wtorek, 15 marca 2016

Rozdział XIV

Szkolne opowieści: Mój nauczyciel- opowiadanie yaoi(część I)




- William... proszę cię.
- O co mnie prosisz? - pyta, nie ukrywając uśmieszku, który igra na jego ustach.
- Proszę... Aaach...! Proszę...!
- Bądź cicho, bo cię tak zostawię... – ostrzega mnie. Wbijam w niego wściekłe spojrzenie.
- Nie zrobisz tego...
- Zrobię, jeśli nie będziesz cicho. – Gdybym potrafił racjonalnie myśleć, pewnie przyznałbym mu rację, ale nie mogę. Nie w chwili, gdy jego język pieści mnie tak zachłannie.
- William... - mój głos bardziej przypomina szloch.
- Wiem, mały, wiem. 
Co z tego, że wie, skoro nie przestaje... Z całych sił staram się, by nie
krzyknąć w chwili, gdy dochodzę w jego ustach. Mój przyspieszony oddech
odbija się echem od ścian jeszcze pustej sali lekcyjnej. Mężczyzna uśmiecha się i podnosi z ziemi, pomagając mi jednocześnie poprawić spodnie.
- Teraz lepiej?
- Tak – szepczę cicho, stojąc na drżących nogach, przyparty przez niego o drzwi.
Gdyby ktoś tu teraz wszedł... Przesuwa dłonie, które przyciskałem do ust w obawie, by nas nie wydać.
- Przyznaj, że to było bardzo podniecające – szepcze mi cicho do ucha,
drażniąc je swoim niezwykle zwinnym językiem. Czuję, jak ponownie budzi moje pożądanie.
- Przestań – proszę po raz kolejny. Nie będę umiał się pohamować... Nasz sekret od razu się wyda.
- Chcesz dojść jeszcze raz? - pyta, jednocześnie kładąc rękę na moim kroczu... Nie, nie mogę mu na to pozwolić... Chwytam go za nadgarstki i odpycham od siebie, by zajął moje miejsce. Muszę go jakoś spacyfikować, bo inaczej...
- Proszę, proszę... Chcesz dominować? - Od razu tracę pewność siebie, co on wykorzystuje, uwalniając ręce. Jest znacznie silniejszy, ale nie może, NIE MOŻE, wykorzystywać tego w taki sposób...
- Błagam cię, przestań.
- Uwielbiam, gdy mnie błagasz, zwłaszcza wtedy, gdy jesteś już tak blisko...
Jego samokontrola nie zna granic? A gdyby to on był na moim miejscu też bawiłby się równie dobrze? Całuje mnie w usta, po czym odsuwa się, dając mi więcej przestrzeni.
- W domu możesz zrobić co zechcesz, ale tutaj nie – wyrzucam mu.
- Wiesz co zrobię z tobą potem, w domu? - pyta złowieszczo. W jego oczach płonie granatowy płomień – Kiedy z tobą skończę, nie będziesz mógł chodzić. A teraz doprowadź się do porządku, za chwilę pojawi się twoja mała uczennica – po czym odchodzi w kierunku pokoju nauczycielskiego. “Podły drań” - mam ochotę krzyknąć za nim, ale nie chcę zwracać niczyjej uwagi na to, co dzieje się w tej sali prawie przed każdymi zajęciami od blisko miesiąca.
Poprawiam szybko ubranie oraz przykładam dłonie do rozpalonych policzków. Powinienem poprawić włosy, które mi potargał... Zawsze robi co chce.
Drzwi się otwierają. Ruda wita mnie uśmiechem. Pomagam jej w matematyce tylko przed zajęciami. Nalegała abyśmy się spotykali w domu, lecz Will mi zabronił. Właściwie nie zabronił, raczej wybił mi to z głowy... “Nie lubię się dzielić”... Podły Dominator... Nie bardzo miałem ochotę na te lekcje, ale czasami lubię go prowokować. Za każdym razem musi udowodnić swoją rację ściągając moje spodnie. A potem... NIE! Nie myśl o tym, co robi potem. Za chwilę zaczną się zajęcia z hiszpańskiego a matematyka jeszcze nie zrobiona. Na hiszpański jestem perfekcyjnie przygotowany. To także zasługa Willa. Każdą wolną chwilę poświęca, aby mi pomagać, a nie ma ich zbyt wiele. “Inne zajęcia” pochłaniają lwią część naszego wspólnego czasu. Powinienem skupić się na egzaminie, a dopiero potem na samym nauczycielu.
 Daniel – cichy głos rudej przywołuje mnie do rzeczywistości – bardzo mi pomagasz, więc pomyślałam sobie, że może dałbyś się zaprosić do kina?
- Do kina... - I co mam jej teraz powiedzieć? "Uwielbiam filmy, ale Will to szaleniec"?, "Za żadne skarby nie pozwoli mi z tobą pójść"? A może: "Chętnie bym się z tobą wybrał, ale sypiam z zazdrośnikiem"? Nie, chyba nie... - Przepraszam, ale nie mogę. Spotykam się z kimś i ta osoba byłaby...
- Masz dziewczynę?! - oczy rudej robią się wielkie ze zdziwienia – Nic nie mówiłeś, opowiadaj. Jaka ona jest? Długo się znacie?
- Nie długo – bełkoczę bez sensu.
- Jak ma na imię?
 Na imię... - na imię ma William, ale tego też jej przecież nie powiem.
- Gdzie ją poznałeś? - Pytania nie mają końca?
- Gdzie? W szkole.
 Chodzicie razem do klasy?
- Tak. NIE! Nie chodzimy razem do klasy.
Drzwi się otwierają. William wrócił. Jak dobrze, odwróci jej uwagę.
- Dzień dobry panu! – dziewczyna wita się grzecznie.
- Cześć – posyła jej uśmiech, od którego czuję dreszcz podniecenia.
Pojawienie się nauczyciela niewiele pomaga. Ruda kontynuuje przesłuchanie.
 No nie bądź taki! Powiedz mi coś! – prosi.
- O czym rozmawiacie dzieciaki? - Wszystko musi wiedzieć...
- Daniel ma dziewczynę i nie chce mi o niej nic powiedzieć! – żali się nauczycielowi.
- Daniel! - Will jest szczerze oburzony – Masz dziewczynę? Musisz o niej koniecznie opowiedzieć, prawda?
- Tak – dodaje rozentuzjazmowana.
Nie, proszę, tylko nie to... Ciemnowłosy zbliża się do nas niebezpiecznie blisko, odsuwa krzesło i siada na blacie ławki. Niczym jastrząb wbija we mnie granatowe ślepia. Uśmiecha się, lecz dobrze wiem, co się za tym kryje. Nie jest to jego zwyczajny, przyjacielski uśmiech. To uśmiech, który mówi “zapłacisz mi za to swoim ciałem”. Oto prawdziwe przesłanie. Czuję nieprzyjemny zimny pot na plecach oraz przełykam głośno ślinę. Denerwuję się.
- Nie ma o czym mówić proszę pana – odpowiadam.
- Jestem innego zdania – nie wątpię, że jesteś...
- Jaka ona jest? - ruda mnie dobija.
- Właśnie, opowiedz nam o niej więcej – kiedyś cię zabiję Will, zobaczysz...
- No więc ona jest... - staram się coś na szybko wymyślić – bardzo miła i mądra. Lubi zwierzęta. Właśnie, ma psa, który nazywa się... - nic nie przychodzi mi do głowy. Nie wiem jak nazwać fikcyjnego psa mojej fikcyjnej dziewczyny. Jestem żałosny.
- Masz jej zdjęcie? - pyta ruda.
- Nie mam.
- Szkoda... – jest niepocieszony. Wredny manipulant! Niech go tylko dorwę, to... Właśnie, co wtedy? Zawsze robię to co mi każe. Czy sam umiałbym zapanować nad sytuacją?
Na szczęście dla mnie pojawiają się także inni uczniowie, więc Will zaczyna lekcję. Do egzaminu pozostało sześć tygodni. “Wykończę was lenie” to hasło, które bardzo często powtarza. Wszyscy się go boją.
Po zajęciach czekam na parkingu. Za każdym razem wydaje mi się, że przyzwyczaiłem się już do sposobu, w jaki prowadzi samochód, ale to kłamstwo. Na sam widok tej rozpędzającej się w przeciągu sekund maszyny, zaczyna mnie mdlić. Mimo to otwieram drzwi i wsiadam do środka.
Wracamy do domu nie odzywając się do siebie. Obserwuję go. Wydaje mi się znacznie bardziej zamyślony niż zazwyczaj. Nie jest osobą wylewną. Rzadko mówi o sobie, czy swoich uczuciach, za to chętnie słucha. Jeśli mam być szczery, to taki układ bardzo mi odpowiada. Wiem, że cokolwiek mu powiem, zawsze traktuje mnie poważnie. Dba o mnie i moje potrzeby. I nie robi tego, bo sypiamy ze sobą, bo musi, bo tak wypada, czy też dlatego, że czuje się za mnie odpowiedzialny. Nie. On po prostu taki jest. Tak łatwo mu zaufać, oddać się pod opiekę tych opiekuńczych dłoni albo poczuć radość, jaką daje tylko i wyłącznie bycie zrozumianym przez drugiego człowieka. Przedtem mi tego brakowało, dlatego każdą chwilę z Williamem staram się celebrować. Nie jest to trudne. Przy nim nic nie jest trudne.
Przyglądam mu się ukradkiem. Nie wypowiedział ani jednego słowa od zakończenia zajęć. Powoli zaczyna mnie martwić. Wchodzimy do mieszkania. Zrobiłem coś nie tak? Wieszam kurtkę na wieszaku, a plecak rzucam na podłogę. Nie jestem zbyt cierpliwy, więc od razu chcę wiedzieć co się dzieje.
- William? - staram się zwrócić jego uwagę.
- Tak?
Jednak mówisz - uśmiecham się do niego, próbując rozładować dziwne napięcie.
- Bardzo zabawne, mały.
 Wiem, starałem się specjalnie dla ciebie. Powiesz mi o czym myślisz?
Mężczyzna odwraca się do mnie plecami. Podchodzi do wielkiego okna w salonie i spogląda na panoramę miasta. Może nie powinienem na niego aż tak naciskać?
- Nie rozbierzesz się? - pytam widząc, że nadal ma na sobie kurtkę.
- Nie mogę zostać. Rano mam ważne spotkanie, do którego muszę się przygotować. - To kolejna rzecz, której dowiedziałem się o Williamie przez ostatni miesiąc – bardzo dużo pracuje. Tłumaczy setki dokumentów, zwłaszcza biznesowych. Powinienem brać z niego przykład w przyszłości. W przeciwieństwie do moich rodziców znajduje czas nie tylko na obowiązki, ale i przyjemności. Mimo to trudno mi się czasami pogodzić z faktem, że znowu musimy się rozstać.
- Nie możesz? – powtarzam po nim smutno. W tym tygodniu nie miał dla mnie zbyt wiele czasu. - Jutro rano przyjeżdżają moi rodzice, więc nie będziemy mogli się zobaczyć przez kolejnych kilka dni...
- Może tak będzie lepiej.
Co? O czym on do cholery mówi? Lepiej, że się nie spotkamy? Niby dla kogo?
- Nie rozumiem.
- Daniel... może serio powinieneś spotykać się z jakąś dziewczyną? Na przykład z rudą, a nie ze mną?
- Oszalałeś! - krzyczę na niego. Jak może mówić takie rzeczy, kiedy my...
- Nie oszalałem. Głośno myślę, to wszystko.
- Znudziłeś się mną? O to chodzi? - prawda może mnie za chwile bardzo zaboleć, ale nie dbam o to. Chcę ją poznać.
- Znudziłem? Przecież wiesz, że nie o to mi chodzi – wlepia we mnie te swoje granatowe oczy. Patrzy z taką szczerością, że zaczynam się wahać.
- Więc o co?
- Jestem facetem. Starszym od ciebie. W dodatku bardzo wymagającym.
- I co z tego? - pytam
- To z tego, że ruda miała dziś rację.
- Nie miała! - odpowiadam natychmiast – Co ona może o tym wiedzieć? Co o nas może wiedzieć?!
- Daniel, jesteś jeszcze taki młody, całe życie przed tobą. Nie chcę, abyś za pewien czas stwierdził, że... - nie daję mu dokończyć. Podbiegam do niego i przytulam się. Nie chcę tego słuchać. Jego słowa za bardzo mnie ranią. Nawet gdybym chciał, nie umiem się z nim rozstać. Nie teraz, nie w tej chwili.
- Proszę, nie mów nic więcej – Po chwili wpadam na genialny pomysł. William za dużo myśli. Muszę więc sprawić, aby przestał.
Odrywam się od niego i rozpinam mu kurtkę. Od razu mnie powstrzymuje.
- Nie, mały. Mówiłem ci, nie mogę zostać...
- Nie chcę, abyś zostawał na noc, ale zostań jeszcze na chwilę – proszę.
- Nie chcesz, abym został na noc? Serio? To coś nowego...- uśmiecha się w sposób, którego szczerze nie znoszę. Dominator powrócił.
- Wiesz, że nie to miałem na myśli – próbuję się tłumaczyć.
- Zapamiętam to sobie, gdy będziesz mnie błagał następnym razem.
- To może być znacznie szybciej niż sądzisz.
- Tak? - Will patrzy mi w oczy. Jest bardzo poważny.
- Pragnę cię – zaciskam dłonie na jego swetrze – nie idź jeszcze.
- Zawsze taki nienasycony – karci mnie.
- Uczę się od ciebie. Przecież sam wielokrotnie podkreślałeś, że jesteś świetnym nauczycielem – ironia za ironię Will.
 Nie przeginaj – ostrzega. -  Prowokujesz mnie po to, abym pokazał ci, gdzie jest twoje miejsce?
- A jeśli chcę, abyś mi je pokazał?
Oczy ciemnowłosego rozbłyskają. Wkurzanie go to zdecydowanie wyższy poziom wtajemniczenia, a ja się nadal uczę...
Uśmiecha się do mnie tajemniczo, po czym przykłada dłonie do moich policzków i gładzi je delikatnie kciukami.
 Pamiętaj, że cię ostrzegałem...
Serce gwałtownie mi przyspiesza. Will pochyla się nade mną i powoli, bardzo powoli ociera się wargami o moje usta. Nie całuje mnie, raczej drażni. Drań. Dobrze wie, że nie mam w sobie za grosz samokontroli. Umiem tylko pławić się w przyjemności, jaką mi daje.
- Hmm... Co by tu z tobą zrobić? - zastanawia się na głos.
 Co tylko chcesz – podpowiadam mu.
Uśmiecha się ironicznie. Nadal dotyka mojej twarzy, w ten sam łagodny sposób. Przesuwa kciukiem po dolnej wardze. Pragnę go. Tak bardzo go pragnę...
- Jaki odważny – śmieje się ze mnie. - Sprawdźmy jak daleko się posuniesz, by mnie sprowokować – jego głos przypomina mruczenie kota. Uwielbiam go. Zazwyczaj cichy i opanowany, mimo to żądza ma nad nim taką samą władzę jak nade mną. Czy nie o to mi chodziło?
Muszę zaryzykować. Popycham go w kierunku sofy i zmuszam, by na niej usiadł. Ulega mi, choć niechętnie. Patrzę mu w oczy. Nie oponuje, więc wykorzystuję sytuację. Klękam między jego nogami i powoli odpinam rozporek.
- Będziesz krzyczał Will, bo chcę cię usłyszeć.  
To rzadka okazja. Nigdy mi na to nie pozwala, nawet jeśli bardzo proszę. Mogę mieć nad nim władzę... Od dawna o tym marzyłem. Jego członek jest twardy, gdy śmiało wyciągam go ze spodni. Ostatni raz patrzę mu w oczy, lecz nie dlatego, że szukam jego zgody. Chcę widzieć to samo co on widzi w moich. Uległość. To szalenie podniecające uczucie. Mógłbym się nim dłużej napawać, ale szkoda tracić czas. Nie mam wprawy, mimo to śmiało sobie z nim poczynam, przesuwając językiem w sposób, w jaki sam to robi dręcząc mnie. Och Will, czas na zemstę... Wzdycha cicho z rozkoszy. Zazwyczaj jest cichy. Ja wprost przeciwnie. Mam wreszcie szansę, by zerwać mu z twarzy maskę opanowania. Wykorzystam ją. Biorę go głęboko, aż do końca. Przyjemne uczucie. Jego palce zatapiają się w moich włosach. Wiem, że jeszcze się nie zatracił, że jeszcze ma nad sobą resztki kontroli... Nie tym razem. Zaciskam na nim palce i zaczynam mocno ssać. Tak, zatrać się. Nie panuje nad sobą tak perfekcyjnie, jak na samym początku i lekko wypycha biodra do przodu. Jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze... Właśnie tak “Mały”.
- Daniel… - próbuje mnie powstrzymać, ale nie pozwalam mu. Dobrze wiem, że jest już blisko. Teraz wystarczy, by mi się poddał. Nie chce mi ulec, ale nie będzie miał innego wyjścia. Wolną dłonią przytrzymuję go, by mnie nie odepchnął. W jego oczach dostrzegam płynne pożądanie, które tak bardzo chciałem zobaczyć. W końcu nie wytrzymuje i dochodzi w moich ustach, tak jak tego chciałem. Uśmiecham się triumfująco oraz połykam jego nasienie, oblizując usta z zadowoleniem.
Obserwuję go przez chwilę. Oddech ma przyspieszony, a oczy zamglone. Nie znam go takiego. Podoba mi się znacznie bardziej niż zwykle.
- Nie powinieneś był tego robić – mówi mi.
- Stało się – udaję skruchę, na którą nie daje się nabrać. Zapina swoje spodnie i wpatruje się w moje oczy. Nadal siedzę wygodnie na dywanie, dumny niczym paw.
- Taki jesteś pewny siebie?
- Teraz? Tak – odpowiadam z uśmiechem.
Will odpycha mnie lekko i wstaje.
- Gdzie się wybierasz? - pytam widząc, że zapina kurtkę.
- Przecież mówiłem ci, że nie mogę zostać, prawda?
- Tak, ale myślałem, że... - wstaję pospiesznie, próbując go zatrzymać – że...
- Że co? - pyta mnie głosem niewiniątka.
- Że... zmienisz zdanie.
- Chciałem. Sam wiesz, ale... byłeś niegrzeczny. Nie posłuchałeś mnie i to twoja kara – uśmiecha się słodko, a ja mam ochotę mu przyłożyć.
- Nie możesz...
- Mogę – kieruje się w stronę drzwi. Podążam za nim.
- Proszę...!
- Ja też cię prosiłem – naciska na klamkę.
- William! To nie w porządku! Minie kilka dni zanim się zobaczymy...! – łapię go za ramię. Odwraca się w moją stronę i całuje namiętnie.
- Do zobaczenia wkrótce, mały. Zadzwoń do mnie.
- Jesteś taki okrutny! - krzyczę za nim, nie przejmując się, że ktoś nas usłyszy.
- Uczę się od ciebie – uśmiecha się po raz ostatni, wsiadając do windy.

7 komentarzy:

  1. To był (moim zdaniem) najlepszy rozdział do tej pory! >\\\\<

    Dlaczego wszyscy starsi semesie zawsze tak się martwią na zapas?
    William ty baka I JAK MOGŁEŚ?! zostawić chętnego Daniela(pewnie jak zawsze)

    Kitsune zrób mu coś :T to było niedopuszczalne.

    Poza tym daniel taki odważny xDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yagoda też mi się wydawało, że ten rozdział był dobry, aż do wczorajszej nocy, gdy napisałem jeszcze lepszy :D Muszę go jeszcze lekko poprawić, bo nocne pisanie kończy się zawsze masą błędów i moim porannym zdziwieniem "ja to napisałem? serio? niezłe:D", a potem i tak wszystko przerabiam.

      Już mu "coś" zrobiłem, wierz mi :P

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. *zlowieszczy śmiech*
    Czekam^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    jak Will mógł tak postąpić, że lepiej będzie Danielowi z dziewczyną i jak mógł go zostawić...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    jak Will tak mógł, że lepiej Danielowi będzie z dziewczyną i jak mógł go zostawić?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń