wtorek, 28 czerwca 2016

Kostka I

„Czekolada


Dla Ruu i Wegi, w podziękowaniu za niezapomniane chwile :)

Końcówka czerwca. Nie tak dawno temu zdałem ostatnie egzaminy w szkole średniej, lecz nie będę składać podania na studia. Nie wiem, co chciałbym studiować i jak powinna wyglądać reszta mojego życia. Może sprawdziłbym się jako nauczyciel matematyki, a może prawnik lub bankier? Mój brat jest bankierem i zachęca mnie do studiowania finansów. Rok przerwy uważa za stratę czasu. Dał temu wyraz milcząc przez kilka minut i ciężko wzdychając do słuchawki podczas naszej ostatniej rozmowy telefonicznej. Nie chcę go rozczarować. Tak wiele mu zawdzięczam. Jest moją jedyną rodziną.
Zamiast zadręczać się faktem, że nie umiem podjąć życiowej decyzji, postanowiłem spakować rzeczy i wrócić do rodzinnego miasta, które opuściliśmy po śmierci rodziców. Jednym z powodów mojej przeprowadzki jest fakt, że mieści się tu główna siedziba agencji modeli Flesz, której jestem częścią.
Nie traktuję tej pracy zbyt poważnie, choć muszę przyznać, że jest bardzo dobrze płatna. Dzięki kilku zleceniom bez najmniejszego problemu udało mi się odłożyć znaczną sumę pieniędzy na przyszłą edukację, co zdaniem brata oznacza, iż wreszcie poważnie myślę o swojej przyszłości. Co prawda nakrzyczał na mnie, gdy mu powiedziałem, że płacą mi za pozowanie w szortach na plaży. Przecież prędzej czy później na coś się zdecyduję, prawda? Wybiorę jakiś „odpowiedzialny zawód”. Jednak zanim to nastąpi...
Rozglądam się po okolicy w poszukiwaniu parku, który często odwiedzałem. Teraz wygląda tu zupełnie inaczej. To ciekawe jak wiele może się zmienić w przeciągu siedmiu lat. Dawniej znajdowały się tutaj wysokie drzewa, które najwidoczniej zostały wycięte i zastąpione nowo powstałym, strzeżonym osiedlem. Apartamenty piętrzą się dumnie za wielkim płotem, którego dodatkowo pilnuje kilku strażników i czujne kamery, rozmieszczone na każdej ścianie. I pomyśleć, że jeszcze kilkanaście minut temu pomstowałem na nawigację w telefonie, która uparcie twierdziła, iż w tej dzielnicy nie ma żadnego parku. Już nie ma. Ale był, a w samym jego centrum mieściła się niewielka cukiernia, która należała do dziadka mojej najlepszej przyjaciółki z dzieciństwa, Diany. Właśnie dlatego dziś tu jestem. Bardzo chciałbym ją odnaleźć.
Zsiadam z roweru i zdejmuję kask. Miasto zmieniło się tak bardzo, że bez dokładnego adresu moje poszukiwania przypominają przysłowiowe szukanie igły w stogu siana. Dodatkową przeszkodą jest fakt, że nikogo tu nie znam. No trudno, może jutro będę miał więcej szczęścia...
Odczepiam telefon od uchwytu przymocowanego do kierownicy i wbijam kolejny punkt z listy. Moja agentka kazała mi codziennie chodzić na basen. W drodze do domu muszę koniecznie kupić karnet, inaczej nie da mi spokoju. Nawigacja wskazuje, że wystarczy obejść osiedle i przejechać pięć kilometrów główną ulicą, a następnie skręcić w prawo. Powinienem dać sobie radę, chociaż orientacja w terenie nie jest moją najmocniejszą stroną. Bardzo często się gubię, zwłaszcza w nowych miejscach. Nigdy nie znam nazw ulic. Zapamiętuję poszczególne budynki albo specyficzne miejsca, które rzucają mi się w oczy. Mam tak od dziecka. Z tego właśnie powodu nie znam adresu Diany. Brat ani słowem nie wspominał o przeprowadzce. Gdy wróciłem do domu po szkole, wszystkie rzeczy były już spakowane. Nie miałem możliwości, aby się pożegnać. Następnego dnia była sobota. Diana obiecała, że odwiedzimy jej dziadka w pracy. Uwielbiałem obserwować jak z uśmiechem na twarzy ozdabiał ciastka lukrem. Był zawsze uśmiechnięty i tak słodko pachniał. To jedne z najszczęśliwszych wspomnień z dzieciństwa... Wanilia, masło, palony cukier i czekolada... Rozmarzyłem się tak bardzo, że mam wrażenie, iż czuję ją nawet teraz. Zamykam oczy, wdychając kuszący zapach, od którego natychmiast robię się głodny. Dobiega z otwartego okna niewielkiego budynku, znajdującego się na tyłach strzeżonego osiedla... Cukiernia dziadka! Nadal tu jest?
Obchodzę budowlę, by potwierdzić swoje przypuszczenia. To, co dawniej było cukiernią, zostało zamienione na kuchnię. Główne wejście mieści się teraz od strony ulicy, gdzie dobudowano kawiarnię, połączoną ze sklepem. Opieram rower o niewielki płot i wpatruję się w szklane drzwi. To tutaj. To musi być tutaj. Co prawda nazwa cukierni jest inna. Kiedyś nazywała się „Cukiernia Róży”, bo tak miała na imię babcia Diany. Uwielbiała piec ciasta. Dziadek w tajemnicy przez kilka lat odkładał pieniądze, by spełnić jej marzenie o własnym miejscu, ale to nie jej ciasta przeszły do historii i przyciągały klientów, lecz małe czekoladki domowej roboty, które ozdabiał w fantazyjny sposób. Były tak piękne, że żal było je jeść. „Cukierni Róży” już nie ma. Jest za to „Fantazja”. W niczym nie przypomina tego z moich wspomnień. Brakuje zwłaszcza ściany pnących róż, o które babcia Diany bardzo dbała. Za to zapach... Pachnie identycznie. Jak to możliwe? I dlaczego tak bardzo boję się wejść do środka?
Z mocno bijącym sercem delikatnie naciskam na klamkę i popycham drzwi. Dzwoneczek nad mini umieszczony wydaje delikatny dźwięk, informując o przybyciu nowego klienta. W środku kilka osób siedzi przy niewielkich stolikach. Piją kawę i jedzą ciasto. Młoda sprzedawczyni z rudymi włosami poleca niezdecydowanym tartę z owocami lub tort. Tymczasem to nie ciasta przyciągają moją uwagę. Ślina cieknie mi do ust, gdy widzę całe stosy piętrzących się małych pralinek, ustawionych w piramidy za szybą. Podchodzę bliżej, by lepiej się im przyjrzeć. Karmelowe, pistacjowe, marcepanowe... Uśmiecham się do swoich wspomnień. 
- Wybrał pan już ulubiony smak? - sprzedawczyni wyrywa mnie z zamyślenia. 
- Jeszcze nie – przyznaję nieśmiało, podnosząc na nią wzrok i spoglądając w brązowe oczy. Nawet one wyglądają znajomo... Co się ze mną dzieje? Dlaczego robię się taki nostalgiczny na widok słodyczy? 
- Proponuję spróbować po jednej. Tak będzie najprościej – zachęca mnie, wyciągając niewielki kartonik. 
- Chętnie – przyglądam się jak z dużą wprawą pakuje szczypcami małe czekoladki do białego opakowania, który następnie przewiązuje wstążką i mi podaje. - Bardzo proszę. 
- Dziękuję – wręczam jej kartę kredytową, którą odbiera z uśmiechem. Gdy przesuwa ją przez czytnik, jej oczy robią się wielkie ze zdziwienia. 
- Jessie... - wypowiada moje imię, zasłaniając usta dłonią. 
- Tak? - pytam zdziwiony. - Coś nie tak z kartą? 
- Jessie... - powtarza. Jej migdałowe oczy zachodzą łzami. - To naprawdę ty? 
Przyglądam się jej bardziej dokładnie. Ma na sobie elegancki, brązowy fartuszek. Jest drobna i niższa ode mnie. Jej płomienne włosy nieco się kręcą, zwłaszcza przy twarzy. I te oczy...
- Diana... ? To ty? 
- Oczywiście, że to ja! - ociera łzy, unosi ladę do góry i rzuca mi się na szyję. Unoszę ją do góry i obracam. Dziewczyna głośno się śmieje. Stawiam ją na ziemi, by ponownie się jej przyjrzeć. Klienci wyglądają na zdziwionych naszym niecodziennym zachowaniem.
- Przepraszamy – zawstydza się i ciągnie mnie za sobą, w kierunku zaplecza, gdzie ponownie rzuca mi się na szyję.
 
- Jessie! Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę! Gdzie byłeś? Czemu do mnie nie napisałeś? Jak mogłeś tak zniknąć?! Masz pojęcie, jak się niepokoiłam?! Tak długo zadręczałam dziadka, że zostałeś porwany albo jesteś obłożnie chory, że pojechał do szkoły i przekupił słodyczami dyrektorkę, by dała mu twój dokładny adres, a wiesz jaką była nieprzyjemną zołzą. Dopiero właściciel mieszkania, które wynajmowaliście powiedział mu, że twój brat rozwiązał umowę i się wyprowadził, zabierając cię ze sobą. Masz pojęcie ile nocy przepłakałam w poduszkę?! Byłeś moim najlepszym przyjacielem, a zniknąłeś bez słowa! 
- Przepraszamy, ale chcielibyśmy zapłacić za ciasto – Diana przestaje na mnie krzyczeć i spogląda na zniecierpliwionych klientów. 
- Już idę – woła do nich. - A ty – mierzy we mnie palem wskazującym, popychając w kierunku fotela – jeśli ruszysz się z tego miejsca chociaż o milimetr, zanim nie uzyskam odpowiedzi na wszystkie pytania, popamiętasz! - ostrzega, po czym uśmiecha się słodko i wraca do klientów. - Bardzo przepraszam, że musieli państwo czekać. Jestem dziś sama. Koleżanka zrezygnowała rano z pracy. 
- Nic nie szkodzi, proszę pani – klienci uśmiechają się do niej, gdy pakuje im ciastka do kartonu i macha na pożegnanie. 
- Potrzebujesz pomocy? - wychylam się zza drzwi. 
- Chcesz mi pomóc? - pyta zdziwiona. 
- Słyszałem, że jesteś dziś sama, więc pomyślałem sobie, że mógłbym... 
- Spadasz mi z nieba! – uśmiecha się radośnie. - Naprawdę mógłbyś? 
- Jasne, to żaden problem. 
- Kończę pracę o dwudziestej. Zostaniesz ze mną? 
- Bardzo chętnie. 
- I odpowiesz na wszystkie moje pytania! - dodaje z groźną miną. Od zawsze mną rządziła... 
- Obiecuję. Co mam robić? 
- Najpierw musisz się przebrać. Na zapleczu przy drzwiach wisi fartuch Collina. Ubierz go i... 
Do lady podchodzą kolejni klienci. Nie tracę czasu i idę na zaplecze. Zdejmuję plecak i i odkładam kask. Bez problemu znajduję także brązowy fartuch, którym owijam się w pasie. Po drodze zabieram dużą tacę na brudne naczynia. Nie czekając na instrukcje Diany zabieram się do pracy. Mam spore doświadczenie, bo w zeszłym roku dorabiałem jako kelner przez kilka miesięcy. To właśnie wtedy wypatrzyła mnie moja obecna agentka i prawie siłą zaciągnęła ze sobą na zdjęcia. Jeszcze w tym samym tygodniu kazała podpisać kontrakt i przelała znaczną sumę pieniędzy na konto. Nalegała także, abym rzucił szkołę i pracę, dzięki czemu mógłbym zarobić jeszcze więcej, ale mój brat nie chciał o tym słyszeć. Powiedział, że jeśli porzucę szkołę nigdy więcej do mnie nie zadzwoni. Zapisałem się na siłownię, przestałem pracować w restauracji, a zacząłem szczerzyć się do zdjęć. Życie bywa naprawdę zaskakujące.
Popołudnie mija nam bardzo szybko. Zauważyłem, że większość klientek to kobiety. Postanowiłem wykorzystać kilka sztuczek, które opanowałem do perfekcji. Bardzo szybko nauczyłem się menu na pamięć, dzięki czemu z uśmiechem na ustach polecałem im ciasta i desery oraz zachęcałem do kolejnych odwiedzin Fantazji. Nim się spostrzegłem, była już dwudziesta i Diana zamknęła kawiarnię. Opuściła rolety i opadła zmęczona na krzesło przy jednym ze stolików. 
- Co jeszcze mam zrobić? - zapytałem, kończąc nastawiać zmywarkę. 
- Nie odpowiedziałeś na ani jedno moje pytanie. 
- To prawda – przyznaję jej rację. 
Gdy wszystko było już uprzątnięte, Diana podała nam herbatę w filiżankach zrobionych malutkimi różyczkami oraz przyniosła mi wielki kawałek ciasta, które jej zdaniem powinno mi smakować.
- To najlepsze ciasto jakie jadłem. Sama je upiekłaś? 
- Nie pamiętasz już, że pieczenie nie było moją mocną stroną? - roześmiała się serdecznie przywołując serię wspomnień, gdy ona i ja próbowaliśmy pomagać dziadkowi podczas dekorowania czekoladek. 
- Myślałem, że kawiarnia należy teraz do ciebie. 
- Nie. Pracuję tu dorywczo. Po śmierci dziadka przejął ją mój brat, ale to zwykły palant. 
- Widzę, że twoje zdanie o bracie nie uległo zmianie. 
- Z tego co pamiętam pomstowanie na starszych braci umocniło naszą przyjaźń – zatopiła we mnie swoje ślepia, przyglądając mi się bardzo uważnie. 
- No co? - speszyłem się jak dawniej, gdyż jej czujny wzrok działał niczym skaner. Od razu wiedziała kiedy kłamię lub jest mi smutno. 
- Nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę, że tu jesteś. Nic się nie zmieniłeś. Tylko włosy masz nieco dłuższe. 
- Wiem. W pracy kazali mi je zapuścić. 
- Pracujesz? Gdzie? Chcę wiedzieć o tobie wszystko! Ale zacznij opowiadać od chwili, gdy rozstaliśmy się w piątek po szkole, dobrze? 
- Dobrze – uśmiecham się do dziewczyny, bo mam świadomość, że mi nie odpuści. - Wróciłem po szkole do domu. Wszystkie nasze rzeczy były spakowane do kartonów. Obcy faceci zanosili je do ciężarówki, która stała pod blokiem. Mój brat powiedział, się przeprowadzamy, bo zmienił pracę. Kazał mi wsiąść do samochodu i wyjechaliśmy. Nie wiedziałem o przeprowadzce. Przysięgam. Gdyby mi powiedział... Przepraszam, że wyjechałem bez pożegnania. Dzwoniłem do ciebie wiele razy. Nikt nie odbierał. Nie miałem twojego adresu. Wiedziałem tylko, że mieszkasz w zielonym domu na drugim piętrze. Napisałem list do cukierni twojego dziadka, ale po kilku tygodniach został odesłany. Pomyślałem wtedy, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, bo wyjechaliśmy bez słowa. 
- Nie odbierałam telefonu, bo w sobotę dziadek bardzo źle się czuł. Mimo to pojechał razem z babcią do hurtowni po zakupy. Twierdził, że musi uzupełnić zapasy mąki. Zasłabł w czasie drogi powrotnej do domu. Spowodował wypadek. Zmarł w szpitalu po kilku tygodniach. Po pogrzebie przeprowadziliśmy się do jego domu, bo babcia nie dawała sobie rady. Tata zamknął cukiernię. Babcia przez kilka lat miała mu to za złe. Dopiero mój brat, po ukończeniu szkolenia zdecydował, że otworzy ją na nowo. 
- Dlaczego zmienił nazwę? 
- Babcia mu kazała. Powiedziała, że tylko pod tym warunkiem zgodzi się na ponowne otwarcie.
- Rozumiem. Wiesz jak ciężko mi było znaleźć to miejsce? Cztery dni błądziłem po okolicy na rowerze – żalę się. 
- Nadal ciągle się gubisz? 
- Nie żartuj sobie ze mnie. Im jestem starszy, tym jest gorzej – wybuchamy śmiechem. 
- Kiedy wróciłeś? 
- W zeszłą środę. Wynająłem pokój u przemiłych ludzi niedaleko stąd. 
- Nie mieszkasz z bratem? 
- Nie. Mój brat wyjechał krótko po naszej przeprowadzce. 
- Jak to wyjechał? To kto się tobą zajmował? Przecież nie mieliście innych krewnych? 
- Oddał mnie do szkoły z internatem. 
- Co takiego?! Jak to cię oddał?! - Diana uderza dłonią w stół ze zdenerwowania. Gdy byliśmy dziećmi też często tak robiła. 
- Internat to nie sierociniec. Poza tym szkoła była prywatna. Słono płacił za opiekę nade mną. 
- Jak on mógł to zrobić? Byłeś dzieckiem, a wasi rodzice... 
- Nie mam mu tego za złe. Był starszy. Zaproponowano mu staż za granicą, więc wyjechał. Zapewnił mi opiekę. Dzwonił. Czasami odwiedzał, przysyłał pieniądze. Rozumiem go. Był młody, a opieka nade mną i praca przerastały jego możliwości. 
- Znowu jesteś sam? - zaciska palce na mojej dłoni. 
- Jestem dorosły. Skończyłem szkołę. Mam pracę. Odnalazłem ciebie. Czego można chcieć więcej? - uśmiecham się do niej, bo nie chcę jej zasmucać. 
- Twój brat zawsze był palantem – wydaje wyrok, robiąc przy tym taką minę, że aż się jej boję. 
- A co u ciebie? Nie poznałem cię przez nowy kolor włosów, nie mówiąc już o tym, że świetna z ciebie laska – puszczam do niej oko. 
- Przestań! - rumieni się. - Twój urok nie działa na mnie tak jak na te dziewczyny, którym wmówiłeś dziś kilogramy ciasta! 
- Wcale im nie wmawiałem, a polecałem! Poza tym tort jest przepyszny – bronię się. 
- Chcesz jeszcze jeden kawałek? - proponuje mi, podrywając się z krzesła. 
- Nie, dziękuję. Może następnym razem, dobrze? Miałem zapisać się na basen, a zamiast tego objadam się tortem bez opamiętania. 
- Robisz się próżny na starość? 
- Może – uśmiecham się do niej, celowo pomijając powody, dla których nie powinienem nawet myśleć o torcie. Oczami wyobraźni widzę swoją agentkę, która bezustannie zmusza mnie do treningu. Czasami czuję się jak jej niewolnik. - Wybrałaś już kierunek studiów? - zmieniam temat, ciekaw w jaki sposób moja rówieśniczka pokierowała swoim życiem. 
- Tak. Zamierzam studiować prawo, tak jak moi rodzice. Są ze mnie bardzo dumni. 
- Nie dziwię im się. Zawsze byłaś świetną uczennicą. 
- Tata obiecał, że przepisze na mnie kancelarię. 
- Widzę, że wszystko zostanie w rodzinie. Z tego co pamiętam twój brat też miał być prawnikiem. 
- Collin? Owszem, miał. Wyrzucili go z hukiem już na pierwszym roku. Moim zdaniem zrobił to celowo. Zawsze był buntownikiem i działał po swojemu. 
- Wspominałaś o tym, że „Fantazja” należy do niego. Biorąc pod uwagę zmiany, jakie tu zaszły, chyba nieźle mu się powodzi. 
- Zainwestował w lokal pieniądze, które zostawił mu dziadek. Tata był temu przeciwny. Bardzo się o to pokłócili. Collin wyprowadził się z domu. To było mniej więcej wtedy, gdy wyrzucono go ze studiów. Po roku złożył podanie na ekonomię, którą właśnie kończy z wyróżnieniem. Ojciec uważa to za zdradę. Nie rozumie jak to możliwe, że z jednych studiów go wyrzucili, a na innych jest prymusem. Jego zdaniem powinien zostać prawnikiem i pracować razem z nim, a nie piec ciasta i robić czekoladki. Nie odzywają się do siebie od czasów tamtej awantury. 
- Od zawsze nazywałaś go palantem, a jednak mu pomagasz – zauważam. 
- Nieźle płaci – Diana wybucha śmiechem. - Pieniądze nie rekompensują jego wrednego charakteru. Nikt nie chce tu pracować. Prosiłam już wszystkie koleżanki. Ostatnia obraziła się na mnie i porzuciła pracę dziś rano. Sam widziałeś, że nie daję sobie rady. Collin mi nie pomoże. Ma na głowie egzaminy. Poza tym sam zajmuje się pieczeniem i czekoladkami.  
- Naprawdę? Szczęściarz. Odziedziczył talent po twoim dziadku. 
- Wolałabym, by odziedziczył jego charakter – wybuchamy śmiechem kolejny już raz. 
Nawet nie zauważam jak szybko robi się późno.
- Odprowadzę cię do domu – proponuję Dianie, bo nie chcę, by wracała sama. 
- To raczej ja powinnam odprowadzić ciebie. Gdzie dokładnie mieszkasz? 
- O tutaj – wyciągam telefon i pokazuję jej zdjęcia białego domu z ogrodem. 
- Znasz adres? - pyta mnie z niedowierzaniem. 
- Nie... - przyznaję niechętnie. - Ale wiem, że na rogu jest supermarket z fioletowymi światłami, obok mydlarnia, a kawałek dalej kino. 
- To niedaleko. My mieszkamy w dawnym domu dziadka. To ta sama dzielnica, ale za kinem i hotelem. Kojarzysz? 
- Tak – śmieję się. Tylko ona potrafiła ogarnąć mój niezawodny system poruszania się po okolicy. 
- Tak bardzo bym chciała, abyś nas odwiedził, ale jutro też jestem skazana na pracę tutaj. 
- Wpadnę cię odwiedzić – zapewniam dziewczynę. - Musimy nadrobić stracony czas. Dasz mi swój numer telefonu? - proszę, wyciągając komórkę. 
- Co to za dzieciaki? - pyta, oglądając zdjęcie, które mam ustawione na tapecie. 
- To dzieci mojego brata – tłumaczę jej. - A to jego żona. Mam tu też zdjęcia ze ślubu. Chcesz obejrzeć? 
- Jasne – Diana bardzo uważnie przygląda się mojemu bratu i rodzinie. - Dlaczego nie ma cię na żadnym zdjęciu? - pyta po chwili, zaskakując swoją spostrzegawczością. 
- Na ślubie nie byłem. W szkole trwały akurat egzaminy, ale brat wysłał mi masę zdjęć. 
- Z dziećmi też żadnego nie masz. 
- Jeszcze ich nie widziałem – przyznaję niechętnie. - W tym roku brat z bratową zaprosili mnie na Boże Narodzenie. 
- To za pół roku – Diana jak zawsze celnie uderza w czuły punkt. 
- Wiem, ale mam pracę. Podpisałem kontrakt i nie mogę teraz wyjechać. 
- Rozumiem. A co dokładnie robisz? 
- Nic szczególnego. To dorywcze zajęcie. Rozglądam się za innym. 
- Naprawdę? Może chciałbyś pracować tutaj razem ze mną? Spędzalibyśmy razem sporo czasu. Poza tym Collin bardzo dobrze płaci. Nie martw się. Nie dam mu cię skrzywdzić. On i tak przychodzi późnym wieczorem, gdy nas już tu nie będzie. Nie mówiąc o tym, że masz zbawienny wpływ na klientki. Dzięki twojemu uśmiechowi, zarobimy fortunę! 
- Bardzo mi miło, że o mnie pomyślałaś, ale moja druga praca jest dosyć... upierdliwa. Pracuję w niepełnym wymiarze godzin, w dodatku od zlecenia do zlecenia. Czasami mam cały tydzień wolny, a czasami tylko weekendy. 
- Nie szkodzi. Jakoś się dogadamy. Proszę, zgódź się. Chociaż na jakiś czas, aż nie znajdę kogoś, kto zgodzi się ciebie zastąpić. Proszę, proszę – tak trudno jest mi odmówić, gdy wpatruje się we mnie swoimi orzechowymi oczami. Zawsze wykorzystywała je przeciwko mnie. 
- Tylko na jakiś czas. I pokażesz mi, gdzie jest basen – licytuję się. 
- Nie tylko ci pokażę, nawet cię tam zaprowadzę – uśmiecha się do mnie, gdy wychodzimy na ulicę. 
- Gdy wracam do wynajętego pokoju jest już prawie północ. Na szczęście nikomu nie przeszkadzam, bo pokój ma osobne wejście. Odkładam klucze, siadam przy stole i wyjmuję z plecaka mokre rzeczy po pływaniu oraz pudełko czekoladek, które kupiłem. Odwiązuję jasnobrązową wstążkę i przyglądam się malutkim czekoladkom. Wyglądają dokładnie tak jak te, którymi starszy pan tak chętnie częstował Dianę i mnie. Być może Collin nadal wykorzystuje jego foremki. Wkładam do ust marcepanową i rozkoszuję się jej wyjątkowym, słodkim smakiem. Czekolada jest pyszna i kremowa, a jej smak wprost niebiański, lecz delikatnie różni się od dziadkowych. Może to inny przepis, a może jakaś modyfikacja brata Diany. Nie zmienia to jednak faktu, że już dawno nic mi tak nie smakowało.
Przed zaśnięciem dostaję smsa od mojej przyjaciółki z dzieciństwa „Dziękuję, że mnie odnalazłeś. Nie mogę doczekać się jutra. Śpij dobrze. D.”, a zaraz potem przychodzi mail od mojej agentki „Mam nadzieję, że byłeś na basenie. Musisz być w formie! Przez trzy godziny wchodziłam w tyłem szefowi. Kontrakt na kampanię jeansów mamy już prawie w garści!”. Nie mam pojęcia o jaką kampanię jej chodzi, bo nie słuchałem zbyt uważnie podczas naszego ostatniego spotkania. Byłem tak podekscytowany przeprowadzką, że gdy Maggie zapytała „zgadzasz się?” przytaknąłem. Jej granatowe oczy rozbłysły ze szczęścia, co powinno dać mi do myślenia. Mam nadzieję, że nie zgodziłem się na coś dziwnego. 
Tak czy inaczej kończę ten dzień mając dwie prace, których tak naprawdę nigdy nie chciałem. Szukanie swojego miejsca w życiu nie jest łatwe. Na szczęście jest czekolada... Sięgam po kolejne malutkie arcydzieło Collina i zasypiam, zastanawiając co przyniesie jutro.

38 komentarzy:

  1. Pierwszaaaaaaa! Idę czytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już początkową dedykacją kupiłeś moje serducho! Nie ładnie przekupywac innych, ale tym razem Ci wybacze :) I to tylko dlatego, że ja również cieszę się z naszych niezapomnianych chwil i dodatkowo Czekolada się cudownie zapowiada :)
      Nie wiem, czy zrobiłeś to specjalnie, czy przypadkowo, ale Jessie przypomina mi mnie. Po pierwsze, miłość do czekolady. Po drugie, tez nie wiem co chce robić w przyszłości. I po trzecie, ja też się wszędzie gubię ;-; Serio, ja nawet nie wiem jak wytłumaczyć ludziom gdzie mieszkam. Jak ktoś się pyta na jakiej ulicy, to stoję i się zastanawiam, mamrocząc coś, że naprzeciwko galerii i obok jest fryzjer. Także Jessiego kupuje w całości a co do Collina, to... Nawet nie ma się nad czym zastanawiać. Gość robi czekoladę, więc musi być dobrym człowiekiem :)
      Jak już mówiłam, zapowiada się ciekawie i nie mogę się doczekać co będzie dalej.
      Weny, Kitsuś!

      Ruu

      P.S - Ja wiem, że już jest po północy, ale przez to opowiadanko nabrałam ochoty na coś słodkiego. Myślisz, że mogę się włamać do szafki z czekoladą? *_*

      Usuń
    2. Muszę się jakoś wkupić w Twoje łaski :)
      Cała Czekolada będzie słodka. Ostatecznie słodycze to motyw przewodni :) A Collin potrafi sprawić, że będzie piekielnie słodko :D
      Jessie wykorzystuje mój niezawodny sposób na orientację w terenie, bo nie znam nazw ulic na własnym osiedlu, a trochę już tu mieszkam :D Poza tym to dopiero pierwszy rozdział. Miał on na celu szybkie streszczenie życia Jessiego. Czy Collin jest dobry... Powiesz mi pod koniec tygodnia, jak wrzucę kolejny rozdział, dobrze? :D A to będzie już niedługo. Może jutro, może pojutrze :)
      Myślę, że możesz lub wręcz powinnaś :) Ty się włamuj, a ja zrobię zakupy, ok?

      Twój Kitsune

      Usuń
    3. Piekielnie słodko, mówisz? Tym bardziej nie mogę się doczekać, kiedy go poznam :) I jak zwykle jestem za tym, żeby rozdział był jutro. Dzięki temu jeszcze bardziej 'wkupisz się w moje laski' :P
      Kitsuś? (w ogóle to mogę tak do Ciebie mówić? :p) Czy Ty masz jakąś inną strefę czasową? :o Było po północy a Ty piszesz, że zrobisz zakupy... I dzięki za radę! Dzięki moim super umiejętnościom włamałam się do kuchni i zdobył czekoladę *-*

      Ruu

      Usuń
    4. Oczywiście, że możesz :)
      Postaram się, nie obiecuję, bo mam dziś sporo do zrobienia, ale napisałem. Poznasz Collina z najlepszej strony hehehe :)
      Strefa czasowa jest ta sama, sklepy internetowe czynne 24h :P Wczoraj przez 2 w nocy upolowałem sobie coś ekstra i zaoszczędziłem 100zł. Życie jest piękne :)
      Nie opychaj się czekoladą na noc. Poczekaj, aż ja Cię nią nakarmię. Moja będzie znacznie lepsza :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    5. Dlaczego Twoje 'hehehe' zabrzmiało niczym śmiech samego Szatana? ;-; Teraz się boję!
      To Ty przez internet zakupy robisz? A nóżki Bozia dała? :P Pochwal się co kupiłeś :D
      Nie opychałam się... Zjadłam TYLKO całą tabliczkę :D To ja czekam!

      Ruu

      Usuń
    6. Tak zabrzmiało? Serio? Ciekawe dlaczego :D Zobaczysz, jak tylko wrzucę drugi rozdział. Obecnie nie mam jak. W domu wygląda jak po spaleniu, a to tylko Kitsuś pakuje się na wakacje :D Wszędzie są torby i walizki. Zauważyłem pewną prawidłowość - im jestem starszy, tym jest gorzej. Muszę się wspomagać muzą, bo od zacząłem o w zeszłym tygodniu, a nadal jestem daleko w polu... Na szczęście Michael Jackson dzielnie mnie wspomaga :P
      Byłem na zakupach. Wchodzę do Nike, a tam nie ma tego co chciałem kupić. Rozumiesz to! Nie ma! Pół internetu wczoraj przeszukałem, ale znalazłem. Teraz jakiś miły kurier przyniesie paczkę i wszechświat odzyska równowagę :D
      Mam nadzieję, że to była wegańska czekolada :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    7. Skąd ja to znam? Jak się próbuję gdzieś spakować to po całym domu latają moje rzeczy. Od butów zacząwszy na bieliźnie skończywszy. Ale co poradzę, że po prostu nie potrafię się ogarnąć :D Ty przynajmniej możesz sobie muzykę puścić! Jak ja zaczynam słuchać, albo nie daj Boże, śpiewać ulubione kawałki to brat dzwoni po egzorcystę ;-;
      Rozumiem Twój ból! Potrzebuje sobie kupić buty do gry w siatkówkę. Znalazłam takie piękne! Idę do sklepu i niii ma! I znowu jestem w punkcie wyjścia. Pozdrów kuriera i podziękuj mu za uratowanie świata :D
      O-o-oczywiście, że wegańska...

      Ruu

      Usuń
    8. Poddaje się. Jestem padnięty. Najwyżej w przyszłym tygodniu wrócę i zabiorę inne, "potrzebne rzeczy".
      Jeśli wiesz jaki to model butów, poszukaj w internecie. Byłem w szoku jak w nocy znalazłem sklep, w którym akurat to co chciałem było nie dość, że tańsze, to jeszcze kurier gratis :) Szkoda, że przyjedzie jak mnie tu już nie będzie.
      Idę Czekoladę poprawiać. Collin mnie woła :D
      Tak się właśnie zastanawiam, czy Alan nie będzie zazdrosny :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    9. To Ty teraz jedziesz do tego lasu, co mówiłeś? :D
      Poszukałabym, ale u mnie jest różnie z rozmiarem. Raz jest o jeden większy, raz o jeden mniejszy :P
      Spokojnie, Alan rozumie, że ja potrzebuje wolności xD

      Ruu

      Usuń
    10. Jeśli kupujesz w dobrym sklepie, masz 14 dni na zwrot bez podawania powodów.
      Ciekawe co powiesz o moim Collinie :D Nie mogę się doczekać :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  2. Dedykacja już była słodziudka! Heh. A to dopiero początek!
    Jessie też ma problem z ulicami? Mieszkam w moim mieście całe życie, a nawet nie ogarniam autobusów :'D
    A cukiernią mnie kupiłeś. Kocham takie rzeczy! Czekoladki, ciasta, model, śmiech i nierozgarnięcie! Zapowiada się ciekawie, ale nie mogę niczego stwierdzić, dopóki nie poznam Collina. Jak narazie mam o nim takie zdanie: On ma cukiernię. Jego nie da się popsuć. NIE DA!

    Wegi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Collin :) Jest wyjątkowy :) I wymagający :)Tak naprawdę wszystko wyjaśni kolejny rozdział. Zamierzam podgrzać Czekoladę i poczekać, aż się rozpuści :P

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Zobaczymy coś ty tam naskrobał :) Ciekawe czy go polubię… Ale znając ciebie… nie, w sumie nie wiem :'D
      Do czekolday dodaj pianki i będzie idealnie :P

      Wegi

      Usuń
    3. Pianki są dla panienek, a my mówimy o Collinie :D Moim zdaniem polubisz i to bardzo, bo jest zupełnie wyjątkowy. Postaram się szybko ogarnąć wszystkie sprawy i wrzucić rozdział jeszcze dzisiaj. Przecież nie będę Wam żałował Czekolady :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Dobra, ja tam lubię pianki :P Skoro mówisz, że go polubię, to tak zapewnie będzie!
      Dobry lisie! (Kobieta zmienną jest :D) Kto daje czekoladę ten jest przyjacielem! *tuuli*

      Wegi

      Usuń
    5. Collin to typ faceta, którego chciałaby mieć każda kobieta. Przystojny, wredny, pociągający. I te tatuaże :D Mrrr.... Gdyby nie Eryk to sam bym się zakochał :P
      Mnie pianki nie kuszą, zawierają żelatynę.

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. Trafiłeś w sedno! Jak ty dobrze znasz kobiety :P
      Zapomniałam! To może na owocki się skusisz? :D

      Wegi

      Usuń
    7. Kusisz mnie owocami? :P Wiesz, że nie umiem odmówić :D
      Pewnie, że dobrze znam kobiety. Gorzej z facetami heheheh :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    8. To dobrze, bo mam ich pełno w domu, a sama nie zjem :D
      Kitsuś, i weź tu wytłumacz, że kobiety nie są skomplikowane. Faceci są trudniejsi ;-;

      Wegi
      Ps. Wiesz co mi się przypomniało? Nadal czejam na fakty o mnie! :P

      Usuń
    9. Kobiety? Nie są skomplikowane? A niby jakie?
      Przez Ciebie ja już jadłem. Poziom cukru mi się obniżył od produkcji Czekolady :D

      Twój Kitsune

      PS. Wiem.

      Usuń
    10. To naprawdę bardzo proste… Chcą czegoś wyjątkowego, lez nie wiedzą czego. Najlepiej, żeby druga osoba to wiedziała i jej to dała. To oznacza, że znasz ją lepiej niż ona i ją kochasz :D Podświadomie każda tak ma! A jak jest z facetami?
      Dbam o twoje zdrowie! "Dziękuj" :'D

      Wegi

      Usuń
    11. Z facetami jest inaczej. My nie mamy ukrytych pragnień, o których nie wiemy, że je mamy :P Wszystko wiemy.
      Dziękuję, Wegi. Jesteś kochana :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    12. Serio? :o Dobra, jednak prości jesteści :P Ale znam też takich, którzy zachowują się jak dziewczyna w ciąży ;-; Ratuj od takich ludzi!
      Ojejku >.<

      Wegi

      Usuń
    13. Z pewnością nie dobieramy godzinami sukienki do koloru lakieru na paznokciach :D
      Dziewczyny w ciąży mają chociaż wymówkę. A ja Ci mówię - najgorsze są stare ciotki.

      Twój Kitsune

      Usuń
    14. Ale samochody to potraficie dobierać dłużej niż my buty :P
      Satre ciotki ;-; Już nie chciałam o nich wspominać! One są straszne.

      Wegi

      Usuń
  3. Jego orientacja w terenie jest kiepska? Skąd ja to znam! My z Wegi razemu gubimy się w mieście.
    'Czekolada' zapowiada się nieźle. Ciekawi mnie jaki jest Collin. Kiedy kolejna kostka? :)

    ~ZuSkaa
    P.S. Sorka, że tak późno przeczytałam rozdział, ale miałam kaca książkowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dlaczego ja nie zauważyłem Twojego komentarza wcześniej? Teraz już znasz smak drugiej kostki :D

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Dopiero odkryłam tego bloga. Lekkość słowa zachwyca po prostu!
    A po prawdzie powiedziawszy dialogi z komentatorami też dają sporo uciechy !!!
    I chyba niestety łapię się na kategorię STAREJ CIOTKI ŁAAAAAA!!!!!!
    chociaż i tak nie rozumiem wybierania strojów godzinami... wolę wybierać autka :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :)
      Zapraszamy do wspólnej dyskusji :) Obecnie buszujemy pod ostatnimi rozdziałami Grzechu :D

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Właśnie skończyłam całą Czekoladę. ABSOLUTNIE REWELACYJNA!!!! Do Grzechu dołączę za kilka dni (niestety) ale spróbuję jak najszybciej. Dzięki za zaproszenie do dyskusji :-) Niestety praca..... z reguły to niestety jej poświęcam każdą chwilę. Jak na Starą Ciotkę przystało ;-)Ale co tam... Wrócę jak nic. Piękno fabuły i języka po prostu nie pozwoli mi takiej perełki zignorować!!! To jest dla mnie po prostu wytchnienie!

      Usuń
    3. Bardzo się cieszę, że Ci się podobała. Grzech już powolutku kończę, a potem rozpocznę nowe opowiadanie :)
      Na blogu Wszyscy są bardzo mili, więc jestem pewny, że będziesz się z nami dobrze bawić :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Aw, jeju. To jest przekochane <3 Co prawda, trochę sztywnie napisane/ujęte, ale jednak treść wciąż bardzo miła. Błędów żadnych nie dojrzałam. Nic tylko iść czytać następne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że Czekolada ma pewne niedociągnięcia, ale nadal się uczę. To było moje trzecie opowiadanie. Dziś pewnie inaczej bym je napisał :) Mimo to kojarzy mi się z fantastycznym okresem w życiu, fajnymi osobami, poznanymi na blogu. Same słodkie chwile.

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. Hej,
    już bardzo polubiłam Jessiego i ten jego brak orientacji w terenie... zapowiada się niesamowicie to opowiadanie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. To jestem ja. Jakbym widziała siebie
    "Nigdy nie znam nazw ulic. Zapamiętuję poszczególne budynki albo specyficzne miejsca, które rzucają mi się w oczy. Mam tak od dziecka"

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, już polubilam Jessiego i ten jego brak orientacji w terenie ;) zapowiada się będzie niesamowicie to opowiadanie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń