„Czekolada”
Dla Ruu i Wegi, w
podziękowaniu za niezapomniane chwile :)
Końcówka czerwca. Nie
tak dawno temu zdałem ostatnie egzaminy w szkole średniej, lecz nie
będę składać podania na studia. Nie wiem, co chciałbym studiować
i jak powinna wyglądać reszta mojego życia. Może sprawdziłbym
się jako nauczyciel matematyki, a może prawnik lub bankier? Mój
brat jest bankierem i zachęca mnie do studiowania finansów. Rok
przerwy uważa za stratę czasu. Dał temu wyraz milcząc przez kilka
minut i ciężko wzdychając do słuchawki podczas naszej ostatniej
rozmowy telefonicznej. Nie chcę go rozczarować. Tak wiele mu
zawdzięczam. Jest moją jedyną rodziną.
Zamiast zadręczać się
faktem, że nie umiem podjąć życiowej decyzji, postanowiłem
spakować rzeczy i wrócić do rodzinnego miasta, które opuściliśmy
po śmierci rodziców. Jednym z powodów mojej przeprowadzki jest
fakt, że mieści się tu główna siedziba agencji modeli Flesz,
której jestem częścią.
Nie traktuję tej pracy
zbyt poważnie, choć muszę przyznać, że jest bardzo dobrze
płatna. Dzięki kilku zleceniom bez najmniejszego problemu udało mi
się odłożyć znaczną sumę pieniędzy na przyszłą edukację, co
zdaniem brata oznacza, iż wreszcie poważnie myślę o swojej
przyszłości. Co prawda nakrzyczał na mnie, gdy mu powiedziałem,
że płacą mi za pozowanie w szortach na plaży. Przecież prędzej
czy później na coś się zdecyduję, prawda? Wybiorę jakiś
„odpowiedzialny zawód”. Jednak zanim to nastąpi...
Rozglądam się po okolicy
w poszukiwaniu parku, który często odwiedzałem. Teraz wygląda tu
zupełnie inaczej. To ciekawe jak wiele może się zmienić w
przeciągu siedmiu lat. Dawniej znajdowały się tutaj wysokie
drzewa, które najwidoczniej zostały wycięte i zastąpione nowo
powstałym, strzeżonym osiedlem. Apartamenty piętrzą się dumnie
za wielkim płotem, którego dodatkowo pilnuje kilku strażników i
czujne kamery, rozmieszczone na każdej ścianie. I pomyśleć, że
jeszcze kilkanaście minut temu pomstowałem na nawigację w
telefonie, która uparcie twierdziła, iż w tej dzielnicy nie ma
żadnego parku. Już nie ma. Ale był, a w samym jego centrum
mieściła się niewielka cukiernia, która należała do dziadka
mojej najlepszej przyjaciółki z dzieciństwa, Diany. Właśnie
dlatego dziś tu jestem. Bardzo chciałbym ją odnaleźć.
Zsiadam z roweru i
zdejmuję kask. Miasto zmieniło się tak bardzo, że bez dokładnego
adresu moje poszukiwania przypominają przysłowiowe szukanie igły w
stogu siana. Dodatkową przeszkodą jest fakt, że nikogo tu nie
znam. No trudno, może jutro będę miał więcej szczęścia...
Odczepiam telefon od
uchwytu przymocowanego do kierownicy i wbijam kolejny punkt z listy.
Moja agentka kazała mi codziennie chodzić na basen. W drodze do
domu muszę koniecznie kupić karnet, inaczej nie da mi spokoju.
Nawigacja wskazuje, że wystarczy obejść osiedle i przejechać pięć
kilometrów główną ulicą, a następnie skręcić w prawo.
Powinienem dać sobie radę, chociaż orientacja w terenie nie jest
moją najmocniejszą stroną. Bardzo często się gubię, zwłaszcza
w nowych miejscach. Nigdy nie znam nazw ulic. Zapamiętuję
poszczególne budynki albo specyficzne miejsca, które rzucają mi
się w oczy. Mam tak od dziecka. Z tego właśnie powodu nie znam
adresu Diany. Brat ani słowem nie wspominał o przeprowadzce. Gdy
wróciłem do domu po szkole, wszystkie rzeczy były już spakowane.
Nie miałem możliwości, aby się pożegnać. Następnego dnia była
sobota. Diana obiecała, że odwiedzimy jej dziadka w pracy.
Uwielbiałem obserwować jak z uśmiechem na twarzy ozdabiał ciastka
lukrem. Był zawsze uśmiechnięty i tak słodko pachniał. To jedne
z najszczęśliwszych wspomnień z dzieciństwa... Wanilia, masło,
palony cukier i czekolada... Rozmarzyłem się tak bardzo, że mam
wrażenie, iż czuję ją nawet teraz. Zamykam oczy, wdychając
kuszący zapach, od którego natychmiast robię się głodny. Dobiega
z otwartego okna niewielkiego budynku, znajdującego się na tyłach
strzeżonego osiedla... Cukiernia dziadka! Nadal tu jest?
Obchodzę budowlę, by
potwierdzić swoje przypuszczenia. To, co dawniej było cukiernią,
zostało zamienione na kuchnię. Główne wejście mieści się teraz
od strony ulicy, gdzie dobudowano kawiarnię, połączoną ze
sklepem. Opieram rower o niewielki płot i wpatruję się w szklane
drzwi. To tutaj. To musi być tutaj. Co prawda nazwa cukierni jest
inna. Kiedyś nazywała się „Cukiernia Róży”, bo tak miała na
imię babcia Diany. Uwielbiała piec ciasta. Dziadek w tajemnicy
przez kilka lat odkładał pieniądze, by spełnić jej marzenie o własnym miejscu, ale to nie jej ciasta przeszły do historii i
przyciągały klientów, lecz małe czekoladki domowej roboty, które
ozdabiał w fantazyjny sposób. Były tak piękne, że żal było je
jeść. „Cukierni Róży” już nie ma. Jest za to „Fantazja”.
W niczym nie przypomina tego z moich wspomnień. Brakuje zwłaszcza
ściany pnących róż, o które babcia Diany bardzo dbała. Za to
zapach... Pachnie identycznie. Jak to możliwe? I dlaczego tak bardzo
boję się wejść do środka?
Z mocno bijącym sercem
delikatnie naciskam na klamkę i popycham drzwi. Dzwoneczek nad mini
umieszczony wydaje delikatny dźwięk, informując o przybyciu nowego
klienta. W środku kilka osób siedzi przy niewielkich stolikach.
Piją kawę i jedzą ciasto. Młoda sprzedawczyni z rudymi włosami
poleca niezdecydowanym tartę z owocami lub tort. Tymczasem to nie
ciasta przyciągają moją uwagę. Ślina cieknie mi do ust, gdy
widzę całe stosy piętrzących się małych pralinek, ustawionych w
piramidy za szybą. Podchodzę bliżej, by lepiej się im przyjrzeć. Karmelowe, pistacjowe, marcepanowe... Uśmiecham się do swoich
wspomnień.
- Wybrał pan już
ulubiony smak? - sprzedawczyni wyrywa mnie z zamyślenia.
- Jeszcze nie –
przyznaję nieśmiało, podnosząc na nią wzrok i spoglądając w
brązowe oczy. Nawet one wyglądają znajomo... Co się ze mną
dzieje? Dlaczego robię się taki nostalgiczny na widok słodyczy?
- Proponuję spróbować
po jednej. Tak będzie najprościej – zachęca mnie, wyciągając
niewielki kartonik.
- Chętnie –
przyglądam się jak z dużą wprawą pakuje szczypcami małe
czekoladki do białego opakowania, który następnie przewiązuje
wstążką i mi podaje. - Bardzo proszę.
- Dziękuję –
wręczam jej kartę kredytową, którą odbiera z uśmiechem. Gdy
przesuwa ją przez czytnik, jej oczy robią się wielkie ze
zdziwienia.
- Jessie... - wypowiada
moje imię, zasłaniając usta dłonią.
- Tak? - pytam
zdziwiony. - Coś nie tak z kartą?
- Jessie... - powtarza.
Jej migdałowe oczy zachodzą łzami. - To naprawdę ty?
Przyglądam się jej
bardziej dokładnie. Ma na sobie elegancki, brązowy fartuszek. Jest
drobna i niższa ode mnie. Jej płomienne włosy nieco się kręcą,
zwłaszcza przy twarzy. I te oczy...
- Diana... ? To ty?
- Oczywiście, że to
ja! - ociera łzy, unosi ladę do góry i rzuca mi się na szyję.
Unoszę ją do góry i obracam. Dziewczyna głośno się śmieje.
Stawiam ją na ziemi, by ponownie się jej przyjrzeć. Klienci
wyglądają na zdziwionych naszym niecodziennym zachowaniem.
- Przepraszamy – zawstydza się i ciągnie mnie za sobą, w kierunku zaplecza, gdzie ponownie rzuca mi się na szyję.
- Przepraszamy – zawstydza się i ciągnie mnie za sobą, w kierunku zaplecza, gdzie ponownie rzuca mi się na szyję.
- Jessie! Myślałam,
że już nigdy cię nie zobaczę! Gdzie byłeś? Czemu do mnie nie
napisałeś? Jak mogłeś tak zniknąć?! Masz pojęcie, jak się
niepokoiłam?! Tak długo zadręczałam dziadka, że zostałeś
porwany albo jesteś obłożnie chory, że pojechał do szkoły i
przekupił słodyczami dyrektorkę, by dała mu twój dokładny
adres, a wiesz jaką była nieprzyjemną zołzą. Dopiero właściciel
mieszkania, które wynajmowaliście powiedział mu, że twój brat
rozwiązał umowę i się wyprowadził, zabierając cię ze sobą.
Masz pojęcie ile nocy przepłakałam w poduszkę?! Byłeś moim
najlepszym przyjacielem, a zniknąłeś bez słowa!
- Przepraszamy, ale
chcielibyśmy zapłacić za ciasto – Diana przestaje na mnie
krzyczeć i spogląda na zniecierpliwionych klientów.
- Już idę – woła
do nich. - A ty – mierzy we mnie palem wskazującym, popychając w
kierunku fotela – jeśli ruszysz się z tego miejsca chociaż o
milimetr, zanim nie uzyskam odpowiedzi na wszystkie pytania,
popamiętasz! - ostrzega, po czym uśmiecha się słodko i wraca do
klientów. - Bardzo przepraszam, że musieli państwo czekać.
Jestem dziś sama. Koleżanka zrezygnowała rano z pracy.
- Nic nie szkodzi,
proszę pani – klienci uśmiechają się do niej, gdy pakuje im
ciastka do kartonu i macha na pożegnanie.
- Potrzebujesz pomocy?
- wychylam się zza drzwi.
- Chcesz mi pomóc? -
pyta zdziwiona.
- Słyszałem, że
jesteś dziś sama, więc pomyślałem sobie, że mógłbym...
- Spadasz mi z nieba! –
uśmiecha się radośnie. - Naprawdę mógłbyś?
- Jasne, to żaden
problem.
- Kończę pracę o
dwudziestej. Zostaniesz ze mną?
- Bardzo chętnie.
- I odpowiesz na
wszystkie moje pytania! - dodaje z groźną miną. Od zawsze mną
rządziła...
- Obiecuję. Co mam
robić?
- Najpierw musisz się
przebrać. Na zapleczu przy drzwiach wisi fartuch Collina. Ubierz go
i...
Do lady podchodzą
kolejni klienci. Nie tracę czasu i idę na zaplecze. Zdejmuję
plecak i i odkładam kask. Bez problemu znajduję także brązowy
fartuch, którym owijam się w pasie. Po drodze zabieram dużą tacę
na brudne naczynia. Nie czekając na instrukcje Diany zabieram się
do pracy. Mam spore doświadczenie, bo w zeszłym roku dorabiałem
jako kelner przez kilka miesięcy. To właśnie wtedy wypatrzyła
mnie moja obecna agentka i prawie siłą zaciągnęła ze sobą na
zdjęcia. Jeszcze w tym samym tygodniu kazała podpisać kontrakt i
przelała znaczną sumę pieniędzy na konto. Nalegała także, abym
rzucił szkołę i pracę, dzięki czemu mógłbym zarobić jeszcze
więcej, ale mój brat nie chciał o tym słyszeć. Powiedział, że
jeśli porzucę szkołę nigdy więcej do mnie nie zadzwoni.
Zapisałem się na siłownię, przestałem pracować w restauracji,
a zacząłem szczerzyć się do zdjęć. Życie bywa naprawdę
zaskakujące.
Popołudnie mija nam
bardzo szybko. Zauważyłem, że większość klientek to kobiety.
Postanowiłem wykorzystać kilka sztuczek, które opanowałem do
perfekcji. Bardzo szybko nauczyłem się menu na pamięć, dzięki
czemu z uśmiechem na ustach polecałem im ciasta i desery oraz
zachęcałem do kolejnych odwiedzin Fantazji. Nim się spostrzegłem,
była już dwudziesta i Diana zamknęła kawiarnię. Opuściła
rolety i opadła zmęczona na krzesło przy jednym ze stolików.
- Co jeszcze mam
zrobić? - zapytałem, kończąc nastawiać zmywarkę.
- Nie
odpowiedziałeś na ani jedno moje pytanie.
- To prawda –
przyznaję jej rację.
Gdy wszystko było już
uprzątnięte, Diana podała nam herbatę w filiżankach zrobionych
malutkimi różyczkami oraz przyniosła mi wielki kawałek ciasta,
które jej zdaniem powinno mi smakować.
- To najlepsze ciasto
jakie jadłem. Sama je upiekłaś?
- Nie pamiętasz już,
że pieczenie nie było moją mocną stroną? - roześmiała się
serdecznie przywołując serię wspomnień, gdy ona i ja
próbowaliśmy pomagać dziadkowi podczas dekorowania czekoladek.
- Myślałem, że
kawiarnia należy teraz do ciebie.
- Nie. Pracuję tu
dorywczo. Po śmierci dziadka przejął ją mój brat, ale to zwykły
palant.
- Widzę, że twoje
zdanie o bracie nie uległo zmianie.
- Z tego co pamiętam
pomstowanie na starszych braci umocniło naszą przyjaźń –
zatopiła we mnie swoje ślepia, przyglądając mi się bardzo
uważnie.
- No co? - speszyłem
się jak dawniej, gdyż jej czujny wzrok działał niczym skaner. Od
razu wiedziała kiedy kłamię lub jest mi smutno.
- Nie masz pojęcia jak
bardzo się cieszę, że tu jesteś. Nic się nie zmieniłeś. Tylko
włosy masz nieco dłuższe.
- Wiem. W pracy kazali
mi je zapuścić.
- Pracujesz? Gdzie?
Chcę wiedzieć o tobie wszystko! Ale zacznij opowiadać od chwili,
gdy rozstaliśmy się w piątek po szkole, dobrze?
- Dobrze –
uśmiecham się do dziewczyny, bo mam świadomość, że mi nie
odpuści. - Wróciłem po szkole do domu. Wszystkie nasze rzeczy
były spakowane do kartonów. Obcy faceci zanosili je do ciężarówki,
która stała pod blokiem. Mój brat powiedział, się
przeprowadzamy, bo zmienił pracę. Kazał mi wsiąść do samochodu
i wyjechaliśmy. Nie wiedziałem o przeprowadzce. Przysięgam. Gdyby
mi powiedział... Przepraszam, że wyjechałem bez pożegnania.
Dzwoniłem do ciebie wiele razy. Nikt nie odbierał. Nie miałem
twojego adresu. Wiedziałem tylko, że mieszkasz w zielonym domu na
drugim piętrze. Napisałem list do cukierni twojego dziadka, ale po
kilku tygodniach został odesłany. Pomyślałem wtedy, że nie
chcesz mieć ze mną nic wspólnego, bo wyjechaliśmy bez słowa.
- Nie odbierałam
telefonu, bo w sobotę dziadek bardzo źle się czuł. Mimo to
pojechał razem z babcią do hurtowni po zakupy. Twierdził, że
musi uzupełnić zapasy mąki. Zasłabł w czasie drogi powrotnej do
domu. Spowodował wypadek. Zmarł w szpitalu po kilku tygodniach. Po
pogrzebie przeprowadziliśmy się do jego domu, bo babcia nie dawała
sobie rady. Tata zamknął cukiernię. Babcia przez kilka lat miała
mu to za złe. Dopiero mój brat, po ukończeniu szkolenia
zdecydował, że otworzy ją na nowo.
- Dlaczego zmienił
nazwę?
- Babcia mu kazała.
Powiedziała, że tylko pod tym warunkiem zgodzi się na ponowne otwarcie.
- Rozumiem. Wiesz jak
ciężko mi było znaleźć to miejsce? Cztery dni błądziłem po
okolicy na rowerze – żalę się.
- Nadal ciągle się
gubisz?
- Nie żartuj sobie ze
mnie. Im jestem starszy, tym jest gorzej – wybuchamy śmiechem.
- Kiedy wróciłeś?
- W zeszłą środę.
Wynająłem pokój u przemiłych ludzi niedaleko stąd.
- Nie mieszkasz z
bratem?
- Nie. Mój brat
wyjechał krótko po naszej przeprowadzce.
- Jak to wyjechał? To
kto się tobą zajmował? Przecież nie mieliście innych krewnych?
- Oddał mnie do szkoły
z internatem.
- Co takiego?! Jak to
cię oddał?! - Diana uderza dłonią w stół ze zdenerwowania. Gdy
byliśmy dziećmi też często tak robiła.
- Internat to nie
sierociniec. Poza tym szkoła była prywatna. Słono płacił za
opiekę nade mną.
- Jak on mógł to
zrobić? Byłeś dzieckiem, a wasi rodzice...
- Nie mam mu tego za
złe. Był starszy. Zaproponowano mu staż za granicą, więc
wyjechał. Zapewnił mi opiekę. Dzwonił. Czasami odwiedzał,
przysyłał pieniądze. Rozumiem go. Był młody, a opieka nade mną
i praca przerastały jego możliwości.
- Znowu jesteś sam? -
zaciska palce na mojej dłoni.
- Jestem dorosły.
Skończyłem szkołę. Mam pracę. Odnalazłem ciebie. Czego można
chcieć więcej? - uśmiecham się do niej, bo nie chcę jej
zasmucać.
- Twój brat zawsze był
palantem – wydaje wyrok, robiąc przy tym taką minę, że aż się
jej boję.
- A co u ciebie? Nie
poznałem cię przez nowy kolor włosów, nie mówiąc już o tym,
że świetna z ciebie laska – puszczam do niej oko.
- Przestań! - rumieni
się. - Twój urok nie działa na mnie tak jak na te dziewczyny,
którym wmówiłeś dziś kilogramy ciasta!
- Wcale im nie
wmawiałem, a polecałem! Poza tym tort jest przepyszny – bronię
się.
- Chcesz jeszcze jeden
kawałek? - proponuje mi, podrywając się z krzesła.
- Nie, dziękuję.
Może następnym razem, dobrze? Miałem zapisać się na basen, a
zamiast tego objadam się tortem bez opamiętania.
- Robisz się próżny
na starość?
- Może – uśmiecham
się do niej, celowo pomijając powody, dla których nie powinienem
nawet myśleć o torcie. Oczami wyobraźni widzę swoją agentkę,
która bezustannie zmusza mnie do treningu. Czasami czuję się jak
jej niewolnik. - Wybrałaś już kierunek studiów? - zmieniam
temat, ciekaw w jaki sposób moja rówieśniczka pokierowała swoim
życiem.
- Tak. Zamierzam
studiować prawo, tak jak moi rodzice. Są ze mnie bardzo dumni.
- Nie dziwię im się.
Zawsze byłaś świetną uczennicą.
- Tata obiecał, że
przepisze na mnie kancelarię.
- Widzę, że wszystko
zostanie w rodzinie. Z tego co pamiętam twój brat też miał być
prawnikiem.
- Collin? Owszem, miał.
Wyrzucili go z hukiem już na pierwszym roku. Moim zdaniem zrobił
to celowo. Zawsze był buntownikiem i działał po swojemu.
- Wspominałaś o tym,
że „Fantazja” należy do niego. Biorąc pod uwagę zmiany,
jakie tu zaszły, chyba nieźle mu się powodzi.
- Zainwestował w lokal
pieniądze, które zostawił mu dziadek. Tata był temu przeciwny.
Bardzo się o to pokłócili. Collin wyprowadził się z domu. To
było mniej więcej wtedy, gdy wyrzucono go ze studiów. Po roku
złożył podanie na ekonomię, którą właśnie kończy z
wyróżnieniem. Ojciec uważa to za zdradę. Nie rozumie jak to
możliwe, że z jednych studiów go wyrzucili, a na innych jest
prymusem. Jego zdaniem powinien zostać prawnikiem i pracować razem
z nim, a nie piec ciasta i robić czekoladki. Nie odzywają się do
siebie od czasów tamtej awantury.
- Od zawsze nazywałaś
go palantem, a jednak mu pomagasz – zauważam.
- Nieźle płaci –
Diana wybucha śmiechem. - Pieniądze nie rekompensują jego
wrednego charakteru. Nikt nie chce tu pracować. Prosiłam już
wszystkie koleżanki. Ostatnia obraziła się na mnie i porzuciła
pracę dziś rano. Sam widziałeś, że nie daję sobie rady. Collin
mi nie pomoże. Ma na głowie egzaminy. Poza tym sam zajmuje się
pieczeniem i czekoladkami.
- Naprawdę?
Szczęściarz. Odziedziczył talent po twoim dziadku.
- Wolałabym, by
odziedziczył jego charakter – wybuchamy śmiechem kolejny już
raz.
Nawet nie zauważam jak
szybko robi się późno.
- Odprowadzę cię do
domu – proponuję Dianie, bo nie chcę, by wracała sama.
- To raczej ja powinnam
odprowadzić ciebie. Gdzie dokładnie mieszkasz?
- O tutaj – wyciągam
telefon i pokazuję jej zdjęcia białego domu z ogrodem.
- Znasz adres? - pyta
mnie z niedowierzaniem.
- Nie... - przyznaję
niechętnie. - Ale wiem, że na rogu jest supermarket z fioletowymi
światłami, obok mydlarnia, a kawałek dalej kino.
- To niedaleko. My
mieszkamy w dawnym domu dziadka. To ta sama dzielnica, ale za kinem
i hotelem. Kojarzysz?
- Tak – śmieję się.
Tylko ona potrafiła ogarnąć mój niezawodny system poruszania się
po okolicy.
- Tak bardzo bym
chciała, abyś nas odwiedził, ale jutro też jestem skazana na
pracę tutaj.
- Wpadnę cię
odwiedzić – zapewniam dziewczynę. - Musimy nadrobić stracony
czas. Dasz mi swój numer telefonu? - proszę, wyciągając komórkę.
- Co to za dzieciaki? -
pyta, oglądając zdjęcie, które mam ustawione na tapecie.
- To dzieci mojego
brata – tłumaczę jej. - A to jego żona. Mam tu też zdjęcia ze
ślubu. Chcesz obejrzeć?
- Jasne – Diana
bardzo uważnie przygląda się mojemu bratu i rodzinie. - Dlaczego
nie ma cię na żadnym zdjęciu? - pyta po chwili, zaskakując swoją
spostrzegawczością.
- Na ślubie nie byłem.
W szkole trwały akurat egzaminy, ale brat wysłał mi masę zdjęć.
- Z dziećmi też
żadnego nie masz.
- Jeszcze ich nie
widziałem – przyznaję niechętnie. - W tym roku brat z bratową
zaprosili mnie na Boże Narodzenie.
- To za pół
roku – Diana jak zawsze celnie uderza w czuły punkt.
- Wiem, ale mam pracę.
Podpisałem kontrakt i nie mogę teraz wyjechać.
- Rozumiem. A co
dokładnie robisz?
- Nic szczególnego. To
dorywcze zajęcie. Rozglądam się za innym.
- Naprawdę? Może
chciałbyś pracować tutaj razem ze mną? Spędzalibyśmy razem
sporo czasu. Poza tym Collin bardzo dobrze płaci. Nie martw się.
Nie dam mu cię skrzywdzić. On i tak przychodzi późnym wieczorem,
gdy nas już tu nie będzie. Nie mówiąc o tym, że masz zbawienny
wpływ na klientki. Dzięki twojemu uśmiechowi, zarobimy fortunę!
- Bardzo mi miło, że
o mnie pomyślałaś, ale moja druga praca jest dosyć...
upierdliwa. Pracuję w niepełnym wymiarze godzin, w dodatku od
zlecenia do zlecenia. Czasami mam cały tydzień wolny, a czasami
tylko weekendy.
- Nie szkodzi. Jakoś
się dogadamy. Proszę, zgódź się. Chociaż na jakiś czas, aż
nie znajdę kogoś, kto zgodzi się ciebie zastąpić. Proszę,
proszę – tak trudno jest mi odmówić, gdy wpatruje się we mnie
swoimi orzechowymi oczami. Zawsze wykorzystywała je przeciwko mnie.
- Tylko na jakiś czas.
I pokażesz mi, gdzie jest basen – licytuję się.
- Nie tylko ci pokażę,
nawet cię tam zaprowadzę – uśmiecha się do mnie, gdy
wychodzimy na ulicę.
- Gdy wracam do wynajętego
pokoju jest już prawie północ. Na szczęście nikomu nie
przeszkadzam, bo pokój ma osobne wejście. Odkładam klucze, siadam
przy stole i wyjmuję z plecaka mokre rzeczy po pływaniu oraz
pudełko czekoladek, które kupiłem. Odwiązuję jasnobrązową
wstążkę i przyglądam się malutkim czekoladkom. Wyglądają
dokładnie tak jak te, którymi starszy pan tak chętnie częstował
Dianę i mnie. Być może Collin nadal wykorzystuje jego foremki.
Wkładam do ust marcepanową i rozkoszuję się jej wyjątkowym,
słodkim smakiem. Czekolada jest pyszna i kremowa, a jej smak wprost
niebiański, lecz delikatnie różni się od dziadkowych. Może to
inny przepis, a może jakaś modyfikacja brata Diany. Nie zmienia to
jednak faktu, że już dawno nic mi tak nie smakowało.
Przed zaśnięciem
dostaję smsa od mojej przyjaciółki z dzieciństwa „Dziękuję,
że mnie odnalazłeś. Nie mogę doczekać się jutra. Śpij dobrze.
D.”, a zaraz potem przychodzi mail od mojej agentki „Mam
nadzieję, że byłeś na basenie. Musisz być w formie! Przez trzy
godziny wchodziłam w tyłem szefowi. Kontrakt na kampanię jeansów
mamy już prawie w garści!”. Nie mam pojęcia o jaką kampanię
jej chodzi, bo nie słuchałem zbyt uważnie podczas naszego
ostatniego spotkania. Byłem tak podekscytowany przeprowadzką, że
gdy Maggie zapytała „zgadzasz się?” przytaknąłem. Jej
granatowe oczy rozbłysły ze szczęścia, co powinno dać mi do
myślenia. Mam nadzieję, że nie zgodziłem się na coś dziwnego.
Tak czy inaczej kończę
ten dzień mając dwie prace, których tak naprawdę nigdy nie
chciałem. Szukanie swojego miejsca w życiu nie jest łatwe. Na
szczęście jest czekolada... Sięgam po kolejne malutkie arcydzieło
Collina i zasypiam, zastanawiając co przyniesie jutro.
Pierwszaaaaaaa! Idę czytać :)
OdpowiedzUsuńJuż początkową dedykacją kupiłeś moje serducho! Nie ładnie przekupywac innych, ale tym razem Ci wybacze :) I to tylko dlatego, że ja również cieszę się z naszych niezapomnianych chwil i dodatkowo Czekolada się cudownie zapowiada :)
UsuńNie wiem, czy zrobiłeś to specjalnie, czy przypadkowo, ale Jessie przypomina mi mnie. Po pierwsze, miłość do czekolady. Po drugie, tez nie wiem co chce robić w przyszłości. I po trzecie, ja też się wszędzie gubię ;-; Serio, ja nawet nie wiem jak wytłumaczyć ludziom gdzie mieszkam. Jak ktoś się pyta na jakiej ulicy, to stoję i się zastanawiam, mamrocząc coś, że naprzeciwko galerii i obok jest fryzjer. Także Jessiego kupuje w całości a co do Collina, to... Nawet nie ma się nad czym zastanawiać. Gość robi czekoladę, więc musi być dobrym człowiekiem :)
Jak już mówiłam, zapowiada się ciekawie i nie mogę się doczekać co będzie dalej.
Weny, Kitsuś!
Ruu
P.S - Ja wiem, że już jest po północy, ale przez to opowiadanko nabrałam ochoty na coś słodkiego. Myślisz, że mogę się włamać do szafki z czekoladą? *_*
Muszę się jakoś wkupić w Twoje łaski :)
UsuńCała Czekolada będzie słodka. Ostatecznie słodycze to motyw przewodni :) A Collin potrafi sprawić, że będzie piekielnie słodko :D
Jessie wykorzystuje mój niezawodny sposób na orientację w terenie, bo nie znam nazw ulic na własnym osiedlu, a trochę już tu mieszkam :D Poza tym to dopiero pierwszy rozdział. Miał on na celu szybkie streszczenie życia Jessiego. Czy Collin jest dobry... Powiesz mi pod koniec tygodnia, jak wrzucę kolejny rozdział, dobrze? :D A to będzie już niedługo. Może jutro, może pojutrze :)
Myślę, że możesz lub wręcz powinnaś :) Ty się włamuj, a ja zrobię zakupy, ok?
Twój Kitsune
Piekielnie słodko, mówisz? Tym bardziej nie mogę się doczekać, kiedy go poznam :) I jak zwykle jestem za tym, żeby rozdział był jutro. Dzięki temu jeszcze bardziej 'wkupisz się w moje laski' :P
UsuńKitsuś? (w ogóle to mogę tak do Ciebie mówić? :p) Czy Ty masz jakąś inną strefę czasową? :o Było po północy a Ty piszesz, że zrobisz zakupy... I dzięki za radę! Dzięki moim super umiejętnościom włamałam się do kuchni i zdobył czekoladę *-*
Ruu
Oczywiście, że możesz :)
UsuńPostaram się, nie obiecuję, bo mam dziś sporo do zrobienia, ale napisałem. Poznasz Collina z najlepszej strony hehehe :)
Strefa czasowa jest ta sama, sklepy internetowe czynne 24h :P Wczoraj przez 2 w nocy upolowałem sobie coś ekstra i zaoszczędziłem 100zł. Życie jest piękne :)
Nie opychaj się czekoladą na noc. Poczekaj, aż ja Cię nią nakarmię. Moja będzie znacznie lepsza :D
Twój Kitsune
Dlaczego Twoje 'hehehe' zabrzmiało niczym śmiech samego Szatana? ;-; Teraz się boję!
UsuńTo Ty przez internet zakupy robisz? A nóżki Bozia dała? :P Pochwal się co kupiłeś :D
Nie opychałam się... Zjadłam TYLKO całą tabliczkę :D To ja czekam!
Ruu
Tak zabrzmiało? Serio? Ciekawe dlaczego :D Zobaczysz, jak tylko wrzucę drugi rozdział. Obecnie nie mam jak. W domu wygląda jak po spaleniu, a to tylko Kitsuś pakuje się na wakacje :D Wszędzie są torby i walizki. Zauważyłem pewną prawidłowość - im jestem starszy, tym jest gorzej. Muszę się wspomagać muzą, bo od zacząłem o w zeszłym tygodniu, a nadal jestem daleko w polu... Na szczęście Michael Jackson dzielnie mnie wspomaga :P
UsuńByłem na zakupach. Wchodzę do Nike, a tam nie ma tego co chciałem kupić. Rozumiesz to! Nie ma! Pół internetu wczoraj przeszukałem, ale znalazłem. Teraz jakiś miły kurier przyniesie paczkę i wszechświat odzyska równowagę :D
Mam nadzieję, że to była wegańska czekolada :D
Twój Kitsune
Skąd ja to znam? Jak się próbuję gdzieś spakować to po całym domu latają moje rzeczy. Od butów zacząwszy na bieliźnie skończywszy. Ale co poradzę, że po prostu nie potrafię się ogarnąć :D Ty przynajmniej możesz sobie muzykę puścić! Jak ja zaczynam słuchać, albo nie daj Boże, śpiewać ulubione kawałki to brat dzwoni po egzorcystę ;-;
UsuńRozumiem Twój ból! Potrzebuje sobie kupić buty do gry w siatkówkę. Znalazłam takie piękne! Idę do sklepu i niii ma! I znowu jestem w punkcie wyjścia. Pozdrów kuriera i podziękuj mu za uratowanie świata :D
O-o-oczywiście, że wegańska...
Ruu
Poddaje się. Jestem padnięty. Najwyżej w przyszłym tygodniu wrócę i zabiorę inne, "potrzebne rzeczy".
UsuńJeśli wiesz jaki to model butów, poszukaj w internecie. Byłem w szoku jak w nocy znalazłem sklep, w którym akurat to co chciałem było nie dość, że tańsze, to jeszcze kurier gratis :) Szkoda, że przyjedzie jak mnie tu już nie będzie.
Idę Czekoladę poprawiać. Collin mnie woła :D
Tak się właśnie zastanawiam, czy Alan nie będzie zazdrosny :D
Twój Kitsune
To Ty teraz jedziesz do tego lasu, co mówiłeś? :D
UsuńPoszukałabym, ale u mnie jest różnie z rozmiarem. Raz jest o jeden większy, raz o jeden mniejszy :P
Spokojnie, Alan rozumie, że ja potrzebuje wolności xD
Ruu
Jeśli kupujesz w dobrym sklepie, masz 14 dni na zwrot bez podawania powodów.
UsuńCiekawe co powiesz o moim Collinie :D Nie mogę się doczekać :D
Twój Kitsune
Dedykacja już była słodziudka! Heh. A to dopiero początek!
OdpowiedzUsuńJessie też ma problem z ulicami? Mieszkam w moim mieście całe życie, a nawet nie ogarniam autobusów :'D
A cukiernią mnie kupiłeś. Kocham takie rzeczy! Czekoladki, ciasta, model, śmiech i nierozgarnięcie! Zapowiada się ciekawie, ale nie mogę niczego stwierdzić, dopóki nie poznam Collina. Jak narazie mam o nim takie zdanie: On ma cukiernię. Jego nie da się popsuć. NIE DA!
Wegi
Collin :) Jest wyjątkowy :) I wymagający :)Tak naprawdę wszystko wyjaśni kolejny rozdział. Zamierzam podgrzać Czekoladę i poczekać, aż się rozpuści :P
UsuńTwój Kitsune
Zobaczymy coś ty tam naskrobał :) Ciekawe czy go polubię… Ale znając ciebie… nie, w sumie nie wiem :'D
UsuńDo czekolday dodaj pianki i będzie idealnie :P
Wegi
Pianki są dla panienek, a my mówimy o Collinie :D Moim zdaniem polubisz i to bardzo, bo jest zupełnie wyjątkowy. Postaram się szybko ogarnąć wszystkie sprawy i wrzucić rozdział jeszcze dzisiaj. Przecież nie będę Wam żałował Czekolady :D
UsuńTwój Kitsune
Dobra, ja tam lubię pianki :P Skoro mówisz, że go polubię, to tak zapewnie będzie!
UsuńDobry lisie! (Kobieta zmienną jest :D) Kto daje czekoladę ten jest przyjacielem! *tuuli*
Wegi
Collin to typ faceta, którego chciałaby mieć każda kobieta. Przystojny, wredny, pociągający. I te tatuaże :D Mrrr.... Gdyby nie Eryk to sam bym się zakochał :P
UsuńMnie pianki nie kuszą, zawierają żelatynę.
Twój Kitsune
Trafiłeś w sedno! Jak ty dobrze znasz kobiety :P
UsuńZapomniałam! To może na owocki się skusisz? :D
Wegi
Kusisz mnie owocami? :P Wiesz, że nie umiem odmówić :D
UsuńPewnie, że dobrze znam kobiety. Gorzej z facetami heheheh :)
Twój Kitsune
To dobrze, bo mam ich pełno w domu, a sama nie zjem :D
UsuńKitsuś, i weź tu wytłumacz, że kobiety nie są skomplikowane. Faceci są trudniejsi ;-;
Wegi
Ps. Wiesz co mi się przypomniało? Nadal czejam na fakty o mnie! :P
Kobiety? Nie są skomplikowane? A niby jakie?
UsuńPrzez Ciebie ja już jadłem. Poziom cukru mi się obniżył od produkcji Czekolady :D
Twój Kitsune
PS. Wiem.
To naprawdę bardzo proste… Chcą czegoś wyjątkowego, lez nie wiedzą czego. Najlepiej, żeby druga osoba to wiedziała i jej to dała. To oznacza, że znasz ją lepiej niż ona i ją kochasz :D Podświadomie każda tak ma! A jak jest z facetami?
UsuńDbam o twoje zdrowie! "Dziękuj" :'D
Wegi
Z facetami jest inaczej. My nie mamy ukrytych pragnień, o których nie wiemy, że je mamy :P Wszystko wiemy.
UsuńDziękuję, Wegi. Jesteś kochana :)
Twój Kitsune
Serio? :o Dobra, jednak prości jesteści :P Ale znam też takich, którzy zachowują się jak dziewczyna w ciąży ;-; Ratuj od takich ludzi!
UsuńOjejku >.<
Wegi
Z pewnością nie dobieramy godzinami sukienki do koloru lakieru na paznokciach :D
UsuńDziewczyny w ciąży mają chociaż wymówkę. A ja Ci mówię - najgorsze są stare ciotki.
Twój Kitsune
Ale samochody to potraficie dobierać dłużej niż my buty :P
UsuńSatre ciotki ;-; Już nie chciałam o nich wspominać! One są straszne.
Wegi
Jego orientacja w terenie jest kiepska? Skąd ja to znam! My z Wegi razemu gubimy się w mieście.
OdpowiedzUsuń'Czekolada' zapowiada się nieźle. Ciekawi mnie jaki jest Collin. Kiedy kolejna kostka? :)
~ZuSkaa
P.S. Sorka, że tak późno przeczytałam rozdział, ale miałam kaca książkowego.
A dlaczego ja nie zauważyłem Twojego komentarza wcześniej? Teraz już znasz smak drugiej kostki :D
UsuńTwój Kitsune
Dopiero odkryłam tego bloga. Lekkość słowa zachwyca po prostu!
OdpowiedzUsuńA po prawdzie powiedziawszy dialogi z komentatorami też dają sporo uciechy !!!
I chyba niestety łapię się na kategorię STAREJ CIOTKI ŁAAAAAA!!!!!!
chociaż i tak nie rozumiem wybierania strojów godzinami... wolę wybierać autka :-)
Witaj :)
UsuńZapraszamy do wspólnej dyskusji :) Obecnie buszujemy pod ostatnimi rozdziałami Grzechu :D
Twój Kitsune
Właśnie skończyłam całą Czekoladę. ABSOLUTNIE REWELACYJNA!!!! Do Grzechu dołączę za kilka dni (niestety) ale spróbuję jak najszybciej. Dzięki za zaproszenie do dyskusji :-) Niestety praca..... z reguły to niestety jej poświęcam każdą chwilę. Jak na Starą Ciotkę przystało ;-)Ale co tam... Wrócę jak nic. Piękno fabuły i języka po prostu nie pozwoli mi takiej perełki zignorować!!! To jest dla mnie po prostu wytchnienie!
UsuńBardzo się cieszę, że Ci się podobała. Grzech już powolutku kończę, a potem rozpocznę nowe opowiadanie :)
UsuńNa blogu Wszyscy są bardzo mili, więc jestem pewny, że będziesz się z nami dobrze bawić :)
Twój Kitsune
Aw, jeju. To jest przekochane <3 Co prawda, trochę sztywnie napisane/ujęte, ale jednak treść wciąż bardzo miła. Błędów żadnych nie dojrzałam. Nic tylko iść czytać następne rozdziały!
OdpowiedzUsuńWiem, że Czekolada ma pewne niedociągnięcia, ale nadal się uczę. To było moje trzecie opowiadanie. Dziś pewnie inaczej bym je napisał :) Mimo to kojarzy mi się z fantastycznym okresem w życiu, fajnymi osobami, poznanymi na blogu. Same słodkie chwile.
UsuńTwój Kitsune
Hej,
OdpowiedzUsuńjuż bardzo polubiłam Jessiego i ten jego brak orientacji w terenie... zapowiada się niesamowicie to opowiadanie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
To jestem ja. Jakbym widziała siebie
OdpowiedzUsuń"Nigdy nie znam nazw ulic. Zapamiętuję poszczególne budynki albo specyficzne miejsca, które rzucają mi się w oczy. Mam tak od dziecka"
Ja też :)
UsuńTwój Kitsune
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, już polubilam Jessiego i ten jego brak orientacji w terenie ;) zapowiada się będzie niesamowicie to opowiadanie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia