wtorek, 1 listopada 2016

Rozdział IX

„Grzech


Budzę się wcześnie rano wyspany i szczęśliwy. Za oknem pojedyncze promienie słońca przebijają się przez chmury, zapowiadając słoneczny dzień, co należy do rzadkości o tej porze roku. Uśmiecham się. Mam wielką ochotę na kawę, więc uciekam z łóżka i otwieram drzwi. Na korytarzu wita mnie niezwykły widok – czarny labrador piszcząc cicho, próbuje przedostać się do sypialni Sina. Podchodzę do psiaka, który nadal traktuje mnie raczej wrogo. Stara się warczeć, a nie ma nawet wszystkich zębów...
- Nic z tego, mały. Wampiry śpią w ciągu dnia – podnoszę go z ziemi i przytulam. Pluszowa kulka od razu głośno protestuje, gryząc mnie w rękę. - Bądź grzeczny, to pozwolę ci wejść – uchylam drzwi do sypialni, do której sam mam wielką ochotę zajrzeć.
Dzięki wczorajszej rozmowie z Henrykiem czuję się znacznie lepiej. Bez obaw wchodzę do środka i zapalam światło. Pierwsza rzecz jaką zauważam jest ciepło. Drewno w kominku wydaje przyjemny dźwięk. Z ulgą odnotowuję, iż Sin spokojnie śpi. Zbliżam się, by lepiej mu się przyjrzeć. Szczeniak na jego widok zaczyna wyrywać się w kierunku łóżka, więc kładę go na pościeli. Obwąchuje Sina, machając do niego ogonem. Gdy ten nie reaguje, zaczyna ponownie piszczeć.
Pochylam się nad śpiącym i ostrożnie odkrywam koc, by obejrzeć jego przedramiona.
- Co robisz, panie? - podskakuję na dźwięk głosu Henryka, który niespodziewanie pojawił się za moimi plecami.
- Chciałem sprawdzić czy rany już się zagoiły – tłumaczę się pośpiesznie.
- I jak? Jest lepiej? - dopytuje z troską. Sin nie ma na sobie piżamy. Ściągam z niego okrycie. Przedramiona wyglądają strasznie. Widać na nich wiele śladów po kłach. Za to rana na ramieniu wyraźnie się zmniejszyła. Nie widzę rany zadanej mieczem, ale biorąc pod uwag inne obrażenia, pewnie nadal straszy swoim wyglądem.
- Będzie potrzebował sporo krwi.
- Owszem – przytakuje mi, zabierając pieska. - Chodź, Vero. Mam dla ciebie śniadanie. Panie? - czeka aż razem z nim opuszczę pomieszczenie.
- Już idę. Dołożę tylko drewna do kominka.
- Będziemy w kuchni – informuje mnie, odchodząc.
Korzystam z okazji, by po raz kolejny przyjrzeć się śpiącemu. Po raz pierwszy od dawna mogę wpatrywać się w niego bez przeszkód. Uczucie pożądania, którego tak bardzo się wstydziłem, odeszło.

- Jesteś cudotwórcą, Henryku – uśmiecham się do niego po raz kolejny tego poranka.
- Dziękuję, panie. Widzę, że humor ci wrócił po naszej wczorajszej rozmowie.
- O tak – zapewniam mężczyznę, zaczynając jeść. Szczeniaczek szybko przypomina nam o swojej obecności, bo jego miseczka już od dawna stoi pusta. - Co się dzieje, mały? Nadal jesteś głodny? - podaję mu kawałek biszkopta. Wczoraj bardzo mu smakował. Piesek przygląda mi się nieufnie. - Od razu widać, że to pies Sina – narzekam, jednocześnie licząc na to, że dzięki smakołykom wkupię się w jego łaski.
- Panicz go nie przygarnie.
- Jak to nie?! Odniosłem wrażenie, że chce go dla siebie.
- Pies zostanie z nami, to prawda, ale to nie on będzie jego panem.
- Dlaczego?!
- Możesz go uznać za mojego ulubieńca, panie, jeśli tak będzie ci wygodniej. Nie mam nic przeciwko zajmowaniu się nim.
- A Sin?
- Panie, jak sądzisz iloma zwierzętami opiekował się panicz w ciągu swojego życia?
- Ma wredny charakter. Obstawiałbym, że żadnym.
- Podpowiem ci. Wieloma.
- Przecież to wampir.
- Bardzo wrażliwy wampir – ucina temat, jakby to wszystko tłumaczyło.
- Gdyby był tak wrażliwy jak twierdzisz, nie próbowałby się związać z innym wampirem, niczego do niego nie czując.
- Panie, panicz Sin jest znacznie starszy niż ty, czy ja. Przeżył w życiu bardzo wiele. Jednak żadnego z tych doświadczeń nie da się porównać z samotnością. Jeśli zastanowisz się nad jego sytuacją, zrozumiesz czemu woli być z innym wampirem bez miłości, niż spędzić kolejne tysiąclecia w pojedynkę.
Przez resztę dnia nie umiem uciec od słów Henryka. Ja też jestem samotny. Czy jest mi z tym źle? Nie. Mam służącego, liczne obowiązki. Nie potrzebuję więcej do szczęścia. Przez całe życie byłem typem samotnika. Dużo się uczyłem, a to wymagało skupienia. Teraz jest podobnie. Muszę ślęczeć nad magicznymi formułami, by wybrać najlepszą, a potem stworzyć z niej perfekcyjny eliksir. Jednak to jestem ja, a jaki jest on? Ma przecież dom, w którym przebywa opiekun. To mało? Zachłanna z niego pijawka.
Rzucam psu kolejną kulkę z papieru, którą z lubością rozrywa na mniejsze części, zaśmiecając podłogę w pracowni. Zabawa trwa tak długo, aż pada zmęczony, układając się beztrosko na moim swetrze, który mi ukradł. Nie powinienem przyzwyczajać go do takich rzeczy, bo mogę mieć problem, gdy urośnie.
- Dobry wieczór – Sin rozgląda się po pokoju, w poszukiwaniu zwierzaka.
- Wyspałeś się?
- Tak, dziękuję. Gdzie jest Vero?
- Tutaj – maluszek od razu do niego podbiega prosząc, by wziął go na ręce. Wampir przez chwilę się waha, a potem podnosi pieska, który zaczyna lizać go po twarzy.
- Sin, zaczekaj! - wołam za nim, gdy wycofuje się w kierunku wyjścia. - chyba powinniśmy porozmawiać...
- Pozwolisz mi odejść?
- Nie, ale...
- W takim razie nie mamy o czym rozmawiać – zatrzaskuje za sobą drzwi. Staram się uspokoić, licząc kilka razy do dziesięciu, co na niewiele się zdaje. Podchodzę do okna, by móc przyglądać się jak w towarzystwie Henryka wyprowadza psa na wieczorny spacer. Służący zdaje się go pocieszać. Nie dysponuję tak dobrym słuchem jak on, więc nie mam pojęcia o czym rozmawiają. Jedno jest pewne – Sin jest smutny i nawet pies nie jest w stanie go pocieszyć. Czy to możliwe, że zaślepiony nienawiścią i zazdrością przekreśliłem jego szanse na szczęście? Ostatecznie co ja wiem o miłości?
Moją jedyną rodziną był ojciec. Matka porzuciła nas, gdy byłem mały. Odeszła do innego mężczyzny, z którym wzięła ślub i urodziła mu trójkę dzieci. Pamiętam jak przez mgłę dzień, w którym się wyprowadzała. Zabrała ze sobą wielką walizkę. Przytuliła mnie i powiedziała „żegnaj”. Żadnego „kocham cię” albo „będę tęsknić”. Zniknęła z naszego życia w ułamku sekund. Ojciec przeszedł nad tym do porządku dziennego. Wynajął opiekunkę, która zajmowała się mną, gdy pracował.
W szkole średniej i w czasie studiów umawiałem się z różnymi kobietami, lecz z żadną z nich nie łączyło mnie głębsze uczucie. To się zmieniło, gdy poznałem Ivy... Była ode mnie kilka lat starsza. Miała krótkie ciemne włosy i niebieskie oczy. Nasz związek trudno zaliczyć do udanych. Często się kłóciliśmy, na zmianę schodząc i rozstając. W czasie jednego z rozstań, które trwały od kilku godzin do kilkunastu dni, nakryłem ją z innym. Nie żałuję, że nam nie wyszło. Niedługo po rozstaniu zostałem opiekunem i przyjechałem tutaj.
Co więc wiem o miłości? To dziwne uczucie. Z jednej strony oznacza silny pociąg fizyczny, a z drugiej jest powierzchowne i nietrwałe. Dlatego nie rozumiem Sina. Moja matka nie umiała wytrwać u boku ojca, Ivy i ja nie nie byliśmy w stanie spędzić razem kilku tygodni razem, chociaż mocno się kochaliśmy, a on chce się związać na wieczność? A jeśli Nefryt pokocha w tym czasie kogoś innego? Na przykład ucznia Cassiana, to co wtedy? Moim obowiązkiem jest strzec wampira przed niebezpieczeństwem, bo jest on gwarantem szczęścia i powodzenia rodziny. Chyba lepiej pozbawić go złudzeń, niż pozwolić mu cierpieć przez wieki...
Schodzę do kuchni późnym wieczorem. Henryk czyta ostatni tom „Zmierzchu”, a Sin bawi się jego laptopem.
- Jednak umiesz korzystać z komputera – zauważam złośliwie.
- Potrafię robić rzeczy, o których tobie nawet się nie śniło – odpowiada, nie odrywając wzroku od monitora. Wybiera zabawki i akcesoria w sklepie zoologicznym. Bardzo się zaangażował.
- Naprawdę?
- Nie prowokuj mnie, Jack, bo to się źle dla ciebie skończy – ostrzega.
- Aż się trzęsę ze strachu – kpię, coraz bardziej wkurzony.
- Może opowiesz Henrykowi co wczoraj zrobiłeś? - pyta znudzonym tonem. Henryk unosi wzrok znad książki.
- Ty mały, podły rudzielcu... !
- To wszystko, na co cię stać? - przeciąga się leniwie.
Służący parska śmiechem, nad którym nie umie zapanować.
- Przepraszam – odkłada książkę na stół. - Trzeba przyznać panie, że trafił ci się niezły przeciwnik.
- Przeciwnik? Ten tutaj... ?– podchodzę do wampira i ujmuję go za nadgarstek. Fala niezaspokojonego głodu, która przepływa przez jego ciało, krzyczy pod skórą o szybkie zaspokojenie.
- Nie dotykaj! - wyrywa mi rękę, mierząc złowrogim spojrzeniem.
- Masz przyjść na górę zanim się położę, jasne? - uśmiecham się.
- Nie chcę!
- W takim razie niepotrzebnie zamówiłeś te wszystkie rzeczy – wskazuję na komputer. - Z samego rana osobiście zadzwonię do schroniska dla zwierząt. Przemyśl to dobrze. Dobranoc, Henryku.
- Dobranoc, panie – służący nadal jest rozbawiony naszymi małymi potyczkami.
Ze spokojem układam porozrzucane księgi, z których dzisiaj korzystałem. Sprzątam także pobojowisko po dzikich harcach Vero. Nie śpieszę się. Cierpliwie czekam. Wampir nie zaszczyca mnie swoją obecnością. Idę więc do swojej sypialni. Biorę prysznic i kładę się do łóżka. Już prawie przysypiam, gdy jego zimne palce muskają moją dłoń.
- Jednak przyszedłeś... - mamroczę sennie.
- Nie dałeś mi innego wyboru – odpowiada równie cicho, siadając obok na łóżku. Unosi moją rękę w kierunku swoich ust. Otwieram oczy. Jest ciemno. Udaje mi się dostrzec zaledwie zarys jego postaci. Tym razem jest delikatny. Przypominam sobie słowa Henryka, który mówił o tym, że każdy opiekun inaczej reaguje na oddawanie krwi... To pozwala mi się uspokoić w chwili, gdy wampirze kły wbijają się w skórę. I wtedy to się dzieje...
Senna lekkość zostaje brutalnie przepędzona przez zupełnie inne uczucie. Dobrze znana żądza wraca, by zaśmiać mi się prosto w twarz. Zagryzam mocno wargi, by nie jęknąć w chwili, gdy jego zimny język przesuwa się po zadanych ranach. Serce zaczyna wariować w piersi, oddech przyspiesza. Przypominają mi się jego oczy w chwili pocałunku...
Próbuję wstać, lecz Sin pochyla się nade mną, by uniemożliwić mi ten manewr. No cóż, to moje łóżko, więc ja tu jestem panem... Wykorzystuję fakt, iż mam wolne lewe ramię, którym natychmiast ciasno obejmuję go w pasie. Wystarczy chwila, by zajął moje miejsce na poduszkach.
- Tak będzie ci wygodniej – kłamię, opierając głowę na ręce. Moje oczy przyzwyczaiły się już do panującego mroku. Bez problemu mogę więc przyglądać mu się z bardzo bliska. Zaciska mocniej palce obu dłoni na moim nadgarstku. Każda kropla jest na wagę złota u tak wygłodniałej pijawki.
Udając troskliwego opiekuna uśpiłem jego czujność. Nagradza moje starania, przymykając ciężkie powieki. Stara się nie być łapczywym i pije tylko odrobinkę, doprowadzając mnie tym samym na skraj wytrzymałości. Jego drobne ciało przylega ściśle do mojej klatki piersiowej, oddech łaskocze, a zapach... Wcześniej nie zauważyłem, iż mój wampir pachnie jak runo leśne ogrzane sierpniowym słońcem. Przypomina mi się chwila, w której wpadłem w jego ramiona, spadając z drzewa. Wtedy również pachniał słońcem... Dlaczego o tym zapomniałem?
Po kilku minutach nasza krwawa sesja dobiega końca. Sin uwalnia moją rękę. Wykorzystuję ten moment i przesuwam opuszkami po wargach wampira. Są chłodne i delikatne. Znowu mam ochotę go pocałować.
- Nie – protestuje, pilnując dystansu między nami.
- Za każdym razem, gdy pijesz moją krew czuję się nieswojo – staram się odwrócić jego uwagę od faktu, iż jest aż tak blisko.
- Tak? - unosi lekko brwi.
- Tracę nad sobą panowanie – skarżę się, przesuwając dłoń i zaczynając głaskać go po policzku.
- Jack...
- To uczucie budzi we mnie silny niepokój, który mija, gdy jesteś blisko.
- Oddałeś mi za dużo krwi – poczucie winy sprawia, iż smutnieje.
- Nie kłam. Prawie nic nie wziąłeś.
- Nie kłamię... - broni się. Spogląda mi odważnie w oczy, gotowy do kolejnego starcia.
- Nie czuję twoich emocji – zauważam, nie przestając dotykać wampirzej skóry.
- Umiem je przed tobą ukryć.
- Ukryć?
- Oczywiście tylko wtedy, gdy głód nie jest zbyt dotkliwy.
- Nie chcę, abyś je ukrywał. Chcę wiedzieć, co czujesz.
- Co czuję...? Złamałeś mi serce. Nefryt na mnie czeka... - wracamy do punktu wyjścia.
- Nie oddam mu cię!
- Jack... Ty nic nie rozumiesz. Znalezienie kogoś takiego jak on zajęło mi setki lat.
- Nie kochasz go, a on nie kocha ciebie! - irytuję się.
- Zmieniłbyś zdanie, gdybyś go poznał. Jest cudowny. Wesoły, ciepły, zabawny i uwielbia podróże. To znacznie więcej niż kiedykolwiek oczekiwałem. Poza tym już zawsze będziemy razem – to koronne argumenty? „Zawsze będziemy razem”...
- Masz mnie i Henryka. Nie jesteś sam. Pozwoliłem ci zostać w posiadłości. Wiem, że nasze początki były trudne, ale...
- Nefryt nie jest człowiekiem! - wybucha, odtrącając moje dłonie.
- No i co z tego?
- Będzie przy mnie każdego dnia.
- Jestem twoim opiekunem i również jestem z tobą każdego dnia. To powinno być dla ciebie najważniejsze! Poza tym nie da się wytrzymać tak długo z jedną osobą, zwłaszcza bez miłości – nie umiem uciec od tej małej złośliwości.
- Od kiedy stałeś się ekspertem w tej dziedzinie? - drwi.
- Przez długi czas studiowałem kontrakt oraz inne zapiski... - Sin wybucha cichym śmiechem. - Co cię tak bawi? - pytam ponuro.
- Ty i twoja wiara w miłość i te głupie zapiski. Nie ma czegoś takiego, Jack. Miłość nie istnieje.
- Skąd wiesz? Byłeś kiedyś zakochany?
- Nie trzeba być geniuszem, by odpowiedzieć na to pytanie. Mam kilkaset lat. Znam smak miłości lepiej niż ktokolwiek inny.
- Serio? Kto był na tyle głupi, że odwzajemnił uczucie wampira? - moje pytanie zabolało go do żywego. Cholera...
- Właśnie o tym mówię. Związek z Nefrytem to idealne rozwiązanie – uśmiecha się blado, chociaż wiem, że stara się robić dobrą minę do złej gry.
- Będziesz miał sporo czasu na przemyślenie wszystkiego jeszcze raz, bo póki co zostajesz ze mną!
- Nefryt i ja będziemy razem!
- To się jeszcze okaże. A teraz... - pochylam się, zmniejszając dystans, który dzieli mnie od jego ust – pocałuj mnie.
- Oszalałeś?! Nie ma takiej opcji!
- Musisz! Chcę się przekonać czy pożądanie, które czuję podczas karmienia cię, związane jest tylko i wyłącznie z krwią, czy też powinienem zacząć się martwić – łapię za jego nadgarstki i przytrzymuję po obu stronach głowy. - Tylko jeden mały pocałunek, w ramach badań...
- Co będę z tego miał? - powinienem spodziewać się takiego pytania. Sprytna bestia.
- A co być chciał?
- Odejść – poda natychmiastowa odpowiedź.
- Nic z tego! Jednak jeśli się zgodzisz i będziesz nocować w domu, pozwolę ci zatrzymać psa.
- To za mało.
- No dobrze, w takim razie co cię uszczęśliwi? - wzdycham niezadowolony, bo wkurza mnie to, że przeciąga negocjacje w nieskończoność, zamiast spełnić moją prośbę.
- Nie wiem.
- Nie ułatwiasz mi życia, wiesz... – jego chłodny oddech owiewa moją twarz. - Nie chcę czekać. Pocałuj mnie, a obiecuję, że...
- Chcę, abyś...
- Tak? - w napięciu oczekuję jego dalszych słów.
- Zaprosił Nefryta do posiadłości.
- Co takiego?! Nie ma mowy! Twój pocałunek nie jest wart aż takiego poświęcenia! - puszczam nadgarstki Sina i siadam na łóżku, zapalając światło.
- Czyli odmawiasz? - upewnia się, mierząc mnie przekornym spojrzeniem oraz układając się wygodniej na pościeli.
- Drugi wampir?! Mam dosyć kłopotów z twojego powodu! Poza tym jeśli liczyłeś na to, że jego również będę go karmić, to...
- Nie, Jack. Jesteś moim opiekunem i twoja krew należy wyłącznie do mnie – uśmiecha się. - Nefryt nie śmiałby tknąć mojego człowieka.
- Nie wymienię jednego pocałunku na drugiego wampira. Nie jestem idiotą – cały czas intensywnie kalkuluję sytuację. Jeśli szybko nie rozwikłam tajemnicy pożądania, oszaleję. Jeśli jednak sprowadzę do domu kolejnego krwiopijcę, szaleństwo będzie najmniejszym z moich problemów. Spoglądam na wampira, rozłożonego wygodnie na łóżku. Jeden pocałunek... Wymagam aż tak wiele?
- Jeśli się zgodzę – zaczynam ostrożnie – obiecasz mi, że nie zwiążesz się z nim tak długo, jak będziecie przybywać na terenie posiadłości...
- Nie zgadzam się! Masz go zaprosić właśnie w tym celu - obraża się, odwracając głowę.
- Przemyśl to. Nie zawrzecie kontraktu, ale będziecie mogli być razem. Skoro tak ci na nim zależy, powinieneś cieszyć się z zaproponowanego przeze mnie rozwiązania.
- Nefryt obiecał mi swoją krew! Nie chcę być ciągle głodny!
- Zdaję sobie z tego sprawę, dlatego poczynając od dzisiaj, będę cię karmił codziennie.
- To nie to samo – oburza się niezadowolony.
- Moja krew przestała ci smakować? Niemożliwe.
- Jesteś człowiekiem. Muszę się z tobą delikatnie obchodzić.
- To się nazywa kompromis – podsumowuję.
- Czyli zaprosisz Nefryta pod warunkiem, że nie zwiążę się z nim na terenie posiadłości, tak? - przez krótką chwilę zatracam się w jego zielonych tęczówkach.
- Tak. Żadnych kontraktów. Tylko przyjacielska wizyta.
- W takim razie... - wyciąga dłoń w moją stronę.
- Nie tak szybko, Sin...
- Przepraszam, zapomniałem o dotykaniu – pośpiesznie cofa dłoń. - Wystarczy mi twoje słowo.
- Nie omówiliśmy najważniejszego.
- Wyślesz zaproszenie i będziesz mnie karmić. To mi wystarczy.
- A pocałunki?
- Pozwolę ci raz się pocałować – zachęca, siadając obok mnie.
- Mieszkanie z dwoma wampirami? Będziesz mnie całował za każdym razem, gdy o to poproszę. I żadnego oszukiwania, przy pomocy tych waszych przeklętych sztuczek z hipnozą, jasne? - wyciągam dłoń świadomy tego, że w końcu udało mi się zaskoczyć pana „żyję długo i wiem wszystko”. Tego się nie spodziewałeś...
- Jack... Nie wiem jak ci to powiedzieć, ale jeśli czujesz się samotny, to może zaproś jakąś kobietę do domu. Jestem pewny, że Henryk zna odpowiednie osoby, które mogłyby uwolnić cię od... frustracji – jego wzrok staje się zimny. Nie pasuje mu takie rozwiązanie. Tym lepiej dla mnie.
- To tylko pocałunki, Sin. Nic strasznego. Przecież jesteś znacznie silniejszy niż ja. A poza tym robię to tylko w celach badawczych. Sam wiesz, że nie przepadam za dotykaniem cię. Więc jak będzie? - wampir rozważa wszystkie opcje. Jeśli zależy mu na Nefrycie, zgodzi się. A kiedy to zrobi...
Spogląda na swoje drobne dłonie. Jestem podłym kusicielem, który wprowadza w życie szatański pomysł, dzięki któremu wreszcie będę go miał. A wszyscy mówili, że opiekun nie ma żadnej władzy... Tymczasem ta szczupła, jasna ręka właśnie przypieczętowuje umowę...
- Skoro osiągnęliśmy porozumienie – korzystam z okazji i przyciąga go bliżej siebie. Czuję adrenalinę, która buzuje w moich żyłach. Za chwilę pocałuję wampira... Tego podłego, upartego, nieznośnego...
- Najpierw zaproszenie – powstrzymuje moje zapędy, przykładając opuszki palców do moich ust.
- Jak sobie życzysz – wzdycham ciężko. Podnoszę się z łóżka i podchodzę do biurka. Wyciągam z szuflady ozdobny arkusz papieru.

Drogi Nefrycie!
           W imieniu Sina oraz swoim zapraszam Cię do odwiedzenia posiadłości.
Opiekun Jack

- Może być? - nieśmiertelny staje za moimi plecami, by sprawdzić cóż takiego napisałem.
- Mogłeś to ładniej ubrać w słowa – marudzi.
- Owszem, mogłem – wyciągam kryształową fiolkę, na którą wylewam kropelkę fioletowego płynu. Rozprzestrzenia się ona po powierzchni papieru, który znika na naszych oczach. Magia nowoczesnej poczty... - Czy teraz jesteś zadowolony?
- Tak.
- W takim razie pora, abyś wywiązał się ze swojej części umowy – wskazuję mu miejsce na blacie, na którym niechętnie siada.
- Jack... - pochyla się nade mną – nie mów Henrykowi, dobrze? - nasze usta dzielą zaledwie milimetry.
- Nie powiem.
- Nefrytowi też nic nie mów... Uznałby to za zdradę... Obiecujesz?
- Obiecuję... - zatapiam palce prawej dłoni w jego włosach. Wampir przymyka powieki... Nareszcie...

26 komentarzy:

  1. >_____<
    LIIIISIEEEE!!!
    Przestań cwaniaku jeden kończyć rozdziały w takich strategicznych momentach! ;-; Będę się teraz przez najbliższe dni skupiać tylko na tym czy nam tu przypadkiem Kitsune nie wrzuci Henryka w sam środek pocałunku...albo jeszcze Nefryt (natychmiastowa dostawa prosto do domu) wpadnie przez okno i do pocałunku nie dojdzie ;___;

    Hehe Jack do łóżka wampirka zapędził :D Czekam bardzo na ugryzienie w szyję :3

    ~Suzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to ja i moja strategia - przerwa w pocałunkach (w sumie to niezły tytuł opowiadania, nie sądzisz?) :D
      Ja też na to czekam :) Niestety, pewne słodkości musimy sobie wydzielać :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Przerwa w pocałunkach... to by znaczyło, że normalnie całują się cały czas ( ͡° ͜ʖ ͡°)

      ~Suzy

      Usuń
    3. Przerwałem w takiej chwili, że nie wiemy co oni tam robią zostawieni sami sobie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Wanmpireg jest rudy!!!!!
    RUDY

    uwielbiam rudych ukesiów
    myślałam że jest czysto czerwony
    A ON JEST RUDY :DDDDDD

    okurcze Jack ty idoito xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On jest czerwonowłosy, Jack był tylko złośliwy :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Ciekawe co powiesz jak Nefryt przyjedzie :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Tu był mój komentarz, ale przez Jacka zniknął jak zaproszenie... może potem się pojawi. Może.

    ~Emy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niczego nie usuwałem, Emy.

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Wiem :) aż tak ślepa chyba jeszcze nie jestem... (niektórzy mi mówią, że tak ale ciii ;D). Chociaż kto wie? Może jednak? *wyraża wzrok mrużąc powieki* Nie, jednak nie :). A mam takie pytanko... Jack nosi okularki?

      ~Emy

      Usuń
    3. Nie nosi. Jest na to zbyt idealny :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Wypraszam sobie! Noszę okulary i jestem Idealna, Doskonała, Znamienita, Perfekcyjna, Genialna, Wspaniała, Wzorowa oraz Rewelacyjna, nikt nie może zaprzeczyć!

      Usuń
    5. Moja Droga, nie musisz mnie przekonywać. Doskonale wiem, że kobiety nie mają żadnych wad. Z natury są perfekcyjne. Każda jedna to chodzący ideał.
      Faceci są zupełnie inni. No i Jest Jack - nieco zapatrzony w siebie egoista, który już wkrótce przekona się jak to jest mieszkać pod jednym dachem z dwoma wampirami. Gdyby chciało mi się to opisać, byłoby super. Niestety mi się nie chce :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. Ależ kobiety mają wady! Nie okłamuj mnie, że nie, bo jest ich niezliczenie wiele. Po prostu JA ich nie mam, a to co innego.
      I pisz, pisz. Wysyłam mentalnego kota-weny ;)

      Usuń
    7. Taa... bez bicia się przyznam, że w przeciwieństwie do Lidki, "święta" (czyt. idealna) nie jestem... niestety

      ~Emy

      Usuń
    8. Ja nie widzę w kobietach żadnych wad. Wszystkie są idealne i warte kochania :)

      Wasz Kitsune

      Usuń
    9. Jak teraz mama/babcia by mnie zobaczyła by skomentowała:

      "Dlaczego ty się tak szczerzysz do tego telefonu, co?"

      Takie komplementy to ja mogę słuchać :> to takie miłe x3 i aż człowiek od razu zapomina o teście z biologii ^^ jak miło

      ~Emy

      Usuń
    10. Emy, ja Was nie kokietuję. Taka jest prawda. Facet, który nie docenia kobiet, to idiota. Kobiety są cudowne :) Powinny być uwielbiane i noszone na rękach :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    11. "... noszone na rękach". Podoba mi się to :3

      Usuń
    12. Nie tylko tobie Liduś :3 Kitsune to prawdziwy ideał (chyba każdej) kobiety. Do znalezienia się w niebie brakuje mi tylko nowy rozdział ^^

      ~Emy

      Usuń
    13. Emy, nie przesadzajmy. Jestem tylko zwykłym facetem. Codziennie na ulicy mijasz setki fajniejszych niż ja, wierz mi. Jak mi nie wierzysz, spytaj Joleen :D
      Nowy rozdział będzie wkrótce. Nie mam kiedy dopisać zakończenia :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    14. Ja wcale nie przesadzam! Ja tylko wyrażam swoje zdanie! ;)

      ~Emy

      Usuń
  4. Kitsune ten rozdział aż mnie zatkał. jaki Jack podły negocjator wszystko zrobi by lepiej na tym wyjść a wampirek biedny on biedny jak on go wykorzystuje. Czytam twój rozdzialik i czekam na kolejny. I sama pisze swoje opowiadanie ale jak narazie utknełam w miejscu bo źle mi idzie pisanie konwersacji miedzy bochaterami a dopiero jestem na samym początku pierwszego rozdiału :( :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podły? To nie było podłe :D Tak naprawdę prawdziwe atrakcje dopiero przed nami :D
      Pisanie wymaga wprawy, ale jeśli nie piszesz, to się nie rozwijasz, więc walcz dzielnie :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Hejka, hejka,
    fantastycznie, co za padły szantazysta... Henryk wydaje mi się byc starszym niż wygląda... mogę powiedzieć, że Jack zachowuje się jak taki egoista, wkurzał się na iontakt, a jak teraz jest szansa to, to się wkurza...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń