Szkolne opowieści: Mój nauczyciel- opowiadanie yaoi(część I)
Budzę
się późnym popołudniem. Głowa pęka mi z bólu, światło razi w oczy. Teraz
wreszcie pamiętam dlaczego powinienem unikać alkoholu... Czuję się okropnie,
jakby ktoś wyprał mnie w pralce, a potem przepuścił przez wyżymarkę. Jestem w
domu. Jak tu trafiłem? Obok łóżka stoi butelka z wodą. Opróżniam ją i szczelnie
okrywam głowę kołdrą, aby odciąć dopływ światła. Tak spędzam całą sobotę.
W
niedzielę kac wreszcie mija. Nadal nie pamiętam powrotu do domu, ale z drugiej
strony jakie to ma znaczenie? W salonie na podłodze znalazłem kurtkę. Sprawdzam
kieszenie i odnajduję moją komórkę. Rozładowała się. Podłączam ładowarkę. Mam
kilka nieodebranych połączeń od Jade i kilka smsów. Jade... Uśmiecha się do
mnie ze zdjęcia. Blokuję jej numer. Nie chcę z nią rozmawiać, nie chcę słuchać
tłumaczeń. Nie umiem wybaczyć zdrady tak samo, jak nie umiem przyjaźnić się z byłymi
dziewczynami. To koniec.
Po
południu zadzwoniła mama. Pytała czy mam ochotę pojechać razem z nimi na świąteczną
konferencję do jakiegoś modnego kurortu w… Hiszpanii. Tak, z pewnością marzę o
pobycie w Hiszpanii. Odmawiam. Oznacza to, że rodzice, choć niechętnie, przyjadą
dopiero 24 grudnia, a następnego dnia po południu mają samolot do Barcelony.
Mam się niczym nie przejmować, bo „mama wszystkim się zajmie” - czyli zatrudni
ludzi, którzy posprzątają dom, przystroją go i zorganizują nasze święta.
-
Mamo... - starałem się powiedzieć jej o Jade. Chyba liczyłem na to, że mnie pocieszy.
-
Nie martw się Danielu. Dostaniesz od nas co tylko zechcesz. Napisz maila do
mojej asystentki, ona wszystkim się zajmie. Wiem, że nie poświęcamy ci zbyt
wiele czasu, więc wybierz dowolne prezenty, dobrze?
-
Dobrze. - To koniec pocieszania. Powinienem dodać, że po naszej rozmowie tata
robi mi dodatkowy przelew na konto... Tylko o tym marzyłem...
Zaszyłem się w domu. Ostatnio doszedłem do wniosku, że chyba lubię być sam. Odrobiłem
wszystkie zadane prace. Przeczytałem część podręczników, które znalazły się w
wykazie obowiązkowym pierwszego roku studiów. Zdałem sobie sprawę z upływającego
czasu dopiero wtedy, gdy pojawili się ludzie wynajęci przez mamę. Przez cały
dzień sprzątali i dekorowali, a gdy wieczorem wyszedłem ze swojego pokoju, już
ich nie było. Za to w salonie stała wielka choinka, przyozdobiona setkami
lampek. Żywe drzewko pięknie pachnie. Mama będzie szczęśliwa. Przyniosłem
prezenty, które wybrałem dla rodziców. Chociaż mieliśmy ze sobą spędzić niespełna
24 godziny, cieszyłem się, że przyjadą.
Następnego
dnia rano obudziłem się w świątecznym nastroju. Uśmiechnięty i zadowolony dłuższą
chwilę stałem przed szafą zastanawiając się, który garnitur będzie odpowiedni.
Asystentka mamy poinformowała mnie, że powinni być w domu ok. 16.00. Zabrałem
do salonu filmy, które ostatnio kupiłem. Ponieważ wszystko było przygotowane, a
ja nie bardzo wiedziałem co ze sobą zrobić, postanowiłem umilić sobie czas oglądaniem
nowości.
Przed
16.00 ubrałem się pośpiesznie w garnitur. Czekałem i czekałem... O 20.00
zadzwoniła mama.
-
Synu, wybacz, ale wypadło nam coś ważnego. Zobaczymy się po nowym roku, dobrze?
Jak choinka? Podoba ci się?
-
Tak, mamo - odpowiedziałem bez entuzjazmu.
-
Cieszę się. Do zobaczenia. Całusy.
-
Pozdrów tatę.
Wróciłem
na kanapę i włączyłem kolejny film. To nie pierwsze Boże Narodzenie, które spędzamy
osobno.
Objedzony
świątecznymi przysmakami zatęskniłem za świeżym powietrzem. Opuściłem
mieszkanie. Chciałem udać się do największego centrum handlowego w mieście, bo
nie miałem już nic do czytania ani oglądania, a uwielbiam filmy na dvd. W zeszłym
roku, podczas nieobecności rodziców, zamówiłem olbrzymi regał na całą ścianę w
salonie, którego półki powoli zapełniam. Niezbyt pasował do eleganckiego
wystroju, lecz rodzice nic nie powiedzieli. Może nie zauważyli? Zdecydowałem, że
gdy będę się przeprowadzał, to zabiorę moją kolekcję ze sobą.
Kupiłem
całą masę różnych rzeczy. Część z nich była mi zupełnie zbędna. Poza tym rzadko
wydawałem większe sumy z pieniędzy, które dostawałem od rodziców. Czasami
pozwalałem sobie na lekką ekstrawagancję, ale dzisiaj serio zaszalałem. Obładowany
torbami i niemiłosiernie zmęczony, zadzwoniłem do portiera naszego
apartamentowca i poprosiłem, aby przysłał samochód. Kierowca zjawił się po
kilku minutach. Zabrał wszystkie torby i pakunki. Pora na obiad.
Gdy
zadawałem sobie elementarne pytanie, czyli „na co mam ochotę?” wypatrzyłem
Willa. Siedział sam przy małym stoliku w jednej z restauracji i czytał książkę.
Przypatrywałem mu się przez chwilę. Z jednej strony miałem ochotę podejść i się
przywitać. Spotkałem go podczas ostatniej imprezy. Wydaje mi się, że nie byłem
dla niego zbyt miły, więc powinienem przeprosić za swoje zachowanie. Jego
twarz to jedno z ostatnich wspomnień, niestety mocno zamazane. Jednak z drugiej
strony to przecież Will - najbardziej wkurzający osobnik na tej planecie. Czemu
poczułem radość na jego widok? To jakby ucieszyć się z powodu zamknięcia w
klatce z głodnymi lwami. Obiecałem sobie przecież, że ferie spędzę wolny od
jego diabelskiego spojrzenia i ciągłych rozmyślań o nim.
Za
późno zdecydowałem się na cichą ucieczkę. Czarnowłosy to prawdziwy łowca, który
zwietrzył zwierzynę nawet ze sporej odległości. Nagle podniósł wzrok znad książki
i wycelował prosto we mnie. Uśmiechnął się przy tym jak kot z „Alicji w krainie
czarów” i gestem kazał mi podejść. Sytuacja bez wyjścia. Skoro i tak muszę go
przeprosić, to równie dobrze mogę to zrobić już teraz. Nie ma co odkładać
nieuniknionego.
Podszedłem
do jego stolika. Rice zdjął okulary i odłożył na książkę.
-
Cóż za miła niespodzianka. Nie spodziewałem się, że tak szybko się spotkamy.
-
Ja też nie - odpowiedziałem ponuro. Wskazał mi miejsce po przeciwnej stronie,
więc usiadłem. Spojrzałem mu w oczy. Wciąż się uśmiechał, jakby serio cieszył
się, że mnie widzi. No dobrze, miejmy to już za sobą, bo wkurza mnie jego
samozadowolenie.
-
Proszę pana... - zacząłem, powoli dobierając słowa.
-
Proszę pana? - zdziwił się - Podczas naszego ostatniego spotkania byłeś mniej
oficjalny.
To
jest trudniejsze niż myślałem. Trzeba było uciec, póki miałem okazję...
-
Przepraszam, za to co mówiłem - dodałem szybko - dużo wypiłem i niewiele pamiętam.
- Zawstydzony, wlepiłem wzrok w biały obrus.
-
Nie pamiętasz? Nic nie pamiętasz? - zdziwiły go moje słowa.
-
Pamiętam, że rozmawialiśmy w klubie, ale nie wiem o czym. Byłem wściekły na moją
dziewczynę... Znaczy na byłą dziewczynę. W każdym razie jeśli czymkolwiek pana
uraziłem, to przepraszam.
Will
wyciągnął papierosy i zapalił. Z prawdziwą przyjemnością zaciągnął się dymem.
Pojawił się kelner z menu.
-
Prosimy dwa razy to co zwykle - rzucił szybko.
-
Oczywiście - odpowiedział grzecznie kelner, po czym odszedł.
Gdy
zniknął i znowu byliśmy sami, spojrzał na mnie znacznie poważniej niż przedtem.
Przestał się uśmiechać. Wyglądał na zamyślonego. Nie chciałem z nim zostawać, a
już pewnością nie miałem ochoty na „to co zwykle”, obojętne czym owo coś było.
Przepraszanie jest jednak bardzo żmudnym procesem...
-
Więc nic nie pamiętasz? - zapytał ponownie.
-
Nie - przyznałem.
-
Szkoda - gdybym znał go lepiej, to powiedziałbym, że sprawiłem mu przykrość,
lecz z drugiej strony po zaklinaczu węży wszystkiego można się spodziewać. Uznałem,
że to świetna okazja, aby się ewakuować.
-
Jeszcze raz przepraszam - starałem się naśladować głos ojca, którym łagodzi
wszelkie konflikty z klientami i próbowałem wstać. Will jak zawsze wykazał się
niesamowitym refleksem. Złapał mnie za rękę, zanim zdążyłem zwiać.
-
Siadaj - rozkazał krótko - skoro niczego nie pamiętasz, to należy mi się zadośćuczynienie
za to, co się stało.
-
Zadośćuczynienie? - powtórzyłem za nim - A co się stało, proszę pana? - zapytałem
zaskoczony.
-
Nie mów do mnie „proszę pana”, zwłaszcza po tamtej nocy.
Wbiłem
w niego zszokowane spojrzenie. O czym on mówi? Co ja zrobiłem?
-
Nie patrz tak na mnie. Nic ci nie powiem.
-
Proszę, niech mnie pan nie trzyma w niepewności. Co się wtedy stało? - byłem
coraz bliższy ataku paniki. Co gorszego mogło się stać poza zerwaniem z Jade?
-
William... Powiedz „nie patrz tak na mnie Williamie” - był całkowicie spokojny,
choć doskonale wiedziałem do czego zmierza. Chce mnie pogrążyć w swoim stylu.
-
Proszę pana - zacząłem poważnie.
-
William - powtórzył z większym naciskiem. - Jeśli nie zaczniesz mi mówić po
imieniu następnym razem zacznę zabierać fanty - uśmiechnął się przelotnie, a ja
poczułem znajomy zimny pot na plecach. Nie wyobrażałem sobie, abym mógł zwrócić
się do niego po imieniu, w dodatku siedząc tak blisko.
-
Zdejmij kurtkę - rozkazał - za chwilę przyniosą nasz obiad.
Zdjęłam
i przewiesiłem ją na oparciu sąsiedniego krzesła, tak samo jak on. Miał na
sobie czarną koszulę. W sumie nie wyobrażam go sobie w innych kolorach niż
ciemne. Są niczym druga skóra i wyostrzają niezwykłą barwę jego oczu, od których
tak ciężko się uwolnić.
Usiadłem
i czekałem na to, co powie, lecz on tylko mi się przyglądał, paląc powoli
papierosa. Czułem się bardzo nieswojo.
-
Nie przeszkadza ci dym?
-
Nie - odpowiedziałem cicho.
-
To dobrze - uśmiechnął się. Ciężko to wytłumaczyć, lecz gdy się uśmiecha, jego
twarz wygląda naturalnie. Staje się bardziej ludzki.
Po
chwili pojawił się kelner, postawił przed nami parujące talerze. Obiad wyglądał
zachęcająco. Byłem głodny, lecz jakaś część mnie wciąż wolała uciec, niż
rozkoszować się pysznym jedzeniem w towarzystwie Willa.
-
To moje ulubione danie - swoimi słowami wyrwał mnie z zamyślenia - dlatego często
tu przychodzę.
-
Tak? - chciałem jakoś podtrzymać konwersację, aby nie okazać się niegrzecznym,
lecz czułem się niesamowicie skrępowany, dlatego zjedliśmy w milczeniu. Will
rzeczywiście musi lubić to danie, bo jedzenie sprawiało mu przyjemność. Potrafi
się nim cieszyć, doceniając każdy kęs.
Kelner
zabrał nasze talerze, by po chwili przynieść kawę i czekoladowe ciasto. Przyglądam
mu się, gdy nabiera widelczykiem kawałek ciasta i wkłada je do ust...
-
Mmm - mruży oczy uszczęśliwiony . Serce gwałtownie mi przyspiesza. Czemu tak
zareagowałem? Zupełnie jakby podniecało mnie jego zachowanie... Dlaczego? Przez
ułamek sekundy miałem wrażenie, że słyszałem już ten dźwięk, ale kiedy?
Gdy
usilnie staram się sobie przypomnieć, jednocześnie zachowując resztki godności,
Will znowu jest w dobrym humorze.
-
Musisz spróbować - zachęca mnie - jest przepyszne.
Jest
zbyt seksowny. Dlatego mam z nim problem. Po raz kolejny nakłada niewielki kawałek
ciasta na widelczyk i kieruje w moją stronę.
-
Co robisz? - pytam zaskoczony.
-
Chcę cię nakarmić ciastem - odpowiada rozbawiony, coraz bardziej zbliżając
widelczyk w stronę moich ust.
-
Nie chcę. Oszalałeś? - narasta we mnie panika. Jak on może proponować mi coś
takiego?
-
Chcesz - Mam wrażenie, że budzi się we mnie druga osobowość, która lgnie do
niego... To pewnie wina jego oczu i hipnozy. Bije z nich olbrzymia pewność
siebie. Nie umiem uciec. Chociaż uważam to za bardzo zawstydzające, to pozwalam
mu wsunąć widelczyk w moje usta. Słodki smak czekolady kontrastuje silnie z palącymi
mnie policzkami i miną Willa. Jest ewidentnie zadowolony z siebie. Nic go nie
krępuje, nawet obecność innych. Jak zawsze robi co chce...
-
Pyszne, prawda? - dopytuje się.
-
Tak - przyznaję mu rację, chociaż nie przepadam za smakiem czekolady.
-
A teraz powiedz mi co pamiętasz? - zadaje pytanie, którego bardzo się bałem.
-
Ja … widziałem Jade, a potem piłem i tańczyłem, rozmawialiśmy i … obudziłem się
w domu.
-
Tylko tyle? - Will jest zmartwiony.
-
A co było potem? - odpowiadam pytaniem na pytanie.
-
Chyba nie liczysz na to, że ci powiem? Przypomnij sobie - jak zawsze pomocny...
-
Dużo straciłem? - może jeśli obejdę temat, to rzuci mi garść okruszków i dowiem
się więcej.
-
Czy dużo? Sam nie wiem... - uśmiecha się tajemniczo.
-
Dobra, zapomnij - jeszcze chwilę i stracę panowanie nad sobą...
-
Co robiłeś w święta? - zmienia temat, więc niczego więcej nie uda mi się wyciągnąć.
Szlag by go trafił.
-
W święta? Nic szczególnego, oglądałem filmy.
-
Sam?
-
Tak, sam. - Co go to obchodzi? Książkę o mnie pisze?
-
Spędziłeś sam święta?! - wydaje się zaskoczony. Witaj w moim świecie Will...
-
Tak.
-
Dlaczego?
-
Rodzice byli zajęci jakimiś interesami w Hiszpanii.
Mimowolnie
uśmiecha się na wzmiankę o Hiszpanii, czym jeszcze bardziej mnie rozjuszył.
-
Hiszpania... - powtarza po mnie - piękny kraj. Byłeś?
-
Tak, byłem - mój ton brzmi niechętnie i on dobrze wie dlaczego.
-
Rozmawiałeś ze swoją dziewczyną?
-
Ona nie jest już moją dziewczyną i nie, nie rozmawiałem z nią.
-
Tęsknisz za nią? - naciska na mnie coraz bardziej.
-
Jakie to ma znaczenie? Zadajesz pytania jak na przesłuchaniu.
-
Odpowiedz. - nic go nie powstrzymuje.
-
Nie wiem.
-
Nie wiesz?
-
Czemu mi to robisz? Kazałeś mi pójść do klubu, a teraz pastwisz się nade mną? -
wybucham.
-
Nie. Chcę cię lepiej poznać, wiedzieć jaki jesteś.
-
Po co? - jego odpowiedź … sam nie wierzę w to co usłyszałem.
-
Mam taki kaprys.
-
Nie zauważyłem, abyś interesował się aż tak bardzo życiem innych uczniów - odgryzam mu się.
-
To prawda - przyznaje mi rację - jesteś wyjątkowy - dodaje.
Wyjątkowy...
Ja? Czemu tak reaguję na jego słowa? Czemu chcę, aby mówił mi takie rzeczy? Aby
tak na mnie patrzył?
Pojawia
się kelner, któremu Will podaje złotą kartę. Wtedy w klubie też nią płacił, a
potem wyszedł. Nie. Wyszliśmy razem?
-
Odwiozłeś mnie wtedy do domu? - pytam.
-
Musiałem. Ledwo trzymałeś się na nogach.
-
Dziękuję.
-
Drobiazg.
Między
nami znowu zalega cisza. Chciałbym poznać więcej szczegółów z tamtej nocy, bo
czuję, że umknęło mi coś bardzo ważnego, jednak wszystko wskazuje na to, że sam
będę musiał rozwikłać tę zagadkę. On mi z pewnością nie pomoże. Za dobrze się
bawi drocząc się ze mną.
-
Daj mi swój telefon - prosi nagle. Sięgam do kieszeni kurtki, odblokowuję ekran
i podaję mu. Will zakłada okulary, po czym wyjmuje z kieszeni swoją komórkę i
przesyła numer.
-
Co robisz? - pytam totalnie zaskoczony.
-
Wymieniłem nasze numery telefonów.
-
Po co?
-
Jak to po co? Rzuciła cię dziewczyna, sam spędziłeś święta, nie masz zbyt wielu
znajomych, a rodzice nie interesują się twoim życiem.
-
To nie twoja sprawa.
-
Owszem, moja. Spójrz - pokazuje mi listę kontaktów, na której pojawiło się jego
imię - gdybyś chciał z kimś porozmawiać czy zjeść ciastko czekoladowe, zadzwoń
- uśmiecha się, a ja czuję, że policzki znowu zaczynają mi płonąć.
-
Nie zadzwonię - odpowiadam skonfundowany jego propozycją. Skąd tyle o mnie wie?
Mówiłem mu o sobie tamtej nocy? Jeśli tak, to chyba zapadnę się pod ziemię...
-
Zadzwonisz - uśmiecha się w sposób, jakiego nie lubię najbardziej, po czym
wstaje i zabiera swoje rzeczy. - Muszę już iść, mały. Obowiązki wzywają. Mimo to
nie krępuj się, dzwoń o każdej porze. - Pieszczotliwym gestem mierzwi mi włosy
i wychodzi. Zostaję sam. Jego dotyk... Jest w nim coś znajomego. Niesamowicie
podniecającego. Czemu zachowuje się wobec mnie w sposób, jakby chciał mnie obłaskawić?
Wpatruję się w miejsce, na którym jeszcze przed
chwilą siedział i jadł ciastko. W powietrzu nadal unosi się zapach papierosów.
Sięgam po swój telefon. Dlaczego zapisał mi swój numer? I dlaczego ucieszyłem
się, gdy to zrobił? „William”. Jeden krótki wyraz, jedna wielka niewiadoma. W
pierwszej chwili mam ochotę go usunąć. Część mnie, bardzo niewielka, lecz głośna,
błaga, abym tego nie robił. Ta mała część zdobyty numer traktuje jak skarb.
Prawda jest taka, że nawet jeśli go usunę, to wystarczyło jedno niechciane
spojrzenie i pamiętam. Zawsze będę pamiętać te cyfry.
Świetny rozdział~ :)
OdpowiedzUsuńWspólny obiad wygrał wszystko ^^
Will taki niedobry i karze biednemu Danielowi samemu sobie wszystko przypominać :D
Umieram z ciekawości jak to się wszystko dalej potoczy ;)
Weny życzę~ c:
Dziękuję :)
UsuńObiecuję, że "będzie się działo: :D
Postaram się zaspokoić Twoją ciekawość, kolejny rozdział jeszcze w tym tygodniu :)
Twój Kitsune
Rozdział bardzo ciekawy. Zwłaszcza to że Daniel nic nie pamięta. Bałam się że po wcześniejszym poście Will będzie dla niego zbyt miły, o wiele bardziej wole kiedy starają się być dla siebie wredni. Ciekawie jest czytać kiedy Daniel stara sie odegrać dla nauczyciela. To tyle o tym. Osobiście życzę dużo weny, choć widać, że ci jej pod dostatkiem. No ale tego nigdy nie za dużo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dziękuję :)
UsuńOstatnio wolę dialogi, niż dłuższe opisy, co mnie dziwi, bo zazwyczaj było odwrotnie.
Dajmy Danielowi troszeczkę czasu, by sobie przypomniał :)
Twój Kitsune
Tak coś czułam ,że to zrobisz -,-
OdpowiedzUsuńTy hidoju ty. POMYŚLAŁEŚ O UCZUCIACH WILLIAMA?! T-T
(Niemniej jednak podobał mi się ten zabieg ^^)
Biedny , samotny Daniel °^°
Powodzenia w pisaniu^^
A tak btw. To pytanie mam
Ich relacja będzie rozwijać się szybko czy wolno ,a może coś pomiędzy?
Ich relacja... to dobre pytanie. Jak będzie? Zobaczymy :)
UsuńPrawda jest taka, że jeszcze sam nie wiem jak będzie. Mam zarys całej historii, jednak wszystko zależy od dnia, tego co mnie zainspirowało. Przez to, że staram się wrzucać rozdziały jak najczęściej, jestem tylko rozdział przed Wami.
Twój Kitsune
Ciekawy rozdział ^^
OdpowiedzUsuńDaniel nie pamięta!? No ale jak too... xD ale w sumie fajnie bo jest jeszcze ciekawiej :)Po czytaniu rozdziału zrobiłam się głodna ;D Ale warto było! Cud opowiadanko i czekam na kolejny zapewne równie emocjonujący rozdział *.*
~zagorzała fanka ^^ (serio mam głupie pomysły na nazwy xD )
Ciastko czekoladowe? :)
UsuńKolejny rozdział już jutro. Zastanawiam się czy nie wrzucić jeszcze jednego w niedzielę :) Wszystko zależy od tego, czy będziecie grzeczni :D
Twój Kitsune
Jak do tej pory, opko jest suuuper~~~ Już zabieram się za następne rozdziały xD
OdpowiedzUsuńTylko... Zastanawia mnie jedna rzecz...
Dlaczego jak wyobrażam sobie Williama to przed oczami widzę Sherlocka z serialu „Sherlock”? xDDDDDDDD
Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa :)
UsuńCzy Will to Sherlock? Mam nadzieję, że nie :D Oglądałem serial, ale to zupełnie nie mój tym. Zbyt sztuczny i powściągliwy. Taki smutas.
Jak skończysz Nauczyciela, zerknij na Ucznia - to druga część :)
Twój Kitsune
CZEMU!? CZEEEEMU zawsze tak jest pijany zapomna najpikantniejsze szczegóły wieczora 😭. Ale tak poza tym supi opowiadanie czasami człowiek jest tak ciekawy co dalej że pragnie szybciej czytać żeby dowiedzieć się co dalej ^^ 😜
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńo tak wspaniale, okazuje się że nic nie pamięta, cirkawe czy sobie przypomni i jak zareaguje na to, biedny tak bardzo się cieszył, że chociaż jeden dzień z nim spędzi, a tutaj...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, och nic nie pamięta... ciekawe czy jednak z czasen sobie przypomni i jak zareaguje na to, och biedny, biedny tak się cieszył, że chociaż jeden dzień z nimi spędzi a tutaj... :(
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia