poniedziałek, 20 czerwca 2016

Rozdział XXX

„Humory księcia


Simon


Eryk powoli dochodzi do siebie. Bardzo dużo śpi. Dopiero teraz widzę, jak wiele kosztowało go mieszkanie w pałacu dziadka. Z dala od niego i całej rodziny odżył. Znacznie chętniej je, zwłaszcza słodycze. Nie wygląda już na wychudzonego i chorego. Będąc tutaj przestał poświęcać długie godziny na pracę, co znacznie poprawiło kondycję jego oczu. Dzięki magicznemu specyfikowi, dostarczonemu przez Vee, nawet żebra mają się lepiej. Muszę przyznać, że tleniony chociaż raz dobrze się spisał. 

Między Vee a Erykiem istnieje specyficzną więź. Nie da się ukryć, iż dobrze się znają, lecz prawie nigdy nie mówią o przeszłości. Za to chętnie omawiają plany budowy kliniki, którą nadzoruje Vee, dotacji dla szpitala onkologicznego, czy rehabilitacji dzieci. Czasami tajemniczy pomocnik przynosi jakieś dokumenty, które pokazuje wyłącznie Erykowi. Patrzą na siebie porozumiewawczo, jakby na coś czekali. Drażni mnie, że książę nie chce obdarzyć mnie większym zaufaniem. Nie naciskam. Mam świadomość, że ponowne zdobycie jego zaufania nie będzie łatwe. Szkoda tylko, że cierpliwość nie jest moją mocną stroną...
Nie zapytałem go o przeszłość, więc nadal nie wiem dlaczego próbował odebrać sobie życie. Obserwując księcia odnoszę wrażenie, że operacja to tylko część prawdy. Rozglądałem się dyskretnie po apartamencie, bo zastanawia mnie, czy nadal ma swoje ukochane skrzypce. Dużo czasu spędza w pokoju z fortepianem lub w salonie czytając. Mimo to nie podchodzi do instrumentu, jakby ignorował jego obecność. Czasami podnosi wzrok i patrzy na niego uśmiechając się tajemniczo.
Bardzo polubiłem pana Moora, choć dużo krzyczy na mnie i na tlenionego. Próbowałem wyciągnąć z niego dodatkowe informacje, ale uparcie milczy. Jest dyskretny. Nie skomentował faktu, że jeszcze ani razu nie spałem w drugiej sypialni. Eryk praktycznie każdej nocy śni koszmary. Gdy jestem obok łatwiej jest mi go obudzić. Czasami zasypia od razu, a czasami jeszcze długie godziny leży w ciemności, milcząc lub nieświadomie wodząc opuszkami po mojej dłoni lub pościeli. Wiem, że boi się koronacji. Zbiera siły, by samotnie stanąć do konfrontacji z całą rodziną. Pierwszego sierpnia chce zrzec się książęcego tytułu, lecz dobrze wiem, że planowana przez niego zemsta jest znacznie bardziej złożona i obejmuje coś więcej. Coś, co on i Vee, jak do tej pory, skutecznie przede mną ukrywają.
Właśnie, Vee... Zapatrzony w siebie, święcie przekonany o tym, że jest najlepszy... Chyba nigdy w życiu nie spotkałem tak wkurzającego osobnika. Wszystkie nasze starcia kończą się sprzeczkami, w wyniku których mamy ochotę załatwić sprawy w jedyny słuszny sposób, na który ani Eryk, ani pan Moor nie chcą wyrazić zgody. Nie wiem jak udało mi się zapanować nad sobą na tyle, by go nie zabić lub lekko skrzywdzić. Czasami tak bardzo mnie kusi... Jedno zabłąkane uderzenie... Podbite oko... Rozcięty łuk brwiowy... Cios w brzuch... Tak mało potrzeba mi do szczęścia...
Spędza z nami kilka godzin dziennie. Przychodzi rano, przynosi Erykowi dokumenty. Kłócimy się. Jemy razem śniadanie. Znowu się kłócimy. Opowiada o postępach w uwodzeniu jakiejś dziewczyny, dla której codziennie ubiera garnitur i zabiera na kolacje, które kończą się o świcie. Wysyła mnóstwo prezentów, kwiatów i wiadomości. Czasami bardzo go to bawi, a czasami wydaje się, że trudno mu ukryć, iż ta zabawa jest tylko kolejnym zadaniem, przykrym obowiązkiem. 
Eryk co pewien czas sugeruje, że nie musi tego robić, ale on nie chce odpuścić. Uparty jak osioł. Potem wychodzi "do firmy" i wraca po południu, na obiad, w czasie którego tradycyjnie już kłócimy się i dogryzamy sobie na potęgę.
Zauważyłem także, że nigdy nie mówi do Eryka po imieniu. Zawsze zwraca się do niego "pan Johnes", co z kolei mnie nie chce przejść przez gardło. Jak to możliwe, że tak wrażliwy i dobry dzieciak jest sądownie pozbawiany rodowego nazwiska, a w zamian za to nadane mu zostało nowe, oznaczające przynależność do kręgu sierot. Eryk nie jest sierotą! Ma mnie. Ja jestem jego rodziną, nawet jeśli trudno mu zaakceptować ten fakt.
Przyglądam się srebrnookiemu, gdy beztrosko czyta książkę leżąc na wielkiej białej kanapie w salonie, jednocześnie śledząc ceny akcji na giełdzie. Udaję, że oglądam telewizję, ale prawda jest taka, że wyłączyłem dźwięk i wpatruję się w niego zafascynowany...
- Przestań - prosi cicho, nie odrywając się od lektury. Nie reaguję. Czekam aż podniesie na mnie wzrok, schowany za szkłami okularów. - Simon... Przestań - prosi ponownie. Tak słodko się irytuje. Marszczy lekko jasne brwi i zakłada kosmyk dłuższych włosów za ucho. W końcu zsuwa okulary z nosa i posyła mi spojrzenie pełne dezaprobaty. - Jesteś nieznośny!
- A ty wyjątkowo piękny - uśmiecham się.
Eryk nagle się podrywa, kładzie komputer na swoich kolanach i przez chwilę koncentruje tylko na akcjach, które sprzedaje, bądź kupuje. Po zakończeniu operacji, jest zadowolony.
- Zarobiłeś miliony? - pytam rozmarzonym głosem.
- Skąd wiesz, że miliony? - zdejmuje okulary i wpatruje się we mnie z zaciekawieniem.
- Uśmiechasz się tylko przy większych kwotach - odpowiadam mu, wyciągając rękę w jego stronę i dotykając policzka z uczuciem.
- To zabrzmiało, jakbym był materialistą - oburza się.
- A jesteś?
- Nie. Te pieniądze są mi potrzebne do ukończenie projektu. Nie moja wina, że znam się na finansach - broni się.
- Kocham cię.
Przewraca oczami i odkłada komputer na szklany stolik. To taka nasza gra. Za każdym razem, gdy mówię mu, że go kocham, jego puls natychmiast przyspiesza. Wiem, że mu na mnie zależy znacznie bardziej niż przyznaje,ale nie chce lub nie potrafi tego okazać. Łapię go za nadgarstek i przyciągam do siebie, wpatrując się w szare oczy, które mnie hipnotyzują...
- Kocham cię - powtarzam cicho, całując go delikatnie w usta. Zanim udaje mi się pogłębić pocałunek, przerywa nam telefon, który wibruje na stoliku.
- Tak? - jego głos nadal lekko drży. Nie umiem ukryć satysfakcji. - Dobrze, niech wejdzie - odkłada smartfona na swoje miejsce.
- Co cię tak cieszy, mój piękny? - zagaduję chłopaka.
- Doktor Arim przyjechał.
- Zaprosiłeś go? Nie sądzisz, że to ryzykowne? - przejmuję się nieco na zapas, lecz Eryk zdążył poderwać się z kanapy, by przywitać gościa.
- Nie. Vee go przywiózł.
- No tak, to wszystko tłumaczy.
- Nadal jesteś zazdrosny? - wydaje się być zaskoczony tak oczywistym faktem.
- Zawsze będę o ciebie zazdrosny – wzdycham.
 Doktor jest w świetnym humorze. Uśmiecha się do nas, nie kryjąc zaskoczenia na mój widok.
- Simon, dobrze cię widzieć – na jego twarzy maluje się zakłopotanie.
- Panie doktorze... Ja także się cieszę.
- Chyba nie masz mi za złe małego kłamstewka ze szpitala, prawda?
- Skądże znowu. Dzięki panu zmarnowałem kilkanaście godzin, by go odnaleźć - wymownie spoglądam na mojego ulubieńca.
- Włamałeś się do mojego komputera. To wyrównało rachunki - decyduje w końcu.
- Celna uwaga - przyznaję mu rację.
- Proszę go nie słuchać, doktorku. Jest beznadziejnym psem tropiącym - wcina się Vee.
- Znowu zaczynasz... - ostrzegam go, zaciskając dłonie w pięści.
- Bo mam dosyć twojego narzekania. Przyznaj, że nie nadajesz się do tej roboty. Jesteś za stary - uśmiecha się wyzywająco.
- Vee, jesteś dwa lata starszy od Simona - wtrąca się książę.
- Jestem też znacznie bardziej uzdolniony i dużo przystojniejszy - zapewnia nas.
- Widzę, że się nie nudzicie, chłopcy - doktor wpatruje się w naszą trójkę, nie kryjąc rozbawienia.
- Skoro o nudzie mowa, chcesz iść za mną na siłownię?
- Na siłownię? - propozycja tlenionego brzmi kusząco. Tym bardziej, że mógłbym mu wtedy udowodnić kto jest stary i bez formy... - Nie wyjdę stąd. Obiecałem Erykowi.
- Możesz iść z Vee, jeśli chcesz. Wiem, że się nudzisz. My z doktorem mamy własne plany - srebrnooki gestem zaprasza Arima do pokoju z fortepianem.
- Własne plany? Co będziecie robić? Nadal źle się czujesz i ukrywałeś to przede mną? - denerwuję się stanem jego zdrowia.
- Nie, tym razem przyszedłem prywatnie. Będziemy grać w szachy - wyjaśnia mi Arim.
- Idziesz czy nie? - niecierpliwi się Vee.
- Zostaniesz tutaj? - upewniam się, wpatrując uważnie w twarz księcia.
- Tak. Tylko nie zróbcie sobie krzywdy, dobrze? Obiecajcie mi - biedaczek. Nie pojmuje, iż to musiało się tak zakończyć.
- Proszę się nie martwić, panie Johns. Potraktuję go ulgowo. Ostatecznie to wojskowy emeryt - tleniony czochra Eryka po jasnych włosach.
Cały Vee... Zgrywa twardziela, a wobec Eryka jest bardzo opiekuńczy.
- Na wszelki wypadek poproszę pana Moora, by do was zajrzał. Nigdy nie wiadomo co strzeli wam do głowy - książę mierzy nas podejrzliwym wzrokiem.
- Za mną, dziadku - Vee uśmiecha się zadowolony, puszczając mnie przodem.
Wychodzimy z apartamentu i podchodzimy do windy, którą otwiera za pomocą karty magnetycznej. Zjeżdżamy dwa pięta w dół. Co prawda przeglądałem cały schemat budynku, ale nie zwróciłem uwagi na to, jak zbudowano poszczególne poziomy. Posługuje się tą samą kartą, by otworzyć drzwi. Za nimi znajduje się niewielka siłownia oraz ring do ćwiczeń.
- Pusto tu - zauważam.
- To prywatna siłownia pana Johnsa - podpowiada.
- Nie wydaje mi się, aby często tu przychodził.
- Jeszcze nigdy tu nie był - uśmiecha się, podchodząc do szafek i zdejmując skórzaną kurtkę, pod którą zawsze nosi broń. - W środku powinny być jakieś ciuchy do przebrania. Pan Moor miał się tym zająć.
- Widzę, że się przygotowałeś - chwalę go.
- Musiałem. Pan Johnes wpadłby w szał, gdybym ci dokopał na jego oczach, a tu jestem usprawiedliwiony - cieszy się.

Trudno nazwać treningiem to, co wyprawialiśmy przez blisko trzy godziny, zostawieni sami sobie. Już na samym początku wiedzieliśmy, że tylko na ring wchodzi w grę. Czas płynął, a żaden z nas nie był gotowy, aby ustąpić pola drugiemu.
Vee to najlepszy przeciwnik, z jakim kiedykolwiek dane mi było się zmierzyć. Pewny siebie, arogancki, lubiący ryzyko. Już dawno nikt nie wymęczył mnie tak bardzo, jak on.
- Musimy się zbierać - oświadcza w końcu, zdejmując ochraniacze.
- Poddajesz się? - pytam z nadzieją w głosie, oddychając ciężko.
- Chyba śnisz... - kpi ze mnie brutalnie - ale w przeciwieństwie do ciebie, mam jeszcze sporo pracy.
- Pracy? Rano mówiłeś, że idziesz na randkę. To nazywasz pracą? - śmieję się z niego.
- Nie wiesz co mówisz, dziadku. Ta laska mnie wykończy - narzeka na swoją dziewczynę? To coś nowego...
- To czemu się z nią spotykasz, skoro nie dajesz rady?
- Bo potrzebuję informacji, które tylko ona może mi przekazać - tłumaczy, wskazując drogę do prysznica. Zdejmuje bokserkę i rzuca ją do kosza na pranie, który stoi w rogu. Jest mocno umięśniony, co oznacza, że ćwiczy równie dużo jak ja. Na brzuchu, po prawej stronie ma całkiem pokaźną bliznę.
- Cios nożem - informuje, nawet nie patrząc w moją stronę. Biorąc pod uwagę wielkość blizny, musiał mieć cholernie dużo szczęścia.
Zanim dochodzimy do windy, dzwoni jego telefon.
- Tak? Dobrze. Zaraz tam będę - kończy rozmowę, a następnie wybiera numer swojej dziewczyny. - Skarnie, spóźnię się. Co mi wypadło. Zawołaj taksówkę i spotkamy się na miejscu, dobrze? - kobieta niechętnie przystaje na jego propozycję. Jest niezadowolona, lecz Vee dość szybko panuje nad sytuacją.
Winda błyskawicznie zabiera nas na najwyższy poziom. Jasnowłosy nie wysiada.
- Powiedz panu Johnsowi, że będę rano.
- Jasne.
- Simon?
- Tak?
- Musimy to powtórzyć - obdarza mnie pewnym siebie uśmiechem.
- W każdej chwili - zapewniam go. - A póki co wpadnij do apteki. Tam z pewnością kupisz coś na swoje starcze problemy.
- Zapłacisz mi za ten głupi żart - odgraża się.
Wracam do apartamentu, w którym doktor Arim nadal próbuje ograć Eryka.
- Gdzie Vee? - pyta książę, zaniepokojony tym, że wróciłem bez niego.
- Nie żyje - odpowiadam poważnie, przyglądając się jego twarzy.
- Simon... Ty chyba nie... - tak łatwo go oszukać.
- Nie, Eryku. Pojechał coś załatwić. Wróci rano - uspokajam ukochanego.
- Nie strasz mnie tak! - gani mnie, dotykając swojej klatki piersiowej.
- A wam jak idzie? - przyglądam się skupionej minie doktora.
- Za chwilę znowu przegram - mężczyzna nie ma złudzeń.
- Może pan jeszcze wykonać cztery ruchy, doktorze – Eryk nie kryje, że rządzi na szachownicy.
- Tylko cztery? - dziwi się. - Jak do tego doszło?
- Nie przykładał się pan do gry, rozproszony listą sprzętów, które zamówiliśmy.
- To prawda - uśmiecha się ciepło do swojego pacjenta. - Na swoją obronę mogę powiedzieć tylko tyle, że trudny z ciebie przeciwnik, Eryku.
- Przepraszam. Starałem się, ale...
- To nie twoja wina. Po prostu widzisz więcej. Obiecuję, że następnym razem bardziej się postaram - lekarz spogląda na księcia przepraszająco.
- Następnym razem? Już pan wychodzi? - rozczarowanie maluje się na idealnej twarzy srebrnookiego.
- Rodzice żony przychodzą na kolację. Muszę być punktualny. Sam rozumiesz.
- Dziękuję, że znalazł pan dla mnie czas, doktorze - uśmiecha się w ten wyjątkowy sposób, który lubię najbardziej.
- To ja dziękuję. Niedługo znowu wpadnę w odwiedziny.
- Do widzenia - odprowadzamy Arima do windy, gdzie czeka już pan Moor, który odwiezie go do domu.
Eryk zamyka drzwi i opiera się o nie plecami.
- Wszystko w porządku? - pytam zaniepokojony.
- Doktor Arim dziwnie się dziś zachowywał. Przegrał wszystkie pojedynki.
- To twoja wina. Widziałeś jego rozanieloną twarz?
- Moja? - dziwi się książę.
- Oczywiście, że twoja. Trzeba mu było nie pokazywać ile zainwestowałeś w nowy szpital.
- Masz rację - wzdycha. Podchodzi do lodówki i wyciąga tort karmelowy, który pan Moor przyniósł mu rano. Obserwuję jak otwiera szufladę i sięga po duży nóż. Jest bardzo niezdarny. Od razu brudzi sobie palce kremem. - Chcesz tortu?
Dopadam do niego i obracam w swoją stronę, po czym zabieram z ręki ostre narzędzie i odkładam na bok, bo przeraża mnie wizja, że za chwilę zrobi sobie coś złego. Moje ręce wędrują na jego szczupłe biodra. Bez najmniejszego problemu sadzam księcia na blacie. Rozsuwam mu uda, bo chcę być jak najbliżej. Podnoszę do góry drobną dłoń i zlizuję z niej krem, cały czas nie odrywając od niego wzroku.
- Simon... - próbuje mnie odepchnąć, ale nie daję mu szansy. Uwielbiam smak jego skóry... Jest taki... - Simon... Przestań - prosi zawstydzony. Przestaję ssać smukłe palce i zbliżam swoją twarz. Wplatam wolną dłoń w miękkie włosy. Jest taki bezradny. Zrobiłbym dla niego wszystko.
- Pocałuj mnie - proszę.
- N-Nie - broni się.
- Pocałuj - ocieram się o niego wargami. Cały drży, a mimo to nie chce mi ustąpić. Nieśmiało opiera dłonie na mojej klatce piersiowej, by zwiększyć dystans między nami. Odkąd tu jesteśmy, nie miałem wielu okazji, by uwodzić go w taki sposób. Był zmęczony, obolały. Ale teraz czuje się dużo lepiej, a ja z dnia na dzień będę wymagać więcej. Aż cały będzie mój...
Chwytam go za ręce i układam je na blacie, splatając nasze palce. Jasne kosmyki grzywki rozsypują się po jego czole, nadając mu anielski wygląd. Jak ja go pragnę...
- Więcej nie poproszę - ostrzegam księcia.
- Simon... Przestań... - mruczy żałośnie cicho, zbyt przerażony własnymi uczuciami, by zrobić to, czego naprawdę chce.
- Simon, głuchy jesteś? Nie słyszałeś, że masz go puścić? - lodowaty głos Vee studzi nieco moje zapędy. Brutalnie odsuwa mnie od Eryka, którego chowa za swoimi plecami. Patrzymy sobie przez chwilę w oczy. Vee nie wygląda na zaskoczonego sytuacją, w jakiej nas znalazł, za to znowu włączył mu się instynkt opiekuńczy.
- Spadaj, Vee. To nie ma z tobą nic wspólnego - próbuję go odsunąć od księcia, który nadal siedzi na blacie.
- Nie słyszałeś, że powiedział nie?
- Powtarzam, to nie twoja sprawa - cedzę przez zaciśnięte zęby.
- Jeśli jeszcze raz zrobisz coś wbrew niemu, pożałujesz - chwyta mnie za koszulę i odpycha. Zaczynamy się szamotać.
- Widzę, że mamusi i tatusia ani na chwilę nie można zostawić samych - pan Moor wkracza do akcji, rozdzielając nas brutalnie. - Panie Johnes, wszystko w porządku? - zerka na Eryka, który z wypiekami na twarzy zeskakuje z blatu i ucieka do swojego pokoju.
- Zobacz co narobiłeś... Przestraszyłeś go! - oskarża mnie Vee, podążając jego śladem.
- Zostaw go - próbuję go powstrzymać.
- Bo co?
- Chłopcy - pan Moor nie toleruje bijatyk, zwłaszcza w kuchni. - O co poszło tym razem? - pyta spokojnym głosem.
- Proszę zapytać Simona, panie Moor. To on rzucił się na małego Johnsa.
- Vee, gówno wiesz - odgryzam się.
- To mnie oświeć, palancie. Wyraźnie słyszałem jego nie, a ty?
- Nigdy nie zrobiłbym mu nic złego. Jest dla mnie wszystkim.
- Wszystkim? - przedrzeźnia mnie sarkastycznie.
- Bardzo go kocham - odpowiadam szczerze.
- To naucz się, że nie znaczy nie, albo ja cię nauczę - wyrywa mi się i idzie w kierunku pokoju Eryka. - Musimy porozmawiać o interesach. Nie przeszkadzaj nam - zamyka za sobą drzwi.
Wściekły chowam twarz w dłoniach, aby się nieco uspokoić. Pan Moor przygląda mi się przez chwilę, po czym zaczyna sprzątać kuchnię.
- A pan nic nie powie? - spoglądam na mężczyznę, by wyczytać coś z jego kamiennej twarzy.
- Ja? To nie moja sprawa - ucina temat, wracając do swoich obowiązków.
Po kilkunastu minutach Vee wychodzi z sypialni rzucając mi mordercze spojrzenie, jakby chciał powiedzieć "uważaj". Głośno trzaska drzwiami. Pan Moor również szybko się żegna. Wchodzę więc do sypialni. Eryk leży skulony na łóżku.
Siadam obok niego i kładę mu rękę na plecach. Cały się spina.
- Przepraszam. Nie chciałem cię zmuszać. Myślałem... Sam nie wiem co myślałem... Po prostu czasami trudno jest mi się przy tobie kontrolować.
- Simon... Ja nie chcę z tobą być, rozumiesz? Nie kocham cię i ... - odwracam go na plecy, by widzieć jego oczy, gdy mówi mi takie słowa.
- Nie chcesz? - pytam, nie kryjąc tego, że bardzo mnie to boli.
- Mówiłem ci już nie raz. Jestem zepsuty. Połamany w środku i na zewnątrz.
- Nic mnie to nie obchodzi. 
- A powinno. Gdybyś znał całą prawdę, już dawno by cię tu nie było. 
- To powiedz mi całą prawdę - to chwila, na którą od dawna czekałem.
- To nie ma z tobą nic wspólnego - znowu to samo. Zamyka się w sobie...
- Mylisz się, Eryku. Nie wygrasz z tym. Moje uczucia względem ciebie są zbyt silne, abym miał się poddać.
- Simon... Nie widzisz, jakie to dla mnie trudne?
- Co jest dla ciebie trudne?
- Ja... Ja tak nie umiem... Nie wiem co to znaczy z kimś być. Za dużo ode mnie wymagasz.
- Nie myśl o tym. Spójrz mi w oczy - proszę go, dotykając delikatnie policzka. Cierpliwie czekam, aż podniesie wzrok - ja się wszystkim zajmę. Nie musisz nic robić. Nie musisz mnie kochać na siłę. Po prostu pozwól sobie czuć to, co czujesz. Nie uciekaj. 
- Nie umiem - kryształowe łzy spływają mu po policzkach.
- Nie płacz - proszę go, scałowując je. - Nie płacz, bo serce mi pęka, gdy widzę jak cierpisz.
- Simon...
- Wystarczy, że powiesz mi czego chcesz, a ja ci to dam. Dam ci wszystko.
- Przytul mnie - mamrocze cicho.
Zagarniam go w swoje ramiona i głaszczę po włosach, czekając aż się uspokoi.
- Vee... Vee powiedział, że to już kwestia czasu.
- Co jest kwestią czasu, skarbie?
- Zemsta. Rozmowy weszły w decydujące stadium. Podpiszą umowę jeszcze przed koronacją.
- Umowę? Nie bardzo wiem o czym mówisz, Eryku.
- Umowę... Dziadek i Alan... Oni sprzedają królestwo. Kawałek po kawałku. Dziadek zmuszał mnie, abym opracowywał projekty. A prawda jest taka, że zamiast pomagać poddanym, co jest jego obowiązkiem, kazał sobie płacić. Rujnował tych, którzy mu się sprzeciwiali lub robił to na zlecenie konkurentów. Wszystko dla pieniędzy.
- Skąd o tym wiesz? - pytam zaskoczony.
- Podsłuchałem rozmowę dziadka. To było kilka lat temu.
- To straszne! Musimy ich powstrzymać. - podrywam się z łóżka.
- Robię co w mojej mocy. Staram się skupować rozkradane kawałki.
- Skupować?
- Tak. Simon... to ja założyłem konsorcjum - wyznaje szczerze.
- Ty? - szok malujący się na mojej twarzy powoli mija. - Oczywiście, że to ty. Nikt inny lepiej by tego nie wymyślił - uśmiecham się do niego.
- Ale to nie jest najgorsze - Eryk znowu ucieka wzrokiem.
- Powiedz mi - nalegam.
- Alan, za plecami dziadka, handluje narkotykami. Dziadkowi zależy tylko na pieniądzach. Lubi je mieć. Gromadzi na koncie. To mu daje satysfakcję, ale Alan... Nie masz pojęcia do czego jest zdolny.
- Alan? Narkotyki? Jesteś tego pewny? Przecież on nigdy nie... - te informacje sprawiają, że zapominam jak oddychać.
- Jestem pewny. Co więcej, mam dowody, które zamierzam ujawnić jeszcze przed koronacją. Muszę tylko poczekać, aż dziadek sprzeda naszą rodzinną firmę.
- Twój dziadek chce sprzedać fabrykę ołówków? Przecież to symbol królestwa. Nie może tego zrobić!
- Rozmowy są bardzo zaawansowane. Dziadek nie wie, że to ja ją kupię. Zależy mu, aby sfinalizować umowę jak najszybciej. Do koronacji zostało dziesięć dni. Ostatnie dziesięć dni...
- Skoro masz dowody, na co czekasz? Zróbmy coś! Powstrzymajmy go! - najchętniej od razu zacząłbym działać.
- Fabryka jest bardzo ważna dla królestwa. Przyciąga turystów, daje zatrudnienie tysiącom ludzi. Nie mogę pozwolić, by sprzedał ją komuś innemu. Oni... nawet nie podejrzewają, że ja wiem. Po koronacji będę musiał opuścić kraj. Zrobiłem co mogłem. Nowy król wszystkim się zajmie.
- Kto zostanie nowym królem? - wierzyć mi się nie chce, że to wszystko aż tak daleko zaszło.
- Nie wiem. Pewnie mój ojciec. Nie jest powiązany z przekrętami dziadka, czy Alana. Wobec tak poważnej sytuacji, nie będzie miał innego wyjścia.
- A ty? Dlaczego ty nie chcesz być królem?
- Ja? - dziwi się. - Ja się do tego nie nadaję. Nie umiem dotrzeć do innych. Poza tym w sytuacji, gdy król abdykuje, jego następca potrzebuje zgody poprzednika. Tylko od niego zależy kto przejmie koronę, a sam wiesz, że rodzina za mną nie przepada. Jestem bez szans. Z resztą nigdy nie lubiłem życia na świeczniku.
- To nieprawda, że nie nadajesz się na króla lub nie umiesz dotrzeć do innych. Do mnie dotarłeś - uśmiecham się do niego.
- Simon... Sam to sobie wmawiasz, tak jak wmówiłeś sobie miłość do mnie. Na szczęście to minie, jak każde zauroczenie - spuszcza wzrok.
- To nie jest zauroczenie! Ja cię naprawdę kocham.
- Podobam ci się, ale to wszystko. Twój zawód polega na chronieniu słabszych. Czujesz się za mnie odpowiedzialny, tak samo jak Vee czy pan Moor, ale to nie jest miłość. To poczucie obowiązku każe ci tu być.
- A jak wytłumaczysz to? - popycham go lekko na poduszki i pocieram jego usta swoimi. Robię to tak długo, aż zaczyna lekko drżeć. - Czujesz to? - pytam, przesuwając językiem po jego dolnej wardze, gdyż chcę go zmusić, aby otworzył usta. - Czujesz? - Nie odpowiada. Nie musi. Mój język wdziera się do środka, napotykając tłumiony jęk rozkoszy księcia. Próbuje mnie objąć, ale nie pozwalam mu na to. Łapię go za nadgarstki i przytrzymuję na wysokości głowy.
Gdy jesteśmy mocno zdyszani, uwalniam jedną dłoń i odpinam spinki, by podciągnąć rękawy jego koszuli. Dobrze wiem, że ma wyjątkowo wrażliwą skórę, więc wykorzystuję ten fakt. Łapię go z powrotem za ręce i cały swój wysiłek skupiam na pieszczeniu ich. Ostrożnie przejeżdżam językiem po alabastrowej skórze. Eryk od razu reaguje, próbując wyrwać rękę. - To też zbagatelizujesz? - pytam, nie przerywając pieszczot. - Myślisz, że reagowałbyś podobnie, gdyby chodziło tylko o wzajemną atrakcyjność?
- Simon... Przestań... Błagam cię...
- Dlaczego mam przestać? Przecież to ci się podoba.
- Proszę... Zostaw mnie...
- Nigdy cię nie zostawię. Jesteś mój. Każdy, najmniejszy milimetr ciebie należy do mnie. A ja chcę go poznać. Posmakować, właśnie tak - przesuwam kolejny raz językiem po drobnej dłoni. Eryk wydaje z siebie jęk, który koniecznie chcę usłyszeć jeszcze raz... I jeszcze... I jeszcze...
- Simon... - jego głos brzmi tak błagalnie.
- Dalej się nie posunę pod warunkiem, że przyznasz, iż to ci się podoba.
- Nie! - znowu próbuje mi się wyrwać, ale nie ma za mną najmniejszych szans.
- Powiedz... Powiedz, że też mnie pragniesz... Że chcesz, żebym cię pocałował... Jeśli to zrobisz, puszczę cię wolno.
- Simon... Ja...
Unoszę się nad nim i odgarniam jasne, prawie białe włosy. Uwielbiam je... Sposób, w jaki przeczesuje je palcami, gdy czyta, bądź pracuje sprawia, że sam mam ochotę ciągle ich dotykać.
- Powiedz to... Powiedz, że mnie pragniesz i że mam cię pocałować... - szepczę mu do ucha, delikatnie je podgryzając.
Eryk dyszy ciężko, zaciskając dłonie na moich palcach.
- Dlaczego tak ze sobą walczysz? Przecież widzę, że mnie chcesz. Zdradza cię własne ciało... Jeśli mi nie ulegniesz, jeśli nie zrobisz tego, o co proszę, nie posłucham ciebie, a jego. Czujesz, jak się do mnie wyrywa? Jak chce być pieszczone?
- Simon...! - prawie płacze, rozdygotany.
Przesuwam językiem po wrażliwej skórze tuż za uchem, wdychając jego oszałamiający zapach.
Jest piękny. W każdym calu doskonały...
Gdy moja lewa dłoń przesuwa się niżej, próbując zakraść się pod białą koszulę, otwiera gwałtownie oczy.
- Pocałuj mnie, proszę, pocałuje mnie...
- Jak sobie życzysz, Eryku - uśmiecham się i całuję go niezbyt mocno, rozkoszują się słonym smakiem drżących warg mojego księcia.
Po pewnym czasie przerywam pocałunek i przytulam go do siebie. Nadal jest mocno roztrzęsiony i cicho łka.
Musiałem to zrobić. Musiałem go złamać, by uświadomić mu, że nie tylko ja mam uczucia, ale i on. Nie wiem czemu ucieka w głąb siebie. Chcę mu tylko udowodnić, że ma takie samo prawo by chcieć moich pocałunków, czy pieszczot. Nie dlatego, że jest przeze mnie zmuszany, ale dlatego, że kierują nim pragnienia, którym nie sposób się przeciwstawić.
Tulę go tak długo, aż zasypia w moich ramionach, uległy jak nigdy wcześniej.

25 komentarzy:

  1. Simon ty niewyżyty ty xD
    No nie wytrzymał chłop ,no nie wytrzymał! xD

    Biedny Eryk , gdzie jest Vee kiedy go potrzeba? =3=

    Zobaczysz kitsune jeszcze Eryk uraz będzie mial do simona :<


    Jak ja się śmialam wogle ,a szczególnie padłam przy:
    "-Gdzie jest Vee?
    -Nie żyje."
    xDDDDDDDDDDD
    to było piękne

    Eryk mnie nie pasuje na króla, może doktor Arim? xD

    I dziadku ty kutasiarzu ;-;
    materialista pieprzony ;-;
    ja się tobą już zajme w piekle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yagódko, jeśli ten rozdział Ci się podobał, to koniecznie wróć jutro. Tam dopiero się dzieje :D
      Nowy król jest już dawno wyznaczony. To będzie niespodzianka :)
      Dziadek jak zawsze uwielbiany :D Pieniądze rządzą światem :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Rządzą bo my tego chcemy =3=

      Usuń
  2. (╯°□°)╯︵ ┻━┻
    O mój Boże!
    Jak słodkoooo <3
    Bierz go Simon! Bierz go i uczyń swoim ( ͡° ͜ʖ ͡°)
    Bo brak kontroli to to co tygryski lubią najbardziej :3

    "Brutalnie odsuwa mnie od Eryka, którego chowa za swoimi plecami."
    Ależ Vee, w dobieraniu się do Eryka to Simonowi nie przeszkadzamy :D

    ┬─┬ ノ( ゜-゜ノ)
    Dziadek przebrał miarę!
    A ty Kitsune uważasz że jest dobrą postacią! ;-; Dziadek zły, dziadek niedobry!

    ~Suzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, Suzy, dopiero jutro przekonasz się o tym kto tak naprawdę jest bardzo zły i niedobry. Jutrzejszy rozdział jest wyjątkowy. To nic, że ma z 20 stron, prawda? :D Będzie brutalnie, słodko, romantycznie, tajemniczo... A to wszystko w oparach jaśminu :P Zapraszam :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  3. ಠ_ಠ Okej? Eryczek płacze, ale chyba w końcu coś zrozumiał! Powiem tak, NIE LUBIE DZIADKA. I ALANA. TEGO TO Z KLIFU ZRZUCIĆ. Także ten. Rozdział fajny :3 A z tym Vee to było xD
    "-Gdzie jest Vee?
    -Nie żyje" Hahaha. Piękne.
    Co to będzie, co to będzie? Czekam na następne rozdziały!
    Wegi
    Ps. Jak Ci minął dzień Kitsuś? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wegi, tęskniłem :)
      Dzień? Beznadziejnie - awaria internetu! Wiesz co to dla mnie znaczy? Spędziłem kilka dni w głuszy, gdzie psy d... szczekają, wracam rano do domu i NIE MA INTERNETU! Myślałem, że umrę z rozpaczy. Na szczęście rozdział udało się wrzucić. A jak u Ciebie? Co dziś robiłaś ciekawego?
      Wszystkim to piszę, więc Tobie też - koniecznie odwiedź mnie jutro, bo w nocy zamierzam poprawić błędy, a rano opublikować to, na co Wszyscy czekali :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. Ja też tęskniłam! :)
      Awaria internetu? Jestem genialna! ZuSkaa się smuciła, że wczoraj miałeś dodać rozdział. A ja jej powiedziałam, że pewnie masz coś z internetem!
      U mnie nawet fajnie :D Dzieś ostatnie lekcje, bo jutro mnie nie ma. Idziemy dowiedzieć się wyników konkursu razem z ZuSką. Trzymaj kciuki!
      Zajrzę od razu! Będę pierwsza, zobaczysz :D (Chyba xD)
      Wegi

      Usuń
    3. Dziewczyny trzymam za Was kciuki :) Proszę się obowiązkowo pochwalić sukcesami :)
      Chyba muszę się napić jakiejś herbaty uspokajającej. Cały weekend pisałem. Po 10 godzin dziennie. Został mi ostatni rozdział. Wracam i za cholerę nie mogę opublikować. Dzwonię do serwisu, a w słuchawce godzinami jedna i ta sama wiadomość "wszyscy konsultanci w twoim regionie są zajęci, prosimy czekać na połączenie". Jak widzisz nauczyłem się tego na pamięć :D Staram się dotrzymywać terminów, ale czasami nic nie da się zrobić. Złośliwy internet.

      Twój Kitsune

      Usuń
    4. Zdam relacje na pewno! Może coś wpadnie, a miże nie?
      O nie! Kitsuś, bo mi na zawał zajdziesz! :o Weź Ty odpocznij człowieku!
      A internet to taki diabełek. Życie byłoby nudne, ale prostrze :D
      Wegi

      Usuń
    5. Odpoczywałem, bo byłem BEZ INTERNETU kilka dni :D Jestem bardzo mocno uzależniony. Nie od fejsa czy znajomych, ale od czytania, oglądania i słuchania. Tylko tutaj te 3 rzeczy się łączą :)n Poza tym totalnie zakochałem się w blogowaniu :D Gdybym mógł pisałbym jeszcze więcej. Mam takie pomysły na opowiadania... Niech mnie ktoś sklonuje, a obiecuję, że ten drugi ja skupi się tylko na tym :)

      Twój Kitsune

      Usuń
    6. OCH, A MI MÓWIĄ, ŻE TO JA JESTEM UZALEŻNIONA. Ok, przyznaję, że zarwałam dwie nocki przez wattpada, sprawdzam bloga 3 razy dziennie i piszę z przyjaciółkami do 2 w nocy… Pff, ale to nic nie znaczy! Gorzej z plakatam! Zarywałam pól nocki codziennie przez 2 tygodnie :D Wrak człowieka pozdrawia. :'D
      Ja nie sklonuję? Ja? Od razu walnę jeszcze jednego, żeby gadać codziennie przy herbatce.

      Upierdliwa Wegi
      Ps. Nadal nie mogę pogodzić się z faktem, że nie wiem jak masz na imię… A mogę poprosić o kolor oczu? TO MUSZĘ WIEDZIEĆ. WIĘKSZOŚĆ OSÓB O TO PYTAM, PROOOSZĘ! ;-; (Czuję się jak pięciolatek… O kurde…)

      Usuń
    7. Skoro już klonujemy, to jeden ja ma tylko czytać, inny oglądać, a jeszcze jeden się uczyć, nie mówiąc już o tym, który zajmie się bieganiem :D Dużo mnie :P Póki co jestem tylko jeden, ale ze wszystkich sił staram się ogarnąć przestrzeń.
      Dobrze, że to nie tylko ja. Od razu jest mi raźniej :D Kiedyś nie spałem przez kilka dni, bo w dzień różne obowiązki - wiadomo, ale w nocy... :D To było coś :)
      Ja też nie znam Twojego imienia :P Poza tym pseudonim lepiej pasuje do tego co się tu dzieje. I ładnie brzmi :) A oczy mam zielone.

      Twój Kitsune

      Usuń
    8. Aż tyle? Nie dam rady D: Weź, już łatwiej byłoby mi sklonować parę siebie :P
      A mnie wzięło na rozmyślanie w wannie… i piszę xD
      Ty nie znasz mojego, bo ja nie znam twojego. Coś za coś :P Zielone? *-* Podobno oczy są odzwierciedleniem duszy… i to prawda :) Znam parę osób z zielonymi oczami i są pod pewnym względem trochę do siebie podobni. Ale trudno mi to stwierdzić. To dość skomplikowane. Ja mam bardzo dziwne oczy. Są zielono-niebieskie, ale takie zszarzałe, jakby… brudne? Bynajmniej ja tak sądzę.

      Wegi
      Ps. Śpisz?

      Usuń
    9. Musisz mieć piękne oczy, Wegi :)
      Spać? Ja? NIGDY :D Balowałem do rana z książkami, a potem poprawiałem nowy rozdział. Mam nadzieję, że Ci się spodoba :P

      Twój Kitsune

      Usuń
  4. Dziadek jest zły, niedobry, fuj! Od samego początku go nie lubiłam.
    Simon i Eryk są... słodcy... mega słodcy!
    Rozdział super, mega, fajowy, epicki i... i wszystkie pozytywnie określające przymiotniki.
    Czekam na kolejną dawkę Simona i Eryka.

    ~ZuSkaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ZuSkaa, proszę mi tu dziadka z błotem nie mieszać. On jest taki uroczy, prawie jak Eryk :D No dobra, aż tak uroczy nie jest, ale mimo wszystko to wypisz wymaluj mój dziadziuś. Lubię go:)
      Wróć do mnie jutro, może rano, nie wiem ile zajmie mi poprawienie tekstu, ale postaram się wrzucić nowy rozdział jak najszybciej. Moim skromnym zdaniem to będzie najlepszy rozdział ze wszystkich :)Albo i nie. Sama ocenisz.

      Twój Kitsune

      Usuń
    2. No wróciłam, jestem. Jak ty możesz?! Przecież dziadek zły jest! Dobra, ja się z tobą kłucić nie będę, ale swoje zdanie i tak mam.
      Sądzisz, że to będzie najlepszy rozdział? Już nie mogę się doczekać! Dla mnie i tak każdy twój rozdział jest najlepsz na swój sposób <3

      ~ZuSkaa
      Ps. Troszku się stresuję tymi wynikami konkursu 0_0

      Usuń
    3. Ja też stresuję się tym konkursem, chociaż nie brałem udziału i nie wiem o co chodzi :) Moim zdaniem powinniście wygrać :D
      Dziękuję za miłe słowa :) Przy nowym rozdziale bardzo się starałem. Wyszedł długi i romantyczny. Przynajmniej mam taką nadzieję :) Miłego czytania i czekam na relację po odebraniu nagrody :)

      Twój Kitsune

      Usuń
  5. Ruu jak zwykle ma dobry zapłon. Wchodzę wczoraj na bloga, patrzę, że wpis dodany 20 w poniedziałek i myślę - "Kurde, nie ma nowego :c" Taa, głupców nie sieją, sami się rodzą.
    Ale rozdział świetny. Vee jak zwykle genialny. A po tym jako powiedziałeś, że będzie z Rysiem to jeszcze bardziej do lubię! ^^
    "- Gdzie Vee?
    - Nie żyje."
    Wiem,ze wszyscy pisali ten tekst, ale on jest świetny :D
    Nadal nie lubię Simona... I chociaż chciałam, żeby był z Erykiem, to podobało mi się, jak Vee bronił księcia. Aż sobie wyobrazilam, jak Vee próbuje ubrać Eryka w pas cnoty :P
    Ehh, nie mogę się doczekać następnego rozdziału!

    Ruu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, czy Vee będzie z Rysie zależy od Was, nie ode mnie. Więcej szczegółów zdradzę po zakończeniu Humorów :)
      Mam nadzieję, że znajdziesz nowy rozdział :P Ja bez problemu odnalazłem słodką perełkę na wattpadzie, więc Tobie też się uda :P

      Twój Kitsune

      Usuń
  6. -Gdzie Vee?
    -Nie żyje
    Idealnie sobie wyobraziłam ten moment hahaha xD
    i ta cudowna akcja pod koniec rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedny Veel. Wszyscy życzą mu śmierci, a chciałem go wykorzystać w dwóch opowiadaniach :D Mówi się trudno i pisze dalej :)
      Zostały Ci najlepsze rozdziały do przeczytania :) Zazdroszczę.

      Twój Kitsune

      Usuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, to dogryzanie sobie Vee z Simonem jest boskie, Vee taki opiekuńczy jest wobec Ericka... no i co miałam racje że to Erick stoi za konsorcjum i kupuje królestwo które Alan z dziadkiem sprzedają...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniale, to dogryzanie sobie Vee z Simonem jest boskie, Vee dobrze się bawi, och jaki Vee opiekuńczy wobec ericka... no i co miałam racje że to Erick stoi za konsorcjum i wykupuje królestwo które Alan z dziadkiem sprzedają...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń