wtorek, 2 maja 2017

Rozdział XXI

„Zdrajca


- Czy teraz jesteś zadowolony? - pytam mojego zdyszanego ukochanego, szepcząc mu zmysłowo do ucha.
- Nie.
- Mogę się bardziej postarać - uśmiecham się, zaczynając całować go po karku. - Wystarczy, że...
- Nie...
- Nie chcesz?- drażnię się z nim, nie przestając pieścić.
- Chcę, ale nie mam już siły - odpowiada sennie. Biedny, jest tak zmęczony, że nawet nie unosi powiek.
- Do świtu pozostało jeszcze sporo czasu - udaję zawiedzionego, rysując opuszkami wzory na jego plecach.
- Jutro, dobrze? - próbuje się przesunąć w kierunku brzegu łóżka.
- O nie, śpisz tutaj - otulam go szczelnie ramieniem, zagarniając bliżej siebie.
- Kocham... - mamrocze.
- Ja też cię kocham, najdroższy. Znacznie bardziej niż powinienem - dodaję po chwili, przeczesując palcami potargane, ciemne włosy. Okrywam jego nagie ciało kołdrą. Szkoda, że zasnął tak szybko. Nie miałbym nic przeciwko, gdybyśmy zrobili to jeszcze raz albo dwa.
Przez kilkanaście minut leżę zasłuchany w jego równy oddech. Tak mi dobrze. Spokojnie. Zasypiam cieszą się tą błogością.
Niestety, nie dane jest mi się nią długo cieszyć, ponieważ od czwartej rano wyraźnie słyszę wibrowanie, dochodzące w kieszeni mojego swetra. Nie muszę nawet sięgać po telefon, by wiedzieć kto do mnie dzwoni. Powinienem odebrać i wysłuchać alkoholowych wynurzeń mojego wspólnika. Zamiast tego beztrosko wyłączam telefon, dając mu błogosławieństwo na korzystanie z poczty głosowej. Znając jego możliwości, rano będzie miał gigantycznego kaca.
Ponownie przytulam Josha, który zdążył uciec z moich ramion niebezpiecznie blisko krawędzi i zamykam oczy, licząc na dodatkowe godziny snu.

Kilka minut po szóstej ktoś ostrożnie dotyka mojego ramienia. Odsuwam rękę natręta.
- Panie Wood, do pana - Dennis próbuje wręczyć mi bezprzewodową słuchawkę od telefonu stacjonarnego.
- Kto dzwoni? - oszołomiony, pocieram zaspane oczy.
- Pański wspólnik.
- Pewnie jest pijany. Powiedz mu, żeby zadzwonił jak wytrzeźwieje.
- Ponoć to coś ważnego - młody ochroniarz nie daje za wygraną.
- Tak łatwo dałeś się nabrać? - spoglądam na niego z niedowierzaniem.
- Nie wydaje mi się, aby był pod wpływem alkoholu.
- Mówisz tak, bo nie znasz Rona tak dobrze jak ja - unoszę się nieco w górę i opieram o poduszki. - Daj - wyciągam rękę po słuchawkę. Brązowookiemu mężczyźnie trudno ukryć rozbawienie. - No co? - rzucam od niechcenia, mierząc go przenikliwym spojrzeniem.
- Nic, proszę pana. Linia trzecia - informuje mnie, oddalając się w kierunku drzwi. Gdy tylko je uchyla, kot korzysta z okazji i od razu wskakuje na łóżko.
- Złaź, jesteś ciężki! - staram się go zrzucić, lecz zwierz ani drgnie.
- Tristan? Co ty tam robisz? Chyba nie to, o czym myślę, prawda?
- Cynamon mnie zaatakował - tłumaczę się, odpychając natręta.
- Cynamon? Jesteś pewny, że to on? - brutalnie ze mnie drwi. Dobrze wie, że nienawidzę tego typu insynuacji.
- A kogo innego się spodziewałeś? Poza tym co to za pomysł, by budzić mnie o tak wczesnej porze? - ziewam.
- Jeśli przyłapałem cię z którymś z twoich ochroniarzy, to przepraszam - kaja się.
- Ochroniarzy? Od tego mam narzeczonego.
- Powiedziałeś „jesteś ciężki”. Mógłbym wiele rzeczy powiedzieć o tym twoim narzeczonym, ale z pewnością nie to. Z kim jesteś? Przyznaj się - zaczyna się śmiać.
- Leżę w łóżku z Joshem i kotem. Mam ci zrobić pamiątkowe zdjęcie?
- To nie będzie konieczne.
- O co chodzi, Ron? - od razu przechodzę do rzeczy.
- Tristan... Musisz przyjechać - poważnieje.
- Przecież wiesz, że nie mogę.
- Musisz. Bardzo cię potrzebuję.
- Jestem na bieżąco ze wszystkimi projektami. Nie martw się. Damy sobie radę.
- Tym razem nie chodzi o pracę.
- A o co?
- O mnie. Wczoraj po południu rozmawiałem z Abby. Powiedziałem jej, że to definitywny koniec. Wkurzyła się. Płakała i krzyczała. Ja też płakałem. Gdy wyszła... - nabiera głęboko powietrza.
- Ron... Co się stało? - za dobrze go znam. Wiem, że za chwilę powie mi coś, czego absolutnie nie chcę usłyszeć.
- Przepraszam... Ja naprawdę nie chciałem - rozkleja się.
- No coś ty, stary! Co się wczoraj stało? - udaje mi się wyplątać z kołdry. Wstaję z łóżka i rozglądam się za czymś, co mógłbym na siebie nałożyć. Na szczęście tuż obok łóżka leży moja ciemnogranatowa piżama. Zakładam dół, by móc swobodnie wyjść z pokoju. Od razu udaję się do biblioteki. Zamykam drzwi na klucz. Nie chcę, by ktokolwiek nam teraz przeszkadzał.
- Błagam cię, przyjedź... Nie zostawiaj mnie samego... - Ron dalej łka, coraz bardziej roztrzęsiony.
- Powiedz mi co się stało.
- Nie mogę... To nie jest rozmowa na telefon - pociąga nosem. - Wiem, że masz teraz mnóstwo spraw na głowie, ale... Potrzebuję jak nigdy wcześniej! Obiecaj, że mnie z tym nie zostawisz!
- Obiecuję. Zbiorę rzeczy i każę pilotowi sprowadzić helikopter, dobrze?
- Naprawdę przyjedziesz? - uspokaja się.
- Tak, przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- A Josh? Nie powinien wracać. Harold mi mówił co działo się w twoim mieszkaniu.
- Josh tu zostanie. Ma ochronę, więc nic mu nie będzie.
- Naprawdę ci na mnie zależy, skoro mówisz mi takie rzeczy - czuję ulgę w głosie mojego wspólnika.
- Proszę, powiedz mi co się dzieje? - zaczynam na niego delikatnie naciskać.
- Lepiej nie. Dowiesz się, gdy będziesz już na miejscu.
- Zadzwonię z lotniska.
- Czekam na ciebie. Nie zawiedź mnie - rozłącza się.
Od razu wykręcam numer Harolda, bo w tej chwili tylko on jeden może mi pomóc.
- Panie Wood, coś się stało?- mężczyzna, jak zwykle, wykazuje się czujnością.
- Potrzebuję helikoptera. Muszę natychmiast wrócić do miasta.
- Pilot będzie do pańskiej dyspozycji za dwadzieścia minut - informuje mnie.
- Dziękuję.
- Chodzi o pana Olsona?
- Nie. Ron błaga mnie, abym natychmiast przyleciał, by się z nim spotkać.
- Pan Ron? - dziwi się. - To do niego zupełnie niepodobne. Mówił o co chodzi?
- Nic nie mówił. Płakał do słuchawki i błagał o spotkanie.
- Pan Ron? Płakał? - nie tylko mnie trudno w to uwierzyć.
- Jeśli możesz, spróbuj się dowiedzieć o co chodzi. Wiesz, że nie lubię niespodzianek.
- Zrozumiałem. Widzimy się na lotnisku.
- Dziękuję.
Korzystam z okazji i pakuję do torby mój komputer oraz najpotrzebniejsze dokumenty, w tym projekty, nad którymi obecnie pracuję. Powinienem porozmawiać z Dennisem. Coraz bardziej zdenerwowany, podchodzę do drzwi, by go zawołać. Ku mojemu zaskoczeniu, stoi tuż za drzwiami.
- Panie...
- Wejdź - wciągam go do środka. - Za kilkanaście minut pojawi się mój helikopter. Muszę natychmiast wyjechać.
- Mam obudzić Josha?
- Nie, on tu zostaje.
- Nie zabiera go pan ze sobą?
- Nie chcę go narażać.
- Rozumiem - przytakuje mi.
- Nie, nie rozumiesz. Od tej chwili powierzam ci go, jasne? I jeśli cokolwiek mu się stanie, to...
- Panie Wood, w tej fortecy to raczej mało prawdopodobne.
- Masz go pilnować. Dzień i noc! Nie zostawisz go bez opieki nawet na chwilę. Ma być pod ciągłą obserwacją.
- Jak pan sobie życzy.
- Możesz zatrudnić więcej ludzi, jeśli chcesz.
- Uważam, że lepiej nie rzucać się zbytnio w oczy. Zbyt duża liczba ochroniarzy niepotrzebnie wzbudzi zainteresowanie wśród sąsiadów.
- W każdym razie nie wahaj się ani sekundy, jeśli uznasz to za konieczne.
- Obiecuję, że Josh będzie ze mną przez cały czas. Ufa mi, a ja mam spore doświadczenie w tego typu sprawach.
- Jeśli Ron wzywa mnie bez potrzeby, to rozszarpię go na kawałki! - wściekam się.
- Jestem pewny, iż zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji, ale proszę się nie przejmować. Mam wszystko pod kontrolą. Będę do pana co godzinę dzwonić i mówić o wszystkim, co się dzieje.
- Postaram się wrócić najszybciej jak się da.
- Josh zostaje w dobrych rękach. Wszystko będzie dobrze. Nie pozwolę mu wychodzić na zewnątrz. Pooglądamy telewizję, a wieczorem będzie pan z powrotem, prawda? - pociesza mnie.
- Tak. No dobrze, idę się ubrać - zabieram swoją torbę i biegnę na górę. Mój ukochany nadal spokojnie śpi. „Jest tu bezpieczny” - powtarzam sobie to zdanie niczym mantrę pośpiesznie biorąc prysznic i nakładając garnitur. Gdy mam pewność, że o niczym nie zapomniałem, pozostaje ta najtrudniejsza rzecz.
Siadam na skraju łóżka i przesuwam palcami po jego policzku. Ma miękką i delikatną skórę.
- Skarbie, obudź się - liczę na to, że mnie posłucha. Powoli unosi powieki. Nieśmiały uśmiech pojawia się na jego ustach.
- Wracaj do łóżka. Jeszcze wcześnie - kusi mnie.
- Chciałbym, ale nie mogę.
- Możesz - odsuwa się do tyłu, robiąc mi więcej miejsca. - Niepotrzebnie się ubierałeś, ale to nic nie szkodzi.
- Bardzo bym chciał zostać tu z tobą, ale muszę wyjechać - sięgam po jego dłoń i całuję palce.
- Wyjechać? - przytomnieje. - Teraz?
- Tak, teraz.
- Za chwilę będę gotowy - próbuje się podnieść, lecz przytrzymuję go za ramiona.
- Ty zostajesz.
- Co takiego?!
- Proszę, posłuchaj mnie ten jeden raz. Ron zrobił coś głupiego. Rozwodzi się z Abby i wpadł w panikę. Potrzebuje mnie.
- Rozwodzi? Niemożliwe! Kiedy u nas byli, wyglądali na szczęśliwych.
- To dłuższa historia. Opowiem ci, kiedy wrócę.
- Nie zostanę tu sam! Chcę jechać z tobą! - wiedziałem, że zareaguje w tai sposób.
- To zbyt niebezpieczne. Dennis i ochrona wszystkim się zajmą.
- Nie zostawiaj mnie! - zarzuca mi ramiona na szyję. - Błagam, weź mnie ze sobą! - to trudniejsze, niż myślałem...
- Nie zostawiam cię, głuptasie - zaczynam go głaskać po nagich plecach. - Wrócę za kilka godzin.
- Tym bardziej chcę jechać.
- Proszę, nie rób mi tego. Dobrze wiesz, że nienawidzę się z tobą rozstawać, ale Ron jest dla mnie jak brat. Muszę mieć pewność, że nic mu nie jest, zanim osobiście go zabiję - łapie go za brodę i całuję w usta.
- Nie podoba mi się ten pomysł.
- Wiem. Ja też nie jestem zachwycony, ale wynagrodzę ci to, obiecuję.
- Jak mi to wynagrodzisz? - od razu przechodzi do negocjacji.
- Jeszcze nie wiem. Postaram się, abyś był szczęśliwy.
- Tak jak w nocy? - rzuca mi wyzywające spojrzenie.
- Znacznie bardziej - zapewniam go, pieszcząc kciukiem jego dolną wargę.
- Nic nie mogę zrobić, abyś zmienił zdanie?
- Wystawiasz moją silną wolę na bardzo ciężką próbę. Wrócę na kolację. Do tego czasu Dennis będzie z tobą cały czas. No i Cynamon - wskazuję na rudzielca, który leniwie przeciąga się na fotelu.
- To nie to samo - pochmurnieje. - Ciebie nie da się nikim zastąpić.
- Skarbie, nie rób takiej miny, bo łamiesz mi serce - przyglądam się jego smutnym oczom.
- Chyba nie liczyłeś na to, że będę skakać z radości, prawda? - podciąga nogi do klatki piersiowej i otula je szczelnie ramionami.
- Ron nie prosiłby mnie o przyjazd, gdyby to nie było ważne.
- Nie lubię go i nie obchodzą mnie jego problemy - zaczyna zrzędzić.
- Proszę, nie mów tak. To mój jedyny przyjaciel.
- Wolisz jego ode mnie?
- Oczywiście, że nie! - zaprzeczam pospiesznie. - Jesteś dla mnie najważniejszy.
- Marnujesz czas, idź już - rozczarowany, zaczyna wpatrywać się w pogniecioną pościel.
- Josh...
- Im szybciej wyjdziesz, tym szybciej wrócisz. Jednak chcę, abyś wiedział, że nie podoba mi się ten pomysł.
- Wiem. A teraz mnie pocałuj.
- Nie - obraca głowę, abym nie mógł dosięgnąć jego ust.
- Nie chcesz mnie pocałować na do widzenia. Dlaczego? - nie potrafię ukryć rozbawienia.
- Pocałuję cię dopiero, gdy wrócisz.
- Jesteś bardzo niesprawiedliwy! - jego odmowa jest uzasadniona, lecz nie ukrywam, że bardzo boli.
- Mylisz się. Chcę abyś poczuł to co ja teraz czuję. Mam tylko ciebie, a ty zostawiasz mnie z obcymi ludźmi. W dodatku nawet nie wiem, gdzie tak dokładnie jesteśmy!
- Masz rację. Przepraszam - liczę na to, że uda mi się zmiękczyć jego serce, ale chłopak wpełza pod kołdrę i odwraca się do mnie plecami. - Kocham cię.
- Ja też cię kocham, ale w tej chwili jakby nieco mniej - naburmuszony ton jego głosu przypomina obrażone dziecko.
- Czekaj tu na mnie - obchodzę łóżko i ściągam z niego kołdrę, by dosięgnąć policzka. Kradziony całus nie ma w sobie nic z namiętności, a będzie mi musiał wystarczyć na cały dzień...

16 komentarzy:

  1. Jak on mógł go zostawić?!

    Mam złe przeczucia. na bank wydarzy się coś złego.

    Najlepsze zdanie z całego rozdziału:
    Ja też cię kocham, ale w tej chwili nieco mniej.

    Czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, Tristan podjął decyzję, więc musi się liczyć z konsekwencjami :)
      Będzie więcej, obiecuję :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. BUM! Wróciłam z Pyrkonu i kradnę internet sąsiadom cioci, żeby cokolwiek tu napisać.
    Mam BARDZO złe przeczucia co do poczynań Rona. Coś tu ostro śmierdzi.
    Cynamon to super zwierzak! Tak męczy ludzi:P
    Ogólnie to jutro wracam do domu, więc Kitsuś! Oczekuj długiego e-maila bo mam zamiar streścić Ci cały wyjazd na Pyrkon :D

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olać Rona, tęsknię za Tobą! Bejbe, nie mogę się doczekać tej relacji. Jestem pewny, że dobrze się bawiłaś :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Już niedługo w domku! Pierwsze co zrobię, to pobiegnę do laptopa! Tak długo z Tobą nie pisałam. Początek e-maila już piszę na telefonie mamy :'D
      Oczywiście! :) Paru ludzi mnie już nawet rozpoznawało, bo chodziłam w tej piżamie i z kartonem "TREE HUGS" :'D

      Wegi

      Usuń
  3. Chyba nikt tutaj nie lubi Rona. Wszyscy węszą jakiś spisek z nim związany. A on przecież jeszcze nic takiego nie zrobił ^^ a może on się podkochuje w Tristanie? Dlatego tak nie lubi Josha. W sumie to z wzajemnością.

    OdpowiedzUsuń
  4. Podzielam podejrzenia Kiry.Może się jeszcze okazać, że Tristan dostanie plaskacza od Abby a Josh poczuje się zdradzony,będzie uciekał, ale to wyspa, a on nie umie pływać, a porywacze będą czekać na okazję i może Ron coś ma z nimi wspólnego..., nie to ostatnie jednak wykreślam, chociaż mogę się mylić i wgl. Whaaa!!!!! Mętlik w głowie posiadam!!!! MB

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurde... Ile się tu działo pod moją nieobecność xD

    Ogólnie to niepotrafię czytać czegokolwiek co nie jest skończone, dlatego właśnie zrobiłam sobie kilkumiesięczną przerwę... A teraz wracam!

    I kudre! To opowiadanie jest genialne!

    Tak w ogóle to wyczuwam spisek o.O

    I ogólnie mam wrażenie, że Ron coś tam kombinuje...
    Ale z tym to będę musiała czekać do następnego rozdziału :')

    Czekam~~~ ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyżby Abby strzeliła samobója? Xdddd Czy to źle, że ta wizja mnie śmieszy ?
    ~ Cyziowate Ciastko :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Moje słodkie Gaski, wybaczcie, że nie odpowiedziałem na Wasze komentarze, ale z powodu niezbyt sprzyjającej aury, zostałem pozbawiony internetu. Na szczęście każdy długi weekend kiedyś się kończy :D

    Nadal nie ufacie Ronowi. Nie szkodzi. W nowym rozdziale sprawdzimy co przeskrobał i dlaczego tak nagle potrzebuje Tristana.
    Nie ma to związku z Abby, która ma się dobrze i nadal żyje :D Więcej nie zdradzę. Poczekajcie na kolejny rozdział :)

    Wasz Kitsune

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh szkoda bo samobójstwo byłoby naprawdę zabawne :P
      ~ Cyziowate Ciastko :3

      Usuń
  8. Żadko kiedy piszę komentarze, ale teraz się to zmieni! Jestem wręcz zauroczona, w ciągu 3 dni pochłonełam 4 opowiadania przy czym zarywając jedną noc (takie tam do 7 nad ranem <3). Styl pisania oceniam ma bardzo dobry, nie są to szybkie opowiastki, w których zarówno szybko akcja się rozwija jak i kończy. Czekam ze zniecierpliwieniem na dalsze części i mam nadzieję, że jeszcze długo przyjdzie mi widywać tutaj aktywność ;)
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję :) Nauka pisania jest trudna, ale czasami warto się pogłowić, by zamienić szalone pomysły na litery :D Tylko proszę, nie zarywaj już nocy. Przecież opowiadania cały czas tu będą. Czasami warto jest się wyspać :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Czasami! To już nie mija wina. Nie trzeba było pisaç czegoś tak wciągającego. Ludzie by się wtedy wysypiali ;)

      Usuń
    3. Proszę mi nie słodzić od rana, bo stanę się nieznośny i ciągle będę tego oczekiwać :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  9. Witam,
    to zachowanie Rona jest coś bardzo podejrzane... mam złe przeczucia, zawsze źle mówił o Josh'u a teraz, ze to niebezpieczne...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń