  Kuchnia od zawsze kojarzyła mi się z rodzinną atmosferą, czego brakuje w naszym domu. Rodzice mnie kochają, ale kochają też swoją pracę, dlatego rzeczy typu wspólne gotowanie, czy przesiadywanie tutaj, są mi zupełnie obce. Z nim jest pewnie inaczej... Zazdroszczę mu.
Pyszne! - chwalę umiejętności Willa.
- Dziękuję. To nic trudnego. Nauczę cię, jeśli chcesz.
Ja? Gotować? Żartowniś z niego. I co jeszcze? Może powinienem też poprosić jakiegoś wojownika ninja by nauczył mnie posługiwać się nożem?
- Najpierw muszę sprawdzić, czy mieszkanie jest ubezpieczone od pożaru...
Will wybucha śmiechem. Uwielbiam, gdy się śmieje. Muszę koniecznie zapamiętać, że głodny Will to zły Will. Po kolacji jest znacznie weselszy i bardziej zrelaksowany.
- W takim razie ja będę gotować – wypowiada te słowa lekko, lecz jest przy tym niesamowicie poważny, jakby badał jak daleko może się posunąć.
Uśmiecham się z wdzięcznością.
Gotowanie czasami się przydaje. Na przykład wtedy, gdy chcesz oczarować pewną rudą koleżankę... - a więc o to mu chodziło. Nadal jest zazdrosny.
- Przeszkadza ci, że pomagam jej w matematyce?
- Nie.
- Więc?
- Nie zadzwoniłeś do mnie.
- Nie zadzwoniłem.
- Obiecałeś jej, że zadzwonisz... - teraz to pojechał po bandzie.
- Tak? - droczę się z nim.
- Tak. Kiedy zadzwonisz do mnie?
- Nie wiem – przyznaję zgodnie z prawdą.
Will podnosi się z krzesła i zbiera brudne naczynia.
Pomogę ci.
- Nie musisz.
Nie odzywamy się do siebie. Odkłada umyte rzeczy na swoje miejsce, a ja prośbę oswoić się z sytuacją. Czemu taka prosta rzecz jak wykonanie jednego telefonu jest taka trudna?
Co? - pytam zaskoczony tym, że Will tak cicho się do mnie zakradł.
- Chcę deser – odpowiada z uśmiechem.
- Deser?
- Tak.
- Obawiam się, że nie mam ciasta czekoladowego – drwię z jego czekoladowej obsesji.
- Nie szkodzi. Ty mi wystarczysz …

12 komentarzy:

  1. "- A na co masz ochotę? - pytam.
    - Na ciebie – odpowiada natychmiast."
    Padłam xD wiem ,że to częsty żart w yaoi ale nadal śmieszny.

    Jak ja kocham zazdrosnych seme♡
    Miłością wielką i prawdziwą.

    Mi się wydaje czy daniel już wpadł w jego sidła? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

    O! Mam pytanie!
    Skoro William jest "treserem zwierząt" to jakim zwierzakiem jest Daniel?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja Droga Yagodo,

      Nie wiesz jakim zwierzęciem jest Daniel? Serio?
      Daniel to Daniel :D Joleen też często mi zarzuca, że powinienem ostrzej zaznaczyć granice pomiędzy seme a uke, ale nie chcę tego robić. Podoba mi się ta ich płynność. Uległy, potulny, wrażliwy, namiętny, dominujący, wymagający... Daniel taki jest. William taki jest. Lubię tak pisać. Nigdy nie jest tak, że ktoś tylko ulega, a ktoś inny tylko wymaga. To byłoby nudne.

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. D:
    A-a-a tylko jeden będzie na dole nie?
    Nie mów ,że się będą zamieniać!

    A jeśli o charaktery chodzi to mi pasujo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... Kto będzie na dole? Hmm... Kusząca perspektywa :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. D: k-k-kitsune-sa-san ty mnie ty-tylko ta-tak stara-straszysz ,ne?

      Usuń
    3. Ja? W żadnym wypadku :D Jestem bardzo grzeczny i zdradzam tylko tyle, ile mogę :D
      Kto będzie na dole, a kto nie - na to pytanie odpowiedź poznasz już w ten weekend :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. :)
      Ty zły człowiek jesteś

      Usuń
    5. Yadoda! Jak możesz? :P
      Z pewnego źródła wiem (Królowa jest tylko jedna hehehe), że jestem kochany, a nie zły :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Znowu jedzą! ^^ Will gotuje... I to dobrze gotuje... Właśnie stworzyłeś w mojej głowie obraz idealnego faceta :D idę się uczyć hiszpańskiego *.*
    Daniel nie musi umieć gotować, on sam będzie deserem *złowieszczy śmiech*. I jak tu nie kochać tego opowiadania, no jak? ^^
    ~zagorzała fanka ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Dopiero teraz zauważyłem, że tylko jedzą i jedzą :D Hahahahah Nie, no tak nie może być. To pewnie dlatego, że sam lubię gotować :D Ale czemu oni ciągle jedzą? :P
      Czas najwyższy opublikować deser :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Hej,
    ach Will taki zazdrosny... nie zadzwonił ale już trzymał telefon w dłoni...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka,
    wspaniale, nie zadzwonił (buuu), ale już trzymał telefon w rece, ach Will taki zazdrosny...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń