niedziela, 7 maja 2017

mpreg 5

„Bezsenne Noce


Po całym dniu pracy, wracam do mieszkania. Kieruję się do salonu i odkładam torbę z laptopem na stół. Bezwiednie unoszę wzrok w kierunku pustego krzesła. Nie ma go, a wraz z nim zniknął ten specyficzny szelest, który towarzyszył rysowaniu. Szept ołówka...
Odkąd rodzice go zabrali, nie napisałem ani jednego słowa. Pierwszy raz w życiu dopadła mnie niemoc twórcza. Choćbym się godzinami wpatrywał w pustą kartkę, nie jestem w stanie niczego z siebie wykrzesać. Czy to oznacza, że za nim tęsknię? Nie, to absolutnie wykluczone!
Załamany chowam twarz w dłoniach. Powinienem jak najszybciej skończyć książkę, jeśli zależy mi na tym, aby ukazała się przed końcem roku.
Problem polega nie tylko na tym, że nie jestem w stanie pisać. Moje myśli zdają się zupełnie omijać temat pracy. Nie dbam o terminy, delikatne sugestie ze strony mojej agentki. Nawet konsultacje scenariusza przestały mnie cieszyć.
Dziecko... Czy ten szalony nastolatek troszczy się o wszystkie jego potrzeby? Dam sobie rękę uciąć, że nie. Powinienem pojechać do domu rodziców i przywlec go tu z powrotem! A potem przywiązać do tego cholernego krzesła, by nie śmiał drgnąć aż do porodu! Siedział tu sobie cicho i rysował. Miał własny pokój, ciepło, jedzenie. Czy to nic dla niego nie znaczyło?
Ojciec powiedział, że go zawiodłem... Tak bardzo chciałem, by był ze mnie dumny, a w zamian za to spadł na mnie grad pomówień i fałszywych oskarżeń.
To wszystko wina Eli! Niech go tylko dostanę w swoje ręce, już ja mu pokażę... Idealnie wykorzystał nadarzającą się okazję. Pewnie sprzedał rodzicom łzawą historyjkę o tym, że źle go traktowałem, a tatuś od razu ruszył mu na ratunek. Przebiegły manipulant!
Snucie planu zemsty przerywa pojawienie się dostawcy. Trzy razy dziennie przywozi wyjątkowo zdrowe posiłki, które specjalnie zamówiłem. Powinienem zadzwonić do restauracji i to odwołać.  Użyłem licznych znajomości, by dostawcy zechcieli wciągnąć mnie na listę swoich klientów. Ich catering jest obecnie najpopularniejszy. Wiele znajomych polecało mi te dania twierdząc przy tym, że albo sami korzystali z ich usług albo znają kogoś, kto był nimi zachwycony. Tymczasem minęły trzy tygodnie, a Eli wciąż tu nie ma. Z początku liczyłem, że rodzice tylko się ze mną droczą. Byłem pewny, iż odwiozą chłopaka w przeciągu kilku dni.
Jedno trzeba mu przyznać - miał rację w sprawie zdrowego jedzenia. Jest koszmarne. Mógłbym rozważyć dostawy z innego miejsca, ale w obecnej sytuacji nie ma takiej opcji! Niech się rozkoszuje smakiem tych wszystkich kiełków i kwiatów. To i tak znacznie więcej niż zasługuje. Niewdzięcznik!
Przez kilka godzin włóczę się po mieszkaniu, nie umiejąc znaleźć sobie miejsca. O pisaniu nie ma mowy. Fabuła filmów wydaje mi się zbyt drażniąca, a muzyka tylko pogarsza stan depresji. Błądząc bez celu zatrzymuję się przed drzwiami sypialni dla gości. Nie zaglądałem tam ani razu od czasu jego wyjazdu. Nieśpiesznie wyciągam rękę w kierunku klamki. Drzwi lekko skrzypią. Opróżniam resztkę czerwonego wina z kieliszka, który nerwowo ściskam, by dodać sobie odwagi, a następnie robię pierwszy krok.
W pokoju jest ciemno i nieprzyjemnie, dlatego czym prędzej zapalam światło. Skąd we mnie aż takie napięcie? Przecież nie robię nic złego, to moje mieszkanie! Śmiało wchodzę do środka, by móc się rozejrzeć.
Łóżko jest schludnie pościelone. Przykryte kapą, na której leży stos ozdobnych poduszek. Nie widać tu żadnych pozostawionych przez chłopaka przedmiotów.
Gdybym miał opisać tę scenę, to byłby idealny moment, by główny bohater uświadomił sobie, iż gość, z którym mieszkał pod jednym dachem, okazał się tylko i wyłącznie wytworem jego wyobraźni. Eli nie był duchem. W garderobie wciąż znajdują się jego ubrania. Na dole, pod wieszakami, stoi karton z papierem do rysowania, a na półce wyżej kilka metalowych kasetek ołówków. Jest także niewielka walizka, której przez chwilę uważnie się przyglądam. Nie powinienem grzebać w jego rzeczach. Mimo to już po kilku sekundach otwieram zamek. W środku nic nie ma.
Ogarnięty uczuciem rozczarowania przeszukuję łazienkę, a następnie wracam z powrotem do pokoju. Podświadomie liczyłem na jakiś ślad, który pomógłby mi zdyskredytować go w oczach rodziców. Gdyby udało mi się przekonać ich, by spojrzeli na niego moimi oczami, sytuacja byłaby o wiele prostsza.
Zrezygnowany kładę się na łóżku i ciężko wzdycham. Nie jest mi zbyt wygodnie, więc zrzucam część poduszek na ziemię. Te, które pozostały obco pachną. Nie jest to proszek do prania, lecz ten specyficzny zapach, który wyczuwałem za każdym razem, gdy był blisko. Drażni mnie to, więc wyżywam się na pościeli, ciskając pozostałymi poduszkami gdzie popadnie.
W chwili, gdy planuję zbesztać samego siebie za tak dziecinne zachowanie, odkrywam schowany przez blondyna skarb - jego szkicownik. Ostrożnie biorę go do rąk i układając się wygodnie, zaczynam przeglądać znajdujące się w środku rysunki. Nie ma ich zbyt wiele. Najczęściej są to różnego rodzaju kwiaty, które ściśle wypełniają całą wolną przestrzeń. Nieświadomie przesuwam po nich opuszkami. Są tak piękne, że aż trudno uwierzyć, iż nie są prawdziwe. Każdy jest inny, lecz wszystkie wykonane z niezwykłą wręcz precyzją.
- Talentu nie można ci odmówić... - mruczę sam do siebie zadowolony z faktu, iż mogę rozkoszować się tym niezwykłym widokiem i nikt mi w tym nie przeszkadza.
Kolejny szkic to marmurowa fontanna, którą zdobią figurki uśmiechających się aniołów. Ich dziecięce i lekko pucołowate twarzyczki zdają się cieszyć z faktu, iż spadają na nich krople wody, ogrzanej przez promienie jasnego słońca. Poświęcam kilkanaście minut, by przyjrzeć się dokładnie wszystkim detalom, zdobiącym ten rysunek. Nie potrafię wyjść z podziwu, iż nabazgrał ich aż tyle. Z wielkim trudem zmuszam się, by oderwać od nich wzrok i przerzucić kartkę. Na widok ostatniego szkicu zamieram, a do oczu napływają mi łzy.
- Mój syn... - szepczę, wpatrując się w twarz dziecka o dużych, migdałowych oczach, otoczonych przez długie, lekko wywinięte rzęsy. Oczy Eli... Poważne, nieco smutne. A także jego usta o miękko zarysowanym konturze. Za to nosek i brodę ma po mnie. Jeśli dodać do tego jasne, nieco kręcone włosy... Dzidziuś jest doskonały. Sam nie umiałbym go sobie lepiej wyobrazić. Tak bardzo za nim tęsknię. Jestem jego ojcem. Powinienem być obok. Czuwać, czy wszystko jest z nim w porządku, a nie użalać się nad sobą, pijąc wino. Dosyć tego! Rano jadę odzyskać mojego syna!
Układam szkicownik w taki sposób, by wpatrywać się w rysunek jeszcze przez jakiś czas, nim udaje mi się zasnąć wdzięczny losowi za tak niesamowite znalezisko.

Poranek witam w znakomitym nastroju. Po raz pierwszy od dawna cieszy mnie przepiękna pogoda, czerwcowe słońce oraz bezchmurne niebo. Pakuję do niewielkiej torby podręcznej kilka drobiazgów. Wiem, że mama zmusi mnie, abym został chociaż do jutra. Minęły wieki od czasów, gdy po raz ostatni nocowałem w rodzinnym domu. Zazwyczaj wyłgiwałem się pracą. Teraz najchętniej użyłbym tego samego argumentu. Rodzice uwielbiają wiejskie klimaty małych miejscowości, lecz ja się w nich męczę. Znacznie bardziej wolę życie w mieście, które nigdy nie śpi, a wszystko zdaje się być na wyciągnięcie ręki.
Przez kilka chwil przyglądam się swojemu odbiciu w lustrze. Nie wyglądam szczególnie. Bezsenne noce w towarzystwie wina mocno odbiły się na mojej twarzy. Nie szkodzi. Jestem po prostu zbyt wrażliwy i muszę odreagować negatywne emocje.
Moim celem jest odzyskanie kontroli nad Eli i przywiezienie go z powrotem tutaj. Być może rodzice będą nalegać, abym go przeprosił. Nikt nie mówił, że bycie rodzicem to tylko i wyłącznie przyjemności. Dla syna zrobię wszystko. Jeśli sytuacja będzie tego wymagać, oddam mu pieniądze za czynsz, a kto wie, może i dorzucę paczkę cukierków. Dziecko jest warte wszystkich poświęceń.
Pozostaje jeszcze ojciec... Z nim nie pójdzie mi tak łatwo... Na samą myśl o naszej konfrontacji dostaję gęsiej skórki.
Wsiadając do samochodu, po raz ostatni pytam sam siebie, czy na pewno tego właśnie chcę. Miłość do dziecka zdaje się śpiewać w moich żyłach. Jestem jak marynarz, kuszony głosem urodziwej syreny. Odpalam silnik i śmiało naciskam na pedał gazu.
Po niecałych pięciu godzinach parkuję na podjeździe przed niewielkim, białym domkiem, którego okiennice oraz drzwi zostały pomalowane przez tatę na niebiesko. Pod oknami kwitną kolorowe kwiaty, których zapach cofa mnie do czasów beztroskiego dzieciństwa. Śpiew ptaków, moje pierwsze opowiadania, które z takim zapałem tworzyłem siedząc sam nad brzegiem jeziora - każdy zakątek przywołuje liczne wspomnienia. Wtedy nikt nie wierzył w to, iż zostanę pisarzem. Wszyscy byli pewni, że wybiorę sport, tak jak mój ojciec, bo od zawsze byłem w niego zapatrzony jak w obraz. Peter Ford zdawał się zupełnie nie przejmować postronnymi opiniami. Jako pierwszy czytał wszystko co napisałem, a potem z uznaniem kiwał głową. Do dziś to jego pochwały są dla mnie najważniejszym wyznacznikiem. Nigdy nie przypuszczałem, iż doczekam dnia, gdy będę stał jak kołek i wahał się czy wolno mi przekroczyć próg tego domu.
- Jesteś dorosły mężczyzną. Przestań panikować i... - próbuję dodać sobie otuchy. W tej samej chwili błękitne drzwi otwierają się z impetem.
- Max! - moja mama, ubrana w letnią, różową sukienkę, rzuca mi się na szyję. Muszę się nieco pochylić, by mogła mnie ucałować. - Tak się cieszę, że przyjechałeś! - jej oczy promienieją radością.
- Ja też się cieszę, mamo - bąkam w odpowiedzi. - A gdzie tata?
- Pomaga naprawić kosiarkę sąsiadom. Niedługo powinien być z powrotem. Chodź, wejdź do środka - kobieta bierze mnie pewnie za rękę i ciągnie za sobą.
- Mamo... Sam pójdę. Nie jestem już dzieckiem.
- Dla mnie zawsze będziesz moim malutkim synkiem - uśmiecha się szczerze. Siadamy na sofie w salonie, który połączony jest z kuchnią. Na parterze znajduje się także sypialnia rodziców. Poddasze należało do mnie. Dorastanie w tym tycim domku intensywnie wpłynęło na moje postrzeganie przestrzeni osobistej.
- A jak się ma moje dziecko?
- Powinieneś raczej zapytać, jak się ma Eli. Czy on nic dla ciebie nie znaczy? - zatroskany wzrok powoduje, iż uwidaczniają się delikatne zmarszczki na jej twarzy. Nie chcę kłamać, lecz nie mogę powiedzieć jej prawdy.
- Sytuacja miedzy nami jest skomplikowana. Wszystko stało się za szybko. Nie do końca przemyślałem...
- Przemyślałeś? Powiedz mi synu, która część twojego ciała dokonała tej karkołomnej dedukcji, co? - gwałtownie unoszę oczy, by spotkać jakże karcący wyraz twarzy głowy naszej rodziny.
- Dzień dobry - podrywam się z miejsca i wyciągam dłoń w jego stronę. Ściska ją pewnie, choć niechętnie, poprawiając rękawy flanelowej koszuli w granatowo-czerwoną kratę. Musiał je podwinąć przy majsterkowaniu. Dumnym krokiem zbliża się do swojego olbrzymiego, welurowego fotela, dając mi tym samym znać, abym usiadł na poprzednim miejscu, bo „jego wysokość” raczy wysłuchać mojego poselstwa...
- Długo ci zeszło dotarcie tutaj. Razem z mamą rozważaliśmy nawet, czy nie przysłać ci mapy - drażni mnie, wypominając trzytygodniowe milczenie.
- Byłem zajęty pracą - tłumaczę się.
- Pracą? Ani razu nie zadzwoniłeś, by zapytać jak się czuje twój ciężarny chłopak! - Peter Ford precyzyjnie atakuje! Jak tak dalej pójdzie, przegram to starcie w pierwszej rundzie.
- On nie jest moim chłopakiem! To był błąd!
- Uwiodłeś młodego, zapłodniłeś, a teraz umywasz ręce?! - grzmi, zaciskając swoje wielkie dłonie na oparciach fotela.
- Tato, proszę cię, postaraj się mnie zrozumieć! Kocham dziecko i bardzo mi na nim zależy, ale Eli... Jeśli się z nim zwiążę, unieszczęśliwię i jego, i siebie. Nasz związek nie ma żadnej przyszłości.
- I to mówi mój syn... Pamelo, słyszysz to?!
- Peter, proszę, nie denerwuj się tak - mama stara się go jakoś udobruchać. Zawsze miała na niego łagodzący wpływ. Przeciwnicy uważali, że przypomina rozwścieczonego niedźwiedzia, lecz przy niej jest bardzo potulny. Ta niepozorna kobieta oswoiła prawdziwą bestię. Jeśli przeciągnę ją na swoją stronę, ojciec będzie jadł z jej ręki.
- To jego wina! Podnosi mi ciśnienie wygadując te swoje bzdury!- mężczyzna tłumaczy swoje wybuchowe zachowanie, obarczając mnie odpowiedzialnością za awanturę.
- A co chciałbyś ode mnie usłyszeć? Że żałuję?! Żałuję i to bardzo, lecz stało się! Kocham dziecko ponad wszystko. Wychowam je najlepiej jak potrafię, przysięgam - ponownie wstaję z kanapy, bo nie potrafię dłużej znieść napięcia miedzy naszą trójką. To pierwszy tak duży kryzys w naszej rodzinie od czasów, gdy porzuciłem sport, by skupić się tylko i wyłącznie na pisaniu. Ojciec był zdania, iż przy odrobinie wysiłku, mógłbym pogodzić obie pasje. Odmówiłem. Judo mnie rozpraszało. Wymagało dyscypliny, z którą ciągle walczyłem, by wyjść poza schematy. Chciałem pójść własną drogą, by nie skończyć jak on - w niewielkim domku, gdzieś na przedmieściach.
- Eli nie odda ci dziecka. On także bardzo je kocha.
- Sam mówiłeś, że jest bardzo młody. Zatroszczę się o jego przyszłość - zapewniam gorliwie.
- Zamilcz! Nie chcę tego słuchać!
- Dlaczego? Bo nie chcę brać z nim ślubu, tak? - upewniam się, czy dobrze rozumiem argumenty mojego przeciwnika.
- Max, ja na twoim miejscu wziąłbym odpowiedzialność... - zostaję pouczony, jak powinienem żyć.
- Ale nie jesteś na moim miejscu! A poza tym czasy się zmieniły. Żyjemy w XXI wieku. Związki partnerskie wypierają tradycyjny model rodziny. Możemy wychować mojego syna i bez ślubu - poruszam temat, który jest świętością w tym domu. Rodzice od zawsze liczyli na to, że zakocham się, a potem sformalizuję związek. Nic z tego.
- Nie masz za grosz honoru! - ojciec wstaje z fotela i przez kilka długich sekund spogląda mi prosto w oczy. Góruje nade mną wzrostem, co skrzętnie wykorzystuje.
- Honor nie ma z tym nic wspólnego - spokojnie odpieram jego atak.
- Dla mężczyzny jest wszystkim! Żałuję, że tego nie rozumiesz. Jesteś już dorosły, a ja cię ostrzegałem. Nic więcej nie mogę zrobić. Tylko potem nie przychodź do nas z płaczem, gdy będzie już za późno.
- Nie przyjdę, możesz być pewny - syczę przez zaciśnięte zęby.
- Cieszę się - jego twarz przybiera groźną minę, która miała symulować uśmiech.
- Chłopcy, nie kłóćcie się - mama staje pomiędzy nami. - Jestem pewna, że obiad poprawi nam wszystkim humor. Co wy na to?
- Świetny pomysł kochanie - tata czule całuje ją w skroń. - Pójdę się umyć. Narobiłem się jak wół przy tej kosiarce - oddala się w kierunku ich sypialni.
- Widzisz, nie było tak źle - kobieta klepie mnie porozumiewawczo po ramieniu, uśmiechając się, gdy jej małżonek znika nam z pola widzenia. - Tata powoli przyzwyczaja się do faktu, iż wkrótce będzie dziadkiem i ta myśl sprawia, że już teraz najchętniej nosiłby Eli na rękach. Jest przeszczęśliwy.
- Serio? Moim zdaniem dziwnie to okazuje - komentuję szeptem. - A ty mamo, cieszysz się z wnuka? - posyłam jej spojrzenie pewne niepewności.
- Oczywiście, że tak! Nie ukrywam, wolałabym, by relacja między tobą i Eli była inna, ale sam wiesz, że od bardzo dawna marzyłam o tym, abyś ułożył sobie życie - jej dyplomatyczna odpowiedź pozbawia mnie złudzeń. Ojciec już zdążył ją przekabacić. Nie poprze mnie.
- Przykro mi, że was zawiodłem - spuszczam wzrok.
- Nie zawiodłeś nas, synku. Zawsze byliśmy i będziemy z ciebie dumni. Po prostu postawiłeś nas w trudnej sytuacji. Polubiliśmy Eli i chcielibyśmy widzieć w nim drugiego syna.
- Nie powinniście się do niego przywiązywać. Ta sielanka wkrótce się skończy.
- Tata i ja jesteśmy pod dużym wrażeniem jego talentu - kobieta dyskretnie zmienia temat.
- Nieźle maluje - przyznaję niechętnie. - To jego jedyna zaleta.
- A właśnie, mógłbyś mu powiedzieć, że obiad będzie za piętnaście minut?
- A gdzie on jest? - rozglądam się po otoczeniu, lecz nigdzie nie widzę jasnowłosego złośliwca.
- Podejrzewam, że w ogrodzie - celowo zachęca mnie, abym się z nim spotkał sam na sam.
- Już idę - wzdycham.
- Tylko bądź dla niego miły - grozi mi palcem, gdy otwieram przeszklone drzwi.
- Zawsze jestem dla niego miły.

28 komentarzy:

  1. "Zawsze jestem dla niego miły" a ja jestem święty Antonii. Zastanawiam się czy Max w ogóle zdaje sobie sprawę z tego co oznacza słowo "miły" mam wrażenie że nie. Eli też jest jednak nie w porządku. Dlaczego nic nie wyjaśnił rodzicom Maxa? Dlaczego zgrywa takie niewiniątko skoro nie jest święty i swoje za uszami ma... Pozostaje mi tylko czekać na ciąg dalszy ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomijając słodycz Maxa, intryguje mnie Twoje nowe, męskie wydanie :D
      Chciałem od razu dopisać sceny, w których rzuciłbym więcej światła na milczenie Eli, ale pomyślałem sobie, iż wymaga to osobnego rozdziału :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Dobrze pomyślałeś. Czyli czekam na kolejny rozdział.
      Moje męskie wydanie? Coś w stylu twojego ukochanegi króla ^^

      Usuń
    3. Zastanawiam się co wybrać. Może odwiedzimy Rona, a może zajrzymy z Maxem do ogrodu - trudna decyzja :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. I tu i tu są osoby co mnie denerwują ^^ i które oczywiście kocham ^^ także co wybierzesz będzie idealnie ^^ ja na szczęście nie mam takiego problemu z wyborem i z nadzieją oczekuję dalszych odsłon króla Ichioru ^^ jutro powinnam naszkrobać rozdział, bo mam wolne.

      Usuń
    5. A ja nie mam wolnego i muszę się uczyć :( Jak to wszystko pogodzić? Przydałyby się jakieś drzwi. Zamknąłbym się w środku żeby odciąć się od świata. Może król załatwiłby mi jakąś cichą komnatę, jak sądzisz? :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. Na pewno by coś skombinował ^^ Jednak przed nim samym byś się nie ukrył ^^

      Usuń
  2. Tradycyjnie czekam na więcej.

    Max jest po prostu beznadziejny. Ciekawe czy kiedykolwiek się ogarnie, czy raczej już zawsze taki będzie.

    Eli z kolei wydaje mi się, że nie odsłonił jeszcze wszystkich swoich kart.

    Btw, myślałam, że wśród rysunków znajdzie się również portret Maxa. Cóż poradzić, że mam nadzieję na happy end :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem... Ostatnio nie było żadnego nowego rozdziału przez kilka dni z rzędu. W dodatku byłem na wsi, gdzie internet szlag trafił, dlatego więcej pojawi się już niedługo :)

      Nie zgadzam się z Tobą. Max jest super gościem. Bogaty, przystojny, fani na całym świecie szaleją za jego książkami. Zapowiada się na oddanego i kochającego ojca. Ten cudowny obrazek psuje mu tylko jeden, malutki, blond-szczegół, ale co to dla niego :D Przecież Eli to pchła, którą zmiażdży bez najmniejszego problemu, prawda? :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. I dlatego uważam właśnie, że jest beznadziejnym gościem.

      Palant, który uważa, że wszystko można kupić :D. Skąd ja to znam :D. Toż to wypisz wymaluj mój Sho ;-) z "Umowy".

      Usuń
    3. Właśnie dlatego trzeba go wychować. Na szczęście jest jeszcze Peter Ford, do którego należy ostatnie zdanie we wszystkich kwestiach dotyczących rodziny :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Ale "pan i władca" nawet nie chce wysłuchać własnego syna! :c

      Wegi
      Ps. Przepraszam za tak długą nieobecność Kitsuś! Ja jestem i email też jest!

      Usuń
    5. Dobrze, że już jesteś :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. Postaram się być częściej... Jeszcze raz przepraszam, źle się z tym czuję... :(

      Wegi

      Usuń
    7. Nie musisz przepraszać, przecież nic się nie stało :) Nasza blogowa rodzina jest silna i ze wszystkim sobie poradzimy :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. Mogę prosić o ciąg dalszy? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcecie kolejny rozdział Bezsennych nocy? :D Mogę go dać, ale co dostanę w zamian? :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. W zamian otrzymasz naszą radość i miłe komentarze :)

      Usuń
    3. Jestem zachłanny, czekam na więcej :D (bo prawda jest taka, że jeszcze nic nie napisałem, ale cii... nikt o tym nie wie :P to będzie nasz sekret, ok?)

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. A przyjmujesz walutę dozgonnej wdzięczności? XD
    Tak w ogóle super rozdziały Zdrjacy i Bezsennych :D (czemu mój telefon zamiast Bezsennych chciał napisać bezdomnych? XD to jakiś ukryty przekaz?)
    Zabiegana i ciepło pozdrawiająca
    ~Ijona~
    PS. Zgadzam się z poprzedniczkami. Max to palant :p , któremu przyda się tresura w wykonaniu jego ojca :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dozgonna wdzięczność... Muszę to przemyśleć :D

      Nie dostrzegacie żadnych zalet Maxa? Ani jednej? Będąc na jego miejscu chciałabyś brać ślub z kimś obcym, kogo nawet nie lubisz?

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Z tym ślubem na przymus masz rację to jest słabe i nie fajne, tu mogą się obie strony oburzać. Ale nie zmienia to sprawy, że Max mógłby być troszkę milszy, i nie naciskać ciągle na Eliego by oddał mu dziecko, a także zamiast kłócić się z nim, mogliby zwyczajnie pogadać:) I tu przyda się ojciec Maxa, by trochę ogarnął syna (Eliego troszkę też przydało by się potrząsnąć) aby młodzi panowie mogli się zacząć lepiej dogadywać ze sobą.
      Pozdrawiam :)
      PS. Pytasz o chociaż jedna zaletę Maxa, hmmm może to nie zaleta, a bardziej pozytywna reakcja, ale to, że przyjął Eliego do swojego mieszkania, szkoda tylko, że na przesadzonych rygorystycznych warunkach.

      Usuń
    3. To jeszcze nic :D Niestety, musisz poczekać na kolejny rozdział. Dopiero wtedy zaczniemy "rewolucję" we wzajemnych relacjach :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Jeśli dobrze pamiętam, rodzice Maxa są w ciągłej niewiedzy, w jaki sposób tych dwóch znalazło się w tej sytuacji? MB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak, lecz jeśli przeczytasz nowy rozdział, który przed chwilą opublikowałem, wszystko stanie się jasne :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. się zabieram do czytania :) MB

      Usuń
  6. Witam,
    troszczy się o niego? ciepło, jedzenie i jeszcze ten czynsz.... dobre sobie? jak widać Maxowi brakuje mu obecności Eli...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    cudnie, fantastyczbie, co? Max troszczy się o Eliego? dobre sobie... ciepło, jedzenie i jeszcze ten czynsz... widać że Maxowi brakuje obecności Eli... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń